O bliźnich i nakryciach głowy. Albo niekoniecznie - Figiel
Proza » Inne » O bliźnich i nakryciach głowy. Albo niekoniecznie
A A A
Od autora: Mogę śmiało powiedzieć: historia prawdziwa


Nie cierpię zimy. Bo czapeczki.


Trzeba toto wciskać na głowę i udawać, że jest fajnie. Nie jest! Każdą, by spełniła swoje przeznaczenie, należy wsunąć na czoło i uszy, co kompletnie rujnuje proporcje twarzy, za to doskonale uwypukla wszelkie mankamenty, a czasem wręcz przysparza głupkowatego wyglądu. Mnie tak właśnie robi. Na dodatek biedne, uklepane włosy męczą się pod nią i matowieją ze smutku. Masakra.


Od dzieciństwa nie cierpiałam czapeczek i głośnym wrzaskiem stawiałam opór, gdy matka wciskała mi na głowę kolorowo-włóczkowe coś, najczęściej z imponującym pomponem. Źle to świadczyło o moim sprycie - albo, jak kto woli - dobrze o posłuszeństwie, bo nigdy nie wpadło mi do głowy, by poza zasięgiem wzroku rodzica ściągnąć szkaradzieństwo, więc posłusznie czapy nosiłam, choć pompon ciążył ku tyłowi, a wiązanie niemiłosiernie piło pod brodą.


Jako nastolatka zezwalałam nakryciom głowy na pobyt czasowy w szkolnym plecaku i uważałam, że to całkiem przyzwoity, a przede wszystkim bardzo dojrzały kompromis. Jakby kto pytał, czapkę miałam, co prawda przy, a nie na sobie, ale jaka to różnica, grunt, że w bezpośredniej bliskości. Zmechacona, pełna paproszków pozbieranych z dna plecaka pojawiała się na mojej głowie jedynie w ekstremalnych warunkach pogodowych i uważałam, że to powinno jej wystarczyć.


Potem dorosłam i już nikt nie mógł mi niczego nakazać, a szczególnie w kwestii czapeczek. Upojona prawem do samostanowienia, późną jesienią śmigałam z odkrytą głową, radując się wiatrem tańczącym we włosach, co upewniało mnie w przekonaniu, że mam w sobie coś z dzikiego zwierza, który własne futro tyleż sumiennie pielęgnuje, co i wietrzy.


I tak mi w zasadzie pozostało do dziś.


W zasadzie, bo im człowiek starszy, tym częściej komfort cieplny stawia ponad wygląd, więc moje czapki nie mają już macochy, wstydliwie chowającej niekochane dzieci przed światem, ale mamę. Przyznaję, trochę chłodną emocjonalnie, za to traktującą je zupełnie przyzwoicie - zamiast w ciemnej czeluści torebki mieszkają wygodnie na półce, nad zimowymi okryciami, otoczone przyjaznym blaskiem energooszczędnej żarówki, wolne od okruszków i paprochów. Nadal niezbyt często wychodzą na zewnątrz, ale wyglądają na szczęśliwe.


A dziś sprawiłam przyjemność czarnemu berecikowi.


Nie tyle z sympatii do niego, ile z powodu przeziębienia. Kicham i prycham na potęgę, za nic nie chcę bardziej, a wyjść muszę, co oznacza, że bez nakrycia głowy się nie obejdzie. Klasyczny, czarny berecik długo mościł się na mojej głowie, zanim znalazł wygodną pozycję. Dałam mu do towarzystwa grafitowy szal ozdobiony beżowymi kwiatami z wełny czesankowej i ruszyliśmy w drogę. Niedaleko, bo raptem do sklepu.


Na ulicy jak zwykle - żywego ducha, z wyjątkiem rudego kota, od dawna mającego wszystkich w głębokim poważaniu, oraz mnie, żałośnie pociągającej nosem.


Mijam przycupnięte za ogrodzeniami domy: te, należące do bliskich oraz dalszych sąsiadów. Ani jednych, ani drugich nigdy nie miałam przyjemności poznać, mimo że mieszkam tu blisko od czterech lat.
Dziwne teraz czasy - niby ludzi wokół pełno, ale ich nie widać. Za to można do woli obserwować poranny i wieczorny rytuał transportowy. Ranki wypełnione są trzaskiem drzwi samochodowych i metalicznym szumem automatycznych bram, wypuszczających w świat rozespane auta. Popołudniami jest podobnie, tylko wszystko odbywa się z drugiej strony bramy, a samochody są zmęczone. Gdzie ludzie? Nie wiem. Transport od drzwi, do drzwi jest sterylny osobopoznawczo - nie da rady potknąć się o sąsiada.


Atak kaszlu dopada mnie tuż za rogiem, więc wtykam twarz w szal, żeby zarazków nie rozsiewać. Odruch z rodzaju bezsensownych, bo dookoła otwarta przestrzeń i mała szansa, że bakterie zdążą się do kogoś przykleić. Zresztą, do kogo? A może po prostu wyłazi ze mnie dziki zwierz, który wobec świata chce ukryć własną niedyspozycję? Ma co ukrywać, bo świeczki stają w oczach i jak nic, jestem czerwona niczym piwonia. A niech sobie będę! W końcu kto mnie tu, na pustej ulicy, widzi?

- Dzień dobry! - słyszę wyraźny głos.


Do mnie to?!


Na pewno do mnie?


Widzę kobietę, wysiadającą z samochodu zaparkowanego na podjeździe przypominającego mały dworek, domu.


Cholera, do mnie!


- Dzień dobry - odpowiadam uprzejmie i w popłochu zastanawiam się, czy powinnam znać babeczkę. Odczuwam dziwną potrzebę usprawiedliwienia własnej niewiedzy, więc szybko dodaję: - Przepraszam, przeziębienie mnie dopadło i przez ten katar świata nie widzę.
- To dlatego, że nigdy nie nosi pani czapki! Dziś prawie pani nie poznałam.

Próbuję błyskawicznie przetrawić, co usłyszałam.


Ona - dziś - mnie - nie - poznała.


Inaczej mówiąc, zazwyczaj widzi mnie i rozpoznaje, tylko nie dziś, właśnie z powodu czapki, której podobno nigdy nie mam, a teraz tak. No proszę, jak to w tym anonimowym świecie brak czapeczki z miejsca predestynuje do stanu rozpoznawalności!
Przyglądam się kobiecie - na oko ze trzydzieści parę lat, wysoka, w eleganckim płaszczyku i rzecz jasna, czapeczce. Czarnej, z cienkiej dzianiny, jakby uszytej dla tej właśnie twarzy.


Bezskutecznie staram się odgonić myśl, że wyglądam jak kurduplowaty borowik obok smukłej kani. Jestem niemal pewna, że zawadiacko ułożony beret samowolnie zmienił pozycję i rozpłaszczył się na kształt naleśnika. Jestem pewna, że ten naleśnik wyrasta wprost z moich barków, a szal z grubą kurtką tworzą dlań pękatą i niezgrabną nogę.


Kania za to prezentuje typ ludzi, którzy mogą nosić na głowie, co chcą, bez najmniejszego uszczerbku dla urody. Dozgonnie.


- Ja panią zawsze z gołą głową widzę i czasem aż dreszcz mnie przebiega - mówi głosem, w którym, nie powiem, pobrzmiewają sympatyczne tony. - Czapkę trzeba nosić, bo organizm szybko traci ciepło, a większość ucieka właśnie tędy. - Palcem wskazującym kreśli niewidoczną aureolę wokół głowy.
- Tak... - mamroczę, próbując zachować ton luźnej pogawędki. - Podobno nawet siedemdziesiąt procent.
- Zgadza się! - Kiwa głową z zadowoleniem, niczym nauczyciel, który usłyszał prawidłową odpowiedź. - I dlatego trzeba pamiętać o czapkach - tłumaczy jak dziecku.


Ja przecież nie zapominam!


Powinnam natychmiast wyjaśnić Kani, że może i wyglądam jak pękaty borowik, lecz żadna ze mnie sklerotyczka, tylko dziki zwierz, szczęśliwy, gdy czuje wiatr w futrze i takie tam... Ale jakoś brak mi odwagi. Przyglądam się, jak otwiera bramę, a potem wraca do samochodu i zajmuje miejsce za kierownicą. Zamiast perorować o własnej dzikiej naturze, mówię z rezygnacją:
- Racja, trzeba.
Uśmiecha się. Powiedziałabym, że promiennie.
- A pani tak ładnie w nakryciach głowy! Naprawdę! - rzuca jeszcze przez uchylone drzwi.
Ani słowu nie wierzę, ale reaguję szybko i z uśmiechem, czyli prawidłowo:
- Dziękuję i... do zobaczenia!
Macha ręką zza szyby, potem rusza.

Oscyluję między zdumieniem, a niepokojem.


Oto dowiedziałam się, że moja czapeczka jest istotna dla sąsiadów, nie tylko obecnie, ale była również w przeszłości, ukrytej w słowie "nigdy". Czy to znaczy, że Kania obdarza mnie uwagą, ilekroć pętam się po ulicy, gdy mój leciwy pekińczyk szuka dogodnego do wiadomo czego, miejsca? Jeśli tak, zapewne mówi wtedy do męża:
- Zobacz, sąsiadka znów bez czapki chodzi, przeziębi się (prawda!) biedaczka...
I wtedy już nie tylko ona, ale i mąż wie, że ta baba z wiecznie gołą głową, to ja, więc przestaję być dla nich przezroczysta, zmieniając się w żywą istotę.
Kod etykietalny nadaje mi status bezczapkowości, ale pies z kulawą nogą nigdy się nie dowie, że to przez drzemiącego we mnie, nieznoszącego ograniczeń, zwierza.


O ile, rzecz jasna, nie zapyta, ale kto dziś ma czas dociekać "dlaczego"?


Smutno mi z tą myślą i najchętniej dałabym od niej drapaka, więc zaczynam kombinować: może tu nie o żadne etykiety chodzi, tylko zwyczajnie, Bóg, zasmucony widokiem mojego czerwonego nosa, zmęczony słuchaniem odgłosów pokasływania i smarkania, poirytowany długoletnim oporem przed zdrowym rozsądkiem, zapragnął, bym w końcu się opamiętała.


I w swojej dobroci, zamiast wprost kopnąć mnie w zadek, przysłał Anioła.


Takiego Anioła od Czapeczek.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Figiel · dnia 22.12.2017 09:55 · Czytań: 548 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 14
Komentarze
Dobra Cobra dnia 22.12.2017 21:53 Ocena: Świetne!
Piękna opowieść o...czapkach.

Droga Figlo,

Nie powiem, kazałaś długi czekać na kolejną swoją opowieść. Alem czekał. Miesiącami. Latami. Ażem się doczekał :)

Ładniutko ujety temat związany z ogrzewaniem, ale prześwitują tu też nuty buntu, wolnościowe oraz o zwierzu, mieszkającym w bohaterce (Autorce)? Czyli z pozoru piękna bukinicznie opowieśc o właściwym ułożeniu bereta, a tak naprawdę morslitet, traktat o wolności.

Ale któż w młodości chcial nosić czapkę (oraz kalesony)? Wszak to było demode. Jednak ta tradycja przetrwała do dziś, smutno się robi, jak widać panny i młodziencow w białych skarpetkach - stópkach i gołych kostkach na mrozie, śniegu i Zawiei. Pisanej z dużej litery, bo to poważna sprawa.

No coż, w naszym świecie żyją kariatydy nie wysiadające z aut, mające piękne domy, w których się rodzą ślicznie bobaski. Mieszkają zazwyczaj w enklawach. Jakże było dla mnie pokrzepiające, że bohaterka znalazła z nią kontakt.

Bardzo mi się podoba opowieśc, jest bdb, dodatkowa ocena za to, że wróciłaś.


Pozdrawiam serdecznie licząc po ciiiichu na kolejne odsłony talentu.


Dobra Cobra
Silvus dnia 22.12.2017 22:09
Cytat:
Nie cier­pię zimy. Bo cza­pecz­ki.

Takie wstępy to ja lubię!

Cytat:
Mnie tak wła­śnie robi.

Cytat:
ma­to­wie­ją ze smut­ku

Cytat:
gdy matka wci­ska­ła mi na głowę ko­lo­ro­wo-włócz­ko­we coś,

Cytat:
szka­ra­dzień­stwo

Cytat:
czapy

Cytat:
wy­glą­da­ją na szczę­śli­we

Cytat:
a sa­mo­cho­dy są zmę­czo­ne. Gdzie lu­dzie? Nie wiem. Trans­port od drzwi, do drzwi jest ste­ryl­ny oso­bo­po­znaw­czo - nie da rady po­tknąć się o są­sia­da.

Cytat:
Bez­sku­tecz­nie sta­ram się, od­go­nić myśl, że wy­glą­dam jak kur­du­plo­wa­ty bo­ro­wik obok smu­kłej kani.

Cytat:
Po­win­nam na­tych­miast wy­ja­śnić Kani, że może i wy­glą­dam jak pę­ka­ty bo­ro­wik, lecz żadna ze mnie skle­ro­tycz­ka, tylko dziki zwierz, szczę­śli­wy, gdy czuje wiatr w fu­trze i takie tam...


Cytat:
wią­za­nie nie­mi­ło­sier­nie piło pod brodą

No bywało tak. :(

A te wyróżnione wyżej to mi się najbardziej.

Cud-miód-malina, i trzeba zapisać w kominie, bo raz, że Twój tekst trafił na mnie, dwa, że jest podobny stylowi, którym sam chciałbym pisać. Bardzo, bardzo mi się lekkość, dystans do siebie i świata!, no i taka... abstrakcyjność. I ten zwierz mi się podobał. I nie ma dłużyzn.

Pozdrawiam, Silv.
Figiel dnia 23.12.2017 21:31
Drogi DoCo!
Mam w sobie chyba coś z syna marnotrawnego w wersji żeńskiej. Pocieszające jest to, że majątków nie trwonię, skruchę odczuwam oraz wysnuwam wnioski. Ostatni to ten, że jednak nie da się żyć bez pisania.
Jestem więc naprawdę uradowana, że po tak długim czasie pojawiłeś się pod moim tekstem i skrobnąłeś miłe słowa. Z całego serca dziękuję:). Taki Czytelnik, to skarb.

Cóż, w każdym z nas drzemie coś, co jest cenne, a czego nie widać i co inni z reguły rzadko chcą oglądać, bo syci ich widoczna warstwa wierzchnia. Stąd chyba te koślawe, asymetryczne kontakty międzyludzkie. Cieszę się bardzo, że wyłuskałeś sobie z tekstu temat wolności. Do dziś nie wiem, czy człowiek ma zakodowane dążenie do wolności, czy ucieczki przed nią, byle tylko zmieścić się w normie. Pewnie umrę głupia w tej kwestii.

Dobra Cobra napisał:
piękna bukinicznie opowieśc o właściwym ułożeniu bereta,


O, przepraszam! Sam się kokosił, wie drań, że ma prawo do komfortowej pozycji, bo rozbestwił się na półce. Ale zawsze mogę go po psiej sierści przeciągnąć, żeby sobie nie myślał...

Pozdrawiam cieplutko i... nie strasz mnie słowem "talent", bo to ogromna odpowiedzialność go posiadać, podobno tylko wielcy potrafią mu sprostać. Tak przynajmniej mawiają Chińczycy, a to mądra nacja.
Uściski:)

Silvusie

Witam Cię pięknie po długiej nieobecności i dziękuję za odwiedziny. Cieszę się, że tekst Ci przypasował, bo jesteś wymagającym odbiorcą, więc tym większa dla mnie radość z życzliwych słów.
Pozdrawiam zwierzowato:)
Dobra Cobra dnia 24.12.2017 00:14 Ocena: Świetne!
Synu marnotrawny (w wersji żeńskiej),

Słodka ta opowieśc o awersji do czapek jest tak strasznie prawdziwa. Panie robią loki, układają włos lakierem - jakże więc psuć takie małe dzieła sztuki, przykrywając je czapką. Więc w czasie zimy panie zapadają na choroby. Panowie w sumie tez, ale mniej, bo nie są tak modystycznymi niewolnikami.

I tak Twoja czapka to małe co. Ale trudno się godzic na panie cwiczące na siłowni w pełnym makijażu. Albo pracujące z komouterem, ale niemogące pisać z podowu dłuuugich paznokci. to dopiero niewolnictwo. Ale kto wie, może to i tak lepsze, ńiż kobiety - fleje?

Z rozważań można jednak wysnuć wniosek, że Autorka jest wielbicielka wolności.


Pozdrawiam,

DoCo
skroplami dnia 25.12.2017 00:27 Ocena: Świetne!
Lekkość ducha i tematu, lub odwrotnie. Taki wdech i wydech, też można odwrotnie, bo ciągłość ;). No tyle o czapkach, że czuję - lubię je jak psa i kota, nawet gdy niegrzeczne na głowie ;).
Swoją drogą, kobiety to mają :). Nawet problemy z czapkami :(.
Wciągnęły te "nakrycia" i uśmiech zostawiły, wiem bo wiem że u wielu ;), gratulacje.
Figiel dnia 27.12.2017 13:39
DoCo

Dobra Cobra napisał:
Z rozważań można jednak wysnuć wniosek, że Autorka jest wielbicielka wolności.


Ano, jest. Tym trudniej się odnaleźć w gąszczu ograniczeń, niekoniecznie czapeczkowych.

skroplami,
miło Cię gościć pod tekstem - dziękuję za komentarz i ocenę. Lekkość ducha, to jest to, o czym marzą tygryski! Zazwyczaj mu ciężko, więc przyda się biedakowi chwila oddechu.

Pozdrawiam poświątecznie:)
mike17 dnia 27.12.2017 14:03 Ocena: Świetne!
Hello, Figielku, po tak długiej nieobecności :)
Wracasz w wielkim stylu, choć opowiastka bardzo kameralna i nie zawiera gęsto padających trupów ani innych atrybutów kina akcji, ale przecież oboje wiemy, że nie o to chodzi.

A o co?

Żeby było pięknie i sympatycznie, i tak właśnie jest!
Temacik niby znany, nieobcy każdemu, a tak świeżo podany jak smaczne śniadanko.
Lekkość dziełka mile mnie łechce, bo lubię takie klimaty, w których czai się POZYTYW, a więc z góry wiemy, że utworek emanuje Dobrem i raduje duszę.

Niestety lub stety - nasze życie zostało zaczapkowane i nic na to nie poradzimy, musimy z tym żyć, a to wcale nietrudne.
Osobiście kocham wszystkie moje kaszkiety i miłym jest fakt, że nieco wyszczuplają moją okrągłą facjatę :)

Kiedyś brałem udział w zimowym wędkowaniu, oczywiście bez czapy, i nabawiłem się paskudnego zapalenia zatok.
Od tamtej pory czapka to świętość i basta!

Fajosko się czytało, bo lekko i przyjemnie.
Lubię Twój styl, odstresowuje mnie.
Oby jak najwięcej takich dziełek :)

PS.

Zapraszam do moich miniatur miłosnych, to już 4 edycje :)

:)
Figiel dnia 27.12.2017 14:30
Witaj, mike,
szalenie się cieszę, że do mnie zawitałeś pomimo długiej nieobecności:)
Ha, trupów u mnie jak na lekarstwo, bo jakoś nie mam sumienia dręczyć bohaterów śmiertelnymi zejściami, niech sobie pożyją i pooglądają świat z pozytywnej strony. Przyda im się, jak każdemu z nas.

quotem="mike17"]czapka to świętość i basta![/quotem]

No, bo to taka, tfu! świętość. A zwierz poci się i dyszy... Eh...

Do miniaturek na pewno zajrzę:)

Uściski:)
purpur dnia 15.01.2018 16:43
A ja, wiedziony jakimś wewnętrzym głosem, zerknąłem ponownie do Ciebie.

I wiesz, co, od razu zaskoczenie, bo mi jakoś ten Figiel do osobnika bardziej pasował, niż do ... hmmm... osobnicy?

Tak, czy siak, zaskoczenie od progu. A dalej... No proszę, też czapeczek nie lubi!

Niestety łączę się w bólu, co do czapeczkowych dylematów, bo ja, tak osobiście, również ich nie cierpię i ilekroć mogę i nażekań nie słyszę, to idą precz!

Dobra, bo oczywiście się rozgadałem, a słowem o tekście nie wspomniałem...

No więc... Wiesz, bardzo doceniam umiejętność napisania czegoś interesującego, co właściwie udałoby się zawszeć w jednym zdaniu. Tutaj mamy literek co niemiara, a dalej, dałoby się to zapisać : nie noszę czapek, chociaż teraz, coraz rzadziej :p

To jest dla mnie definicja pisarza - rozleje te zdania, rozciągnie, nawet jakąś historyjkę doda. Bravo! :)

Jak się pewnie domyśliłaś, tekst się spodobał, z takim przytakującym uśmiechem przeleciałem przez niego w trzy minuty. Zdania bardzo ładne, takie "klimatyczne", bardzo pasujące.

A dziś zimno i wyobraź sobie, że zapomniałem czapki, a akurat by się przydała... No nie można ufać trolom szafowym!

Pozdrawiam,
Purpur
Figiel dnia 15.01.2018 16:54
purpur jakże miło Cię gościć! A niech Cię ten wewnętrzny głos przywodzi do mnie jak najczęściej, choćby i z krytyką.
purpur napisał:
Tutaj mamy literek co niemiara, a dalej, dałoby się to zapisać : nie noszę czapek, chociaż teraz, coraz rzadziej

Ano mamy literki. Wiesz, nie tknęłam klawiatury przez dwa lata, i tak cud, że te literki jakoś składam, trza się trochę rozpisać. To i próbuję:) Może za jakiś czas te literki będą mówić, a nie szczebiotać.
Pozdrawiam:)
purpur dnia 15.01.2018 17:15
Po pierwsze primo, bardzo chętnie na ciebie nakrzyczę, język potrafię mieć sarkastycznie-ostry na zawołanie!, daj mi tylko powód, a kijem mnie nie odgonisz :)

Po drugie primo ( coś ja tu chyba namąciłem... )

Oj, nie przesadzajmy, nie przesadzajmy... Literki były zacne w tym, a jakby nie były, to patrz punkt pierwszy :p

Naprawdę miło to się czytało...

A wiesz, że ja również miałęm większą przerwę w pisaniu, i też chyba coś około dwóch lat, możżżęęęę ciuńkę mniej...

Aż sprawdziłem...

Dwa lata, bez trzech miesięcy :)

Wprawdzie w ten najnowszy tekst wpakowałem kota, za co sam jestem na siebie zły, ale chyba jakoś tak jest, że każdy musi o kocie napisać, przynajmniej mam to już za sobą :p

Tymczasem odmachuję i z poważną miną obserwuję okno. Nie zanosi się na to, że nagle mróz zniknie, a więc będę pokutował wybryki mojego ego... Szlak...

Pur!
Ten_Smiertelny dnia 23.03.2018 11:51
Jak mam komentować cokolwiek na Portalu Pisarskim, skoro nic mi się nie podoba? Widać wredny ze mnie typ nad miarę. Figielka wybacz mi proszę, masz w końcu i pozytywne komentarze.

Nie no ja nie rozumiem. Załamuję ręce i (dosłownie) uderzam głową w biurko. Doprawdy mamy dziś ambitną literaturę, traktującą o noszeniu czapek!

Ech, nie, nie chcę krytykować. Wszystko ma swoich odbiorców. Ładnie tekst jest napisany, zgrabny, miły głos narratorki, fajne opisy, ogólnie wszystko bardzo sympatyczne… Miłe jest zresztą bardzo, lekkie, zwiewne, zabawne… To wszystko szczere słowa, pochwały.

Nic jednak nie zmieni faktu, że zupełnie mi się nie podoba. Niestetyż!

Oj, nie chcę ci sprawić przykrości. Naprawdę umiesz pisać i robisz to dobrze. Talent, czy nie talent, fach w ręku.

Pisać co mi się nie podobało, czy nie pisać? (Oto jest pytanie!)

No, spróbuję, delikatnie… Najwyżej nie czytaj…

//////////KRYTYKA:

Cytat:
Trzeba toto wciskać na głowę i udawać, że jest fajnie. Nie jest! Każdą, by spełniła swoje przeznaczenie, należy wsunąć na czoło i uszy, co kompletnie rujnuje proporcje twarzy, za to doskonale uwypukla wszelkie mankamenty, a czasem wręcz przysparza głupkowatego wyglądu. Mnie tak właśnie robi. Na dodatek biedne, uklepane włosy męczą się pod nią i matowieją ze smutku. Masakra.


Jak nazwać kogoś kto jest na tyle przewrażliwiony na punkcie swego wyglądu, że nawet nie nosi czapki, bo ubzdura sobie, że mu w tym nie ładnie?
Jak nazwać osobę która zwraca uwagę na piękno zewnętrzne i je pielęgnuje, zamiast wewnętrznego?

Cytat:
Potem dorosłam i już nikt nie mógł mi niczego nakazać, a szczególnie w kwestii czapeczek. Upojona prawem do samostanowienia, późną jesienią śmigałam z odkrytą głową, radując się wiatrem tańczącym we włosach


Jak nazwać człowieka który nie robi czegoś bo tego nie lubi, nawet jeśli dana rzecz jest właściwa i słuszna? (Równie dobrze mógłby ktoś nie wstawać z rana – bo tego nie lubi; albo nie pracować – bo mu jest nie przyjemnie; albo nie jeść warzyw – bo mu nie smakują.)
Jak nazwać człowieka który nie zabiega o to by zachowywać się właściwie i rozsądnie, a zamiast tego pobłaża swoim kaprysom i nawet irracjonalnym zachciankom?
Jak nazwać kogoś kto wyobraża sobie, że ma jakiekolwiek prawo do „samostanowienia”?

Cytat:
pies z kulawą nogą nigdy się nie dowie, że to przez drzemiącego we mnie, nieznoszącego ograniczeń, zwierza.


Co zwykle robi się z nieznoszącymi ograniczeń zwierzami? Co robi się z dzikimi zwierzętami, jeśli chce się by mogły przebywać pośród ludzi?

Jak określić kogoś kto za bardziej hańbiące uznaje braki w pamięci, na które przecież nie ma wpływu, ten który je posiada, niż uleganie irracjonalnemu kaprysowi? Co powiedzieć o kimś kto z własnej winy, dla kaprysu i uniknięcia drobnej nieprzyjemności, sam naraża się na uszczerbek na zdrowiu? Jak ocenić moralność kogoś, kto przez własną głupotę choruje na przeziębienia i namnaża oraz rozsiewa infekcje?

/////////////KONIEC KRYTYKI

Zresztą to wszystko nieważne… Nie ma co być przewrażliwionym na punkcie zdrowia i potępiać człowieka za błahostki. Nie noś sobie czapki jeśli ci nie wygodnie. :)


Jako ciekawostkę mogę przytoczyć sytuację z mojego życia. Nie żebym czapki jakoś lubił, lecz zwykle nosiłem je, co innego gdy było ciepło… Rzeczywiście miło jest czuć wiatr we włosach i nie wydawało się by było w tym coś złego.

Gdy jednak spacerowałem sobie z psem po parku. Nimfa kleszcza (nie sam kleszcz, nimfa jest dużo mniejsza) spadła mi z drzewa na głowę, tak że nawet tego nie zauważyłem. Głowa zaczęła mnie swędzić, mycie nie pomagało; myślałem, że to pewnie jakiś łupież, czy co innego… Węzły mi spuchły.

Trafiłem do szpitala. Wymiotowałem. Borelioza to poważna sprawa; można nawet umrzeć…

I tak skończyła się moja przygoda z nienoszeniem czapek. :)
Teraz, chcąc nie chcąc, zakładam jakiś kaszkiet, nawet gdy na chwilę wychodzę na dwór. Mądry człowiek po szkodzie… I co ty na to?

///

Dłuższe myślenie nad twoim tekstem, przywołało mi na myśl, utwory Agathy Christie. To błyskotliwe kobiece myślenie; to rozważanie nad takimi (pomijanymi choćby przeze mnie) szczegółami życia (jak noszenie czapek) bardzo przypomina mi rozmowy bohaterek w jej kryminałach.

Zda mi się, że to byłby i niezły materiał na kryminalną intrygę. Wyobrażam sobie bohaterki rozmawiające, zabawnie, lecz realistycznie, o jakiś zwykłych problemach. Patrzą za okno – O ta znowu bez czapki chodzi, przeziębi się (prawda!) biedaczka...

Później temat schodzi na problemy z pamięcią. Jak to czasem człowiek zapomina itd.
Dalej bohaterka umiera, znajdują jej ciało na dworze – w czapce. Nikogo to rzecz jasna nie dziwi, bo pogoda jest taka mroźna… A jednak, jest to klucz do rozwiązania całej sprawy, gderanie, że ona zawsze nie nosiła czapki, przewija się czasem gdzieś z boku, w tle śledztwa.

Zagadkę jej śmierci zrozumiemy tylko wtedy, gdy uświadomimy sobie, że bohaterka nie nosiła czapek celowo – a nie przez braki w pamięci. Jak u Christi; drobny szczegół i wszystko ułoży się w całość.

Na czym polegałby kryminał? No tu można by pomyśleć… Może morderca zabił gdzie indziej i ubrał ją, by wyglądało, że na dworze. Nie wiedząc o jej awersji do czapek, założył jej takową. Albo może bohaterka specjalnie wyjęła czapkę z kieszeni i wcisnęła ja głęboko, bo nie chciała być rozpoznana przez… kogoś. No można by nad tym pomyśleć. Christi i z mniejszych rzeczy robiła kryminały. [To tak nawiasem mówię, jeślibyś jednak nie bała się trupów :p ]

//
Na koniec: tak wiem, że ten tekst nie był o noszeniu czapek. Był raczej o tym, że często zbyt szybko niesprawiedliwie osądzamy ludzi – np. jako sklerotyków. Idąc na skróty, nie dochodząc jaka jest faktyczna przyczyna ich zachowania, wciskamy ich w wygodne ramy, opierając się tylko na własnych ułomnych domysłach. Wyrabiamy sobie ustalone zdanie o osobach, których tak naprawdę wcale nie znamy.

Godna pochwalenia uwaga i ważne by pamiętać o wystrzeganiu się takiego myślenia. Ten przekaz i refleksja, zdecydowanie mi zatem odpowiada. :)

Pozdrawiam serdecznie,

Ten Śmiertelny

PS

A do modlitwy zakładasz chociaż czapkę?

Pierwszy lista Apostoła Pawła do Koryntian 11,
3. Chcę zaś, żebyście wiedzieli, że głową każdego męża jest Chrystus, głową zaś niewiasty mąż, a głową Chrystusa Bóg.
4. Wszelki mąż, modlący się, albo prorokujący z nakrytą głową, hańbi swoją głowę.
5. Każda zaś niewiasta modląca się, albo prorokująca z nienakrytą głową, hańbi swą głowę, bo to jest jedno, jakby była ogolona.
6. Jeśli bowiem niewiasta się nie nakrywa, niech się strzyże. Ale skoro to hańba dla niewiasty strzyc się, albo golić, niech nakrywa głowę swoją.
7. Mąż natomiast nie ma nakrywać głowy swojej, gdyż jest obrazem i chwałą Boga, niewiasta zaś jest chwałą męża.
8. Nie mąż bowiem jest z niewiasty, ale niewiasta z męża.
9. Albowiem mąż nie został stworzony dla niewiasty, ale niewiasta dla męża.
10. Dlatego niewiasta ma mieć znak zwierzchności na głowie przez wzgląd na aniołów.
11. Wszelako ani mąż bez niewiasty, ani niewiasta bez męża w Panu.
12. Albowiem jak niewiasta z męża tak też mąż przez niewiastę, wszystko zaś z Boga.
13. Wy sami osądźcie: Czy przystoi niewieście bez nakrycia modlić się do Boga?
14. Czy sama natura was nie uczy, że mąż właśnie, jeśli włosy zapuszcza, niesławą się okrywa;
15. lecz niewiasta, jeśli zapuszcza włosy, jest jej to ku chwale, dlatego że włosy są jej dane za przykrycie.

Oto Słowo Boże.
Figiel dnia 23.03.2018 16:00
Dziekuję, Ten_Smiertelny za komentarz, nikt chyba nie obdarował mnie tak długim. Jak widzę, najpierw poszedłeś - jak większość - w czapeczki, a potem dopiero pojawiła się refleksja, ale jednak. Cieszy mnie to, co napisałeś:
Ten_Smiertelny napisał:
Na koniec: tak wiem, że ten tekst nie był o noszeniu czapek. Był raczej o tym, że często zbyt szybko niesprawiedliwie osądzamy ludzi – np. jako sklerotyków. Idąc na skróty, nie dochodząc jaka jest faktyczna przyczyna ich zachowania, wciskamy ich w wygodne ramy, opierając się tylko na własnych ułomnych domysłach. Wyrabiamy sobie ustalone zdanie o osobach, których tak naprawdę wcale nie znam

To prawda, ale ten tekst też nie o tym, zresztą, krzyczałam tytułem, by na czapeczki specjalnie uwagi nie zwracać, no ale...
Zobacz:
Cytat:
Na ulicy jak zwy­kle - ży­we­go ducha, z wy­jąt­kiem ru­de­go kota, od dawna ma­ją­ce­go wszyst­kich w głę­bo­kim po­wa­ża­niu,

Cytat:
Mijam przy­cup­nię­te za ogro­dze­nia­mi domy: te, na­le­żą­ce do bli­skich oraz dal­szych są­sia­dów. Ani jed­nych, ani dru­gich nigdy nie mia­łam przy­jem­no­ści po­znać, mimo że miesz­kam tu bli­sko od czte­rech lat.Dziw­ne teraz czasy - niby ludzi wokół pełno, ale ich nie widać. Za to można do woli ob­ser­wo­wać po­ran­ny i wie­czor­ny ry­tu­ał trans­por­to­wy. Ranki wy­peł­nio­ne są trza­skiem drzwi sa­mo­cho­do­wych i me­ta­licz­nym szu­mem au­to­ma­tycz­nych bram, wy­pusz­cza­ją­cych w świat ro­ze­spa­ne auta. Po­po­łu­dnia­mi jest po­dob­nie, tylko wszyst­ko od­by­wa się z dru­giej stro­ny bramy, a sa­mo­cho­dy są zmę­czo­ne. Gdzie lu­dzie? Nie wiem. Trans­port od drzwi, do drzwi jest ste­ryl­ny oso­bo­po­znaw­czo - nie da rady po­tknąć się o są­sia­da.

Cytat:
Do mnie to?!

Cytat:
Dzień dobry - od­po­wia­dam uprzej­mie i w po­pło­chu za­sta­na­wiam się, czy po­win­nam znać ba­becz­kę. Od­czu­wam dziw­ną po­trze­bę uspra­wie­dli­wie­nia wła­snej nie­wie­dzy,

Cytat:
No pro­szę, jak to w tym ano­ni­mo­wym świe­cie brak cza­pecz­ki z miej­sca pre­de­sty­nu­je do stanu roz­po­zna­wal­no­ści!

Cytat:
Kod ety­kie­tal­ny na­da­je mi sta­tus bez­czap­ko­wo­ści,

Cytat:
kto dziś ma czas do­cie­kać "dla­cze­go"?


To tak naprawdę tekst o zanikaniu stosunków sąsiedzkich. O tym, że w nowomodnych deweloperskich gettach zazwyczaj nie znamy sąsiadów, a rozpoznajemy ich jedynie po atrybutach zewnętrznych. To sąsiad o takiego i takiego samochodu, tamta pani to blondynka od yorka. A ta, choć nawet nie wiemy jak ma na imię - chodzi bez czapki. Nie rozmawiamy, jak niegdyś sąsiedzi. Szczytem konwersacji jest kurtuazyjne "dzień dobry", a jeśli już ktoś się odezwie, to zaczynamy reagować nerwowo, bo o czym tu rozmawiać. Ano, o czapeczkach. Sąsiada nie interesuje kim jesteś, jaką masz za sobą historię, co cię bawi, albo smuci."Dzień dobry" nie jest już zachętą do rozmowy - kiedyś było. Teraz jest zaledwie potwierdzeniem Twojej obecności w przestrzeni. Nie potrafimy już prowadzić tego, co kiedyś nazywało się nieobowiązującą rozmową. Zobacz jak nerwowo bohaterka reaguje na wypowiedziane do niej słowa, jakie mechanizmy natychmiast uruchamia. Ona czuje się niepewnie w kontakcie z innymi, natychmiast uruchamia system porównań, nie rozmawia, a zastanawia się jak jest odbierana. Obawiam się, ze to przypadłość wielu osób, szczególnie tych, którzy ledwo się wprowadzą, natychmiast odradzają się od innych panelowym płotem.
Fakt, tekst podany jest w bardzo lekkiej formie, bo zwyczajnie nie chciałam by smęcił. Czapeczki jednak przykryły przekaz i nie wątpię, że to wina autora, a nie braku rozumienia treści u Czytelnika.
Rozbawiłeś mnie serdecznie czapeczkowym kryminałem:) Nie skorzystam z pomysłu, choć trupów( nie tylko tych na kartach książek )się nie boję.
Współczuję boreliozy, bo to paskudna choroba, tak, też zakładam nakrycie głowy gdy chodzę po lesie( mam na szczęście blisko), jednak w miejscu zamieszkania nie- w panelach nie mieszka, z dachu nie zeskoczy, drzewa wycięte, po trawie się nie tarzam:)
Jeszcze raz dziękuję za obszerny komentarz, choć sporo w nim krytyki, nie tylko tekstu:)
Pozdrawiam ciepło:)
Ten_Smiertelny dnia 08.06.2018 13:03
Dziękuję, za wyjaśnienie. Cieszę się, że się nie uraziłaś. Przepraszam, że moja analiza była taka słaba...

Miałem wrażenie, że w tekście COŚ jest i że może patrzę zbyt powierzchownie i powinienem bardziej się zastanowić. Kiedy jednak przeczytałem komentarze, zdenerwowałem się, bo wychodziło jednak, że to tylko o czapkach, ewentualnie o tym co mówił DoCo, czyli o propagowanie (w mym odczuciu) trochę nieodpowiedzialnego pojęcia wolności.

Zauważyłem to jak nerwowo bohaterka reaguje na rozmowę. Ha! nawet w głowie pojawiła mi się smutna myśl o zaniku stosunków sąsiedzkich i miejskiego, nowoczesnego, oddalania się od siebie. A jednak nie poznałem się na tekście. Smutne się rzeczy dzieją na tym świecie.

Figiel napisała:
Czapeczki jednak przykryły przekaz i nie wątpię, że to wina autora, a nie braku rozumienia treści u Czytelnika.

A ja jednak wątpię :)
Winny jest zawsze czytelnik, nie autor! Jako „pisarz” będę się tego twierdzenia trzymał, rękami i nogami :p
Mnie najbardziej zmyliły komentarze… Na nich więc zrzucę odpowiedzialność – a to dranie! ;)

Figiel napisała:
Rozbawiłeś mnie serdecznie czapeczkowym kryminałem:)

Cieszy mnie to strasznie :)
Pisałem zresztą zupełnie serio; gdyby nie to, że – dzięki Bogu – jestem zupełnie zawalony różnymi pomysłami (na powieści opowiadania itd.) to pewnie z chęcią napisałbym taki kryminalik. :)

Zresztą przesłanie twojego utworu też wydaje mi się dobrym materiałem na kryminał. Wyobraź sobie, że w tych nowomodnych deweloperskich gettach, ktoś umiera. Detektyw chce dowiedzieć się kim była ofiara… i klops! – nikt z sąsiadów nie potrafi mu powiedzieć niczego konkretnego. Wtedy uświadamiamy sobie, jak bardzo jest to smutne…

Figiel napisała:
jednak w miejscu zamieszkania nie- w panelach nie mieszka, z dachu nie zeskoczy, drzewa wycięte, po trawie się nie tarzam:)

Naturalnie. Ja spacerowałem po parku, który jest miejscem szczególnego ryzyka. Teraz zaś mam zaraz za drzwiami drzewo, skąd taka ostrożność. W mieście to co innego… :)

Figiel napisała:
Jeszcze raz dziękuję za obszerny komentarz, choć sporo w nim krytyki, nie tylko tekstu:)

To ja dziękuję za wyrozumiałość, wyjaśnienie i przepraszam za przesadną krytykę.

Pozdrawiam radośnie,
Ten Śmiertelny
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty