Siejba u Pollacków - Niczyja
Proza » Inne » Siejba u Pollacków
A A A
Od autora: Krótka impresja... Zapraszam w podróż w czasoprzestrzeni...

„Siejba u Pollacków”

 

        Z tamtego dnia pamiętam tylko rozpuszczające się lody śmietankowe w posrebrzanym pazłotku. Musiało być gorące lato. I tatę jak zwykle zdenerwowanego, jak zwykle krzyczącego na mnie. Byłam wtedy dziewczynką…

 

*****

        Po wielu latach postanowiłam tam wrócić. Do Olsztyna. Do miasta, którego nie pamiętam. Do prawie nieistniejących wspomnień, z wyjątkiem tego jednego, tak mało znaczącego. Pociąg zatrzymał się na końcowej stacji – Olsztyn Główny, skąd pieszo ruszyłam w kierunku Starego Miasta. Później zorientowałam się, że ze stacji Olsztyn Zachodni było znacznie bliżej, ale nikt mi o tym nie powiedział. A może i dobrze, że nie wiedziałam. Czasem w życiu trzeba spróbować wielu ścieżek, żeby trafić na tę najwłaściwszą. Czasem warto natrudzić się dłużej, niż iść na skróty pomijając pewne etapy piękna lub brzydoty. Wszystko jest potrzebne, ma swój cel i ukryty sens.

        Starówka była ładna, ozdobiona odrestaurowanymi, kolorowymi kamieniczkami. Pośród nich małe placyki. Wielka brama w ceglanej ścianie dająca początek uroczemu spacerowi w wietrzny dzień. Czasem słońce, czasem deszcz był moim towarzyszem. I ludzie dokądś idący, za czymś goniący. Bez chwili wytchnienia, chwili na krótkie nawet spojrzenie.

Wijąca się zakolami rzeka Łyna w Lesie Miejskim. Urocze mostki. Tablica informacyjna, że tędy prowadzi szlak kajakowy. Drzewa, których zmęczone konary zwisały tuż nad wodą. Kolorowe liście, żółte, czerwone, pomarańczowe i zielone odstawiały taniec w powietrzu uderzając sobą przechodniów w twarz. Pewnie myślały, że to zabawne.

Schodkami wspięłam się na Stare Miasto, a stamtąd ruszyłam na Zamek. Minęłam zamyślonego Kopernika, trzymającego w jednym ręku globus, w drugim zrulowany zwitek papierów. Cały był wygłaskany do złotego koloru, pewnie gdyby żył, miałby przesyt nagminnych dotyków obcych dłoni.

        Miałam farta, jak zawsze nieoczekiwanego. Bilet wstępu na Zamek w sobotę był o połowę tańszy. Sam budynek zaś ładny, zadbany, sprawiający wrażenie wiekowego. Zaciekawiła mnie wielka sala na pierwszym piętrze. Wnętrze starej izby, w jakiej kiedyś mieszkami ludzie na Warmii i Mazurach. Każdy detal izby kuchennej, przedmioty dnia codziennego starannie nazwane i opisane. Izba  sypialna, gdzie spali. Wielkie kufry posażne, które przyszły pan młody przesyłał w prezencie ślubnym do domu swojej oblubienicy. Przeróżne przedmioty użytkowe z tamtych dni, świadectwo historii, która odeszła w siną dal. I zdjęcia - dowody, że tak naprawdę kiedyś było. Że tamten, teraz archaiczny dla nas świat, kiedyś był tym jedynym, prawdziwym światem. I śpiewne, melodyjne nazwy, jakby żywcem zaczerpnięte z powieści Rodziewiczówny. Siejba. Czepiec. Kołowrotek. Warsztat tkacki. Żarna...

Krążyłam jeszcze chwilę po zamku, czując już zachodzącą zmianę. Część mnie została w tamtych odległych czasach i nie chciała powrócić do rzeczywistości. Tamta ja stała się Warmianką albo Mazurką ubraną w długą spódnicę, z wpuszczoną w nią zgrabnie koszuliną. Z białą chustą owiniętą starannie wokół korony z warkocza ozdabiającej głowę. Trzymałam kosz pełen dziwnych przedmiotów niewiadomego przeznaczenia…

Wychodząc z zamku, kupiłam Babę Pruską – porcelanową lalkę na pamiątkę. Brzydką i straszną jak Buka z „Muminków”. Może pomysłodawca chciał przez to wyrazić całą swoją niechęć do zaborców, do historii, której jako naród musieliśmy się poddać.

        Szybko przeskoczyłam przez fragment rzeczywistości, i znów miła cenowo - biletowa niespodzianka w Muzeum Gazety Olsztyńskiej. Tutaj nastąpiła przemiana całej mnie. Przechodząc z sali do sali, od eksponatu do eksponatu, od zdjęcia do tabliczki powoli stawałam się Warmianką pod Zaborem Pruskim.  W podziemnej sali towarzyszyły mi radosne głosy polskich dzieci płynące z głośników. Mówiły powoli, uczyły się czytać polskie słowa. Przez ponad sto lat próbowano wynarodowić polski naród. Prusacy chcieli, żeby zapomniano polskiego języka. W szkołach język polski był zakazany. W ogóle używanie go w szkole i poza nią było zakazane i surowo karane. Dziecko złapane przez nauczyciela na rozmowie w języku polskim dostawało tabliczkę zwaną „Pollockiem”. Na niej zwykle była wypisana kara np. „sobota 11-a”, co znaczyło czekającą nań karę chłosty w tym dniu. Dziecko mogło uniknąć tej kary, chwytając inne dziecko na rozmowie polskiej i wręczając mu „Pollocka”. Samo wtedy się uniewinniało, skazując inne na karę chłosty. Wymiar kary był zależny od długości czasu, w ciągu którego dziecko posiadało tabliczkę w ręku. Jakimż strasznym poniżeniem musiało to być dla polskiego narodu, dla rodziców tych dzieci, dla dziadków, którzy pamiętali niepodległość, a teraz musieli siedzieć cicho i zaciskać zęby ze zgryzoty. Prusacy pogardliwie nazywali Polaków „Pollackami”. Czy teraz, z zemsty my nazywamy wszechobecne, odrażające robaki kuchenne - prusakami? Czy to tylko zbieżność nazw?

Chodząc po salce dowiedziałam się, że dopiero dziesięć lat przed wybuchem II Wojny Światowej powstały na Warmii i Mazurach szkoły z językiem polskim. Że znalazła się nieliczna grupka odważnych nauczycieli oddanych sprawie polskiej. Ich działania krótko trwały, ale wzniosły istotny wkład w historię tamtych ziem. Wraz w wybuchem wojny, wszystkich tych nauczycieli skierowano do obozów koncentracyjnych…

        Muzeum opuściłam smutna i poruszona. Nie chciałam jeszcze wracać do teraz. Odwiedziłam milczącą i osamotnianą katedrę z pięknym gotyckim sklepieniem. Ciemną, surową i stateczną, jak matrona – matka wszystkich dzieci i sierot. Spędziłam tam czas w skupieniu, w zamyśleniu nad przeszłością i teraźniejszością.

        Gdy wyszłam, na zewnątrz hulał wiatr. Rozwiewał włosy przechodniom, szarpał torby, płaszcze i parasole w kawiarnianych ogródkach. Pchał wózki dziecięce samotnych matek lub towarzyszących im niekiedy mężczyzn. Cisza i spokój pozwalały na analizę uczuć i świeżo zdobytych wrażeń. Olsztyn stał się bliski. Stał się częścią mnie. Zabiorę go ze sobą. Pojedzie ze mną dalej, i jeszcze dalej. W świat. Nauczy go swojej historii, którą ja z dumą przekażę.

 

*****

        Na stacji czekał już wygodny i nowoczesny pociąg. Niezmiernie zmęczona wsiadłam i od razu zapadłam w sen. O bogatej historii Warmii i Mazur, o ludziach dumnych ze swojej polskości, którzy nie poddali się wynarodowieniu.

        Obudziła mnie dziewczyna, długowłosa studentka pierwszego roku, która rozmawiała z kimś przez telefon. Chyba z chłopakiem, którego zostawiła w Olsztynie. Rozmawiała z nim przymilnie, cały czas powtarzając, że szybko nie przyjedzie, bo jest bardzo zajęta studiami. Potem zmieniła rozmówcę, na koleżankę, której powiedziała wprost: „Ja za nim w ogóle nie tęsknię. Nie czuję już nic…”. Smutne, ale prawdziwe. Tak to z rozłąką bywa. Co lepsze, bolesna prawda, czy śliskie kłamstewka? Ale to już całkiem inna historia, nienależąca do mojego Olsztyna, ani dumnych mieszkańców z przeszłości Warmii i Mazur.

 

 

(8 października 2017), Olsztyn

 

 

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Niczyja · dnia 17.10.2017 12:53 · Czytań: 631 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 6
Komentarze
Dobra Cobra dnia 17.10.2017 12:58
Dramat podróżniczy jak jasna cholera. Tym razem zastajemy bohaterkę w Olsztynie. Trochę jak przewodnik. Z okraszonym smutkiem w końcówce.

Pozdrawiam,

DoCo
Niczyja dnia 17.10.2017 20:03
Dziękuję DoCo, wierny Czytelniku, za Twój komentarz.
Jak zwykle trochę kąśliwy, ale co tam... i tak Cię lubię;)
Niczyja
Jacek Londyn dnia 17.10.2017 21:37
Ten tekst przypomina mi wypracowanie szkolne.:) Powinno czuć się zauroczenie miejscem, ale nie poczułem. Może tylko ja.:)

Sporo zdań, wg mnie, do poprawy. Nie grają mi te poniżej:

"w posrebrzanym pazłotku" - tak się mówi w Olsztynie? poprawna nazwa to pozłotko
niż iść na skróty pomijając pewne etapy piękna lub brzydoty

"Starówka była ładna, ozdobiona odrestaurowanymi, kolorowymi kamieniczkami".

"Kolorowe liście, żółte, czerwone, pomarańczowe i zielone odstawiały taniec w powietrzu uderzając sobą przechodniów w twarz."

"Samo wtedy się uniewinniało" - niezręczne sformułowanie

"Tutaj nastąpiła przemiana całej mnie"

"przeskoczyłam przez fragment rzeczywistości"

"Cały był wygłaskany do złotego koloru, pewnie gdyby żył, miałby przesyt nagminnych dotyków obcych dłoni".

zrulowany zwitek papierów

Do następnego :)
JL
Niczyja dnia 18.10.2017 22:25
Jacku Londynie,
Niektóre szkolne wypracowania bywają ładne, tak uważam. Nie ma co generalizować.
W każdy razie czuję, że mój Olsztyn Ci nie posmakował, jednakże dziękuję za komentarz:)
Po mazursku albo warmiańsku, jak wolisz,
Niczyja
purpur dnia 07.12.2017 14:09
Hmm...

Dawno nie wpadałem, a więc dla odmiany wpadłem :)

Od razu zaznaczę - masz niezwykły talent do tytułów, zawsze, ale to zawsze mnie tak zaintrygują, że no muszę zerknąć! Żeby to było raz, no dwa, ale u Cibie zawsze tytuł kusi... Musze poznać ten sekret :D

Muszę również przyznać, że napisane jest to świetnie - wiesz, że mówię szczerze i jeśli coś mi się nie podoba, to to powiem :) Podziwiam rytm opowieści, zdania, no całość słowną. I tu nie ma żadnego cukrzenia!

A samo opowiadanie, cóż, nie to chciałbym czytać... Ale tu nie ma co dywagować - to już osobiste preferencje czytelnicze. Zresztą... mimo, że być może ( a przynajmniej mam taką nadzieję ) darzymy siebie sympatią, wydaje mi się, że moje opowiadania to też nie jest treść przez Ciebie poszukiwana.

Co nie zmienia faktu, że lubię czasem zerknąć, co też dziewczynka tam skrobie :)

Pozdrawiam,
Pur
Niczyja dnia 08.12.2017 20:22
Cześć purpurku,
Szkoda, że wczoraj nie przeczytałam Twojego słonecznego komentarza...bo wczoraj był straszny dzień. Opadły złudzenia i marzenia, którymi żyłam przez długi czas. Poznałam bolesną prawdę o kimś i takie tam...Nieważne.

Ale wracając do Twojego uroczego jak zawsze komentarza:)
Tytuły są dla mnie najważniejsze, zarówno przy pisaniu, jak i wyborze tekstów do czytania.
Sekretem do tytułów jest moja psychika, inność i samo życie. Nikim, ani niczym się nie kieruję, a one same przychodzą do mnie, jak małe żółte kaczuszki do mamusi:)

Dziękuję:) Za szczerość i brak cukrzenia. Oj, tak, sympatią się darzymy, bez dwóch zdań;)

Ostatnio czytam głównie klasykę i rzadko kiedy znajduję czas i ochotę na coś innego, więc nie bierz tego do siebie, że nie zajrzałam do Ciebie.

Dziewczynka też lubi, jak chłopczyk do niej czasem zerka:) A jeszcze bardziej lubi jak podsyła jakąś piękną, nietuzinkową piosneczkę...

Pozdrawiam,
Niczyja
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
18/03/2024 19:06
Pliszko, Posłużyłaś się skrótami myślowymi, ale pełnymi… »
Jacek Londyn
18/03/2024 18:15
Trening czyni mistrza. Kolejna okazja, tym razem… »
valeria
18/03/2024 11:41
Piękne, już bielonych rzeczy nie spotykam już:) chyba w… »
mede_a
18/03/2024 10:45
Jak ja kocham te Twoje maluchy! Ajw- poezji pełna - pisz,… »
Kazjuno
17/03/2024 22:58
Ja miałem skojarzenie erotyczne, podobne do Mike 17. Jako… »
Kazjuno
17/03/2024 22:45
Co do Huty masz rację. To poniemiecka huta do końca wojny… »
ajw
17/03/2024 21:52
Zbysiu - piękne miałeś skojarzenia :) »
ajw
17/03/2024 21:50
Tak, to zdecydowanie wiersz na pożegnanie. Na szczęście nie… »
Gabriel G.
17/03/2024 19:52
Nie ukrywam czekam na kontynuację. To się pewnie za trzy -… »
Kazjuno
17/03/2024 16:40
Dzięki Gabrielu za krzepiący mnie komentarz. Piszę,… »
valeria
17/03/2024 15:17
Gotowanie to łatwizna, tylko chęci potrzebne :) »
Gabriel G.
17/03/2024 12:46
Kazjuno Jestem świeżo po lekturze wszystkich trzech części.… »
Jacek Londyn
17/03/2024 10:31
Proszę o chwilę cierpliwości. Zanim odpowiem na komentarze,… »
Kazjuno
17/03/2024 04:17
Czekamy z Optymilianem, ciekawi twojego odniesienia się do… »
Jacek Londyn
16/03/2024 12:26
Drodzy Koledzy po piórze. Dziękuję za komentarze. Jest mi… »
ShoutBox
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:43
  • Nie poezją ja, a prozaiczną prozą teraz, bo precyzję lubię: nie komentarzem, a wpisem w/na shoutboxie zaczęłam, a jak skończę, to nie potomni, a los lub inna siła zdecyduje/oceni.
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:32
  • Pliszko - nie! Dość milczenia! Dopóki żyjemy! A po nas krzyczeć będą "słowa", na karcie, na murze...
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:28
  • To, jak skończysz pozwól, że ocenią potomni. Zaczęłaś komentarzem... pozwól/daj nam możliwość byśmy i Ciebie komentowali - jedno "słowo", póżniej strofy...
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:20
  • ech, Zbigniew Szczypek, fajnie wszystko, wróżba jest, choć niedokończona, ale z tego, co pamiętam, to Makbet dobrze nie kończy ;)
  • pliszka
  • 05/03/2024 22:58
  • A reszta jest milczeniem...
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty