Czasem warto spojrzeć na życie
jak na niekończącą się opowieść.
Opowieść wigilijna
Kiedy Babcia związała się z Dziadkiem, była już kobietą w dość zaawansowanym średnim wieku, chociaż po długowieczności jej rodziny sądząc, została jej jeszcze prawie połowa życia. W każdym razie ta jesienna (biorąc pod uwagę ów wiek) przygoda Babci zaczęła się w niedługi czas po odejściu jej Męża, co, zważywszy płomienność uczuć, jakie ich kiedyś połączyły, Babcia zniosła zdumiewająco spokojnie.
– Ja już chyba byłam strasznie zmęczona – wyznała kiedyś z lekkim zawstydzeniem, odpowiadając na zadane jej wprawdzie nie wprost, ale jednak pytanie.
W pewnym sensie miała prawo być zmęczona. Mąż, dusza artystyczna, szalenie zdolny i inteligentny człowiek, posiadał rozliczne talenty, złote ręce, rzadko spotykaną wszechstronność i całkowitą nieumiejętność robienia pieniędzy. Wszystko to sprawiało, że chociaż życie z nim było niezmiernie ciekawe i nie mieli czasu się znudzić, bo, jak stwierdziła Babcia, zbyt rzadko przebywał w domu, to jednak upływające lata zrobiły swoje i w końcu "bieda ich zjadła”. Mąż Babci uświadomił sobie własne zmęczenie po prostu trochę wcześniej i to właściwie była jedyna różnica. Pożeglował więc w siną dal, usiłując na własną rękę borykać się z losem, a Babcia ujęła opuszczony ster domu i przez następne dwa lata bohatersko zmagała się z długami, stertą niezapłaconych rachunków i wyprowadzaniem rodzinnego statku na czyste wody. Jakoś to się nawet zaczęło jej udawać i chociaż schudła trochę, to jednak odzyskała w końcu pogodę i spokój ducha. A potem do głosu doszedł temperament Babci, no i wtedy zjawił się Dziadek.
Dziadek był całkowitym przeciwieństwem Męża Babci. Spokojny, trochę jakby zagubiony, trochę jakby nieprzystosowany stary kawaler, zdawał się być także całkowitym przeciwieństwem Babci, a jednak zgadzali się zdumiewająco dobrze. Może niebagatelną rolę w tym związku zaczęła odgrywać jej tęsknota za bezpiecznym i ustabilizowanym życiem, spychając na dalszy plan tak zawsze ceniony przez nią polot i błyskotliwość, wdzięk i klasę, a może odnalazła się jako kobieta, znowu przez kogoś kochana i upragniona, dość że związek ten trwał, rozwijał się i cementował, chociaż Dziadek, skądinąd niezdolny do spektakularnych wyczynów, nieraz wystawiał na próbę zarówno cierpliwość, jak i tolerancję Babci.
– Jakim cudem on jest tak potwornie niewychowany?! – dziwiła się Babcia w takich momentach, z akcentem zrozumiałego oburzenia w głosie.
A potem, leżąc w łóżku z głową na ramieniu Dziadka, prowadziła szeptem długie, uświadamiające pogadanki na temat tego, co Dziadek powinien albo nie powinien robić. Nie na darmo Babcia była niezłym pedagogiem.
– Dobrodziejstwo inwentarza... – mruczała niekiedy i wszystko wracało do utartych torów.
Faktem jest, że wybaczanie nie przychodziło jej aż z takim trudem, gdyż w większości przypadków gafy Dziadka przyprawiały ją raczej o ataki śmiechu niż o czarną rozpacz, a Babcia miała poczucie humoru, tym niemniej jednak zdarzało się Dziadkowi wprawiać ją w osłupienie, najczęściej popełnianiem takich samych błędów.
– To niemożliwe! – mawiała wtedy. – Czy ja cię niczego nie zdołałam nauczyć?!
I zmywała mu głowę. A Dziadek dreptał niespokojnie i chcąc udobruchać Babcię, przynosił następny kilogram cukru. Importował – jak mówiła Babcia.
Z tym cukrem to właściwie była osobna historia. W początkach swoich konkurów Dziadek, o ile nie zapominał, starał się być niesłychanie użyteczny i Babcia, uwielbiająca słodycze, napomknęła kiedyś, że byłoby miło, gdyby czasem przyniósł coś słodkiego.
No i Dziadek przyniósł cukier.
Z biegiem czasu Babcia w ogóle przestała kupować ten produkt, bo Dziadek, kierowany przynajmniej w tym względzie jakimś szóstym zmysłem, nieodmiennie uzupełniał zapas, nim jeszcze w cukierniczce zaświeciło dno.
W podobny nieraz sposób Babci ubywało rachunków, Dziadek bowiem po prostu brał je i płacił, wplątując Babcię coraz bardziej w system uzależnień, do których początkowo nie chciała się przyznać, podkreślając stanowczo własną niezależność zwracaniem, choć często dopiero po dłuższym czasie, pożyczonych, jak mówiła, pieniędzy.
Napór dobrej woli Dziadka okazał się jednak na dłuższą metę niesłychanie skuteczny i powoli, bo powoli, ale Babcia zaczęła kruszeć. W kwestii ślubu, rzecz jasna, gdyż z jej zdobyciem nieślubnym, jeżeli można to tak określić, Dziadek od początku nie miał specjalnych problemów. Może nawet przeciwnie, to Babcia natrudziła się bardziej. W każdym razie Dziadek coraz częściej zaczął napomykać o zalegalizowaniu ich związku, a Babcia protestowała stanowczo.
– Misiu – mówiła. – Źle ci? Więc po co chcesz to psuć?
Albo też, w przypływie czarnego humoru, mówiła: – Żebyś mnie tak tyranizował do koń-ca moich dni? Mowy nie ma!
A potem ładowała się na kolana naburmuszonego nieco Dziadka i coś mu tam dalej tłumaczyła szeptem.
– Ale Miś chce! – upierał się Dziadek, konsekwentnie, mimo napomykań reszty rodziny, mówiący w trzeciej osobie.
– Takiego mamuta jak ja? – dziwiła się kokieteryjnie Babcia, czochrając Dziadkową bródkę.
Miś chciał. I Babcia stopniowo miękła. Stopniowo też nabrała zwyczaju obwieszczania swojej decyzji wszem i wobec, gdy tylko jakieś sprawy układały się nie po jej myśli.
– Wychodzę za mąż! – oświadczała z ponurą determinacją, po czym wyraźnie weselała.
Sądzę, że dla niej stało się to jakąś psychiczną deską ratunkową czy furtką bezpieczeństwa, bo jak by źle nie było, zawsze miała jeszcze pod ręką takie rozwiązanie, choć nie kwapiła się zbytnio, by ów stan rzeczy szybko odmienić. Poza tym sprawa była prosta. Babcia nie miała pieniędzy na rozwód i każdorazowe napomknięcie Dziadka typu: „Miś da” zbywała najczęściej niechętnym milczeniem.
– Sama wyszłam za mąż, sama się rozwiodę – powiedziała wreszcie.
A tymczasem wprowadziła Dziadkowi, według własnego określenia, przyspieszony kurs przysposobienia do życia w rodzinie. Ze zmiennym oczywiście skutkiem, bo Dziadek, aczkolwiek pełen dobrej woli, w niektórych przypadkach okazywał się zadziwiająco spóźniony w rozwoju, co Babcię nieodmiennie wprawiało w zdumienie.
– I ja mam cię tak wychowywać już do końca życia?! – pytała ze zgrozą, a Dziadek robił skruszoną minę i obiecywał poprawę.
– Ja się zmienię, Mileńka – powtarzał.
– Tylko kiedy, do diabła, to nastąpi… – mówiła Babcia zupełnie bez złości, dosadnością wyrażenia podkreślając wagę problemu.
A potem, sadowiąc się wygodnie na jego kolanach, prowadziła dalszą indoktrynację Dziadka, któremu taka pozycja najwyraźniej przypadła do gustu. Cóż, Dziadek był typowym (a może nietypowym?) mężczyzną i właściwie od tego wszystko wzięło swój początek.
Otóż, po paru latach niewidzenia, Dziadek, stary znajomy rodziny, złożył Babci wizytę noworoczną. W którymś tam momencie tej wizyty Babcia uznała, że łatwiej będzie jej się rozmawiało z Dziadkiem z nieco bliższej odległości, wobec czego bez zbędnych namysłów usadowiła mu się na kolanach i tak się to zaczęło. Babcia przesiedziała na kolanach Dziadka całą długą noworoczną noc, w jeszcze innym momencie stwierdziła, że jest to zaskakująco przyjemne i postanowiła rzecz wyjaśnić do końca. A że Dziadek podzielał jej odczucia, sprawa nabrała tempa. Od tego czasu był to ich ulubiony sposób prowadzenia wszelkich rozmów. A kiedy jeszcze, ulegając błagalnym podszeptom Dziadka, Babcia miała na sobie koronkowy paseczek z podwiązkami, Dziadek, niezmiernie czuły na kobiece fatałaszki, miękł jak wosk i skłonny był nawet, on, wówczas jeszcze zdeklarowany katolik, obiecać Babci pielgrzymkę do piekła, gdyby tylko na to wyraziła ochotę.
Babcia świetnie zdawała sobie z tego sprawę i kierowana kobiecą intuicją nie nadużywała swojej przewagi, słowem, nie rozpieszczała zbytnio Dziadka, chociaż także i z tego względu, że będąc typem dżinsowego abnegata, odczuwała żywiołową niechęć do wszelkiego rodzaju krępujących damskich ograniczeń ruchu, preferując przez całe życie luźny sposób bycia i ubioru, co było, nawiasem mówiąc, nieustającym powodem do zmartwień najpierw jej Matki, potem Męża, a wreszcie bardzo kobiecej Córki.
Mimo wszystko jednak, od czasu do czasu, Babcia, permanentnie zaopatrywana przez Dziadka w różnego rodzaju koronkowo-atłasowe figielki, nakładała swój, jak mówiła, rynsztunek, i Dziadek promieniał z dumy, nie przepuszczając żadnej okazji, by choć przelotnie nie musnąć Babci nogi, gdy przechodziła, dotknąć podwiązek lub nie zagłębić dłoni w fałdach haleczki.
Inną słabością Dziadka były wymyślne koszule nocne, koniecznie na ramiączkach i możliwie jak najbardziej retro.
– Ach – mawiał. – Cóż może być wspanialszego niż ręce na plecach ukochanej kobiety ubranej w taką koszulkę...
A ponieważ i tak, w jakimś momencie ową koszulkę z Babci zdejmował, zanosiło się na to, że te, które posiada, spokojnie wystarczą jej na resztę życia. Najwyraźniej miała ich już więcej niż sukienek. W rewanżu Babcia zaopatrywała Dziadka w skarpetki z płaskim szwem, specjalnie po to, by Dziadek, niezmiennie twierdzący, że „szwy go gryzą”, za-przestał w końcu noszenia ich na lewą stronę.
W czasach, o których mowa, mieszkali jeszcze oddzielnie, choć wszystko wskazywało na to, że wreszcie Babcia zmięknie ostatecznie. W każdym razie pasja, z jaką Babcia zabrała się do odgruzowania domu Dziadka, wyraźnie o tym świadczyła. W takim też duchu przyjął to w końcu Dziadek, patrząc z nabożnym podziwem, gdy Babcia wyrzucała z mieszkania wszystkie stare tapczany, własnoręcznie wlokąc je z trzeciego piętra.
– Nie będę z tobą mieszkać, Misiu – oznajmiła przy tym zdecydowanie. – Chyba że kupisz wreszcie coś porządniejszego.
W podobny sposób Dziadek pożegnał się ze starymi naczyniami i znaczną zawartością szaf, a nawet, o dziwo, własnoręcznie, a raczej dobrowolnie, wyrzucił parę garniturów, co Babcia przyjęła z pełną aprobatą, gdyż, po pierwsze – żaden z nich już na Dziadka nie pasował, a po drugie – Babcia miała własną koncepcję co do skompletowania całkowitej wyprawy Dziadka.
– No tak – stwierdziła po pewnym czasie. – Właściwie to już możesz się żenić.
A że Dziadek w tym względzie miał podobne zdanie, Babcia siadła i wreszcie napisała pozew rozwodowy. Całkiem możliwe, że był to najkrótszy pozew w historii sądownictwa. Nie wdając się bowiem w żadne szczegóły, Babcia, powodowana uczuciem wdzięczności do Męża za uwolnienie od trudów dalszego pożycia, ujęła to mniej więcej w ten sposób, że mając dla siebie zbyt wiele przyjaźni, by nadal pozostać małżeństwem, po prostu proszą o rozwód. Po czym ponownie rzuciła się w wir różnego rodzaju remontów domowych.
No a potem nadeszły Święta. Oczywiście zamierzali spędzić je razem i Dziadek w błogim poczuciu Babcinej zaradności przekazał jej nie tylko swoje bony, które dostał w pracy, lecz i wyasygnował potrzebną na zakupy kwotę, partycypując jak najbardziej w wydatkach świątecznych. Święta bowiem, na gorącą prośbę Córki Babci, miały być takie „jak zawsze”. Tak więc, na parę już dni przed Wigilią, Babcia i Córka krzątały się pracowicie, sprzątając, gotując i piekąc, pakując prezenty i strojąc choinkę, gdy tymczasem Dziadek przebywał u siebie, z ulgą chyba przyjąwszy do wiadomości, że jego obecność w rozgardiaszu świątecznym jest, jak na razie, zupełnie zbyteczna.
Wreszcie nadszedł wieczór wigilijny, wszystko udało się znakomicie i nawet Mąż Babci, zaproszony w imię dawnej i obecnej przyjaźni, nie spóźnił się więcej niż godzinę. Paliły się świece, rozbrzmiewały kolędy, pod choinką jak za dawnych dobrych lat piętrzył się stos różnobarwnych prezentów, a potem, po skończonym wieczorze, Dziadek z zadowoloną miną podreptał za Babcią i doganiając ją w ciemnym korytarzu, zapytał głośnym szeptem:
– Mileńka, byłem grzeczny?
– Nie! – oschle odparła Babcia, kierując się w stronę kuchni.
Dziadkowi uśmiech zwiało z twarzy.
– Ależ… – zająknął się – co takiego zrobiłem?!
– Nie chodzi o to, co zrobiłeś, tylko czego nie zrobiłeś! – surowo powiedziała Babcia i dodała potępiająco: – Nie dostałam od ciebie żadnego prezentu pod choinkę!
Z kuchni wyjrzała Córka Babci.
– To prawda – uświadomiła sobie ze zdumieniem. – Od wszystkich coś dostałaś, tylko od niego nie! – I popatrzyła z niechęcią na Dziadka.
– Zabić misia! – twardo powiedziała Babcia i zniknęła w kuchni.
Dziadkowi zrzedła mina.
– Ale przecież – próbował się bronić – wyraźnie zabroniłaś mi kupowania następnej koszulki, więc myślałem…
– Nie myślałeś! Na świecie są nie tylko koszulki – wyrąbała Babcia prosto z mostu, bo w głowie jej się nie chciało pomieścić, że Dziadek, który na dwa dni przed Wigilią potrafił przejechać pół miasta tylko po to, by wręczyć jej cukier, mógł teraz tak zwyczajnie zapomnieć o samym prezencie. A ponieważ zapobiegliwie, w imieniu Dziadka, kupiła prezenty dla innych, nawet nie przewidziała, że wyręczony w ten sposób Dziadek zupełnie przestanie myśleć.
– Ale stroiki świąteczne zrobiłeś i zawiozłeś na cmentarz – przypomniała sobie nagle i spytała zgryźliwie: – A może powinnam umrzeć, żebyś pamiętał o prezencie dla mnie? Szkoda, że…
Nagle Babcia urwała i z osłupiałą miną opadła na krzesło.
– O, cholera! – szepnęła do Córki. – Nie mogę mu zrobić żadnej awantury. Jesteśmy kwita. Ja przecież zapomniałam, że ma urodziny. I to wtedy, kiedy przyjechał z tym cukrem…
– Misiu – rzuciła się w stronę tapczanu, na który z nieszczęśliwą miną gramolił się Dziadek – ja cię tak strasznie przepraszam… tak mi przykro…
– Nie szkodzi, Mileńka – łagodził Dziadek. – Przecież mogło się zdarzyć, byłaś zalatana… Mógł też Aniołek pomylić adres… podłożyć nie pod tę choinkę…
I rzeczywiście. Zaraz po Świętach, gdy Dziadek wrócił do domu, zadzwonił do Babci z radosnym oznajmieniem, że to była pomyłka, że prezent jest i że ją zaprasza na opłatek do siebie. Babcia pojechała.
Pod drzewkiem, na którym Dziadek zapalił świece, tkwiła kolorowa paczuszka. Babcia dotknęła jej podejrzliwie najpierw jednym palcem, potem dwoma, a potem uniosła do góry.
– Och, nie, Misiu – powiedziała z rezygnacją. – Znowu?!
Dziadek uśmiechnął się radośnie i przytaknął głową.
I co? Czy tak trudno odgadnąć, co Babcia dostała pod choinkę? Oczywiście koronkowy paseczek. Wraz z majteczkami. Tudzież pończoszki, rzecz jasna. A co było potem? Potem Babcia włożyła pończoszki, majteczki i paseczek, Dziadek zapiął podwiązki i… ale to już zupełnie inna historia.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt