Berlińska ucieczka czyli Hitler i Bormann w Argentynie - rozdział IV ostatni - Maciej Bienias
Proza » Historie z dreszczykiem » Berlińska ucieczka czyli Hitler i Bormann w Argentynie - rozdział IV ostatni
A A A

 

 

Berlińska ucieczka czyli Hitler i Bormann w Argentynie - rozdział IV (ostatni)

IV



Andyjska rezydencja Inalco w pobliżu miasta San Carlos de Bariloche ok. 700 km. na południe od Buenos Aires. 31.10. 1956 roku, godziny popołudniowo - wieczorne.

Tego popołudnia andyjska aura nikomu nie poskąpiła blasku słońca ani też błękitu nieba. Październikowy dzień zapowiadał się nadzwyczaj sielankowo. Adolf Hitler od kilku dni wprawiony w stan przygnębienia, przedłużającym się ponad normę okresem szarug, postanowił spędzić popołudnie w sposób aktywny, korzystając z uroków południowo amerykańskiej wiosny. Zamierzył obejść, czego nie zwykł często czynić, teren swojej rezydencji. Znał doskonale jej wnętrze, każdy centymetr kwadratowy tarasu widokowego, na którym spędzał, zwyczajem wyniesionym jeszcze z Berghofu, niekończące się godziny z wierną następczynią Blondi, leżącą u stup. Z tarasu podziwiał andyjską panoramę, porażał go jej ogrom, wszędzie wokół starał się dostrzec niższe i bardziej szpiczaste szczyty, nawiązujące formą do zapamiętanych alpejskich, górskich łańcuchów. Obserwował stąd z niesłabnącą uwagą dostępne wzrokowi, obszary andyjskiej rezydencji. Jej architektoniczny zamysł zdradzał podobieństwo do cech konstrukcyjnych jego poprzedniej siedziby, jak pochyłości dachu, zupełnie nie przydatne w pozbawionym śniegu, subtropikalnym klimacie, sposób licowania strzelistych ścian, różnił się tylko kolor użytego w tym celu piaskowca, był brunatniejszy. Przechodząc teraz wzdłuż zasieków porośniętych namarzynową roślinnością, przypatrywał się wartownikom siedzącym w butkach strażniczych, lecz żaden z nich nie ważył się spoglądać w jego kierunku, tkwili nieruchomo ze wzrokiem utkwionym w wysokich, górskich pasmach. Butki, nie różniły się niczym od tych rozstawionych w narożnikach obozów koncentracyjnych – uznał, przyjrzawszy się im z uwagą. Andyjski wiatr nawiewający żywiczny aromat wysokogórskiej roślinności przywodził na myśl przechadzki wokół Berghofu, gdy podczas sprzyjającej aury docierał w najbliższe otoczenie Kehlstein, drugiej z osobistych rezydencji nazwanej herbaciarnią, oddalonej o około półtora kilometra. Przemierzał wówczas, najchętniej również samotnie sosnowe lasy i alpejskie łąki, dzielące obie posiadłości. Bywało że w wędrówce tej towarzyszyła mu grupa przebywających w rezydencji współpracowników, najchętniej jednak wysuwał się na czoło i podążał w znacznym oddaleniu od towarzyszy. Ówczesne upodobania do samotnych wędrówek przeszczepił na południowo amerykańską ziemię. Zarówno wtedy jak i teraz nie tolerował osobistej ochrony w odległości mniejszej niż kilkadziesiąt metrów, gdy funkcjonariusze zbliżali się na zbyt małą w jego uznaniu odległość, bez ostrzeżenia beształ ich i przestrzegał przed kolejnymi próbami podążania za nim krok w krok. Z tego też powodu czasem nabrali oni zwyczaju przemieszczania się w ślad za nim w sposób dla niego nie zauważalny. Po dotarciu do herbaciarni odczuwał wyraźne rozluźnienie napiętych nerwów, zamawiał wówczas szarlotkę i i filiżankę naparu rumiankowego następnie pogrążał się w krótkiej drzemce. Po przebudzeniu odczuwał przypływ energii, zrywał się na równe nogi i nakazywał odwieść się do pobliskiego Berghofu, sugerując zgromadzonym współpracownikom by w drogę powrotną udali się pieszo.
Napływające fale wspomnień rozproszyło skupienie uwagi na metalowych masztach i zamontowanych na ich szczytach czujnikach ruchu, przekazujących sygnał do centrum dowodzenia wartowniami, mieszczącego się w podziemiach rezydencji. Nie cenił sobie wysoko przechadzek tą częścią posiadłości, w stan nerwowego rozchwiania wprawiały go odgłosy wydobywające się z prądotwórczych agregatów, wytwarzających energię na potrzeby całej posiadłości. Z tarasu położonego po przeciwnej stronie budynku, były zupełnie niesłyszalne, toteż wolał czym prędzej znaleźć się pośród ciszy, nie zakłócanej najsłabszym nawet dźwiękiem, którego nie tolerował jego nadwyrężony, wybuchem bomby podczas zamachu w Wilczym Szańcu – słuch. W tym celu skierował kroki ku najczęściej uczęszczanemu szlakowi pomiędzy wyjściem z rezydencji, a ujęciem wody na pobliskim jeziorze, zapewniającym stały dopływ życiodajnego płynu do kranów w całej posiadłości. W drodze powrotnej ów szlak kończył się na kamiennej posadce tarasu, zaopatrzonego w dwa ciągi schodów z zewnątrz i balkonowe wejście od strony wewnętrznej. Wolnym krokiem pokonał kolejne kamienne stopnie, przeszedł długość tarasu wzdłuż balustrady, obojętnie zataczając wzrokiem szeroki okrąg na wysokości najwynioślejszych szczytów. Otrząsnowszy buty wszedł do obszernego pomieszczenia, nawiązującego w wystroju do dwu alpejskiej rezydencji, będących niegdyś jego własnością. Wzrok skierował ku ścianie obwieszonej kilkoma typami nazistowskich sztandarów. Niektóre z nich na czerwonym tle, w białym okręgu ukazywały czarny krzyż z przełamanymi ramionami. Kolejne na jasnym tle przedstawiały wizerunek czarnego słońca, na innych jeszcze czarnemu słońcu towarzyszył heraldyczny znak wilczego haka. Górne partie kamiennych ścian przyozdabiały poroża jeleni, łosi, danieli i rozlicznych gatunków antylop. Spreparowane łby dzików, gazeli, bawołów. Niższe partie zdobiły owalne panoplia skomponowane z pruskich tasaków, średniowiecznych mieczy, szabel, pałaszy, pik, halabard i berdyszy. Adolf Hitler minął okrągły stół, rozstawiony w centralnym miejscu pomieszczenia, wsuwając znajdujące się na jego drodze jedno z trzech krzeseł. Poprawił fałdującą się serwetę pod kryształową karafką – muszę dbać o zaszczepiony mi przez matkę szacunek do porządku, zaprowadzeniu którego sama poświęcała się z pasją, mając cały szereg innych obowiązków – pojawiła się nagła refleksja. Przeszedł wzdłuż dwojga z wielu drzwi, prowadzących do mniejszych pomieszczeń, po czym stanął naprzeciw rozległego okna, nawiązującego wielkością i kształtem do panoramicznego okna z rezydencji Berghof, ukazującego całą dostępną stąd wzrokiem, andyjską panoramę. Przez jedną z uchylonych szyb, zaczerpnął kilka głębszych wdechów wiosennego powietrza. Odczuwając narastające zmęczenie nóg, usiadł na jednym z krzeseł i napełnił wodą mineralną jedną ze szklanek. Nim zdążył upić nieco z jej zawartości, usłyszał donośnie pukanie do głównych drzwi.
- Proszę, powiedział głośno, szybko przełykając wodę.
W drzwiach stanął mężczyzna w wieku pięćdziesięciu kilku lat, krępej budowy ciała, spoglądający na Hitlera spod wysokiego, łysiejącego czoła. Z wysokich butów typu wojskowego wystawały, wpuszczone w nie czarne spodnie, spod czarnej skórzanej kurtki jasnobrązowa koszula.
- Czy mógłbym widzieć się z Ernesto Castillo vel Adolfem Hitlerem, poinformowano mnie że mogę posłużyć się w tym celu jego oficjalnymi personaliami, zapytał mężczyzna rozglądając się po pomieszczeniu.
- Z przywódcą III Rzeszy, niezrównanym politykiem, niedościgłym strategiem i mężem opatrznościowym narodu niemieckiego? Odpowiedział Adolf Hitler powstający zza stołu i podchodzący do przybyłego mężczyzny.
- Tak właśnie
- Stoi przed tobą we własnej osobie, Bormann, oznajmił z charakterystycznym uśmiechem Hitler.
- Nie dowierzam własnym oczom, mein fuhrer, długo czekałem na ten moment, odparł mężczyzna po kilkusekundowym wahaniu, unosząc prawą dłoń w nazistowskim pozdrowieniu Heil Hitler.
- Heil Hitler, i wreszcie się doczekałeś. Bormann, mistrz drugiego planu. Od razu cię poznałem, witam niezastąpionego sekretarza na amerykańskiej ziemi - zareagował entuzjastycznie Adolf Hitler, niedbale unosząc dłoń w geście pozdrowienia, w sposób w jaki zwykł to czynić, podając jednocześnie prawą rękę Bormannowi. - Także i ja często o tobie rozmyślałem, Bormann.
- W jakich aspektach? Zapytał były sekretarz, rozrzucając podejrzliwe spojrzenia.
- A w jakich się spodziewałeś
- To już zapewne najlepiej fuhrer wie sam.
- Najlepszych, Bormann, najlepszych, jest jednak coś o co muszę cię spytać, ale o tym później, nie przerywajmy chwil refleksji po tak długiej rozłące. Ile to już lat, Bormann, dziesięć, jedenaście?
- Jedenaście, mein fuhrer, można by stoczyć dwie takie wojny.
- Byle by wygrane, z wyczuwalnym w głosie zawstydzeniem odrzekł Hitler.
- Nie miałbym innych na myśli. Zastając fuhrera w aktualnym wcieleniu, nie mam pewności że rozmawiam z tamtym fuhrerem. Imponująca broda mein fuhrer.
- Pozostała mi jeszcze z czasów podwodnego rejsu. Przyszłoby ci do głowy Bormann że na U- botach golenie jest nie dozwolone?
- Nie przyszłoby, mein fuhrer, podobnie jak nie przyszłoby, że broda i okulary mogłaby tak fuhrera odmienić. Zupełnie nie do wiary, musi fuhrer zatrudniać najlepszego charakteryzatora w Argentynie, oznajmił były sekretarz, przyglądając się na zmianę, z prawej to z lewej strony twarzy Hitlera.
- Nie przesadzajmy, wystarczyło zapuścić brodę i obfitsze wąsy, zgolić włosy i założyć okulary. Spodziewałeś się drogi Bormannie zastać siwiejącego pana, z płasko zaczesaną grzywką na lewą stronę, wąsikiem pod nosem, w galowym mundurze zwierzchnika sił zbrojnych? Muszę ci wyznać że odkąd z konieczności, podczas rejsu U- bootem zapuściłem brodę, tak noszę ją do dzisiaj.
- Tak ucharakteryzowany, mógłby fuhrer przez nikogo nieniepokojony przechadzać się ulicami Berlina, lub jako reporter brać udział w poczdamskiej konferencji wielkiej trójki i nikt w starszym, łysiejącym panu nie rozpoznałby Adolfa Hitlera, zaopiniował żartobliwie Bormann wciąż przyglądając się Hitlerowi.
- Jako reporter? Powinienem zasiąść tam w loży zwycięzców, wraz z cesarzem Hirohito i Mussolinim, ja w środku, oni po bokach. Później alianci podpisywali by uroczystą kapitulację w Rzymie, wyobrażasz sobie te fetę w wiecznym mieście Bormann, Duce w stroju Cezara zajeżdżający rydwanem...na końcu w Tokio, pośrodku równy bogu Hirohito, a po bokach ja z Duce - półbogowie rzymskiego i germańskiego panteonu, powiedział jednym tchem w poważnym tonie Adolf Hitler.
- A tamta trójka, dla odmiany w strojach niewolników powinna składać wam dary i błagać o litość, dodał Bormann próbując ukryć narastającą potrzebę śmiechu.
- Poczucie humoru najwyraźniej cię nie opuszcza, zachowajmy jednak umiar Bormann z tą dekonspiracją, na wszelki wypadek wolę już bezpiecznie pozostać w mojej andyjskiej twierdzy.
- Zaszył się tutaj fuhrer jak rycerz Lancelot w swoim zamku obleganym przez króla Artura. Interpol, Wizentall, Główna Komisja Badania .......jak oni to przewrotnie nazwali Zbrodni Hitlerowskich, nie muszą nawet rozpoczynać poszukiwań.
- Miejmy nadzieję Bormann. Gdybym mógł pić alkohol, dopełniłbym obowiązków pana domu i wznieślibyśmy powitalny toast, ale jak wiesz muszę zadowalać się wodą mineralną, niepewnym głosem, zdradzającym nieokreślone obawy, powiedział Hitler spoglądając na karafkę z wodą, kumulującą w sobie matowe, wieczorne światło, wpadające przez ogromne okno.
- Pozostał fuhrer wierny swoim przyzwyczajeniom.
- Raczej zdrowotnym nawykom.
- Urocze miejsce, panorama w niczym nie ustępująca widzianej ze słynnego okna waszej alpejskiej rezydencji, stwierdził autorytatywnie Martin Bormann, rozglądając się po pomieszczeniu.
-Żadne góry nie mogą równać się naszym Alpom, z ich zrównoważoną panoramą, orzeźwiającym fenwiatrem. Andy wydają się być zbyt przytłaczające, a tutejszy wiatr zonda zbyt agresywny, zbyt często przynosi z sobą burze. Żaden też budynek nie może równać się mojej architektoniczne dumie. Jak zapewne pamiętasz drogi Bormannie, Berghof zaprojektowałem sam.
- Jakże mógłbym zapomnieć, mein fuhrer, osobiście przecież doglądałem prac. Pamięta fuhrer historię z wiejskim domem na zboczu skały, zakłócającym panoramiczny ogląd okolicy? Nie zapomnę słów wodza”widoki baśniowe, ale ta zagroda naprzeciwko nadmiernie rozprasza wzrok” i jak wódz pamięta następnego dnia po zagrodzie nie było już śladu
- Pamiętam, doskonale pamiętam. Od zawsze podziwiałem także twoją pamięć, pracowitość i talenty organizacyjne. Uporać się z domem, na tej wysokości w jedną noc? Oznajmił Hitler, chcąc wyrazić jednocześnie zdziwienie i aprobatę, potrząsając z niedowierzaniem głową.
- Czymże to było wobec późniejszych wyzwań.
- A widziałeś Bormann co zrobili Brytyjczycy z moim Berghofem?
- Widziałem, ale nie warto o tym mówić. Do prawdy, mein fuhrer, nie wiem jak to możliwe by mieszkając niemal po sąsiedzku przez 11 lat, widzieć się po raz pierwszy od czasów berlińskiej ucieczki? Powiedział Bormann tonem skłaniającym do zastanowienia.
- Prawa konspiracji, drogi Martinie, im mniej wiemy o sobie, będąc tutaj, tym oni wiedzą mniej o nas.
- Święta racja, mein fuhrer, pomimo braku realnych zagrożeń, musimy zachować podstawowe zasady bezpieczeństwa. Jak zapewne fuhrerowi wiadomo, został ogłoszony wrogiem publicznym numer jeden, najbardziej poszukiwanym człowiekiem na świecie. Jak dotąd nikt....nic?
- Jak dotąd nie. Nie musisz mi o tym przypominać, Bormann, jak wiesz, sam także nie jedno masz na sumieniu, Hitler powiedział to w sposób jak gdyby starał dodać sobie odwagi.
- Chciałem się tylko upewnić, czy fuhrer jest tutaj zupełnie bezpieczny, były sekretarz starał się skorygować popełniony nietakt.
- Nie musisz się o mnie obawiać Bormann, panują tutaj reguły bezpieczeństwa jak za czasów naszej partyjnej konspiracji. Ten kto wie, nie mówi nic, a ten kto mówi, nic nie wie i wprowadza pożądaną dezinformację. Nazywam się inaczej, inaczej też wyglądam, musiano by przeprowadzić szczegółowe ekspertyzy, by udowodnić że ja to ja.
- Pomimo upływu czasu świetnie fuhrer wygląda, zupełnie jak gdyby ubyło fuhrerowi te 11 lat.
- Andyjskie powietrze najwyraźniej mi służy i warzywa...., ich jakość jest wprost doskonała. Warzywa to panaceum na wszelkie dolegliwości, eliksir i tajemnica mojej niezniszczalności, a propos mogę cię poczęstować doskonałym jarskim sufletem z tutejszych warzyw.
- Filiżanka brazylijskiej kawy w zupełności wystarczy, odpowiedział Bormann zawieszając wzrok na kolekcji zabytkowej broni.
- Nie miałbyś ochoty spróbować którejś z tutejszych specjalności, argentyńscy kucharze dbają o mnie bardziej niż niegdyś niemieccy, fuhrer nie dawał za wygrana.
- Doceniam niemiecką gościnność, ale to najzupełniej zbyteczne, kilka łyków mocnej kawy rozproszy zmęczenie wywołane podróżą.
- Zamówienie złożyć na dużą czy małą kawę?
- Nie będę fuhrera fatygował, zadowolę się podobnie jak fuhrer szklanką wody mineralnej, wypowiadając ostatnie słowa wypełnił do połowy szklankę wodą z karafki, rozsiadł się wygodnie na krześle i począł z wolna popijać.
- Nie będę cię do niczego namawiał, byłbyś gotów pomyśleć że nakłaniam cię do przejścia na wegetarianizm, mówiąc to usiadł naprzeciw i zaśmiał się w charakterystyczny dla siebie sposób.
- Nie próbował fuhrer dotąd doskonałej, argentyńskiej wołowiny? Zagadnął Bormann starając się ukryć zaraźliwy grymas śmiechu.
- Z moją perystaltyką? Miałbym dokonać tego, czego uniknąłem w berlińskim bunkrze?
- Słuszna uwaga, mein fuhrer, najwyraźniej dieta wegetariańska to klucz do nieprzemijającej i doskonałej życiowej formy, Bormann starał się zatuszować w swojej wypowiedzi jej niezgodność ze swoimi przekonaniami.
- Samopoczucie, nigdy mi tak nie dopisywało, nawet ten szarlatan, doktor Morel .....nie jest mi już do niczego potrzebny, żadnej anfetaminy i kokainy, ani też strychniny w małych dawkach, odstawiłem nawet vitamultin i pervitin, także drżenie lewej reki ustało jak za cudotwórczym dotknięciem któregoś ze starogermańskich bóstw – mówiąc to Hitler wyciągnął przed siebie lewą dłoń. A złośliwi pomawiali mnie o Parkinsona. Prowadzę tu zdrowy tryb życia, unikam stanów nerwicowych, odpoczywam po próbie dokonania mojego wielkiego dzieła, doceniam każdy przejaw, darowanego mi po raz drugi życia.
- Słyszał fuhrer najnowsze doniesienia na swój temat?
- Nie, choć wszelkie wiadomości z Europy docierają do mnie z niewielkim tylko opóźnieniem, odpowiedział fuhrer ze zdziwieniem objawiającym się na brodatej twarzy.
Martin Bormann zabrał się do czytania otwartej w połowie gazety wskazując palcem miejsce zamieszczenia informacji. „Właściwy miejscu zameldowania, sąd cywilny miasta Berchtesgaden w dniu 25. 10. 1956 roku, na skutek nieodnalezienia zwłok, uznał obywatela Adolfa Hitlera w wymiarze prawnym, w celu przeprowadzenia sprawy spadkowej, za zmarłego. Nie dysponując zwłokami, w uzasadnieniu przyjęto, stosowaną zwykle w takich przypadkach formułę ,,Wyszedł z domu i nie wrócił ”.
Siedzący na krześle Hitler wsparł się z zaciekawienia obu dłońmi na poręczach i poprawił zsuwające się okulary, jak gdyby nie dowierzał w treść zamieszczonej informacji. „Wyszedł z domu i nie wrócił”, można by sparafrazować wyrok sądu „Wyszedł z domu by rozpętać II - gą wojnę światową”, lub może raczej „Wyszedł z domu by odnaleźć się w Argentynie”, powiedział przez śmiech, sięgając prawą dłonią po gazetę.
- Mein fuhrer, genialne posunięcie, ta ucieczka to prawdziwy majstersztyk, gratuluję, oznajmił krótko nie mogąc na skutek głośnego śmiechu rozwinąć myśli.
- Nigdzie nie mogę czuć się zupełnie bezpieczny. Cały czas węszą, szczególnie Rosjanie i Żydzi z Izraela, co samo w sobie stanowi istny paradoks dziejów. Stalin od początku nie uwierzył w fabułę z moim samobójstwem w roli głównej, powiedział Hitler w znacznie już poważniejszym tonie.
- Grunt że przeżył fuhrer swojego największego wroga.
- Bardzo sobie cenię ten fakt, niemniej wtedy, w Berlinie dopuszczono się szeregu zaniedbań, ktoś nie dopatrzył szczegółów i podrzucono mojego sobowtóra, Gustava Welera, w dziurawych skarpetkach, wszyscy wiedzieli, że z właściwą sobie pedanterią, niczego takiego nigdy nie założyłbym na nogi. Ja sam popełniłem niedopatrzenie, wylewając swoją krew tylko na sofę, zamiast oblać nią także ścianę swojego gabinetu, na której musiałyby pozostać jej ślady po strzale w usta.
- Ale włożenie dentystycznego mostka w usta kolejnego, tym razem spalonego sobowtóra było już udanym trikiem. Ponadto załoga berlińskiego bunkra spisała się dzielnie, nikt nie puścił pary z ust.
- Prawdziwe zuchy, szczególnie kamerdyner i adiutant, powtórzyli wszystko co z nimi ustaliłem. Tak, Gunshe i Linge zasługują na Krzyż Rycerski Krzyża Żelaznego z Liśćmi Dębu i Mieczami. Zaciągnąłem u nich szczególny dług wdzięczności, zobowiązałem się także do jego spłaty, gdy tylko będzie to możliwe. Podobno właśnie wypuszczono ich z sowieckiego łagru, oznajmił Hitler z wyrazami uznania i szacunku ukazującymi się na wąskim fragmencie twarzy, nie porośniętej siwiejącym zarostem.
- Najwyższa pora, słyszał fuhrer ilu przeżyło naszych jeńców spod Stalingradu? Pięć tysięcy na dziewięćdziesiąt!.
- Azjatyckie barbarzyństwo, ale nadejdzie sądny dzień kiedy weźmiemy odwet na naszych odwiecznych wrogach. Gdy tylko powrócę do pełni sił, przygotuję grunt pod kolejną kampanię i rozprawię się z nimi w walnej bitwie, oznajmił podniesionym tonem, z właściwym sobie patetyzmem.
- Należy przyznać mein fuhrer, że my nie lepiej obchodziliśmy się z ich jeńcami, odparł Bormann, patrząc na Hitlera ze współczuciem.
- Sami sobie na takie traktowanie zasłużyli. Drogi Martinie, kolejny raz mnie zadziwiasz, do końca zachowujesz ogląd sytuacji.
- Od czasu gdy stałem się pańskim sekretarzem, mein fuehrer, stało się to moim zwyczajem.
- Masz szczęście że nie potrzebuję tutaj sekretarza, w przeciwnym razie nie wypuściłbym cię stąd.
- Wiodąc spokojny żywot rentiera, pomyślałbym raczej o biografie, mein fuhrer
- Ażeby wszyscy dowiedzieli się, że jak na razie jeszcze, nie rozstałem się z tym, zrujnowanym przez siebie światem? Kolejnym razem zaproponujesz ażebym udzielił wywiadu którejś z lokalnych gazet, albo pokazał się w argentyńskiej telewizji. Bormann wciąż nie opuszcza cię poczucie humoru, powiedział fuhrer przez śmiech, z właściwą sobie skłonnością do nagłej zmiany nastrojów.
Zanim Bormann nie wypowiedział kolejnej, nasuwającej się myśli, wzorem wojennych, a w szczególności przedwojennych czasów, również wybuchnął śmiechem, chcąc zatuszować popełniony nietakt. Obaj mężczyźni wyczuwali potrzebę podzielenia się wieloma przemyśleniami i wnioskami, powstałymi podczas ponad dziesięcioletniego okresu rozłąki. Próbowali wysondować zmiany zaszłe w sposobach wzajemnych reakcji na słowa i gesty, wypracowane w odległej już przeszłości. Momentami uczyli się odruchów rozmówcy jakby od nowa, uważnie obserwując każdy z grymasów, składających się na mimikę twarzy.
- Cóż innego nam pozostaje, mein fuhrer, teraz możemy się już tylko śmiać. Przegraliśmy wojnę, a jesteśmy wygrani, uciekliśmy, a nikt nas nie ścigał, znajdujemy się w czołówce najbardziej poszukiwanych osób na świecie, a jesteśmy bezpieczni. Inni skończyli w łagrach i więzieniach, albo jak Ribbentrop, Frick, Streicher i kilku innych w Norymberdze, z pętlą na szyi, lub Goring i Himmler z ampułką cyjanku w ustach, a my podziwiamy andyjskie krajobrazy i żyjemy jak konkwistadorzy lub bogaci gringos.
- Z tą różnicą że konkwistadorzy przybyli tu po złoto, a my ze złotem, zauważył Hitler z poważnym wyrazem twarzy.
- Doskonała uwaga, mein fuhrer, mnie też skazali w Norymberdze, jak oni to nazwali „in absentia” na śmierć, a mam się zupełni dobrze i niczego mi nie brakuje - mówiąc to Bormann kilkakrotnie poklepał się po wydatnym brzuchu – a wie fuhrer że Eichmann w kilka lat po nas, z pomocą Czerwonego Krzyża, w przebraniu ksiedza, zdołał umknąć i też mieszka w Argentynie, gdzieś na przedmieściach Buenos Aires. Mengele zbiegł i zamieszkał gdzieś w Brazylii. Na stu pięćdziesięciu oskarżonych z naszego ścisłego grona zasłużonych dla III -ej Rzeszy, zdołali osądzić tylko trzydziestu. Niezliczone tysiące mniej zasłużonych, pełnią eksponowane stanowiska w Republice Federalnej, finansującej w dużej mierze swoją odbudowę i przyszłą pozycję w Europie, z naszego złota i rezerw walutowych.
- Gdyby nie moja zapobiegliwość i przewidywalność zdarzeń, negocjowanie z Amerykanami zasad wymiany naszej wolności na technologie i naukowców, już dawno mieliby nas wszystkich na widelcu i kupiliby nam bilet w jedną stronę do Europy. Kolejno oprowadziliby nas po naszych obozach resocjalizacji, pokazali kilka spreparowanych, długometrażowych filmów o naszych rzekomych zbrodniach, położyli przed nami kilkaset kilo akt wszystkich innych wyimaginowanych przewin, przydzielili tłumacza i obrońcę z urzędu po czym ogłosili wyrok na cały świat. Nie zapomnieli by dodać na koniec, oto wszystko co przetrwa tysiąc lat po tysiącletniej Rzeszy. -Mówiąc koleje zdania starał się naśladując ton komunikatu radiowego.- Oto dokonał się akt sprawiedliwości dziejowej, jedni z największych zbrodniarzy w historii ludzkości, sprawcy śmierci 45 milionów ofiar na europejskim teatrze działań wojennych i sprawcy wybuchu wojny. - Bormann przysłuchuje się z niedowierzaniem.- Pomimo że nie przyznali się do stawianych im win, skazani zostali na najwyższy wymiar kary i straceni, to znaczy powieszeni jak Keitel, Jodl, Kaltenbruner i cała reszta.
- Ja byłem tylko waszym sekretarzem mein fuhrer.
- Chciałbyś Bormann, ażeby tylko mnie pociągnięto do odpowiedzialności za wszystkie nasze dokonania? Ażebym stał się kozłem ofiarnym? Hitler wyraził się dobitnie, poważnym tonem, we właściwy sobie sposób taksując rozmówcę badawczym spojrzeniem, od stóp po głowę.
- Fuhrer, wie najlepiej jak było w rzeczywistości.
- Może to ja rozpętałem tę przeklętą wojnę, a nie Stalin, żydowska finansjera i cała reszta podżegaczy wojennych, Hitler wyraził się jeszcze bardziej stanowczo.
- Ich w pierwszej kolejności należałoby postawić przed trybunałem.
- Wszyscy obarczają mnie winą za „ostateczne rozwiązanie”, a tych zachodnich imperialistów powinno się oskarżyć o współudział. O wszystkim wiedzieli, ale nikt nie zamierzał interweniować, Hitlera ponosiła często wcześniej obserwowana u niego oratorska pasja.
- Jak donosił wywiad, zasłaniali się brakiem środków technicznych do skutecznego przeciwdziałania.
- Grubas z cygarem Churchill i ten paralityk na wózku Roosevelt, doszukiwali się coraz to nowych wykrętów, składali obietnice pomocy narodowi wybranemu, w efekcie nie zrobili nic, a mnie obwołali sprawcą wszelkiego zła, jakie spadło na Żydów, oni sami jak zwykle są wszystkiemu winni. Ja tylko dokonałem kolejnego pogromu, może tylko zakrojonego na nieco większą skalę, powiedział z narastającym entuzjazmem.
- Kolejny raz wykazali się typową, anglosaską hipokryzją.
- Cieszy mnie, że nadal się zgadzamy Bormann.
- Tak na marginesie, talent oratorski nadal fuhrera nie opuszcza.
- Tak jak ciebie wrodzona podejrzliwość i niechęć do ponoszenia odpowiedzialności za swoje, jak oni by to nazwali, zbrodnie przeciwko ludzkości, zripostował się ironicznie fuerher.
- Mein fuhrer, nie żartujmy w ten sposób. Gdyby fuhrer był o mnie złego zdania, nie byłbym tak długo waszym sekretarzem, mein fuherer.
- Wiem o twoim oddaniu drogi Bormannie, wiem że wyniósłbyś swojego fuherera na własnych plecach z najcięższej nawet opresji, ale przyznaj się, ciąży nad tobą widmo drugiej Norymbergi, zorganizowanej specjalnie przeciwko takim jak my uciekinierom.
- A nad kim z nas nie ciąży? Możemy pić całe dnie, aby stłumić ten lęk, a w nocy powraca on ze zdwojoną siłą. Nikt z nas o tym na co dzień nie mówi, ale problem istnieje.
- Nie masz powodów do większych zmartwień Bormann? Fakt, ryzyko wpadki zawsze istnieje, choć w tym przypadka jest ono minimalne. Brytyjczycy są zbyt daleko i mają za krótkie ręce, jak ci wspomniałem Jankesi dotrzymali umowy i zostawili nas w spokoju, naszą wolność wymieniłem z nimi pod koniec wojny na naszych naukowców i najnowocześniejsze technologie. Tak naprawdę tylko obawiam się Rosjan i naszych dawnych podopiecznych z długimi brodami, w czarnych kapeluszach, powiedział z konfesyjnym zacięciem Hitler, rzucając długie spojrzenia w kierunku rozmówcy spod opadających na nos okularów.
- Z przegranej wojny wynieśliśmy znacznie więcej niż moglibyśmy przypuścić. Wystarczy wspomnieć Goringa, kolekcja sztuki na miarę europejskich muzeów, majątek równy depozytom Reichsbanku, albo Himmlera, nieograniczona władza w SS, tony zrabowanego złota i precjozów, i obaj skończyli z ampułką cyjanku w ustach.
- Bormann, nie wypowiadaj przy mnie słów przegrana wojna, oznajmił fuhrer z nieznoszącą sprzeciwu stanowczością.
- Z całym szacunkiem, nie chciałem fuhrera urazić, zapewnił poważniejąc Bormann.
- Idea tysiącletniej Rzeszy jest nadal żywa - wykrzyknął Hitler podnosząc prawą dłoń do góry, wygrażając nią. I nie przypominaj mi tej tłustej świni Geringa, ani też owładniętego mistycznymi obsesjami, mazgaja Himmlera, zdradzili mnie w najbardziej krytycznym dla nas momencie, gdy jeszcze wszystko mogło się odmienić. Nie zasługują na miano Niemców.
- Tak jest, mein fuhrer, tak jest. Nie ma też powodu by denerwować się z powodu tych miernot, porozmawiajmy lepiej o naszych sukcesach, o udanej ucieczce, zauważył w pojednawczym tonie Bormann - Jak to się stało że fuhrer z minuty na minutę ulotnił się jak kamfora, u nas w Paragwaju krążą najrozmaitsze wersje wydarzeń, dodał chcąc niepostrzeżenie zmienić temat.
- Nie wiem czy wiesz, twoje zniknięcie Bormann stanowi jedną z największych zagadek II wojny światowej.
- A oficjalne samobójstwo fuhrera jedną z największych sensacji, słyszał chyba fuhrer co wyprawiali Rosjanie z rzekomymi zwłokami fuhrera, jak nieudolnie prowadzili śledztwo alianci?
- Słyszałem, oczywiście słyszałem, podczas gdy my odlecieliśmy ostatnim samolotem jaki wystartował z ogrodu Kancelarii, pilotką była Hanna Reitsh. Lecąc tuż nad koronami drzew, czuliśmy poduchy wybuchających wokół pocisków, samolot wpadał w ciągłe turbulencje. Gdyby nie opatrzność, która kolejny raz okazała się nade mną czuwać, cała ucieczka zakończyłaby się już na wstępie. Po opuszczeniu Berlina, nie niepokojeni przez nikogo dolecieliśmy do Hamburga, tam czekała na nas łódź podwodna. Zdążyłem jeszcze zlecić radiu Hamburg nadanie komunikatu o moim samobójstwie, dla uwiarygodnienia kazałem zamieścić w tle muzykę ukochanych klasyków Brucknera i Wagnera. Sprytna zagrywka, nieprawdaż Bormann?
- Doskonałe posunięcie, mein fuhrer.
- Zabrzmiało przekonywająco? Hitler zrobił minę dziecka chcącego się upewnić czy jego żart się powiódł.
- Nie zapomnę tego do końca życia mein fuhrer, spiker z żałobną emfazą wypowiedział „ Adolf Hitler zginął za Niemcy na swoim posterunku w kancelarii Rzeszy, walcząc do ostatniego tchu przeciw bolszewikom” Prawdziwych Niemców wprawił on w przygnębienie, ale zachodni alianci wpadli wprost w euforię, fetowali zakończenie wojny jeszcze przed aktem bezwarunkowej kapitulacji, oznajmił Bormann w dawnym tonie składania fuhrerowi relacji i raportów.
- A moja łódź podwodna w tym czasie pruła już zimne wody Morza Północnego i opływała zapewne Wyspy Brytyjskie. Bez najmniejszych komplikacji dopłynęliśmy do hiszpańskiej bazy wojennej Rues, stamtąd na Wyspy Kanaryjskie i pierwszą od wielu dni noc na lądzie, spędziliśmy w wilii Wintera, Adolf Hitler wypowiedział się w tonie, jak gdyby wyrażał satysfakcję z własnej przebiegłości.
- W końcu bezpieczeństwo całej akcji gwarantował Franco.
- Na prawdziwych przyjaciołach polega się w biedzie, Franco spisał się doskonale, odwdzięczył się jak tylko mógł za zbombardowanie Guerniki i ofiarność Legionu Kondor, na prawdziwych faszystach zawsze można polegać, Hitler gestykulując szczycił się właściwym doborem przyjaciół.
- Gdyby nie nasze wsparcie w '36 – tym, przegrałby z komunistami z kretesem.
- Gdybym tylko mógł, utrzymywałbym z nim nadal kontakt, z rozrzewnieniem oznajmił fuhrer.
- A dalszy rejs u-botem, nie nabawił się fuhrer choroby morskiej?
- Podwodne rejsy to istny koszmar, gdybym doświadczył tego wcześniej, przyznałbym podwodniakom podwójny żołd i prawo do dłuższego urlopu. Ponad miesiąc w nieustannym hałasie, ciasnocie i zaduchu nie do zniesienia, a dieta? Nawet sobie tego nie wyobrażasz Bormann.
- Miałem szczęście przypłynąć na pokładzie statku dalekomorskiego, ale nawet taki rejs to nic przyjemnego.
- Nie narzekajmy już Bormann mogliśmy skończyć znacznie, znacznie gorzej, a ty w jaki sposób opuściłeś Berlin, o ile pamiętam, po mojej ewakuacji pozostałeś jeszcze w bunkrze.
- To długa historia, Bormann starał się nie podtrzymywać tematu.
- Ktoś musiał ci pomóc? Zorganizowanie takiej eskapady w pojedynkę byłoby niewykonalne, dopytywał się podejrzliwym tonem Hitler.
- Pomogła mi organizacja byłych nazistów, wówczas jeszcze formująca swoje szyki, nazwana później ODESSĄ lub też Cichą Pomocą, wówczas jeszcze trudno było to określić. Nie chciałbym fuhrera zanudzać.
- O ile mi wiadomo na początku mają 45 -go w Berlinie nie istniały jeszcze żadne struktury podobnych organizacji.
- Po tak długiej rozłące na omówienie czeka długa lista znacznie bardziej interesujących tematów. A słyszał fuhrer, tuż po poddaniu się naszego u-bota w czerwcu '45 -go w Mar del Plata, alianci podnieśli alert i pojawiły się spekulacje jakoby fuhrer przypłynął do Argentyny, Bormann cieszył się w skrytości ducha że udało mu się odwieść Hitlera od niepożądanego tematu.
- Wówczas miałem ważniejsze rzeczy na głowie, nie wiedziałem gdzie będę mieszkał, odległy kontynent, nowe otoczenie, obcy język z którego nie rozumiałem jednego choćby słowa.
- Dzisiaj fuhrer hablas espanol?
- Podstawowe zwroty, w moim wieku już za późno na naukę języków. Służba i ochrona niemiecka, w razie potrzeby, gdy na tajnej linii rozmawiam z Peronem do dyspozycji mam także tłumacza. A ty Bormann pewnie nadal tylko po niemiecku?
- W naszej enklawie w Paragwaju, w najbliższym otoczeniu widuję więcej Niemców niż na October fest, nie warto nawet uczyć się hiszpańskiego.
- Jak ci się wiedzie w nowej ojczyźnie Bormann?
- Nie znajduję powodów do większych narzekań. Najzwyczajniejsze życie niemieckiej enklawy, obchodzenie nazistowskich rocznic, niedawno świętowaliśmy szesnastą rocznicę kapitulacji Polski. Fetujemy urodziny towarzyszy broni, przy każdej okazji śpiewamy narodowosocjalistyczne pieśni, z okien zwisają nazistowskie flagi, przechowujemy w domach sztandary uświęcone na polach chwały i czcimy je przy każdych rocznicowych obchodach. Dzieci uczęszczają do Hitlerjugend, na co dzień nosimy broń, oficjalne odznaki, opaski, medale.
- Nadal wychowujecie młode kadry w duchu moich nauk?
- Kultywujemy najszczytniejsze tradycje, mein fuhrer.
- To dla mnie prawdziwy zaszczyt, nie masz pojęcia drogi Bormanie jaką przyjemność sprawiłeś mi swoim przybyciem.
- Czynimy wszystko by utrwalić nieśmiertelne zdobycze naszego ukochanego fuhrera.
Zanim Hitler wypowiedział kolejne zdania, twarz uformował w dobrotliwy wyraz, przybierając rzadko spotykana pozę dobrodusznego nestora.
- Jak zawsze drogi Martinie, potrafisz tchnąć we mnie promień nadziei, bo muszę ci wyznać, że tutaj na mojej dobrowolnej banicji, na tej argentyńskiej prowincji niezwykle doskwierające staje się poczucie odosobnienia. Brakuje mi dawnego tempa życia, ciągłych wyzwań, następujących szybko po sobie zmian, stawiania czoła nowym, militarnym wyzwaniom. Kreślenia planów kolejnych podbojów i walki, nade wszystko realnej walki o zaprowadzenie niemieckiej cywilizacji wśród wszystkich, nieucywilizowanych jeszcze narodów. W zamian dużo rozmyślam i zastanawiam się czy to giganci historii tworzą czasy, czy to czasy tworzą gigantów historii i wiesz do jakiego wniosku doszedłem? Że zasługi rozkładają się po połowie.
- Rozumiem twą niemoc, mein fuhrer, ja sam ulegam niekiedy nostalgii za tamtymi, niezapomnianymi czasami, za okresem niekończących się zwycięstw i wydawałoby się nieprzemijającej chwały.
- Nie możemy poddawać się sentymentom, Bormann. Wciąż ciążą na nas dawne obowiązki, musimy także sprostać wyzwaniom nowych czasów, zdecydowanie bardziej stanowczo zaopiniował Hitler.
- Ależ oczywiści, meni fuhrer, oczywiście.
- Zatem twierdzisz Bormann, że nasze paragwajskie enklawy ściśle przestrzegają nazistowskich doktryn?
- W każdym calu mein fuhrer.
- My także w argentyńskich enklawach pozostajemy we wzorowych relacjach, moim stosunkom z Juanem Peronem także niczego nie można zarzucić.
- Nadal utrzymujecie bliskie kontakty?
- Odkąd odebrali mu prezydenturę, jeszcze bliższe, my faszyści musimy trzymać się razem, dobre relacje i współpraca to gwarant zachowania wpływów, autorytarnie podsumował Hitler.
- Peron nie robi wszystkiego bezinteresownie, gdyby nie darowane mu plany plany elektrowni atomowych i najnowocześniejszych technologii lotniczych, nie wiadomo jak by się zachował.
- Na Perona od początku mogłem liczyć, zapewnił nam tutaj warunki jakich nie wyobrazilibyśmy sobie w najśmielszych przypuszczeniach, w prawdzie za nasze pieniądze, ale czuć się tutaj możemy jak na ziemi obiecanej. Inalco to twierdza nie do zdobycia, własne elektrownie, ujęcia wody, czujniki ruchu, fotokomórki, ochrona skuteczniejsza niż we wszystkich moich byłych kwaterach razem wziętych, dookoła nieprzebyte lasy, brak dojazdu, dostępność tylko helikopterem lub hydroplanem. Mosad nie ma tutaj czego szukać, z pewnością siebie wyliczał fuerher.
- Trudno sobie wyobrazić lepsze miejsce na kryjówkę.
- Nie czujesz się tutaj szczęśliwy Bormann?
- Nic nie zastąpi nam naszego vaterlandu, ale gdy patrzę dziś na nasze ukochane Niemcy, okrojone i podzielone pomiędzy aliantów jak urodzinowy tort, wolę już oglądać je z tej perspektywy, nastrój Martina Bormanna z każdym słowem stawał się bardziej przygnębiony.
- Pocieszający może być tylko fakt szybko postępującej odbudowy, dzięki naszym rezerwom złota i zachodnich walut wkrótce znowu staniemy się w gospodarczą i militarną czołówką.
- Zdemilitaryzowano nas na długie lata, w podobnym tonie kontynuował Bormann.
- Nic nie trwa wiecznie, kiedyś nadejdzie ten dzień, miejmy nadzieję że jak najszybciej Bormann, a wtedy ich waluty nie będą już nam do niczego potrzebne.
- Należy obiektywnie przyznać że Amerykanie dorzucili na odbudowę parę miliardów zielonych z planu Marshalla.
- Zrobili to dla ukojenia własnych sumień, ażeby zapewnić dach nad głowami ludzi pozbawionych domów po bombardowaniach dywanowych. Przeistoczyli nasze piękne Niemcy w stertę gruzów i zgliszcz, z zacietrzewieniem oznajmił Hitler.
- My też nie ustawaliśmy w trudach ażeby możliwe stało się bombardowanie ich wschodniego wybrzeża. Bombowiec dalekiego zasięgu był już prawie gotowy.
- To miały być ataki odwetowe.
- Niemniej dolary przyznali i o ile mi wiadomo nie oczekują zwrotu.
- To kropla w morzu naszych funduszy, bezpiecznie zdeponowanych, zalegalizowanych i miejmy nadzieję prawidłowo zainwestowanych. Wierzę, Bormanie, gorliwie wierzę że IV-ta Rzesza będzie równie potężna jak III – cia, za znaną emfazą podsumował Adolf Hitler.
- A nawet potężniejsza, dodał Bormann chcąc się przypochlebić.
- Swoimi podbojami natomiast sięgnie dalej niż my sięgnęliśmy.
- Miejmy nadzieję, mein fuhrer, miejmy nadzieję że tak się stanie, że nasze dzieci będą żyły w silnym państwie.
- Właśnie, a twoja rodzina Bormann, o ile pamiętam miałeś siedmioro dzieci.
- Dziewięcioro, mein fuhrer. Niestety moja żona zmarła we Włoszech jeszcze w kwietniu '45 – go roku.
- Nigdy nie mogłem się ich wszystkich doliczyć.
- Ja sam miewałem z tym problemy, ale czego nie robi się dla ojczyzny mein fuhrer, pański projekt lebenbsborn wypełniłem w każdym szczególe.
- Doceniam twój zapał Bormann i w tej dziedzinie.
- Muszę ci wyznać fuhrer, że najtrudniejsza tutaj jest tęsknota za rodziną, dotąd nie byłem na grobie żony ani też żadnego ze swoich dzieci nie widziałem od jedenastu lat!
- Nie próbowałeś ich tutaj sprowadzić?
- Nic nie wiedzą o mojej ewakuacji, nadal uważają mnie za zaginionego, ja z kolei nie mogę dawać znaków życia ze względów bezpieczeństwa. Nawet sobie fuhrer nie wyobraża jakie to uczucie, pozostawać martwym dla tak licznej rodziny. Każdego dnia wyobrażam sobie jak dziś mogą wyglądać moje dzieci.
- Wyobrażam sobie co musisz czuć mój wierny Martinie.
- Doszły mnie słuchy że najstarszy mój syn, twój imennik mein fuhrer, wstąpił do seminarium duchownego, zamierza ponoć odkupić moje grzechy.
- Trochę by się ich zebrało Bormann, przez wszystkie te lata, nieprawdaż? Z ironią nadmienił Hitler.
- Ależ mein fuhrer, nie są to powody do żartów.
- Rozumiem Bormann, przepraszam.
- Znalazłem się pomiędzy młotem, a kowadłem, z jednej strony tęsknota za rodziną, a z drugiej niemoc nawiązania kontaktu. Gdyby ktoś z nich dowiedział się że żyję, prędzej czy później wiedzieliby o tym nasi wrogowie, a wtedy wokół naszych enklaw zaroiłoby się od agentów Mosadu.
- Nie wątpliwie, dla naszego wspólnego dobra musimy zrezygnować z wielu atrybutów normalnego życia, jednoznacznie podsumował Hitler.
- Tylko przez wzgląd na nas wszystkich, godzę się na ten los.
- Doceniam twoje poświęcenie drogi Bormanie. Jak zapewne ci wiadomo w moim życiu osobistym zaszły pewne zmiany.
- Pamiętam mein fuhrer, jeszcze wtedy przebywałem w bunkrze. W naszej paragwajskiej diasporze wszyscy o tym wiedzieli i ubolewali tylko że mogło się to stać dopiero tuż przed waszą oficjalną śmiercią.
- W ostatniej chwili dopiero zdecydowałem się poślubić oprócz Niemiec także Ewę.
- Odnalazł wreszcie fuhrer swoje małżeńskie szczęście?
- Wierniejszy od niej mógłby być chyba tylko mój owczarek Blondi. Ewa pozostała przy mnie do końca, w najtrudniejszych warunkach. Nie dziwi cię chyba to porównanie, wiesz jak przywiązany byłem do mojej ukochanej suczki.
- Pamiętam, mein fuhrer, pamiętam.
- Wiesz Bormann, że wychowałem tutaj od szczeniaka, identyczną suczkę jak tamta i też nazywa się Blondi, niestety wierne psisko dożywa już swoich dni w pomieszczeniu obok. Weterynarze zrobili wszystko co w ich mocy.
- Współczuję, 11 lat to nawet dla psa niezbyt długi życiorys
- Owczarki niemieckie wbrew swojej nazwie nie należą do długowiecznych, z melancholią w głosie powiedział fuhrer.
- Nie mówmy zatem dłużej o tym nieprzyjemnym dla fuhrera zdarzeniu. O ile wiem, z sowieckich raportów wynikało że Ewa także miała swojego sobowtóra?
- Z jej sobowtórem było równie dużo zamieszania co z moimi. Podstawioną kobietę niefortunnie ugodziły odłamki i na skutek krwotoku do płuc wyszło na jaw, że zginęła zanim jeszcze rzekomo miała się otruć. Jak gdyby tego było mało, dentyści wyrwali i wprawili nie te zęby które należało, w wyniku czego nic nie zgadzało się z kartą dentystyczną. Jedyne co się zgadzało to mostek i sukienka Ewy. Przez wojenny pośpiech stało się powszechnie wiadomym, że blef z jej sobowtórem się nie powiódł.
- Grunt, że ucieczka się powiodła, mein fuhrer.
- Nadal ciekawi mnie jedno, kto tobie pomógł zbiec Bormann, na moje poprzednie pytanie odpowiedziałeś pytaniem.
- Ryzykując życiem uciekłem, jak wszyscy pozostali, kryjąc się wśród ruin, później przez Austrię przedostałem się do Włoch, a z stamtąd przypłynąłem do Buenos Aires, późniejsze przeprowadzki, w tym do Paragwaju, to już tylko krajoznawcze wycieczki. Mówiąc to Bormann poczuł się zaskoczony nieosłabłą czujnością Hitlera, starał się doszukać kolejnego, tym razem skuteczniejszego fortelu na unikniecie niewygodnych pytań.
- Przedostać się przez pół okupowanej Europy i przypłynąć na ten koniec świata w pojedynkę Bormann, to nie lada wyczyn. Od zawsze z Ewą podziwialiśmy twoje talenty organizacyjne.
Z pomieszczenia po prawej stronie wyszła Ewa Hitler, nie spodziewając się tam nikogo obcego wygładziła niewielki fałdy na popielatoszarej spódnicy, buty na wysokim obcasie wydały miarowy stukot na granitowej posadce salonu.
- O wilku mowa, choć raczej powinienem powiedzieć tak sam o sobie. Żartobliwym tonem śmiejąc się, powiedział Hitler, odwracając twarz w kierunku żony.
- Jakże miło widzieć po tak długim czasie i w tak odległym miejscu. W scenerii równie niepowtarzalnej jak twoja uroda Ewo. Oznajmił eleganckim tonem Bormann wyciągając prawą dłoń w nazistowski pozdrowieniu, po czym wymienili uściski dłoni.
- Tylko bez przesady z tą szarmanckością Bormann. Pamiętam jak komplementowałeś wszystkie kobiety w berlińskim bunkrze, za wyjątkiem oczywiście Ewy, wtedy jeszcze Braun, nie tracąc dobrego humoru wygłosił żartobliwe ostrzeżenie.
- Gdzieżbym śmiał, mein fuhrer, nie zamierzałem cię też w żaden sposób urazić. Nie powiedziałem chyba niczego nie stosownego, mein fuhrer?
- Wprost przeciwnie Martin, zachowałeś się jak na przedstawiciela kulturalnego narodu przystało, wyraziła swoje spostrzeżenie opanowanym głosem Ewa Hitler.
- Nie wiem tylko, czy nadal mogę mówić Ewa, czy raczej pani Hitler? Było, nie było to druga osoba w odradzającym się państwie. Niegdyś byłem nią ja, ale czyż może istnieć większy zaszczyt niż złożenie tej funkcji na tak piękne dłonie? Powiedział z szarmancją Boramann prężąc usta w dyskretnym uśmiechu.
- Przez ostatnie lata, nabrałeś ogłady Bormann, twoje żarty i zachowanie nadzwyczaj wysubtelniały, Adolf Hitler wydał jednoznacznie brzmiącą opinię.
- Nie wygłupiaj się Martin, jeżeli już raz przeszliśmy na ty, nie będziemy tego zmieniać. Nie zapomniałeś chyba, jak piliśmy bruderschafta na tarasie Berghofu? Rozciągając końcówkę zdania w pytajnym tonie.
- Takich rzeczy się nie zapomina. Później wiał alpejski fenwiatr i ciężka gradowa chmura nakryła cieniem cały taras, a ty uwieczniłaś to na filmowej taśmie, zakomunikował Bormann poszukując błądzącym wzrokiem odpowiednich zdarzeń w pamięci.
- Ewa dzisiaj także nie rozstaje się ze swoją kamerą, ale dla bezpieczeństwa nie nagrywaj naszego, dzisiejszego spotkania, z prośbą do żony zwrócił się fuhrer.
- Nie musicie się niczego obawiać, nie kręcę już tyle co wówczas, raczej z sentymentem oglądam tamte filmy, Adolf był wtedy u szczytu potęgi, z melancholią w głosie powiedziała Ewa Hitler.
Zanim Adolf Hitler przystąpił do formułowanej w myślach wypowiedzi zaczerpnął głębszy oddech i poprawił osuwające się z oczu okulary.
- Europa legła u moich nóg jak niegdyś u stóp Cezara, a później Napoleona i cały niezależny jeszcze od nas świat jednoczył właśnie swe siły by nam zagrozić. Podobny stan euforii powodowała we mnie tylko muzyka Wagnera podczas koncertów w Bayreuth. Później wyobrażałem sobie że w rytm „Pierścienia Nibelungów” podbijam Polskę, dźwięki „Parsifala” pobrzmiewały mi w uszach w zmaganiach z Francją, z błyskawicznymi postępami w Rosji kojarzyłem „Lohengrina”, pozostałe kampanie były już tak krótkie że nie zdążyłem odnieść ich do żadnego utworu.
- W swoich podbojach Adi, dokonałeś więcej niż Wagner stworzył w muzyce, podsumowała żona.
- Ach, gdyby nie wszyscy ci zdrajcy, szpiedzy, rosyjska zima i brak dwu dywizji pod Moskwą, zamarzający smar w zamkach Mauserów pod Stalingradem w czterdziestostopniowym mrozie, awarie broni odwetowej, a na koniec opóźnienia z cudowną bronią, siedzielibyśmy teraz na tarasie Berghofu w aureoli triumfu i zachwycali się widokiem Zugspitze, głaskałbym Blondi po karku i świętował kolejną rocznicę podboju świata, zakończył na bezdechu fuhrer.
- Z pewnością musielibyśmy zachować czujność nie mniejszą od obecnej. Rosjanie zepchnięci za Ural rozniecaliby bunty i powstania, Amerykanie zbombardowani V7, w podziemnych laboratoriach nadal pracowaliby nad swoim atomem i wraz z Anglikami nie rozstaliby się z planami inwazji na kontynent, oznajmił w sposób odkrywczy Bormann.
- O ile wcześniej V2 nie zrównałaby ich z ziemią, a wilcze stada u-botów i blokada morska nie pozbawiły ostatniego suchara i puszki wołowiny. Zabrakłoby im nawet herbaty na wieczorne five o'clock, zripostował Hitler.
- My mieliśmy rakiety oni tylko samoloty, my mieliśmy bombę atomową na ukończeni, oni również, oni zdążyli ukończyć my nie, zabrakło nam odrobinę czasu i szczęścia, z poczuciem krzywdy wyliczał Bormann.
- Daliście ojczyźnie z siebie wszystko, Adi niemalże nie przypłacił tego zdrowiem, złośliwi posądzali go o obłęd, a on zachował kontakt z rzeczywistością do końca i wiedział w jaki sposób ją oszukać, dodała Ewa Hitler.
- Kolejny raz mogłem zaufać nadprzyrodzonym, opiekuńczym siłom, pamiętacie chyba, siedem szczegółowo zaplanowanych zamachów z czego żaden się nie powiódł i pewnie kolejnych z górą czterdzieści planowanych, wykrytych lub przeprowadzanych spontanicznie, mówił jednostajnym tonem Hitler jak gdyby w stanie mistycznego uniesienia.
- Mówiąc prawdę mein fuhrer, wtedy po komunikacie z Wilczego Szańca, o rzekomej śmierci wodza, uwierzyłem że stało się najgorsze i rozpłakałem się się jak dziecko, zwierzał się Bormann chcąc skupić na sobie uwagę i podtrzymać wizerunek wiernego służbisty i oddanego powiernika wszystkich dręczących fuerhera problemów.
- A ja od początku wiedziałam że Adolf przeżył, wyczuwałam to szóstym, kobiecym zmysłem.
Adolf Hitler zaczerpnął kilka głębszych wdechów powietrza, prawą dłonią wykonał kilka nieskoordynowanych wymachów, przesunął dłonią po łysinie chcąc odruchowo przeczesać dawno obciętą czuprynę, zająknął się po czym rozpoczął z dawną ekspresją.
- A nade mną niezmiennie czuwała opatrzność, wtedy ostatecznie uwierzyłem w swoją pozaziemską siłę, stałem się nieśmiertelnym wybrańcem Bogów, nadczłowiekiem. Zdarzenia z całego mojego życia ułożyły się w logiczny ciąg wypadków. Spośród czwórki braci przeżyłem ja jeden, eksplozję w okopie podczas pierwszej wojny przeżyłem ja jeden, z puczu monachijskiego wyszedłem cało, choć wokół padali towarzysze broni. - Rozwijał swoje myśli bez najmniejszego potknięcia, z właściwą sobie porywczością, gestykulując lecz już nie tak charyzmatycznie jak podczas publicznych przemów. - Późniejszym zamachowcom udaremniałem wszelkie plany, dopiero ten kaleka Stauffenberg urzeczywistnił to co nie udało się poprzednikom, pomimo wszystko to ja pokonałem jego i całą szajkę spiskowców. - Martin Bormann wraz z Ewą Hitler przysłuchiwali się z narastającym zdziwieniem. - Posiadłem cechy mesjasza, gdyby tylko mi pozwolono, mógłbym być nowym Chrystusem niosącym światu zbawienie i wolność od żydowskiego ucisku.
- Adolf, obiecywałeś że wyzbędziesz się wiecowych nawyków i w mojej obecności już nigdy nie zdobędziesz się na tego rodzaju przemowy, w stanowczy sposób zareagowała Ewa.
- Obiecywałem, niemniej z Martinem mamy sobie niejedno do powiedzenia, potraktuj to jak gdyby była to rozmowa pomiędzy nami, oznajmił podniesionym głosem Hitler.
- Nie krępujcie się w żaden sposób moją obecnością, a traktujcie mnie raczej jako intruza, zakłócającego domowy spokój, nieśmiało wyjąknął zmieszany Bormann.
- Odkąd w tym domu zamieszkałem ja, o spokoju nie może być więcej mowy, powiedział z ironią fuhrer, chcąc zażegnać atmosferę nerwowości wywołaną swoim przemówieniem.
- Możesz czuć się Martin jak u siebie, to raczej my z Adolfem mamy sobie niejedno do powiedzenia, z narastającym zdenerwowaniem mówiła Ewa Hitler. Uznaliśmy przecież że pewna epoka odeszła w przeszłość, a wraz z nią niektóre twoje przyzwyczajenia i nawyki, czyż nie Adolf? Kontynuowała rozdrażniona żona.
- Dopóki ja żyję, moje idee żyją wraz ze mną i nie zraziłem się wcale przejściowymi porażkami, to co spotkało wtedy Rzeszę było kolejnym etapem przeobrażeń do osiągnięcia wytyczonych przez nas celów. - Adolf Hitler wstał z krzesła i coraz szybszym krokiem okrążył stół - Niewyobrażalny skarb III Rzeszy pozwoli odbudować ówczesną potęgę i rzuci na kolana naszych wrogów. Miliardy dolarów i tony złota zdeponowane na dnach alpejskich jezior powołają do życia jeszcze potężniejsze państwo, w ten sam sposób jak utworzyliśmy nazistowskie struktury w naszej nowej argentyńskiej ojczyźnie. Natomiast depozyty cudownej broni i nieznane nikomu innemu najnowocześniejsze technologie ulokowane w górach Eulengebirge, w okolicach Waldenburga, na widok których alianci przecierają z niedowierzania oczy, pozwolą pokonać naszych odwiecznych wrogów. Nasze banki, korporacje firm i zakłady zbrojeniowe z użyciem najnowszych technologi, od dawna już budują potęgę argentyńskiej gospodarki. Przy umiejętnym współdziałaniu możemy dokonać tego samego na naszej rodzinnej ziemi. Utraciliśmy dużo, ale ostateczne zwycięstwo jest wciąż osiągalne, płynnym głosem wyraził naprędce pojawiające się wnioski, z większym już opanowaniem.
- Adolf, kolejny już raz dałeś ponieść się swojemu neurastenicznemu temperamentowi, znów powołujesz do życia wynaturzone twory chorobliwej wyobraźni, zdenerwowanie żony wydawało się nie ustępować.
- Moja wyobraźnia pozwoliła dostrzec to, czego nie widzieli przywódcy największych przedwojennych mocarstw. Podpowiedziała mi jak rozegrać ich przeciwko sobie w Monachium. Dzięki niej wiedziałem że sprowokują Polskę w '39-tym do beznadziejnej obrony, by skierować moją agresję na wschód, a samemu uzyskać czas na niezbędne zbrojenia, bez których byliby jeszcze łatwiejszym łupem niż Czechosłowacja. Kto, sami powiedzcie kto, jak nie ja, byłby wtedy w Niemczech do tego zdolny?Trans w jakim znalazł się fuhrer nabierał wyrazistości.
- Mein fuehrer, zasłużyłeś na najwyższe uznanie, tym wyzwaniom nie sprostałby nikt prócz ciebie, wymówił niepewnym głosem starając się przypodobać.
- Stalina zmanipulowałem tak skutecznie, że sam już nie wiedział czy jestem jeszcze jego sojusznikiem czy może już wrogiem. Ogłupiłem go na tyle, że gdy nasze dywizje najechały bolszewicki imperium zła, on słał jeszcze kontraktowe pociągi ze zbożem i ropą, kontynuował w tym samym tonie Hitler.
- Nie sądzisz chyba Adolf, że po twoim kolejnym płomiennym przemówieniu będziemy wyciągać dłonie jak czynili to wiedeńczycy w triumfalnym powitaniu podczas anszlusu w '38 - ym roku? Podsumowała pretensjonalnym tonem żona.
- Trudno mi oczekiwać tego od was, ale gdyby byli wśród nas szeregowi Niemcy uczyniliby to bez wahania, ażeby mnie pokonać musiało dojść do tak niewiarygodnych aliansów jak komunistów z antykomunistycznymi zachodnimi demokracjami. Z mojego powodu doszło do połączenia ognia z wodą, z satysfakcją i wyrzutem stwierdził fuhrer.
- Kolejny już raz zapominasz Adi że nie jesteś na zebraniu partyjnym, ani też na rocznicowych obchodach monachijskiego puczu, kobiety nie będą cię witać ze łzami w oczach, a mężczyźni na twój widok prostować się jak struna. Nie będą cię już otaczać nazistowskie symbole, a morze swastyk zastąpią nieliczne rekwizyty, ty jednak wciąż zachowujesz się jak gdyby nic się nie zmieniło, Ewa Hitler dawała dalszy upust swojemu żalowi.
Martin Bormann przysłuchiwał się wymianie zdań z narastającą uwagą, głębiej zapadając się w miękką wyściółkę krzesła.
- Żądasz ode mnie zbyt wielu wyrzeczeń, złowrogim głosem powiedział fuhrer, a jego lewa ręka zaczęła się z wolna trząść.
- Żądam dokładnie tyle, aby nasze życie tutaj stało się choć trochę znośniejsze, nie chcę dłużej ulegać zbiorowej, nazistowskiej psychozie, spokojniej już oznajmiła żona, drżeniem głosu okazując przestrach, który starała się za wszelką cenę przezwyciężyć.
- Moje nieśmiertelne wizje nazywasz zbiorową psychozą? Uważasz te dziesiątki milionów które stanęły za mną murem za ulegające zbiorowej halucynacji? One dzieliły wraz ze mną ból skrzywdzonego narodu, każdy z nich cierpiał na skutek hańbiących decyzji traktatu wersalskiego, a ja cierpiałem za nich wszystkich. - Ton wypowiedzi Hitlera przybierał na sile. - To oni dostrzegli we mnie ucieleśnienie wszystkich swoich krzywd, ja natomiast nie widziałem w nich obiektu psychologicznych manipulacji. - Zaczyna intensywnie gestykulować, wpada w trans przemieszany z agresją. Jego lewa ręka trzęsie się coraz bardziej, usiłuje schować ją za plecy. - Chciałem przywrócić mojemu narodowi należną mu godność i miejsce w historii Europy, a później świata. Z pariasa uczynić rasę panów, shopenchaurowskich nadludzi. Wytworzyłem w narodzie niemieckim tożsamość etniczną.
- Nie mogę dłużej tego słuchać, oznajmiła Ewa Hitler, przysłaniając twarz dłońmi.
- Żałuję teraz że zbyt pochopnie otrułem moją Blondi, byłaby wierniejsza od ciebie. Po raz kolejny dajesz mi dowód chwiejności swoich uczuć, wymówił bez zastanowienia Hitler, dając wyraz ostatecznemu zdenerwowaniu.
- Zawsze gdy próbuję w czymkolwiek sprzeciwić się tobie, porównujesz mnie do ukochanej suczki. Niekiedy myślę, podobnie jak wielu innych ludzi, że jesteś w stanie pokochać psa bardziej niż człowieka.
- Na nich przynajmniej mogę w zupełności polegać, czego nie mogę powiedzieć o ludziach, zbyt wielu i zbyt wiele razy mnie zawiodło, dodał krótko Hitler mniej zdenerwowany.
- Jeżeli wymagałeś od nich tyle ile wymagasz ode mnie, zupełnie się nie dziwię. Mam prawdziwe szczęście że nie oczekujesz ode mnie tego, co spotykało twoją poprzednią oblubienicę, a raczej siostrzenicę, która pod wpływem twojej osobowości popełniła samobójstwo, z niepohamowanym wyrzutem dopowiedziała żona.
- Ty także je popełniłaś, na szczęście dla nas obojga tylko oficjalnie, mówiąc to fuhrer zmienił ton na bardziej żartobliwy, chcąc w ten sposób rozładować narastające małżeńskie napięcie.
- Raczej na moje nieszczęście, odpowiedziała nadal zdenerwowana żona.
- Przepraszam że śmiem się wtrącać, ale fuhrer nie powinien chyba ulegać nadmiernym emocjom, stany nerwicowe nie wpływają na fuhrera korzystnie, ponadto Ewa też zapewne nie znosi ich najlepiej, nieśmiało wtrącił się Martin Boemann, nie wiedząc w jaki sposób przerwać narastający konflikt.
- Jestem już zupełnie zdrowy, Bormann, na twoim miejscu zadbałbym o swoje zdrowie. O Ewę natomiast troszczyć się nie musisz, między nami dochodzi czasem do ostrzejszej wymiany zdań, Hitler wydał jednoznaczną dyspozycję, tonem jakim wydawał rozkazy dowódcom podległych mu armii.
- Miałam nadzieję że raz na zawsze się to skończyło. Twoje obsesje od czasu wojny jeszcze się pogłębiły, z rezygnacją stwierdziła Ewa Hitler.
- Znamy się dwadzieścia siedem lat, a ty wciąż uważasz że możesz dowolnie manipulować moimi cechami charakteru.
- Przynajmniej na tyle byśmy mogli stworzyć normalną rodzinę.
- Gdybym miał ulegać manipulacjom otoczenia, nie pociągnąłbym za sobą milionów, a ty pracowałabyś nadal w fotograficznym atelier, po chwili zastanowienia powiedział fuhrer, starając się znaleźć właściwy sposób na określenie potencjału obojga z małżonków.
- Myślałam że jestem dla ciebie czymś więcej niż tylko częścią otoczenia.
- Jesteś, ale nie możesz zapominać że nadal jestem fuhrerem potężnego narodu.
- Bądźmy z sobą szczerzy Adolf, z tego miejsca możesz rządzić naszym narodem co najwyżej w sposób, w jaki zarządzałeś na mapie swoimi nieistniejącymi armiami w kwietniu '45 - go roku, powiedziała stanowczo po krótkiej próbie odnalezienia właściwych argumentów dla określenia aktualnej kondycji męża.
- Nie wiem który to już raz z rzędu próbujesz wytrącić mnie z poczucia mesjanizmu, pozbawić mnie prawa decydowania o losie Niemiec, odpowiedział fuhrer z narastającym zdenerwowaniem.
- Dzisiaj nie dojdziemy do żadnego porozumienia, Adolf, miejmy nadzieję że jutro będziesz w przystępniejszym nastroju i zdołam ci wyperswadować pewne rzeczy. Podobnej kłótni między nami nie było od czasu scysji na okręcie podwodnym podczas ucieczki, może z nielicznymi wyjątkami.
- Pod żadnym pretekstem nie pozwolę sobą manipulować, wykrzyknął starając się zająć stanowcze stanowisko.
- Do zobaczenia jutro Adolf, żegnam panów, spokojnej nocy Martin. Wyprowadzona z równowagi Ewa Hitler energicznie powstała z krzesła i zniknęła za drzwiami pomieszczenia z którego wyszła, głośno trzaskając drzwiami.
- Stałeś się mimowolnie świadkiem naszej małżeńskiej kłótni Bormann, w imieniu żony i swoim, wyrazy przeprosin. Nasze relacją są znacznie lepsze niż mogłoby się wydawać, mówiąc to Hitler usiadł na krześle naprzeciw Bormanna, ten zwrócił uwagę na zanikające drżenie lewej ręki fuhrera.
- Ależ mein fuhrer to zupełnie zbyteczne.
- Chciałaby widzieć we mnie zwykłego człowieka, nieobarczonego tak ogromną odpowiedzialnością, gotowego na przyjęcie prozy dnia codziennego. A ja ulegam wciąż nowym wizjom, targają mną nieujarzmione, starogermańskie siły i żądają ode mnie bym przekuwał je w wyzwania współczesności.
- Doskonale o tym wiem mein fuhrer, dla tego też jak zwykle słuchałem z uwagą cokolwiek tylko ma fuhrer do powiedzenia
- Skoro teraz nikt już nam nie przeszkadza możemy przejść do celu twojej wizyty Bormann.
Martin Bormann sięgnął do wewnętrznej kieszeni kurtki wydobywając z niej złożone na cztery części, dwa arkusze papieru A4 i podał je Hitlerowi.
- Testament twój, mein fuhrer zwracam w stanie w jakim go wręczyłeś, tuż przed opuszczeniem przeze mnie berlińskiego bunkra.
- Choć uczyniłem cię wykonawcą mego testamentu nie zdołałeś jak sadzę jeszcze rozpocząć jego realizacji?
- Jakże bym śmiał wiedząc że fuhrer żyje, wiedziałem przecież doskonale, że sporządzony został w celu potwierdzenia planów fuhrera o pozostaniu w bunkrze do końca, i odwiedzenia uwagi od waszej ucieczki. Zwracam go w stanie w jakim zaszyto go w mankiecie mojego munduru.
- Pomysł z testamentem okazał się doskonałym fortelem, nie prawdaż Bormann?
- Jak bez wyjątku wszystkie pomysły fuehrera, cała załoga bunkra powoływała się na niego w trakcie przesłuchań.
- Dzięki tobie Bormann czuję się jak zmartwychwstały, jak gdybym przybył na spotkanie z tobą z najodleglejszych zaświatów, ognistym rydwanem naszych mitologicznych przodków, mówiąc to otwierał testament na wewnętrznej stronie.
- Jak widzę mein fuhrer nie porzuciłeś fascynacji okultyzmem.
Bez niego nasz faszystowski ruch nie wyszedł by poza etap deski kreślarskiej, podobnie jak wszystkie nasze unikalne wynalazki. Hitler otworzył testament i pospiesznie czytał, niedbale akcentując pomijane ustępy zaznaczone wielokropkiem, w sposób jaki zwykle się to czyni szukając meritum. W miarę czytania coraz szybciej przebiegał wzrokiem po wersach tekstu.

TESTAMENT ADOLFA HITLERA

Moja wola i testament

Nigdy nie podejrzewałem, że mogłem wziąć na siebie taką odpowiedzialność, przez te wszystkie lata walki, wszystkie dni mojego małżeństwa teraz zdecydowałem, zanim zakończę moją doczesną karierę......

To co do niedawna posiadałem, należało do Partii..........

Moje obrazy, które kupowałem na przestrzeni lat nigdy nie były zbierane dla celów prywatnych........

Na wykonawcę testamentu mianuję Martina Bormanna. Otrzymał zadanie, aby wypełnić moją wolę. Może także rozporządzać wszelkim dobrem umysłowym oraz wszystkim co potrzebne.....

Ja i moja żona, w obliczu hańby uwięzienia, wybraliśmy śmierć. Jest naszą wolą, aby nas skremowano w miejscu gdzie.....

W celu dania narodowi honorowych ludzi, rząd musi sprostać dalszej walce z wrogiem. Mianuję następujących członków gabinetu na przywódców Rzeszy.

Prezydent Rzeszy - DOENITZ

Kanclerz Rzeszy - GOEBELS

Minister partii - BORMANN
- Już ledwie pamiętam kogo i z jakich powodów, kim mianowałem.
- Jak Fuhrer widzi nie mogłem nawet rozpocząć jego wykonania, jak zapewne fuhrerowi wiadomo, Donitz odsiaduje dziesięć lat norymberskiego wyroku, a Goebels nie żyje.
- Naturalnie że wiem.
- Stąd też moje pytanie, mein furher, nie wiem czy mogę je zadać? Nurtowało mnie ono przez wszystkie te lata, łamiącym się głosem zapytał Bormann.
- Śmiało Bormann.
- Czy moje zasługi mein fuehrer, nie były wystarczające bym mógł stanąć na czele państwa? Pod koniec wojny byłem przecież twoim zastępcą i prawą ręką, main fuehrer.
- Uważasz Bormann że twoje zasługi wyceniłem zbyt nisko? Pytajny głos Hitlera przybrał niepokojący ton, zadając pytanie powstał z krzesła.
- Odnoszę takie wrażenie, mein fuhrer.
- A jak oceniłbyś sam swoją lojalność?
- Zasługującą na najwyższe uznanie, bez namysłu odpowiedział Bormann.
Adolf Hitler przemierzał pomieszczenie salonu wzdłuż i w szerz, oddychając głęboko i głośno, potykając się o fałdy i załomy perskiego dywanu, o barwie wypłowiałego karmazynu, lamowanego jasnymi wełnianymi frędzlami. Wydawać się mogło że długo ważył każde słowo, zanim nadał im ostateczny kształt i wyraz.
- Tak sądzisz Bormann? Miałem cię o to zapytać już w odległej przeszłości w '43 - im lub '44 – tym roku, powstrzymywało mnie tylko twoje nieopamiętane oddanie, twoja niezastąpioność. Tylko dlatego że dzięki fenomenalnej pamięci byłeś moim podręcznym archiwum faktów, niezbędnych do codziennej analizy sytuacji militarnej, potrafiłeś w lapidarny i obrazowy sposób sprawozdać najbardziej zawiłe zdarzenia, dzięki czemu mogłem zyskać czas, by choć przez kilka godzin cieszyć się zbawiennym snem. Po raz kolejny próbowałem zadać ci to pytanie, tuż przed moją ucieczką w bunkrze, lecz wówczas, jak zapewne sobie przypominasz przeszkodziły mi w tym wybuchy rosyjskich pocisków. Nie wiesz o czym mówię?
- Nie mam najmniejszego pojęcia mein fuhrer.
Adolf Hitler zbliżył się do Bormanna na niewielką odległość, zamierzając mówić do niego z tak bliskiej odległości, by nie umknęło mu żadne jego poruszenie szczęką, drżenie powiek, grymas naciągającej się na policzkach skóry, poruszenie się kącików ust.
- O twojej współpracy z Rosjanami, Bormann. - Tutaj zawiesił na dłuższą chwilę głos. - Tylko dzięki temu że nie uzyskałem bezpośrednich dowodów i na skutek tak licznych zdrad nie miałbym cię kim zastąpić, mogłeś stać się ministrem partii, a teraz możesz siedzieć przy stole w mojej argentyńskiej hacjendzie.
- To pomówienia, main fuhrer, odpowiedział zmieszany, nie widząc jaką przybrać pozę, wyczekującą, zaprzeczającą czy też najzupełniej obojętną.
- Nie miałem wtedy czasu na bliższe przyjrzenie się temu problemowi. Zaciskające się alianckie kleszcze kazały skupić uwagę na innych wyzwaniach, ale ostatnie lata dostarczyły mi wystarczająco dużo wolnego czasu, by wszystkie fakty powiązać w logicznie następujący po sobie splot wydarzeń, oznajmił pochylając się i zbliżając twarz w kierunku twarzy Bormanna.
- Takie wnioski to wynik obsesyjnej podejrzliwości, odpowiedział stanowczo Bormann, nieco ochłonąwszy.
- Tak uważasz Bormann, a ja uważam że powinienem cię spytać dlaczego przegraliśmy, a raczej przegrałem pod Kurskiem największą bitwę pancerną w dziejach. Bitwę, która mogła jeszcze odmienić losy wojny, a zepchnęła nas w otchłań porażki, ale odpowiedź znam od dawna. Przegrałem bo Stalin poznał wszystkie plany dyslokacji moich wojsk. Znał każdy najmniejszy szczegół mojej strategi. O tym też nic ci nie wiadomo Bormann?
- O tym wiedziało ścisłe grono wokół ciebie mein fuhrer, nie mogłem więc nie wiedzieć.
- Jeśli już przyznałeś się że jednak coś wiesz Bormann, miejmy nadzieję że przyznasz się również do wiedzy w jaki sposób do tego doszło. Posuwając się od następstwa do przyczyny, pamiętasz zapewne o istnieniu radzieckiej grupy szpiegowskiej o wdzięcznej nazwie ''Czerwona orkiestra” z Brukseli, pod przywództwem Treppera, agenta sowieckiego wywiadu. Temu chyba nie zaprzeczysz, sam zajmowałeś się, w cudzysłowie, ich rozpracowaniem.
- Temu zaprzeczyć nie mogę, mein fuhrer.
- Rzecz w tym Bormann, że sens tkwi w szczegółach, a te obracają się przeciwko tobie w bezlitosny sposób. Pamiętasz zapewne jak po zdekonspirowaniu „Czerwonej orkiestry” i pierwszych sukcesach w rozpracowywaniu jej członków, zdawałeś mi sprawozdania z postępu prac. Był to dla mnie trudny okres, Rosjanie odbierali nam najżyźniejsze obszary Ukrainy które z takim trudem zdobyłem, musiałem rozstać się z planami pozyskania kaukaskiej ropy. Wielu faktom nie mogłem się bliżej przyjrzeć.
- Jakże by inaczej, pamiętam, mein fuhrer.
- I wtedy pod pretekstem spowalniania śledztwa, moim niezadowoleniem z braku postępu w pracach, o czym nic nie było mi wiadomo, wtargnąłeś do domu prowadzącego śledztwo i odebrałeś mu prowadzenie tej sprawy, przekazując ją sobie i swoim podwładnym. Czyż nie? Nie zasłaniaj się tylko brakiem pamięci Bormann, wiem że posiadasz doskonałą.
- Nie mogę zaprzeczyć że tak się stało, śledztwo istotnie utknęło w martwym punkcie, mein fuhrer, o zgodę zaś, z pewnością was pytałem.
- O takich rzeczach zwykłem pamiętać Bormann, decyzje o przejęciu śledztwa podjąłeś bez mojej zgody. Odtąd przetoczył się korowód niewytłumaczalnych zdarzeń. Przejąłeś śledztwo choć o jego prowadzeniu nie miałeś najmniejszego pojęcia. Trepperowi do ochrony przydzieliłeś nałogowego alkoholika, spod opieki którego uwolnił się bez najmniejszego trudu, zbiegł i wszelki ślad po nim zaginął, odnalazł się dopiero po wojnie w Moskwie. Wszystko staje się jasne Bormann, chciałeś wywierać wpływ na przebieg śledztwa by tuszować kompromitujące cię fakty, tak zmanipulować jego przebieg, by odpowiedzialni za przekazywanie Rosjanom cennych informacji nigdy nie zostali ujawnieni. Myślałeś że mnie przechytrzysz, że o niczym się nie dowiem.
- To oszczerstwa.
- A informacje z mojej kwatery wyciekały szerokim strumieniem. Nie wiesz za czyją przyczyną Bormann?
- Udowodniliście przecież Canarisowi współpracę z Sowietami.
- Zanim jednak rozpracował go nasz kontrwywiad, któryś z jego podwładnych powiedział wyraźnie „ Powiązania Czerwonej Orkiestry sięgają wysoko, do mojej kwatery i do mojego zastępcy Bormanna”
- Do prawdy? Zapytał Bormann odzyskując pewność siebie i opanowując zmieszanie.
- Podobnie twierdzili inni świadkowie, pamiętam ich słowa ” Bormann i jego ludzie pracowali dla Rosjan”, temu też zaprzeczysz?
- Jeżeli szefowie wywiadu i kontrwywiadu podejrzewali mnie o współpracę z Rosjanami, dlaczego więc nikt nie postawił mi jasno sformułowanych zarzutów, dlaczego nie aresztowano mnie, nie powieszono jak Canarisa, rozstrzelano jak Stauffenberga i wielu innych, dopowiedział zuchwale Bormann, odzyskując inicjatywę.
- Byłeś zbyt prominentną osobą, a dowody przeciw tobie nie wystarczające. Dzięki swojej wrodzonej przebiegłości skutecznie zacierałeś wszelkie ślady. Do końca wierzyłem w twoją lojalność Bormann i nie dopuszczałem myśli, że mógłbyś posunąć się do tak ohydnego czynu. Byłeś jedyną osobą która miała dostęp do danych o których dowiadywali się Rosjanie, a ja do końca wierzyłem że to nieprawda. Nawet kiedy Canaris poinformował mnie osobiście że pracujesz dla Rosjan, zabroniłem mu zajmować się sprawą Czerwonej Orkiestry. Wyrządziłeś mi nieopisaną krzywdę Bormann, dopowiedział Adolf Hitler zniżając ton i powściągając emocje.
- Jednakże ostatecznych dowodów, brak nadal, odparł butnie zastępca fuhrera.
- Oboje wiemy Bormann, że byłeś radzieckim szpiegiem, posadowionym w najwyższym kręgu przywódców Rzeszy, zdradziłeś wszystkie nasze ideały.
- Im wyżej byłem umieszczony tym stało się lepiej dla Niemiec.
- Gdyby istniały nadal sądy wojenne zostałbyś skazany na śmierć za działanie na szkodę Rzeszy i w trybie natychmiastowym rozstrzelany, jak pierwszy lepszy dezerter lub defetysta. Teraz rozumiem dlaczego bez szwanku udało ci się wydostać z pełnego Rosjan - Berlina, to oni ci w tym pomogli, oburzenie fuhrera wciąż narastało.
- I jestem im za to wdzięczny, fuhrer uważa że robiłem to wszystko bezpodstawnie, że mogłem patrzeć z założonymi rękami jak ginie kwiat naszego narodu. Jak kolejne roczniki redukują swój stan osobowy do zaledwie kilku procent stanu sprzed wojny. Po klęsce stalingradzkiej i po wydaniu przez fuhrera zbrodniczego rozkazu o zakazie kapitulacji, walce do ostatniego żołnierza w nieludzkich warunkach rosyjskiej zimy - tylko dlatego żeby zdobyć miasto symbol - nie bacząc na strategiczne znaczenie, uznałem że jeden człowiek w tak lekkomyślny sposób nie ma prawa skazywać na pewną śmierć setek tysięcy oddanych żołnierzy. To nie była już bitwa o miasto, nawet nie o dostęp do złóż ropy, lecz o twój osobisty prestiż. Od tego czasu było powszechnie wiadomo że wojna jest przegrana, tylko fuhrer tego nie wiedział lub może nie chciał wiedzieć. Należało robić wszystko, by ocalić pozostałą jeszcze substancję narodową, w zamian fuhrer spychał państwo jeszcze głębiej w otchłań niebytu.
- Śmiałeś kwestionować moją wolę, nie jesteś już nawet ministrem partii, oznajmił poirytowany Hitler, chowając swój testament do kieszeni.
- Wcale tego nie oczekuję, odparł buńczucznie jego sekretarz.
- A ja powiedziałem kiedyś nieopacznie „Aby wygrać wojnę potrzebuję Boramanna” dzisiaj mógłbym powiedzieć „Do przegrania wojny niezbędny jest Bormann”
- Od tamtego czasu fuhrer przestał już być fuhrerem i nie musiałem już wypełniać jego woli, w zamian stał się mordercą całej armii, stał się zwykłym Adolfem Hitlerem, zbrodniarzem, którego zbrodnie wobec Niemców już wtedy przekroczyły wszystko, na co jedna osoba mogła skazać naród. Z fanatyka stałem się twoim zdeklarowanym wrogiem fuhrer.
- Moje rozkazy były dla nich jak wyroki boga wojny, w blasku mojego wojennego geniuszu stawali się teutońskim wojownikami, walczącymi przeciwko hordom azjatyckiego barbarzyństwa. Umierali z dumą z moim imieniem na ustach, wiedzieli że ich młode życiorysy muszą być złożone na ołtarzu ojczyzny, by naród niemiecki mógł zyskać przestrzeń życiową na wschodzie. Nikt z nich nie śmiałby obrazić mnie choćby jednym słowem skargi na swój żołnierski los, jak to uczyniłeś ty, Bormann.
- Uczyniłem fuhrer, bo nigdy już nie powiem mein, dla tego, by choć w części zmazać krew narodu niemieckiego z twoich rąk i nie dopuścić do dalszych wykrwawień. Nie mogłem dłużej słuchać bałwochwalczych przemówień w narkotycznych transach, zapewniających naród, że wszystko, na co wobec niego fuhrer się zdobywa, czyni na jego chwałę, mówiąc to Bormann starał się naśladować jazgotliwy sposób wypowiedzi Hitlera.
- Rodziny poległych uznawały swoich synów za państwowych bohaterów, wprost szczyciły się ich śmiercią za ojczyznę, dokonaną w moim imieniu i pod moim przywództwem.
- By tak się stało zadbała już ta kreatura Goebbels i cała jego propagandowa machina.
- Zabraniam ci tak mówić Bormann, byłem chrzestnym ojcem wszystkich jego dzieci.
- A na moje nieszczęście, świadkiem na moim ślubie.
- Geobels w przeciwieństwie do ciebie krzywoprzysięzco był mi oddany do końca.
- Nikt przed nim nie mógłby poszczycić się takimi zasługami, jakie położył on, na polu przeistoczenia kulturalnego narodu w bezmyślny motłoch, zdolny wypełnić najbardziej nawet zbrodnicze rozkazy przywódców.
- Mylisz się Bormann, naród od nas tego oczekiwał, był gotowy na wyzwania nowej epoki, wyczuwał nadchodzące zmiany, chciał powołać do życia nową erę, a my to umożliwiliśmy. Czego ty Bormann nigdy nie rozumiałeś, bo byłeś za mało subtelny, za mało wyrafinowany by to pojąć. Widzisz podstawowe kolory, ale ich odcienie są już dla ciebie nie zauważalne. Wszelka metafizyka jest ci obca, a to przecież ona stanowi o wewnętrznej sile człowieka.
Wzrastające zmęczenie wywołane przedłużającym się stanem nerwowego napięcia, poczucie wyczerpywania się pokładów wezbranej agresji, opadający u obu mężczyzn poziom adrenaliny, spowodowały że ich rozmowa przyjęła bardziej stonowany charakter. Adolf Hitler przemierzał salon wolniejszym krokiem, skrywając za plecami trzęsącą się dłoń, jego oczy nabiegły krwią. Chaotycznym krokiem zataczał szerokie kręgi, wpatrzony w podłogę, w odruchu człowieka poszukującego rozwiązania, nierozwiązywalnego problemu. Martin Bormann siedząc na krześle z podkulonymi pod nie nogami, obserwował każdy ruch fuhrera, zastanawiając się równocześnie nad wielowarstwową osobowością fuhrera. Nad jego umiejętnością odnalezienia się w tak odległych od siebie przestrzeniach jak skuteczne zarządzanie i dowodzenie przez długi czas dziesięciomilionową armią na obszarze całej niemal Europy, części Afryki, wodach połowy oceanu Atlantyckiego z jednej strony i bezsporne umiejętności sięgnięcia do spirytualnych i mentalnych potrzeb człowieka z drugiej. Umiejętność rozpoznania ich i wprzęgnięcia do swoich celów.
- Od dawna miałem już zapytać fuhrera, lecz nigdy nie było okazji, skąd fuhrer czerpał swoją nadludzką moc, by obrócić ją później przeciwko swojemu narodowi?
- A jak myślisz Bormann, właśnie z sił przenikających wszechświat, rozpoznanych i spisanych już w starożytnych przekazach, należało tylko do nich dotrzeć i je odczytać, a jeśli wykorzystałem ją przeciwko naszemu narodowi to tylko w celu jego uzdrowienia. Stąd nasze wyprawy na bliski i środkowy wschód, późniejsze poszukiwania Świętego Gralla, mającego zapewnić mi nieśmiertelność, a wraz ze mną nieśmiertelność Niemiec, bo wbrew temu co mówisz Bormann, wszystko czego dokonałem, dokonałem z myślą o dobru wspólnym. Z tych sił czerpałem moją niezłomność w dążeniu do celów i osiągnięcia, nad którymi z podziwem pochylił się cały świat.
- Jednakże naród na przyjęcie nowych idei nie był jeszcze gotowy.
- Był gotowy, czego ty nie byłeś w stanie dostrzec Bormann, mógł co najwyżej nie być w stanie im sprostać. Jeżeli natomiast naród niemiecki nie jest w stanie sprostać rzuconym mu wyzwaniom, nie zasłużył by być narodem i musiał ponieść zasłużona karę.
- Nie wszystko musiało być dla niego zrozumiałe, tak jak i dla mnie.
- Wielu rzeczy nie rozumiesz do dzisiaj Bormann i o wielu nie wiesz, a fakty następowały wtedy szybko po sobie, w przededniu pierwszej wojny dochodziły do głosu okultystyczne, sumeryjskie i ezoteryczne idee. Możesz tylko żałować że nie było cię wtedy w Wiedniu, ja będąc tam przesiąknąłem tą atmosfera na wskroś. W Wiedniu kształtowały się wówczas nowe prądy w sztuce, literaturze, filozofii, Schielle, Klimt, Wittgenstein. Był to czas rozkwitu tajemnych nauk i zakonów, zapoznawałem się z poglądami Różokrzyżowców, Iluminatów, Starych i Nowych Templariuszy, Teozofów, Antropozofów. Byłem świadkiem wykuwania się nowego oblicza Europy.
- Nie miało to przecież związku z późniejszymi zdarzeniami. Mówiąc to bez większego zastanowienia, rozważał powody swojej ignorancji na płaszczyźnie wiedzy tajemnej, na temat której wiedział tyle tylko, ile udało mu się zasłyszeć z wywodów Himmlera. Podziwiał także biegłość fuhrera w tym przedmiocie i zastanawiał się nad jej źródłem.
- Miało ogromny, wręcz fundamentalny, nie wiedziałeś o tym Bormann w sposób wystarczający, bo nigdy się tym nie interesowałeś, twój nieskomplikowany umysł odrzucał ezoterykę pod każdą postacią.
- Sprawdziłem się jako partyjny skarbnik i organizator, na okultyzm nie miałem już czasu, w tym przodował ten nadwrażliwiec Himmler.
- W tamtym czasie wszystkie te zakony przebudziły się z wiekowych snów, tym co ich wybudziło był początek wieszczonej od dawna nowej ery, w tym czasie era Wodnika zastępowała erę Ryb. Uaktywnili się wtedy Nordyści, badacze nauk starożytnego wschodu, heretyczni teolodzy. Uczestnicząc w ich spotkaniach, przekonali mnie do idei nadchodzącej, złotej ery którą należało wcielić w życie. Do wizerunku tego idealnie odnosił się los Niemiec po pierwszej wojnie, mających się odrodzić po latach mroku i upokorzeń. Urzeczywistnienie wydawało się to być na wyciągnięcie ręki Bormann. Roztoczyła się wtedy przede mną wizja, uległem przekonaniu - ażeby sprostać wyzwaniom nowej ery należy na nowo zorganizować świat, z nowymi Niemcami w jego centrum.
-To czyste rojenia i rozdwojenie jaźni jakiemu fuhrer uległ już wtedy, wysnuł szybka konkluzję Bormann, po raz pierwszy zasłyszawszy niezrozumiałe teorie i nie kojarzone z niczym nazwy.
- Człowiek od zawsze zmaga się z poczuciem rozdwojenia jaźni w duchowym wymiarze, pomiędzy światłem a ciemnością, pomiędzy białą i czarną magią, pomiędzy okultyzmem a filozofią. Jeżeli dokona właściwego wyboru pomiędzy nimi, uzyska poczucie doskonałej jedności. Ziemia natomiast i jej duchowe wymiary, naszpikowana germańskimi mitami o potędze są tożsame z myślami człowieka, są lustrzanym odbiciem jego zmagań. Ostatecznym celem tej życiowej walki jest stworzenie bytu doskonałego, w sferze duchowej, a jeśli duchowej to również fizycznej, w myśl powiedzenia że myśl kształtuje materię. Tym celem było stworzenie nadczłowieka, a wraz z nim rasy panów której i ty stałeś się przedstawicielem Bormann, rozumiesz teraz że nie mogłem wobec tego pozostać obojętny. Wierzę że owe mitologiczne postacie pozwoliły mi szczęśliwie wydostać się z Berlina, przedostać się tutaj i czuwają nade mną nadal, zachowując mnie w zdrowiu i poczuciu bezpieczeństwa.
- Zaczynam rozumieć, fuhrer, powiedział wyraźnie zaaferowany Bormann z zamyślonym wyrazem twarzy.
- Wiedziałem o wiedeńskich, medialnych seansach, o kontaktach z germańskimi bóstwami, przepowiadającymi odrodzenie się wielkich Niemiec. Na własne oczy widziałem zapisy kilku wizji w nieznanych nam językach, czytałem święte teksty, a później w okopach I - ej wojny światowej na cześć teutońskich bogów pisałem natchnione wiersze. Chciałem zastąpić zdegenerowane chrześcijaństwo nowym rodzajem mistycyzmu, opartym na pradawnych germańskich legendach i religiach nordyckich, związanych z runami, Thorem, Odynem. Wymiana tych poglądów stała się początkiem stowarzyszenia Tule, a ono dało początek NSDAP, SS, Czarnemu Słońcu, o których było ci coś wiadomo, ale nie wiedziałeś do czego je odnieść.
- Byłem szefem partii, a nie głównym ideologiem, wiedziałem jak zarządzać ludźmi i finansami, mistyka mnie nie interesowała, tym mogli zajmować się ci którzy mieli więcej wolnego czasu, odpowiedział przytłoczony nadmiarem niezrozumiałych informacji były sekretarz.
- Czarna Słońce, to było ci chyba wiadomo, stało się dla nas i nadal pozostaje źródłem siły, którego światło przenika wszystko, czego ludzkie oko nie potrafi dostrzec. Wschodzące słońce z kolei, i jego staronordycki wizerunek symbolizowało wschodzące słońce dla Niemiec. Rozejrzyj się wokół Bormann. - Bormann rozglądnął się uważnie wokół siebie - Tak jak jasne słońce świeci na zewnątrz, tak czarne słońce promieniuje do wnętrza człowieka, to przez nie promieniuje boskie światło. Licząca tysiące lat wiedza tajemna stała się podstawą do stworzenia duchowych podstaw naszej nieśmiertelnej Rzeszy, a naszym patronem Czarne Słońce, pierwowzór wszystkich naszych, nazistowskich symboli, wpisanych w okrąg. Na co dzień widywałeś tysiące sztandarów, ale zapewne nie wiele wiedziałeś o ich symbolice, bo widzisz tylko to co możesz dostrzec gołym okiem, twoja wyobraźnia uznaje tylko sprawdzone wartości, a ja z wiedzy tej czerpałem ożywcze siły, siły które pozwoliły mi uniknąć śmierci i przedostać się tutaj, by stać się niezniszczalny jak tysiącletnia Rzesza.
- Byłem twoim sekretarzem, a nie szamanem fuhrer.
- Dla tego nie wiedziałeś jakim wartościom służę i zazdrościłeś mi władzy nad narodem, godzącym się na wszystkie moje decyzje, stąd pochodziła moja hipnotyzująca siła, której i ty uległeś Bormann. Wraz z zapaleniem pochodni w nocnych marszach NSDAP zapaliłem wśród Niemców pochodnię nadziei, wyleczyłem ich z traumy pierwszowojennej porażki, wydobyłem z chaosu i bezrobocia, podniosłem rękawice rzuconą przez Wersal. Moim sercem i umysłem zawładnęła Germania, a ty Bormann najwyraźniej tego nie dostrzegasz. Naród pozostał mi za to wdzięczny do końca. Przed niczym nie musiałeś go chronić, w słowach Hitlera dało się uchwycić narastanie nerwowego uniesienia.
- Nie mogę nie przyznać ci racji fuhrer.
- Nie zgodziłem się na istnienie pokracznego tworu, tego bękarciego płodu wielkiej wojny i rewolucji listopadowej - Republiki Wejmarskiej. Przeprowadziłem pucz, towarzysze walki jeden po drugim padali wokół mnie, tylko dzięki opatrzności która nade mną czuwa nie przypłaciłem tego zrywu życiem, a ty chcesz traktować to jako fakty niebyłe, lub może tak odległe, że nie warto o nich pamiętać? Energia z jaką mówił Hitler stawała się z każdym jego słowem bardziej nieujarzmiona.
- Doceniałem wtedy poświęcenie fuhrera.
- Odsiedziałem dwa lata w landsberskim więzieniu, w pojedynczej celi, przez całe dnie nie miałem do kogo otworzyć ust, szczęście że w porę nadeszło natchnienie i mogłem napisać swoje nieśmiertelne dzieło, które Niemcy instynktownie potraktowali jak osobistą biblię. Uważasz nadal Bormann, że nie jest to jeszcze wystarczające poświęcenie? Powiedział w znany tylko sobie sposób, uniemożliwiający rozmówcy podtrzymanie swojego stanowiska. Dając się przy tym ponieść euforii, potrząsając lewą ręką w bardziej jeszcze nie kontrolowany sposób.
- Niewielu wówczas mogłoby dokonać równie wielkiego dzieła, wyjąknął w poczuciu bezradności Bormann.
- Wyzwoliłem naród od upokorzeń nędzy i bezrobocia, zdławiłem hiperinflację, tak gęstej sieci dróg i autostrad nie zbudowano w żadnym europejski kraju. Umożliwiłem Niemcom posiadanie osobistego samochodu, stworzyłem poziom życia o którym wszyscy wokół, za wyjątkiem może Szwajcarii mogli tylko pomarzyć. Byłem jak snop światła rozpraszający mroki upodlenia.
- Tak jest fuhrer, to wszystko prawda, dopowiedział zastanawiając się w jaki sposób przeciwstawić się zdominowującemu go Hitlerowi.
-Wbrew postanowieniom Wersalu modernizowałem Wehrmacht, na tyle skutecznie przekonywałem mocarstwa zachodnie o posiadaniu przez nas tekturowych czołgów na rowerowych kołach, że podczas inwazji na Francję uznali wszelką obronę za bezcelową, a w międzyczasie rozbudowałem armię do rozmiarów jakich Niemcy jeszcze nie widzieli i długo jeszcze nie zobaczą. Rozpocząłem badania nad najtańszym i najwydajniejszym źródle napędu, opartego na siłach antygrawitacji. Studiując starohinduskie księgi, zaczerpnęliśmy plany budowy wimamów - latających spodków o napędzie antygrawitacyjnym, o istnieniu których nikt prócz nas niczego nie wiedział i w pracach nad nimi poczyniliśmy ogromne postępy. Za moich rządów dokonał się jeden z największych, o ile nie największy skok technologiczny w dziejach, wypowiadał szybko pojawiające się po sobie myśli, będąc już we właściwym sobie transie.
- Wszystko to prawda, fuhrer, bezradny Bormann pomimo usilnych prób, nie potrafił zdobyć się na kontr odpowiedź.
-
Nie uległem pogróżkom wojennych podżegaczy i zmilitaryzowałem Nadrenię, a Chamberlain i Daladier nie kiwnęli nawet palcem w bucie i z przerażeniem patrzyli ażebym tylko nie posunął się dalej, godzili się na wszystkie moje propozycje pokojowych anszlusów. Oni, przywódcy kolonialnych mocarstw, nad którymi nigdy nie zachodziło słońce. Przywódcy państw które wepchnęły nas do okopów pierwszej wojny i pozbawili nas koloni, na których poprzysiągłem wziąć odwet. Widzisz teraz Bormann jak nadludzkich wysiłków dla Niemiec podjął się jeden człowiek, a ty przyczyniłeś się do zaprzepaszczenia tego swoja współpracą z Rosjanami.
Ostatnie słowa wypowiadał już ze słabnącą energią, nadwyrężone siły i opadające emocje spowodowały że drżenie lewej ręki z wolna ustawało, odczuwający zmęczenie fuher usiadł na poprzednia zajmowanym krześle. Uznał że dłuższy niż zwykle spacer tego dnia, nieprzewidziany przebieg rozmowy z byłym sekretarzem, nie mniej nieprzewidziana scysja z żoną są zbyt dużym obciążeniem dla jego starzejącego się organizmu.
Dłuższe zastanowienie natomiast, jakiemu oddawał się Bormann zaowocowało pojawieniem się szeregu argumentów na obronę swojej tezy, kilka zdań ułożyło się w jego umyśle w jeden spójny ciąg i w sposób natychmiastowy znalazło swoje ujście.
- Nasza przegrana w wojnie od czasów Stalingradu stała się oczywistością i niczego nie mogłem już zaprzepaścić, mogłem tylko uchronić Niemcy od utraty hektolitrów krwi, czego fuhrer nie dostrzegał i szafował życiem naszych żołnierzy z czysto arytmetyczną kalkulacją, nie istniały dla fuhrera indywidualność i niepowtarzalność ludzkiego istnienia. - Rozwijając swoją wypowiedź Bormann wstał zza stołu i zataczał wokół niego coraz to szersze okręgi. - Znaczenie miały tylko kolejne dywizje i armie wysyłane na front bez brania odpowiedzialności za ich zbiorową śmierć, jak kolejne hekatomby ofiar w starożytnej Grecji, lub rytualne ofiary Majów, ponoszone jednorazowo dziesiątkami tysięcy, by uśmierzyć gniew bogów najpewniej swojego, własnego panteonu. Ich ofiarą sycił fuhrer swoja żądzę śmierci i zniszczenia, im ginęli oni w większych ilościach, tym siły zła na ziemi, a także w tobie fuhrer, której jak sam twierdzisz jesteś odzwierciedleniem, powiększały swoje oddziaływanie. Wtedy znów przestałeś być fuhrerem, a stałeś się zbrodniarzem. Zanim to jednak nastąpiło nie odpowiedziałeś na żadne potrzeby narodu uczestnictwa w nowej erze, starożytnym zwyczajem dałeś ludowi chleb i berlińskie igrzyska, by stał ci się posłuszny, reszta to już dzieło Goebelsa.
Zza bezszelestnie otwartych drzwi po prawej stronie salonu w szlafroku wychodzi Ewa Hitler, ubrana w długi szlafrok frote z wilgotnymi po wieczornej kąpieli włosami. Wyraz jej twarzy zdradzał narastającą irytację.
- Nie możecie rozmawiać o pół tonu ciszej, słychać was w całym domu. Wiesz chyba Adolf, że od czasu wojny cierpię na bezsenność, a ty zachowujesz się jak gdybyś był na naradzie wojennej w sztabie generalnym i udzielał reprymendy swoim generałom. Nie zmrużyłam nawet oka, oznajmiła podniesionym głosem Ewa Hitler.
- Nie przeszkadzaj nam teraz, mamy ważne sprawy do omówienia, gwałtownie zareagował rozdrażniony mąż.
- Nie zamierzam dłużej wysłuchiwać waszych rozmów i powracać wspomnieniami do tamtych koszmarnych czasów, myślicie że wszystkie tamte lata nie pozostawiły w mojej psychice śladów, sami jesteście siebie warci, kontynuowała zdenerwowana kobieta.
- Ewo, opanuj się, powiedział ostrzegawczym tonem Hitler.
- To ty Adolf powinieneś się opanować, nie pamiętasz już ilekroć zobowiązywałeś się nie powracać do tych tematów, moje wspomnienia są wciąż żywe. Przez wszystkie tamte lata, przez wzgląd na ciebie skazywałam się na psychiczne cierpienia, chcę o tym, raz na zawsze zapomnieć.
- Minęło przecież 11 lat, zauważył nieśmiało Bormann.
- Rozpętaliście piekło na ziemi, teraz uważacie że na jeden wasz rozkaz, można zrzucić z siebie piętno waszych zbrodni, złość Ewy Hitler wciąż narastała.
- Nie mogłem nie wykonywać rozkazów fuhrera, padło w krótkiej ripoście Bormanna.
- Zamknij się i wyjdź stąd, wykrzyczał rozjuszony Hitler.
- Nie zamknę się, ani tym bardziej stad nie wyjdę. Zbyt długi czas byłam ci uległa, zbyt dużo twoich fobii musiałam zaakceptować, aby kolejny raz okazywać ci posłuszeństwo. Tolerowałam wszystko na co mnie skazywałeś, abyś tylko kolejny raz nie wybuchł gniewem, oszczędził mi następnego ataku furii, nie wpadał w amok. Jesteś zwyczajnym hyclem który spuścił z łańcucha psy wojny i poszczuł nimi Europę, jednym tchem wyrzuciła z siebie roztrzęsiona kobieta.
- Opuść to pomieszczenie i zostaw nas samych, z rosnącym wzburzeniem dodał Hitler.
- Pocztówkowy malarz i jego parweniusz, niedołężny kapral i jego lokaj w bezgranicznym oddaniu mylący posłuszeństwo z niemoralnością, odrzekła nie pozwalająca się zdominować Ewa Hitler.
- Dosyć, wyszeptał Hitler pochylając się nad stołem, przysłaniając twarz dłońmi.
- Feudał i jego wasal, w swoim obłędzie doszukujący się posłannictwa sił wyższych, kontynuowała kobieta.
- Zamilcz! Krzyknął w furii fuhrer.
- Wydziedziczony suweren i jego były paladyn. Nie mogę dłużej znieść waszej obecności.
Ewa Hitler doszukiwała się w myślach kolejnych określeń na wyrażenie od dawna narastającej w niej niechęci i dezaprobaty wobec przeszłości męża i jego współpracowników, skrzętnie przed nią ukrywanej.
- Więc wyjdź stąd, wydał słowny nakaz doprowadzony do ostateczności Hitler.
- To ty pierwszy opuścisz to miejsce. Zbyt długo z pokorą znosiłam twoje upokorzenia, szczęśliwie jednak wyszłam z cienia twojej demonicznej aury, wydostałam się z kręgu zła i mrocznych sił jakie wyzwoliłeś, przez ostatnie lata posiadłam umiejętność wyzwolenia się spod hipnotycznego oddziaływania twojej demonicznej osobowości. Myślałeś że uda ci się utrzymać mnie w niewiedzy o twoich czynach przez 23 lata, od czasu podstępnego przejęcia przez ciebie władzy absolutnej. Przez ostatnie lata spędzone tutaj miałam wystarczająco dużo czasu, by dojrzeć do prawidłowej oceny twojego postępowania, tak starannie przede mną ukrywanego. Z naiwnej dziewczyny stałam się myślącą według własnych schematów kobietą, zdołałam się uodpornić się na twój psychopatyczny tok myślenia. Dowodów twojej zbrodni musiałem szukać w amerykańskich gazetach, na szczęście dostępnych w salonach prasowych w Barliloche, gdyż ani prasa ani telewizja argentyńska, podporządkowana rządowi zdominowanemu przez faszystów i nazistów nie wydrukowałaby żadnego artykułu o twoich zbrodniach. Nie wyemitowałaby najkrótszego nawet programu o obozach śmierci, nazywanych prze ciebie resocjalizacyjnymi, Dachau, Buchenwald, Auschwitz Birkenau, Gross – Rosen, Sachsenhausen. Nesesery, peruki, abażury ze skóry ludzi którzy mieli powrócić na łono społeczeństwa. Żadna z argentyńskich stacji radiowych nie odważyła się przez 11 lat wypuścić w eter choćby jednej audycji o dziesiątkach milionów ofiar stworzonego prze ciebie systemu. Znam już o tobie całą prawdę. Myślałeś że zamykając mnie w tym odosobnieniu będziesz mógł poddać mnie takiej samej indoktrynacji, jakiej poddałeś wszystkich Niemców lecz srogo się przeliczyłeś. Dwa razy z twojego powodu próbowałam popełnić samobójstwo, trzeciego razu nie będzie, Adolf. Koniec z uległością wobec ciebie, nie zamierzam powielać postawy twojej siostrzenicy Geli.
- Nie mogę tego dłużej słuchać, wypowiadając te słowa Hitler opiera głowę na stole i zakrywa uszy dłońmi. - Nie masz już nade mną żadnej władzy Adolf, nie masz już jej zresztą nad nikim. Pozostałeś sam na sam z tworami swojej paranoicznej wyobraźni, możesz co najwyżej jak Don Kichot sam, albo w towarzystwie swojego giermka, zwalczać obiekty swoich halucynacji. Oni przynajmniej używali honorowych metod walki, ty na urojonych wrogów napuszczałeś einsatzgruppen.
- Proszę cię nic już więcej nie mów, oznajmił fuhrer łamiącym się głosem.
- Tutaj możesz być co najwyżej żywą relikwią faszyzmu, trzęsącą się ikoną narodowego socjalizmu, wciąż nie wyleczonym neuropatą i socjopatą, podtrzymywała swoją linię oskarżeń doprowadzona do pasji żona.
- Błagam, dopowiedział Hitler opierając prawą skroń na stole.
- Uniknąłeś samobójstwa, sowieckiego linczu i alianckiej sprawiedliwości, sądowych ekspertyz własnych zwłok, ale nie uniknąłeś pozostania oko w oko z własną przeszłością i wszystkim przed czym całe życie uciekałeś - ciemnej strony swojej schizofrenicznej osobowości, w lęku przed którą rozpętałeś najkrwawszą wojnę w dziejach. Obaj jesteście dezerterami którzy pozostawili swój naród samemu sobie. Ja chciałam pozostać w Berlinie na zawsze, zakończyć życie honorowo jak Goebelsowie, ty zachowałeś się jak frontowy dezerter, a ja uległam twoim namowom.
- Powinieneś zachować się na miarę swoich dokonań, fuehrer, choć wiem że nie jesteś już w stanie się na to zdobyć, zasugerował prowokacyjnie Bormann.
- Jeżeli nawet dla ciebie przestał być twoim fuehrerem, nie jest już nim dla nikogo, dokonała jednoznacznej konkluzji Ewa Hitler.
- Bormann jest takim samym zdrajcą jak wszyscy inni, zaprzedał się Rosjanom, słowo fuhrer w jego ustach to dla mnie hańba, nie chcę by dłużej tytułował mnie w ten sposób.
- Mogę wyświadczyć ci tę ostatnią przysługę byłego sekretarza i zastępcy, a Rosjanom zaprzedałem się bo chciałem uniknąć wszystkiego, co spotkało Niemcy, wszystkich nieszczęść jakie na nie sprowadziłeś.
- Musisz pogodzić się z utratą władzy Adolf i przestać zadręczać wszystkich wokół, dopowiedziała żona.
Adolf Hitler podniósł głowę, poprawił opadające na nos okulary, po czym rozpoczął wyważony monolog.
- Prawda że straciłem wpływ na bieg wydarzeń, ale moje nieśmiertelne dokonania świadczyć będą jeszcze długo o potędze mojego militarnego i strategicznego geniuszu. Ruch faszystowski w moim kraju się odrodzi, fanatycy z symbolami nazizmu na rękawach czynić będą pozdrowieńcze gesty, spotykać się na tajnych zebraniach i dokonywać rytualnych obrzędów. Nieprzemijające wartości jakie reprezentowałem, odrodzą się wraz z dorastaniem nowych pokoleń. Wszędzie wokół rozbrzmiewać będzie sieg heil, hail Hitler. Moje dzieło i dziedzictwo są nieśmiertelne.
- Zacznijmy więc od twoich pierwszych dokonań, od spalenie Reichstagu, naszej narodowej dumy. Dowodów potwierdzających twoją winę nie udało się zgromadzić, niemniej wszyscy wiedzieli że za podpaleniem stałeś ty, Bormann w swoich słowach ośmielił się przekroczyć dotąd nieprzekraczalną granicę zwrócenia się do Adolfa Hitlera per „ty”.
- Zleciłem podpalenie Reichstagu, w przeciwnym razie nie udałoby mi się rozprawić z lewicową opozycja, z tą komunistyczną zarazą, z przyczółkiem bolszewizmu na niemieckiej ziemi, sponsorowanym przez moskiewski rząd, usprawiedliwiał się fuhrer.
- Musiałeś posunąć się aż do tak barbarzyńskiego czynu, Martin Bormann postawił bez ogródek fuhrerowi zarzut.
- To oni byli barbarzyńcami na stalinowskich usługach, dzięki spaleniu Reichstagu mogłem utworzyć obóz w Dachau i ich wszystkich tam pozamykać, by wykonywali pożyteczną dla państwa pracę.
- Przy okazji nie tylko komunistów, a między innymi prywatnych wrogów, rzeczywistych i urojonych. Niewinnych Niemców posądzonych o współpracę z bolszewią dla zastraszenia społeczeństwa, osadzanych wraz z całymi rodzinami, podtrzymywała oskarżycielski ton Ewa Hitler.
- Gdyby nie ówczesne czystki, nigdy nie zasmakowalibyście życia w kraju wolnym od rewolucyjnego fermentu, sowieckich sprzedawczyków, bronił się były kanclerz.
- Uruchomiłeś szeroki program eutanazji osób starych i niedołężnych, Martin Bormann stawiał kolejne zarzuty
- Byli ciężarem dla narodu, odrzekł fuhrer.
- Byli takimi samymi Niemcami jak my, zaznaczyła z wyrzutem Ewa Hitler.
- Byli gangreną toczącą naród od wewnątrz, należało z nimi postąpić jak czynili Spartanie ze swoimi kalekami, nie zdolnymi do noszenia broni. Dzięki temu utworzyli państwo militarnie nie mające sobie równych, odparowywał zarzuty fuhrer.
- Przy okazji posłałeś na śmierć własną nieuleczalnie chorą kuzynkę, zamiast udzielić jej niezbędnej pomocy, ale w obliczu wszystkich twoich win, ta wydaje się zupełnie niezauważalna, Ewa Hitler była w swoich zarzutach nieustępliwa.
- Była to pierwsza, masowa danina niemieckiej krwi upuszczona przez jego zbawcę, odkupiciela zasłużonych i niezasłużonych win z przeszłości, wtórował jej Bormann.
- Pragnąłem by rasa nordycka była nieskazitelna, wolna od wszelkich cielesnych i umysłowych deformacji, uciekał się do kolejnych wybiegów Adolf Hitler.
- Zanim jednak rasa ta powstała skazałeś na świadomą zagładę dużą jej część, liczoną w setkach tysięcy, Bormann bez trudu doszukiwał się kolejnych zarzutów.
- Przy ogólnej liczbie Niemców to niezauważalny promil, bronił się fuhrer.
- Dla ciebie znaczenie miały tylko liczby bezwzględne i procent strat, wraz z upływem czasu coraz to większy, aż w końcu zatraciłeś świadomość jaką wielkość przyjąć za dopuszczalną 30%, 4o% ? - Ewa Hitler zadziwiała rozmówców znajomością przedmiotu.
- Urzeczywistnienie każdej idei, nawet tak wzniosłej jak nasza, wymaga ofiar, usprawiedliwiał się fuhrer.
- Szczególnie ofiar eksperymentów eugenicznych i genetycznych zatwierdzonych przez ciebie, przytaczał kolejne zarzuty były sekretarz.
- Chciałem powołać do życia niedościgniony ideał piękna i doskonałych proporcji. Chciałem uzyskać idealną równowagę pomiędzy cielesnością, a duchowością, pomiędzy myślą, a materią. Czymś co pozwoli urzeczywistnić idee rasy nadludzi, herosów, tytanów, mówiąc to fuhrer wydawał się rozpływać w roztaczanych wizjach.
- A gdy już w twoim mniemaniu powstała, wysłałeś jej synów by mordowali cywilów, jeńców, więźniów i zakładników, by doznawali nieuleczalnych traum i okaleczali się psychicznie na całe życie, by stawali się niezdolni do życia w społeczeństwie. By doskonałość fizyczną mogli połączyć z ułomnością mentalną, w swoich argumentach Martin Bormann stał się zadziwiająco nieustępliwy.
- Ich psychika hartowała się jak stal, bronił się Hitler.
- Zanim to jeszcze nastąpiło skazałeś na eksterminację i wygnanie pół miliona rodaków pochodzenia semickiego, choć z głoszonym przez ciebie żydowskim spiskiem nie mieli nic wspólnego, a uczciwie pracowali dla dobra naszego narodu, dodała Ewa Hitler najwyraźniej już wyzbyta dawnych uprzedzeń.
- Był to element wrogi i obcy, zaznaczył z pewnością w głosie fuhrer.
- Byli to od wieków zasymilowani obywatele Niemiec i Austrii, żona zdawała się być nieustępliwa.
- Był to najgorszy sort żydokomuny, żydolobbyści, żydobolszewicki kartel, powiązany z międzynarodową żydofinansjerą, podżegającą do wojny, by kolejny raz wzbogacić się naszym kosztem, udzielaniem kredytów na zbrojenia, w oskarżycielskim tonie oznajmił Adolf Hitler.
- Z których sam skorzystałeś, dopowiedział Bormann.
- Nic wam nie wiadomo o dokonaniach tej żydokomunistycznej szajki w Bawarskiej Republice Rad, ulokowanej przez moskiewską agenturę? Oni chcieli przeistoczyć mój kraj w sowiecką republikę Niemiec, ich poglądy były sprzeczne z naszą racją stanu, kontynuował z roszczeniowym zadęciem Adolf Hitler.
- Po drodze zdążyłeś pozbawić ich całego majątku i dużej części przyznać go sobie. Zresztą okradałeś swój naród od dawna. Nie zapłaciłeś złamanego feniga podatku, uznałeś że fuhrer jest ponad narodem i nikt nie będzie go obciążał podatkami, podczas gdy wszystkich wokół obciążałeś kosztami zbrojeń. Apartamenty, mercedesy, choć nigdy nie miałeś prawa jazdy, zarzuty Bormana stawały się coraz trudniejsze do odparcia,
- Pozwalałem zarobić kierowcom, odpowiedział głosem przepełnionym hipokryzją Hitler.
- To wszystko w imię służby narodowi, osobiste interesy skrywane za szczelną zasłoną fundacji charytatywnych, finansowe manipulacje na wielką skalę, majątek jeszcze przed wojną szacowany na miliard rajchsmarek, byłeś najzwyklejszym złodziejem żerującym na ciężkiej pracy oddanych ci ludzi, Martin Borman sam nie wiedział już czy jego zarzuty są uzasadnione, lecz musiały znaleźć swoje miejsce w jego oskarżycielskim tonie, pod wpływem od dawna narastającej nienawiści do byłego zwierzchnika.
- Miałem już dość długich lat biedy i wyrzeczeń. Wysiłek i energia włożone w lata walki dla dobra narodu domagały się choć symbolicznej rekompensaty, ton Hitlera stał się bardziej spolegliwy.
- Drogo wyceniłeś swój wkład, zauważyła żona.
- Gdyby nie moje dochody, twój poziom życia niczym nie różniłby się od przeciętnej gospodyni domowej skazanej na kuchnię, kościół i wychowywanie dzieci. Dzięki mnie mogłaś być kobietą światową i dystyngowaną.
- Gdybym chciała od ciebie odejść groziłbyś mi pistoletem, jak mojej poprzedniczce. Wróćmy do poważniejszego problemu, do pierwszych kroków jakie wykonałeś w kierunku przeprowadzenia Holokaustu. Semicką część naszego społeczeństwa pozbawiłeś ich wszystkiego, dokonałeś ich kaźni w nieludzkich warunkach po czym skazałeś na zagładę cały naród.
- Wykorzystałem tylko główny nurt antykultury europejskiej - semityzm, ażeby przekształcić w nurt kulturowy, nazwałem antysemityzmem. Dokonałem tego co nie udało Babilończykom, Egipcjanom, Rzymianom, a później Hiszpanom. Powinniście mi dziękować za dokonanie czegoś, co wydawało się niewyobrażalne, niemożliwe i niewykonalne, winniście podziwiać moją moc i konsekwencję w działaniu, linia obrony Hitlera wydawała się nie mieć granic.
- Moc wyzbyta miłości i miłosierdzia prowadzić może tylko do katastrofy. Pomimo tak wielu zapewnień, na miłosierdzie nie zdobyłeś się jeszcze wobec nikogo, nic się nie zmieniłeś Adolf.
Kolejny już raz Ewa Hitler swoimi zarzutami wzbudziła najwyższy podziw męża, a jego podziw od zawsze wzbudzała ludzka odwaga, na którą sam zdobywał się z najwyższym trudem, w obliczu zagrożenia z którym należy stanąć w bezpośredniej konfrontacji, twarzą w twarz. Przypomniał sobie teraz zdarzenia z Pierwszej Wojny Światowej kiedy to w trakcie przemarszu przez lasy północnej Francji, stanął oko w oko z brytyjskim żołnierzem celującym w niego z karabinu Lee Enfield Rifle. Sam nie jest już sobie w stanie uświadomić, zresztą nigdy nie był, jakiej ze znanych sobie metod sugestii użył, by skłonić przeciwnika do nieużycia broni. Jak się później dowiedział ów żołnierz brytyjski zastrzelił kilku jego okopowych towarzyszy, jego natomiast pozostawił przy życiu. Starał się teraz użyć któregoś ze sposobów wywarcia wpływu na umysł człowieka znajdującego się w jego pobliżu. Z tego też powodu przyglądał się żonie uważnie, z bliższej i bliższej odległości, starając się dostrzec jakiekolwiek zmiany w obserwowanej na co dzień, mimice i wyrazie jej twarzy. Starając się dostrzec niedostrzegalny dotąd błysk w oku, unoszące się włosy na głowie, które mogłyby uwiarygodnić jej niespodziewane zachowanie, a jednocześnie podsunąć mu sposób na odwrócenie biegu jej myśli. Jednakże nie dostrzegł on niczego co mogłoby wskazywać na zmiany w znanych uprzednio reakcjach, najwyraźniej obserwowane zachowanie było efektem długotrwałych przemyśleń i rozważań, co do sposobów wyrażenia od dawna formułowanych spostrzeżeń, wniosków i myśli. Postanowił więc kontynuować rozpoczęty wątek.
- Uwolniłem mój rodziny kontynent od zarazy toczącej go od wieków, z chorego ciała Europy wyciąłem komórki rakowe i pozostawiłem go zdrowym, by mógł się skuteczniej rozwijać, fuhrer trwał przy swojej linii obrony, wciąż powołując się na najwyższe dobro narodu, który jakoby miał stać się największym beneficjentem jego dokonań.
- Niczego nie świadomi i bezstronni świadkowie nie uznaliby tych czynów za dzieło rąk ludzkich, komuś takiemu należy odmówić cech człowieczeństwa, był to moralny regres do czasów epok przedhistorycznych. Do dzisiaj śnią mi się po nocach niewiarygodne zdjęcia niewinnych ofiar i sama już niekiedy powątpiewam, czy wszystko to mogło wydarzyć się w rzeczywistości, żona zadziwiał fuhrera po raz kolejny.
- Było to moralne samooczyszczenie się Europy, Adolf Hitler używał niezmiennej argumentacji.
- Lepiej nic więcej już nie mów, nie zdążyłeś nawet zobaczyć w jakim stanie pozostawiłeś Europę po swoim przemarszu, żona podtrzymywała małżeński konflikt.
- Przy okazji zburzenia Niemiec, nie zezwalając na kapitulację Mussoliniego, obróciłeś w zgliszcza dużą część Włoch, wraz z ich unikatowymi zabytkami. Miliony młodych istnień wiernych ci żołnierzy złożono w grobach. Nie widziałeś nigdy na własne oczy ciągnących się po horyzont cmentarzy niemieckich żołnierzy, niezliczone, anonimowe mogiły, ciała synów narodu zamarznięte w okowach rosyjskiej zimy, spalone we wrakach czołgów, jednostajnym tonem wyliczał Bormann.
- Choć nic wam o tym nie wiadomo zastosowanie miała tu doktryna podwójnego skutku, o której pisał już Tomasz z Akwinu, a brzmi ona następująco” Śmierć przewidywana dla spełnienia wyższego celu nie jest śmiercią zamierzoną”.
- Większości ofiar można było tego uniknąć, generałowie namawiali cię w porę, by negocjować warunki kapitulacji, do sporu włączył się Bormann.
- Moi generałowie to najwięksi tchórze II – ej wojny światowej, chłopcy z Hitlerjugend i starcy z Volkssturmu mieli więcej odwagi od nich, Adolf Hitler wypowiedział te słowa z zaznaczającym się na twarzy grymasem odrazy.
- Tych wysłałeś na jeszcze pewniejszą śmierć, w swoich sądach Bormann był nieustępliwy.
- W niczym nie różniący się sposób walczyłem, ryzykując życie w okopach I - ej wojny, Hitler doszukiwał się coraz to bardziej niedorzecznych argumentów na swoją obronę.
- Nie próbuj odwieść nas od istoty, nawet sobie nie wyobrażasz w jaki sposób potraktowane zostały niemieckie kobiety. One przeżyły istne piekło na ziemi, dwa miliony zgwałconych córek naszego narodu, nikt już nie policzy ile popełniło samobójstwo. Niedobitki wojska rozstrzeliwane bez wyroków, samosądy, grabieże, głód, upokorzenie, kontynuował oskarżenia Bormann.
- To danina jaką należało złożyć na ołtarzu ojczyzny, poza tym wszyscy oni mogli walczyć aż do śmierci na polu chwały, autorytatywnie zapewniał fuhrer wymachując prawą dłonią.
Marin Bormann starał ie naśladować gestykulacje Hitlera, przedrzeźniać go i dać mu do zrozumienia że wszystko co mówi może opowiedzieć się przeciwko niemu, lecz dostrzegając swoją nieudolność postanowił dać ujście od dawna nawarstwiającym się myślom.
- Walczyli i 10 milionów z nich poległo, z czego dwie trzecie w ostatnim tylko półroczu wojny na skutek twoich obsesji i rozkazu walki do ostatniego żołnierza i naboju.
- W bezprzykładnej walce z hordami azjatyckich barbarzyńców pragnąłem ocalić pryncypia zachodniej cywilizacji.
- Podobnego upływ niemieckiej krwi uzupełniany będzie przez długie dekady.
- Gdyby nadal stosowano się do mojego programu lebensborn nastąpiłoby to znacznie wcześniej.
- Zamiast ulegać kolejnej utopi, powiedz o swoim rozkazie Nerona, gdy rozgrywał się ostatni akt dramatu, rozkazałeś zrównać z ziemią wszystko co pozostało z dorobku materialnego Niemiec. Czego nie zdążyły dokonać alianckie bombowce chciałeś dokonać rękami ludzi, których przodkowie przez długie pokolenia wznosili gmach kultury materialnej naszego narodu. Wysadzanie mostów, linii kolejowych i energetycznych, ocalałych budynków i dróg, miało nie pozostać nic. Nie zaprzeczysz temu.
- Naród który nie ma możliwości zrealizowania celów jakie sobie stawia pod moim przewodem, nie zasługuje by żyć, z przejęciem oznajmił Hitler powstając zza stołu, dodając sobie wiarygodności zamaszystą gestykulacją.
- To tylko nieliczne z twoich zbrodni, Hitler, starał się podsumować postawione zarzuty były sekretarz.
- Popełnione tylko przeciwko swojemu narodowi i państwu, wszystkich zbrodni przeciwko innym narodom i ludzkości nikt chyba nie byłby w stanie zliczyć. Żaden z prokuratorów nie zdołałby zgromadzić przeciwko tobie wszystkich materiałów dowodowych, a żaden z ziemskich sądów osądzić wszystkich twoich win, nie zdołają uczynić tego nawet następne pokolenia. Obdzielić można by nimi wszystkich tyranów i zbrodniarzy w dziejach i pozostałoby jeszcze wiele do podziału. Zmarnowałam u twojego boku 27 lat życia, a pozostałych mi lat nie będę już mogła nazwać szczęśliwymi.
- Wiele twoich zbrodni zapewne też nigdy nie zostanie ujawnionych, umyślnie nakazałeś wymordowanie wszystkich świadków, dopowiedział Bormann.
- Nie zdążyłeś stanąć przed żadnym z trybunałów, niech więc twoje dzisiejsze przyznanie się do zbrodni, choć tylko w gronie najbliższych, potraktowane będzie jak symboliczny akt sprawiedliwości, w swoim komentarzu Ewa Hitler starała się udowodnić bezzasadność podejmowanych przez męża prób obrony.
- Jeżeli już przyznałeś się do popełnionych zbrodni, ja także muszę się do czegoś przyznać, ton w jakim oznajmił to Bormann był krańcowo odległy od stosowanego dotychczas.

- Wystarczy już, że przyznałeś się do pracy na rzecz Rosjan.
- Zadziwię cię jeszcze bardziej, w enigmatycznym tonie dodał Bormann.
- Nie było to dla mnie żadne zdziwienie, domyślałem się od dawna.
- Jestem tutaj z ich polecenia, wykonuję rozkaz najwyższych władz na Kremlu, oznajmił Boraman prostując się na krześle.
- Kolejny już raz dzisiejszego wieczoru, nie opuszcza cię poczucie humoru Bormann, w drwiący sposób zareagował Hitler.
Martin Bormann pewniej rozsiadł się na krześle, złożył nogę na nogę i z niezachwianą pewnością siebie rozpoczął.
- Moje przybycie zlecił bezpośrednio sam Chruszczow. - Hitler przysłuchiwał się temu w skupieniu - Ich siatka szpiegowska zdołała rozpracować twoich podkomendnych, kolejny już raz udało im się wprowadzić swojego człowieka do twojego najbliższego otoczenia, ponoć nawet przebywa na co dzień w tym budynku. Wiedzą wszystko o twojej obecności w Inalco, o której godzinie jadasz posiłki, z kim się spotykasz, gdzie i kiedy wychodzisz na spacer z psem, przed którym lustrem przycinasz swoją brodę.
- Wszystko to po to, by przysłać cię w celu przekazania mi, od dawna nieaktualnego testamentu? Z niedowierzaniem dopytywał Hitler drwiącym tonem.
- Ażeby złożyć ci propozycję nie do odrzucenia, nie domyślasz się jaką?
- Nie mam nawet zamiaru domyślać się tego co knuje ta czerwona barberia, której zaprzedałeś się jak ostatni faryzeusz, Bormann, okazałeś się większym zdrajcą niż Goering, Himmler, Canaris, Romel.
- Ażebyś dobrowolnie dokonał tego czego nie dokonałeś w berlińskim bunkrze, ażebyś strzelił sobie w łeb Hitler.
Twarz Bormanna nabrała wyrazu nigdy dotąd przez niego nie doświadczonego, sam nie wiedział czy w chwili wypowiadania tych słów stał się wiarygodny, komiczny czy też zupełnie pozbawiony wyrazu.
- Ot, tak tutaj, przy tym stole? Zapytał Hitler mieszając niedowierzanie z ironią.
- Możesz nawet tutaj, byle bym zobaczył twoje ciało i mógł stwierdzić że raz na zawsze rozstałeś się z tym światem, Chruszczow przekazał mi nawet symbolicznie przez siebie załadowany pistolet.
Wyraz jaki przybrała twarz Hitlera, napinające się mięśnie, drgające kąciki ust, zdradzały konieczność poważnego potraktowania gróźb rozmówcy, a także szybko narastający strach. Obserwujący każdy gest fuhrera, Bormann sięgnął do wewnętrznej kieszeni kurtki i wydobył z niej pistolet typu TT i przełożył go kilkakrotnie z dłoni do dłoni, przyglądając się mu z bliska. Czarny poręczny pistolet, dość dobrze leżący w dłoni zdradzał oznaki długoletniej wysługi i zużycia. W wielu miejscach spod powłoki czarnej farby przebijała zimna, metaliczna barwa. Nasadka magazynka w miejscu łączenia się z rękojeścią nosiła ślady wytarcia i spolerowania.
- Chruszczow chce dokonać tego, co nie udało się Stalinowi, w ten sposób zdobyć nad nim prymat i potwierdzić jego nieudolność. Przez cały ten czas Hitler z obawą spoglądał na trzymany przez Bormanna pistolet, jak gdyby chciał się upewnić czy nie jest on niezdolną do wystrzału, atrapą. Ewa Hitler, zachowanie obu mężczyzn obserwowała bezemocjonalnie, a ich rozmowie przysłuchiwała się z obojętnością.
- W jaki sposób wniosłeś broń do mojej rezydencji? Zapytał drżącym głosem Hitler.
- Nikt z niemieckiej obstawy nie będzie przecież rewidował sekretarza i zastępcy Hitlera, jego prawej ręki.
- Bormann, powinienem rozkazać cię zastrzelić, zanim jeszcze opuściłem bunkier – oznajmił fuhrer w poczuciu narastającego strachu.
- A teraz zastrzelisz się sam, w przeciwnym razie pojmają cię i wtoczą ci moskiewski proces, w przypadku gdybyś się bronił, możesz skończyć w najmniej humanitarny sposób, wiesz chyba że przed zemstą Kremla nikt się nie uchroni. Trockiego dopadli w Meksyku, ciebie dopadli w Argentynie, tobie jednak pozostawili możliwość wyboru.
-Bardzo wąskiego wyboru, wydobył z siebie, na skutek zaciskającego się gardła prawie niezrozumiałe stwierdzenie, Adolf Hitler.
- Zdajesz sobie sprawę że pozostawili ci możliwość skończenia z sobą w sposób bezbolesny. Wiesz chyba w jaki sposób zakończyłby się twój pokazowy proces. Twoje zwłoki, najpewniej okrutnie okaleczone, wystawiane byłyby na widok publiczny na Placu Czerwonym obok mauzoleum Lenina. Później obwożono by je po całym Związku Sowiecki w szklanym panoptikum i pokazywano w szkołach, kołchozach, zakładach pracy. Mówiąc w skrócie, skończyłbyś w sposób jakiego chciałeś panicznie uniknąć.
- Nie przypominaj mi nawet, powiedział niewyraźnie skrywając twarz w dłoniach, wsparty łokciami o stół.
- Bez dowodów twojej śmierci uważają swoje zwycięstwo za połowiczne. Twoje życie jest dla nich kompromitacją, dopiero ciało głównego sprawcy największej z wojen będzie ostatecznym dowodem na jej wygranie. Przez ostatnie 11 lat na odnalezienie ciebie przeznaczali nieograniczone środki, aż dopięli swego. - Bormann podał Hitlerowi pistolet, ten pewnym chwytem ujął go w prawą dłoń. - Jest odbezpieczony, niczego nawet nie poczujesz.
Adolf Hitler przez moment obracał pistolet w dłoni jak gdyby chcąc określić jego wagę, lub też określić punkt ciężkości , przyjrzał mu się z bliska, po czym płynnym ruchem skierował w stronę Bormanna.
- Zginę, ale także ciebie zabiorę z sobą na tamten świat. Dokonam wreszcie tego czego uniknąłeś w przeszłości.
- Strzelaj Hitler, możesz wpakować mi kulę przeznaczoną dla siebie, zezwalam ci.
Hitler pewnym chwytem trzymał pistolet w prawej dłoni wycelowany w Bormanna pistolet, lecz jego ramię najpierw zaczęło nieznacznie drżeć, później wyraźnie się trząść.
-
Przykro mi, ale tym razem, nawet jako twój zastępca, nie mogę cię w tym wyręczyć.
- Strzelaj, udowodnij że siły jakim służyłeś wciąż mają wpływ na ciebie, a może byłeś tylko bezwiednym wykonawcom ich woli – Ewa Hitler przerwała dłuższe milczenie.
- Nie mogę dłużej znieść twojego widoku, Bormann, wycedził przez zęby fuhrer.
- Więc naciśnij spust Hitler. - Prawe ramię Hitlera zatrzęsło się bardziej. - Strzelasz czy nie strzelasz, bo tracę już powoli cierpliwość. Masz okazję zabić człowieka, zabij więc i udowodnij że jesteś wciąż we władaniu sił, o których tak dużo wiesz i uczyniłeś sobie posłusznymi. - Hitler opuścił pistolet i cały zaczął się trząść -. Wiem że osobiście nie zabiłeś żadnego człowieka, także i teraz sam nie byłbyś w stanie nikogo zabić. Pomimo zatwierdzania rozkazów o zabójstwie i eksterminacji milionów, zadanie komuś pojedynczej śmierci, jako potentata w tej dziedzinie, przekracza twoje możliwości. Przyznasz że podpis na papierze to zupełnie coś innego, niż wejrzenie ofierze w oczy, jesteś zbyt słaby Hitler, by dokonać tak prostej czynności
- Nie tobie to oceniać, mówiąc to trzęsący się fuhrer odwracił się od Bormanna.
- Jednak historia przyznała mi ten przywilej.
Ewa Hitler, obserwująca z narastającym zainteresowaniem nie widziane dotąd u męża zachowanie, wyzbyła się ostatnich uprzedzeń i bez zastanowienia dała wyraz od dawna gromadzonym przemyśleniom.
- Widzisz teraz że siły zła mogą dowolnie manipulować człowiekiem, z jak wielką premedytacją potrafią go zdradzić. Nie dziwisz się chyba teraz, że tak wielu odstąpiło od twoich ideałów, widząc jak zmiennym siłom uległeś. Ja także wystarczająco dobrze cię poznałam, by ocenić żywioły jakie tobą rządzą. Twoja siła woli niezbędna aby stać się charyzmatycznym przywódcą, niezbędna do płomiennych przemówień musiała mieć swój stały krąg słuchaczy, wiwatujący na około tłum. Potrafiłeś wysysać z nich ożywczą energię, stawałeś się silny ich zbiorową siłą. Pozbawiony fetującego cię audytorium, z braku możliwości walki z dobrem, przestajesz odczuwać swoją wielkość, stajesz się małym i słabym człowiekiem, pełnym obaw i lęków przed własnymi obsesjami. Sfrustrowanym cynikiem drżącym jak liść przed odsłonięciem swojego, prawdziwego oblicza.
- Okazałeś się zwykłym tchórzem Hitler, na twarzy byłego sekretarza fuhrera odmalował się wyraz pogardy.
- Twoja obrona przed rzeczywistymi i urojonymi zagrożeniami, nieprzyjemnymi doznaniami, nieprzyjaznymi sytuacjami, swoimi lub czyimiś cechami charakteru sprawia że wypierałeś je i zaprzeczałeś ich istnieniu, a przypisywałeś je innym ludziom lub całym narodom. Wszystko to czego się bałeś i od czego próbowałeś uciec, przypisywałeś Żydom, Romom później Rosjanom i Polakom, kontynuowała żona.
- Chciałeś być ucieleśnieniem ziemskich żywiołów, tworzyć i niszczyć za razem. Posiadałeś nadludzką pewność siebie, a cierpiałeś na dziecięce lęki, pośród bogactw i milionowych armii drżałeś z poczucia braku bezpieczeństwa, najchętniej skryłbyś się pod spódnicą swojej matki, z niezmiennym wyrazem twarzy dodał były sekretarz.
- Świętą pamięć mojej matki pozostaw w spokoju, Bormann.
- Myślę niekiedy że wszystkie twoje obsesje mają swoje źródło w dzieciństwie. Przed przemocą ojca znajdowałeś bezpieczeństwo w ramionach matki, to wtedy nabawiłeś się kompleksu Edypa, który pozostał ci na całe życie, przytaczała kolejne, dawno już sformułowane wnioski.
- Matka była dla mnie najważniejszą osobą w życiu, nie pozwolę szargać jej pamięci, płaczliwym tonem powiedział Hitler, zasłaniając twarz dłońmi.
- Sam też przyczyniłeś się do jej śmierci, sugerując żydowskiemu lekarzowi zastosowanie eksperymentalnej terapii podczas jej zmagań z rakiem, a przy okazji tej sam zapadłeś na antysemicką obsesję, oskarżając o jej śmierć owego lekarza, jakże bardzo odnosi się to do twojego schematu myślenia. Spowodować niepożądany skutek, oskarżyć o niego niewinnych i publicznie ukarać ich i napiętnować. Później, po śmierci trzech braci uzyskałeś przeświadczenie że jesteś uprzywilejowanym dzieckiem, później człowiekiem, w końcu namaszczonym politykiem, przywódcą i dyktatorem. - Wtrąciła się żona - Zapadłeś na kompleks mesjasza, uroiłeś sobie że posiadasz wszystkie cechy Chrystusa, poczułeś się zbawcą całych Niemiec. Wiedziałeś przy tym że nie jesteś Chrystusem pełnym miłosierdzia, lecz wojowniczym antychrystem, który musi wyruszyć na krucjatę z Żydami aby samemu przetrwać. Ten oskarżycielski głos dziwnie obco brzmiący w ustach żony, wzbudził najwyższe zdziwienie Hitlera. Nigdy wcześniej też nie posądziłby jej o przedstawienie tak jednoznacznych zarzutów. Wiedział już że od dawna gromadziła przeciw niemu dowody potwierdzające jego zbrodniczą przeszłość, ukryte kompleksy i lęki, zakodowany w którymś z genów imperatyw destrukcji, skrzętnie wszystko to przed nim ukrywając.
- Byłoby lepiej dla nas wszystkich, gdybyś na długo zanim sąd uznał cię za zmarłego, a w uzasadnieniu podał wyjście z domu, nie opuszczał swojego domu w Braunau lub też wrócił o normalnej porze. Nie zorganizował puczu w Monachium, nie przejął podstępem całej władzy i nie wywołał wojny. Siedziałbyś teraz na przydomowej ławce i wsłuchiwał się w nurt rzeki Inn, w gronie wnucząt cieszyłbyś się teraz spokojną starością. Nie musiałbyś przykładać sobie pistoletu do głowy, gdzieś w nieprzebytych ostępach Argentyny, refleksyjnym tonem dopowiedział Bormann.
- Jeśli nawet strzelę sobie w łeb, w przeciwieństwie do was, nigdy nie zginę w pomroce dziejów. Pamięć o mnie będzie wiecznotrwała jak nieśmiertelne jest zło, którego stałem się najdoskonalszym wcieleniem.
- Opuściłam cię jako ostatnia oddana ci osoba. Pozostałeś sam, ty i twoje obsesje które obróciły w popiół większą część Europy. Wraz z nimi musisz bezpowrotnie zniknąć, a wraz z tobą zniknąć musi całe zło jakie powołałeś do życia. Nic nie pozostanie z twoich planów odbudowy IV - ej Rzeszy którymi dzieliłeś się ze mną, bynajmniej nie świadomie lecz przez sen, jak zwykłeś to robić podczas wojny na skutek nerwowych, podświadomych odruchów. Zabierzesz je na dno grobu wraz se sobą. Nie masz już nic na swoją obronę, Adolf.
Nieustępliwość żony powodowała że nie odrywał od niej wzroku, starając się dostrzec także zmiany w zewnętrznych przejawach jej zachowania.
- Mam, nie wiem tylko czy zdołacie to zrozumieć. Zło jakiego stałem się wcieleniem wpisane jest w praprzyczynę istnienia, w metafizyczny jego wymiar, w źródła etyki jaką od zawsze się kierowano. Ja dzięki unikalnym właściwościom mojego umysłu potrafiłem wyodrębnić zło w czystej postaci. Odrzucić wszystkie historyczne naleciałości jakie starano się przypisać oddziaływaniu dobra, które jest czystą ułudą, zawsze podporządkowaną złym intencjom. Nie byłem hipokrytą, czyniłem zło w imię zła, a przypomnijcie sobie tylko, ile zła popełniono w historii w imię dobra, znacznie, znacznie więcej niż popełniono by zła, w imię zła - w czystej postaci.
- Doskonale Adolf, wyzbyłam się ostatnich wątpliwości, ostatecznie wydostałam się po tylu latach z magnetycznego kręgu twojego oddziaływania, człowiek na szczęście nie jest skazany tylko na działanie złych sił.
- Istnienie zła jest konieczne jako przeciwwaga dla złudnego dobra. Zło znajdujące się w nieprzeniknionych mrokach ludzkiej duszy, jest niezbędne aby ujrzeć blask jaśniejszej strony człowieczeństwa, o ile ona w ogóle istnieje, Adolf Hitler przedstawiając swoje argumenty nadal starał się zachować pozory wiarygodności.
- Choć przez całe życie nic nie było ci o tym wiadomo, ona istnieje, żona była nie mnie nieustępliwa.
Adolf Hitler wyzbył się zewnętrznych przejawów lęku, nabrał dawnej pewności siebie, odruchowo przegarnął prawą dłonią po łysinie z prawa na lewo, chcąc przeczesać nieistniejącą grzywkę, wstał z krzesła wyprostował się, przygłaskał fałdy na marynarce, gestykulując prawą dłonią poruszył kilkakroć ustami zaczerpując przy tym kilka głębszych wdechów powietrza, po czym rozpoczął z właściwą sobie ekspresją.
- Choć mrok za największego antagonistę obrał światło i od zawsze z nim rywalizuje o prymat w wszechświecie, to jednak dzięki istnieniu mroku, światło może objawić swoją jasność. Tylko na tle najgłębszej czerni można dostrzec najjaśniejszy odcień bieli, gdyby nie cierpienie jakiego stałem się sprawcą, nikt nie wiedział by czym jest radość życia, gdyby nie wszechobecna wokół mnie śmierć, nikt nie doceniłby wartości istnienia. Także tworzenia, byłem artystą, posiadłem boską umiejętność kreowania rzeczywistości, gdyby nie przeszkodzono mi, stworzyłbym dzieło przyćmiewające wszystko co stworzył człowiek, później podobnie jak Bóg zwykł czynić, zniszczyłbym swoje dzieło i syciłbym się bólem i cierpieniem wszystkich istot je współtworzących.
- Zdążyłeś już tego dokonać, możesz więc przenieść się na zawsze do krainy mroku i zła z której przybyłeś, dopowiedziała obojętnie Ewa Hitler.
- Nie zdążyłem, bo dzięki ciemnościom przeze mnie wywołanym mogło pojawić się światło, które mi w tym przeszkodziło. Niczego nie żałuję, w przeciwieństwie do was pozostawiam po sobie trwały dorobek do którego nawiązywać będą moi następcy, bo zło wraz z siłami zniszczenia, jak na ziemi tak i we wszechświecie jest wieczne i zawsze będzie powracać. Dokonałem swojego dzieła wiedząc że mrok prędzej czy później podporządkuje sobie światło. W swoich czynach nawiązywałem do dokonań starogermańskich przodków, przed barbarzyństwem których trząsł się cały Rzym, oni stanowili mroczną emanację sił zła, Rzym stanowił jasność. Starogermanie z kolei czerpali siły zła z negatywnej energii drapieżnych zwierząt, harpii, wilków, wilkołaków, te zaś zwierzęcym instynktem chłonęły ją z antymaterii przenikającej wszechświat, absorbującej wszelkie światło jakie znajdzie się w jej pobliżu . Jak widzicie przed zależnością tą nie ma ucieczki, ażeby na jednej półkuli mógł nastać dzień, na drugiej musi zapaść zmrok. Strzelę sobie w łeb, moje ciało umrze ale duch i idea zła jakie znalazły we mnie życiową przystań, przetrwają na zawsze.
Powiał chłodny i wilgotny wiatr zwiastujący zbliżającą się burzę. Na pociemniałe niebo szerokim frontem nadciągnęły wirujące cumulonimbusy. Rozpętująca się nawałnica zatrzęsła posadami monumentalnego budynku. Otwarte przeciągiem okna załomotały o futryny, w rozeschłych szprosach zadrżały z łoskotem szyby. Przenikające do wnętrza podmuchy wiatru targnęły sztandarami rozwieszonymi na ścianach salonu, kilka z nich zrzucając na podłogę. Rozpraszające się raz po raz w pobliżu błyskawice, przenikały wiązkami jaskrawej iluminacji zapadające ciemności, pozostawiając za sobą świetlistą poświatę. Osoby przebywające w salonie utkwiły wzrok w zdarzeniach rozgrywających się na tle panoramy Andów, na kilkadziesiąt sekund odwracając uwagę od rozgorzałej dyskusji.
- To wszystko Hitler? Dość już cytowania swoich mistyków i filozofów, powiedział stanowczo Bormann. Fuhrer w tym czasie usiadł na swoim krześle, odwracając wzrok od okna.
- Gdyby nie ja, nie byłoby dobra do którego tak uparcie i bezowocnie dąży ludzkość, starał się przekrzyczeć swojego byłego sekretarza Adolf Hitler.
- Teraz gdy już wszystko o sobie wiemy, zachowaj się jak mężczyzna i sam dokonaj, tego co już nieuniknione, dopowiedział obojętnie Bormann.
Adolf Hitler kilkakrotnie potrząsnął trzymanym w dłoni pistoletem, powstał zza stołu i zdjął okulary, odłożył je niedbale na politurowany blat. Chwiejnym krokiem przeszedł z opuszczoną głową w kierunku najbliższych drzwi po prawo. Będąc na tle okna, jego sylwetkę wydobył z mroku, blask błyskawicy. Rozświetlał jej kontury czyniąc ją bardziej jeszcze złowieszczą. Upodabniał ją do Abaddona, demona zła i zniszczenia, stojącego na tle blasku ognia, przetaczającego się przez otchłanie mitologicznego inferna. Metalowy mostek wypełniający szczękę połyskiwał metalicznym blaskiem, potęgując wielkość uzębienia. Sprawiało one wrażenie wyzierania z ust, niczym kły rozwścieczonego wilka. Zabłąkany na łysinie blask błyskawicy, rozpraszał się na twarzy, podświetlając obrys przekrwionych oczu. Rozwichrzony zarost na twarzy ułożył się w spiczastą, odwinięty na zewnątrz brodę. Postać fuhrera przybrała wygląd starogermańskiej wampirycznej zjawy Alpena, wcielonego w postać kozła. Adolf Hitler nie domykając za sobą drzwi wszedł do alkowy. Po upływie kilkunastu sekund rozległ się głuchy huk. Stojący przed rozległym oknem Ewa Hitler i Martin Bormann drgnęli, po czym na moment zamarli w bezruchu, zastanawiając się czy detonacja ta była pogłosem wystrzału czy może atmosferycznym wyładowaniem. Do kominkowego salonu wbiegł zdrowy już owczarek, łasił się do nóg stojących na tle okna dwojga ludzi, machając przy tym przyjaźnie ogonem. Przez jakiś czas jeszcze nad panoramą Andów, doskonale widoczną za panoramicznym oknem salonu, unosiły się ciężkie, ciemno brunatne chmury, przez jakiś czas Ewa Hitler i Martin Bormann patrzyli na nie, nim rozwiał je porywisty, wysokogórski wiatr.



KONIEC III 2017

















Po II - ej wojnie światowej do Argentyny przedostało się około 50 tysięcy Niemców z czego według różnych źródeł około 5 tysięcy ze szczytu listy 160 – ciu tysięcy poszukiwanych zbrodniarzy hitlerowskich, między innymi:

Adolf Eichmann – członek SS, główny koordynator i wykonawca planu ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej.

Josef Mengele – członek SS, lekarz medycyny, autor zbrodniczych eksperymentów medycznych w niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz – Birkenau, zwany Aniołem Śmierci.

Erich Pribke – członek SS, nadzorował nazistowską machinę zbrodni w Rzymie.

Eduard Roschmann – członek SS, organizator i komendant getta w Rydze, odpowiedzialny za liczne morderstwa i inne zbrodnie.

Walter Kutschmann – członek SS, członek jednostki policyjnej specjalnego przeznaczenia, między innymi kierował egzekucją profesorów lwowskich 4 lipca 1941 – go roku we Lwowie.

Franz Stangel – członek SS, jeden z głównych wykonawców Holokaustu, komendant niemieckich obozów zagłady Treblinka i Sobibór.

Klaus Barbie – członek SS, szef gestapo w Lyonie. W związku ze swoimi zbrodniami w okupowanej Francji zyskał sobie przydomek „ Rzeźnik z Lyonu”



 





NIEKTÓRE POSTACIE POJAWIAJĄCE SIĘ W TEKŚCIE



Juan Peron (1895 - 1974 ) - argentyński wojskowy i polityk, minister i wiceprezydent w latach 40-tych. Prezydent Argentyny w latach 1946 – 55 i 197 - 74. W 1938 roku przybył do Włoch Mussoliniego, gdzie zetknął się i zafascynował faszyzmem. Po zakończeniu II wojny światowej umożliwił licznym nazistom przybycie i zalegalizowanie pobytu w Argentynie.

Leopold Trepper (1904 -1982) – pochodzący z Polski, agent sowieckiego wywiadu wojskowego (Razwiedupru/GRU/), przed II wojną światową i w jej trakcie organizator i szef organizacji szpiegowskiej znanej jako „Czerwona Orkiestra”, działającej we Francji i Belgii. W końcu 1942 roku aresztowany przez Gestapo. Jego zeznania pozwoliły na zlikwidowanie większej części siatki szpiegowskiej „Czerwonej Orkiestry”, w ten sposób najpewniej realizował wcześniej przygotowany plan w Moskwie, to znaczy podjąć współpracę z Niemcami, zdradzić najmniej ważnych członków, a ocalić najważniejszych agentów.

Wilhelm Canaris (1887 – 1945) – admirał niemiecki, w latach 1935 – 44 szef wywiadu i kontrwywiadu wojskowego Abwery, wysoki dygnitarz III Rzeszy, przeciwnik polityki Adolfa Hitlera. 23 VII został aresztowany pod zarzutami współpracy z wrogami Niemiec osądzony i stracony.

Herman Gorking (1893 – 1946) – niemiecki oficer i działacz nazistowski, jeden z głównych twórców i głównych postaci III Rzeszy. W latach 1934 – 1945 dowódca niemieckiego lotnictwa wojskowego ( Luftwaffe), w 1939 roku Hitler wyznaczył Goringa swoim następcą. 23 IV 1945 roku zaproponował Hitlerowi by złożył władzę i się poddał, ten jeszcze tego samego dnia pozbawił go wszelkich stanowisk i nakazał aresztować pod zarzutem zdrady stanu. Po procesie norymberskim skazany na śmierć przez powieszenie, uniknął wyroku zażywając truciznę.

Heinrich Himmler (1900 – 1945) – niemiecki polityk, jeden z głównych przywódców Niemiec, zbrodniarz wojenny, między innymi od 1929 roku szef SS, od 1934 szef Gestapo, przewodniczący ministerstwa spraw wewnętrznych, współodpowiedzialny za Holokaust. Był owładnięty obsesją na temat mitycznej przeszłości germańskiej, włącznie z poszukiwaniem Atlantydy i Świętego Gralla, szukał dowodów mistycznej przeszłości Niemiec. W IV 1945 próbował nawiązać kontakt z zachodnimi aliantami w celu wynegocjowania warunków kapitulacji. Na skutek tego Hitler e testamencie politycznym pozbawił go członkostwa w NSDAP i wszelkich stanowisk.

Nikita Chruszczow (1894 – 1971) radziecki polityk, działacz partyjny i państwowy, w latach 1953 – 64 pierwszy sekretarz KC Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Maciej Bienias · dnia 28.11.2017 09:57 · Czytań: 985 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty