Diabeł - lsamuel
A A A

Jechał niewielką ścieżką wzdłuż sporego lasu. Południowe tereny kraju były dzikie, nic dziwnego więc że przyciągały przestępców, krętaczy oraz wszelakiej maści infamisów, którzy w nieodkrytych ostępach mogli znaleźć schronienie przed coraz sprawniej działającej machinie sprawiedliwości, co wedle wielu obwiesiów zabijało naturalne interesy toczące się pomiędzy ludźmi. Podobno to z tych ziem zradzały się wszelakie plugawe istoty rozpleniające się na cywilizowanych ziemiach. Tak przynajmniej mówili w Krakowie, że Bazyliszek to nie od nich, tylko że to przybłęda ze wschodu. Naturalnie takie plugastwo nie mogło zalęgnąć się w mieście królów, biskupów i całej śmietanki towarzyskiej – mówiono na dworach co bogatszych szlachciców. Podobnież uważała biedota, podając mniej wyszukane argumenty i przykłady. Tam psy dupami szczekają – mawiał Maćko do Jaśka. Widziano też, jakoby wrony oraz inne ptactwo pionowo do lotu się podrywało – szeptały do siebie Jadźka z Gośką. Niepodobna stwierdzić, czy to prawda bez odwiedzenia tych ziem – myślał Wojciech – nikt niestety nie zdecydował się na podróż wraz z nim, stąd też jechał samojeden a jedyną rozrywką było to co mógł zrodzić jego umysł i imaginacja. Stąd też mężczyzna nudził się niemożebnie i korzystał z każdej tylko okazji do rozrywki. Niestety teren był bardzo monotonny, więc musiał zdawać się na swoje wspomnienia. Jednym z bardziej przyjemnych była poprzednia przygoda, która pozwoliła mu zdobyć trochę grosza. Na tyle nawet żeby kupić bardzo modne ostatnimi czasy cracoviensis. Zdecydowane przepłacone buty z długimi szpicami. Chodzili w nich modnisie oraz wszelakie fircyki, dla których wygląd miał pierwszorzędne znaczenie. Tfu – plwał ukradkiem dziad proszalny, kiedy Wojciech przechadzał się dumnie miejskim traktem – To niechybnie znak zniewieścienia i końca naszych czasów – dało by się usłyszeć gdyby weszło się w jego myśli. Bez problemu za to słyszalny był śmiech Jarosława, znajomego z dzieciństwa – patrzcie go, wygląda jak bocian, albo jakoweś inne ptactwo. Jak paw może, tylko trzeba mu w zadek pióra wetknąć. No cóż, Jarosław był wierny chodakom oraz innym łapciom, które były nie tylko wygodne, ale i pozwalały bez problemu salwować się ucieczką, kiedy zaszła taka potrzeba. Przyznać trzeba jednak, że buty przyczyniły się do tego, do czego zostały kupione, a więc przyciągnęły płeć przeciwną. W tym szczególnym wypadku w osobie Agnieszki, córki okolicznego handlarza, który de facto trząsł całym handlowym światkiem w tym rejonie. Fortuna jednak chciała, że Wojciech nie został nawet złapany in flagranti. Nie zdążył nawet zzuć cracoviensis, kiedy do izby wszedł Andrzej, ojciec. Po raz kolejny trzeba było wykazać się szybkim biegiem, co niestety nie udało się zrealizować. Bociany raczej nie słyną z prędkiego poruszania się po ziemi. Szczęśliwie Andrzej był stary, więc Wojciech otrzymał tylko prewencyjnego kopa w zadek. Przyznać trzeba, że na tyle silnego, że przeszła mu ochota na wszelkie amory. Nazajutrz, niedoszły kochanek w złości oddał za niewielkie pieniądze swój zakup na targu. Brzydkie to jak cholera, ale wezmę od ciebie, bo widzę, że groszem nie śmierdzisz – powiedział mu wtedy kupieco mysich oczkach. Może to i dobrze, jeszcze by się Katarzyna o wszystkim dowiedziała – racjonalizował swój wybryk Wojciech. Szkoda, że nie pojechała razem ze mną. Siedziała by z tyłu, obejmowała by mnie w pasie a ja czułbym ciepło jej ciała. Ciepłymi nocami kochalibyśmy się przy świetle księżyca. Całowałbym jej uda, zbliżając się stopniowo w górę…
- Diaboooł – rozmyślania o cudach alkowy przerwał przeraźliwy krzyk – w tym samym momencie z krzaków wyłonił się jakiś obdartus. Mężczyzna wbiegł szybko na trakt nie zwracając uwagi zbytnio uwagi na Wojciecha – Spierdalajta, kto żyw- puścił się w stronę wioski mężczyzna. Mimo tego, że wyglądem przypominał beczkę z wąsami to potrafił całkiem szybko przebierać nogami. Wyraźnie coś musiało go porządnie wystraszyć.
Wojciech nie przejął się zbytnio napotkanym widowiskiem. Do wioski było już całkiem blisko, zresztą już widział już dym z kominów, do którego było tak jakby z dwa razy rzucić kamieniem. Było całkiem bezpiecznie a do tego wielokrotnie widział ludzi przerażonych byle wiewiórką, albo co najwyżej dzikiem. Sam nie był zbytnio strachliwy, w końcu przyjechał w te tereny zobaczyć coś ciekawego, coś co pozwoli mu później bez problemu snuć historie przy piwie. W końcu zbliżała się zima, a trzeba będzie jakoś zabawiać kamratów do napitku i co najważniejsze przedstawicielki płci przeciwnej. Z tego powodu wziął ze sobą kilka flaszek najprzedniejszego alkoholu jaki udało mu się zdobyć. Nic tak nie rozwiązuje języków, jak trochę wina – mawiał proboszcz z jego parafii. Co więcej zalecał zażywania tego trunku przed spowiedzią, dzięki czemu mógł się dowiedzieć na temat co bardziej pikantnych szczegółów z życia swoich owieczek. Wojciech słuchał rad mądrzejszych od siebie. Zresztą gorzałka nie tylko rozwiązywała języki ale też pozwalała rozkładać damskie nogi, co było niewątpliwą zaletą kiedy urodą przypominało się gargulca z katedry – jak o sobie lubił mawiać Wojciech. Tak więc, o ile nie spotkają go jakieś interesujące przygody, to chociaż w karczmie dowie się, co dzieje się na tych dzikich terenach. Można nawet zobaczy te słynne psy szczekające dupami. A nawet jeśli nie to upije się i spędzi czas w innym miejscu niż zwykle.
Nagle, nieopodal, w w polu kukurydzy coś zaszeleściło. Koń zastrzygł uszami, utkwił wzrok w miejscu skąd dochodził hałas i nie chciał ruszyć kopytem nawet o piędź. Wojciech przełknął głośno ślinę i czekał na rozwój wydarzeń. Wyraźnie do nich coś się zbliżało.
- Graaaughhh – rozległ się donośny krzyk – koń Wojciecha nerwowo cofnął się o krok. Jeździec natomiast siedział spokojnie i czekał na rozwój wypadków. Krzaki zaczęły szeleścić coraz bardziej, a krzyk stawał się coraz głośniejszy. Mimo to nic więcej się nie działo.
- Możesz wyjść, nie boje się – spokojnie powiedział Wojciech, mimowolnie ściskając w dłoni medalik z Matką Boską, bo przecież nikomu nie przeszkadza trochę wiary i ochrona najświętszej panienki.
- Jam jest diabeł, belzebub straszliwy, z czeluści piekieł wyciągnięty – dało się usłyszeć gardłowy głos w odpowiedzi
- A dla mnie jesteś pajac i oszust
- Uciekaj, jeśli ci życie miłe – w głosie tajemniczej postaci dało się usłyszeć zwątpienie
- Wiem, że nie jesteś diabłem. Widzę z góry, żeś człowiek jak i ja. I do tego mikrej postury
Nagle głos tajemniczej postaci zmienił się zupełnie. Wcześniej krzyczący właściciel głosu okazał się niewielkiego wzrostu chłopkiem. Tak lichego wzrostu i jak i odzienia. Mężczyzna wyjaśnił całą sprawę. Okazało się, że w pobliskiej wiosce jakoby faktycznie jest diabeł złapany przez jednego z mieszkańców. Maćko, który od złapania piekielnej postaci kazał nazywać się Maciejem, wpadł na cokolwiek interesujący pomysł. Schwytany diabeł, czy też cokolwiek to było, pokazywany był za opłatami w centrum wsi. A chłopek, który wyszedł z kukurydzy był czymś w rodzaju reklamy. W ten sposób, udając diabła miał przyciągać do wioski nowe osoby, które za niewielką opłatą zdecydują się zobaczyć istotę nadprzyrodzoną. Sposób okazał się dość skuteczny, bo Wojciech zdecydował się sprawdzić jak sprawa się ma w wiosce. Kto wie, może to właśnie będzie historia, którą będzie można opowiadać. Nawet jeśli to nie piekielnik z czadów wyciągnięty, to przynajmniej można zobaczyć jak chłopkowie w zmyślny sposób oszukują przyjezdnych. Dość powiedzieć, że po drodze do wioski napotkać można było kilka bardzo marnie namalowanych portretów diabła, który raczej przypominał kozła, albo nad wyraz brzydkiego, włochatego mężczyznę z rogami. Wojciechowi przypomniał się wtedy Bolek, jego znajomy z lat dziecięcych, który chyba do teraz swoim wyglądem jak i zachowaniem potrafił wystraszyć każdą białogłowę. Przyznać trzeba, że był jednak niegłupi, więc uznał, że warto zrobić karierę w duchowieństwie, gdzie zaczął święcić pewne drobne triumfy. Jednak Wojciech nigdy nie poświęcał mu zbyt dużo uwagi, tak i teraz wystarczy, że zobaczył niewielką, ale wcale ładnie urządzoną w obejściu karczmę, aby jego myśli podążyły w zupełnie inną stronę. Wejdę tam i zasięgnę języka, może któryś z miejscowych wie, kim ów diabeł jest – powiedział cicho do swojego wierzchowca po czym spełnił swój zamiar.

*

Wojciech miał już wchodzić do środka , ale zdecydowanie bardziej jego uwagę zajmowało dwóch wracających mężczyzn, którzy zmierzali w jego stronę chwiejnym krokiem. Widać, że to całkiem rozrywkowa okolica. Tymczasem jeden mężczyzn, ten wyższy i najprawdopodobniej bardziej uzdolniony muzykalnie zaczął głośno śpiewać:

Czyś ty chłopie oszalał,

Czy ty ni mosz rozumu,

Karczma stoi przy drodze

A ty idziesz do domu!

Siła argumentów połączonych z jeszcze większą potęgą wokalną złamała wolę drugiego mężczyzny oraz Wojciecha, który bardzo szybko podążył do karczmy.

Tutejsze miejsce rozrywki nie wyróżniało się niczym specjalnym. Ot, kilka dużych drewnianych stołów z ławami wykonanymi z tego samego materiału. Właśnie takiego, od którego zawsze bolał zadek, tylko wtedy kiedy siedziało się już za długo. Oczywiście bywali tacy, co potrafili spędzić bardzo dużo czasu. Wojciech zrazu wspomniał sobie starego Pakosza i zakład z nim związany. Jeden z wielu niezbyt udanych pomysłów z dzieciństwa.

Prawdę powiadam, choćbym szczezł o tu na tym polu – przekonywał Sędko, znajomy z dzieciństwa – Pakosz był na wojnie i tam mu saraceny pół dupka oberżnęli i dlatego teraz może na tych ławach tyle wysiedzieć. Ma lewą stronę rzyci twardą jak miecz jaki albo cegła, bo mu sam wojewoda ufundował za zasługi wojenne. Niepodobna w to wierzyć, ale do samej Italii po taki rynsztunek pojechał był.

Zakład był prosty – Wojciech nie wierzył w żadne cuda medycyny, więc zadeklarował się, że jak tylko Pakosz wyjdzie z karczmy to dostanie kopa w zad – od razu będzie słychać z czego jest jego rzyć zrobiona. Jak powiedział, tak zrobił – niestety Pakosz złapał małego Wojciecha i zaprowadził do ojca, który z bez problemu zdecydował się wymierzyć odpowiednią karę. Od tego czasu pomysł na drewniany zadek nie był dla Wojciecha taki głupi.

Z rozmyślań wyrwały go kolejne przyśpiewki muzykalnych gości:

Morze, nasze morze,

A w tym morzu dziewczę hoże

W dali słychać syren gwizdy,

Woda sięga jej…

Do kolan!

Przy tego typu ambitnej poezji śpiewanej nie pozostało nic innego jak napić się regionalnego trunku. Wojciech został sprawie obsłużony przez jedną z dziewek. Piwo, jakie kupił, okazało się całkiem smaczne, więc pozostało tylko spokojnie pić i obserwować w dalszym ciągu salę w oczekiwaniu na to, że może coś uda się podsłuchać o tajemniczym diable, który jakoby zamieszkiwał te tereny. Nagle z końca sali wstała stara, niezbyt urodziwa kobieta. Od razu skierowała swe kroki w stronę Wojciecha. Z braku lepszego towarzystwa skinął ręką na to, żeby usiadła.

- Co cię sprowadza do naszej wioski? – zapytała oblizując wargi

- Podróżuję po tych ziemiach, ale przyznam, że zobaczyłem tablicę przed wioską, że macie tu jakiegoś diabła. Prawda to?

- Iiii tam, piękny panie, diaboł jest, ale to u Macieja zamknięty siedzi. Jak to tak, gdzie twój dom jest? Z daleka jesteś – świdrowała wzrokiem równocześnie grzebiąc palcem w dziurze w stole

- Podróżuję z miejsca na miejsce, nie mam swojego domu toteż gdzie głowę położę albo zadek tam i dom mój jest,

- Lepsze atrakcje tutaj mamy, wystarczy się tylko rozejrzeć – omiotła wzrokiem całą salę, po czym kontynuowała - A wiesz piękny panie, że diabeł, to szkaradztwo z czeluści piekła wyjęte może opętać każdego człowieka? I wtedy nawet najświętsza panienka nie pomoże – kontynuowała patrząc na to, jak Wojciech nerwowo dotyka swojego medalika – A wiesz jak on wejść może? Musi przez otwór jakowyś.

- Wystarczy, że zamknę usta

- Są jeszcze inne, stąd też białogłowe na ataki złego są podatniejsze i muszą się bardziej pilnować.

Wojciech bardzo chciał zmienić temat, ale kobieta nie dała się zbić z tropu i mówiła dalej.

- Ale o czym to ja mówiłam? A tak, są u nas rzeczy dużo bardziej interesujące niż diabły. Otóż ja na przykład mam ze sobą zwierzątko. Chcesz zobaczyć? Jak odpowiesz poprawnie co to za zwierz jest to ci się oddam w stodole, toć tej samej coś ją mijał przy wjeździe do wioski.

- Wielbłąd

- Mogę uznać tę odpowiedź. Wstawaj, idziemy.

Wojciech wstał, ale ostatnią rzeczą o której by pomyślał to ta, żeby dobrać się do tego co kobieta miała pod sukienką.

Już za drzwiami za rękę złapał go wąsaty chłopek.

- Widzę panie, żeś ty chętny na inne rozrywki, niechcący posłyszał żem waszą rozmowę. Zapłać, a zaprowadzę cię do diaboła.

Bardzo sprawnie dobito targu.

*

Wojciech obudził się z potwornym bólem głowy. Świadomość wracała do niego dość wolno, ale skutecznie. Znalazł się w miejscu, w którym był, jak mu się zdawało, wielokrotnie. Przez swoją naiwność, każącą mu wierzyć, że dobre sobie, zobaczy prawdziwego diabła poszedł z jakimś podejrzanym mężczyzną. Powoli jednak przypominał sobie wydarzenia. Wiedział, że trafił do całkiem bogatego domu na obrzeżach wioski. Przypominało mu się, że mężczyzna witał się z właścicielem tak jakby się znali już bardzo długo. Rozmawiali, po czym on sam dołączył się do konwersacji, ale nie pamiętał co mówił. Co było dalej… Dostał w głowę? To by tłumaczyło ten ból – mimowolnie dotknął czaszki, ale nie wymacał żadnego guza. Przecież to pulsowanie było znajome. Przypominało jazgot kotów w marcu, albo płacz dawno nie przebranego dziecka. Tak, to były objawy kaca. Wojciech pamiętał już, że udało mu się namówić Macieja, to znaczy gospodarza na to, żeby wspólnie wypić gorzałkę, którą wcześniej zabrał w podróż. W jaki sposób mu się to udało nie mógł sobie w tym momencie przypomnieć. Maciej jednak był również troszkę podchmielony, a wiadomo, że alkohol jest wspólnym językiem rodaków i posiadając odpowiednią walutę w postaci flaszki każdy może się dogadać. Strzępki wydarzeń z poprzedniej nocy zaczęły docierać do niego coraz wyraźniej.

- No i wiecie, Macieju, ja go łaps za kubrak i zasadziłem mu siarczystego kopa w rzyć – pamiętał, że opowiadał jedną z bardziej zabawnych, według niego anegdot.

- Ha, ha, hoo – Maciej śmiał się w charakterystyczny sposób wypuszczając na końcu powietrze

Znowu pustka. Ktoś tańczył na stole, spadały flaszki – zdawało się, że zaczyna sobie wszystko przypominać. Usilne próbowanie przywrócenia pamięci zostało przerwane.

- Widzę, żeś się wreszcie obudził. Chciałeś diabła to masz. Oto jestem

Wojciech wytężył zmęczony wzrok. Po chwili mrok zaczął się stopniowo rozjaśniać. Najpierw zobaczył, rzecz to niezwykła, rogi – takie jak u kozła. Całkiem pokaźne, grube jak palce kowala, przytwierdzone były do łysawej czaszki przypominającej ludzką. A przynajmniej tak się mu wydawało, bo światło nie było za dobre. Rzecz to niezwykła, ale istota miała też bródkę przypominającą tę, którą nosili ci zniewieściali Galizanci, albo inni jakowyś zwolennicy Francuzów. Osobliwości było więcej, bo ów kozi Francuzik, bo takie określenie wpadło do skacowanej głowy, ubrany był we wcale elegancki strój niemiecki. Wojciech nie mógł się powstrzymać, żeby nie spojrzeć na nogi i tak jak się można było spodziewać istota miała kopyta.

- Tyś jest diabłem? Czemu nosisz niemiecki strój?

- Maciej, człek nieuczony, sprezentował go mnie. A że chłopkom nasz ród się z Niemcami kojarzy to cóż poradzić…

- Nie wierze ci

- Jam jest diabłem prawdziwym, z czeluści piekła wyciągniętym. Jam zwodziciel i kusiciel. Moje jest zło tego świata, to przeze mnie ludzie cierpią, to ja mylę drogi mężom wracającym do żon, to ja trącam rękę cyrulikom krajającym rannych po bitwie – z emfazą mówiła istota

- I tyś jest w kozią rzyć zaklęty – Wojciech nie odczuwał w ogóle strachu, a jedynie irytację, bo głowa bolała go prawie tak samo, jak onegdaj, gdy dostał chochlą od matuli przed wigilią. Pamiętał, że strawa była taka wonna a żołądek miał wtedy przyklejony chyba do żeber.

Diabeł popatrzył uważnie na niego czerwonymi ślepiami. Czuł się trochę zbity z tropu, ale równocześnie narastała w nim złość. W końcu dał się złapać Maciejowi, chłopu, który ledwo odróżniał prawą stronę od lewej, a litery zobaczył raz w życiu jak mu ksiądz dobrodziej dał raz Biblię pocałować w ramach błogosławieństwa udzielonego za pierwszorzędną gorzałkę, którą mężczyzna pędził. Przyznać trzeba, że miał do tego talent. Diabeł nie raz już z nim popijał ten trunek. W pamięci miał jednak, jak naiwnie wyłonił pysk na wołanie chłopa. „Oddam duszę, mam dość tego życia” - dźwięczało mu w głowie raz po raz. Okazało się, że Maciej wykopał studnię, która sięgnęła do najwyższego punktu w piekle. Kozyra, bo tak brzmiało jego piekielne imię, pilnował tego wejścia, ale porwanie nowej, nawet lichej duszy było rarytasem. Już wyobrażał sobie jak Boruta będzie go chwalił i kto wie może nawet będzie mógł pomyśleć o awansie. A wtedy wyższy krąg piekła stał by otworem! Te wszystkie karczmy, te kotły z cierpiętnikami, którzy w tak słodki sposób krzyczeli. Tak, to te i wiele innych atrakcji miał wtedy w głowie kozyra.

Chłop był przygotowany, musiał zmówić się z księdzem, pułapka przygotowana była pierwszorzędnie. Był i różaniec i woda święcona i nawet spowiedź święta jaką odbył kilka godzin temu. Od tego czasu Kozyra musiał slużyć Maciejowi. A służba to była ciężka. W nocy orał nim pole jak wołem jakimś. We dnie wystawiał go przed dom, a gapie przychodzili i płacili aby tylko zobaczyć jego rogi. Co odważniejsi nawet ich dotykali. Nie mówiąc już o niemieckim stroju szlacheckim, w którym zaszyte w podszewce były święte obrazki. Co za wstyd – w diable na samą myśl wzrastała złość.

- A mnie się wydaje, żeś jakimś pośledniejszym kmiotkiem piekielnym jesteś. Maciej wygląda jakby się z osłem na łby pozamieniał, a tyś się dał złapać i mu służysz. Powiedz, jak to jest w piekle? Pewnie ci się podoba, bo widzę jak przebierasz kopytami. Są tam li jakieś ładne diablice, jakieś krasawice, które na ciebie czekają? Choć, furda z piekłem. Nasz świat jest piękniejszy, pannice mamy śliczne, z jagodami takimi, że oczu oderwać nie idzie. Trunki mamy najlepsze, a ty wodę tylko pijasz, albo tą gorzałczyne, co Maciej ci daje jak ma lepsze dni. A i tak zdarzało mu się do flaszki parę razy nasikać. Maciej orze tobą pole, a ze świata nic nie masz. Siedzisz tu jak jakiś pospolity chuj.

Tego było Kozyrze za wiele. Wstał z furią i zaczął biec w stronę Wojciecha. Stodoła w jakieś się znajdowali była dość duża, toteż nasz bohater zdążył wstać i odwrócić się w stronę drzwi by salwować się ucieczką. Diabeł, w iście zwierzęcy sposób, typowy dla koziego rodu, starał się wziąć go na rogi. Gonitwa nie trwała długo, róg dosięgnął celu.

*

Wojciech leżał na brzuchu a po jego plecach palcem wodziła Mira, jedna z piękniejszych dziewczyn, jakie spotkał w ostatnim czasie. Historia o diable okazała się bardzo skuteczna, żeby zaciągnąć ją do łóżka i pokazać nieco tajemnic alkowy.

- A więc walczyłeś z Rokitą, panem zastępów piekielnych. A on nie dając ci rady postanowił cię opętać? - pytała zaaferowanym głosem

- Powiadają, że diabły wchodzą różnemi otworami ciała. W ustach miałem krzyżyk…

- To stąd ta blizna – wskazała palcem na lewy pośladek? - Bo przecież nie wszedł, nie pozwoliłbyś mu, panie rycerzu?

- Tak właśnie było, nigdy bym cię nie okłamał, honor nie pozwala – uśmiechnął się Wojciech

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
lsamuel · dnia 01.10.2017 12:25 · Czytań: 318 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 2
Inne artykuły tego autora:
Komentarze
Infernus dnia 07.10.2017 21:10 Ocena: Dobre
Witaj Isamuel!
Wciągnięty tytułem, zwiedziony tekstem - tak określę swoją wizytę. Na początek co przeszkodziło, to interpunkcja. Stwarza wrażenie niechlujnego podejścia do odbiorcy. Np.
Cytat:
- Jam jest dia­beł, bel­ze­bub strasz­li­wy, z cze­lu­ści pie­kieł wy­cią­gnię­ty – dało się usły­szeć gar­dło­wy głos w od­po­wie­dzi- A dla mnie je­steś pajac i oszust- Ucie­kaj, jeśli ci życie miłe – w gło­sie ta­jem­ni­czej po­sta­ci dało się usły­szeć zwąt­pie­nie- Wiem, że nie je­steś dia­błem. Widzę z góry, żeś czło­wiek jak i ja. I do tego mi­krej po­stu­ry

wstawiłeś tylko jedną kropkę, a tyle wypowiedzi...
Są tez powtórzenia, dziwnie złożone zdania i wypowiedzi postaci bez przejścia na nową linijkę.
Technka - według mnie, powinieneś zaczerpnąć źródeł traktujących o gramatyce.
Natomiast pomysł fabuły i próby nieco zarchaizowania tekstu spodobały mi się.
Chętnie wypatrzę następne opowiadanie z innym podejściem technicznym.
Pozdrawiam...
lsamuel dnia 11.10.2017 17:52
Dzięki za podpowiedź i komentarz.
Zachęcam także do przeczytania mojego pierwszego tekstu - w moim mniemaniu udał się lepiej.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty