Wczoraj na rogu ulicy, po czerwonym dywanie,
szła procesja umarłych z głowami na miejscu krawatów.
Krajobraz nie był cudem natury. Piaszczysta zawierucha
pokaszliwała na niebieskie płaszcze przechodniów.
Rozpoznałem wśród nich kilka znajomych twarzy.
Zobaczyłem świętych idących na cmentarne zrzeszenie
klubu umarłych. Zebrany tłum zaraz zostanie stłumiony
przez zjazd śmietanki towarzyskiej z konkursami, nagrodami
strumieniami szampana i milionem innych atrakcji.
Kelnerami tej nocy zostali grabarze, bo za mało im płacą
w domach pogrzebowych. Księżyc świeci jasno.
Wilki wyją na żądanie z jeszcze pustym kapeluszem.
Przed kawiarnią jesienny deszcz i smutna skrzypaczka.
Tworzą nastrój. Pora na koniec świata. Tyle się wydarzyło,
że aż krew w żyłach założyła związki zawodowe
będzie głodować aż się zagłodzi i zakrzepnie na wieczność.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Corpseone · dnia 03.12.2008 23:51 · Czytań: 631 · Średnia ocena: 3,67 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora: