Zbrodnia cmentarna - Carvedilol
Proza » Miniatura » Zbrodnia cmentarna
A A A

 

 

 
                                                            Zbrodnia cmentarna
 
– Mamy trupa na cmentarzu.
– No, brawo! Niedługo znajdziesz drzewo w lesie, he, he.
– To nie pora na żarty, szefie. Gość ma rozkwaszoną twarz, dokumentów żadnych, identyfikacja będzie trudna. A leży pewnie od wczoraj.
– No to, co ci będę tłumaczył, zbierzcie wszystko, co się da i przesłuchajcie świadków.
– Świadków? – odruchowo zapytał Arek.
– No, świadków. Zacząłbym od tych z najbliższych grobów! – zarechotał.
– ...
– To był taki żart, ponuraku.
– ...
– Jesteś tam jeszcze?
– Po południu raport będzie na biurku. Bez odzewu.
 
  Podkomisarz Arkadiusz Ilecki po obejrzeniu miejsca zbrodni zapalił papierosa i wciągnął trochę pobudzającej trucizny do płuc. Teraz musi poczekać, aż technicy zrobią swoje. Na razie miał trupa, zero śladów, zero świadków i niewyjaśniony motyw, bo brak portfela mógł tylko sugerować napad rabunkowy. Chociaż w tej chwili niczego nie zakładał, taki scenariusz wydawał mu się najbardziej prawdopodobny. Przypadkowe zabójstwo.
  W pewnej chwili zauważył ludzką sylwetkę przy grobie w oddali. Zaklął, rzucił peta na ziemię, przydeptał i skierował się w stronę nieznajomego. „Przecież bramy miały być zamknięte, a teren cmentarza sprawdzony, ech, patałachy!”
– Podkomisarz Arkadiusz Ilecki! Musi pan opuścić cmentarz na czas toczącego się aktualnie postępowania śledczego.
  Nieznajomy drgnął przestraszony, uniósł gwałtownie pochyloną głowę i odwrócił się.
– Pan mówi do mnie?
– A widzi pan tutaj kogoś innego? Za godzinę bramy będą ponownie otwarte, na razie obowiązuje zakaz wstępu – dodał nieco łagodniej.
 Starszy mężczyzna uśmiechnął się przepraszająco.
– Nie miałem pojęcia, przyszedłem tylko odwiedzić żonę. – Wskazał głową szary grób. – Już odchodzę.
 Podkomisarz przezornie ruszył wraz z nieznajomym w stronę bramy.
 – A wie pan, przychodzę tu codziennie, mieszkam niedaleko i mam taki rytuał, że po Teleexpresie, jak to mówią, „czapka na głowę” i odwiedzam na chwilę żonę. Już dziesięć lat trwa ta moja tradycja – dodał smutno.
– Wczoraj też był pan tutaj o takiej porze? – zapytał Ilecki, wiedziony instynktem śledczego.
– A jakże, panie komisarzu, około 17:30, cmentarz zamykają o 18.
– Czy nie zauważył pan czegoś… niecodziennego albo kogoś nie spotkał? – Drążył ze spokojem.
– Hmm, jak tak teraz myślę, to kiedy przechodziłem koło tego starego dębu, o tam! – Wskazał ręką wielkie drzewo w oddali. – Widziałem dziwnie zachowującego się młodego człowieka.
– Dziwnie?
– No wie pan, jakiś taki był rozdygotany, ręce to mu, o tak, drżały. – Zaprezentował swoimi szponiastymi dłońmi. – Kiedy zauważył, że się zbliżam, schował się we wnęce dębu.
– A jak wyglądał?
– Niestety, było ciemno, kurtka chyba granatowa, czarna czapka, dżinsy, nic szczególnego w twarzy, około metr siedemdziesiąt… nic więcej nie jestem w stanie dodać. – Uzupełnił po chwili. – Nie przyglądałem się specjalnie, a jak wspomniałem, ciemno już było.
– Dziękuję za te informacje, mogą okazać się przydatne. – Zakończył Ilecki i skierował się w stronę ekipy.
 
  Denat miał kompletnie roztrzaskaną twarzoczaszkę. W masie krwi, połamanych kości i włosów, technicy znaleźli kilka czarnych nitek.
  Wełna. – Ocenili. Trup jednak nie miał na sobie nic czarnego, a przerzedzone włosy całkowicie siwe.
  Dobra nasza. – Pomyślał Arkadiusz. – To może być jakiś punkt zaczepienia.
 Narzędzia zbrodni nie znaleziono, Ilecki jednak zwrócił uwagę na inny fakt – nie było również krwi wokół miejsca, gdzie leżało ciało. W nocy padał rzęsisty deszcz, a nie było żadnych innych śladów. Psy niewiele byłyby w stanie wyczuć po takiej ulewie; do zabójstwa musiało dojść najpóźniej poprzedniego wieczora.
 Podkomisarz rozglądnął się wokół. Utkwił wzrok w pniu starego dębu. Detektywistyczny nos podpowiadał mu, że warto sprawdzić ów lichy trop. Drzewo było faktycznie stare i olbrzymie, pewnie pamiętało jeszcze czasy, kiedy zamiast tej masy zakopanych kości w okolicznej ziemi tkwiły tylko korzenie starego lasu.
  Arkadiusz był ateistą, stąpał twardo po ziemi. Nie wierzył w te bajdurzenia o życiu pozagrobowym. Trup, to trup, koniec ziemskiego żywota. Był zwolennikiem kremacji, uważał, że wielkie nekropolie to przeżytek, zajmują za dużo miejsca. Ten cmentarz, na przykład, wielkością przewyższał, co niektóre wioski w kraju. Nie bał się duchów, bo nie istniały, jednak coś w atmosferze cmentarzy działało na niego niepokojąco i nie lubił ich odwiedzać. Teraz jednak zmusiły go do tego obowiązki służbowe.
  Obszedł powoli wiekowy dąb i aż wzniósł zaciśniętą pięść w geście tryumfu. Wskazówka starszego mężczyzny była chyba na wagę złota. W ogromnej wnęce drzewa widać było kałużę rdzawego koloru, a w dwóch miejscach na korze ciemnoczerwone plamy, niezmyte przez deszcz, który nie miał tutaj dostępu.
  Zawołał techników. Kiedy dotarli, w jego głowie zaświtał kolejny pomysł. „To mocno naciągane, ale warto spróbować".
  – Tadek, chodź ze mną. – Zwrócił się władczo do młodszego aspiranta. – Pomożesz mi przeszukać te śmieci.
– Myśli szef?...
– Dla spokoju sumienia – odparł bardziej do siebie.
  Wspólnie wywrócili kontener i zaczęli grzebać w różnego typu odpadkach. Po kilku minutach przeglądania starych zniczy, reklamówek, plastikowych podstawek i wieńców, okazało się, że strzał był jednak celny. Jedna ze zwykłych, małych sklepowych reklamówek z logo sieci marketów była mocno czerwona. W środku znajdował się duży kamień pobrudzony krwią. Najważniejsze dla nich, że w zaschniętej plamie krwi widoczny był odcisk palca.
 – Mamy go!
 
 Radość ze znaleziska na chwilę przyćmił fakt, z którego zdał sobie sprawę, dopiero opuszczając cmentarz. Nie spisał danych nieznajomego. Zaklął głośno. Zachował się jak sztubak. W takiej sytuacji mógł zrobić tylko jedno. Zawrócił w stronę alejki, gdzie spotkał obcego, nikogo tam jednak nie zastał, a dwie minuty później z ulgą opuścił cmentarz.
 
 
 Sprawa nabrała ogromnego przyspieszenia. W bazie policyjnej szybko odnaleziono właściciela linii papilarnych i następnego ranka znajdował się on już w pokoju przesłuchań. „Delikatnie” przyciśnięty, przyznał się do zabójstwa. Był to dwudziestodwuletni mężczyzna, znany policjantom narkoman, już parę razy osadzany za drobne sprawy.
– Byłem na głodzie, czułem, że jeśli czegoś sobie nie strzelę, to szlag mnie trafi… – opowiadał beznamiętnie, nieustannie kręcąc głową, wodząc bezmyślnie dookoła przekrwionymi gałkami ocznymi i wiercąc się na krześle – …nie miałem czasu żebrać o jakieś drobniaki, potrzebowałem konkretnej gotówki i to na już. Zobaczyłem jakiegoś gościa na cmentarzu, nie planowałem nic, schowałem się w drzewie, no wiecie, tam była taka duża dziura w środku. Kiedy przechodził, złapałem jakiś kamień i postanowiłem go ogłuszyć, zamierzyłem się, żeby mu przypierdzielić w tył głowy, a on, debil musiał się akurat odwrócić. Trzasnęło, że szok! Jak zobaczyłem tryskająca krew, wpadłem w szał, gość zagulgotał, zachwiał się, bałem się, że krzyknie. No to mu poprawiłem, potem jeszcze raz, i jeszcze raz, kiedy już leżał. Sam nie wiem, ile tak waliłem, byłem na głodzie, nie myślałem. Dopiero jak wstałem i sprawdziłem zawartość jego saszetki, wrócił mi pomyślunek. Oglądało się trochę kryminałów, to wiedziałem, że najlepiej przenieść trupa w inne miejsce. Krew mu jednak ciągle się lała, więc naciągnąłem mu swoją czapkę na twarz, ale i ta szybko przesiąkała. Obok był kontener. Znalazłem tam jakieś reklamówki, do jednej wrzuciłem kamień, a drugą wciągnąłem mu na głowę i zawiązałem. Udało się przeciągnąć go z pięćdziesiąt metrów, potem nie miałem siły, zostawiłem go i zwiałem. Wieczorem walnąłem szprychę – i to jaką! – no i dopiero psy mnie obudziły…
 
 Arkadiusz wyszedł, reszta zeznań go nie interesowała, a w miarę jak słuchał, sam chciał powtórzyć scenę z masakrowaniem twarzy, jednak zamiast kamienia w roli głównej wystąpiłaby jego pięść. Był profesjonalistą, nie przestał jednak być człowiekiem. A emocje targały jego wnętrzem w reakcji na takie bestialstwo.
 
 Sprawa była prawie zakończona. Pierwszy raz w jego karierze ustalili tożsamość mordercy przed rozpoznaniem ofiary. Denat nie był notowany, nikt nie zgłosił zaginięcia.
 Sprawa wyjaśniła się dopiero kilka dni później. Niejaka Melania Kapusta zauważyła, że od kilku dni jej sąsiad nie odbierał poczty, co do tej pory się nie zdarzało, w oknach jego domu wieczorami nie paliło się światło, nic nie mówił o wyjeździe, a zawsze w takich sytuacjach zostawiał u niej klucze do domu.
– Waldemar Kolecki. – Zreferował podkomisarzowi młodszy aspirant. – Siedemdziesiąt dwa lata, wdowiec…
 Arkadiusz Ilecki zesztywniał, nie słuchał już dalej.
… nawet mieszkał niedaleko cmentarza…
Zimny prąd przeszedł mu od dołu kręgosłupa, wwiercając się do czaszki.
… żadnej rodziny…
 Szybko wyciągnął karteczkę z notesu.
… obecnie na emeryturze…
Spojrzał na własne pismo.
… były nauczyciel…
 Spisane z grobu, przy którym spotkał nieznajomego. To dzięki jego informacjom tak szybko wpadł na trop.
… spokojny, starszy pan, jak mówi sąsiadka…
 Spojrzał jeszcze raz.
 Nie wierzył w przypadki.
Ś.P. Aleksandra Kolecka. 1947–2007
 
 
 
 
 
 
 
 

 

 

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Carvedilol · dnia 07.11.2017 10:10 · Czytań: 524 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 4
Komentarze
Jacek Londyn dnia 07.11.2017 18:35
Temat mało odkrywczy, podobne wątki bywały już w literaturze i filmie. Nieważne… tekst jest dobrze napisany. Spodobało mi się wejście w opowiadanie, z typowo angielskim czarnym humorem.
Jedno mnie, jako uważnego czytelnika, zastanawia, i w związku z tym zadaję Autorowi pytanie. Jak był ubrany duch? Podobnie jak emeryt w chwili śmierci (tu kolejne pytanie: inspektor nie zauważył podobieństwa odzienia?) czy zupełnie inaczej, bo zdążył się przebrać? :)

Pzdr
JL
Carvedilol dnia 08.11.2017 08:43
Witaj Jacku Londynie.
Oczywiście motyw ograny i to nie tylko w literaturze i filmie, ale nawet w bajkach i grach komputerowych. To moja krótka wariacja w tym temacie, a pisałem, żeby pierwszy raz wrzucić na portal tekst prozą, w którym nie będę na siłę starał się przekazać czegoś głębszego, jakiejś mądrej myśli. I czy da się to przeczytać.
Jak sam zauważyłeś nawet w takim przypadku nie ustrzegłem się baboli - myślałem nawet czy nie wsadzić gościa w długi czarny płaszcz z postawionym kołnierzem i rozhulać wiatr. Czarne płaszcze to żaden znak szczególny, nieprawdaż?
Ale na wszelki wypadek zapytam jakiegoś duchologa czy po śmierci duch pozostaje w tym w czym wziął i umarł. Do niedociągnięć się przyznaję.

Dzięki za przeczytanie tekstu i komentarz, miło gościć.
Pozdrawiam
Carvedilol
yontek dnia 11.11.2017 21:00 Ocena: Bardzo dobre
Chociaż w tej chwili niczego nie zakładał, jednak taki scenariusz wydawał mu się najbardziej prawdopodobny.- to zdanie mi się nie podoba. Jakieś takie niezgrabne, czegoś jest za dużo. Jeśli na początku jest "chociaż" to "jednak" trzeba wywalić. Albo na odwrót.
Sam tekst fajny, dobrze się czyta.
Carvedilol dnia 12.11.2017 09:33
yontek - dzięki za przeczytanie i komentarz
Poprawka wprowadzona (staram się tekst przeczytać parę razy przed wrzuceniem, to nie tak, że piszę na lewym kolanie, chociaż jestem prawonożny, a i tak zawsze jakiś babol wpadnie).
Pozdrawiam
Carvedilol
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
18/03/2024 19:06
Pliszko, Posłużyłaś się skrótami myślowymi, ale pełnymi… »
Jacek Londyn
18/03/2024 18:15
Trening czyni mistrza. Kolejna okazja, tym razem… »
valeria
18/03/2024 11:41
Piękne, już bielonych rzeczy nie spotykam już:) chyba w… »
mede_a
18/03/2024 10:45
Jak ja kocham te Twoje maluchy! Ajw- poezji pełna - pisz,… »
Kazjuno
17/03/2024 22:58
Ja miałem skojarzenie erotyczne, podobne do Mike 17. Jako… »
Kazjuno
17/03/2024 22:45
Co do Huty masz rację. To poniemiecka huta do końca wojny… »
ajw
17/03/2024 21:52
Zbysiu - piękne miałeś skojarzenia :) »
ajw
17/03/2024 21:50
Tak, to zdecydowanie wiersz na pożegnanie. Na szczęście nie… »
Gabriel G.
17/03/2024 19:52
Nie ukrywam czekam na kontynuację. To się pewnie za trzy -… »
Kazjuno
17/03/2024 16:40
Dzięki Gabrielu za krzepiący mnie komentarz. Piszę,… »
valeria
17/03/2024 15:17
Gotowanie to łatwizna, tylko chęci potrzebne :) »
Gabriel G.
17/03/2024 12:46
Kazjuno Jestem świeżo po lekturze wszystkich trzech części.… »
Jacek Londyn
17/03/2024 10:31
Proszę o chwilę cierpliwości. Zanim odpowiem na komentarze,… »
Kazjuno
17/03/2024 04:17
Czekamy z Optymilianem, ciekawi twojego odniesienia się do… »
Jacek Londyn
16/03/2024 12:26
Drodzy Koledzy po piórze. Dziękuję za komentarze. Jest mi… »
ShoutBox
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:43
  • Nie poezją ja, a prozaiczną prozą teraz, bo precyzję lubię: nie komentarzem, a wpisem w/na shoutboxie zaczęłam, a jak skończę, to nie potomni, a los lub inna siła zdecyduje/oceni.
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:32
  • Pliszko - nie! Dość milczenia! Dopóki żyjemy! A po nas krzyczeć będą "słowa", na karcie, na murze...
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:28
  • To, jak skończysz pozwól, że ocenią potomni. Zaczęłaś komentarzem... pozwól/daj nam możliwość byśmy i Ciebie komentowali - jedno "słowo", póżniej strofy...
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:20
  • ech, Zbigniew Szczypek, fajnie wszystko, wróżba jest, choć niedokończona, ale z tego, co pamiętam, to Makbet dobrze nie kończy ;)
  • pliszka
  • 05/03/2024 22:58
  • A reszta jest milczeniem...
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty