V "Pozory" - bednar94
A A A
Od autora: Opowiadanie zaplanowane w połowie, pomysł przeradzał się kilka razy podczas pisania, także jest to niejako zlepek różnych idei. Finalnie uznałem, że warto się nim podzielić.

Tym razem akcja nie dzieje się w Warszawie (choć z początku założeniem było, żeby każde z opowiadań miało miejsce w stolicy).
Zapraszam od lektury, do dzielenia się opinią i wskazówkami oraz oczywiście do innych opowiadań :)

            -Jakoś nigdy nie byłam fanką łowienia ryb. Nie rozumiem tej radochy z wlepiania oczu w kawałek plastiku. – powiedział Olga, drapiąc się przy tym za uchem i pogardliwie wskazując brodą w stronę jaskrawego, zielonego spławika.

            -A jednak skusiłaś się, żeby tu przyjść. – odparł szybko Antek. W przeciwieństwie do niej, nie odrywał wzroku od cienkiej żyłki ciągnącej się aż do spokojnej tafli wody.

            -Tak. Lubię chłonąć poranne słońce. Zwłaszcza na Mazurach. Tu jest inaczej, spokojniej. Nie ma tego wielkomiejskiego zgiełku i o wszystkim można zapomnieć. - jej uśmiechnięta, rozmarzona twarz skierowała się jakby automatycznie ku słońcu, które jakąś godzinę wcześniej nieśmiało wychyliło się zza horyzontu.

            -Mamy ostatnio sporo na głowie, to prawda… – odpowiedział Antek, trochę do siebie a trochę do Olgi. Poprawił kruczoczarne włosy, które opadły na czoło.

            -Och, nie mówię tylko o Strażnikach! – żachnęła się Olga – Jesteś w to tak zaangażowany, że ciężko ci ostatnio mówić o czymkolwiek innym. Mówię o życiu… zwykłych ludzi,

            -Bądź co bądź, spoczywa na nas duża odpowiedzialność. I chcąc nie chcąc, nie jesteśmy zwykłymi ludźmi i nigdy nimi nie będziemy.

            -I czasem bardzo tego żałuję! – wtrąciła nagle. Na twarz wylał jej się delikatny rumieniec. Mogła to być opalenizna, ale Antek dobrze wiedział, że dziewczyna się zdenerwowała. Znał ją nie od dziś i lepiej niż ktokolwiek inny. A jednak teraz byli tylko przyjaciółmi.

            Przez dłuższą chwilę nie przerywali milczenia. Napawali się błogą ciszą przeplataną świergotaniem ukrytych gdzieś w koronach drzew ptaków. Zapach jeziora i różnych roślin uderzał ich w nozdrza przy każdym zaciągnięciu się chłodnym powietrzem. Byli zupełnymi przeciwieństwami – on: blady, zdystansowany, chłodny, aż nazbyt opanowany, o ciemnych włosach i podkrążonych oczach; Ona: promienna, otwarta wobec ludzi, dusza towarzystwa, pełna emocji i energii, z długimi blond włosami. Ale łączyło ich jedno – byli Strażnikami, mostem między dwoma światami, strzegli tajemnic ludzkich i tajemnic natury, rozwiązywali spory narażając własne życie. Byli ludźmi, obdarzonymi wyjątkowymi talentami, a takich jak oni była na świecie zaledwie garstka. I choć nie zawsze godzili się ze swym losem, to wiedzieli, że muszą grać swoje role.

            -Zniknął! Masz branie! - krzyknęła niespodziewanie Olga i wystrzeliła palcem wskazującym w stronę spławika. Deski pomostu zaskrzypiały zdradliwie i pomost zatrząsł się, ostrzegając ich, żeby unikali gwałtownych ruchów.

            -O cholera! - Antek zaciął wędkę, ale nic z tego. Ryba zerwała się i przy okazji zdążyła zjeść tłustego robala nabitego na haczyk.

            -Antek, muszę przyznać, jesteś świetnym wędkarzem. – powiedziała i wyszczerzyła białe jak perły zęby.

            -Dzięki. A ty podobno nie jesteś fanką łowienia.

            -Może powinniśmy zamienić się rolami. Ja dam radę złowić rybę nawet bez wędki.

            -Śmiało. Siedzę i czekam. - parsknął z udawaną złością.

Olga wstała, przeciągnęła się i ziewnęła teatralnie. Rozejrzała się dookoła i przystąpiła do „połowu” a Antek już wiedział, że dziewczyna da radę. Powoli, bardzo płynnymi ruchami, wykonała kilka specjalnych sekwencji dłońmi. Jej ciało wyglądało jakby było sterowane jakąś zewnętrzną siłą. Wszystko sprawiało wrażenie przypadkowego, ale i precyzyjnego jednocześnie. Zamknęła oczy i zatrzymała się. Skierowała wyprostowane ręce w stronę zmąconej tafli wody i powoli zaczęła je unosić. W powietrzu czuć było elektryzujące napięcie. Chwilę później, nad powierzchnią jeziora unosiła się wielka wodna kula, której ściany falowały niepewnie. W środku pływał solidnych rozmiarów okoń.

            -Jeden zero dla mnie! - krzyknęła Olga nie odwracając się do Antka.

            -Przecież ta ryba nadal jest w wodzie! To nie powinno się liczyć!

            -Nie ma problemu, już... - zaczęła, ale przerwała nagle. Utraciła koncentrację a kilkaset litrów wody runęło nagle w dół i chlusnęło na nich. Antek kątem oka zdążył zauważyć, że okoń był równie zdziwiony tym faktem co obydwoje Strażnicy. - Słyszałeś?

            -Co takiego? - wytężył słuch. Po kilku sekundach dotarł do niego ryk silników. Pojazdów było kilka i z pewnością się do nich zbliżały.

            Strażnicy spojrzeli na siebie porozumiewawczo i natychmiast zaczęli zabierać swoje rzeczy. Kierowała nimi przede wszystkim ciekawość, ale obydwoje czuli także jakiś wewnętrzny niepokój. Byli w miejscu, gdzie nikt nie trafiał przypadkiem, a ten, który jakimś cudem zdołał zbłądzić zaraz był kierowany przez miejscowych na odpowiednią drogę. Dziwne więc, że znikąd dotarł do nich ryk kilku lub nawet kilkunastu ciężkich maszyn.

            W pośpiechu zebrali dwa koce, plecaki i wędkę i szybkim marszem ruszyli ku piaszczystej drodze znajdującej się nieopodal.

            -Może startuje jakaś budowa? Kto nie chciałby działki z willą w takim miejscu? - zagadnął Antek nerwowo. Sam nie wierzył w to co mówi.

            -No nie wiem… - odparła Olga strzepując z długich nóg stado paprochów, które zostawił na niej drewniany pomost. - Okolica faktycznie kusząca, ale lepiej to sprawdźmy. Jeśli ciekawość, to pierwszy stopień do piekła to i tak dawno zafundowaliśmy sobie bilety.

            Dreptali ledwie widoczną ścieżką przeczesując przy tym gęste, wysokie trawy. Antkowi ciężko było opanować emocje. Być może było to spowodowane tym, że wiele razy wspólnie z Olgą ruszali na przeróżne akcje, misje i zadania, które często kończyły się sukcesami. Nie oznacza to jednak, że obcy był im smak porażki. Mimo wszelkich przeciwieństw, zaczynając od charakteru a na wyglądzie kończąc, wszystkie wspólne doświadczenia zbliżyły ich do siebie i w przeszłości nie raz przekraczali granice przyjaźni. Wierzyli, że mogą spleść swoje ścieżki w jedną. Wszyscy Strażnicy wiedzieli, że pogodzenie dwóch żyć – Strażnika i zwykłego człowieka - nie jest łatwe, więc nie często zakładali rodziny. O swoich niezwykłych umiejętnościach oraz o tym, że dookoła ludzi często mieszkają niewiarygodne stworzenia musieli milczeć aż do śmierci. Zatem czy rozwiązanie, które znaleźli Antek i Olga nie wydawało się idealne? Dzielenie życia z kimś, przed kim nie trzeba mieć sekretów było dla nich tym, czego nie mogli by zaznać z nikim innym.

            W końcu dotarli do drogi. Rozejrzeli się, ale widok przesłaniały im podniesione tumany kurzu i piachu, co oznaczało, że przed chwilą przetoczyło się tędy kilka rozpędzonych samochodów.

            -Chyba komuś się spieszyło. - rzucił Antek

            -I to bardzo. Chodźmy tam! - powiedziała Olga podnosząc przy tym lewą rękę. - Wydaje mi się, że z drugiej strony kurz zdążył już nieco opaść. Musieli kierować się właśnie tam.

            Antek kiwnął głową na zgodę i ruszył żwawo. Nie zdążył jednak postawić nawet trzech kroków, kiedy usłyszał za sobą donośny, męski głos:

            -Ejże! W tamtą stronę nie można! - ryknął ktoś – Zatrzymać się!

            Strażnicy odwrócili się i zobaczyli wysokiego, barczystego mężczyznę, w wojskowym mundurze. Podszedł do nich i patrząc z góry, powiedział, tym razem nieco spokojniej, choć nadal głośno:

            -Proszę o natychmiastowe opuszczenie okolicy i nie zbliżanie się do tutejszych terenów przez najbliższe dwa dni. – wyrecytował, ruszając machinalnie kwadratową szczęką.

            -Co to ma znaczyć? Przyjechaliśmy tu dla odpoczynku! - zaatakowała Olga. Jej temperament wprawiał niekiedy Antka w zakłopotanie, ale musiał przyznać, że miała ikrę.

            -Przykro mi, nie mogę udzielić żadnych szczegółowych informacji. Proszę opuścić to miejsce. Nie tylko państwo musicie to zrobić.

            -Zaraz... A co z mieszkańcami? Też nie są poinformowani? - zapytał Antek.

            -Przykro mi, ale nie mogę podać szczegółów. – wydukał ponownie mundurowy – Raz jeszcze proszę o opuszczenie tego miejsca i nie utrudnianie nam pracy.

Olga zmrużyła gniewnie oczy, zmierzyła wzrokiem wielkiego mężczyznę i wypaliła nagle, stukając go palcem wskazującym w pierś:

            -Słuchaj no żołnierz, o co tu chodzi?!

            Wojskowy pochylił się nad nimi, rzucając przy tym ukradkowe spojrzenie Antkowi. Jego głowa była teraz na wysokości głowy Olgi. Przeciągał przez chwilę odpowiedź, po czym szeptem wydusił:

            -Uciekajcie stąd jeśli wam życie miłe, bo możecie je za chwilę stracić. I to nie z naszych rąk. - wyprostował się i odszedł w kierunku, który wcześniej pokazała Olga, najwyraźniej przeświadczony, że wypełnił swoją misję i Strażnicy odejdą w strachu.

            Ale u nich górę zawsze brała ciekawość.

***

            Zanim wrócili do obozowiska, powietrze zdążyło się już nagrzać i przesiąknąć zapachem letniego gorąca. Lawirując między linkami od namiotów, rozsiedli się na dwóch starych leżakach. Antek rozejrzał się i zobaczył kilka brudnych naczyń. Zorientował się także, że każdy z namiotów jest zasunięty.

            -Ciekawe gdzie ich wcięło? - zapytał gładząc przy tym podbródek bladą, kościstą dłonią.

Olga zdawała się być zamyślona. Jej niebieskie oczy wlepione były w dal. Odpowiedziała dopiero po chwili, zdając sobie sprawę jak głupio musiała wyglądać:

            -Co? Nie wiem, nie wiem... O co właściwie pytałeś?

            -Zastanawiałem się tylko gdzie jest reszta. A tobie co chodzi po głowie? - Antek stwierdził, że skoro Olga nie kryje się specjalnie ze swoimi skomplikowanymi procesami myślowymi, to zapyta ją o to.

            -Wiesz… – zaczęła i rozłożyła się na leżaku, zsuwając jednocześnie okulary przeciwsłoneczne z czoła na nos – Zastanawiam się co się tam dzieje. I co robić? Mówić reszcie? Powinniśmy. To było by odpowiedzialne. Ale z drugiej strony... Co jeśli to jest coś z czym nie poradzą sobie zwykli ludzie? Co jeśli powinniśmy interweniować jako Strażnicy?

Antek borykał się z podobnymi dylematami. Dobrze wiedział, że najlepiej było by powiedzieć znajomym, którzy nie byli Strażnikami, że muszą stąd zniknąć i to jak najprędzej. Mogli by zostawić to wszystko za sobą, dać działać wojsku lub komukolwiek innemu i zapomnieć o tym.

            -Może spróbujemy się rozejrzeć w tej okolicy? Jeśli wyda nam się to podejrzane, ale założymy, że to nie dotyczy nas jako Strażników, to zwijamy manatki. Myślę, że na ewentualną ewakuację i tak przewidziane jest kilka godzin. - Antek uznał, że to najrozsądniejsza propozycja.

            -Cóż, – Olga ukazała swój szeroki uśmiech – skoro nalegasz, to się rozejrzymy.

Była wyraźnie zadowolona z alternatywy, którą zaproponował Antek. Ciężko było jej opanować swoją żądze przygód, zwłaszcza, jeśli tkwił w nich spory pierwiastek niebezpieczeństwa. Miała w sobie duszę odkrywcy i zawsze chętnie stawiała czoła wyzwaniom, zwłaszcza tym najtrudniejszym.

            Nie minęło więcej jak dwadzieścia minut, a do chaotycznie rozbitego obozu wróciła czwórka znajomych Antka i Olgi. Dwóch młodych, rosłych facetów w zielonych kąpielówkach i klapkach o długości kajaka, obaj wyglądali na radosnych, wyraźnie czerpiących przyjemność z przebywania w dziczy. Być może pomogła im w tym zawartość pustych już teraz butelek, które nieśli ze sobą. Za nimi dwie dziewczyny, blondynka i brunetka w kostiumach kąpielowych, z ręcznikami przewieszonymi przez szyję i jasnymi torbami plażowymi pod pachą. Te wyglądały na nieco mniej zadowolone co też zapewne było skutkiem spożycia zawartości wcześniej wspomnianych butelek.

            Wyższy z nich, Janek, rzucił z odległości kilku metrów butelką i trafił prosto do worka ze śmieciami:

            -Za trzy! - krzyknął przy tym i zarechotał głośniej niż powinien. Jego dziewczyna, krępa brunetka rzuciła mu piorunujące spojrzenie a jego mina momentalnie zrzedła.

            -Zdążyliście się już wykąpać? - zapytała Olga nie ruszając się z leżaka.

            -Pewnie! A po co tracić czas? - odpowiedział niższy z dwójki nowo przybyłych mężczyzn, Witek. Wszyscy nazywali go Witem, ale nikt nie wiedział dlaczego.

            Obaj rozsiedli się na leżakach i zwrócili twarze ku słońcu, najwyraźniej chcąc chłonąć każdy jego promień w błogim, wakacyjnym otumanieniu. Brunetka, Jagoda, przerwała chwilowe milczenie przeplatane szmerem ptasich odgłosów i szumem lasu:

            -Chłopców trochę powykręcało od słońca... – powiedziała z przekąsem. Na jej rumianej twarzy malowała się złość, ale widać było, że minie całkiem szybko. Rzuciwszy wcześniej torbę pod namiot, założyła spodenki i zajęła przedostatni, kolorowy leżak.

            -Oj, nie przesadzajcie, w końcu przyjechaliśmy tu odpocząć. - rzucił Wit głębokim basem.

            Nikt nie podjął dalszej dyskusji. Najwyraźniej wszystkich, nie licząc Antka i Olgi, ogarnęły sielankowe nastroje po porannej kąpieli.

            -A wy gdzie byliście? - zagadnęła wyjątkowo wysoka blondynka o figurze modelki – Chcieliśmy was wyciągnąć, ale nigdzie nie mogliśmy was znaleźć. Z odpowiedzią pospieszył Antek:

            -Poszliśmy na ryby, ale jak widzicie, nasze połowy nie były zbyt udane. Zerwaliśmy się o świcie. Mogliśmy dać wam znać.

            -Nie ma problemu, może następnym razem. – odparła ze szczerym uśmiechem. Jako jedyna wcześniej nie znała nikogo oprócz Janka. Chłopak rzucił znajomym propozycję zabrania swojej koleżanki, chociaż wszyscy wiedzieli, że dwójka ma się ku sobie. Dziewczyna bywała przez to trochę skrępowana.

            -Ej! - krzyknął Janek zrywając się z leżaka – jedliście dzisiaj cokolwiek?

            -Przypominam ci, mój drogi, że ty wchłonąłeś już dzisiaj jakąś tonę mięsa... - mruknęła cicho Jagoda

            -Jestem duży. Muszę dużo jeść. Ale tak na poważnie, nie będziemy się chyba żywić osadem z puszki po paprykarzu? Kto jest chętny, żeby wybrać się do sklepu?

Antkowi zapaliła się czerwona lampka, kiedy tylko usłyszał to pytanie. Wyprostował się i spojrzał na Olgę. Ta już świdrowała go wzrokiem i zrozumiał, że nie będzie lepszej okazji. Wystrzelili z leżaków i razem ryknęli:

            -MY!

***

 

Po chwili obozowisko zniknęło z zasięgu ich wzroku.

            -Jak myślisz, dlaczego tamci jeszcze nie przyszli nas pogonić? - zapytał Antek

Olga zastanawiała się chwilę, zmarszczyła brwi i powiedziała:

            -Nie wiem. Nasze obozowisko dość kiepsko widać. Jeśli nie wiesz jak do niego trafić, to mało prawdopodobne, że w ogóle je znajdziesz. Jeśli chłopaki będą cicho, to może kupią nam tym samym trochę czasu.

            -A co z zakupami? – odparł Antek pytaniem.

            -O to będziemy się martwić później.

            Nie wiedzieli do końca gdzie mają się kierować, więc przedzierali się przez krzaki, trawy i gałęzie, kierując się w stronę lichego pomostu, na którym dzisiaj rano łowili ryby. Nie chcieli iść drogą w razie, gdyby musieli się nagle schować. Przy tym wszystkim dokuczało im słońce, które już teraz grzało niemiłosiernie w kark a Antka męczyły jeszcze koniki polne, których szczerze nienawidził (co z kolei bardzo bawiło Olgę).

            Niedługo potem, ale za to po wielu zadrapaniach na łydkach i tysiącach przepędzonych owadów dotarli do przeplecionej przez drzewo, żółto-czarnej taśmy ostrzegawczej. Poza tym nie zauważyli jak do tej pory nic specjalnie podejrzanego. Co więcej, za taśmą było dokładnie to samo co po stronie, po której znajdywali się teraz.

            -Co dalej? - szepnęła Olga odwracając się w stronę Antka – idziemy?

            -Może powinniśmy poczekać? - odrzekł Antek po chwili namysłu – Nie spieszmy się, zostańmy tu na chwilę.

            Olga kiwnęła głową na zgodę. Mimo swojej chęci do przygody i przeżywania niesamowitych rzeczy, uważała, że Antek ma w sobie jakiś zmysł, który kieruje nim podczas podejmowania takich decyzji. W podobnych kwestiach ufała mu niemal za każdym razem i teraz postanowiła to samo. Nie raz, nie dwa wyciągało ich to z niezłych tarapatów.

            Bacznie obserwowali otoczenie, ale ogólnego spokoju nie zagłuszało zupełnie nic nie licząc szumu drzew oddalonych o kilkadziesiąt metrów. Przez około pół godziny zobaczyli jedynie łanie, która z gracją przemierzała ogromną łąkę. Kolejne pół godziny było niemal tak samo bezowocne. Podczas milczącego wpatrywania się w monotonną połać zieleni czas leciał wyjątkowo wolno i choć w głowach obojga Strażników pojawiły się pierwsze myśli o zaniechaniu obserwacji, to żadne z nich o tym nie mówiło.

            Niespodziewanie Antek poczuł szarpnięcie za dłoń i mimowolnie ukucnął. Zanim zdążył się zorientować, Olga wyszeptała ostrożnie:

            -Wojsko! Zobacz, łazi tam dwóch ludzi! Tylko ostrożnie!

            Antek powoli podniósł głowę i zobaczył dwóch umundurowanych ludzi oddalonych o jakieś pięćdziesiąt metrów. Przechadzali się w jedną i w drugą stronę trzymając przy tym w ogromnych łapskach czarne, błyszczące karabiny. Obserwując ich, Antek usłyszał ryk silnika i powiedział:

            -Ciężarówka, spójrz!

            Dziewczyna, podobnie jak jej towarzysz, wyjrzała zza wysokiej trawy i rzeczywiście – w stronę żołnierzy nadciągała spora, butelkowo-zielona ciężarówka z ciemną, poszarpaną plandeką zarzuconą na grzbiet. Zatrzymała się na chwilę przy jednym z mężczyzn, który pełnił wartę. Ten kiwnął lekko głową, wskazał ręką odpowiedni kierunek i pojazd ruszył ponownie, rycząc jak dziki. Strażnicy znów schowali się w gąszczu traw.

            -Chyba już wiemy gdzie musimy się udać. Ryzykujemy? - zapytał Antek z nutą niepewności w głosie. Wydawał się być bledszy niż zwykle.

            -Zawsze! - powiedziała Olga bez chwili namysłu.        

            -Kogo ja w ogóle pytam...

            Wspólnie podjęli decyzję o nie przechodzeniu przez żółto-czarną taśmę a kierowaniu się wzdłuż niej, zgodnie z kierunkiem, w którym udał się wielki samochód. Przeczołgali się przez trawę, ścierając sobie przy tym łokcie i kolana. Dotarli do drogi, której przekroczenie okazało się być nie lada wyzwaniem, ponieważ była bardzo dobrze widoczna i niemal bez przerwy obserwowana.

            -Słuchaj, obaj chodzą wyznaczonymi ścieżkami. W obwodzie ich spacerku są dwa momenty, kiedy droga nie jest obserwowana. Daj znać, gdy będę mógł przeskoczyć przez drogą a potem zrobimy na odwrót. - wytłumaczył Antek. Olga była pod wrażeniem jego szybkiej analizy. Nie odpowiedziała, jedynie przytaknęła niemo patrząc na Antka z otwartymi ustami. - Może jednak skusisz się na to, żeby obserwować naszych dwóch koleżków? - dopytał Antek

            -A, tak, tak...Jasne.

            Olga przykuła wzrok do żołnierzy i śledziła każdy ich ruch. W końcu wyłapała momenty, kiedy są do nich odwróceni, dała im kilka razy obejść obwód prostokąta i gdy upewniła się, że można bezpiecznie przekroczyć drogę, powiedziała cicho:

            -Teraz, teraz!

            Antek dał susa i wylądował z drugiej strony, niemal od razu ukrywając się w krzakach. Analogicznie pomógł Oldze przedostać się do siebie i mogli ruszać w dalszą drogę.

            Skradając się, przeszli jeszcze około dwieście metrów i zatrzymali się na skraju traw i krzaków, które do tej pory bardzo ułatwiały im chowanie się. Teren zaczynał się zadrzewiać. W niedużym gaiku zauważyli ten sam ciężki, zielony pojazd, który jakiś czas temu przeciął łąkę, zostawiając na niej zapewne gigantyczną bruzdę po szerokich oponach.

            -To coś... Nie wiem właściwie co, ale ta rzecz, której szukamy. Chyba musi być gdzieś w pobliżu. - powiedział Antek

            -Z pewnością. Inaczej po co mieli by się tu zatrzymywać? Zastanawia mnie tylko co takiego znaleźli, że potrzeba im aż tylu chłopa? No i ta ewakuacja... - Olga znów zmarszczyła brwi w zadumie.

            -Nie wiem. Ale wygląda na to, że niedługo się przekonamy.

            Podniosła nieco taśmę zawiniętą dookoła drzew, badając wcześniej czy w pobliżu nie znajduje się nikt, kogo nie chciała by spotkać. Kucnęła za jednym z szerokich klonów i gestem przywołała do siebie Antka, który poczynił podobne kroki. Ich czoła pociły się już zarówno ze stresu jak i z upału. Nie słyszeli ani jednego ludzkiego głosu, żadnych kroków – zupełnie nic. Antek pokazał palcem na ciężarówkę i podniósł pytająco brwi. Olga pokazała kciuk uniesiony do góry. Szybko przemieścili się za kolejne drzewo. Byli coraz bliżej celu. Kiedy w końcu ukryli się za dwoma wystarczająco szerokimi dębami, które rosły blisko siebie, Antek zapytał:

            -Dlaczego tu nikogo nie ma? Gdzie wszystkich wcięło?

            -Nie mam bladego pojęcia i trochę mnie to martwi... Z drugiej strony... Wykorzystajmy tę okazję i sprawdźmy co tu jest grane.

            Antek wyskoczył zza drzewa jak sprężyna i robiąc przewrót, znalazł się tuż obok koła wielkiego pojazdu. Ogarnął wzrokiem otoczenie i rzucił Oldze wymowne spojrzenie. Gdy ta znalazła się obok niego. Strażnik wstał ostrożnie i zajrzał pod plandekę ciężarówki. Nie wiedział czego się spodziewać, więc nie nastawiał się na nic konkretnego. Zaskoczonym, lekko kpiącym tonem powiedział:

            -Olga... W tej ciężarówce są chyba posągi. Jakieś rzeźby. Kilkanaście luster, jakieś siatki, wnyki i trochę sprzętu wojskowego.

            Olga spojrzała z niedowierzaniem, myśląc chyba, że to głupi żart:

            -Słucham? Po co wojsko do transportu jakichś rzeźb? - zapytała zaglądając do środka – Chociaż przyznaję, że są niezłe.

            -Nie znam się na sztuce, ale nie spodziewał bym się, że wojsko się zna...

            -A lustra? Są solidnie zabezpieczone, ale po co im to wszystko w lesie, na takim odludziu? - Olga bez ustanku omiatała wzrokiem zawartość ciężarówki.

            -Może powinniśmy się jeszcze rozejrzeć?

            -No pewnie! – odpowiedziała Olga bez chwili zastanowienia – Korzystajmy, póki możemy!

            Starannie omijając nawet najmniejsze gałązki, ruszyli w stronę przeciwną od drzew owiniętych taśmą ostrzegawczą. Nieobecność jakiegokolwiek patrolu w miejscu, gdzie zatrzymał się samochód było niepokojące, ale Strażnicy zgodnie myśleli, że może to być niepowtarzalna okazja do wybadania okolicy i tej dziwnej sprawy.

            Uszli około trzydziestu metrów i przez zieleń lasu zaczęła przebijać się niewielka polana. Ich oczom ukazały się dwa wysokie kopce piachu a pomiędzy nimi szeroki dół. Byli jednak zbyt daleko, żeby stwierdzić jak bardzo jest głęboki. W pobliżu kopców, w kółko maszerowało dwóch uzbrojonych żołnierzy. Byli wyraźnie spięci, nie rozmawiali ze sobą, dreptali zupełnie nie zwracając na siebie uwagi.

            -O cholera! - syknął Antek cicho – Jest ich dwóch! Na ziemię!

            Olga posłusznie położyła się w mchu a pobliski krzak całkowicie ją zasłonił. Nie odrywając wzroku od poruszających się po kole żołnierzy, zapytała Antka:

            -Jak myślisz, czego pilnują?

            -Nie wiem. - odparł po dłuższej chwili – Ale wydaje mi się, że dół jest głęboki i świeży. W powietrzu czuć wilgotną ziemię. Zaciągnij się.

            Strażniczka pociągnęła głęboko nosem a do jej nozdrzy natychmiastowo wdarł się charakterystyczny zapach. Choć sam w sobie był przyjemny, to okoliczności wydawały się mało sprzyjające.

            -Co robimy? - zapytała niepewnie. Zupełnie nie miała pomysłu na dalsze kroki.

            Antek poprawił czarne włosy, które przylepiły mu się do wilgotnego czoła. Nie znał odpowiedzi na to pytanie, nie wiedział co powinni robić dalej. Może wrócić? Bardzo chciał wiedzieć co jest na dnie tego dołu i dlaczego jest on tak pilnie strzeżony.

            -Obserwujmy. Dajmy sobie jeszcze chwilę. Zgaduję, że nie mamy zbyt wiele czasu. Tamci muszą kiedyś wrócić do wozu. Może zdarzy się coś, co da nam podpowiedź. - postanowił w końcu. Olga kiwnęła w odpowiedzi głową.

            Dwaj potężni mężczyźni krążyli z karabinami w rękach jak zahipnotyzowani. Antek miał wrażenie, że ich buty wybijały rytm pracy jego serca. W upalny, letni dzień, ubrani w długie spodnie i długie koszule pilnowali w niezwykłym skupieniu czegoś, co spowodowało ewakuację pobliskich mieszkańców i odgrodzenie ogromnej połaci dzikiego terenu. A odpowiedź na wszystkie pytania jakie zrodziły się do tej pory w głowach Strażników znajdowała się prawdopodobnie kilka metrów pod ziemią. Antek miał ochotę zerwać się na nogi, obudzić w sobie moc żywiołu i poderwać ziemię razem z żołnierzami. Ale nie mógł tego zrobić. Tak samo jak o życie przeróżnych stworzeń i kreatur, musiał dbać o życie zwykłych ludzi. Choć ci drudzy najczęściej wcale nie wiedzieli o istnieniu tych pierwszych.

            -Jesteśmy tu już prawie czterdzieści minut. Chyba zaczynamy igrać z losem. Powinniśmy się zbierać, może spróbujemy później? A może to nic co mogło by nas dotyczyć? – zapytała cicho Olga.

            -Może i nic... Tak czy inaczej, masz rację, zbierajmy się.

Powoli dźwignęli się na nogi, każdy ruch wykonując z odpowiednią dozą ostrożności. Zgarbieni, na ugiętych nogach, drobiąc kroki wycofywali się z dziwnego miejsca, które postawiło przed nimi więcej pytań niż odpowiedzi.

TRZASK!

            -Halo! – krzyknął jeden z żołnierzy – Stać!

            Olga spojrzała na Antka a w jej błękitnych oczach gościło przerażenie. Sucha gałąź trzasnęła pod jej stopą. Zamarli na ułamek sekundy, choć wydawało im się, że ta chwila trwała co najmniej kilka minut. Razem zerwali się do nagłego biegu.

            Nie zważali już na gałęzie, ciszę czy ostrożność. Szybkimi susami pokonywali kolejne metry. Jeden z mundurowych torował sobie drogę między gęstym poszyciem lasu zmierzając w ich kierunku. Antek odwrócił się, intuicyjnie machnął ręką i jednocześnie jakieś dziesięć metrów za nimi ziemia podniosła się i z hukiem wyłoniła się z niej twarda, ostra skała.

            Ostre wici smagały ich po twarzy. Przeskoczyli przez przewalone drzewo i nagle usłyszeli grzmot czegoś ciężkiego, jakby zderzenie dwóch kolosów, które rozdarło las. Ziemia zadudniła im pod nogami, ptaki zerwały się z koron drzew, śpiewając ciężko i niespokojnie.

            -Co to było? Coś wybuchło? – Antek zatrzymał się nagle i dysząc ciężko rozejrzał się dookoła.

            -Gdzie żołnierz? Dlaczego przestał nas gonić? – Olga odpowiedziała pytaniem na pytanie

            -Skała… Nie ma jej! – Antek podszedł do miejsca gdzie ziemia została jeszcze chwilę temu rozpruta prze jego wyjątkową moc. Ale spiczasta skała, która wyrosła z leśnego runa była znacznie mniejsza, sięgała teraz do kolan. Została zniszczona i Strażnik już wiedział dlaczego.

            -Olga.. Ten żołnierz… To on rozbił skałę. Sam się nią stał! I zderzył się z moją! – posłał jej pytające spojrzenie, nie rozumiejąc co się stało. Ona wyglądała na równie zdziwioną i zaskoczoną.

            -Jak to? To Ty go zmieniłeś? – zapytała trochę nieśmiało bojąc się, że taka sugestia może być potraktowana jako ofensywa. Strażnik nie zabijał ludzi. Nigdy.

            Antek podniósł pokruszony kawałek kamienia, który był dłonią żołnierza. Zaraz obok leżała także połamana noga i głowa, której twarz zamarła w bólu i przerażeniu. Żywy człowiek, który jeszcze przed chwilą był myślącą istotą po prostu przeistoczył się w kawał kamienia i rozpadł na kawałeczki.

            -Nie. Ale chyba już wiem skąd te rzeźby i lustra.

            -Co masz na myśli? – zapytała Olga, ale sekundę później rozszerzyła oczy i dłonią zasłoniła usta.

            -Bazyliszek…

***

 

            -Nie wierzę, że nadal nie znaleźli naszego obozowiska. – szepnęła chowając głowę w krzakach.

            -Najwyraźniej mamy więcej szczęścia niż rozumu, skoro nadal chcemy się w to pakować – odparł Antek.

            Słońce schowało się za horyzontem już ponad pół godziny temu, niebo stało się krwisto czerwone i ciemniało powoli, przeradzając się w głęboki granat, który niedługo miał być upstrzony jasnymi punktami, oddalonymi o miliardy kilometrów. Wśród setek gwiazd i tysięcy ciał niebieskich, leżeli oni – dwójka ludzi o wyjątkowych umiejętnościach, które dla całej reszty świata są i pewnie przez jeszcze bardzo długi czas będą niezrozumiałe.

            -Jak to zrobimy? – zapytała Olga.

            -Nie zrobimy tego przy pomocy luster, chociaż ten sposób mógł by się sprawdzić. Nawet oni na to wpadli, musieli coś podejrzewać. Pewnie dlatego nie chcieli, żeby informacja wyciekła dalej i zamietli by to pod dywan. Wyobrażasz sobie, żeby w wiadomościach mówili o dzikim bazyliszku grasującym na Mazurach? – posłał przy pytaniu szelmowski uśmiech.

            -A my? Jak sobie poradzimy? Bez luster, wśród uzbrojonych żołnierzy…

            -Oni nie dadzą sobie z nim rady. Ale my… Kiedy szliśmy tędy kilka godzin temu, niedaleko zauważyłem rosnący krzew ruty. Dla większości to pospolity krzak, ale dla nas może być kluczem do zakończenia żywota tej bestii.

            Olga spojrzała na Antka z uniesionymi brwiami pytając niemo o dalszy ciąg wyjaśnienia. Zupełnie nie wiedziała jak Strażnik zamierza wykorzystać zwykły krzak przeciwko stworzeniu, które wzrokiem potrafi powalić wszystko co żyje.

            Skuleni, na zgiętych nogach, ponownie przesuwali się powoli w niewygodnej pozycji przez te same wysoko rosnące trawy. Pod osłoną wieczoru, który powoli zmieniał się w ciemną noc było to znacznie łatwiejsze niż za dnia. Temperatura, choć nadal wysoka, była zdecydowanie mniej dokuczliwa niż w okolicach południa. Dotarli już do wyznaczonej wcześniej granicy, oznaczonej charakterystyczną taśmą.

            Antek wskazał palcem na drobny krzew o żółtych kwiatach, którego Olga nawet nie zauważyła i powiedział:

            -Zobacz, ruta!

            -Skąd wiesz, że to zadziała? – zapytała a ton jej głos wskazywał, że nie jest przekonana co do tego pomysłu, choć sama nie wymyśliła do tej pory nic lepszego.

            -Nie mam pewności. Ale według jednej z opowieści, w XVI wieku bazyliszek grasował w Warszawie, siejąc grozę na ulicach. Ludzie znikali, inni bali wychodzić się z domu a stwór nocował po piwnicach. Nikt nie był na tyle odważny, aby go powstrzymać. W końcu na niemal pewną śmierć, posłali skazańca, którego taki wyrok czekał tak czy inaczej. Ubrany w zbroję z luster, po wytropieniu potwora, wlazł do piwnicy w nadziei, że to wystarczy. Pechowiec potknął się na ostatnim ze schodków a zbroja rozsypała się na ziemi. Kiedy facet podniósł głowę, zobaczył przed sobą truchło wielkiego koguta z żabimi oczami i wężowym ogonem. Słysząc wcześniejsze legendy, chłop nie zaufał lustrom i w kieszenie napchał sobie ruty. – Antek wypowiedział wszystko szybko i na jednym tchu, zrywając przy tym liście z krzaka.

            -I to jest wiarygodne źródło?

            -Tego nie powiedziałem. Ale mamy tylko to. – odpowiedział wyjątkowo spokojnie – Zerwij i schowaj ile zdołasz. Ruszamy.

            Gdy tylko dotarli do miejsca, gdzie nie tak dawno stała wojskowa ciężarówka, okazało się, że przedarcie się do dziury, w której mieszkał stwór nie będzie łatwe. Ciężki samochód zniknął a w jego miejsce pojawiły się dwa duże, zielone namioty wokół których rozciągnięte było prowizoryczne oświetlenie. Trzech żołnierzy maszerowało dookoła jak dobrze zaprogramowane roboty. Ani Antek ani Olga nie wiedzieli jeszcze co czeka ich dalej.

            Przeszli ostrożnie przez taśmę i schowali się za szerokimi drzewami. Gestykulując ostrożnie, Olga zasugerowała, aby obejść mały obóz. Antek kiwnął głową i ruszył powoli, czołgając się po wysuszonej ziemi. Odwrócił się i szepnął:

            -Są tuż przed nami!

            Ale nie usłyszał żadnej odpowiedzi. Rozejrzał się uważnie szukając wzrokiem Olgi, ale nie było jej ani za nim ani nigdzie w zasięgu jego wzroku.

            -Cholera… Olga? – skierował pytanie w pustkę i nadzieja na odpowiedź okazała się płonna. Nie wiedział gdzie jest Strażniczka i czy oznaczało to dla niej kłopoty, czy może znajduje się w lepszym położeniu niż on.

            Poruszając się bezszelestnie, przemieścił się jeszcze o jakieś pięć metrów, chowając się za jednym z gęstych krzaków  i omiótł wzrokiem niewielką polanę, która kilka godzin temu była pilnie strzeżona – tym razem nie było tu żywej duszy. Na środku pomiędzy szeroką dziurą – ich celem - nadal leżały usypane dwie hałdy piachu. Teraz wystarczyło tylko wrzucić rutę do środka, zasypać dziurę ziemią, co dla Antka nie było żadną trudnością i dać nogę zanim ktoś zorientuje się co się dzieje.

            Nauczony niezbyt przyjemnymi doświadczeniami, wiedział, że to co dla przeciętnego człowieka mogło oznaczać kłopoty, dla Strażnika, zwłaszcza tak uzdolnionego i przy okazji zadziornego jak Olga nie powinno sprawiać wielkich problemów. Zastanawiał się nad tym przez chwilę, wyłączając mimowolnie pozostałe bodźce. Postanowił w końcu, że w tej chwili nadrzędne jest wykonanie założonego zadania, później odszuka Olgę. W końcu na pewno sobie poradzi.

            Już miał się zrywać do krótkiego sprintu, kiedy zauważył, że po drugiej stronie polany, dokładnie naprzeciwko niego, w cieniu jednego z rozłożystych drzew stoi postać. Analizując budowę ciała, Antek szybko stwierdził, że nie może to być żaden z żołnierzy, którzy jak do tej pory okazywali się być przykładami wielkich, rosłych chłopów. Osoba postawiła delikatnie stopę na ziemi, raz, drugi i trzeci. Srebrne, księżycowe światło odbiło się od długich, blond włosów. Antek od razu poznał kto to.

            -Olga! - powiedział cicho, przełamując ciszę i przekraczając cienką granicę szeptu – Tu jestem! Chodź! - machnął ręką zza krzaka.

            Ale dziewczyna ani drgnęła. Nie odwróciła nawet głowy, nie dała żadnego znaku. Wyprostowana, z pewnego rodzaju dumą, patrzyła wprost na dziurę. To wszystko trwało kilkanaście sekund, ale Antkowi wydawało się, że spędza tu całą wieczność. Był przerażony jej transem. Wybiegł w końcu na polanę.

            Pierwsze dwa kroki – suchy piach podniósł się z ziemi, kiedy Strażnik odbijał się od niej palcami stóp, żeby rozpędzić swoje ciało.

            Trzy, cztery, pięć – zdążył wyjąć z kieszeni garść ruty i przełamać w szczupłych rękach łodygi rośliny.

            Sześć, siedem – przełożył zioło do drugiej ręki, a w pierwszej poczuł charakterystyczne ciepło i mrowienie. Ręka stwardniała aż do przedramienia i zaczęła przybierać dziwną formę, szarzeć i puchnąć – już za chwilę wyglądała jak najtwardsza ze skał.

            Osiem – zamach ręką, w której trzymał rutę i namierzenie celu, głębokiego dołu.

            Dziewięć – Olga obróciła się nagle w jego stronę, ciskając jednocześnie w klatkę piersiową Antka, wyrwanym z ziemi, strumieniem lodowatej wody. Siła uderzenia zwaliła go z nóg, rąbnął o ziemię, wyzionął powietrze z płuc i zobaczył mroczki.

Ruta wyleciała wysoko w powietrze... Był już tak blisko celu!

            Leżąc na boku zobaczył stojące niedaleko nich wielkie, solidne buciory. Odruchowo, nie do końca wiedząc co robi, uderzył pięścią w ziemię, zbierając przy tym wszystkie siły. Zagruchotało, drzewa zaskrzypiały a siła skierowana wprost na ogromne buty sprawiła, że dwie osoby zaraz leżały na ziemi.

            Ruta zawisła w powietrzu, kilka metrów nad ziemią.

            -UCIEKAMY! - ryknął Antek zrywając się na nogi. Olga potrząsnęła głową jakby zbudziła się z głębokiego snu i rzuciła Antkowi, obce spojrzenie, wyrażające mieszaninę przeprosin, obojętności i niewiedzy.

            Ruta zaczęła opadać.

            Nim żołnierze wstali, zszokowani, nie rozumiejąc zupełnie tego co się stało, Antek i Olga byli już zaszyci wśród roślinności. Zmęczeni, obolali, ale chwilowo bezpieczni.

***

            -Co tam się stało? - zapytał Antek ciężko dysząc. Byli już na znanej im, piaszczystej drodze. Maszerowali szybko. Musieli zwinąć swój obóz niemal natychmiastowo. Ale nie głowili się jeszcze co powiedzą przyjaciołom.

            -Nie wiem Antek... Nie wiem. - odparła bezradnie, wlepiając przeszklone oczy we własne  przeszklone stopy. - Nie mogłam się ruszyć. Musiałam słuchać...

            -Słuchać? Przecież mnie nie słyszałaś! Stałaś tam na środku jak zahipnotyzowana!

            -To nie ciebie musiałam słuchać. Tylko jego. – spojrzała mu prosto w oczy i od razu wiedział, że nie kłamie. Znał ten wzrok aż za dobrze. Wzrok zaszczutego zwierzęcia.

            -Jego..? Bazyliszka? - nie dowierzał. Słyszał już wcześniej o podobnych umiejętnościach, ale nie poznał nikogo, kto umiał by nimi władać.

            -Tak. Właśnie tak. Miał aksamitny, dziecięcy głos. – zaczęła powoli – I wcale nie chciał tam być. Wcale nie chciał robić krzywdy innym. Po prostu się bronił. Chciał uciec, ale nie pozwolili mu.

            -Rozumiałaś to wszystko? W takim razie skąd wzięło się to całe wojsko i w ogóle? - wtrącił się.

            -On... Nie mówił. Słyszałam to w swojej głowie. Ktoś znalazł go w lesie i chciał schwytać. Bronił się. Zabił. – wyrywała ze swojej pamięci hasła, starając się, żeby Antek zrozumiał – Potem był następny. Zobaczył go w lesie i zadzwonił. Powiedział o dziwnym potworze. Odnaleźli jego norę i chcieli zabrać.

            Antek układał całą historię w całość. Czy była prawdziwa? Być może. Ufał Oldze. Widział też jak był roztrzęsiona.

            -Wcale nie chciał zrobić nic złego... – mruknął do siebie Antek – Był z dala od ludzi...

            -Tak... Wiedział co potrafi zrobić obcym. Po prostu chciał tego uniknąć.

            -Ale... Czy dzisiejszej nocy nie daliśmy mu okazji do ucieczki? Mógł wyleźć, kiedy narobiliśmy zamieszania, nie robić nam nic złego! Dwaj żołnierze… Przecież zostali obezwładnieni! Na pewno by się udało! - w głosie Antka zabrzmiał entuzjazm, który oznaczał gotowość do powrotu w miejsce, z którego przed kilkunastoma minutami uciekali.

            -Tak, na pewno... – odpowiedziała Olga – Ale ruta, którą zerwaliśmy spadła prosto w dół...

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
bednar94 · dnia 25.11.2017 12:10 · Czytań: 250 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty