Siła intelektu - Dobra Cobra
Proza » Inne » Siła intelektu
A A A
Od autora: Opowiadanie tradycyjnie dostępne jako pierwszoklasowy audiobook na YouTube/dobra cobra. Interpretuje w sposób wspaniały i jedyny w swoim rodzaju Przemysław Bluszcz.


Cz. 1 http://www.youtube.com/watch?v=SjMyVNFh71g

Cz 2 http://www.youtube.com/watch?v=Bg8kZGgihhM


Więcej info o aktorze znajdziesz tu: http://pl.wikipedia.org/wiki/Przemysław_Bluszcz

 

1

 

   Inspektor Gabryel Mjoduszko, zwany także - z powodu wielkiej głowy, którą odziedziczył w genach po ojcu - Jajeczko, siedział w zapyziałym fast foodzie i siorbał herbatkę zagryzając pięknie pachnącym hamburgerem, w którym być może żyły sobie priony choroby szalonych krów. A może one wcale nie istniały i to wszystko była jedna wielka ściema... W każdym razie policjant bez celu wpatrywał się w bliżej nieokreślony i niezidentyfikowany punkt na przeciwległej ścianie. Po kilku godzinach takiego wysiadywania stwierdził, że coś jest nie tak z męską toaletą. Inspektor wyciągnął telefon komórkowy i już miał zadzwonić, gdy personel sprzątający głośno chrząknął mu nad uchem.

 

 

 

Dobra Cobra prezentuje 

wzorcową opowieść kryminalną o zabarwieniu mistycznym, 

w której intryga zapiera dech w piersiach, trup ściele się gęsto, a cnotliwe kobiety nie występują, pt.

 

 

Siła intelektu. 

 

 

Przed kościołem żołnierze spotykają się za kościołem,

po kościele żołnierze spotykają się przed kościołem.  

 

 

 

   Gilbert Mjoduszko - zwany z powodu pewnej nerwowej przypadłości także Drżącą Ręką - spał sobie smacznie na jednej z prywatnych rajskich wysp, gdy z plaży dobiegł do jego uszu śpiew rosyjskiego chóru składającego się z tysiąca członków. Czterystu z nich śpiewało altami, dwustu czterdziestu sopranami, trzystu barytonami, pięćdziesięciu ośmiu basami, a dwóch znalazło się w zespole przez protekcję i w ogóle nie umiało śpiewać, co nie przeszkadzało im, na równi ze wszystkimi, pobierać dniówki w astronomicznej kwocie czterech dolarów na dzień. Za te pieniądze we wschodniej części Matiuszki Rasiji mogli żyć ponad stan przez trzy i pół miesiąca, jedząc, pijąc i uganiając się za wciąż uciekającymi stadami reniferów oraz ich pasterkami.

 

Chór z początku zaczął śpiewać swoje canto cicho, aby w następnych minutach dojść do poziomu ryku wygłodniałych niedźwiedzi.

 

Gilbert otworzył swe, niewidzące jeszcze o tej porze, oczy i wyciągnął ku górze drżącą dłoń.

 

Dyrygent, ujrzawszy ten znak, natychmiast zakończył występ swoich podopiecznych. Można śpiewać prawie za nic w najpiękniejszych teatrach ojczyzny lub służyć jako nietypowy budzik dla jednego z najbardziej bogatych kapitalistów. Z ekonomicznego punktu widzenia to drugie zajęcie było ze wszech miar bardziej opłacalne.

 

 

*

 

   Na półce rozdzwonił się telefon, lecz Gilbert Mjoduszko nie spieszył się z podniesieniem słuchawki. Z cierpliwością nietoperza po raz kolejny spojrzał w dół na swoje przyrodzenie, które zwisało smętnie obok uda, niczym obwisłe piersi staruszek. Ostatni wytrysk w życiu miał już dawno za sobą. 

 

Westchnął z nieutulonym żalem i ociągając się, podjął rozmowę:

- Taaak?

- Ojcze, to ja - szeptał z drugiej strony jego syn inspektor Jajeczko. - Mam przed sobą poważną sprawę kryminalną. Otóż wyobraź sobie, że do kibla w naszym fast foodzie wchodzą jacyś faceci, a po kilku minutach wychodzą stamtąd całkiem inni! Co to może oznaczać?

 

Stary Mjoduszko wpatrywał się w niezmierzoną toń oceanu, popierdując od czasu do czasu dość rytmicznie - wiek robił swoje. Wreszcie siłą intelektu zdołał wyrwać się z wszechogarniającego go marazmu.

- Gabryelu, synu mój. Oto wykładnia tej kryminalnej zagadki: to nowocześni terroryści zbudowali w toalecie punkt przerzutu tajnych agentów. Aby ich schwytać, znajdź hożą blondynę posiadającą wymiary, które uwielbiają źli ludzie. Czyli pompowane cycki, mała pupcia i zrobione silikonem wydatne wargi. Następnie ostrożnie rozstaw namiot wynajętej kobiety niedaleko kibla, o którym mówisz, i cierpliwie czekaj. Żaden terrorysta nie przejdzie obojętnie obok tak ponętnej zasadzki. A gdy będą wchodzić do środka, wyłapiesz ich jak króliki, co to zawsze lezą do światła. 

 

Gabryel z radości przed dłuższy czas nie mógł wykrztusić ani słowa.

- Yyyyy… - zapiszczał do telefonu.

- Nie trzeba, synu. Naprawdę nie trzeba.

- Ojcze, a kupisz mi plazmę?

- Pogrzało cię, synu? Plazma to naprawdę badziewny telewizor, uwierz mi! W twoim wypadku powinieneś myśleć tylko o LCD. Ponadto plazma się szybko wypala w miejscach, gdzie ciągle wyświetla jasne barwy, na przykład logo stacji. No, ale powiedz lepiej, co tam jeszcze u ciebie słychać? - podstępnie zmienił temat.

- Mam wielkie napady bólu jąder, ojcze.

- Czy czasem nie próbujesz nosić babskich gaci, synu?

- Noooo… tak.

- Zaprzestań używania tego afrodyzjaka! Sam kiedyś próbowałem i doskonale wiem, że nie ma tam gdzie trzymać męskiego worka i strasznie uciska.

- Dobrze, ojcze. Wiesz, jednak sobie myślę, że… 

 

Gilbert Mjoduszko z rozmysłem odłożył słuchawkę. W tym samym momencie zatrzymały się cztery magnetofony, podpięte do podsłuchu jego linii na stałe. 

 

 

*

 

   Minęło już trochę czasu od momentu, gdy Drżąca Ręka został schwytany, osądzony i skazany na surowy wyrok za swoje podstępne knowania przeciw Nowemu Ładowi Świata. Niedługo później niespodziewanie i bez żadnego rozgłosu kara pobytu w więzieniu została zamieniona na odosobnienie na jednej z nieoznaczonych na żadnych mapach, tajnych rajskich wysp. Rządy Ameryki, Rosji, Chin i jeszcze jednego ważnego państwa położyły w ten sposób kres wielkiej - i coraz bardziej rozprzestrzeniającej się - popularności Gilberta w portalach społecznościowych na całym świecie. Był tam porównywany do legendarnego Robin Hooda, tyle, że współczesnego, który nie boi się przeciwstawić postprawdzie, ale nie rozdaje ubogim tego, co ukradł bogatym. 

 

 

2

 

   Gilbert Mjoduszko słuchał jednej z piosenek zespołu Abba, napisanej - jak zdaje się - na cześć pewnego koncernu, zajmującego się przemysłową produkcją i sprzedażą bananów:

 

Chiquitita, powiedz mi, co się stało 

Jesteś zmieniona przez własny smutek 

W twych oczach nie ma nadziei dla jutra 

Jak ja nie cierpię widzieć cię w takim stanie...

 

Pod wpływem tych słów postanowił natychmiast zakupić kontener bananów, aby ulżyć nieco ciężkiej doli zamorskich pracowników, pracujących w pocie czoła na ogromnych plantacjach nie fair trade. 

 

 

   Jego syn Gabryel wędrował w tym samym czasie tropem zbrodni przez duże osiedle jedenastopiętrowych wieżowców z wielkiej płyty. Naraz jego baczne oko zauważyło pewną  mrożącą krew w żyłach nieprawidłowość. Inspektor Jajeczko wszedł do dziecięcej piaskownicy, zagrzebał się w piachu po uszy, na wystającą głowę założył pozostawione przez dzieci plastikowe wiaderko i rozpoczął żmudną obserwację. 

 

Wieczorem następnego dnia był absolutnie pewien, że jego spostrzeżenia są trafne. Powolnym ruchem wyciągnął z kieszeni mały telefon komórkowy.

 

 

*

 

   Ogromna tarantula wiła we włosach łonowych Gilberta Mjoduszko gniazdo dla swych małych pajączków. Już od tygodnia z okładem Drżąca Ręka nie mógł się nawet ruszyć, aby czasem jadowity potwór nie ukąsił go w udo na śmierć. Nagle zadzwonił telefon. Jego przeraźliwy dźwięk, przypominający w dziwny sposób odgłos zarzynanego świniaka, dał tarantuli wiele do myślenia. Pajęczak zrozumiał, że wybrał sobie jednak zbyt niespokojne miejsce dla lęgu i z dumnie podniesionym kosmatym łbem powoli poszedł wić gniazdko gdzie indziej.

 

- Jak Pomorze nie pomoże, to pomoże może morze - szepnął Gilbert, po czym odetchnął głęboko, wypił duszkiem cztery litry wody mineralnej, a następnie jeszcze dodatkowe półtora bez gazu, zagryzł dojrzałe mango trzema wyzyskiwanymi bananami i nieśpiesznie odebrał połączenie.

 - Ojcze, ratuj! - usłyszał w słuchawce rozdygotany głos syna. - Oto jestem przed wysokim blokiem z płyty i od dwóch dni nikt do niego nie wszedł, ani też nikt z niego nie wyszedł, co jest wielce niespotykane! 

- Podejdź i dotknij klamki drzwi wejściowych, synu.

- Nie widzę jej, chyba została wyrwana...

- To dotknij domofonu! - rozkazał Mjoduszko. Po dłuższej chwili usłyszał przeraźliwy krzyk syna:

- Walnęło mnie! Domofon normalnie popieścił mnie prądem! Ten cały blok kopie napięciem!

 

Drżąca Ręka w zamyśleniu podrapał się po nieowłosionej klacie. Otaczający go bezkresny ocean szumiał nadzwyczaj uspokajająco. Z kieszeni wyjął tabletkę, którą zalecono mu brać dwa razy dziennie i połknął ją z mlaskiem, popijając ciepłym kakaem. 

 

*

 

- Gabryelu, synu mój. Oto wykładnia tej kryminalnej zagadki: to terroryści podłączyli w całym bloku prąd do klamek, kranów, okien i czego tam jeszcze. Z ciał nieżywych mieszkańców chcą bowiem - dzięki Wielkiemu Elektrycznemu Impulsowi, w skrócie: WEI - stworzyć armię zombie, gotową na wszystko. Powstrzymaj ich! Mają swą siedzibę na trzecim piętrze, pod numerem 28.

- Ach, dziękuję, dziękuję ci ojcze! - szczerze ucieszył się inspektor Jajeczko.

- Nie trzeba…

- Tak mi niewysłowienie żal tych ludzi. Przecież wśród nich byli: robotnicy, uczniowie, emeryci, nauczyciel, młoda para owładnięta zgubną żądzą ciągłego uprawiania seksu, bezrobotni, sprzedawczyni z mięsnego, ekspert handlu bezpośredniego i domorosły teolog…

 

Drżąca Ręka przerwał niekończący się wywód potomka:

- Nie uwierzysz, synu, ale wczoraj nad ranem spotkałem Friedricha Nietzsche, by później na ławeczce osobiście gawędzić z nim oraz Cezarem i Kleopatrą o przeznaczeniu i predestynacji. Na koniec wszyscy troje wyraźnie mnie ostrzegli, abym zmusił cię do leczenia.

- Naprawdę?

- Tak. I co tam jeszcze u ciebie słychać, synu?

- W mieście znacząco zmniejszyła się liczba pogryzień przez psy: w ubiegłym roku było ich siedem, a w tym tylko trzy. Wpadłem też w sidła pewnej panny, uparcie zeznającej, że jest dziewicą. Podczas ostrego lizanka wykorzystała moją słabość i zaciągnęła mnie siłą do swojego mieszkania. Gdy zaczęliśmy współżyć, to się od razu okazało, że to mężczyzna, którego ojciec jest  na dodatek handlarzem cebulą. Kupuje ją od rolników tanio, a sprzedaje miastowym drogo, dlatego też…

- Winieneś więcej medytować - przerwał mu ojciec.

- Medytować? Ale mnie zaraz cierpną nogi, jak tylko siedzę w kucki.

- Medytować znaczy „przechadzać się między drzewami” - dokończył spokojnie Gilbert i w zamyśleniu odłożył słuchawkę.

 

Cztery magnetofony, rejestrujące każdą rozmowę - zarówno przychodzącą jak i wychodzącą - automatycznie przeszły w stan czuwania.

 

 

*

 

   Gilbert Mjoduszko oraz jeden z najbogatszych szejków świata - Amir Alhb Raajis - pływali luksusowym jachtem dookoła nieoznaczonej wyspy, która była odosobnieniem. Cztery peryskopy łodzi podwodnych: amerykańskiej, rosyjskiej, chińskiej i jeszcze jednego ważnego państwa stale patrolowały okolicę, aby więzień nie wydostał się poza jej wody terytorialne. 

 

Szejk raczył się najdroższym winem świata, obok niego leżało trzech dobrze wyrzeźbionych eunuchów, a o relingi łodzi opierały się roznegliżowane najpiękniejsze kobiety świata, wynajęte na ten rejs za grube miliony petrodolarów dla kaprysu sokolników.

 

Godzinami bawiono się w rozpoznawanie wagi i rodzaju wyrobów mięsnych za pomocą węchu, w czym Drżąca Ręka był niekwestionowanym mistrzem świata. Siedział ze szczelnie zawiązanymi oczami, podczas gdy długonogie hostessy podsuwały mu pod nos kolejne gatunki wędlin.

 

- Serdelowa, trzydzieści dwa dekagramy - bezbłędnie zgadywał po raz kolejny Mjoduszko.

- A ta?

- Mortadela Świdnicka, sześćdziesiąt siedem dekagramów

 

Amir Alhb Raajis złapał się za głowę, musiał być przecież jakiś fortel, by pokonać gościa i nie narażać utraty leżącej na stole fortuny. Po chwili na jego twarzy wykwitł podstępny uśmieszek. Podbiegł do jednej z dziewcząt i łapiąc ją za ramię rozkazał:

- Ściągaj majtki, podstawimy twój tyłek temu domorosłemu ekspertowi i zobaczymy, co wtedy powie.

 

Po czym uroczyście zwrócił się do Gilberta:

- Kładę na stół kolejne dwa miliony petrodolarów, które będą twoje, gdy tylko zgadniesz, jakie mięsko teraz przed tobą położę…

 

Drżąca Ręka przez dłuższą chwilę zaciągał się podsuniętym zapachem, po czym rzucił zwięźle:

- Krakowska, dziewięć…

- Hahaha! - zaśmiał się szejk, a za nim wszyscy zgromadzeni na wielkim jak boisko pokładzie jachtu. - Wygrałem! Wygrałem!

- … mieszkania sześć - dokończył Mjoduszko beznamiętnie.

 

Dziewczyna zapłakała nadzwyczaj głośno, gdyż faktycznie mieszkała z rodzicami na tej ulicy, a na dodatek dokładnie pod tym numerem.

 

Wtedy nieoczekiwanie zadzwonił telefon. 

 

 

*

 

Po drugiej stronie słuchawki dało się usłyszeć wielce rozemocjonowany głos Gabryela Mjoduszko:

- Ojcze ratuj! Oglądam telewizję i właśnie nadają program o wielosetprocentowym wzroście porodów we wszystkich miastach naszego okręgu. Dzięki wynalazkowi kolorowej telewizji 4K zauważyłem…

- 4K, synu? Ta rozdzielczość to czyste kłamstwo, bo żadna telewizja w niej nie nadaje, a płyta dvd ma cztery razy mniej linii obrazu. Więc po co? Mówiłem ci, że to LCD jest…

- Eeee, ojcze, tak masz rację. Wracając jednakże do meritum, zauważyłem, że obecnie rodzą się same dziewczynki i to na dodatek tylko jasnowłose. Wpadłem chyba zatem na trop nowej afery o międzynarodowych korzeniach!

 

 

   Gilbert spojrzał na szejka, który zajęty był uprawianiem ostrego pettingu z trzema ślicznymi eunuchami, z którymi żył od dłuższego czasu w gejowskim związku poliamorycznym. Obrzucił też wzrokiem najpiękniejsze kobiety świata, które znudzone wpatrywały się w horyzont na narkotykowym haju. Wreszcie popatrzył na odległa wyspę.

 

Naraz przed oczami stanęła mu romantyczna rzeka z rodzinnego miasta. Toczyła wodę o cudownym świeżozielonkawym kolorze, w której zamieszkiwały raki i pijawki. O niej to poeci pisali wiersze, piosenkarze śpiewali piosenki, a prosty lud każdej wiosny rzucał w jej nurt wianki. Zakola gęsto porastały wierzby, z gałęzi których jego dziadek strugał za pomocą scyzoryka fujarki do grania.

 

- Gabrielu, synu mój - powiedział powoli. - Oto wykładnia tej zagadki kryminalnej: to terroryści znów postanowili manipulować światem. Podczas testów krwi sprytnie wstrzykują wybranym kobietom geny cór terroryzmu. Później jak dziewczynki podorastają, dzięki modyfikowanym genetycznie jasnym włosom będą skutecznie wabić ród męski, przez co porodzą kolejne atrakcyjne dzieci z wrodzonymi genami terroryzmu. Jak ich ilość przekroczy masę krytyczną - wyliczoną przeze mnie dokładnie na siedemdziesiąt osiem procent - wtedy przejmą władzę nad światem. Ich centrum dowodzenia znajduje się na Stalowej trzydzieści cztery, a dokładniej: w piwnicy tego budynku.

 

- Ależ ojcze mój! Dziękuję ci za pomoc w tej sprawie nie do rozwiązania!

- Nie trzeba synu, doprawdy nie trzeba.

- A wiesz, że Młody z naprzeciwka założył internetowy sklep z ekologiczną karmą dla kóz. Jego przychody wzrosły do niebotycznych sum...

- Nie zważaj na to, jak powodzi się obcym, synu. Patrz zawsze tylko na siebie.

- Yyyy… dobrze, ojcze - rzekł skruszony Gabryel.

- Bo wiesz, synu, jak powiada mądre powiedzenie: Kto nie może dopiąć celu, ten chodzi z rozpiętym.

- Co takiego?

- Kiedyś zrozumiesz. A teraz powiedz lepiej, co tam jeszcze u ciebie słychać?

- Mówiłeś mi kiedyś, że posypanie prochu z naboju bezpośrednio na żołądzia sprawia, że niewiasty nie zachodzą w ciążę. Otóż zapoznałem ostatnio piękną pannę, gotową szybko podjąć współżycie płciowe. Zastosowałem się do twojej rady, lecz nie sądziłem, że owa dzierlatka będzie aż tak gorąca. Jednym słowem proch nieoczekiwanie zdetonował w najmniej oczekiwanym momencie i obecnie leczę rozległe oparzenia...

 

Stary Mjoduszko cicho odłożył słuchawkę. Trzy podsłuchujące jego rozmowy magnetofony - gdyż  jeden niespodziewanie uległ mechanicznemu zacięciu - stanęły.

 

 

**

 

   Kilka chwil później szejk zszedł z trzema eunuchami pod pokład, a piękne kobiety - nadal wpatrzone beznamiętnie w morską dal - w myślach ciągle przeliczały bajońskie sumy, jakie tu zarobią, i dzięki którym ustawią się na całe życie. Gdyż pierwszy milion zawsze należy ukraść lub zdobyć przez cudzołóstwo. Później jest się już tylko szanowanym członkiem bogatej lokalnej społeczności, zapraszanym co raz na rauty i pokazy koni czystej krwi arabskiej. 

 

Gilbert Mjoduszko ściągnął slipki i modelowo - bez żadnych rozprysków wody - wskoczył do oceanu. Gołymi rękami uszkodził oraz unieruchomił pilnujące wyspy cztery łodzie podwodne: amerykańską, rosyjską, chińską i jeszcze jednego ważnego państwa. Po czym odpłynął wpław ku dalekiemu, acz nadal pięknemu - mimo strukturalnego bezrobocia - miastu Skarżysko - Kamienna, położonemu w urokliwie zielonej dolinie pomiędzy dwoma dumnymi grodami wojewódzkimi, z których jeden był nieco bardziej majestatyczny od drugiego. 

 

 

3

 

   Inspektor Gabryel Jajeczko znów natrafił na trop kolejnej afery kryminalnej o światowym zasięgu. W ciągu ostatnich dni wszystkie transporty pieniędzy, przewożone z banku centralnego, były notorycznie grabione. Na nic zdawały się policyjne próby przechytrzenia złodziei polegające na wypuszczaniu kilku konwojów w tym samym czasie. Rabusie zawsze bezbłędnie okradali tylko te przewożące pieniądze, na resztę nie zwracając nawet najmniejszej uwagi. 

 

Zdesperowany policjant wyciągnął z  kieszeni telefon komórkowy i już chciał zadzwonić, gdy zza drzewa usłyszał cichy - acz przenikliwy - gwizd. Ostrożnie zbliżył się do pnia…

 

- Ojcze mój, Gilbercie... - wyszeptał z przejęciem. - To ty?

- Tak, to ja. Dobrze, że zachowujesz się cicho - pochwalił go rodziciel. - Właśnie przypłynąłem wpław morzami i rzekami do ciebie i gdybyś mówił głośniej, mogliby mnie zaraz nakryć. A tak nie nakryją.

- Oooo…ojcze, dlaczego złapałeś mnie mocno za mosznę?

- Mój przyjaciel prosił, aby w ten sposób cię pozdrowić.

- Aha… Wiesz, mam problem...

- Wiem - przerwał synowi, wychodząc ostrożnie zza drzewa. - Oto wykładnia tej kryminalnej zagadki, która zaprząta twoją głowę: to nowocześni terroryści wszczepiają sobie psie implanty powonienia i dzięki temu wiedzą bardzo dobrze, w którym konwoju jest wieziona forsa. Ale to nieważne! Ważne jest to, że ty myślisz, że oni myślą, że ty tak myślisz. Ale gówno, bo oni myślą, że ty właśnie tak myślisz, że oni myślą, że ty tak nie myślisz, chociaż przecież myślisz. Więc nie myśl, synu, tylko pomyśl, co oni tak naprawdę mogą myśleć, nie myśląc, choć jednak coś tam myśląc. 

 

Gabryel aż przysiadł pod wpływem mądrości i elokwencji rodziciela, który niedowierzającymi oczyma wpatrzony był w rzekę ze snów, która przepływała nieopodal. 

 

Kamienna nie toczyła jednak wody o cudownym zielonkawym kolorze, w której zamieszkiwałyby ryby, raki czy pijawki. Był to raczej martwy biologicznie ciemnobury ściek, od którego zalatywało chemią na kilometr. Na jego brzegach nie przesiadywali poeci, piosenkarze nie śpiewali piosenek przy akompaniamencie gitar akustycznych, a prosty lud - zamiast trzymać się za ręce i rzucać w nurt wianki, choć była to przecież wiosna - siedział w domach i oglądał w telewizji propagandę. 

 

Przed zakolem z ciemnej toni sterczał smętnie wbity do połowy pordzewiały wrak samochodu marki Syrena. 

 

 

Gabryel wyciągnął z kieszeni nieco pomiętą gazetę, krzyczącą dużymi literami: TO TERAZ! i podał ją ojcu. Ten, przerzuciwszy parę stron, zdecydował uroczyście:

- Na dobry początek naszego quasi rodzinnego spotkania coś skonsumujmy! Słyszałem, że dziś jest w naszym mieście noc prowansalska. To podobno nie lada atrakcja turystyczna, nie tylko ze względu na potrawy. 

 

 

*

 

   Nieśpiesznie udali się do elegancko położonej na wzgórzu ekskluzywnej restauracji Chez A La Libidineuse Pierre (z francuskiego: U Chutliwego Pierra,), gdzie za samo wejście i wytarcie butów żądano dość dużej sumy pieniędzy we wspólnotowej walucie. Tego dnia restauracja była wyjątkowo zatłoczona. Gdy już usiedli przy stoliku, Gilbert Mjoduszko złożył zamówienie kłaniającemu się w pas kelnerowi, ubranemu w złoty fartuch, na którym miał wyhaftowaną żabę. 

- Je prendrai (z francuskiego: Wezmę... ) dwie zupy Pois dans les banlieues de Paris (z francuskiego: grochową z przedmieść Paryża.) Zdaje się, że kiedy ostatnio ją tu spożywałem była całkiem niezła...

Ależ ojcze! - Wykrzyknął z autentycznym przerażeniem jego syn. - Ona kosztuje za talerz dokładnie siedemnaście tysięcy dwieście osiemdziesiąt trzy Euro, plus napiwek w zwyczajowej wysokości około dziesięciu procent. Oraz obowiązkowa kaucja za cynową łyżkę ze słynnej alpejskiej manufaktury i opłata klimatyczna za tłoczone na salę bezpośrednio z butli prowansalskie świeże powietrze!

 - Naprawdę? Jakoś ostatnimi czasy nie patrzę na prawą stronę żadnego menu.

 - Yyy…przepraszam pana - młody Mjoduszko pociągnął za rękaw koszuli poważnego kelnera. - A czy mają państwo serdelową na gorąco?

- Niestety, kuchnia francuska, drogi panie, nie serwuje…

- A podają tu państwo chleb?

- Oczywiście, świeżo wypiekane pieczywo jest zawsze podawane gratis do każdego…

- To ja poproszę o porcję chleba!  

 

Kelnerowi ze zdziwienia wyraźnie opadła szczęka.

 

- Zamilknij synu. I cierpliwie oczekuj ciągu dalszego... - Gilbert wziął serwetkę i dobrze zastruganym ołówkiem zaczął rysować majtki suszące się na sznurze, a za nimi nieprzebrany rząd kobiet.

- Cóż może oznaczać ten rysunek, ojcze? - spytał Gabryel.

- Kobiety są za gatkami, synu…

- Zagadkami?

 

Gabryel, w powolności swego umysłu, starał się zgłębić głęboką głębię ojcowskiego przekazu. Jednak bez powodzenia. Zniechęcony oderwał wzrok od Tajemnicy i uważniej rozejrzał się po wnętrzu lokalu, w którym przebywali. Z zaskoczeniem zauważył, że przy sąsiednich stolikach siedzieli przywódcy wszystkich krajów świata - zebrani na tajnej masońskiej imprezie - którzy odłożywszy sztućce, z przerażeniem wpatrywali się w jego ojca.

 

- To są ci prawdziwi terroryści, o których ci mówiłem - szepnął Drżąca Ręka.  - Znaczy się, ich mocodawcy.

- Pycia pupka! - Gabryel zaklął po swojemu i natychmiast zadrżał na całym ciele, stając twarzą w twarz z tak licznym ogromem przestępstwa. - Przepowiednia Dnia Siódmego się sprawdziła...

- Dnia Siódmego? Jesteś pewien, że nie była to Przepowiednia Dnia Ostatniego?

- Już prędzej Dnia Szóstego, ojcze. Zgłębiłem sprawy proroctw na specjalnym kursie korespondencyjnym… Ale… co teraz się stanie, ojcze?

- Zapewne przewrotny los za chwilę nam to powie…

 

 

*

 

Przywódcy wszystkich krajów świata powstali z miejsc i powyciągali ze swoich kieszeni różne mniej lub bardziej wyrafinowane narzędzia zbrodni. Dysząc żądzą mordu, okrążyli szczelnym kołem ojca i syna. 

 

W tym momencie - idąc za głosem niezawodnej męskiej intuicji - Gilbert Mjoduszko wstał i szybkim ruchem ściągnął spodnie oraz grube slipy z rozciągniętej bawełny gorszego sortu. Oczom zebranych natychmiast ukazały się w całej okazałości jego albinosko jasne włosy łonowe. Wszyscy zamarli porażeni tym niespotykanym widokiem.

 

 

   I doprawdy nie wiadomo, co by się dalej stało, gdyby nie stadko ślepych kretów, które od lat skutecznie - acz powoli - ryło swoje tunele pod restauracją. Budynek zadrżał w posadach. Z lewa, jak i z prawa dało się usłyszeć pojedyncze trwożliwe krzyki zebranych tam przywódców:

 

- This is earthquake! (z angielskiego: To trzęsienie ziemi!)

- Ziemlja triasetcja! (z rosyjskiego: Ziemia się trzęsie!)

- Tsiu szi tien! Ła cia ta czo śiń tijen li dio sojo funi aj! (z chińskiego: Zanim poumieramy weźmy brutalnie wszystkie kobiety, zebrane na tej sali! Nawet te z małymi cyckami.)

- Mon cheveux! Mon beaux cheveux! (z francuskiego: Moje włosy! Moje piękne włosy!)

- Dałam dupy za stołek! (z polskiego: to samo, co słyszymy)

- Vaffanculo! (z włoskiego: Spierzajmy!)

 

Wszystko bardzo szybko przykryła chmura kurzu z walącego się budynku. Ostatnim krzykiem przerażenia, pośród ogólnego kataklizmu, były wielce znaczące słowa:

- WTC office workers must have felt this way, those we sent to death on September, 11-th…  (z angielskiego: Tak musieli się czuć pracujący w World Trade Center, których posłaliśmy na śmierć jedenastego września...)

 

 

*

 

   Minęło kilka dobrych minut, po których z kupy gruzu zaczęli gramolić się Mjoduszko i jego syn. Otrzepali ubrania z białego ceglanego pyłu i nie dowierzając do końca swojemu niezmiernemu szczęściu rozejrzeli się wokoło.

 

- To wszystko twoja wina, ojcze! - wyrzucił z pretensją Gabryel, gdy spojrzał na nadal obnażone ojcowskie przyrodzenie w całej okazałości.

- Synu! Tym członkiem własnoręcznie cię robiłem, a ty teraz mnie tak spotwarzasz?

- A taki wacław i to do kwadratu! Wszystko właśnie przez tego twojego Sterczyciela, co nigdy nie chciał w rozporku usiedzieć. Powiedz, właściwie to po jakiego żeś mnie spłodził?

- Ależ synu mój, Gabrielu! Mój członek… - Gilbert przez chwilę szukał właściwego słowa. - … stworzył cię.

- Podobno jest inny Stwórca.

- Nic nie rozumiesz…

- Wszystkie nieszczęścia są przez tego twojego Dyndasa! Przez niego rozpadła się nasza rodzina. Przez niego opuściłeś mamusię, która cię tak kochała i była ci tak oddana i wierna. Przez niego masz z różnych przypadkowych kobiet nas - swoje dzieci. Ale to nie wszystko, ojcze! - Gabryel wziął głęboki oddech. - Bo Sterczyciel tobą kierował i nadal tobą kieruje!

 

Mężczyźni zamilkli.

 

- Ehm - przerwał pan Wacław, listonosz ekspresista z trzydziestoletnim doświadczeniem pocztowym. Człowiek, który widział już w życiu niejedną rzecz, z niejednego pieca jadł chleb i niejedną dostarczył przesyłkę. - Mam tu polecony za potwierdzeniem odbioru do pana Gilberta. Proszę podpisać tu … i tu - podsunął usłużnie ołówek kopiowy.

- Nie będę niczego podpisywał!

- To nie - obruszył się doręczyciel. - Wedle aktualnych przepisów list polecony bez pokwitowania i tak uważa się za dostarczony. Do widzenia panom. 

 

 

Gilbert Mjoduszko niecierpliwie rozdarł szarą kopertę, z której wypadło wezwanie na tygodniowe ćwiczenia rezerwy. 

 

 

*

 

- Wiesz co, lepiej stąd zmykajmy - zasugerował synowi szeptem. - Coś czuję, że tej rozpierduchy, cośmy ją tu zrobili, to nam raczej nie darują. A na dodatek w młodości wbili mi w książeczce wojskowej kategorię „niezdolny do pełnienia służby”, więc to wezwanie jest tym bardziej podejrzane.

- Panowie, panowie! - krzyknęła za nimi młoda kelnerka Joanna, otrzepując ubranie z białego, ceglanego pyłu. - Ucieknę z wami, dobrze? Byłam tu przez dwa lata strasznie ciemiężona, bo musiałam w kółko podawać potrawy mięsne, a z przekonania jestem wegetarianką i strasznie cierpiałam z tego powodu każdego dnia. 

 

Gilbert obrzucił ją wzrokiem od stóp do głów i stwierdził, że dziewczyna była zbudowana dość intrygująco. Wyglądała także na wyzwoloną, co zazwyczaj ułatwiało wiele spraw, niestety utrudniając inne. Szybko zrobił w myślach bilans zysków i strat i skinął głową na zgodę. Po czym powiedział:

- To i tak wszystko wina Żydów, którzy tak bardzo dokuczyli Hitlerowi, że chcąc nie chcąc,  musiał rozpętać Drugą Wojnę Światową, która tak naprawdę trwa do dziś dnia.

 

 

W tym wszyscy troje wzięli nogi za pas i zniknęli za rogiem. Na zawsze. Róg, za którym się rozpłynęli, nie był jakiś szczególnie piękny, mistyczny czy nawiedzony. Był po prostu zwykłym rogiem. I wyglądał, jak każdy normalny róg. W każdym razie do tej pory nikt nie zniknął za nim na zawsze.

 

- Może powinniśmy zacząć robić karierę w ubezpieczeniach - dało się słyszeć na odchodnym słowa Gabryela Mjoduszko. 

 

 

KoNiEc.

 

 

Dobra Cobra

15 05 2012

lipiec 2017

 

 

 

 

 

 

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Dobra Cobra · dnia 12.10.2017 09:44 · Czytań: 851 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 22
Komentarze
Dobra Cobra dnia 12.10.2017 10:04
Opowiadane dostepne także w wersji audio:

Cz. 1 http://www.youtube.com/watch?v=SjMyVNFh71g

Cz 2 http://www.youtube.com/watch?v=Bg8kZGgihhM

Zapraszam!
JOLA S. dnia 12.10.2017 11:19 Ocena: Świetne!
A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść? - spytał Krzyś, ściskając Misiową łapkę. - Co wtedy?
- Nic wielkiego. - zapewnił go Puchatek. - Posiedzę tu sobie i na Ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika.


Dobra Cobro,

jak zrobisz sobie przerwę w pisaniu, to ja sobie usiądę i poczekam wzorem Puchatka.

Tak sobie pomyślałam po wysłuchaniu obu części.

Czemu natura nie obdarowuje intelektem wszystkich po równo? Jednym daje tyciu, tyciu, a drugim nadmiar i dodaje jako gratis jeszcze wyobraźnię.

Jesteś rzadkim okazem, gotujesz pyszną zabawę, misternie skrywając głębsze treści.

No i co może zrobić szara mysz przy Tobie? Tylko skorzystać z zachęty i zacząć pisać marne kryminały, których nikt nie będzie czytał, a słuchał tym bardziej ;)

Pozostaje mi się tylko głęboko ukłonić, obetrzeć łzę toczącą się po policzku, westchnąć żałośnie i zabrać się do roboty.

Gratulacje i zmykam do kąta :)

Wierna fanka

JOLA S.
Dobra Cobra dnia 12.10.2017 16:01
Zaraz tam mysz! już prędzej mysz mokra ;), no ale źle się to kojarzy, więc...


JOLU S,

Trudno jest rozważać zawiłości ludzkiej natury, a tem bardziej o yntelygencji. Nie wiadomo, jak jest ona rozdawaną. Najlpesi aktorzzy są idiotami, podobna rzecz ma się w pisarstwie, więc gdzie tu sprawiedliwość, no gdzie?

Jak najbardziej rozumiem obcieranie łzy, toczącej się po policzku prosto w dół... Jednak nie czas na płacze, gdy tacy dwaj tędzy (???) chwaci ratują świat przed...nim samym. Osz qrde...


Przemiło, że wpadłaś i dałaś wiary tej przedziwnej hystorii.


Pozdrawiam serdecznie zapraszając w przyszłości.


DoCo
retro dnia 15.10.2017 17:31 Ocena: Świetne!
„ …Gdy już nikt nie był w stanie wykryć przestępcy, on posługując się sztuką dedukcji rozwiązywał tajemnice. W rozszyfrowywaniu problemów pomagała Sherlockowi znajomość psychologii, chemii, prawa, literatury sensacyjnej, policyjne kroniki wypadków...”.

Tak jak Holmes jest doskonałym detektywem, tak Dobra Cobra jest wyjątkowym pisarzem. Do tego prawdziwym.

Chciałabym w przyszłości potrafić tak władać słowem jak DoCo. Ale to w sferze marzeń, tak jak w tym wierszyku: ”ona ma czarne brwi i warkoczyk, ja rudą grzywkę, niebieskie oczy”. Przyznaję: zazdrość przeze mnie przemawia! A tak nie lubię tego uczucia!

Ogromny plusior za wersję audio. Rewelacyjna:)

Pozdrawiam,
R.
Dobra Cobra dnia 15.10.2017 19:43
Wersja do słuchania rządzi, była robiona z myślą o Tobie...


retro,

Nie ma co wpędzać się w zazdrości ani takie tam! Tu jest criminal i zagrożenie swiata (a jakże!) i nawet Sherlock by nie dał rady (chociaż ten nowy Sherlock z Cumberbathem to by dal radę). Ale w naszej opowieści jest criminal najwyższej instancji. Oto terrorysci czają sie wszędzie, gdzie tylko spojrzeć (zupełnie jak spojrenie naszego rządu) i są zagrożeniem dla prawowiernych mieszkańców. I gdyby nie ojciec - owa Siła Intelektu - to nie wiadomo, co by było.

Dobra Cobra jest wyjątkowym, etc. To święta prawda!

Do następnego! Dziękuję za odwiedziny, dobre słowo nadające sens dalszym, jak i teraźniejszym, działaniom DoCo. Wpadaj w przyszłości kiedy chcesz.

Pozdrawiam,

DoCo
retro dnia 16.10.2017 13:21 Ocena: Świetne!
Prawdę powiedziawszy to zsynchronizowałam czytanie ze słuchaniem, bo ślepota u mnie postępująca (denka od okularów z roku na rok coraz grubsze) :):)

Pan Przemysław Bluszcz jest świetny jako aktor (śledziłam losy bohaterów serialu, pt."Belfer", ale to w jaki sposób przemówił głosem obu panów Mjoduszko, jest genialne.

Dobrze, zatem wyzbywam się niszczącej zazdrości!
Dobra Cobra dnia 16.10.2017 17:35
Zwycięstwo prozy słuchanej ponad zawiścią zatem następuje!!! Hosanna - rozlega się w niebie jako i na ziemi.

Tak, Przemysław jest świetnym aktorem. Bez niego Siła intelektu nie byłaby TĄ siłą intelektu. Oj nie...


Pozdrawiam pięknie,

DoCo
Jaga dnia 20.10.2017 22:51
Droga DoCo
Pomysłów Ci nie brakuje. Wyobraźnia geniusza lub wariata, choć wydaje mi się, że żaden geniusz nie mieści się w tak zwanej normie, więc na jedno wychodzi ;)

Kiedyś miałam ksywkę „Zagwozdka”, nie wiedziałam dlaczego, a to takie poste! Pewnie stałam za gatkami :|

Jak przeczytałam o tym, że „Inspektor Jajeczko wszedł do dziecięcej piaskownicy, zagrzebał się w piachu po uszy, na wystającą głowę założył pozostawione przez dzieci plastikowe wiaderko i rozpoczął żmudną obserwację " to pomyślałam, iż jest to świetny sposób na obserwację ludzkich zachowań, bo jeżdżenie autobusem i podsłuchiwanie stało się passe, odkąd ludzie zaczęli używać smarfonów i przestali ze sobą rozmawiać :(

Poruszasz w swoim tekście mnóstwo istotnych problemów, z którymi boryka się współczesny świat. (Pięknie pokazane nierówności dochodowe – można być budzikiem (!!!), a można też nigdy nie patrzeć na prawą stronę menu)

Dotykasz nawet pewnych świętości;) Uważaj, aby gromy Cię nie poraziły:)

Jak dla mnie to zbyt dużo (tematów, problemów) w jednym tekście. Niby wszystko śmieszne, ale ja poważnie się przejmuję tym, co się dziej dookoła. Poczułam się przytłoczona i nie wiedziałam za czym mam podążać, gdzie jest główna idea. Oczywiście to nie Twoja wina, lecz moich upodobań literackich, bo myślę w swoim tempie;) Nie przepadam za kryminałami, powieściami sensacyjnymi, zdecydowanie wolę realizm magiczny oraz pozorny brak akcji.

Nie zmienia to faktu, że jesteś jednym z moich ulubionych autorów na tym portalu :) i będę Cię czytać dopóty, dopóki nie zniknę za rogiem ;)

Pozdrawiam ciepło,
Jaga
Krzysztof Konrad dnia 21.10.2017 16:18 Ocena: Świetne!
Nienawidziłem Cię. Nie przecieraj oczu. To czysta prawda.

Gdy jeszcze raczkowałem w pisaniu i odważyłem się publikować własne teksty, byłeś pierwszym autorem na tym portalu, którego tekst przeczytałem. Zafascynowałem się kilkoma Twoimi opowiadaniami, w których nietypowa akcja otoczona była zawsze przerażająco ciekawym tłem. Gdy już tak szlifowałem swoje umiejętności, które do dziś nie są nawet w połowie takie, jak Twoje, wtedy wszystko się zaczęło.

Nienawidziłem, jak Salierri Mozzarta, choć ten pierwszy i tak miał talent. Każdy Twój tekst urzekał mnie, ale duma, ta cholerna zazdrość i chęć bycia lepszym – nie pozwoliły zostawić komentarza. Pamiętam, jak w trakcie czytania opowiadania „ptaki”, mimo że nie było tam smutnej treści, wybuchłem płaczem i nie dokończyłem go, bo uświadomiłem sobie, że to płacz nienawiści. Nieźle się kryłem, bo nikt z tego portalu nie poznałby po mnie, że Twoja twórczość wywoływała u mnie takie emocje.

Wchodzi sobie raz na ruski rok, zostawia genialny tekst i to jest dla niego taka oczywistość, że zostanie on odebrany jako świetny, a najgorsze jest to, że sam uważam te opowieści za – praktycznie wybitne. - tak mówiłem sobie przez długi czas.

Do teraz.

Po takim czasie tłamszenia w sobie tych wszystkich emocji, o których nie miałeś pojęcia, wiedz, że jestem. Że istnieję. Jedna osoba, która odważyła się wyznać otwarcie, przed wszystkimi i mimo wszystko.

Że uważam Cię za najlepszego twórcę w tym miejscu i jednego z najlepszych pisarzy, jakich czytałem nawet w wersji papierowej.

Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Oddałem Ci tylko to wyznanie, na które sobie zasługujesz, bo zjadłem ponad dwadzieścia twoich tekstów i praktycznie nigdy nie wypowiedziałem się na ich temat.

Co do tego opowiadania – Jak zwykle i niezwykle. Ironia, humor i nawet słowo „popierdywać” napisane w taki sposób, że flaki wywracają się do góry nogami. A później nawiązanie do WTC i poważna refleksja, której Richard Dowkins by pozazdrościł.

Pozdrawiam i szanuję.

K.
Dobra Cobra dnia 21.10.2017 20:31
Mogłaś stać za gatkami, to bardzo prawdopodobne. A nawet całkiem. ;)


Jago,

Jak słusznie zauważasz tekst ma w sobie wiele (tak wiele) do zaproponowania, że aż w głowie się kręci. Cóż jednak począć, gdy życie niektórych jest tak wypełnione, że aż po brzegi (że użyję tak poetycznego na poły określenia). Ni ma przebacz i albo zginiesz, albo weźmiesz sprawy w swoje ręce. Przyrównuję to do działań każdej kobiety, która musi słusznie wybierać, dokonywać właściwych wyborów wciąz i wciąż. To są wybory na całe życie i trzeba w jakiś sposób wiedzieć, czy dany fatygant może zostać ojcem twoich dzieci, czy też się nie nadaje i jest miglancem. To DOPIERO są wybory na miarę życia i szczęścia.

A te przygody z Intelektem, opublikowanym powyżej, to tylko bajka. Taka dobra bajka na dobry sen. Cóz z tego, że bohaterowie tyle przeżywają, skoro są idiotami? Może idiocie więcej się przydarza, kto wie? Sama tropisz ten wątek.

A współczesny świat to już inna bajka, co do której nawet trudno zabierać głos.


Pozdrawiam, dziękując za wizytę tak piękną, jak niebo nad Chinami. A tam potrafi być piękne niebo, szczególnie jak Mao wychynie zza chmur.


DoCo


---------

Krzysztof Konrad,


Szczerość to największy skarb ludzkości.


Wielce cieszę się, że właśnie pozbywasz się negatywnych emocji. Ta przemiana poprowadzi Cię na wyżyny prywatnego życia, osiągniesz zadowolenie, przeminie stres i inne negatywy. Co pozwoli Ci z pewnością tworzyć piękne historie w przyszłości.

Wszystko to Wena, wiesz... Jednak nie zaprzedawaj na siłę swej duszy diabłu literatury. Bo cóz nawet z największego sukcesu, gdu dusza utraconą? Wszystko należy czynić na spokojnie, z właściwym sobie rytmem narracji. Nie oglądając się na nikogo. Czasem dobrze napić się piwa albo nawet wódki, by dojrzeć więcej i nabyć dystansu do spraw jak i siebie.

Fajnie, że masz ideały. Wielu z nas już ich nie ma.


Pozdrawiam z szacunkiem, życząc wszystkiego najlepszego.

Dobra Cobra
Jaga dnia 21.10.2017 21:45
I jak tu Cię nie kochać? ;) Może działasz podprogowo? ;) Ja, kobieta, dokonałam właściwego wyboru, uff . :)
Ale życie nasze każdego dnia skazane jest na wybór i choć wydaje mi się, iż słusznie podejmuję decyzję, różnie to być może :|
Piszesz, że bohaterowie są idiotami. Kasiastymi idiotami, a jak wiesz, to w dzisiejszym świecie zmienia postać rzeczy :rip: Niestety.
Ach, niebo nad Chinami. Chiny, idąc innym torem myślenia, to jedyny kraj, z mojej listy, do którego jeszcze nie dotarłam.
Pozdrawim ciepło,
Jaga
Dobra Cobra dnia 22.10.2017 05:27
Kasiastych idiotów coraz więcej. Oraz tych z przerośniętym ego.

Jago,

Każdy boryka się z wyborami dnia codziennego. Najgorsze, tj najtrudniejsze, są te międzyludzkie. Bo fajnie, jak wszystko płynie, lecz od czasu do czasu trza dokonać decyzji. Odwagą wykazują się ci, którzy to robią. Wielu jednak nie potrafi i płynie z prądem.

Gdzie można znaleźć zapisane kraje z Twojej listy?

Pozdrawiam,


DoCo
Jaga dnia 30.10.2017 13:18
Wiesz, pod prąd trzeba się nieźle zmęczyć, więc nie dziwię się, że większość woli "z".
Lista jest w mojej głowie. Jeśli jednak wahasz się, gdzie pojechać na wyprawę, pisz śmiało, może coś polecę:)
Pozdawiam,
J.
Dobra Cobra dnia 03.11.2017 14:29
Mauritius jest piękny, na dodatek można polecieć bezpośrednio z pięknych Niemiec Środkowych.


Jaga,

A z prądem wiadomo jak jest: herbatka z prądem potrafi rozwalić.


Pozdrawiam i do następnego,

DoCo
Jaga dnia 03.11.2017 22:03
Hej:) To ja miałam polecać :) a nie polecieć ;)

Na jesienne wieczory tylko z prądem ;)
Czekam na następny Twój tekst.
Dobra Cobra dnia 04.11.2017 18:59
Polecaj polecająco przez polecenie! W żadnym wypadku nie myślimy o lataniu lub polataniu ;)

Następna Dobre Cobry niebawem. Tym razem będzie to uczta dla najwybredniejszych... Oczywiście z elegancką wersją do słuchania, która została nagrana z miłością do Ucha.

Z całych sił uważajmy z przedawkowaniem prądów!


Pozdrawiam,

DoCo
ajw dnia 13.11.2017 20:05 Ocena: Świetne!
Bardzo jajcarski ten Twój Inspektor Jajeczko. Działa bardzo niekonwencjonalnie. Tak niekonwencjonalnie jak niekonwencjonalnie Ty piszesz, DoCo. Już nigdy nie przejdę obojętnie obok żadnej piaskownicy, bo nigdy nie wiadomo co kryje się pod zdeptanym piaskiem: psie kupy z wylęgarnią robaków wszelakich czy też wyżej wspomniany. Jesteś niesamowity! ;)
Dobra Cobra dnia 13.11.2017 21:42
Działania nekonwencjonalne ostoją (hehe) sukcesu, lub - jak mawiają Niemce - zukcesu.


ajw Droga,

ale piękny utwór znalazłaś, gdzie intelekt mieszą się z powszedniością, czyli marzenia kontra rzeczywistość. A jaka jest rzeczywistość każden widzi i wie, nie?

Inspektor Jajeczko - puch marny wśród śledczych, zapewne spychany na boczne tory policyjnego życia i uznany jako gamoń. A tu masz! Oto dlaczego Dobra Księga nakazuje szanować swoich rodziców.

Ufamy, że lokalny cieć dba o stan piasku i go zakrywa, gdy idzie noc lub co gorsza deszcz.

To Ty jesteś niesamowita. Ja jestem tylko marnym sługą Prozy, bękartem rzec by można, gdyby się chciało rzekać.


Pozdrawiam, ukłaniając głeboko,


DoCo
Ten_Smiertelny dnia 16.01.2018 11:41
Nawet niezłe to opowiadanie!

Szczerość to, jak mówisz, cenny skarb, więc i ja będę szczery: Gdy zaczynałem czytać, nawet mi przez myśl nie przeszło, że tak je ocenię.

No nie podobało mi się na początku. Nieprzyzwyczajony byłem też do twojego stylu. Chyba jestem też na tyle sztywniakiem, że humor literacki nie bardzo do mnie trafia – szczególnie taki wyuzdany i bezprecedensowy.

Ale, ale… koniec końców naprawdę przypadło mi do gustu.

Wiesz streściłem komuś fabułę twojego dzieła – tzn. to, co z niego zapamiętałem. Odbiorca posłuchał, pomyślał i powiedział: Genialne!

Ugryzłem się zaraz w język by, szybko mocno nie zaprzeczyć. Śmieszne, podobało mi się na tyle, że chętnie dzieliłem się nim i opowiadałem je innym, a gdy ktoś wyraził zachwyt, miałem ochotę zaraz wszystko odwołać. Głupota!

No nie muszę chyba mówić, że niektóre rzeczy w twojej twórczości, odpychają mnie strasznie. Gilbert witający się z synem, poprzez łapanie go za mosznę, tarantula wijąca się we włosach łonowych itd. itp.

Rozumiem jednak, że tak właśnie piszesz, o idiotach, zboczeńcach; do tego dorzucając masę absurdalnego humoru. Dla każdego coś innego.

Ja na przykład zupełnie nie zwróciłem uwagi na to, że inspektor zagrzebał się w piaskownicy. Nie wiem, jakoś tak w tym całym tłoku, umknęło mi to zupełnie. Zdaje mi się to też zupełnie nieistotne i nawet nie potrzebne – a tutaj, co? Chwalą w komentarzach… Zadziwiające.

Mimo wszystko sądzę jednak, że twoje opowiadanie obroniłoby się, bez tych wszystkich głupotek. W końcu, gdy streszczałem to co było w nim (według mnie) najistotniejsze, usłyszałem, że genialne, więc i bez tego całego absurdu może zachwycałoby ludzi. Zresztą nie wiem… Dla mnie na pewno byłoby strawniejsze…

Jedyną z tych wszystkich małych głupotek i sprośności, która mnie rozbawiła, był numer z „Krakowską dziewięć, mieszkania sześć”. No, w tym momencie jednak się uśmiechnąłem, rozbroiło mnie to.


Zadowolony byłem wszak dopiero wtedy, gdy zauważyłem to, co wspominasz później w komentarzu:

Dobra Cobra napisała:
Oto terroryści czają się wszędzie, gdzie tylko spojrzeć (zupełnie jak spojrenie naszego rządu) i są zagrożeniem dla prawowiernych mieszkańców.


Gdy dojrzałem to w utworze, rozchmurzyłem się. No tak! Ci źli terroryści nieustannie knują i czyhają na każdym kroku, by zaszkodzić prawomyślnym obywatelom! Ato niedobzi jedni! Bojem się!

Myślałem więc, że to satyra na to ciągłe straszenie terroryzmem, który: „czai się wszędzie”. Czego sam również nie znoszę. Taka treść satysfakcjonowała mnie więc zupełnie.

Przygotowałeś jednak niezły zwrot akcji.

Cytat:
To są ci prawdziwi terroryści


Jasny gwint! To ja sceptyk jeden, prawie już zupełnie nie wierzę w istnienie terrorystów, a oni jednak istnieją! Genialne i wstrząsające!

Cudowna puenta, bo i kto po tych wszystkich wydarzeniach, wpadłby na to, że tak to się skończy? Przekonany byłem, że śmiejesz się z oskarżania terrorystów o wszelkie zło świata, a tu chop! i autentyczni terroryści wyskakują jak z kapelusza!


Doceniam też to, co zrozumiałem dopiero po chwili:


Krety ryły aż budynek zadrżał cały w posadach.


O tak. Racja, krety ryją, aż się w końcu doryją. Każdy system budują ludzie. Belka odezwie się ze ściany i świerszcz spomiędzy belek…

Chrystus mówił, że nie ma nic ukrytego, co by nie miało wyjść na jaw. Wredni terroryści więc, gdziekolwiek są i jak by się nie ukrywali i chronili, wyjdą w końcu na powierzchnię. A wszelkie ich zakusy i niegodziwości, zostaną odsłonięte na widok publiczny.

Do tego, ja liczę tutaj, na pewien wielki zwrot akcji, spowodowany przez Boga, w naszym zwyczajnym świecie. Żadne tajemne działania i plany nie ostoją się, lecz prawda w końcu zwycięży. Okrycie nierządnicy zostanie zerwane i sromota jej wyjdzie na jaw.

Czytajmy proroctwa, kto wie, czy nie spełnią się za naszego życia…

Pozdrawiam cię DoCo!

Ten Śmiertelny


PS. Te okrzyki przerażenia wygłaszane w różnych językach, mają oznaczać, że „terroryści” rekrutują się ze wszystkich ludów, narodów i języków…?
Dobra Cobra dnia 20.01.2018 22:13
Bardzo zaawansowany komentarz, bez dwóch zdań. Fsjnie wymieniać opinie z tak wnikliwym Czytelnikiem :)


Drogi Ten Smiertelny,

Mamy czasy schyłkowe w historii Ziemi, ludnosc jest coraz bardziej złą i pyszną - cóż nas może czekać zatem?

Owa opowieść - jak słusznie zauwazasz - pokazuje ludzkośc dzisiaj. Wróg, którego nie ma, jest wrogiem, bo został wykreowany, by się go bać. Choroby, ktore sa śmiertelne, się zalecza, zamiast wyleczyć. Nie ma już humanitarności. Choc wmawia się nam, ze my szaraczki winniśmy ją okazywać w imię jakiejś pipeprzonej poprawności politycznej. A nasi wodzowie, wodzowie świata, w głębokich lasach czczą bóstwo sowę.

Boże młyny mielą jednak powoli, ale dokładnie. I sprawiedliwie.

Mnie cieszy, że opowieść Ci się spodobala i przypadła do gustu. Albowiem porusza ona tematy ostateczne. Aczkolwiek w oparach absurdu, ale...czyż nie taki jest świat obecnie?

Dziękuję za odwiedziny i tak suty komentarz. Czuję się wyróżniony Twoim słowem.

Wpadaj kiedy chcesz, u dobrocobrowego źródła zawsze coś się znajdzie.

Pozdrawiam serdecznie,

DoCo
Ten_Smiertelny dnia 23.02.2018 12:22
Cieszę się DoCo, że może nie nadinterpretowałem i rzeczywiście w wielu miejscach zgadzamy się, i to w takich punktach, że wielu „zwykłych” ludzi może tylko przecierać oczy ze zdziwienia.:lol:

Twoje opowiadanie bez wątpienia jest w pełni ostateczne… bo dzieje się w czasach ostatecznych. Rzeczywiście w oparach absurdu, iście takich jakie widzimy za oknem. Sam zresztą zastanawiałem się kiedyś, w jaki sposób pisać o współczesnym świecie, aby ludzie nie pomyśleli, że robię dystopię (antyutopię). Ty jak widać, znalazłeś sposób i za to wielkie brawa.

Wróg jest rzeczywiście wykreowany aby się go bać i może niektórzy drżą ze strachu. Są tacy co mówią, że strach jest zły i ma ostre kły. Że bać się jest niedobrze, bo strach zamyka nam oczy i widok mroczy. Bzdura! Bać się trzeba! Bójcie się! Bójcie! Drżyjcie ze strachu!

Jak mówił nasz Pan Chrystus:
Ewangelia św. Mateusza 10, 24. Nie jest uczeń nad mistrza, ani sługa nad pana swego. 25. Dosyć uczniowi, aby był jako mistrz jego, a słudze jako Pan jego. Jeśli gospodarza Belzebubem nazwali, jakże daleko więcej domowników jego? 26. A więc nie bójcie się ich; albowiem nie ma nic skrytego, co by nie miało być odkryte; ani tajemnego, czego by wiedzieć nie miano. 27. Co wam w ciemności mówię, powiadajcie na świetle, a co na ucho słyszycie, przepowiadajcie na dachach.
26. I nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a duszy zabić nie mogą; ale raczej bójcie się tego, który i duszę i ciało może zatracić w piekle.

Bójmy się zatem Boga który statek, którym pysznili się ludzie, że jest niezatapialny, pogrążył na dnie morza (Tytanik), a miasto które szczyciło się nowoczesnością i brakiem cmentarza, obrócił w jeden wielki cmentarz (Czarnobyl).

Sztucznie wykreowanych wrogów zaś, nie bójmy się. Także i przed ludźmi nie drżyjmy ze strachu. I tu cieszy mnie twoja odwaga DoCo, że nie boisz się poruszać takich poważnych tematów. Tak trzymaj! – nie bojąc się ludzi. Tylko Boga się lękaj i na niego zważaj. Uważaj więc z tą erotyką, uważaj! ;)

Dobra Cobra napisał:
Mamy czasy schyłkowe w historii Ziemi, ludność jest coraz bardziej złą i pyszną - cóż nas może czekać zatem?


Cóż nas może czekać?… Bóg jeden wie!

A wiec według proroctw, zesłanych przez Boga…

Raj, wieczna młodość i czego ucho nie słyszało ani oko nie widziało! Lecz najpierw, wielkie i straszne wydarzenia, zniszczenie ziemi – „apokalipsa”. Ciekawy jestem, czy ty DoCo masz jakąś swoją interpretację Biblijnych proroctw; ja sądzę, że będzie wielka katastrofa, po której wszyscy będą pewni, iż to sąd Boży, lecz później sprawa ucichnie i wszystko pozornie wróci do normy, a gdy tak wszyscy już pomyślą, że to już koniec nieszczęść (a Apokalipsa to jedynie bajka)… wtedy nadejdzie prawdziwy koniec.

[quotem="Dobra Cobra"]Bardzo zaawansowany komentarz, bez dwóch zdań. Fajnie wymieniać opinie z tak wnikliwym Czytelnikiem :)[quotem]

Cieszę się bardzo, cieszę! :)
Wszakże zaawansowane komentarze można dać tylko do zaawansowanych tekstów, twoja to zatem tylko zasługa. „Siła intelektu” jest bowiem z pewnością zaawansowanym dziełem, wymagającym zastanowienia, a może i… siły intelektu…

Choć jednak takowej nie posiadam w nadmiarze, cieszę się, że mogłem z tobą wymienić się opiniami i mam nadzieję, że może jeszcze kiedyś uda mi się napisać jakiś wnikliwy komentarz do twojego utworu. Trzymaj się dobrze!

Pozdrawia i życzy Bożego kierownictwa,
Ten Śmiertelny
Dobra Cobra dnia 24.02.2018 10:49
Tak wybitnej siły intelektu nie ma zbyt wielu, a nawet zapewne niewielu. Zatem może ona pozostawać jedynie w kręgu marzeń.

Piszesz piękne i wnikliwe komentarze, co jest słodyczą i maderą dla autora (-ów, jeśli się poznają na nich).

Ja tam się jakoś nie boję, pisząc prawdę, gdyż właśnie w taki sposób żyje nasz ukochany naród, tak udręczony przez przebrzydłe konowania i zagrania polityków. Którym się wydaje, że mają prawo (legitymizacja wyborcza - tfu! tfu! Najgorsze kłamstwo. Że nuby my, narod, zgadzamy się, aby nam kradziono pieniądze z przyszłych emerytur i aby wpędzano nas w coraz to nowe podatki i daniny).

Mądre słowa piszesz, przytaczajac Ewangelie, którą coraz więćej ludzi ma w niepoważaniu. To się ceni.


Pozdrawiam słodko, zapraszając w przyszłości.

DoCo
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
18/03/2024 19:06
Pliszko, wprawdzie posłużyłaś się skrótami myślowymi, ale… »
Jacek Londyn
18/03/2024 18:15
Trening czyni mistrza. Kolejna okazja, tym razem… »
valeria
18/03/2024 11:41
Piękne, już bielonych rzeczy nie spotykam już:) chyba w… »
mede_a
18/03/2024 10:45
Jak ja kocham te Twoje maluchy! Ajw- poezji pełna - pisz,… »
Kazjuno
17/03/2024 22:58
Ja miałem skojarzenie erotyczne, podobne do Mike 17. Jako… »
Kazjuno
17/03/2024 22:45
Co do Huty masz rację. To poniemiecka huta do końca wojny… »
ajw
17/03/2024 21:52
Zbysiu - piękne miałeś skojarzenia :) »
ajw
17/03/2024 21:50
Tak, to zdecydowanie wiersz na pożegnanie. Na szczęście nie… »
Gabriel G.
17/03/2024 19:52
Nie ukrywam czekam na kontynuację. To się pewnie za trzy -… »
Kazjuno
17/03/2024 16:40
Dzięki Gabrielu za krzepiący mnie komentarz. Piszę,… »
valeria
17/03/2024 15:17
Gotowanie to łatwizna, tylko chęci potrzebne :) »
Gabriel G.
17/03/2024 12:46
Kazjuno Jestem świeżo po lekturze wszystkich trzech części.… »
Jacek Londyn
17/03/2024 10:31
Proszę o chwilę cierpliwości. Zanim odpowiem na komentarze,… »
Kazjuno
17/03/2024 04:17
Czekamy z Optymilianem, ciekawi twojego odniesienia się do… »
Jacek Londyn
16/03/2024 12:26
Drodzy Koledzy po piórze. Dziękuję za komentarze. Jest mi… »
ShoutBox
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:43
  • Nie poezją ja, a prozaiczną prozą teraz, bo precyzję lubię: nie komentarzem, a wpisem w/na shoutboxie zaczęłam, a jak skończę, to nie potomni, a los lub inna siła zdecyduje/oceni.
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:32
  • Pliszko - nie! Dość milczenia! Dopóki żyjemy! A po nas krzyczeć będą "słowa", na karcie, na murze...
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:28
  • To, jak skończysz pozwól, że ocenią potomni. Zaczęłaś komentarzem... pozwól/daj nam możliwość byśmy i Ciebie komentowali - jedno "słowo", póżniej strofy...
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:20
  • ech, Zbigniew Szczypek, fajnie wszystko, wróżba jest, choć niedokończona, ale z tego, co pamiętam, to Makbet dobrze nie kończy ;)
  • pliszka
  • 05/03/2024 22:58
  • A reszta jest milczeniem...
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty