Betonowe buciki Kopciuszka - Miladora
Proza » Groteska » Betonowe buciki Kopciuszka
A A A
SzalonaJulka, Hyper i Miladora mają zaszczyt przedstawić Państwu napisaną na żywo w temacie "Gawędy poetów i prozaików" absurdalną bajkę pod tytułem:
Betonowe buciki Kopciuszka

Kopciuszek nie był sierotą, a jednak czegoś mu brakowało. Sam właściwie nie wiedział czego. Przecież obie matki bardzo go kochały... bo trzeba tu nadmienić, że Kopciuszek był efektem sprawnie przeprowadzonej partenogenezy. Naukowcy pomagający mu przyjść na świat wyposażyli go również w szereg istotnych genów pochodzących od organizmów innych, niż jego dwie matki. Był więc istotą prawie doskonałą.
Czego więc brakowało Kopciuszkowi? Być może męskiego rodziciela...
Z tą myślą nasz bohater postanowił zwrócić się pewnego dnia o pomoc do Ojca Chrzestnego.
Niestety, jak można było przewidzieć, nie wpuszczono go. To znaczy jej.
Ojciec Chrzestny panicznie bał się jakiejś prowokacji, zamachu, napadu i tym podobnych rzeczy, tak więc mimo, iż dwaj goryle-ochroniarze długo i starannie macali Kopciuszka od góry do dołu, nie wpuścili go, wychodząc z założenia, że skoro nie mogli znaleźć, to widocznie Kopciuszek był mądrzejszy od nich w ukryciu narzędzia przyszłej zbrodni. Że był mądrzejszy, nie mylili się zupełnie. To było całkiem oczywiste.
Byli w błędzie natomiast, posądzając Kopciuszka o złe zamiary. Inna sprawa, że mieli dodatkowy procent za każdego nie wpuszczonego gościa i skwapliwie z tego przywileju korzystali.
Tak więc Kopciuszek wylądował z powrotem pod drzwiami i...
poskrobał się z namysłem w łepetynę. W niedługo oczekiwanym rezultacie tej czynności wymyślił co następuje: wyciągnął zza pazuchy kapciuch-niewidkę (nie wykryty przez goryli) i za jego pomocą wsunął się do rezydencji Ojca Chrzestnego.
Było to tym łatwiejsze, że koci gen zainstalowany przez przewidującego naukowca umożliwił Kopciuszkowi schowanie pazurków i bezszelestny przemarsz tuż przed nosami niczego nieświadomych goryli.
Tak więc z Bożą pomocą i kapciuchem-niewidką za pazuchą, Kopciuszek wsunął się ostrożnie z powrotem do wyżej wspomnianego przybytku.
- Nic nie czujesz? - zapytał nieufnie jeden z goryli.
Drugi pociągnął nosem.
- A bo co? Śmierdzę ci?! - powiedział z pretensją.
I w tym momencie Kopciuszek kichnęła donośnie. To była oczywiście wina tych dwóch dupków, którzy ją macali chwilę wcześniej, chuchając na nią w podnieceniu. Podmuch kichnięcia obalił goryli na posadzkę. Zanim połapali się o co chodzi, po sprawczyni tąpnięcia nie było już śladu.
W laboratorium zadbano o jej odporność na pryszczycę, koklusz i malarię, ale nie pomyślano o zwykłym przeziębieniu, które łapała tak często jak miała okazję. Cóż, jak zwykle nauka rozminęła się z praktyką.
Ściskając zdradliwy nos między palcami, Kopciuszek poczęła wspinać się wysokimi, krętymi schodami w kierunku światła. Na wysokości trzeciej kondygnacji schody otworzyły się na pomieszczenie rodzaju klatki schodowej. Ze ścian wydobywała się szarawo-zielona poświata.
Kopciuszek, a właściwie Kopciuszka ruszyła ku niej zbliżając się coraz bardziej do tej dziwnej, zielonkawej mgły, gdy nagle wyłonił się z niej... trzygłowy syn Ojca Chrzestnego.
I niewątpliwie rozszarpałby biedną Kopciuszkę na nie warte jakiejkolwiek uwagi kawałeczki, gdyby nie Konstancja, czyli Connie, która w ostatniej chwili założyła potrójny knebel swoim braciom.
Zanim Kopciuszek zdążyła wytłumaczyć Connie, o co jej chodzi, ta zniknęła za najbliższym zakrętem pociągnięta przez Trzygłowego, który wyczuł, że właśnie przyniesiono RYBĘ.
Ale i tak dla Kopciuszka było już za późno. Jej serce zabiło mocniej całkiem nowym uczuciem. Sama jednak nie wiedziała kto budzi w niej większe emocje: Konstancja czy jej bracia... a może to tylko zapach RYBY? Bowiem nie była to zwykła ryba, ale właśnie RYBA, którą Ojciec Chrzestny sprowadził z odległej galaktyki, w celu...
W celu oczywiście wykazania pewnemu podłemu indywiduum, że niedługo spocznie na dnie pobliskiego strumyczka.
RYBA zawiodła jednak Ojca Chrzestnego. Nie chciała nic nikomu wykazywać. Pływała sobie tylko pomalutku w jedną, a potem w drugą stronę i rozsiewała tak cudowne wonie, że pobudzony do granic wytrzymałości Trzygłowy zrywał się, biegł i zaglądał do wanny w której ona RYBA pływała. Jednakże Ojciec Chrzestny nie zamierzał przywiązywać się do RYBY. Wiadomo, że była przeznaczona na rzeź, co jest przeciwieństwem ogólnie uznawanego znaku pokoju. Poza tym zbyt dużo czasu zajmowało mu obecnie ukrywanie się przed Kopciuszką, co do której nie miał żadnej pewności, czy nie zamierza wyrządzić mu tak zwanego ZIAZI.
Wracając do ZIAZI, czyli, inaczej mówiąc, popularnego Kęsim,
Ojciec Chrzestny słusznie obawiał się spotkania z Kopciuszką. Ledwo pojawiła się w jego skromnych, ośmiokondygnacyjnych, wysadzanych suto marmurem i hebanem progach, a tyle się narobiło. Trzygłowy dostawał małpiego rozumu pod łazienką, a Connie poczuła nagły popęd artystyczny i poczęła malować konie w zaciszu swojego pokoju. Goryle natomiast nabawili się alergii od, powiedzmy bez ogródek, podejrzanego, rybiego fetoru. Doprowadziło to w efekcie ubocznym do cofnięcia ewolucji. Prawego goryla zaswędziała nagle ręka, Lewego - stopa. Ku wzajemnemu przerażeniu wyciągnęli kończyny przed siebie i... runęli do stóp Ojca Chrzestnego, który w tym właśnie momencie poczuł nagłą i niespodziewaną potrzebę sprawdzenia, jak się miewa RYBA. Cóż, RYBA miał się świetnie, zwłaszcza, że chlupotał sobie wesoło w wannie wespół z Kopciuszką.
- Jejku! - pisnął dyszkantem Ojciec Chrzestny, przeskoczył przez leżących goryli i już, już miał uciec, gdyby nie to, że... RYBA odezwał się nagle ludzkim głosem!
- CO JEEST?! - wychrypiał z pretensją.
- Cicho, maleńki - uspokoiła go Kopciuszka. - Oni sobie zaraz pójdą i dalej będziemy się bawić.
Ojca Chrzestnego zamurowało.
- RYBA?! TY MÓWISZ?! - zapytał z niebotycznym zdumieniem. - To jak ja cię teraz będę mógł poświęcić?
- No właśnie!!! - zgryźliwie zauważyła Kopciuszka.
Ojczulek Chrzestny odwrócił się od niej i nie zauważył, że Lewemu Gorylowi, w drodze uwstecznienia ewolucji cofnął się przeciwstawny kciuk. Tak więc rymnął, potknąwszy się, jak długi.
- Hańba - sapnął z przejęciem Prawy Goryl, drapiąc się uporczywie po rękach.
- Hihihihi - wydał, ni to okrzyk wojenny Apaczów, ni to chichot, RYBA.
- Tatul...ku - stęknęła Kopciuszka.
W tym momencie wpadł, warujący standardowo pod drzwiami łazienki Trzygłowy i... zaniemówił z wrażenia.
Przy okazji zaczerwienił się od dwóch stóp aż do trzech głów, gdyż widok nagiego Kopciuszka i jeszcze bardziej nagiego RYBY pluskających się radośnie w wannie speszył go ponad wszelkie pojęcie.
Tymczasem konie malowane przez Connie wymknęły się cichaczem z zacisza jej pokoju i z cichym tupocikiem pogalopowały w kierunku malowniczo zachodzącego słońca. Nagle zrobiło się cicho. I nawet motylek, który przelatywał nieopodal, zdawał się być głośny jak bombowiec.
Cisza ta okazała się przytłaczająca, tym bardziej, że nic jej nie mąciło... z wyjątkiem chlupotania Kopciuszka, pisków RYBY, rzężenia Ojca Chrzestnego (który właśnie w tym momencie dostał lekkiego zawału), tupotu koni, nawoływań goniącej je Konstancji, przekleństw goryli i cichutkiego płaczu Trzygłowego. Tak, cisza ogarnęła świat...
- DOSYĆ TEGO! - Tubalny głos przerwał opisywaną sielankę. - Trygłow, Małpy, do mnie!
Kopciuszka przerwała ablucje i zaczęła nasłuchiwać. Stojące nieopodal konie zastrzygły uszami. Korytarzem sunęła postać o niesamowitej aurze.
Słowiański akcent oraz oryginalne rysy twarzy, z wystającymi kośćmi policzkowymi, dawał skojarzenia o wschodnim pochodzeniu niewiasty. Całości dopełniały nieco spiczaste uszy oraz wielka, szeleszcząca suknia z tafty, koloru burgunda. Za trenem szaty ciągnęła się podejrzana smuga głębokiej czerwieni...
- Maaama...? - wyjąkała zaskoczona Kopciuszka.
- Macocha! - uzupełniła oschle nowo przybyła i zakomenderowała zwięźle. - Goryle, do klatki. Kopciuch do garów. Tate, zabrać RYBĘ i wynocha na spacer.
Ojca Chrzestnego momentalnie (mimo zapaści) wywiało z łazienki. Goryli też. RYBA schował się pod wodę, udając, że nie istnieje, a Kopciuszka schyliwszy pokornie głowę, zmełła pod nosem ogólnie przyjęte przez wszystkich przekleństwo.
Macocha, ciągnąc za sobą smugę czerwieni, majestatycznym krokiem udała się donikąd wołając - Córeczki, droga wolna, szykować się na bal!
Kopciuszka i RYBA popatrzyły na siebie porozumiewawczo i... skinęły na Trzygłowego, który z dużym powodzeniem udawał pałacowy relief.
- Zawrzyjmy pokój - powiedziała Kopciuszka - Sami z RYBĄ nie damy jej rady.
Trygłów przysunął się do nich, niechcący nastąpiwszy na podejrzany ślad, zostawiany wszędzie przez Macochę Chrzestną.
- Jucha - stwierdził fachowo i zawył jak potępieniec.
- Nie panikuj, nie czas po temu - wychylił łepek RYBA.
- Plan jest taki. - Kopciuszek uskubała kawałek stiuku i poczęła robić wykres na posadzce.
- Jest nas troje...
- Pięcioro - wtrącił skromnie Trzygłowy.
- Tym lepiej. Nasze szanse rosną.
- Musimy zdobyć plan Podziemi.
- Biorę to na siebie - lakonicznie odpowiedział RYBA, po czym cicho wsunął się do kanału odpływowego.
Niestety, biedny RYBA nie mógł był przewidzieć, że z kanału tego postanowili właśnie w tym momencie skorzystać Goryle zusammen do kupy z Ojcem Chrzestnym (chociaż w różnych sławojkach) i że z tego powodu zrobi się niewąski zator. W zatorze tym niestety postradał życie były biedny RYBA, którego ostatnim słowem było - O k....! A myślą - Ale g....!
W ten sposób RYBA uniemożliwił wykonanie świętej misji, czyli "chwytu na rybę", pozbawiając występujące tu osoby satysfakcji z możliwości ciągnięcia nadal tego wątku. W tym samym czasie zapalony Fizyko-Alchemik, profesor podziemnego, nielegalnego uniwersytetu (którego, na marginesie, założycielem był Ojciec Chrzestny) oddawał się relaksowi u ujścia podziemnej rzeki. Nagle, z wysoko umieszczonego odpływu kanalizacyjnego, do wody wleciał niespodziewanie RYBA.
Profesor ocknął się letargu, chwycił leżący nieopodal bosak i przyciągnął ku sobie znalezisko. RYBA był martwy.
Nie zrażony najzupełniej tym faktem, nasz szacowny naukowiec począł go wciągać na taczkę.
- To dla mnie nie lada gratka - zachichotał świszczącym głosem i zatarł ręce. - Zjeść, czy nie zjeść? - pomyślał następnie - Oto jest pytanie...
- Nie zjeść... - wątłym głosikiem odezwał się RYBA.
Profesora zatkało. Potrząsnął głową, jakby miał wodę w uszach i nachylił się nad RYBĄ.
- Chyba mam halucynacje - powiedział na głos i zapobiegawczo wytargał się za uszy.
- Nie zjeść! - powtórzył RYBA już trochę głośniej i łypnął na profesorka zamulonym przez niewymowną paćkę okiem.
- Słuszna uwaga - stwierdził profesor po utwierdzeniu się, że uszy działają w sposób prawidłowy. - Za bardzo śmierdzisz!
- I jestem trujący w dodatku - przytaknął z ulgą RYBA.
- To co mam z tobą zrobić? - stropił się profesorek.
- Umyć, ty debilu! - nie wytrzymał Ryba i z oburzeniem machnął ogonem. - Umyć i odnieść do właściciela!
- Tak? A do kogo?
- Mówi ci coś nazwisko Ociec Chrzestny?! - oburzył się RYBA.
- O NIE!!! - wrzasnął profesor. - Tylko nie ON!!!
I uciekł, pozostawiając RYBĘ samemu sobie.
A tymczasem Kopciuszka pracowicie odczyszczała gary w nadziei, że pozwolą jej pójść na bal.
- Coś mi tu śmierdzi - powiedział Trzygłowy drapiąc się po lewej zewnętrznej głowie. Jego delikatny węch dał mu właśnie znać, że coś złego dzieje się z RYBĄ.
- O, mnie również - inteligentnie odparł Kopciuszek, wychylając głowę z piany i machając rondelkiem.
Naturalny aromat RYBY wzbogacony o zapach tego, co napotkał w kanałach wypełnił już bowiem nawet najwyższe kondygnacje rezydencji.
Ale, ale, trzeba sobie zadać pytanie, w jaki sposób RYBA wrócił do domu?
Miał farta, po prostu. Zagoniona do czyszczenia palenisk Kopciuszka wysłana została po wodę nad rzekę. A ponieważ w błotnistej mazi pokrywającej brzeg nie zauważyła RYBY, potknęła się na niej i upaćkała bodaj bardziej, niż wymieniona powyżej.
- No i widzisz? - z satysfakcją powiedział RYBA - Teraz musisz mnie wziąć do domu. Takaś brudna, że ci bynajmniej nie zaszkodzi, gdy mnie przytulisz. A ja się odwdzięczę - dodał przebiegle.
Kopciuszek wprawdzie westchnął, ale co miał robić? Wziął RYBĘ na ręce i przyniósł. I stąd ta wspólne kąpiel przed balem, bo oczywiście Kopciuszka zażyczyła sobie balowych akcesoriów i udziału, rzecz jasna, w wyżej wymienionej balandze. Zwłaszcza, że... Poczta Pantoflowa doniosła niespodziewaną wieść o Gościu, który bal ów miał wkrótce nawiedzić.
Toteż Kopciuszek niecierpliwie szorowała RYBĘ szczotką ryżową, aż jej łuski świecić poczęły jak lustro.
Jak złoto niemal, chociaż, złota, czy srebrna, i tak według Kopciuszki nie miała mocy urzeczywistniania życzeń. RYBA znaczy się. Kopciuszka była bowiem zdeklarowaną realistką, matki-wróżki nie miała, Ociec się jej bał nie wiadomo czemu, psy uciekały na jej widok, goryle chowali się do klatki, a Macoszka... Macoszka flądra (też ryba) miała ją gdzieś.
Ale RYBA był FILOZOFEM. Wierzył w dobro i sprawiedliwość (taki głupek) i miał zamiar udowodnić (ale naiwny), że i jedno i drugie istnieje.
Pomyślał więc o Księciu (czy jak mu tam było), ale na razie skoncentrował się na skompletowaniu balowej wyprawki dla swej wybawicielki.
No i w domu Ojca Chrzestnego zaczęły znikać różne przedmioty. Najpierw bezpowrotnie zaginęły pluszowe, zielone kotary z salonu, później piękna, koronkowa, ręcznie robiona firanka z jadalni. Nigdy też nie odnaleziono srebrnych łyżeczek z zabytkowego serwisu odziedziczonego po babce Konstancji, a rzeczona Konstancja stwierdziła również brak swojego ulubionego siwka, trzymanego zawsze tuż przy łóżku na wiązce słomy.
Ojciec Chrzestny szalał z wściekłości, kiedy zauważył zniknięcie swojej drogocennej kolekcji ikon średniowiecznych - ale te dziwnym trafem wkrótce trafiły na aukcję, więc odzyskanie ich było łatwe i przyjemne chociaż dosyć krwawe.
I kosztowne, trzeba dodać, jeżeli już chodzi o ścisłość. A ścisłość, to przecież nic innego jak spoiwo, które wiąże ze sobą wszelaką materię. Chociażby tę kotarowo-łyżeczkową suknię Kopciuszki, tak ściśle przylegającą do jej filigranowej talii.
- Jasny gwint! - powiedziała Kopciuszka okręcając się przed lustrem i próbując upiąć na głowie ową koronkową serwetę. - Ale zakurzona! Ta stara raszpla powinna ją była częściej prać i... - w tym momencie ugryzła się w język, uświadamiając sobie, że to nie ta stara raszpla (jeżeli już musimy ją tak nazywać) jest winna, ale to ona KOPCIUSZKA zawaliła i nie dopełniła podstawowych obowiązków podaj-przynieś-pozamiataj sługi.
- Zamknij się! - powiedział RYBA. - Bierz to, co ci dają i nie pyskuj.
- Dobrze - zgodziła się Kopciuszka potulnie, mając na uwadze szybkość przepływu tej niespójnej materii, jaką jest czas, oraz własne niezaspokojone ambicje. Po czym wskoczyła na siwka i pogalopowała w siną dal podzwaniając srebrnymi łyżeczkami. Pokrzykując oczywiście z przerażenia, gdyż pierwszy raz siedziała na tak ognistym rumaku.
Na szczęście do pałacu w którym odbywał się bal było niedaleko. Kopciuszka niezręcznie wyhamowała i z okrzykiem: "orzesz k*wa" przeleciała nad głową wierzchowca, wpadając wprost w ramiona... Consigliore, rzecz jasna, gdyż to on stał w dostojnych progach, zajmując się witaniem gości.
- Orzesz k*wa! - wysapał, łapiąc Kopciuszkę w locie. - Nie możesz normalnie wejść jak człowiek?! Spójrz na swoje Siostry, jakie dystyngowane!
Kopciuszek spojrzała i... zemdliło ją.
Widok wypindrzonych sióstr zrobił swoje z wiadomym skutkiem, tak więc Consigliore klnąc pod nosem pobiegł do swojego pokoju doprowadzić liberię do stanu używalności.
- Bardzo mi przykro - wyjęczał Kopciuszek opróżniając swój delikatny żołądek z resztek pokarmów wprost w stojący obok wejścia krzak róży.
- Nic nie szkodzi, i tak chciałem wyciąć te badyle - wyszeptał romantyczny i męski głos należący do... wysokiego i postawnego jegomościa, ubranego w przepyszną sukmanę z zamorskiego jedwabiu. Jego długie pukle upięte były wysoko, a szlachetnej materii przyodziewek spięty drogocenną broszą.
- Cie choroba - wyrwał się RYBA pobłyskujący za krzakiem.
- Kłaniam się do stóp, szlachetna ekh.. szlachcianko. - Tu mężczyzna wykonał głęboki ukłon. - Jam jest gospodarz tego przybytku. A kimże ty jesteś?
- Jam jest Ko... tego, chciałam powiedzieć... Nie wiem. Przybyłam do Ośmio i pół kondygnacyjnego domostwa (wraz z podziemiami) mojego Ojca Chrzestnego, zadać mu to trudne pytanie egzystencjalne.
- HA HA HA HAAAA! - rozległ się nagle upiorny śmiech.
Tłum zebranych rozstąpił się z trwogą na widok sunącej kobiety, ciągnącej za sobą nieodłączną smugę czerwieni. Wielu na jej widok przysłoniło oczy. Legenda głosiła, że niebezpiecznie na nią jest spoglądać inaczej, niźli z ukosa.
- ZAMILCZ, szkaradna! - Odezwał się równie upiorny głos owej damy (Lady in Red). Wysoki i postawny jegomość, zwyczajowo nazywany Księciem, aż wzdrygnął się z obrzydzenia, słysząc żyleto-brzytwy tnące jego nerwy na strzępy i pobrzmiewające echem w jego głowie. Lecz dostosowując się do swej roli, bohatersko osłonił Kopciuszkę swym rosłym i postawnym ciałem.
- Czy chciałaś coś rzec, Milady? - przemógł się nawet na tyle, by spytać słodkim i uprzejmym tonem. - Pozwól wpierw, że przywitam cię z całym należnym ci szacunkiem w mej rodowej posiadłości, zwanej od dziada i pradziada - Vald Ends Castle.
Ale Upiorna Lady in Red bezceremonialnie sięgnęła ręką za niego i wyłuskała Kopciuszkę jak dojrzały orzech ze skorupki, napawając się jednocześnie przestrachem bijącym z lic naszej Dziewicy.
- Gdzie moje Córeczki? - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Kopciuszka zadrżała.
- Szlajają się gdzieś po kątach - przyszedł w sukurs Kopciuszce jeden z dworzan i beztrosko machnął ręką. - A gdzieś tam w krzakach, za dworcem.
- Dworzyszczem, albo Zamkiem Vald Ends - machinalnie sprostował Książę i zarumienił się pod pełnym podziwu spojrzeniem Kopciuszki.
- Mein Gott im Himmel! - RedLady uniosła ze zgrozą ręce do nieba. - Ani chybi Cnotę tracą, a tak trudno teraz o nową.
- Ech, też bym chciał stracić Cnotę - westchnął RYBA połyskując za krzakiem róży - ale nie ze zwyczajnym karpiem. Karpie są takie przyziemne. Gdyby tak spotkać węgorza... - rozmarzył się błogo.
- Odbiło ci na całego! - zirytowała się Kopciuszka. - Ty przecież jesteś ten RYBA i cnotę chcesz tracić z kim?! Z węgorzem?!
Po takiej reprymendzie RYBA zgasł jak zdmuchnięta świeczka.
- No pewnie - dorzucił Consigliore z ironią. - Niedługo to mu się nawet Krecika zachce, taki głupol.
Ale Kopciuszka okręciła się tylko na pięcie, furnęła powłóczystą spódnicą i... zanim fruwające łyżeczki zdołały kogokolwiek oślepić, została capnięta przez Red Milady.
- A ty dokąd, cwaniaczko? Jeszcze nie skończyłam.
- Ależ szanowna matko... - zaczęła Kopciuszek.
- Macocho! - Odwarknęła znacząco Red. - Zejdź mi z oczu, ty, tyyyyy!!!
Zaczęła rozrastać się w sobie. Tren jej sukni wzdymał się niepokojąco. W miękki piaseczek wsiąkała szybko kolejna struga czerwieni.
- Zniwelować Wiedźmę! - pisnął zza krzaka RYBA.
Książę zaczął się rozglądać w poszukiwaniu szpady, ta jednak została w gotowalni. Nie uchodziło wszak przypinać jej do stroju paradnego.
- Łyżką, ją, łyżką!!! - darły się Goryle w klatce.
- STAĆ - Ryknął znienacka głos Profesora.
Tłum zaszemrał.
- A ten skąd tu? - prychnęła pogardliwie Milady - Wracaj do rynsztoka.
Consigliore (wtórując)- Spływaj profesorku, twoja rola skończyła się razem z twoją ucieczką. Dostajesz dniówkę za występ i zjeżdżaj. Kasa jest na zapleczu.
I w ten sposób został oczyszczony plan do dalszej akcji.
Książę (szarmancko) - Drogie panie. Czas na kolację. Zakasać treny sukien, proszę, a panowie, bądźcie uprzejmi asystować swoim damom przy stole.
Wszyscy posuwistym krokiem w rytmie kontredansa udali się więc do sali jadalnej, gdzie na śnieżnobiałych obrusach lśniły srebra i kryształy w powodzi kwiatów i wyrafinowanych potraw.
- No, to ja rozumiem - odezwał się RYBA i natychmiast wpełznął na największy półmisek, bezceremonialnie usuwając z niego zwłoki jakiegoś mniej szczęśliwego pobratymca.
- Bój się Boga, RYBA - nie wytrzymała Kopciuszka. - Przecież cię zjedzą!
- Na surowo?! - zdziwił się RYBA. - Wszak to cywilizowani goście.
- Hi... - powiedział cichutko... (kto?)
- Hi... - powiedział cichutko tatar z jajem z półmiska obok - jasne, że na surowo.
- Ojej, serio? - wystraszył się RYBA - nie wiem, czy można ci wierzyć, wyglądasz na trochę przemielonego. Wypiłeś wczoraj za dużo?
Ale tatar z jajem zamilkł, prawdopodobnie na wieki.
- Auuuuu! Uważaj ty draniu! - krzyknął RYBA, którego jakiś nieuważny gość dźgnął znienacka widelcem.
- Przepraszam - zmieszał się ów gość i wycofał widelec.
Zmieszał się Książę oczywiście, gdyż to on dźgnął widelcem na oślep w błogim przekonaniu, iż jest to pośladek Kopciuszki, chociaż Bóg jeden wie, jakim cudem ów rzeczony pośladek miałby się znaleźć raptem na półmisku.
Tymczasem goście pałaszowali potrawy, aż im się uszy trzęsły i ani im w głowach było zabierać się za RYBĘ, ruszająca się spazmatycznie na talerzu.
- Pani - szarmancko wreszcie odezwał się Książę do Lady-In-Red. - Jeżeli zaspokoiłaś już swój niewybredny, tfu, wybredny, chciałem powiedzieć, apetyt, to może racz dać sygnał do powstania.
- Tak, tak!!! - przerwał mu wrzask służby zamkowej - POWSTANIE!!!
Po czym, bynajmniej nie służbiście, rzuciła się ona służba na szacownych gości, bezlitośnie obłupiając ich ze strojnych sukien i biżuterii. Niektórzy usiłowali nawet połakomić się na srebrne łuski RYBY.
- Oh, shit! - powiedział RYBA i wężowym ruchem ześlizgnął się ze stołu, omal nie ulegając przy tym całkowitemu zaćmieniu, gdyż niespodziewanie wszystkie światła przygasły.
Do sali zakradł się Mrok.
- Stać! - krzyknął nagle Ojciec Chrzestny. - Wszystkie ręce do góry!
Zabłysło światło i ukazał się przerażający widok - większość gości pozbawionych biżuterii i strojów wstydliwie usiłowało zakryć nagość brudnymi półmiskami, a bardziej zaradni owijali się w strzępy obrusów. Jedynie Kopciuszka dzielnie walczyła z hordą napastników, zręcznie broniąc się za pomocą swojej biżuterii tj. wyłuskując im oczy srebrną łyżeczką.
- Moje waleczne kochanie - westchnął Książę chowając się za spódnicą Kopciuszki. Nie wiedział biedaczek, że tym samym skrył się pod jej ciężkim w przyszłości pantofelkiem.
- Ręce do góry! - powtórzył Ojciec Chrzestny. - Albo lepiej opuśćcie - dodał zmieszany.
- Cholera, mógłby się wreszcie zdecydować - mruknął któryś z gości opuszczając ręce.
Reszta poszła w jego ślady, co zaowocowało nieoczekiwanie widokiem mnóstwa golizny. Tylko RYBA się nie przejmował. Stulił łuski i chichotał cicho.
- A teraz wreszcie bal! - zadysponował udobruchany Ojciec Chrzestny i powiódł fachowym okiem po zgromadzonych paniach, skrzętnie omijając Kopciuszkę.
Goście ustawili się w parach, spychani wprawdzie przez wykwintnie odzianą służbę, lecz z początku impreza się nie kleiła - pierwszy taniec przypominał ten ze sceny finalnej "Wesela" Wyspiańskiego.
- Szampana! - krzyknął Ojciec Chrzestny i służba porzucając zrabowane ciuszki pobiegła truchcikiem po butelki. Strzeliły korki i już po chwili goście pląsali wesoło zupełnie ignorując swoją nagość. Nawet RYBA zalotnie podwijając łuski trzepotał w takt ogonem, puszczając figlarnie oczko do wielkiego rekina pływającego w ozdobnym akwarium stojącym na środku sali balowej (rekin zgorszył się niebywale, a sum nerwowo zaczął szarpać wąsa...). Red Milady tańczyła tak zamaszyście, że marmur carraryjski przeszedł w Rojo Alicante. Przyczyną była, oczywiście, tajemnicza smuga, którą Matka Chrzestna ciągnęła zwyczajowo za trenem swojej sukni oraz zawstydzenie posadzki, odbijającej w swej tafli całą goliznę gości. Tymczasem RYBA przeniósł się na środkowy filar i obracając wokół własnej osi, udawał stroboskop. Orkiestra zagrała "Tango z rybą w ustach". Napięcie sięgnęło zenitu.
RYBA nie zrażony zgorszonym wzrokiem rekina wziął rozpęd i zgrabnie prześlizgnął się w kierunku akwarium.
- Hello boy - rzucił. - Jak się nazywasz przystojniaku?
- Mack the Knife - skromnie wyszeptał rekin oślepiony złotem łusek RYBY.
- " Oh the shark has pretty teeth dear,
And he shows them pearly white
Just a jack-knife has Macheath dear
And he keeps it out of sight." - zanucił fałszywie RYBA i rozmachem wlał do akwarium dwie butelki szampana w celu rozruszania samca (a może samicy?).
A Kopciuszka? Kopciuszka, niewdzięcznica, narzekała od początku tańców, ponieważ Książę, tancerz marny i byle jaki, bez przerwy nadeptywał jej na nóżkę. Wreszcie, debil jeden, zreflektował się, że coś widać nie tak i patrząc na skrzywione liczka naszej bohaterki zaproponował wspaniałomyślnie - Kochanie, czy życzyłabyś sobie usiąść w chłodnym cieniu altanki?
- A co myślisz, baranie, że gdzie chciałabym usiąść - mruknęła pod nosem Kopciuszka i wdzięcznie się uśmiechając skinęła Księciu głową.
Ten powiódł ją natychmiast z całym ceremoniałem w stronę otwartych na taras drzwi. Za nimi chyłkiem poczołgał się RYBA.
Kopciuszka dotarła chwiejnie do najbliższej ławeczki i opadła na nią z lekkim stęknięciem. RYBA wpełznął pod.
- Kurza dupa - dała wyraz swemu dysgustowi nasza biedna bohaterka. - Pantofelki mi się rozleciały... I co ja teraz będę gubić?
(pod ławką RYBA potakująco skinął swoim rybim łbem)
- Och, ukochana! - poderwał się natychmiast Książę - Pozwól, przyniosę ci następną parę, natychmiast lecę...
- Ciekawe skąd ją weźmie? - pomyślała Kopciuszka, ale dyplomatycznie nie rzekła ani słowa, jeno wdzięcznie rozjaśniła lica uśmiechem.
Książę pognał jak najszybszy kuc z jego stajni.
A jednak nie dane mu było uciec przeznaczeniu.
- Trzymaj ofermo - Trzygłowy przebrany za dobrą wróżkę wcisnął w ręce bladego ze strachu Książęcia pokaźnych rozmiarów, ale za to złote gumowce. - Te się nie rozlecą. Utwardziłem betonem - dodał.
Cóż, ale nie raczył dodać z czyjego poduszczenia to zrobił i że utwardzone zostały WEWNĄTRZ, a nie z zewnątrz, jakby wypadało.
I w ten sposób nasz Książę, słaniając się pod ciężarem rzeczonych pantofelków dotarł z powrotem do ławeczki, na której w międzyczasie zdążyła już zasnąć Kopciuszka. Tam, delikatnie, żeby jej nie obudzić, ujął najpierw jedną, potem drugą stópkę swej ukochanej i... wsunął je w dostarczone przez Trójgłowca buciki.
Niestety, nie można w tym miejscu pominąć jakości cementu. Już się o to postarał Ociec Chrzestny, Lady-in-red, Córeczki Lady i kto tam jeszcze był pod ręką, gdyż zawiść ludzka istniała i istnieje nadal, a bliźni dość niechętnie patrzą na sukcesy takich kopciuchów, uważając, i słusznie, że wszelkie splendory należą się raczej bardziej nobilitowanym. Biedna Kopciuszka... Biedny Książę... Biedny RYBA, który niechcący przytulił się do bucika...
A Mackie Majcher? Pobrechtał trochę i szybko usunął się w cień, zabierając ze sobą ostatnią ocalałą butelkę wódki.
- Udało się! - syknęła Lady-In-Red wychodząc zza krzaków.
Rzeczywiście beton był dobrej jakości i w dodatku szybkowiążący. Kopciuszek nie mógł już wyjąć nóżek ze złotych gumowców. Książę nieopatrznie wsadził palec w cholewkę i tak utknął w pozycji klęczącej przed swoja najmilszą. RYBA przyklejony prawym skrzelem do obcasa też nie mógł wykonywać gwałtownych ruchów bez bólu.
- Co z nimi zrobimy? - zapytała Lady-In-Red.
Ojciec Chrzestny w zamyśleniu obszedł naszych zabetonowanych bohaterów kilka razy dookoła, pomrukując z zadowoleniem, w końcu wypalił.
- Sprzedajmy ich do Muzeum Sztuki Współczesnej jako "Grupę Laokoona".
Tymczasem Kopciuszka, budząc się z ostatnim, całkiem głośnym chrapnięciem poczuła ze zgrozą, iż wrosła w ziemię.
- Co u licha?!
I zaklęła szpetnie.
Słowo, którego użyła było tak szkaradne, że aż beton dostał lekkiego uszczerbku.
- Łyżkę! - stęknął RYBA. - Odepnij łyżkę od stanika!
Zaskoczona Kopciuszka posłusznie wykonała rozkaz.
- Teraz nakieruj na mnie promienie księżyca - stęknął ponownie RYBA.
Kopciuszek z zaciekawieniem nagięła łyżkę w kierunku źródła światła.
Promień odbił się od łusek RYBY i trafił prosto w ślepia Lady in Red.
- AAAkhhhhh!!! - wrzasnęła Lady rozdzierająco.
Padając do sadzawki złapała oczywiście za łyżkę Kopciuszki, chcąc ją pociągnąć za sobą. Nadbiegający z ratunkiem dla żony (?) Ojciec Chrzestny zdążył, li i jedynie, chwycić za ogon RYBĘ, którego łączyła z gumowcem już tylko jedna maluteńka grudka. Tak więc RYBA począł się odklejać, wydając głośne trzaski, a Kopciuszka tracąc równowagę rymnęła na ziemię.
Natomiast Trójgłowiec, ponieważ był przygłuchy mimo trzech par uszu, uszczerbku nie doznał, tylko błyskawicznie uniósłszy zdezorientowaną i oszołomioną Kopciuszkę, z rozmachem wrzucił ją do ogrodowej fontanny.
Rozległ się głośny PLUSK!!! A potem bulgotanie. A potem zwycięski okrzyk Oćca Chrzestnego, który jedną ręką usiłował bić brawo, a drugą trzymał wyślizgującego się rekina, pobranego na wszelki wypadek z jadalnianego akwarium. A potem chóralny jęk zawodu, gdy Książę, błyskawicznie przeskoczywszy balustradę tarasu rzucił się w ślad za ukochaną...
- A tak dobrze się zapowiadało - rzucił filozoficznie Consigliore.
- Całkiem dobrze się zapowiada - skomentował po chwili z nadzieją.
Gwoli ścisłości musimy dodać, że skok Księcia do sadzawki nie był aktem odwagi powodowanym chęcią wydobycia ukochanej z odmętów płytkiej, acz błotnistej rzeczki, a jedynie tym, że nie zdołał głośnym i donośnym przeklinaniem uwolnić swoich palców z gumiaczka Kopciuszka. Niestety - dobre wychowanie ma swoje słabe strony.
Tak więc mamy teraz - Kopciuszkę w fontannie, przeskakującego, a właściwie pociągniętego ciężarem Kopciuszki Księcia, bijącego brawa Oćca Chrzestnego trzymającego wyślizgującego się rekina, jęk zawodu publiczności i komentarz Consigliore. Uff.
A tu nagle odkleił się RYBA i złapał za portki dryfującego w wodzie Księcia, który w swym bezprzykładnym, acz nie zamierzonym akcie odwagi, nawet nie zdążył poinformować nikogo, że nie umie pływać i w ogóle jest palant, jakich mało.
RYBA przejęty rolą dopadł go znakomitym crawlem, wywijając płetwami jak szaleniec. Wsunął się pod surdut i w ten sposób doholował leżącego jak kłodę Księcia na sam brzeg.
A Kopciuszka powoli i majestatycznie szła na dno, czym nikt nie zdawał się być przejęty, zwłaszcza liczne ladies, które natychmiast, jak psy gończe, zwęszyły okazję do ponownego wystartowania o względy mokrego na razie Księcia.
Ociec Chrzestny niedbałym ruchem cisnął przyduszonego (a może już zduszonego) rekina do sadzawki, pardon, fontanny, mówiąc z namaszczeniem - Alea iacta est.
- Ryby nie mają kości - mruknął wprawdzie zdegustowany tym Consigliore, ale powodowany zawodową lojalnością, przyklasnął z promiennym uśmiechem. Zadowolony z siebie Ociec Chrzestny zszedł ze sceny nieodwracalnie.
- Następny! - zawołał Consigliore, na co ten głupek Trójgłowiec posłał go do fontanny w ślad za Kopciuszkiem.
- I z głowy - otrzepała symbolicznym gestem ręce Lady-In-Red.
Nagle, na uspokojonej już nieco toni sadzawki, pojawiły się bulgoczące bąbelki powietrza. To Kopciuszek rzucała bluzgami pod wodą, próbując oswobodzić się z tych przeklętych gumiaczków.
- Ale idiotka! - rzucił ktoś z rozbawieniem. - Przecież tu jest płytko jak cholera!
I wszyscy gruchnęli śmiechem. Tylko Córeczki były niezadowolone.
- Matko, zrób coś! - zaczęły ciągnąć za suknię RedLady.
Trzygłowy przerwał ogryzanie rekina i począł kiwać głowami przychylnie.
- A niech was, głupie dzierlatki... - prychnęła Milady. - Chcecie oddać jej Księcia?
- Chcemy! - krzyknęły Córeczki - popatrz tylko na niego. Chciałabyś takiego zięcia?
- Ja nie mogę! - powiedział RYBA z podziwem. - Ale SIE RYMŁO!
Lady-In-Red spojrzała na przerażonego, ociekającego wodą Księcia i pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Faktycznie. Nie mogę tego zrobić własnym Córciom. Wyławiamy Kopciucha! Niech on się męczy z tą pokraką.
Nie były to czcze słowa. Macocha Chrzestna spuściła tren sukni do wody. Sadzawka zabarwiła się podejrzanie, a potem woda odparowała odsłaniając Kopciucha i Consigliore w nader hm... dziwnej pozycji.
- Rozejść się, rozejść! - pokrzykiwał RYBA z fontanny.
- O cię, bratku... - pokiwał głową z dezaprobatą Książę.
I jak można było łatwo przewidzieć, urażony niedwuznaczną sytuacją w jakiej musiał oglądać Kopciuszkę, Książę zerwał zaręczyny nie bacząc na fakt, że jeszcze przecież w ogóle nie zdążył się zaręczyć. Wobec czego Kopciuszka uznała, iż zerwanie takie jest nieprawomocne, oraz odmówiła zwrotu pierścionka zaręczynowego, także nie bacząc na fakt, że w ogóle go jeszcze nie otrzymała. W ten sposób powstała sytuacja patowa, co do której rozwiązania do dzisiaj łamią sobie głowy najświetniejsi juryści obydwu poróżnionych stron. W międzyczasie Książę już dawno zdążył się ożenić, rozwieść, ożenić powtórnie i znowu rozwieść, Kopciuszka zajęła się z szalonym powodzeniem hodowlą ryb tropikalnych, zmieniając kochanków szybciej niż ryby składają ikrę i przysięgając na wszystkie świętości, że doczeka się satysfakcji ze strony Księcia. RYBA został maskotką hodowli.
Ociec Chrzestny umarł szczęśliwie, wprawdzie nie w deszczu, tylko w krzakach pomidorów, LadyRed zaangażowano do gościnnych występów Trupy Wampirów (podobno jej kochankiem został sam słynny Dracula),
trzy Córeczki połączyły swe siły z Trójgłowcem (dzieci na szczęście nie mają), a... no właśnie, kto jeszcze został pominięty? Aha, Consigliore, ale on otworzył biuro prawne i pies mu mordę lizał.
W każdym razie, jak donoszą źródła zbliżone do oficjalnych, wszystko wskazuje na to, że po tylu perypetiach Kopciuszka i Książę staną jednak w końcu na ślubnym kobiercu.


Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Miladora · dnia 07.12.2008 02:30 · Czytań: 1689 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 5
Komentarze
valdens dnia 07.12.2008 10:54 Ocena: Bardzo dobre
:lol: Wyszło lepiej niż się spodziewałem. Myślałem, że będzie porwane, czuć będzie przejścia z osoby na osobę, a jest całkiem całkiem... Płynnie i spójnie. Zgrałyście się :yes:

Fenomenalna jest postać Ryby. Dla mnie to on/ona tu rządzi :D Bardzo intrygująca Ryba. Większość czasu zastanawiałem się nad jego wyglądem, a nawet płcią. Naprawdę fajna postać. Nowy typ bohatera, po którym można się spodziewać... nie wiadomo czego. Nieprzewidywalna bardziej niż Mc Gayver i James Bond. Kopciuszek przy niej/nim wychodzi blado :( Fajna jest też "dama ciągnąca czerwoną smugę" :yes: Też szalenie tajemnicza i oryginalna.
Reasumując - jest fajnie.
valdens dnia 07.12.2008 16:05 Ocena: Bardzo dobre
Najbardziej znienacka uderzył we mnie fragment: "...gdy nagle wyłonił się z niej... trzygłowy syn Ojca Chrzestnego." :lol:
Bo wcześniej, chociaż Kopciuszek lekko mi się kojarzył z Larą Croft z Tomb Rider, to i tak było stosunkowo normalnie. Ale potem... łomatko :D
bassooner dnia 07.12.2008 20:05
O mordę!!! Ale długie!!! Se to wydrukuje i se zaś eknę w banie co to... pasuje???
Ale za długość to już z mocny dobry się należy... ;-)))
Nie, nie... bez eknięcia oceny nie bedzie...
roman dnia 28.12.2008 12:24 Ocena: Bardzo dobre
Nieźle się czyta, lepiej, gdy sobie uświadomię, że to składanka, ciut gorzej, jeśli bez tej świadomości. Zastanawiam się tylko, gdzie się zapodział Jack the Nipper? Jest tu trochę nieścisłości, ale jestem za leniwy na wyłapywanie ich z tak długiego tekstu. Dla przykładu:
Cytat:
zbyt dużo czasu zajmowało mu obecnie ukrywanie się przed Kopciuszką
Cytat:
uspokoiła go Kopciuszka
=?
Cytat:
Kopciuszek wsunął się ostrożnie
Cytat:
w tym momencie Kopciuszek kichnęła donośnie


fajnie byłoby się zdecydować na rodzaj;)
Miladora dnia 28.12.2008 13:35
Hi, hi, to absurdalna bajka, dlatego też różne formy Kopciuszka dla podkreślenia tego absurdu - świadome. :lol:
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty