Starożytności nie należy mylić
z lamusem ani antykwariatem.
Opowieść klasyczna
Pewnego starożytnego dnia dobry, zapobiegliwy i przewidujący Zeus uznał, że ludzie mają za mało rozrywek. Owszem, walczyli i zabijali jak przedtem, pili i hulali też i nawet rozmnażali się, acz niezbyt chętnie, i nie na prawo i lewo, na co liczył Zeus, dając im swobodę i własny niezmordowany przykład. Wszystko to jednak w sposób zbyt niemrawy. Ziemianie snuli się po świecie i widać było wyraźnie, że pospolite emocje związane z walką o wpływy, zazdrością, nienawiścią czy kazirodztwem, przestały im już wystarczać.
– Potrzebny jest jakiś doping – uznał Zeus, drapiąc się w głowę z namysłem. – Ale jaki? To musi być coś tak ekstra, że nie tylko ich postawi na nogi, lecz i szanownym Niebianom dostarczy rozrywki. I pracy, bo wałkonią się i nudzą bez przerwy.
Myślał i myślał. Gapił się w niebo i w ziemię. Ciężko mu szło. Nie był już przecież taki młody.
– Najlepiej coś związanego z popędem – dumał na głos. – Czysto fizyczna przyjemność to jeszcze za mało. Ludziska się przyzwyczaili i temperament wyraźnie im oklapł. Owszem, ciupciają się nadal, ale jakby mimochodem i tak szybko, że nawet nie warto podglądać.
Co by tu do tego dodać? Może jakiś afrodyzjak? – I wymyślił Miłość.
Ale nie taką, do bliźniego swego. To, jako zbyt nudne, zostawił konkurencji. A poza tym przerażała go myśl, że ludzie w ogóle mogliby przestać się okradać, oszukiwać, kłócić i zabijać, pozbawiając Niebian tej reszty przyjemności, jaką jeszcze mieli z ingerencji w ich prywatne sprawy.
– Musiałbym zlikwidować kupę resortów – stwierdził niechętnie. – Nie warto. To musi być taka Miłość przez duże M.
Wreszcie wziął dymion, nalał wina i zaczął dodawać: oczarowanie, zachwyt, zaślepienie, ekscytację, żądzę, dziką namiętność, zazdrość, tęsknotę, popędy, szał zmysłów i nawet trochę nienawiści. A także, może dla równowagi: czułość, delikatność, wzruszenia, oddanie, łzy szczęścia i potrzebę bliskości. Dymion był prawie pełen i wszystko zaczęło się burzyć.
– Jeszcze trochę mało – uznał bóg i dowalił, co tam miał pod ręką, a potem już sam nie mógł sobie przypomnieć, co dodał. W każdym razie w baniaku zabuzowało jak w piekielnym kotle.
– Dobra nasza – ucieszył się Zeus. – Treść jest, teraz tylko forma.
Z tą formą zaczął mieć jednak nieliche problemy, bo gdy wymyślił, że to powinna być piękna kobieta, pod jego drzwiami na Olimpie ustawiła się z miejsca gigantyczna kolejka Niebianek. No i wszystkie zaczęły się kłócić. Prym wiodła (oczywiście) Hera.
– To ja muszę być symbolem! – darła się na całe Niebo. – Jestem twoją żoną! A poza tym jestem piękna!
– Serdeńko – łagodził Zeus. – Oczywiście, że jesteś śliczna. Temu nikt nie przeczy. I mądra. Nawet za mądra. Ale zostałaś już patronką małżeństw, a miłość małżeńska to zupełnie co innego. To musi być… – i w tym momencie przyszło mu natchnienie – głupia blondynka! Chyba nie chcesz mi powiedzieć…
Pod drzwiami nagle zrobiło się pusto.
– Uff… – odsapnął Zeus i ruszył na poszukiwanie odpowiedniej kandydatki.
– Może ty? – zwrócił się w końcu do jakiejś umorusanej niebiańskiej podkuchennej, która przykucnąwszy na piętach, czyściła palenisko. – Taki kopciuszek to nawet niezły pomysł.
– Może ja, co?! – wytrzeszczyła oczy służąca.
– No, wiesz… Miłość. Afrodyta… – wyjaśniał cierpliwie.
– Mi… co?! – nie rozumiała w dalszym ciągu dziewczyna.
– Dobra! Nadajesz się! – Zeus zatarł ręce.
I nie bawiąc się dłużej w żadne sentymenty, wydał polecenie: Kąpiel, masaż, depilacja, trwała… nie, rozjaśnić najpierw trochę. A jeżeli będzie trzeba, ująć trochę w biodrach i dorzucić w biuście. W razie czego – silikon. I po sprawie. Za godzinę wracam.
Klasnął w dłonie i służba rzuciła się do akcji.
Rezultat przeszedł najśmielsze oczekiwania. Stary miał oko, trzeba przyznać. Nawet tych poprawek nie wypadło dużo. I wszyscy stanęli olśnieni. No, może nie wszyscy jednak, bo większość kobiet starała się zachować powściągliwe, choć bardziej niż nieco zazdrosne milczenie. Natomiast bogowie?!
I znowu pod drzwiami Zeusa ustawiła się gigantyczna kolejka. Tym razem Niebian.
– Panie! – Wypiął dumnie pierś Ares. – To ja powinienem być pierwszy! Potrafię ją upilnować, a zresztą zabiję każdego, kto…
– Nie w tym rzecz – mruknął Zeus pogardliwie – żeby pilnować. Jej nikt nie upilnuje. Ale to musi być ktoś mądrzejszy od ciebie.
I Ares wyszedł, przeklinając w duchu.
– Następny proszę! – zawołał bóg i przez cały tydzień nie robił już nic innego, tylko sprawdzał kwalifikacje i odsyłał petentów z kwitkiem.
Aż wreszcie do gabinetu wkuśtykał z trudem Hefajstos, wycierając z zakłopotaniem olbrzymie łapska w swój kowalski fartuch. Stojący w kolejce wybuchnęli gromkim śmiechem.
– Stary, szkoda twojego czasu! – parsknął protekcjonalnie Hermes. – Kto, jak kto, ale… ty?! Co z nią będziesz robił? Dmuchał w miechy?
– Ciszej tam! – ryknął Zeus i wszyscy umilkli.
Nie, nie z respektu. Z ciekawości, co się będzie działo.
– Proszę, wejdź – zaprosił bóg Hefajstosa i dokładnie zamknął drzwi do gabinetu. – Przyniosłeś?
– Tak, panie – odparł zapytany, wyciągając spod fartucha złotą błyskawicę. – Oto ona.
– Prześliczna! – zachwycił się Zeus. – Warta zapłaty. A czego pragniesz w zamian?
– Miłości – powiedział nieśmiało Hefajstos. – Chciałbym spróbować, choć raz…
– Miłości?! – zdziwił się Zeus. – Ale masz wymagania! Lecz cóż, niech ci będzie. Dostaniesz Afrodytę, gdy tylko sprowadzę ją na Ziemię. Powiedzmy, za miesiąc. Zgoda?
– Dziękuję, panie! – ucieszył się mistrz i z radości niemal przestał kuleć.
Mało tego. Wyleciał jak na skrzydłach. Czekającym zrzedły miny, a Zeus przybił na drzwiach wywieszkę z napisem: „Brak towaru” – i zamknął gabinet.
– A teraz twój debiut, moja droga – powiedział łaskawie do Afrodyty wylegującej się wdzięcznie na szezlongu. – To musi być najbardziej spektakularne entrée w historii Nieba. Racja, ty nie rozumiesz. No więc, zrobimy w ten sposób…
I jak powiedział, tak się stało.
Stado najszybszych delfinów-wyścigowców zawiozło ich pod osłoną nocy na Cypr, trytony przygotowały muszlę, a Zeus osobiście dopilnował transportu cennego dymionu. O świcie, w okolicach najbardziej ludnej plaży, własnoręcznie wlał do wody zawartość baniaka, delfiny rozbełtały morze, Afrodyta wsiadła do muszli i… resztę już znacie.
Od tego czasu miłość stała się towarem ogólnodostępnym, ludzie mieli więcej rozrywek, a bogowie uciechy. Poza tym przybył jeszcze jeden powód do brania się za łby i nie zmienił tego nawet fakt urzędowego wprowadzenia w życie ustawy o "miłości bliźniego", przegłosowanej przez konkurencję w późniejszych wiekach. Wprawdzie wynalazkowi Zeusa na różne sposoby próbowano zrobić antyreklamę, zaliczając miłość, między innymi, także w poczet grzechów, ale – jak można było przewidzieć, ludzie woleli jednak grzeszyć aniżeli pościć.
Cóż, z naturą i tradycją raczej trudno walczyć.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt