Mariusz - zemski
Proza » Obyczajowe » Mariusz
A A A
Od autora: Tekst opisuje prawdziwe zdarzenia w życiu młodego chłopaka, który wpadł w uzależnienie od narkotyków i jest gotów na wszystko byleby tylko zaspokoić głód narkotykowy. Wierność rzeczywistym zdarzeniom nakazała autorowi przytaczać niekiedy brutalne opisy prawdziwych zdarzeń.
Klasyfikacja wiekowa: +18

Jan Stefan

 

 

 

 

MARIUSZ

 

            - ćpuń

            - złodziej

            - prostytutek

 

 

                                                                                     może

 

 

TYLKO DLA DOROSŁYCH

 Wrocław 2018

 

 

Czytelnicy - OSTRZEGAM

 

To relacja opowieści którą wysłuchałem w szpitalu, gdzie Mariusz leczył się z zatrucia narkotykowego. Wracając kiedyś do domu dość późno po przyjeździe do Wrocławia, zobaczyłem go leżącego w wymiocinach na skwerze  za tylnym wyjściem z dworca. Zadzwoniłem po pogotowie. Zawieźli go do szpitala na Traugutta. Dziś nie jest to już szpital, budynek został sprzedany. Nagrywałem jego spowiedź na komórkę, w domu odsłuchiwałem i zapisywałem.  Wypowiedzi Mariusza są autentyczne, starałem się jednak je uczynić bardziej komunikatywnymi i ułożyć w porządku  logicznym. Nie zacytowałem też nieraz bardzo drastycznych szczegółów, zwłaszcza opisujących uprawiany przez niego seks, byłaby to bowiem pornografia. Jego, nazwijmy to , spowiedź, trwała codziennie przez  tydzień. Następnej niedzieli po zawiezieniu go do szpitala, nie było go tam. Uciekł. Nie mam pojęcia, co się z nim dzieje lub stało.

Zapiski przetrzymywałem przez niemal sześć lat i nie sądziłem, że kiedykolwiek będę chciał je upublicznić. Przerażają mnie jednak coraz liczniejsze przypadki narkotyzowania się młodych, często bardzo młodych ludzi. Poszukują sensu swego życia w różnych sposobach i nie mają barier. Nie sądzę, żeby te spisane wypowiedzi Mariusza zostały przez nich przeczytane, bo może wtedy cofnęli by się przed poznawaniem ciemności. Ale może przeczytają to ich rodzice i zrobią wszystko, aby zapobiec nałogowi własnych dzieci. Z perspektywy ojca, którego córka też miała początkowe problemy z narkotykami, jestem pewien, że jedynym ratunkiem jest jak najczęstszy kontakt z dziećmi i stanie się ich przyjaciółmi, nie tylko rodzicami. Chodzenie z nimi  na oryginalne spacery, na wyprawy w nieznane, na poznawanie piękna świata, na imprezy muzyczne, może dadzą się namówić na teatr, który zawsze nas oswaja, jakby powiedział Saint Exupery. Dajcie swój czas swoim dzieciom. To ich uratuje.

Autor

 

 

 

 

WSTĘP

 

                                                           JA,  MARIUSZ

Chciałem żyć łatwo i przyjemnie. Okazało się, że nie było ani łatwo, ani przyjemnie. Opowiem   o tym. Wszystkie opowiedziane zdarzenia przeżyłem osobiście. Wszystkie opisane miejsca są rzeczywiste. Osoby, o których opowiedziałem, żyją lub żyły, a ich imiona lub pseudonimy czy pierwsze litery nazwisk są  prawdziwe. Zgadzam się na nagrywanie przez pana tej rozmowy. Może opisać  pan to, co opowiadam swoimi słowami, może przeczytają to ludzie wykształceni i spróbują coś zaradzić. Oczywiście, mam do pana żal, że mnie pan tu przywiózł. Przywrócili mnie do życia. A mogłem już nie być i nie męczyć się dalej. Teraz  nadal  będę w szponach Pani Hery.

Z narkotykami mam do czynienia od ponad pięciu lat. Nie wyjdę z tego . Czekam na „złoty strzał”, ładna nazwa. Wszystko się wtedy skończy. Na szczęście.

O heroinie mówię Pani Hera, z szacunkiem, bo to potężna BOGINI. Łatwo w nią uwierzyć i stać się jej szmatą aż do własnej śmierci. Wśród ćpunów mówimy: „moja dziewczyna, to heroina”.

Myślę, że pierwszym impulsem zainteresowania się narkotykami, była moja rozbita rodzina. Ojca nie znałem. Starsza ode mnie siostra i starszy brat oraz  młodszy ode mnie  brat mieliśmy innych ojców. Też ich nie znali. To nas łączyło. Wspólnego ojca miałem tylko z dużo starszym bratem. Jedyne, co dziś może mnie wzruszać, to pamięć o nich. Nie miałem oparcia w swej rodzinie. Matka piła i świadczyła różne usługi za alkohol  dla siebie i jedzenie dla nas. Pomagały też wsparcia z MOPS-u. Miałem jeszcze jednego brata, ale nowy partner matki go nie chciał. Gdy miała rodzić, zatrzymał matkę w domu, sam odebrał poród, uciął pępowinę, po czym zadusił nowonarodzonego, zawinął zwłoki w plastikową torbę i wyrzucił do wielkiego pojemnika na śmieci stojącego na ulicy. Dowiedziałem się o tym mając czternaście lat w chwili okropnej depresji matki. Taką miałem rodzinę. Gnieździliśmy się w czwórkę w małym pokoju i ciemnej kuchni. Matka czasami spała z jakimś obcym mężczyzną. Nie mieliśmy dla siebie czasu. Tu tylko nocowaliśmy, żyliśmy poza tym pokojem. A na ulicach „trójkąta wrocławskiego”, bo tu mieszkam, jest wszystko. Młody człowiek, sam na ulicy, bez emocjonalnego wsparcia w rodzinie jest łatwym łupem dla hery.

Nieraz się zastanawiam, czy to nowonarodzone dziecko,  zabite i nieochrzczone trafiło jednak do nieba? Wierzę w Boga. Przed kościołami i przed cmentarzami klękam i nabożnie składam ręce w modlitewnym geście. Niektórzy ludzie patrzą na mnie. Z politowaniem, ze zdziwieniem, z podziwem czy z sympatią? Nie wiem. Wierzę w Boga, choć nieraz stawiam  Mu pytanie, dlaczego pozwolił na takie moje życie. Może zamiast wierzyć w Boga lepiej wierzyć w Kościół? Niesie ludziom dobro. Słyszałem w jakimś kazaniu, że w niebie jest większa radość z jednej nawróconej czarnej owcy niż z wielu wiernych. Jeśli tak – to ja, czarna owca, ćpuń, złodziej, jeśli się wyspowiadam i odbędę pokutę za grzechy, to Pan Bóg będzie miał ze mnie większą radość niż ze stu wiernych. No to chcąc ucieszyć Boga powinniśmy wszyscy stać się czarnymi owcami i nawrócić, bo im więcej głęboko wiernych, tym mniejsza radość Boga. Chciałbym się oczyścić, być „czystym”, jak mówią w Monarze, i sprawić Bogu radość. Ale chyba nie zdążę.

Narkomanem zostaje się do końca życia. Po odwyku w ośrodkach Monaru udaje się niektórym to regulować. Zwłaszcza dzięki dziewczynie, którą się bardzo kocha. Bierze się wtedy małe dawki, raz na tydzień, najlepiej w piątek wieczór lub w sobotę. Ale marzy się wciąż o końcu tygodnia, bo wtedy „dam w żyłę”. To chyba pozory wyleczenia z nałogu

Często myślałem o samobójstwie. Niedaleko mojego miejsca  zamieszkiwania są tory kolejowe przy pustym placu. Kiedyś były tu jakieś magazyny lub fabryka. Jest wielki komin. Pewnego dnia wspiąłem się na niego po żelaznych szczebelkach niemal na sam szczyt. Pomyślałem, a może skoczyć w dół, zakończyć życie lotem ptaka. Popatrzeć na świat jeszcze tylko przez parę sekund, jak na szybko przewijany film. I ucieszyłem się myślą, że wielu ludzi zainteresuje się moim leżącym ciałem. Nareszcie dostrzeżony. Mój największy sukces w życiu. Wszyscy chcemy zwrócić na siebie uwagę. To wtedy miałbym  swoje pięć minut. Po śmierci. Ale nie skoczyłem. Trzeba mieć dużo odwagi, aby popełnić samobójstwo ale i dużo odwagi, aby tak żyć.

 BOJĘ SIĘ ŚMIERCI I BOJĘ SIĘ ŻYĆ.

Pierwsza część

                                               Mój pierwszy raz

 

Mieszkam we Wrocławiu, w części miasta w starej zabudowie ograniczonej ulicami Traugutta, Kościuszki i Pułaskiego. Na mapie ta część tworzy  trójkąt. Pewnie stąd to  określenie jest  „trójkąt bermudzki”. Bermudzki, bo kiedyś ginęli tu ludzie, a i dziś w nocy lepiej się nie pokazywać, jeśli nie chcemy pozbywać się portfela.

            Niektóre kamienice mają piękne, na ogół nieodnowione elewacje, z niektórych fasad odpadają tynki. Wewnątrz, na klatkach schodowych zawsze tak samo: smród, brud, wyszczerbione schody, niekiedy niekompletna barierka, ubikacje na półpiętrach, wieczorem brak oświetlenia, bo żarówki są wykręcane. I wszędzie śmieci, najwięcej na podwórkach pomiędzy domami. I ludzie tam siedzący całymi dniami bez celu i mówiący bez sensu. W większości podwórek wszechobecna brzydota , która sprzyja rodzeniu się zła.

            Jest bardzo bezpieczne tylko dla ziomków . „Ziomek”, to znajomy z dzielnicy, a „koleś”, to przyjaciel.. Na obcych robi się „dziesionę”, czyli napad z pobiciem i kradzieżą. Jeśli jest po zmroku, a gościu podpity – kasa nasza. Forsa na stracenie, dokumenty do kanału. Kto by się bawił w wysyłaniu dokumentów na adres właściciela. Trzeba kupić kopertę, papier listowy i znaczek. No i dla mnie napisanie adresu to z pół godziny pisania. A tam. Do kanału.

            Mam 17 lat. Mój najlepszy koleś to Marcin M.

            - Słuchaj – mówi Marcin- zapoznałem fajną dupę, chodzi do mojej szkoły na rano, na Ślężnej.

            Nie powiedział, jak ją poznał, bo dziewczyna chodzi do szkoły na rano a on po południu do klasy zbiorczej zawodowej. To szkoła dla takich ludzi, co już są za starzy, żeby chodzić do szkoły zwykłej. Sam też się zapisałem, kiedy skończyłem 18 lat. Podczas zapisu  wychowawczyni zmartwiła się, że jest tyle osób w klasie, ponad czterdzieści. W pierwszy dzień zajęć  przyszło sześciu. Po jednej lekcji było pięciu, gdyż sobie poszedłem . Chciałem raz na zawsze skończyć z jakąkolwiek nauką.

            Temat „fajna dupa”| jest zawsze ciekawy. Opisał ją. Kasia. Chyba fajna. Po jakimś czasie powiedział mi, że z nią już chodzi.

            Chciał się nią pochwalić, więc umówiliśmy się po jej  lekcjach, a on – jak na ogół zawsze – poszedł wtedy na wagary. Uczył się na piekarza. Przyjechały na parafię. Poznał mnie z nią. Rzeczywiście była fajna. Blondynka, z jędrnym sporym biustem, długimi nogami, niebieskimi oczami, fajnym tyłkiem, modowo ubrana, no… fajna laska.

Była z drugą dziewczyną. Też fajna i też Kasia. Piwko, gadanie, o takie tam. Odprowadziliśmy je na PKS, bo mieszkały pod Wrocławiem. Umówiliśmy się na sobotę, że przyjedziemy do nich. Przyjechaliśmy tam. Spacer, ja z moją Kasią. Całowaliśmy się. Potem, w jej pokoju położyliśmy się na łóżku.

- Chce mi się seksu – powiedziałem.

- Mnie też, ale znamy się dopiero parę dni. To nie za wcześnie na seks?

-Nie liczy się czas znajomości, tylko to, co do siebie czujemy i nie myśl, że  

             jak między nami coś zajdzie, to z tobą zerwę-

Sam nie wierzyłem w to, co powiedziałem. Znów zaczęliśmy się całować i pieścić. Złapałem ją za jej łono. Nie broniła się, więc wsadziłem rękę w majtki, a potem jeden palec do środka. Nadal się nie broniła, a nawet zaczęła mnie macać. Rozpięła mój rozporek i też włożyła rękę w majtki. Zaczęła mnie onanizować, a ja nadal ruszałem ją palcem. Byłem pewny, że zaczniemy się kochać, mój pierwszy raz w życiu.

Zdejmuję  spodnie, ona swoje ubranie. Ściągam jej majtki.

- Nie – Mówi .

-Nie?. To jak to będziemy robić? W ubraniu?

- Mówiłam, że to jeszcze nie czas. Możemy się popieścić-

Byłem mocno podniecony, zaczęła ruszać ręką, onanizowała mnie, spuściłem się szybko na swój brzuch i jej rękę. Poszła do łazienki i przyniosła mi papier toaletowy.

            I tak było kilka razy. Wciąż twierdziła, że jeszcze za wcześnie, że wciąż jest dziewicą i czeka na sprawdzoną miłość. Niejednego palca miała w pochwie, ale żadnego dotąd kutasa.

            Na początku ferii zimowych Aśka, siostra Kasi, dziewczyny Marcina urządzała osiemnastkę. Pojechaliśmy tam. Aśka miała miejscowego chłopaka, Łukasza. Zabawa jak zabawa. No wiesz, alkohol, tańce, , żarty, fajnie, „maryśka” – tak nazywamy susz z marihuany zmieszany z tytoniem, żeby się lepiej paliło. Nad ranem miejscowi zaczęli odprowadzać dziewczyny po domach. Moja Kasia poszła spać do siebie, mieszkała po drugiej stronie ulicy. Z  Marcinem znaleźliśmy jakieś miejsca do spania na podłodze. Wrócił Łukasz i położył się spać z Aśką. Przeniosłem się z podłogi na łóżko, na którym  spała koleżanka Aśki – Gośka. Dwudziestopięcioletnia pijana w sztok dziewczyna. Znacznie ładniejsza od mojej Kasi.

            Łukasz i Aśka zaczęli się kochać.  Chciałem zrobić to samo. Gośka spała tylko w majtkach i podkoszulce, bez stanika. Zacząłem ją obmacywać i grać głupka.

            - Gosia, czy coś ci się stało? Dobrze się czujesz?. Podać ci coś?

Tak naprawdę, to sprawdzałem, jak mocno śpi i wciąż ją obmacywałem. Dobieram się do jej majtek. Ona przewraca się w moją stronę, ale nadal udaje, że śpi. Ma stingi. Super, można się dobrać bez zdejmowania majtek. Nawilżam palce i zaczynam głaskać jej pochwę. Drugą ręką pieszczę jej jędrne piersi. Nie broni się. Zaczynam lizać jej piersi. Palec drugiej ręki wkładam do jej środka, za chwilę drugi. Nie broni się. Całuję ją po piersiach, potem coraz niżej: po brzuchu, po włosach łonowych i po wargach, ale wciąż mam włożone w nią dwa palce prawej ręki. Przewraca się na brzuch i wypina do góry tyłek. Ściągam jej stingi, całuję po pośladkach i niżej, po nogach i stopach. Uwielbiam małe stopy u kobiet. Ma małe.

            Zakładam prezerwatywę. Pierwszy raz ją kupowałem i trochę mnie to krępowało. Powoli kładąc się na nią usiłuję włożyć w nią członka, ale ona przewraca się na lewy bok. Chwytam ją w pół i członkiem zaczynam jeździć po tylnej części jej pochwy. Ona zaczyna ruszać tyłkiem, udaje się jej ścisnąć mego kutasa pośladkami. Wreszcie kurczy kolana i w tej pozycji powoli jej wsadzam.  Zaczynam ruszać. Ona dociska wewnętrznie  mego członka, ale nadal udaje, że śpi. Jest pięknie. Układam się wygodniej za jej plecami i znów wsadzam, ale mocniej, pcham bardzo gwałtownie. Zaczyna pojękiwać i wtula twarz w poduszkę, żebym nie słyszał. Napieram coraz mocniej.

            Niespodziewanie Aśka i Łukasz wstają ze swego łóżka, budzą nas, gdyż myślą, że śpimy. Chcą żaru, żeby zapalić „maryśkę’.

            - Nie mam zapalniczki ani zapałek – mówię- i dajcie mi spać.

Wychodzą. Gośka nadal udaje, że śpi. W czasie rozmowy nie wyjąłem członka i cały czas był w największym rozmiarze. Teraz napieram coraz mocniej i mocniej. Obraca się wreszcie na plecy, ale ja chcę przedłużyć tę zajebistą, po raz pierwszy w moim życiu przeżywaną rozkosz. Znów liżę jej muszelkę i za chwilę chcę wejść jak Pan Bóg przykazał, ale ona ponownie przekręca się na lewy bok i wypina w moją stronę tyłek. Zaczynają mnie te ciągłe zmiany pozycji denerwować.

            Myślę, że jej zachowanie wiąże się z wyrzutami sumienia, że zdradza swego stałego chłopaka i dlatego udaje nieświadomą w głębokim śnie. Rozumiem ją, ale chcę odbyć stosunek. Znów układam się za jej plecami i próbuję wsadzić do jej odbytu. Zaczyna się wiercić, na znak, że tak nie chce. Wsadzam więc w jej łono. Posuwam najmocniej jak mogę. Co za rozkosz. Ona nakrywa się znowu poduszką, żeby nie było słychać jej pojękiwań.

            Ale znów wchodzą Aśka i Łukasz. Zapalają światło i znów pytają o ogień.

- Nie mam tego pieprzonego ognia i zgaście kurwa światło, bo mnie razi – krzyczę.

            Łukasz łapie za koc, odkrywa nas, widzi moje opuszczone majtki i spodnie i jej stingi oraz mego członka w niej. Wstaję i szybko zakładam majtki. Gośka udaje, że się budzi, szybko zakłada stingi i  wstaje z łóżka, .

            - Ale się narąbałam – mówi – o co chodzi?

A potem razem z Aśką wychodzą z pokoju do kuchni, aby napić się coś zimnego.

            - Co ty robiłeś ? – pyta Łukasz

            - Nie zadawaj głupich pytań, widziałeś i daj  mi w końcu spać-

Położyłem się znów i natychmiast zasnąłem. Rano obudziłem się sam w łóżku. Gośka już nie wróciła. Przyszedł Łukasz i zaczął z wyrzutem mówić.

-Dymałeś ją, bo jak was odkryłem to na to wyglądało. A wiesz,  że ma chłopaka, zajebanego kafara i jak on się o tym dowie, to skręci ci kark?

Mówił raczej z troską niż groźbą. Wystraszyło mnie to. Poszliśmy sprzątać salę i wtedy zobaczyłem Gośkę. Była śliczna. Popatrzyła na mnie dwa razy, ale nie podeszła,  a ja też nie zagadałem. Nigdy jej już nie spotkałem.

            Gdy wracaliśmy z Marcinem,  w autobusie opowiedziałem mu o tej nocy. Ten mój pierwszy raz nie był zakończony finałem. żałowałem bardzo. Do Kaśki pojechałem jeszcze kilka razy, ale przestała mi się podobać. Tak naprawdę, to nigdy mi się nie podobała. Opowiedziałem jej o tej nocy z Gosią. Była bardzo zła, zaczęła mnie ustawiać. Powiedziałem, że zrywam.

 

 

Druga część

                                   Najpiękniejszy chłopak w szkole

 

            Jest wiosna. Chodzę do szkoły w Pogotowiu Opiekuńczym we Wrocławiu na Borowskiej. Przenieśli mnie tam, bo w szkole podstawowej przy Świstackiego  (potem było to gimnazjum) mówili, że jestem bardzo agresywny, ordynarny i rzadko w ogóle bywam w szkole. Moja matka była bezradna. Przenieśli mnie więc do Pogotowia Opiekuńczego. Nie przeżywałem tego jako klęski, tylko jako nowe doświadczenie. Jestem tam najlepszym uczniem . Miłe. Za kilka miesięcy będę miał osiemnaście lat. Czuję się dorosły i ważny.

            W szkole wszystkie dziewczyny za mną szaleją. Mówią, że jestem piękny, bo:

- mam 185 cm wzrostu,

- mam bardzo długie rzęsy i cygańskie oczy, rozbudzające pożądanie,

- jestem ładnie, proporcjonalnie zbudowany i szczupły,

- mam ujmujący uśmiech

- i osobisty czar, mówi się o tym sex appeal.

Ale jeszcze nie wiedzą, że:

- mam członka długości 18 cm,

- grubość jest większa od przeciętnej (przeczytałem w necie),

- muszę długo i lubię kilka razy pod rząd się wyładować.

            Kiedyś stwierdzę, że gdy jestem naćpany, to mogę jeszcze dłużej, ale nie mogę się wtedy spuścić. Ale to inna bajka.

            Każda z dziewczyn w Pogotowiu – a znalazły się tam najczęściej z powodu alkoholizmu rodziców i kłopotów w rodzinie – chce ze mną chodzić. Mam wspaniałe samopoczucie, że jestem wyjątkowy. Wybieram kilka dziewczyn z mojej grupy  chyba siedem najładniejszych. Jakie są dumne, kiedy opowiadają koleżankom, jak je w ubikacji całuję i macam. Ale w końcu koncentruję się na Sabinie. Właściwie, nie wiem dlaczego. Nie była najładniejsza z tych siedmiu. Chyba sądziłem, że ją najłatwiej mi będzie namówić na całość, a  najbardziej mi zależało, żeby ruchać, ruchać jak najwięcej.

            Rzadko chodzę do szkoły, bo uczęszczałem z wolności, czyli nie byłem zakwaterowany w internacie. Mówię Sabinie, że chcę z nią zrobić grilla na wolności. Deklaruje natychmiast, że ucieknie z Pogotowia. Nie obchodzi  ją, że  będą konsekwencje. Z miłości dziewczyny są gotowe wiele zrobić.

            - Ale będę mogła się do Ciebie przytulić i całować – przymila się.

            -Ja też uwielbiam się z Tobą pieścić i się przytulać.

Tak mówię, ale wcale tak nie myślę, chodzi mi tylko o jedno.

            - No to popieśćmy się teraz podczas przerwy śniadaniowej – mówię.

Przerwa trwa 20 minut. Poszedłem do  grupy i wychowawcy i powiedziałem, że nie jestem głodny i nie idę na śniadanie a Sabina powiedziała, że źle się czuje i musi pójść do ubikacji. Idziemy do ubikacji dla chłopców, bo tam jest jedyna w całym Pogotowiu kabina, która ma haczyk na drzwiach i można się od środka zamknąć. Weszliśmy do kabiny, zaczęliśmy się całować i obmacywać i bardzo szybko  się rozbierać. Przerwa śniadaniowa choć najdłuższa trwa jednak tylko dwadzieścia minut. Stanęła do mnie przodem. Chciałem jej wsadzić na stojąco, ale było niewygodnie, więc obróciła się tyłem i pochyliła opierając ręce na muszli klozetowej. Wsadziłem jej. Nie zabolało ją, nie była dziewicą. Zaczęła głośno jęczeć. Uciszałem ją, więc wzięła moje place do ust i zaczęła je lizać i ssać. Zaczął się hałas, to koniec przerwy.

            - Musimy przerwać – zdyszanym szeptem mówi.

            - Moment ,Sabina, ja już zaraz.

I szybki numerek dobiegł do końca, wyjąłem swojego przed wytryskiem. Było fajnie. Sabina szybko pobiegła do dziewczęcej toalety, żeby uporządkować garderobę.

            Moi koledzy, jak zwykle po śniadaniu, wchodzą do ubikacji, żeby zarajać maryśkę. Ja jeszcze wycieram na podłodze swoją spermę. Ale jej dużo

            - Co robisz – pytają

            - Zmywam harę – odpowiadam. Hara to smarki z nosa.

            - Daj se spokój, daj żaru. – mówi jeden z chłopaków o ksywie Łysy.

To był mój drugi, choć raczej pierwszy raz, bo do końca. A Sabina nie miała jeszcze szesnastu lat i nie była już dziewicą. Zaliczyłem ją i przestała mnie interesować. Zerwałem z nią, a pretekstem było to, że przestała mi się podobać, bo umalowała włosy na różne kolory i nakładała mocny makijaż. Wyglądała wtedy jak taki piosenkarz Michał Wiśniewski. Tak jej powiedziałem.

            Zwróciłem uwagę na Magdę. Była delikatna, nie malowała się, bardzo miła i wciąż się uśmiechała. Nie było problemu z pieszczotami, ale do finału nie udało się dojść. Nazwijmy ją Magdą z Pogotowia, bo na wolności poznałem inną Magdę. Ta druga to dopiero była śliczna. Szesnaście lat, ale wyglądała jak dorosła kobieta, nogi do samego nieba, piękna i zgrabna jak modelka. A jak się ruchała!

            Poznałem ją w parku przy ul. Podwale, ale bliżej Traugutta . Z chłopakami chodziliśmy tam z piwem i aby pogadać. Park odremontowany, przyjemnie było. No i pewnego dnia huśtam się na huśtawkach z dobrym moim kolegą o ksywie „Jojo”. Podchodzi  dziewczyna i prosi, aby pozwolić jej pohuśtać kilkuletniego chłopca. Potem mi powiedziała, że to był jej siostrzeniec. Jojo się odzywa:

- A  idź se poszukaj innej huśtawki, nie widzisz, że my bujamy?

Ja zachwycony tą dziewczyną odzywam się z uśmiechem:

-Ależ proszę skorzystaj z mojej huśtawki

- Dzięki Ci

- A gdzie mieszkasz? Pytam.

- W tym domu przy ambasadzie niemieckiej – W rzeczywistości to był konsulat

- Aha, to możemy się częściej spotykać.

- No pewnie.

Tak poznałem  drugą Magdę. Wielu moich kolesi chciało do niej startować. Taka była śliczna. Zabroniłem i groziłem:

- Jest tylko moja i z dala od niej, bo w ryj.

            Ruchaliśmy się wszędzie, u niej w domu, w piwnicy,  w nocy na ławkach w parku i wtedy siadała na mnie. Pewną noc spędziliśmy na seksie pod drzewem na Niskich Łąkach. Byliśmy zafascynowani seksem, aż się tym seksem przesyciliśmy. Nie mogliśmy już na siebie patrzeć. A jeszcze się dowiedziałem, że mnie zdradzała. Po prostu piękna kurwa. Zerwaliśmy.

            Ale spotykając się nią, zacząłem bardzo opuszczać szkołę. Byłem tam najlepszym uczniem, więc nie było problemu z nadrabianiem zaległości. Do czasu, gdy nieobecności było tyle, że nie było już  sensu chodzić do tej szkoły. Dlatego mam ukończoną tylko szóstą klasę szkoły podstawowej. Nikt się tym nie martwił, ani mama ani nikt inny. Ja tym bardziej.

            No więc wagaruję. Pewnego dnia przygnało mnie do szkoły z ciekawości, co z moją poprzednią Magdą. Okazało się, że jest w izolatce z powodu jakiejś choroby. Przez koleżankę podaję jej kartkę:

„magdiu co z Tobom jak się czujesz wiesz że cie bardzo koham więc sie martwie”

Czekam pod oknem izolatki na piętrze. Przez kratę zrzuca mi kartkę:

„ Też Cię kocham. Nic mi nie jest. Niedłógo wyjdę”

            Jestem wniebowzięty. Kocha mnie. Będziesz musiała to udowodnić. I rzeczywiście udowodniła.

            Była  ciepła pora roku, chyba maj. Do Pogotowia Opiekuńczego na Borowskiej znów nie chodziłem przez kilka dni. W jakiś dzień z samego rana mama mnie budzi, że przyszły do mnie dwie dziewczyny. Nie wierzyłem, ale wstałem, ochlapałem się wodą i wychodzę w slipach przed drzwi. Stoją Magda z Pogotowia Opiekuńczego z koleżanką. Nie pamiętam jej imienia, może sobie przypomnę.

- A się ma – mówię – co tu  robicie?

- Widzisz, jak mnie wita- mówi Magda do koleżanki.

No to ucałowałem ją i przytuliłem.

- Wiesz – mówi do mnie-  Mam urodziny, więc uciekłam ze szkoły, żeby  ten dzień spędzić z Tobą.

- No dobrze – mówię – mam 12 złotych, możemy pójść do Rynku na piwo.

- Nie będę szła do żadnego Rynku. Idźmy gdzieś, gdzie nie ma ludzi.

Zrozumiałem, że chce mieć ze mną stosunek. No to w to mi graj. Zaprowadziłem ją pod to samo drzewo, pod którym wcześniej kochałem się przez całą noc z Magdą z wolności. Śmiałem się jak głupi.

- Z czego ryjesz – zapytała mnie.

- A nic. Ale co z twoją koleżanką?

- Pójdzie zatelefonować –odpowiedziała.

            Ułożyliśmy się pod drzewem w wysokiej trawie, ale i tak z kładki dla pieszych wiszącej nad Odrą było nas widać. I chyba ktoś nas podglądał. Robiliśmy to w dwu pozycjach, ona na mnie, a potem ja na niej. Spodnie mieliśmy opuszczone do kostek. Nie pozwoliła mi się wziąć od dupala. A poprzednia Magda była perwersyjna i zachęciła mnie do tego, a mnie się to nawet spodobało, dlatego chciałem znowu. Dużo później Tak często właśnie chciałem, zwłaszcza jak dziewczyna była zbyt rozruchana i czułem luz. Kiedy kończyłem, wyjąłem członka i spuściłem się na jej gęste włosy łonowe. Zauważyłem wtedy, że jej koleżanka siedzi obok , je nasiona słonecznika i się na nas patrzy.

- No co ty, nienormalna jesteś – Niemal krzyczę do niej.

-No co się stało, porno na żywo jest ciekawe, na niektóre scenki bym popatrzyła raz jeszcze.

            Roześmialiśmy się. Magda przestała chodzić do szkoły. Pojechałem do niej. Mieszkała z matką i jej konkubinem na ulicy Cybulskiego. Oboje wyszli, ale był jeszcze jej brat, więc tylko się całowaliśmy.

- Fajnie było na Niskich Łąkach, chętnie bym to powtórzył.

- W innym miejscu, gdzie nikt by nas nie podglądał, byłoby jeszcze fajniej.

- To kiedy będziesz w szkole?

- No co ty, wolność jest piękniejsza niż wszystko.

Tyle ją widziałem. Od jej koleżanki, co nas podglądała, dowiedziałem się, że wpadła w środowisko narkomanów i matka wywiozła ją na wieś do babci. Na zawsze straciłem z nią kontakt.

            Przez ponad rok rucham każdą dziewczynę, która jest chętna. To dobre powiedzenie: ”nie ważne, że potwór, ważne, że ma otwór”.

 

 

Trzecia część.

                                               Pikieta

 

            Mój koleś o przezwisku Ogórek ma wciąż dużo kasy. Zazdrościmy mu tej kasy. Gdy pytamy, skąd ją ma, odpowiada, że kradnie. Jest jesień. Na dworze chujowo. Brak kasy. Nie ma co robić. Ogórek prowadzi mnie do parku przy rotundzie Panoramy Racławickiej.

- Chcesz zarobić stówę albo jeszcze więcej? Pyta

- No pewnie, co możemy jebnąć?

- Nie trzeba nic skroić.

-To jak zdobyć taką kasę?

- Pójdziesz z jakimś facetem w krzaki, wyciągniesz chuja, on ci obciągnie i

            zapłaci.

- No co ty, to niemożliwe, no i trochę bym się  bał.

- Nie ma czego.

Podszedł do jakiegoś spacerującego, schludnie ubranego faceta. Po chwili rozmowy poszli w zarośnięte ruiny. Niedługo wrócił ze stówą. No to się zdecydowałem. Wskazał mi faceta, którego zna i jest nadziany. Poszliśmy w śmierdzące gównami ruiny wzgórza. Obciągnął mi. Szybko się spuściłem. Przytuliłem dwie stówy. Trzy godziny myłem się w domu i wciąż czułem się zabrudzony, jakiś nieczysty. Wychodzę  więc na powietrze. Spotykam Faziego.

- Chodź, poćpamy - proponuje

            Chcę zapomnieć, na co się zgodziłem na wzgórzu, więc idę za nim

- A masz zioło? Pytam

- Mam coś lepszego, ćwiartkę hery.

W jego mieszkaniu rozwija folię złotko. Mówi:

- To jest ćwiarteczka. Kosztuje cztery dyszki. A teraz patrz, jak się herę jara. Złotko wpierw opalasz z ołowiu. Z obu stron. Potem bardzo dokładnie wygładzasz, żeby była jak lustro i wtedy sypiesz materiał. Podgrzewasz folię od dołu zapalniczką. Wskutek podgrzania hera przeistacza się w kulkę, taką brązową i pływa po złotku jak rtęć. Zaczyna dymić i ten dym wdychasz. Ale ruszaj złotkiem w górę i w dół i na boki, żeby utrzymać odpowiednią temperaturę. Musisz poruszać złotkiem, bo jak będziesz trzymał w jednym miejscu to ci hera wybuchnie. I uważaj, żeby na złotko nie kapnęła ci ślina albo jakaś woda. Wtedy masz taki wybuch jakbyś na rozgrzaną w patelni oliwę dodał wody. Rozprysk totalny, a hera poparzy ci twarz. No, trzeba naprać wprawy”.

Ten dym ma dziwny zapach. Nie umiem go określić. Po chwili lekko kręci mi się w głowie. Zaczynam odczuwać  WIELKIE ZADOWOLENIE. Barwy świata są intensywne. Nie mam już wyrzutów sumienia, że dałem sobie obciągnąć jakiemuś pedałowi. Nie mam w ogóle żadnych problemów. Wierzę, że mogę osiągnąć wszystko. Wychodzę na ulicę. Podrywam jakąś dziewczynę. Idzie mi tak łatwo jak nigdy. Po jakimś czasie, chyba dwu godzinach, zaczynam odczuwać swędzenie nosa i genitaliów. To najczęstszy objaw trzeźwienia po herze.

            Następnego dnia sam idę na pikietę i każdego następnego dnia również podaję lachę. Niektórzy wywożą mnie samochodem,  najbliżej są Niskie Łąki jako ustronne miejsce. Po przytulaniu kasy  palę i wdycham herę, ale nazywam ją brownem. Idzie mi sprawnie to palenie i wdychanie i boskie samopoczucie. Wpadam w karuzelę: podawanie lachy – zarobek i kupno hery - piękno świata - nazajutrz brzydota świata – więc podawanie laski i tak dalej. W takim rytmie jestem przez cały rok. Jestem bardzo zadowolony. Mam dużo forsy, pozwalam sobie na wiele przyjemności.  Ładnie się ubieram. Do domu przynoszę pieniądze, kupuję jedzenie, nikt nie pyta, skąd te możliwości. Jestem ukochanym synem.

            Stałem się królem pikiety. Cioty wyrywają mnie sobie z rąk. Zachęcają : „Chodź ze mną, zapłacę ci więcej”. No to wybieram. Przez rok dostałem pieniądze za seks może od stu facetów, a może i więcej. Gigantyczna kasa. Mam już stałych klientów. Także z Internetu. Ci proponują mi inne formy seksu, zwłaszcza dawanie im dupy. Odmawiam. Aby ich zadowolić masturbuję ich do skutku. Wiem, że muszą być ze mnie zadowoleni, inaczej nie wezmą mnie kolejny raz.

            Zakochuje się we mnie Jurek, właściciel agencji towarzyskiej dla gejów. Agencja jest na ulicy Sienkiewicza koło Mamuta, dawnej fabryki pieczywa. Jurek zaprowadza mnie do swej agencji. Numer telefonu dostępny na stronach gejowskich, w Internecie i w czasopismach gejowskich Trzy pokoje. Jeden pokój jest Jurka. Drugi – to salon. Siedzą tam chłopcy od bardzo młodych, chyba  16 latków do gdzieś 26-28 lat. Trzeci pokój to pierdolnik. Klienci z korytarza są kierowani  od razu do pierdolnika i tu chłopacy podlegają ocenie klientów którzy  będą uprawiać seks z tym, który im się spodoba. Tu  nie jest tak, jak na filmach, że gościu wchodzi do salonu w burdelu i wybiera  dziewczynę. Tu klient siedzi w pierdolniku, a chłopaki wchodzą po kolei. I nie liczy się uroda i figura chłopaka, choć to też, ale przede wszystkim wielkość kutasa. Musi mieć co najmniej 17 cm, ma być prosty, dość gruby, ale przede wszystkim nie może być „ślepy”, czyli mieć stulejkę, napletek musi schodzić z główki. No to takie oględziny muszą być na osobności. Jeżeli się instrument gościowi nie spodoba, to chłopak może się reklamować, na przykład, że świetnie ciągnie z połykiem albo daje od tyłu we wszystkich pozycjach, żeby klienta na seks namówić.

            Za wizytę klienci płacą 200 złotych. Jurek bierze 150 złotych, a chłopak   dostaje 50 złotych i zapewnione spanie. Ma się za swoje pieniądze wyżywić i ubrać, kupić sobie papierosy. O alkoholu nie ma mowy, zabronione jest być podpitym. Chłopacy przychodzą z ogłoszenia : „Agencja towarzyska  poszukuje panów do lat… w celu zatrudnienia i nr telefonu”. Albo jakoś tak.

            Klientów co noc jest trzech, czterech, nieraz pięciu. Gdy przyjdą naraz, jeden czeka w salonie z chłopakami albo Jurek odstępuje mu swój pokój. Oczekiwanie na klientów trwa do świtu. Potem chłopaki śpią do trzeciej, czwartej w dzień. Jak jakiś chłopak nie miał już brania, to Jurek mówił : ”Sorry, ale nie masz wzięcia, wylatujesz”. Jeśli któryś z chłopaków miał duże branie, to pomagał innym. Ale były też dni zastoju. Wtedy chłopcy głodowali a Jurek chodził wściekły.

            Były też kary. Za nie sprzątnięcie pierdolnika, nie zmywanie naczyń, czy zepsucie czegoś były kary finansowe potrącane z przyszłych zarobków. Często miał zły humor. Jest z wykształcenia lekarzem dentystą, ale twierdzi, że Bóg dał mu przesłanie i dlatego prowadzi agencję towarzyską. No i wróży z ręki, z dat urodzenia. Nieraz napada go szajba, niewytłumaczona złość na wszystko, wtedy idzie do rodziny, ma żonę i córkę.

            Przeszedłem na nocny tryb życia. Nie pracowałem jako chłopak z agencji. Dla Jurka byłem jego aniołkiem i był o mnie bardzo zazdrosny. Chociaż raz zgodził się, aby mnie wziął jego przyjaciel ksiądz, ale pilnował nas, żeby nie doszło do czegoś bliżej, mógł mnie tylko macać. Dostawałem od Jurka pieniądze, codziennie stówę, a jak poprosiłem, to i więcej. Jeździłem z nim po całej Polsce, bo woziliśmy chłopaków do bardzo bogatych klientów. Zwracali koszty podróży, diety i płacili co najmniej 1.000 złotych. Trasy były różne, nawet do Olsztyna. Nudziłem się w tych podróżach, bo Jurek słuchał wyłącznie muzyki symfonicznej. Często zasypiałem, nieraz na nocnych postojach mnie budził i mi obciągał, ale zawsze wpierw przytulanie, uściski i pocałunki.

            Większość czasu spędzałem w agencji, do domu prawie wcale nie zaglądałem. Matka się tym martwiła, ale mówiłem, że mam 19 lat i sam za siebie odpowiadam. A w agencji popalałem z chłopakami „maryśkę”, kilka razy zioła heroiny.

            Trwało to cztery miesiące. I znudziło mnie to. Szukam pretekstu, żeby odejść. Jurek każdego nowego chłopaka testuje seksualnie, to był mój argument. Odszedłem, ale czasami sprowadzałem mu chłopaków, najczęściej przyjezdnych, którzy nie mieli gdzie spać. Płacił mi za to.

            Ale najważniejszą przyczyną  odejścia z agencji była Agnieszka.

         

Czwarta część

                                   Agnieszka

 

            Z Agnieszką wychowywaliśmy się na tym samym podwórku, zaśmieconym, ale do dziś w moich wspomnieniach jest jednym z najpiękniejszych miejsc na świecie. Agnieszka była kiedyś brzydkim kaczątkiem, trzy lata ode mnie młodsza, więc wtedy lekceważona, choć właściwie to niedostrzegana.

            Nasz budynek mocno ucierpiał podczas wielkiej powodzi i ma być rozebrany  w grudniu 2000 roku[1]. Mamy spędzić ostatnie w tym domu święta i Sylwestra, którego urządzamy w mieszkaniu i na korytarzu dla wszystkich znajomych z podwórka. Jest kilkanaście osób. Wśród nich też Agnieszka.

            Po raz pierwszy zwróciła moją uwagę, ale nie mogłem podejść, bo broniłem się przed napastliwością pijanej konkubiny mojego starszego brata, ponad 40 letniej kobiety. Gdy musiałem się z nią całować, niby z okazji świąt, wpadł do pokoju starszy brat. Pobiliśmy się. Świadkiem była moja ówczesna dziewczyna, nie mogę sobie przypomnieć jej imienia, była tylko do ruchania, ale dlatego ją zaprosiłem, bo jak w Nowy Rok, tak cały rok. Tak mówią.

            Oczywiście, wszyscy byli świadkami mojej bójki z bratem. Także Agnieszka i jej ówczesny chłopak Filip. Mieszkała już na Księżu Małym, ale przyjeżdżała na parafię do znajomych. No i gdy na nią spojrzałem, to zobaczyłem wiosnę. Ilekroć ją wspominam, to czuję wiosnę. Chodziła jak gorące latem powietrze, migotliwie,  zwiewnie, eterycznie, dostrzegalna ale nierealna, niezwykła. Uśmiechnęła się do mnie, jak nikt przedtem i później. Każdy jej uśmiech promieniał i na długo rozświetlał moje ponure wnętrze. Do dziś nie umiałbym jej opisać. Jako osoba była urokliwa ale nie piękna. Miała czar. Uległem mu całkowicie.

            Ale chodziła wtedy  Filipem. Ilekroć ich widziałem, czułem się tak, jakby ktoś brutalnie zabierał moją własność. I tak mija pół roku. Na Wielkanoc urządzamy na podwórku grilla, też ma być pożegnalny przed ewakuacją z domu. Jest Agnieszka. Zaczynamy rozmawiać.

- Ale dałeś popis na Sylwestra – mówi – zaprosiłeś dziewczynę, a migdalisz się ze starą babą.

- Byłem pijany, naćpany –tłumaczę.

- A wiesz, że miałam plany, żeby Cię podrywać i zrobić Filipowi na złość.

- Dlaczego?

- Bo dowiedziałam się, że Filip mówił kumplom, że na Sylwestra mnie wyrucha i nie będę już dziewicą. Zdenerwowało mnie to, więc chciałam mu zrobić na złość flirtując z tobą. A do tego podobałeś mi się.

- Tak, podobałem ci się – pytam tyle zdziwiony co zadowolony.- Ty mnie też się podobałaś i to bardzo, ale  nie chciałem wchodzić między wami.

To chyba były nasze oświadczyny. Codziennie ze sobą chodzimy. Chce jej imponować, więc zapraszam na lody, dyskoteki, daję prezenty. Potrzebuję pieniędzy, więc… wiadomo, jak je zdobywam. Pytała mnie, skąd na to wszystko mam. Tłumaczyłem, że to juma, czyli z kradzieży i co w naszym środowisku jest powodem do chwały. Ale miałem problem. Całowaliśmy się namiętnie, ale dwa czy trzy razy wydojony przez cioty zachowywałem się, jakby mnie nie pociągała.

Te problemy pomnożą się, kiedy już będę całkowicie uzależniony od heroiny. Po czterech latach ćpania, nie zawsze mi staje, a jeśli nawet, to trudno mi osiągnąć  orgazm. Możliwe jest to tylko wtedy, kiedy jestem na zgięciach. Tak nazywają się bóle fizyczne na głodzie heroinowym. Żaden proszek nie pomaga na ten potworny ból. Dopiero po zażyciu hery, jak ręką odjął. No więc tylko na zgięciach mogę odbyć stosunek do końca i ból jest wtedy znacznie mniejszy, choć nie znika. Gdyby się można było ruchać non stop, nie byłbym już ćpunem.

            Dopiero po około roku naszego wspólnego chodzenia ze sobą doszło między mną a Agnieszką do zbliżenia. Nie poszliśmy wtedy na dyskotekę z braku forsy. Przez kilka dni padał deszcz, a wtedy na pikiecie nic się nie dzieje i na komórkę żaden klient po mnie nie zadzwonił. Komórkę kupił mi jeden z nich, tanią, ale do kontaktów była wystarczająca. Ogłosiłem się  na platformach gejowskich i z tych stron też nawiązywałem z klientami kontakty, ale musiałem iść do kafejek internetowych, bo nie miałem kompa.

            Pewnego wieczora Agnieszka wróciła  z moją siostrą. Było już nad ranem, więc Agnieszka postanowiła zostać u nas. Położyła się przy mnie  i zaczęła opowiadać, jak było na dyskotece. Za chwilę buziaki, macanko, stanął mi, zaczęliśmy się przyciskać. I stało się. Miała cnotę, trochę na początku ją bolało, więc nie wsadzałem do końca. Moje emocje sięgnęły najwyższego wniebowzięcia. To była miłość.

            Rano ją odprowadzałem i wtedy powiedziała, że chciała cnotę stracić właśnie ze mną i marzyła, że stanie się to w niezwykłych i pięknych okolicznościach. Może nie były to niezwykłe i piękne okoliczności, ale nie żałowaliśmy.

Kochamy się ze sobą już tylko dwa razy. Podczas każdego było przewspaniale. Nigdy tych chwil nie zapomnę. Byliśmy w sobie ogromnie zakochani i snuliśmy małżeńskie plany. Ale wtedy pojawiło się pytanie o herę. Opowiedziałem, jak zarabiam i że  walczę z nałogiem, że zmniejszyłem dawki i nie palę po pół porcji, tylko pakuję ćwiartkę w postaci płynnej igłą do żyły. Zemdlała. Zażądała, żebym poszedł na detoks. Zgodziłem się. Mama zameldowała mnie w szpitalu psychiatrycznym  na Kraszewskiego. Zapytała, co można mi przywieźć i pojechała po to do mieszkania. Gdy wróciła, już mnie tam nie było. Nie zniosłem tej pogardy dla ćpuna demonstrowanej na każdym kroku przez personel szpitala. A przecież nadal byłem człowiekiem.

            Agnieszka załamała się i odeszła ode mnie. Na zawsze. Matka płacze. A ja nie potrafię o niczym innym myśleć, tylko żeby wstrzyknąć sobie dawkę.

            Czasami widzę Agnieszkę na ulicy, nie próbuję nawiązać z nią kontaktu. Prowadzi wózek z dzieckiem. Pewnie wyszła za mąż i jest szczęśliwa. Kiedy ją widzę, to jest mi wtedy bardzo smutno.  Jaką ja wybrałem drogę? I dlaczego nie mogę  z niej zejść?

 

 

Piąta część

 

                                                        Nawroty

 

            Odejście Agnieszki uświadomiło mi,  że bardzo wiele w życiu tracę. Niczego tak nie pragnąłem, jak tego, żeby do mnie wróciła. Postanawiam zerwać z herą. Proszę matkę, żeby mnie w domu zamykała. Schowała buty i ubranie.

            Pierwszy dzień bez hery jest jeszcze do zniesienia. Ale już pierwsza noc , nie do spania. Rano okropnie boli mnie brzuch i plecy. Potem pojawia się ból karku i ogromna suchość w gardle. Z każdą godziną jest gorzej. Nie można mnie dotknąć, czuję  każdy centymetr mego ciała i każdą kostkę. I tylko jedno pragnienie – zaćpać. Głód wampira.

            Druga noc i trzecia znów nieprzespana i w bólach, czwarta także. Piątej nocy zaczynam trochę drzemać i potwornie się pocę. Bóle lekko ustępują. Potrwają jednak jeszcze kilka dni. Najdłużej utrzymuje się suchość w gardle. Powoli wraca chęć do jedzenia. Nie wychodzę z domu. Najwyżej z mamą lub starszym bratem. Boję się wyjść sam, żeby nie ulec pokusie, ale też, by nie spotkać dilerów. Mam u nich długi. Dawali mi „na krechę”, bo zawsze się wypłacałem, ale teraz nie mam ani złotówki. Spotkanie z nimi nie byłoby przyjemne, są brutalni. W trójkącie jest ich kilku. Nieraz jakiś ćpun, zaprzedaje się policji i wydaje dilera, dzięki czemu pozbywa się długu. Ale zaraz pojawiają się nowi, a niektórzy „dziedziczą” dług pozamykanych przez policję i te długi egzekwują.

            Mija pierwszy miesiąc, kończy się drugi. Wciąż nie wychodzę z domu. Mama co dzień szczęśliwsza.

- Synku, jakie piękne nabierasz rumieńce, zdrowiejesz.

Jest piękna jesień. Pojawia się problem. Nie wystarcza mi już patrzenie przez okno jak staruszek. Muszę wyjść. Zapada decyzja rodzinna, że mogę wyjść, wierzą, że jestem zdrowy. Wychodzę. Czuję się dziwnie jako wolny człowiek. Decyduję się pójść na pikietę, żeby zarobić i zwrócić długi, inaczej na parafii nie mam życia, a w domu też prawie nic nie ma.

            Spotykam kolesi ćpunów Grześka i Patryka. Patrzę jak biorą działki. Mnie to nie kusi. Sam się sobie dziwię, a kumple mnie chwalą. Mówią do mnie, dobrze, że nie bierzesz, to samo świństwo. Na pikiecie zarabiam. Drugiego dnia jest tak samo. Mam kasę. Chce się żyć.

                                               Trzeciego dnia biorę.

W następne dni także. Codziennie. Nieraz dwa razy.  Najczęściej pół działki za 80 złotych. Co najmniej tyle muszę codziennie zarobić, aby ćpać. Ile to jest na miesiąc? No chyba z 2.500 zł. A rocznie? Mam niezłe dochody. Wkłuwam się tak często, że w pewnych miejscach żyła jest zbyt stwardniała i nieelastyczna, żeby móc się wkłuć. Są strupy. Wieloletni narkomani nie mają już miejsc, nawet na piętach. Po pięciu latrach ćpania muszę się wkuwać w dłonie albo w stopy. Kolejny etap, to wkłuwanie się w pachwinę, podobno bardzo boli. Najlepiej mieć igły jednorazówki, bo igły się szybko tępią i mogą być problemy z wkłuciem się w żyłę. Ale nie wszystkie apteki sprzedadzą insulinówki, wiedzą, do czego narkomanom służą. Zawsze można jednak znaleźć starą osobę, która za złotówkę prowizji takie insulinówki kupi.

Odlot po wkłuciu się w żyłę następuje od razu, to tzw. faza. Jesteś szczęśliwy, radosny, nie dostrzegasz żadnych problemów. Faza po herze to nie są takie same objawy, jakie można zaobserwować u ćpunów zażywających  tzw. polski kompot czy różne dopalacze, a właściwie trucizny. Oni mają oczy półprzytomne, są bez kontaktu, pozycja w półprzysiadzie, ślinią się. Zażywają dopalacze, bo jest tańsza niż hera, ale  tylko hera wprowadza cię w stan niezwykły. Czujesz się kimś. Jak to jest ważne czuć się kimś.

I po raz drugi się odtruwam w szpitalu psychiatrycznym na Kraszewskiego. Tym razem wytrzymuję dobę.

Trzeci raz jadę się odtruć w ośrodku w Złotoryi. Mama mnie tam odwozi. Jest tam lepiej niż na Kraszewskiego, ale cały czas  cierpię z powodu straszliwego głodu narkotykowego. Lekarza nie ma, bo jest niedziela, więc ma być dopiero jutro. Wytrzymuję sześć godzin. Autostopem wracam do Wrocławia. W domu jestem przed matką.

I ponownie detoks w Złotoryi. Pojechałem, bo naprawdę chciałem się wyleczyć. Pierwsze dni są niezłe. Dostaję bunadol. To sztuczna heroina.  Nie odczuwam bólów, ale tylko przez pierwsze trzy dni, bo zmniejszają mi dawki i zaczynam się czuć coraz gorzej. Mama i siostra mnie odwiedzają, ale siostry nie wpuszczają na moje trzecie piętro. Gdyby siostra powiedziała, że jest moją żoną, to by ją wpuścili, ma przecież to samo nazwisko. Po wizycie wyglądam za mamą i siostrą przez okno. Widzę, że na trawniku opalają się dwie wariatki z niższego piętra. Wdzięczą się wszystkich, myślą, że są piękne, choć są stare jak zeschnięte drewno. Krzyczę za odchodzącą mamą i siostrą:

 -Kocham was.

Krzyczę kilkakrotnie, aż nie znikły za zakrętem. Na drugi dzień wychodzę ze szpitala psychiatrycznego w Złotoryi na własną prośbę. Z pieniędzy danych mi przez matkę kupiłem bilet autobusowy do Wrocławia. We Wrocławiu – jedyna myśl i pragnienie: zaćpać. Zdobywam kasę i wreszcie ćpam, ćpam, ćpam. Jestem szczęśliwy. Matka i siostra są zrozpaczone . Ale ja mam fazę i zasypiam całkowicie obojętny na to, co mówią.

 

 

Szósta część

 

                                Panowie B., T., Bio  i jeszcze inni

 

 

            Na dzielnicy mam paczkę chłopaków; ja, Grzesiek, Patryk i Stachu. Ten ostatni sparaliżowany na wózku inwalidzkim. Naćpany wskoczył na płytką wodę na główkę. Leżał w szpitalu nieruchomy przez rok. Lekarze  dawali mu 1% szans na przeżycie i mówili, że szkoda czasu i pieniędzy na jego operację. Stachu prosił o to, by go uśpić, udusić lub w jakikolwiek inny sposób pozbawić życia. Tak cierpiał. Tylko szpitalna siostra zakonna każe mu wierzyć w przeżycie. Modli się przy nim i doprowadza do przeprowadzenia operacji. No i zdrowieje. Oczywiście, długi czas rehabilitacji, ale zdrowieje, mimo 1% szans. Żegnając się z siostrą wspólnie się z nią modli i już nie ćpa. Ale do końca życia będzie na wózku inwalidzkim.  Jak wiele musiałbym zaryzykować, żeby porzucić herę?

            Patryk zetknął się z ciotami, gdy wrócił ze służby wojskowej. Spodobało mu się, mówił, że cioty lepiej robią loda niż kurwy. Kiedy obaj naćpaliśmy się, to zdarzało się nam wzajemnie macać  i całować, a raz nawet sobie wzajemnie obciągnęliśmy. Hera niszczy wszelkie hamulce. Ale po tym zdarzeniu już się nie kumplowaliśmy.

            W trójkę wzajemnie się wspomagamy. Gonimy z pikiety innych chłopaków – konkurentów, chyba że zapłacą nam dolę. Wprowadzamy nowych chłopaków, ale muszą dać dwie dyszki za zaznajomienie z ciotą. Czasem klient też coś dorzuci. Nieraz udaje się utargować odpowiednią sumę pieniędzy bez potrzeby pójścia z jakąś ciotą.

            Cioty lubią wciąż poznawać nowych chłopaków, mówią, że „lubią świeże mięso”. Poznaję trzech nowych panów; pana B. (bardzo znany we Wrocławiu), pan T. i pan Bio. Ten ostatni ma „ksywę” od początkowych liter tablicy rejestracyjnej swego samochodu.

            Pan B. jest lekko cholerycznym facetem. Potrafi być miły a za chwilę dokuczliwy. Okropnie nie lubię jego długich gadek o tym, że muszę rzucić narkotyki. Łatwo powiedzieć. Najłatwiej decydować się na odchudzanie po zjedzeniu kolacji. Chodziłem do niego na zarobek przez około półtora roku. Na początku dwa – trzy razy w tygodniu, potem coraz rzadziej, przy końcu naszych kontaktów najwyżej raz w miesiącu.

            Wspominam go dobrze. Byłem długo – jak mówił – jego number two -,bo numerem jeden był jego stały wieloletni partner, też ciota, tolerowali swoje zdrady. Pan B. na początku znajomości nieraz zabierał mnie na zakupy do dobrych sklepów odzieżowych i mogłem sobie kupić, co chciałem. Był bogaty, miał sieć restauracji i hoteli. Za seks płacił mi stówę. Ten jego partner pewnego razu wyśmiał go przy mnie, że płaci mi tylko stówę. Pan B. nie odezwał się, ale stawki nie zwiększył.

Przez miesiąc Pan B. zatrudniał mnie w swojej kafejce internetowej. Ale zwolnił mnie, bo któregoś rana zastał mnie zaćpanego, w lokalu było pełno dymu,  palił się kosz na śmieci. Chyba złośliwie podpalił go drugi pracownik kafejki, który mnie nie znosił. Ale nie mam dowodu. Do Pana B. nie mam żalu, że mnie zwolnił z pracy. Też bym tak postąpił jako pracodawca.

To Pan B. nauczył mnie robić facetom laskę i oddawać się im od tyłu. Pierwszy raz  to zrobiłem, gdy leżeliśmy po kąpieli.  Złapał mnie za kark i położył moją głowę na swych piersiach. Kazał mi ssać sutki. Wił się i wzdychał, potem siłą przesunął mi głowę do swego członka. Broniłem się, ale Pan B. nalegał i obiecał podwojenie stawki . Co miałem zrobić, potrzebna mi była kasa na herę.

Po kilkunastu takich spotkaniach chciał od tyłu. Znów się nie zgodziłem, ale po kolejnych kilku spotkaniach dałem się namówić. Na początku to boli, potem już nie, tylko uporczywa myśl, żeby szybko to się skończyło.

Znajomość z Panem B. trwała około półtora roku, potem mu się po prostu znudziłem. To i tak był rekord, bo przy swoich pieniądzach Pan B. zmieniał chłopaków jak królowa angielska rękawiczki.

Ostatnio, spotkałem go przypadkowo na dworcu i poprosiłem go o cztery złote na chleb.

- Na jaki chleb, to na herę – powiedział dość głośno.

-Panie B. przysięgam na wszystkie świętości, że to na chleb, ja swoją działkę już dziś wziąłem. Mówię prawdę.

-No, nie wierzę Ci.

Ale daje mi cztery i tylko cztery złote. Jest sknerą mimo bogactwa, które posiada.

  1. to kolejny facet, który się we mnie zakochał. Ze wspólnikiem, Jurkiem prowadził sklep w zachodniej części Wrocławia, dość daleko od trójkata. Znał już moich kumpli   Grzegorza i Patryka, teraz zaproponował im, żeby przyjechali z kimś nowym. Pojechałem z nimi.  Jurek zaprowadził nas na zaplecze. Miał tam pochowane w zakamarkach piersiówki.

- No chłopaki – mówi do nas – chętnie bym się z wami tu zabawił, ale nie da rady. Telefony, dostawy towaru, klienci. Umówmy się na wieczór, ale chciałbym zobaczyć,  z czym będę miał do czynienia.

            - No to chłopaki – krzyknąłem – do demonstracji-.

Wiedziałem, że chodzi mu o to, żebym to ja pokazał swoją męskość, byłem „nowością”. Było wiele śmiechu z porównywania wielkości i kształtów. Za pokaz dał nam 200 złotych. Wieczorem nie pojechaliśmy.

            - Wiecie – powiedział Grzegorz lub Stasiu – mamy już kasę, po co jechać taki kawał. Szukamy towaru.

I nie pojechaliśmy. Zrobiliśmy sobie wspólne ćpanie. Przyjemniejsze niż w samotności. Po dwu dniach wybrałem się do Jurka sam. Miałem kłopoty z brakiem klientów. Puściłem się z Jurkiem, potem jeszcze kilka razy. Jak? No, normalnie, on mi loda, ja mu loda. To stało się dla mnie normalne. No może lepiej powiedzieć zwyczajne, powszednie.

            Któregoś  razu Jurka w sklepie nie było, był Tomek. Zaproponował mi wspólny obiad w restauracji. I w czasie obiadu mówi do mnie:

            - Wiesz, chciałbym, żebyś był moim chłopakiem. Aktualnie, mam chłopaka. Jest ze Strzegomia, więc nazywam go „Strzegomianek”, ale to już długo trwa i znudził mi się. To co, zgodziłbyś się?

            - Czemu nie – odpowiedziałem.

            - Ale wiesz, wtedy tylko ze mną. Z Jurkiem nic a nic.

            - No, oki, tylko załatw sprawę z Jurkiem.

Po obiedzie pojechaliśmy do niego, bo w sobotę zamykali wcześniej sklep. Był „Strzegomianek”. Student. Szybko wyszedł i wrócił dopiero wieczorem. Młoda, ale już trochę powyginana ciota. No i puściłem się z Tomkiem. Normalnie. Wiadomo, co to znaczy. T. był miły, sympatyczny, lubiłem przebywać w jego towarzystwie, choć był sporo starszy. Zamieszkałem u niego. Moja matka przyjeżdżała sprzątać. Nie wiem, czy czegoś się domyślała. Nigdy nie dała mi nic do zrozumienia na ten temat.

            Po jakimś czasie T. chciał, żebym go wyruchał. Ale nie zgodziłem się, nie mogłem. Mogłem Pana B., bo to był pracodawca i tylko pracodawca. Do T. czułem sympatię i nie chciałbym po takim fakcie odczuwać do niego pogardy. Może miałem odruch więźnia. W więzieniu „przecwelowany” facet, czyli zgwałcony, jest potem zerem, poniewieranym śmieciem. No, może jakoś podświadomie odmówiłem T.

            Z T. było dobrze i niedobrze. Najbardziej mu odpowiadało, żebym siedział cały czas w domu, może coś ugotował i porządkował mieszkanie. A kiedy wracał z pracy, często prosiłem go:

            - Wyjdźmy gdzieś, cały czas siedzę w domu.

            - Jestem zmęczony, cały dzień ciężka harówa. Zostańmy, pooglądamy

  telewizję a potem pójdziemy do łóżka.

Długo nie mogłem tego wytrzymać, tym bardziej, że zaczął mnie zamykać, żebym nie jechał kupować hery. Ale uciekałem przez balkon, mieszkanie było na parterze. Nieraz mu coś ukradłem, żeby sprzedać i kupić działkę. To już wtedy głód narkotykowy zmuszał mnie do kradzieży. Potem kradzież stała się rutyną. T. zawsze mi wybaczał. A jak nie było co ukraść, to jechałem na pikietę, potem szybki zarobkowy numerek, herka i poczucie szczęścia.

            Raz, kiedy u T. sprzątała moja mama, T. był też w domu i mówił, co zrobić. W przedpokoju leżała jego komórka. Bez namysłu ją wziąłem i po cichu wyszedłem. Kurwa, ile ja kupiłem hery za ten zastawiony w lombardzie telefon. Ćpam u Anety, dziewczyny kumpla. Nie wróciłem do T. na noc. Kiedy skończyły się działki, pojechałem w niedzielę rano pod jego dom. Ukląkłem na trawniku i błagałem głośno o wybaczenie i biłem się w piersi. Przebaczył.

            Ale po kilku miesiącach Jurek wmówił T. że liczy się tylko „Strzegomianek”, bo studiuje, poważnie traktuje życie, a ja jestem ćpunem, nie można planować ze mną niczego. Tak mi powtórzył T. i powiedział, że go to przekonało. Podziękowałem za znajomość. Już nigdy nie byliśmy razem.

            Wróciłem więc do Jurka. Ale on ciągle jest podpity i niezdolny do seksu. Odpowiadałoby mi to, tylko że ciągle chciał, żebym się przed nim onanizował. Bezustannie. No to ile można. Wytrzymałem dwa dni.

            W tym czasie, kiedy byłem jeszcze z T, spotykałem się też z Bio. Jeździłem do niego, jakieś 50 km od Wrocławia. Nie był wymagający. Przytulał się do mnie i sam się zadowalał. To był mój stały klient przez dość długi czas. Ale kiedyś mi odmówił, kiedy umawiałem się z nim przez komórkę. Powiedział mi, że jestem „przedawniony”.

            Wymagający był za to J. jeżdżący samochodem marki  Audi. Poznałem go tradycyjnie. Kiedyś, na chodniku od wejścia do Panoramy Racławickiej do miejsca na wprost Muzeum chłopcy stali jak modelki. Klienci samochodowi jechali wolno wzdłuż chodnika, wybranemu chłopakowi dawali znak i stawali kilka metrów dalej i wtedy wybrany chłopak dosiadał. Teraz częściej umawiają się przez Internet albo w barach gejowskich, jak „ Woda” (H2O) lub w podziemiu Wzgórza  Partyzantów.

  1. podjechał po mnie. Niedaleko Rynku miał kawalerkę, przeznaczoną do seksu tylko. Gdzie mieszkał – nie wiem. Pierwszy raz było normalnie. Ale już przy drugim razie zmusił mnie do oddania się. Był bezwzględny, nie obchodziło go, że cierpię, a może sprawiało mu to dodatkową przyjemność. Zawsze trwało to o wiele dłużej niż byłem w stanie wytrzymać bólu. Zaciskałem zęby i myślałem, żeby to się wreszcie skończyło, żeby wyrwać stówę. Po roku znudziłem mu się.

            To był czas, kiedy jeszcze myślałem o normalności. Proponowałem J., żeby wynajął  mi to mieszkanko, marzyłem, żeby  zamieszkać razem z jakąś dziewczyną. Nie zgodził się.

            - A gdzie ja bym się pierdolił? – zapytał.

            - Jak będziesz miał chłopaka, to my wyjdziemy.

- To niemożliwe, nieraz okazja trafia się niespodziewanie, nawet o

   trzeciej w nocy.

Szkoda. Może wspólne zamieszkanie z jakąś dziewczyną wyrwałoby mnie z nałogu.

            Nieraz odświeżam stare znajomości. Nie jest to zawsze łatwe, bo się znudziłem, ale mam swoje skuteczne powiedzonka, które rozbudzają seksualną wyobraźnię ciot. Mógłbym prowadzić wykłady dla chłopców sprzedających się pedałom za niezłą kasę. Takim stałym klientem jest ksiądz. Mieszka w Warszawie, ale często przyjeżdża do Wrocławia samochodem, którym kieruje inny ksiądz, też pedał. Raz zaprosił mnie do jakiegoś proboszcza, pod Wrocławiem. Gospodarz – to jeszcze jedna księżowska ciota, mały pucułowaty grubas. Podaje kolację. Myślałem, że będą to jakieś rarytasy, a tu tylko bigos niezbyt smaczny i chleb. Z czego on tak przytył? Po kolacji, grubasek idzie na górę z kierowcą, a ja odprawiam rytuał ze swoim księdzem. Rano grubasek dopytywał się mojego klienta, jak się sprawowałem. Zainteresowało go to, co było  i proponuje mi:

- Przyjedź tutaj, mam roboty murarskie i remontowe. Będziesz miał      

   podwójny zarobek, za robotę i za seks.

            - Fajnie -. Odpowiedziałem.

Ale nigdy tam nie pojechałem. Jakby nie było święte trochę miejsce a tu pedalstwo na potęgę.

            Opowiem teraz o Darku, Polaku mieszkającym w Kolonii. Zakochał się we mnie od pierwszego wejrzenia. Natychmiast postanowił mnie tam zaprosić, miał przedsiębiorstwo budowlane.

- Dam Ci robotę. Nie będziesz tylko na mojej łasce. A mnie będzie  dobrze

   z Polakiem wśród Niemców.

            - fajnie, pasuje mi. -  Odpowiedziałem.

            - To masz kasę na bilet i kup sobie rzeczy.

Forsa poszła na herę. Przyznałem się.

            - No trudno, masz jeszcze raz, ale na pewno kup bilet i potrzebne ciuchy.

Forsa poszła na herę. Był wściekły. Ale ja już mam sposoby na facetów, przytulam się, całuję po szyi.

            - Misiaczku, wybacz mi, wiem, że źle zrobiłem, ale to się nie powtórzy.

I dotykam jego genitaliów. Facet się podnieca, mięknie. Idziemy razem kupować bilet i ciuchy. Wyjazd pojutrze. Ale o szóstej rano  przychodzi po mnie do domu policja. Każą mi się ubierać. Informują, że jestem zatrzymany, bo okradłem T i ten postanowił donieść na do mnie do policji. Znał przez matkę adres mego zamieszkania. Doniósł na mnie, a kiedyś była wielka miłość.

            Zamykają mnie na komisariacie  Rakowiec, na ulicy Traugutta. Mam komórkę i pozwalają mi zadzwonić. Dzwonię do B. że jestem zatrzymany i można mnie uwolnić za wpłaceniem dużej sumy poręczenia. B. nie może, jest poza Wrocławiem. Dzwonię do Darka. Jest wściekły, ale przyjeżdża i płaci poręczenie.

Wyjeżdżam z nim do Niemiec. Nigdy nie mieszkałem w tak pięknych warunkach, kilka pokoi, dwie sypialnie, trzy wc, ładne meble, wygodne sofy. Super. Ale szybko się Darkowi znudziłem. Zaprasza jakichś niemieckich pedałów. Jeden z nich zaprowadza mnie do osobnego pokoju, rozbiera mnie i mówi „Voller Service”, czyli całościowa usługa. Facet  strasznie śmierdzi i jedzie mu okropnie z ust. Odpycham go brutalnie na drzwi. Leży chwilę na ziemi, ale się podnosi i idzie się poskarżyć Darkowi. Ten przychodzi, krzyczy na mnie i uderza mnie w twarz. Oddaję mu z całej siły. Upada, schodzę na dół, zabieram ze szuflady pieniądze i wracam do Wrocławia. Tak się zakończył mój jedyny wyjazd za granicę. A w Kolonii jest podobno piękna katedra.

 

 

Siódma część

                       

                                                   Mój zawias

 

            Opowiem, jak zyskałem zawias, czyli karę w zawieszeniu.  Kradliśmy z kolegami trochę dla szpanu, trochę dla małej kasy na lody, czekoladę. Inne dzieciaki to miały, ja też chciałem, miałem piętnaście lat. Nie traktuję tego jako kradzież, może małe przywłaszczenie.

            Później, gdy miałem już siedemnaście lat razem z Filipem i Danielem obrabialiśmy piwnice. Dorośli  znajomi, sąsiedzi  zlecali  nam przyniesienie potrzebnych im rzeczy, np. roweru, jakichś materiałów budowlanych. Jak udało się skraść coś  więcej, to magazynowaliśmy to w mojej piwnicy, która była też naszym klubem. Działaliśmy przeważnie w starym budownictwie, bo łatwiejsze jest wejście. Oglądamy, co jest w pomieszczeniach przez szpary w drzwiach, nieraz są kraty. Jeśli nie mamy wglądu, to nieraz udaje się zobaczyć, co można skroić, przez okienko piwniczne z ulicy.

            Ze starszą siostrą obrabiałem też supermarkety. Kradliśmy przeważnie kosmetyki. Opakowanie z kodami wyrzucaliśmy za półki, artykuły wkładałem do slipek a siostra do biustonosza, czasem do torebki. Ale raz nam się nie  udało. Przez nieuwagę siostry. Wzięła film do aparatu i na widoku wyrzuciła opakowanie. Zauważył to tajniak chodzący w Tesco po cywilnemu. Po przejściu przez kasę strażnicy i tajniak nas zatrzymują i zaprowadzają do odrębnego pomieszczenia.  Tu robią nam osobistą rewizję. Zebrali ukradzionych artykułów za 860 złotych.

            - Albo płacicie, albo wzywamy policję           .

Jak mamy zapłacić, skoro mamy tylko 30 złotych. Przyjechała policja, zabrała nas na komisariat. Pytają nas:

            - Dlaczego to robicie?

            -Bieda nas zmusza. Nikt w rodzinie nie pracuje, a tyle osób do

wyżywienia.

Wypuścili nas, ale zgłosili sprawę do prokuratury. Mamy sprawę sądową – pół roku aresztu, ale z zawieszeniem, bez grzywny, koszty sądowe 10 zł.

Drugi raz wpadłem za piwnicę. Obrabialiśmy w trójkę piwnicę na Kniaziewicza. Skradzione rzeczy wyrzucamy przez okno piwniczne, żeby wyjść z bramy bez niczego. Ukradliśmy walizkę, w środku wiertarka i inne narzędzia, też  krzesła ogrodowe, a ja wziąłem jeszcze rower i  z nim wychodzę z bramy. Ale policja już była powiadomiona. Widać ktoś z mieszkańców zauważył nas na samym początku  akcji.  Wychodząc z bramy widzę dojeżdżające auto policyjne. Krzyknąłem „ uciekajmy, policja”. Uciekamy. Biegną za nami. Porzucam rower. Wbiegłem do jakiejś otwartej bramy i schodami na samą górę. Cisza. Miałem szczęście. Przesiedziałem trzy godziny i do domu.

            Ale rano przyjechała po mnie policja. Filip i Daniel zostali schwytani i Daniel mnie wydał. Przyznał się do wszystkich włamań. Z mojej piwnicy zabrali skradzione a przechowywane rzeczy. Wzięli mnie na „dołek”, czyli na cztery osiem do aresztu. Potem zwolnili do domu z obowiązkiem meldowania się codziennie. Po sześciu miesiącach rozprawa. Nie wiem, dlaczego nie skojarzyli mi sprawy za Tesco. Dostaję dwa i pół roku w zawieszeniu i 290 złotych grzywny. Najebałem Daniela za to ,że mnie sprzedał.

            Swoich klientów od seksu nie okradam. Choć dwa razy się zdarzyło. Pierwszy raz, jak klient obiecał mi 50 złotych a dał tylko 20, to zabrałem mu z tylnego siedzenia komórkę i sprzedałem w lombardzie. Drugi raz u „Kapitanowej”, to oczywiście ksywa jednej ze znanych we Wrocławiu ciot, najczęściej bryluje na Dworcu Głównym. Zaprosiła mnie, po seksie wychodząc , zauważyłem leżące na półce w przedpokoju pieniądze. Zabrałem je, ale Kapitanowa zauważyła i musiałem pieniądze oddać.

            Z kolesiami zrobiliśmy dwa kwadraty, czyli mieszkania. Mieliśmy informację, że mieszkańcy wyjechali na urlop. W pierwszym kwadracie był wysoki parter, szczupły kumpel wszedł przez uchylony lufcik, a potem otworzył całe okno od wewnątrz. Nic ciekawego w mieszkaniu nie było. Stary sprzęt. Wzięliśmy tylko komputer, też nie najnowszy, przeszukaliśmy mieszkanie.  Może jakieś pieniądze, kosztowności. No kurwa, nic nie było. Wzięliśmy jeszcze jakąś kurtkę skóropodobną. Zostawiliśmy  spory bałagan.        

            Na drugim kwadracie się poszczęściło. Weszliśmy w nocy po cichu wyważając drzwi . Zarekwilowaliśmy duży telewizor, wideo, wieżę. Pieniędzy ani złota nie znaleźliśmy. Tu zostawiliśmy jeszcze większy bałagan.

I tak weszliśmy na nowe pole działania. Okradanie mieszkań. Znaliśmy pasera, który brał od nas większość rzeczy, reszta do lombardu, ale nie my oddawaliśmy, bo trzeba się legitymować dowodem osobistym. Braliśmy jakiegoś ćpuna z dowodem, który za dychę rzeczy zrabowane zastawiał. Raz jakiś chyba trzydziestoparoletni ćpun chciał nas wyrolować. Oddawał do lombardu na Prądzyńskiego skrojony przez nas telewizor i miał mieć za to dychę. Ale, gdy wyszedł lombardu zaczął uciekać. Biały dzień, dużo ludzi, ale pogoniliśmy za nim. Nie miał szansy nam uciec. Dopadliśmy go i wepchnęliśmy do bramy.

            - Te, co ty kurwa w kulki lecisz?

            - Dycha za mało. Dałem swój dowód, chcę pół.

            - Ty chuju, umówiliśmy się na dychę.

Dalszej konwersacji nie prowadziliśmy. Skopaliśmy go i zabraliśmy 350 złotych, które dostał w lombardzie. Nawet tej dychy mu nie zostawiliśmy.

            Wyrywam kobietom  komórki, najlepiej kiedy esemesują, bo wtedy nie obserwują otoczenia, a komórkę trzymają tylko w jednej ręce, bo drugą piszą lub szukają zdjęć albo czegoś w necie. Wystarczy niepostrzeżenie podejść, szybko wyrwać z ręki i uciec. Kradnę też łańcuszki. Raz mi się nie udało. Zerwałem jakiejś staruszce łańcuszek z szyi, chyba złoty, ale uciekając potknąłem się, upadłem pechowo nad kratą kanalizacyjną i wypuściłem łańcuszek do kanału. To się nazywa pech.

            A więc jestem złodziejem. Ale ci bogaci też na pewno nieuczciwie się wzbogacili i teraz mają drogie komórki i złote łańcuszki. Kto jest tak na sto procent całkowicie uczciwy?. Sprawiedliwość wymaga, żebym im coś zabrał.

 

 

Ósma część

 

                                               Rynek hery

           

           

            Dilerzy narkotykowi są prześladowani przez policję. Ale, gdy któregoś zamkną, natychmiast pojawia się następny. Mam chyba z dziesięć numerów do komórek dilerów. Ale nawet, gdybym nie miał kontaktów, to wystarczy podejść do jakiegoś ćpuna i on za „wejście” czyli za kontakt weźmie 20 złotych. Wpierw dzwoni ćpun, mówi, że jest nowy biorca i tak ma na imię lub ksywę. Ja mam ksywę od imienia, czyli  „Mario”. Potem idziemy razem w umówione miejsce. To najczęściej jakaś brama. Kontakt mnie przedstawia, bierze dwie dyszki i nas zostawia. Diler pyta, ile chcę , podaje cenę, ja mu kasę, on mi herę. I nara.

            Diler – to koniec sztafety. Wpierw jest główny odbiorca. Towar przyjeżdża  najczęściej z Warszawy. Ktoś to przewozi i zostawia w jakiejś umówionej skrytce jakiegoś samoobsługowego sklepu i w najmniej obserwowalnym miejscu. Potem telefon do głównego odbiorcy. Komórka zawsze na kartę a po wyczerpaniu limitu nowa karta i nowy numer. Następnie, spotkanie z wrocławskim dilerem, przekazanie klucza lub numeru sejfu, w zamian przekazanie gotówki, sprawdzenie jej przez konwojenta, który podaje kwotę do głównego dilera . Wszystko uzgodnione i  po wszystkim.

            Dla bezpieczeństwa wrocławski diler nie zabiera od razu towaru. Mógł być śledzony przez tajniaka i wpadka. Istnieje więc zaufanie do wysyłającego towar, że jest ok. To cała sieć.

            Po odebraniu przesyłki wrocławski diler może sprzedawać czystą herę albo dla większego zarobku z czymś ją mieszać. Najczęściej rozrabiają herę kodeiną albo sproszkowanym klonozepanem, czasem dodadzą marihuanę albo jakieś nieznane mi świństwa. Poznać po kolorze. Dobra hera jest jasno brązowa.

            Potem jest pośrednik. U niego jest baza sprzedaży , tu też często coś dodają, i dzielą na działki. Przeważnie jednogramowe, ale to tak w przybliżeniu, bo  nie waży się jej. Miarką jest plastikowa łyżeczka z  Mc Donaldsa. Pięć takich łyżeczek  to jeden gram. Z bazy pobierają materiał dilerzy, przeważnie w porcjach po jednym gramie. To dlatego, aby w razie wpadki i osobistej rewizji tłumaczyć, że to na własne potrzeby a nie do sprzedaży.

           

            Pojedynczy dilerzy też nieraz coś dodają, chcą większego zarobku. Po zaćpaniu od razu się czuje, czy materiał był dobry czy mocno zmieszany. Dobra faza – to dobry towar. Najgorzej, kiedy towar jest czymś zabrudzony. Wtedy można dostać „pirogena”. To gwałtowne, bardzo bolesne jakby uderzenie w głowę czymś bardzo ciężkim. Ból jest nie do wytrzymania. Z każdym pulsem krwi ponowne bolesne uderzenie. Nie pomogą żadne środki przeciw bólowe, tylko zastrzyk z dobrej hery.

            Miałem w życiu cztery „pirogeny”. Diler, który brudzi herę, szybko znika z rynku, bo nikt u niego nie kupuje. Między ćpunami wymieniamy informacje o jakości materiału kupowanego u różnych dilerów. Zwycięża jakość.

            Kiedy się dzwoni do dilera, trzeba być Bardzo ostrożny. Jest pewien rytuał porozumiewania się:

            - Cześć , tu mówi (podajesz swoją ksywę). Potrzebuję.

            - Co?

            -Worek (to gram, albo półtora, albo ćwiartkę.

            - To bądź tu i tu za ….minut.

Nieraz nie uda się od razu umówić, bo diler nie ma towaru, trzeba czekać, aż da znać  esemesem, np. „mam temat” albo inaczej, ale nigdy nie wprost i  nie konkretnie. Wtedy należy się zdzwonić z tym dilerem.

            Ale, jeżeli diler odpowiada w sposób nietypowy, np. pyta, o co chodzi albo podaje miejsce spotkania nie w ukryciu, tylko na otwartej przestrzeni albo ktoś inny odbiera telefon o nieznajomym głosie, to dowód, że to jest pułapka, że jest nalot. Trzeba się wtedy umówić, ale nie pojechać, a w komórce zmienić kartę.

            Raz przeżyłem podobną sytuację. Zadzwoniłem do mego dilera. Odebrał ktoś inny. Zapytałem o mego dostawcę.

            - Jest w sraczu – usłyszałem – jak chcesz  towar, to będzie. Przyjedź.

            - Gdzie? – pytam.

- Przy sklepie na…..

- To będę za pół godziny

Już wiedziałem, że to pułapka, bo ten diler miał samochód i szofera. Umawialiśmy się zawsze w innych miejscach, tam wsiadałem do samochodu a po transakcji wysiadałem, a oni szybko odjeżdżali. Młody chłopak, siedemnaście lat, a już nadziany. I mimo że taki ostrożny wpadł. Też ćpał. Może przez to.

Pojechałem wcześniej i ukryłem się w bramie niedaleko sklepu. Wkrótce podjechał pod sklep samochód i wysiadło z niego czterech kafarów. Rozglądają się, jeden siada na murku przy sklepie, trzej pozostali wchodzą do sklepu i patrzą przez szybę wystawową. O czasie spotkania nadchodzi mój diler. Na piechotę, pewnie z „ogonem”. To już miałem stuprocentową pewność, że pułapka jest założona na mnie. Uciekłem stamtąd. Po jakimś czasie zadzwoniłem na komórkę tego dilera, ale nikt nie podnosił.

Ale nie ma próżni na rynku dostawców, od razu miałem innych. Kiedyś zabrakło hery na rynku. Nie przyszły dostawy. Na ćpunów padł blady strach. Przez parę dni trułem się dopalaczami. Świństwo i bardzo niebezpieczne. Żeby wzmocnić ich działanie bierze się tabletki o nazwie klonazepam. Ale to mocno muli, myśli są nieskładne, bełkot zamiast mowy, wzrok mętny, opadają powieki. Wygląda się na całkowicie zaćpanego, choć tak nie jest.

Kiedy mogłem kupić tylko ćwiartkę, to doprawiałem „klonami”. Nie to samo, ale efekt był. Klonazepam też kupuje się na czarnym rynku, czy mówiąc dokładniej na brązowym rynku hery. W aptece sprzedają go na receptę. Podobnie tramadol, który działa podobnie.  Oba środki są szkodliwe, zwłaszcza niszczą wątrobę. Nieraz się wymiotuje. Ale znacznie zmniejszają bóle na głodzie heroinowym, co pozwala postarać się o zarobek. Te lekarstwa sprzedają staruszkowie, a środki przypisują im lekarze. Wykupują leki w aptece, a potem ćpunom sprzedają trzy, cztery razy drożej. Trudno się dziwić przy ich niskich emeryturach. Też się do nich dzwoni, a jak nie mają komórki, to puka do drzwi w umówiony sposób. Często po zapukaniu każą zejść na podwórko i przez okno sprawdzają, czy to znajomy ćpun. Staruszkowie – to solidny segment brązowego rynku.

Też byłem dilerem, ale krótko. To nie skończyło się dobrze, bo zbyt wiele materiału zużyłem na własne potrzeby, więc brałem na kredyt i nie wypłacałem się. Na dzielnicy prześladowali mnie za długi. Dopadło mnie trzech  kafarów. Zabierają mi komórkę, dość dobrą i dostałem w łeb i kopa. Jeszcze przez jakiś czas musiałem ich spłacać. Materiału od nikogo już nie mogłem kupić. Informacja działa.

Ale miałem też historię z gangiem narkotykowym. Mój kumpel, Ogórek wyszedł z więzienia. Miał dziewczynę na Krzykach i wspólnie rozprowadzają herę. Obiecałem, że znajdę kupców. Spotykam Japę i King Boksera, ten drugi, to strasznie napakowany gościu. Postrach trójkąta. Chcą hery, więc dzwonię do Ogórka po półtorej działki, bo tyle chcą. Jedziemy na Krzyki samochodem, na miejscu z bramy wychodzi Ogórek z pieskiem. Gdy zobaczył go King Bokser wyskoczył z samochodu, dopada Ogórka, tłucze go po głowie, Ogórek jakoś się wyrywa i ucieka. Krzyczę:

 - Co ty robisz, przecież on przyniósł towar.

Biegnę za Ogórkiem, znam skrót, wpadam na niego, przewracamy się.

            - Kurwa, co ty robisz, kogo ty na mnie napuszczasz – krzyczy.

            - Nikogo nie napuszczam, nie wiem, o co chodzi – odpowiadam.

I uciekł. Potem dowiedziałem się, że przed więzieniem Ogórek skroił King Boksera na trzy gramy hery. Więc ten, jak  zobaczył Ogórka, ogarnęła go wściekłość i zaatakował go. Znalazłem się w głupiej sytuacji, a chciałem się przysłużyć.

            Idę ulicą blisko Panoramy Racławickiej. Podjeżdżają kolo mnie trzy samochody. W jednym z nich widzę Ogórka. Wskazuje na mnie. Wyskakują trzej koksiarze i biegną w moim kierunku. Uciekam co sił w nogach. Nie mam tej kondycji co kiedyś. Hera niszczy umysł i ciało. Totalne oddziaływanie. Fajna reklamka, co nie? Wpadam w jakieś gęste krzaki koło budynku Panoramy. Leżę plackiem na ziemi, jest mokra. Słyszę, jak krzyczą:

            - Gdzie on się kurwa podział?

Po jakiejś pół godzinie, zdrętwiały ze strachu i zimna, cały brudny, chyłkiem wracam do domu. Po jakimś czasie słyszę z ulicy krzyk: M. ty już nie żyjesz. Spoglądam przez uchyloną lekko firankę. W ogóle tych ludzi nie znam. Co się dzieje?

            Wychodzę na drugi dzień rano. Muszę, jestem na głodzie, a w domu hery nie wysiedzę. Jestem przekonany, że rano prześladowcy jeszcze śpią. Ale czy o tej porze znajdę jakiegoś klienta na pikiecie? Jestem na miejscu, ale znów widzę, jak podjeżdżają te trzy samochody. Uciekam na Wita Stwosza, wchodzę do galerii sztuki przy banku PKO, za chwilę od strony Rynku podjeżdża jeden z samochodów. Wysiada trzech, widzą mnie przez szybę wystawową, zostają przy drzwiach. Błagam portiera, żeby pozwolił mi zatelefonować.

            - Panie, to nie jest telefon publiczny – mówi portier

- Proszę – mówię błagalnie – gonią mnie bandyci. Widzi pan tych trzech i samochód.

Pozwala mi zatelefonować do znajomej cioty. To  bardzo w porządku starszy facet. Proszę go o przyjazd i zabranie mnie stąd, bo chcą mnie zabić. Z samochodu bandytów wysiada młoda, piękna kobieta. Wchodzi do środka.

            - Poczekamy sobie na ciebie – mówi. A do portiera:

            - Jak jest wina, musi być kara-. I wychodzi.

            - No widzi pan – mówię do portiera.

            - To dzwonię na policję – odpowiada.

I dzwoni. Za bardzo tym zachwycony nie jestem, ale lepsza policja niż mafia. Policja długo nie przyjeżdża, tymczasem podjeżdża znajoma ciota, wychodzę szybko z budynku , jeszcze w biegu wskakuję na tylne siedzenie i kładę się.

            - Szybko – mówię – uciekajmy.

            - Podjedźmy pod policję, będzie bezpieczniej – mówi mój zbawca.

Podjeżdżamy pod komisariat kolo mojego domu. Nikt za nami nie jechał. Po krótkim czasie uciekam z Wrocławia na wieś. Wracam po tygodniu, miałem przy okazji detoks. Okropnie cierpiałem. We Wrocławiu dowiaduję się, że Ogórek znów siedzi. Prześladowcy dali sobie spokój. Co za ulga. Znów wolność.

            Wspomniałem o detoksie. Poza szpitalem psychiatrycznym we Wrocławiu i dwukrotnej wizycie w Złotoryi, byłem też w Ośrodku Monaru, niedaleko Opola. To jest dobrze zorganizowane. Żeby być przyjętym, trzeba być „czysty”, czyli nie być pod wpływem narkotyku. Wejście nie jest zamknięte, w recepcji pracują pacjenci. Jeden z nich sprawdza moje źrenice, po stwierdzeniu, że jestem „czysty”, zapisują mnie. Wszystkie czynności wykonują „pensjonariusze”, pewnie są już długo. Sypialnia dla sześciu chłopaków, ale na piętrze są też dziewczyny. Pobudka wcześnie rano i idziemy do lasu karczować chwasty i obumarłe drzewka na plantacji młodych świerków. Zimno, niemiło. Wróciliśmy na obiad po południu. Od razu uciekłem. Nie lubię fizycznej roboty a do tego głód narkotykowy. Wróciłem autostopem, kierowca, dość młody, powiedział, że mnie podwiezie aż do Wrocławia, jeśli zrobię mu loda. Nie pierwszyzna dla mnie. Dojechałem elegancko pod sam dom.

 

 

Dziewiąta część

           

                                               Utrzymanek prostytutki

 

           

            Julitę poznałem u zaufanego dilera, znał mnie dobrze, więc sprzedawał mi towar u siebie w mieszkaniu. Julita ćpała ostro, co najmniej połówkę hery dziennie. Też musiałem zwiększyć dawki, zmieniła mi się tolerancja organizmu na bardziej wytrwałą. Każdego dnia połówka, a jeszcze tego samego dnia – drugie pół lub choćby ćwiartkę. Zależało od kasy. Ale to był przymus.

            Diler mieszkał dość daleko od centrum, musiałem do niego jeździć autobusem pospiesznym K. Oczywiście na gapę. U dilera spotkałem Julitę z dwa-trzy razy. Kolejnym razem wychodziłem od dilera, a ona wchodziła.

-O, Mariusz. Poczekaj na mnie, jestem taksówką, odwiozę cię do centrum – Mówi.

- Fajno – Odpowiadam. Pasowało mi mieć taki transport powrotny.

- No, do domu, na Komuny. – odrzekłem

- A czy ja mogłabym wparować do Ciebie, jest już czwarta, doba hotelowa

  mi się skończyła, a nie mam za bardzo  gdzie się podziać do wieczora.

- No pewnie – Zapraszam ją.

Julita pomieszkiwała po hotelach. Rodzice, gdy dowiedzieli się, że jest ćpunką, zawieźli ją na Kraszewskiego. Nie wytrzymała tam, podobnie jak ja, i uciekła. Zdążyli zatelefonować do rodziców. Ci jej nie wpuścili do domu. Żeby przeżyć – prostytuowała się na Kościuszki niedaleko domu towarowego Renoma albo na ulicy Gwarnej – prowadzącej na wprost do dworca PKP. Była wysoka, szczupła, świetnie się prezentowała. Brała więcej niż inne kurwy. Żyło się jej nieźle.

            Przypomniało mi się, jak kiedyś wracałem z kumplami z dyskoteki i w okolicy dworca spotkaliśmy koleżankę, Kaśkę. Kiedyś dawała wszystkim na podwórku. Taka natura. Potem stwierdziła, że może na tym zarabiać i została kurwą. Przedtem była dość ładna, teraz kurestwo ją zniszczyło, to wychodziła na ulice po północy. Mocno podpici klienci zbytnio nie patrzą ani na urodę ani na wiek, byleby, no wiadomo co. Więc wracając spotkaliśmy ją. Jesteśmy po amfetaminie, chce się wtedy seksu.

            - Cześć Kaśka, może byś się z nami zabawiła? – Pytamy.

- Przecież wiecie, że chodzę za kasę- Odpowiada.

- Dostaniesz pięć dych, ale za nas pięciu, wypijesz coś i zjesz u Marcina,

  ma wolną chatę, a tobie pewnie zimno.

- No, dobra – Odpowiada.

U Marcina trzech z nas natychmiast zrobiło swoje, a ona sobie leżała bez ruchu, jakby oglądała telewizję. Po trzecim kolesiu chciała odpocząć. Napiła się wódki, przełknęła amfę, ale za dużo, no i wpadła w letarg, jest na wpół  przytomna. Miała być teraz moja kolej, bo Marcin jako gospodarz  miał być ostatni. Ale nie chciałem po trzech poprzednikach. Wzięliśmy półlitrówkę już pustą, naśliniliśmy ją trochę i wepchnęliśmy jej tę flaszkę. Miała w sobie tyle spermy, że weszła szyjka butelki i jeszcze ze siedem centymetrów.  Brychaliśmy, czyli śmialiśmy się, jak głupi. Po pewnym czasie Kaśka się budzi. Widzi w sobie butelkę i podnosi wrzask. A my brychamy do łez. Fajne kiedyś miałem życie.       

            No, ale  wracam do mówienia o Julicie. W domu ćpamy w ubikacji na półpiętrze. Potem idziemy do Galerii Dominikańskiej. W jednym ze sklepów Julita kradnie pięć koszulek. Sprzedaje zaraz je na przystanku za ponad stówę. Jedziemy na Kwiską, do hotelu butik, czy jakoś tak. Najczęściej tam nocowała, bo to tani hotel. W pokoju są dwa łóżka. Oddajemy się seksowi. Trwa to bardzo długo, bo jestem po herze i trudno mi dokończyć, ale ona jest bardzo zadowolona. Całuje mnie wszędzie, głaszcze. Miło.

            Wieczór. Julita mówi, że musi iść do pracy. Pięknie się ubiera.  Jedziemy na ul. Kościuszki, stajemy na chodniku, blisko jezdni.

            - I co robimy – pytam.

- Poczekamy aż podjedzie jakiś klient i zaproponuje odpowiednią stawkę

             za seks.

Nic nie powiedziałem, robię przecież dokładnie to samo. Na początku naszej znajomości często z nią wystawałem na ulicy. Julita miała stałych klientów, ale brał ją kto chciał, jeśli dobrze płacił. A my potem kupno hery, hotel, ćpanie, od czasu do czasu do łóżka. Miała żyłki bardzo delikatne, cieniutkie i trudno było jej się wkłuć. Więc ja wkłuwałem jej igłę na szyi. To niebezpieczne,  można naruszyć jakiś nerw. Jak kończyłem, byłem zielony ze strachu. Ale zawsze się udawało.

            Nie przeszkadzało mi to, że Julita była  dziwką. Dla mnie najważniejszy był stały dopływ gotówki na herę. A kasę od Julity dostawałem regularnie. No i miałem miłe towarzystwo a od czasu do czasu ruchanie. Na pewno jej nie kochałem. Liczyło się tylko to, że umożliwia mi łatwy dostęp do hery bez jakichś specjalnych starań z mojej strony. I tylko to było ważne.

            Julitę poznałem z moją rodziną. Matka domyślała się, że jest ćpunką, ale nie wiedziała, że jest dziwką. Nie powiedziałem, ale i tak matka nie za bardzo ją tolerowała. Pewnego razu Julita obrobiła jakiegoś taksówkarza. Spodobała mu się i zaproponował seks w swoim mieszkaniu. Oczywiście, zgodziła się. Kiedy u niego pili alkohol, niepostrzeżenie wrzuciła mu do szklanki z colą pigułkę nasenną. Była przygotowana na różne sytuacje. Po chwili taksówkarz zasnął jak dziecko. Zabrała mu złoty łańcuszek, złotą bransoletę, jeszcze jakieś rzeczy. Opyliła to wszystko, miała ponad 2.500 złotych. Zrobiła jakieś zakupy i przyjechała do mnie. Poszliśmy do sracza, zaćpaliśmy i wróciliśmy do mieszkania. Julita mówi, że chciałaby się przespać. Matka się nie zgadza, bo ma przyjść kuratorka z MOPS-u. Nie może zobaczyć ćpunów w mieszkaniu. Wynocha.

            Poszliśmy do sąsiada, Krzyśka. To klejarz, czyli taki, co wącha klej, żeby wpaść w trans. Jego matka nie żyła, a ojciec był w szpitalu, chorował na coś. Krzych przygarnął innego klejarza, obaj byli w mieszkaniu. My z Julitą znowu sobie huknęliśmy. Wpadamy w euforię, jest pięknie. Julita zaczęła krytykować Krzyśka i jego kolegę za to, że wąchają klej, a my jesteśmy od nich lepsi. Na dowód zaczęła machać forsą, miała jeszcze jakieś dwa tysiące. Niedługo potem zasnęła. Ja zasnąłem przy niej. Chyba nie zrobiliśmy dobrego wrażenia na naszych gospodarzach.

            Budzi mnie mocne uderzenie w twarz. Widzę pięciu nieznanych chłopaków. Dostaję kolejne fangi. Wyrzucają mnie za drzwi. Na korytarzu słyszę:

            - A ty kurwo, ściągaj majtki i dawaj forsę – krzyczą do Julity.

Szybko wpadam do swojego mieszkania. Oprócz matki jest starszy brat i jego znajomy. Wołam ich na pomoc. Wszyscy wpadamy do mieszkania Krzyśka i zaczynamy bić intruzów. Pomaga nam sąsiad. Mamy przewagę. Goście Krzyśka uciekają, jeden z nich przewraca moją matkę, drugi depczę jej nogę i łamie ją. Zabierają matkę do szpitala, zakładają  śrubę.  Będzie potwornie cierpiała siedemnaście miesięcy a noga wciąż ropiała.

            Za to całe zdarzenie obwiniam Julitę, bo gdyby nie machała forsą, to nic by się nie stało. Obarczam ją za cierpienia mojej matki, najdroższej mi osoby na świecie. Krzyczę na nią. Ordynarnie.

- Z jakiej racji na mnie krzyczysz – Mówi podniesionym głosem – To  

   przecież ja Cię utrzymuję i daję na herę.

- Też potrafię zarobić – odpowiadam.

-Jak?

-Tak jak ty,  ty zarabiasz na cipie, a ja na kutasie.

I wszystko opowiedziałem. To ją chyba zraziło do mnie. Mówi, że nie jestem jej j godny i że sama sobie da radę wstrzykiwać herę. A ja mam wielki żal za matkę. Rozstajemy się.

            Odwiedzam matkę w szpitalu, mogę wrócić do domu. Julitę spotkałem potem raz u naszego dilera. Powiedziałem jej, że jak ją znowu spotkam, to też złamię jej nogę. Ale nie spotkałem jej.

 

 

Dziesiąta część

 

                                          Doktor M.

 

            Znany we Wrocławiu lekarz, wybitny specjalista w swej dziedzinie. To trudny dla mnie temat, ale skoro mówię wszystko o moim pierdolonym życiu, nie mogę ominąć i tych przeżyć.

            Podjechał czerwonym Alfa Romeo, kiedy stałem naprzeciw Muzeum Śląskiego Wsiadłem.

            - Cześć.

            - Cześć.

            - Jedziemy? – Pyta.

            - A co ciebie interesuje? – Zagaduję.

            - Wszystko – Mówi.

Przedstawiam swoją ofertę.

            - No ,a taki brutalny seks, mógłby być?  - pyta doktor M.

            - To znaczy, jaki?

- Żebyś zrobił ze mną falę, jakieś klapsy, „blaszkę”, „karczycho”  a potem brutalne zerżnięcie mnie.

Nie wiedziałem, co to blaszka czy karczycho, ale potrzebowałem kasy i zgodziłem się. Pojechaliśmy do lasku obok Radwanic. Rozebrał się i położył na rozłożonych siedzeniach samochodu. Kazał mi wyciągnąć pasek ze spodni i go bić. Lepiej byłoby powiedzieć: napierdalać z całych sił.

            - Mocniej – Błagał – Mocniej i wyzywaj mnie i rozkazuj.

- Ty kurwo, szmato, ohydna dziwko, obciągnij mi teraz – Mówię twardym

  głosem.

            - O tak, traktuj mnie tak, jak szmatę.

Byłem trochę zdezorientowany tą całą sytuacją. Po raz pierwszy coś takiego przeżywałem. Ale imponowało mi, że mogę rozkazywać bogatemu facetowi i go poniewierać. Kazałem mu obciągać. Klęknął i robił to, a ja biłem go po twarzy i paskiem po plecach a on  własną ręką się zadowolił. Odwiózł mnie prawie do domu.

            Kiedy drugi raz się spotkaliśmy odbyło się tak samo. I tak ze cztery razy. Potem role zaczęły się odwracać. Zapraszał mnie do siebie. Tam zaczął od lekkich uderzeń dłonią w moją twarz. Teraz on przyjmował rolę kata. Ściągnął swój pasek od spodni i lekko mnie bił.

            - No, i na co sługo zasłużyłeś. Ty śmieciu, ścierwo kurewskie – Lżył mnie.

Chciałem zarobić, a dobrze płacił, bo dwie stówy, więc przyjąłem rolę pokornego sługi.

            - Tak, mój panie, byłem niegrzeczny.

            - To na ile batów zasługujesz, psie.

            - Dziesięć, mój władco.

            - O nie, dziesięć to za mało, dostaniesz dwadzieścia.

Nadal do niego przychodziłem Pewna kasa. Na kolejnych spotkaniach bił coraz mocniej i stawiał wyższe wymagania, bardzo chciał, by lizać mu buty. To go mocno podniecało. Wziąłem się na sposób i przed lizaniem jego butów skrycie je opluwałem ,a potem udawałem lizanie.

            Po jakimś czasie, gdy ulegałem mu we wszystkim, zawiózł mnie do swego gabinetu na Karłowicach, obok dawnych koszarów wojskowych. Wyciągnął z jakiegoś pojemnika baty, pejcze, kajdanki, uzdę jak dla konia, żebym zagryzał ją zębami a on mógł mi szarpać głowę i krzyczeć „wio”. Miał też klamerki od bielizny, które przypinał mi na sutkach i jądrach, a potem biczem smagał te klamerki. To sprawiało wielki ból.

            To nie koniec. Podczas kolejnych spotkań zaczął mnie oblewać woskiem i bił coraz mocniej. Ciało miałem w siniakach. One go podniecały. Zaczął mnie przywiązywać do kaloryfera i kajdanami krepował mi ręce na plecach, abym nie mógł się odsłaniać ani bronić. Podczas torturowania mnie bardzo się podniecał i spuszczał się na mnie. Zaczął płacić 250 złotych i byłem za te pieniądze zgadzać się na wszystko, choć zastanawiałem się, czy nie ma końca jego sadystycznej wyobraźni. Nie zawsze chciałem pójść z nim, ale mocne zgięcia z braku hery były silniejsze. Nieraz, gdy byłem naćpany z ogromną satysfakcją mu odmawiałem. Brał innych chłopaków. Mówili jak było. Tak jak ze mną na początku. Ale  czekało ich to samo. To tylko kwestia czasu, gdy odwracają  się relacje między oprawcą a ofiarą, a granice coraz bardziej się przesuwają ku śmierci.

            Pewnego razu doktor M zaproponował mi wyjazd do Warszawy, do jego kolegi też sadysty i obiecał 700 złotych. Chciał powtórzyć wspólne znęcanie się nad ofiarą.

            - Co będziecie ze mną robić ? – zapytałem.

- Będziemy cię oblewać gorącym woskiem, przywiążemy ciężarki do sutek, ogolimy ci jadra i będziemy je ciąć żyletką. Będziemy cię też bić mokrym wiosłem, żeby bardziej bolało, jeszcze bicie pejczem, na koniec położymy cię na krzyżu, przywiążemy cię do niego i popieścimy cię prądem. Mój koleś ma większą wprawę w sado niż ja.

            -Dobra – Powiedziałem –Zadzwoń przed wyjazdem.

Zadzwonił, ale zażądałem tysiąca złotych, bo ryzykuję swoim zdrowiem a nawet życiem. Powiedział, że musi tę stawkę uzgodnić z kolegą. Nie pojechałem do Warszawy.

            Kiedyś potem znów go spotkałem i wsiadłem do samochodu.

- Słuchaj – mówię do niego – mam ochotę, żebyś mnie ukarał za to, jaki

  jestem, żebyś mnie bił, wymierzył karę – to mówiąc, obmacuję mu

  spodnie.

- Wiesz, podnieciłeś mnie, ale nie mam teraz czasu, musze jechać na

   konferencję.

- A wiesz, że jutro mam 23 urodziny – Powiedziałem.

- Tak. To masz pięć dych.

Odjechał. Nie umówiliśmy się. Wiedziałem jednak, że jeśli będę na zgięciach nie do wytrzymania, a on podjedzie, to zgodzę się na wszystko. Może uczyni mnie kaleką. Może to byłoby wyjście, gdybym nie mógł ćpać.

 

 

Jedenasta część

 

                                       Aneta i Grzesiek

 

            Ewa była moją sąsiadką, rodzice wyprowadzili się do mieszkania zamiennego, ale ona chciała zostać. Miałem więc dziewczynę do dyspozycji pod ręką. Miała duże cyce, co mnie bardzo podniecało. Aneta była jej koleżanką i ładniejsza od Ewy. Chodziła ze Staśkiem. Ten, pewnego razu, miał wolną chatę i  zorganizował imprezkę, dla naszej czwórki tylko. Ewa nie chciała pić, tym bardziej zażyć hery. Natomiast Aneta była chętna.

            W środku nocy kładziemy się. Ja z Ewą w nyży, Stasiu z Anetą w pokoju. Dobieram się do Ewy, ale ona odmawia.

            - Nie mogę – Mówi – Brzuch mnie strasznie boli.

            - To co mam robić?

            - Przydałoby się jakieś lekarstwo.

O trzeciej w nocy idę na Traugutta do dyżurującej apteki. Gdy przyniosłem lekarstwo, zażyła od razu. Ale nie pomogło. Denerwuje mnie to jęczenie i jej obecność, bo zauważyłem, że Aneta na mnie leci. Mówię do Ewy:

- Te, to idź do domu, bo będziesz mi tu jęczeć całą noc, jak nie mogę

   zaruchać, to chcę się przynajmniej wyspać.

Poszła, może myślała, że za nią pójdę, ale zostałem, więc po chwili wraca. Wciąż ją boli, chodzi po pokoju, wygląda przez okno. Nie mogę zasnąć, wołam do Anety:

            - Aneta, chodź mnie podrap po plecach, bo nie mogę sięgnąć.

            - Nie ma sprawy - odpowiada ochoczo.

Stasiowi to nie w smak, bo też ma ochotę na Anetę, ale jestem jego kolesiem, więc nie protestuje, zostawia dziewczynie decyzję. A Ewa widzi, ze Aneta głaszcze mnie po plecach i wściekła mówi;

            - A może wam zamknąć drzwi, żeby nie wam nie przeszkadzać.

            - Skoro tak mówisz – Odpowiadam – to zamknij, bo słońce mnie razi. Świtało już i z okna promienie słońca wpadały do nyży.

            -To ja wychodzę – Mówi z wściekłością Ewa.

I wychodzi. Mówię do Stasia:

            - Nie otwieraj jej już, jakby wracała.

            - No pewnie, nie będę co chwila wstawał.

Przy zamkniętych drzwiach w nyży było kompletnie ciemno. Zaczęliśmy się przytulać. Wszedłem w nią powoli i trwało to bardzo długo. Miałem fazę po herze, a wtedy tak mam. Anecie się spodobało. Potem powiedziała mi, że była dziewicą. No to miałem w życiu drugą cnotkę.

            Jest południe, wstaliśmy, a Stasio mówi:

- Możemy dziś wieczorem imprezkę powtórzyć. Ale Aneta, przyprowadź

  jakąś koleżankę, najlepiej podobną do Ciebie.

- Dobra – Odpowiedziała.

Przyprowadziła Aśkę. Super laska. Mówię do Anety:

- Dziewczyno, co ty zrobiłaś, ona mi się bardziej podoba od Ciebie, może

  będę chciał się nią zająć.

Powtarzamy imprezkę. Tym razem nie mamy hery, palimy maryśkę. W nocy Stasio kładzie się z Aśką, ja z Anetą, znowu w nyży. Trzy numerki z wytryskiem, ale w sumie trwały krócej niż ten jeden raz poprzedniej nocy. Dwa dni później Aneta mi powiedziała, że woli, gdy jestem naćpany, bo wtedy doprowadzam ją do kilku orgazmów, a gdy jestem bez hery, to nie zdąży dostać ani jednego, a ja już skończyłem i jest wtedy bardzo niezadowolona, a nawet wściekła. Wracam do mówienia o tej nocy.

            - Może byśmy dokonali zmiany ? –Mówię.

Stasiu na to, jak na lato. Aśka też jest chętna, ale Aneta stanowczo zaprotestowała i tak zaczęło się moje kilkumiesięczne chodzenie z Anetą. Mieszkała za mostem Grunwaldzkim, była ukochaną jedynaczką, rodzice oboje pracowali, chata wolna. Warunki bardzo sprzyjały naszym spotkaniom.

            Pewnego razu poszliśmy ze Stasiem w ciepły wieczór „do pracy”, czyli na pikietę. A tam spotykamy Anetę i Aśkę. Okazuje się, że nasze dziewczyny też przychodzą tu zarobić. I przypomnieliśmy sobie, że już je kiedyś tu widzieliśmy. Dziewczyny też tu przychodzą, żeby zarobić na jakieś ładne ciuszki. Normalni faceci o tym wiedzą i  przyjeżdżają. A nieraz zostawiają żony na zakupach w pobliskiej galerii handlowej i chyłkiem idą na pikietę. Dziewczyny biorą za zrobienie laski dużo więcej niż chłopcy, co najmniej stówę. Cioty mają taniej.

            Postanawiamy nic nie mówić na temat pikiety. Podchodzimy i witamy się. Przechodzący faceci natarczywie się nam przyglądają. Sytuacja jest krepująca, więc Stasio proponuje pójście do niego, no to idziemy. Nikt z naszej czwórki tym razem nie zarobił.

            Po jakichś trzech –czterech miesiącach Aneta zmieniła numer komórki, chyba zapisała się do innej sieci. Straciłem kontakt, bo nie przysłała mi esem nowego numeru. Nie chciało mi się do niej iść do domu. Znudziła mi się. Ponownie zobaczyłem ją rok później, była już dziewczyną innego chłopaka, Grześka, którego ledwo znałem. No i ćpała już na ostro. Przychodziła na dzielnicę, więc spotykałem ją. Zawsze witaliśmy się serdecznie, przytulenia i cmoknięcia. Grzesiek był o to zazdrosny. Nie bez powodu, bo na widok Anety stawał mi na wspomnienie naszych przeżyć łóżkowych.

            Po jakimś czasie spotykam Anetę samą. Mówi, że Grzesiek jest w szpitalu, bo w nocny przećpał i stracił przytomność. Idę z nią do szpitala. Grzesiek leży nieprzytomny, za niego oddycha maszyna, co rusz ma drgawki. Pielęgniarki wyganiają nas. Niczego się nie dowiedzieliśmy. Na drugi dzień znów idziemy go zobaczyć. Bez zmian. Jest źle. Po wyjściu Aneta tuli się do mnie, całuje mnie namiętnie. Podnieca mnie to. Nie miałbym wyrzutów sumienia, że migdalę się z jego dziewczyną, kiedy on leży nieprzytomny w szpitalu. Jest jednak zimno i nie ma gdzie się schronić. Nic z tego.

            Po tygodniu Grzesiek się budzi. Z mózgiem wszystko w porządku. Wychodzi i wpada za rozprowadzanie hery. Siedzi w kratach trzy miesiące do sprawy. W tym czasie Aneta znów się do mnie dobiera.

            - Tak, kocham Grześka - Mówi – Bardzo mi go brakuje.

I łapie mnie za krocze. Nie zgadzam się, boję się, że ma już hifa.

            Rozważam propozycję daną mi przez bardzo znaną na pikiecie ciotę, koło 35 lat. Namawia chłopaków do wyjazdu do Berlina. Przekazuje tam chłopaków niemieckim pedałom. Dostaje za to od nich kasę. Nie wiem ile. Chłopaki muszą się tam zgodzić na wszystko, z reguły bez prezerwatywy. Wielu z nich zaraża się tam hifem. Dlatego ostatecznie się nie zgadzam.

            Wrocławska policja podobno wie o tym procederze, ale toleruje, bo ciota jest jej informatorem. Muszą mieć wtyczki w różnych środowiskach, zwłaszcza kryminogennych.

            Grzesiek też bywał w Berlinie, więc może także mieć hifa, dlatego mam opory, żeby bzyknąć Anetę, ale kupiłem prezerwatywy i się zdecydowałem. Idziemy szukać jakiegoś miejsca i spotykamy Sławka, też luj, czyli zarabiający na pikiecie chłopak. Blondyn, bardzo ładnie zbudowany, wysoki. Nawet mnie się podoba. Przez kilka lat był z kimś związany i skończyło się bardzo nieprzyjemnie. Nie moja historia, nie znam szczegółów, poznałem go z Bio, który określił go jako bóstwo. Daje mu sto złotych dziennie i kupił mu używanego Rovera. Też bym chciał.

            Aneta, gdy tylko go zobaczyła, przypucowała się do niego i poszli razem. A to kurwa, kupiłem przecież prezerwatywy. Postanowiłem  nic nie przekazywać Grześkowi. Nie wiem, czy dobrze robię, że go nie uprzedzam, jaka jest jego dziewczyna. Jest jednak bardzo w niej zakochany. Planuje się z nią zaręczyć.

 Po jakimś czasie spotykam Anetę pod bramą dilera.

- Cześć, co tu robisz? – pytam.

- Czekam na Sławka. Poszedł po towar.

- A co z Grześkiem?

- Nie wiem.

Po wyroku skazującym Grześka z zawieszeniem spotkałem ich znowu razem. Nie wiem, dlaczego nie jest ze Sławkiem. Może po prostu jej nie zadowalał, a może był po trosze już pedałem. Słyszałem, że  homoseksualizm może też być nabyty. To chyba prawda. Nieraz mam ochotę obciągnąć jakiemuś starszemu przystojniakowi. Nigdy przedtem bym w to nie uwierzył, że tak ze mną będzie.

 

 

Dwunasta część

 

                                   Coraz mniej dziewczyn

 

Do tej pory miałem w swoim życiu z 50 dziewczyn, a liczba facetów szła w setki. Może przez to mam coraz mniej śmiałości do dziewczyn, ale pewnie też dlatego, że cioty chcą mojego wytrysku. Przez te częste wytryski nie mam już tak wielkiego pożądania do dziewczyn jak kiedyś. Ale też branie mam coraz gorsze. Opatrzyłem się.

            Musiałem obniżyć swój cennik:

  • za zrobienie mi loda – 40 zł,
  • za zrobienie laski klientowi – 60 złotych,
  • za wyruchanie klienta – 80 złotych
  • za wyruchanie mnie – 100 złotych.

Nieraz się zastanawiam, po co tyle gadać z klientem, prościej byłoby mi

chodzić z zawieszonym cennikiem.   Jest coraz większa konkurencja ze strony młodych chłopców, zwłaszcza tych ogłaszających się w Internecie. Pokazują się tam nago i ze wzwodem. Chyba kończy się moje branie. Dlatego staram się ładnie wyglądać i ubierać. Biorę też przed pójściem tylko ćwiartkę hery, bo po połówce widać u mnie fazę. Drugą ćwiartkę biorę po pracy.

            Odwiedziłem Jurka w agencji, liczyłem na jakiś grosz, ale nic  tego. Poznałem tam Andrzeja. Ma 22 lata. Niedawno wrócił z Niemiec, gdzie był męskim striptizerem. Teraz to samo robi we wrocławskich klubach gejowskich. Widziałem go klubie, zwanym wodą. Poruszał się świetnie, wszystkim facetom oczy wychodziły z orbit. Tańcząc rozbierał się, ale nie pokazywał członka, zakrywał go ręką, ruszał natomiast gołymi pośladkami.

            U Jurka w agencji był do dyspozycji facetów, ale też kobiet. Jurek rozszerzył zakres usług seksualnych. Miał czterdziestodwuletnią klientkę. Pewnego razu  zażyczyła sobie Andrzeja, znała go już ,ale tym razem miał przyjechać z innym chłopakiem, który powinien być przeciwstawieniem jego urody. Andrzej jest blondynem o niebieskich oczach. Jestem jego przeciwstawieniem, gdy idzie o urodę, więc Andrzej wrócił się do mnie z propozycją:

- Słuchaj, jest klientka, ma ponad czterdziestkę, ale wygląda super. Chce, 

   żeby dwóch ją wyruchało. Chcesz być drugi?

- A jaka będzie za to kasa?

- dwie stówy

- Zgoda, jadę.

Podjeżdżamy pod piękną willę. Na parterze sklep monopolowy. Wchodzimy, wita nas jakiś pan i starsza kobieta. Chyba matka klientki Siadamy w przestronnym salonie  na bardzo szerokiej kanapie. Pijemy drinki, rozmawiamy o niczym. Po pewnym czasie kobieta, którą uważałem za matkę klientki, wychodzi, za chwilę wraca w seksownej bieliźnie i kładzie się na kanapie. Wszystko ma na wierzchu. Wypiłem dość dużo, żadne hamulce nie działają, podnieciłem się.

            - No to zaczynam – mówi Andrzej

            - Nie, wolę, żeby zaczął twój kolega – mówi leżące pożądaniem młodych chłopców mocno dojrzałe ciało.

Na to mówię:

            -Chwila, założę kondoma.

            - O nie, nie chcę na gumkę – Mówi pani, coraz bardziej rozchylając uda.

            - Bez gumki, to stówa drożej –Odpowiadam.

            -Zgoda – Mówi pan, który okazał się jej mężem.

No to wykonuję swą pracę, jedyną, którą potrafię. Klienta kręci się i stęka z rozkoszy. Trwa to koło dwudziestu minut, bo pojechałem narajany, ale spuściłem się.

            Teraz kolej na Andrzeja. On pracuje w cipie, a ja z mężem, który to wszystko obserwuje, piję wódkę. Patrzymy, co robi Andrzej z klientką. Faceta w ogóle to jakoś nie rusza, że na jego oczach młody chłopak pierdoli jego żonę. Jakby oglądał nudny film w telewizji. Chyba się przyzwyczaił. Andrzej skończył.

            - No to  chodź znowu czarnulku – mówi do mnie kobieta.

To, że patrzyłem, jak Andrzej ruchał, ponownie mnie podnieciło. Więc nie ma problemu, żeby znowu wejść w tę ziejącą pożądaniem czeluść. Po pół godzinie        zmęczony i spocony schodzę. Trwało to trochę dłużej niż za pierwszym razem, ale kobiecie bardzo to odpowiadało

            - No to Andrzejku dokończ– mówi wciąż nie zaspokojona jama.

I Andrzej znowu w nią wszedł , a mąż nadal obojętnie pije wódkę. Skończyli, facet wyjmuje ogromny plik pieniędzy i daje mi tysiąc złotych. Natychmiast pomyślałem, jakby go okraść. Ale chyba nie ma szans, pieniądze chowa do kieszeni.

            Zbieramy się. Ta kobieta, choć nie wiem, czy mogę ją tak wywyższać, na osobności prosi mnie o numer mojej komórki. Mówi:

            - Chce cię znowu mieć z jakimś kolegą, ale bez Andrzeja, znudził mi się.

Podaję jej numer komórki, ale skontaktować się ze mną raczej nie ma szans, bo moje telefony często lądują w lombardzie , skąd ich nie odbieram,. Nie mam za co. A następny albo kradnę, albo dostaję w prezencie, albo po prostu nie mam.

            Przestałem biegać za młodymi dziewczynami, nie mam sił. Jestem tylko  na zawołanie starszych bab i facetów. Niedawno odwiedziła nas konkubina mojego starszego brata. Ona chyba nie bardzo panuje nad swoimi zachowaniami. Ciągle jest na środkach odurzających, ale tak jak ja jestem uzależniony od hery, tak mój brat od tej kobiety starszej od niego o dziesięć lat. Jest sporo po czterdziestce. Mają dziecko, pięcioletni Damian. Jestem jego ojcem chrzestnym, niestety, nie ma ze mnie żadnego pożytku.

            Zbliża się noc, więc idziemy wszyscy spać. Mojego brata nie ma, gdzieś wyjechał do dorywczej pracy. Śpię z siostrą. W nocy wchodzi do naszego łóżka konkubina brata i łapie mnie za członka. Staje mi. Wchodzę w nią, w kobietę, która jest związana z moim rodzonym bratem. Zdradzam go i nie tłumaczy mnie ani zaćpanie, ani alkohol. Czy mam wyrzuty sumienia? Nie wiem.

            - Jesteś lepszy od swego brata, bo on to tak szybko, raz dwa i po

             wszystkim ,a ty to z godzinę.

Zaczynam się zastanawiać, czy ja naprawdę potrzebuję dziewczyn. Mam szczęście. Wiążę się ze świetnym facetem. Jest opiekuńczy serdeczny, widzi we mnie człowieka a nie tylko obiekt seksu. Mieszkam u niego. Nikogo takiego o tak pięknym wnętrzu dotąd nie znałem. Próbuje mnie wyrwać ze szpon hery,  a ja go cztery okradam. Z drobnych rzeczy, ale jednak. Wybacza mi to, bardzo mnie kocha. Kilka razy wyjeżdżamy – nad morze, w góry. Ma to być odwyk. Nie pomaga. Zrywa ze mną. Wracam do poprzedniego życia. Straciłem kolejną życiową szansę. Jak wszystkie dotychczasowe.

 

 

Trzynasta część, ostatnia

 

                        Jak długo jeszcze?

 

            Nie mam brania, dostaję propozycje  seksu za dwie trzy dychy a chcą full wypas. Nie zgadzam się. Udało mi się ukraść łańcuszek z szyi starej kobiety. Nie starczyło na długo. Spotykam Bio. Rozmawiamy, proponuję mu seks. Odmawia, ale daje mi niemal dziesięć złotych i numer telefonu, jeśli będę miał jakiegoś młodego chłopaka dla niego.

            Co robić?  Nie pozostaje mi nic innego, tylko kupić centa za 5 złotych. Cent to pełny pojemnik strzykawki insulinowej napełnianej polską heroiną, robią z jakichś zielsk z dodaniem sproszkowanych główek maku. Mówi się na to też kompot. Dołączam do ćpunów. Gromadzą się wokół siebie, choć nie rozmawiają, nie tworzą grupy. Po jakimś czasie dwóch idzie przodem, reszta za nimi, lekko od siebie oddalonych, jest nas z ośmiu. Wchodzimy do ciemnej bramy na ulicy niedaleko dworca. W bramie jest już umówionych dwóch dilerów polskiej hery. Podchodzimy po kolei. Każdy daje pięć złotych i wyciąga strzykawkę z tłoczka, a oni wlewają do pojemniczka strzykawki płyn. Pełna higiena, bo gdyby napełniać pojemnik przez igłę, istniałoby ryzyko zakażenia całego płynu. Zaraz w bramie obok wchodzę w żyłę z tym centem.  Jest mi trochę lżej, ale wciąż odczuwam głód narkotykowy.

            Wracam na dworzec. Podchodzą do mnie policjanci, każą pokazać dowód. Biorą go i każą iść na komisariat.

            - Co tu robisz? – Pytają

            - A nic, kręcę się.

            - Szukasz narkotyków?

            - Nie szukam, bo nie mam kasy.

Rewidują mnie, znajdują moje gadżety: strzykawkę, kwasek, kapsel. Nie mam nic więcej. W efekcie puszczają mnie wolno. Podchodzę do znanej mi z widzenia cioty. Ta nie płaci, ale wskazuje mi faceta z dobrą kasą. Przybliżam się do niego. Kiedy na mnie spojrzał, złapałem się za krocze i mrugnąłem. Poszedł dalej bez reakcji. Za chwilę wraca. Teraz trzymam się za krocze i poruszam ręką a głową daję znak, żebyśmy poszli. Znów bez reakcji z jego strony. Chyba mu się nie spodobałem, a może moje sygnały były zbyt nachalne. Wiele ciot woli wykazywać własną inicjatywę w propozycji i jest zachwycona, gdy chłopak jest zaskoczony propozycja. Rajcuje je taki teatr.

            No trudno. Jest po dwunastej w nocy, więc wracam do domu. Wszystko mnie boli. Całą noc leżę, próbuję  zasnąć. Bez skutku. Wreszcie ranek i nowy dzień. Może dziś uda się zarobić na dobrą herę.

            Na pikiecie przez dwie godziny nikt nie podchodzi. Wreszcie przybliża się do mnie stara, siwa i otyła ciota. Wie, że tu zarabiam, bo widywała mnie wiele razy. Podchodzi.

            - Cześć

            - Cześć – Odpowiadam.

            - Może się przejdziemy – Proponuje

            - Dobra, co będziemy robić i za ile?  -  Jak to w wolnym handlu.

            - Zrobisz mi płatki róż.

            - Co? – Krzyknąłem

- Wyliżesz mi dupę. Specjalnie zostawiłem trochę gówna. Dam ci dwie

  dychy.

- Ty w dupę jebany zboczeńcu, zaraz ci napierdolę – Krzyczę.

Odskakuje jak oparzony. Znów proponują mi tylko dwadzieścia złotych. Czy ja już nie jestem nic wart? Niechby się pojawił jakiś klient.

            Jest!!. Wstępna rozmowa, co i za ile – standard. Chce jednak sprawdzić mojego członka,  chodzi mu o to, czy ma odpowiedni rozmiar i schodzi napletek. Idziemy w krzaki, gdzie klient sprawdza, co go interesuje. Oględziny wypadają pozytywnie, ale klient chce się umówić dopiero na wieczór. No trudno, zgadzam się. A on wsiadł do samochodu i o umówionej godzinie nie przyjechał. Te cioty mnie wykorzystują, wprowadzam nową opłatę – za oględziny 10 złotych.

            Znów wielogodzinne czekanie. Nie mam komputera z dostępem do Internetu, bo siedziałbym sobie w domu i się umawiał. Zresztą, gdybym miał komputer, dawno byłby sprzedany, żeby kupić towar.

            Pojawia się pan M. z Opola. Sympatyczny, starszy gościu, seks z nim kończy się na pieszczeniu go, bo instrument mu już nie działa. Ale lubi, aby go pieściło kilku chłopaków naraz. Namawiam dwu znanych mi chłopaków, też „heroistów”, gotowych chyba na wszystko. Idziemy do łaźni parowej na Teatralnej. Jest też łaźnia parowa w Aquaparku, ale tam nie ma dobrych warunków. A na Teatralnej w łaźni parowej jest parter, gdzie są szatnie i drzwi do basenów oraz pokoi z parą suchą i mokrą, a na piętrze zamykane kabiny. Jest drożej, ale można w nich uprawiać seks, są leżanki. Zawsze jest długa kolejka ciot czekających na wolną kabinę, choć na dole  luźno. Zazdrosne cioty obserwują  piętro i gdy zobaczą, że młody chłopak wchodzi do jakiejś kabiny  z „koleżanką’, jak mówią do siebie, to idą podglądać, bo w kabinach ściana zewnętrzna z drzwiami jest z drewna i ma zakratowane okienka. No to zaglądają przez te kraty. Trzeba kłaść ręcznik, żeby zasłonić albo ordynarnie wyzywać.

            W parowej łaźni da się nieraz coś ukraść. Wpuszczający pozwalają chłopcom wejść za darmo, dostają swoją dolę przy wyjściu chłopaka . Różnie się w Polsce dorabia do pensji. Nieraz tych właściwych portierów nie ma,  są też jakieś panie, to wtedy trzeba czekać w holu ,aż jakaś ciota kupi bilet i zaprosi. Przynajmniej w zimie jest ciepło, ale rzadko się udaje doczekać na to zaproszenie.  No więc w tej łaźni można cos ukraść z kabin, gdy w nich nie ma nikogo. Jestem wysoki, to wspinam się jeszcze na palce i ponad kratę mogę sięgnąć do kieszeni spodni.  Nie raz wyciągnąłem portfel. Ale jak w kieszeni od spodni ze strony dostępnej nie ma nic, to się zrzuca spodnie na ziemie, potem kuca i przyciąga spodnie pod szparą w drzwiach. Nieraz poza portfelem jest też komórka. A to fajna zdobycz, bo w lombardzie zejdzie za stówę, a często za więcej. Próbowałem też dobierać się do szafek na parterze. Odsuwałem szafkę od ściany, wchodziłem za nią i odkręcałem tylną ścianę. Ale to trwa długo i jest ryzykowne, bo właściciel może każdej chwili wrócić. Zrobiłem to tylko dwa razy.

            Po łaźni znów jestem na wybiegu, wieczór to pora spotkań. Choć nieraz w dzień też się uda, na przykład żonaci zostawiają w Galerii Dominikańskiej i przychodzą do parku. Niektórzy szukają dziewczyn, a niektórzy są biseksualni i szukają odmiany. Znam takich pięciu żonatych.  Podobno każdy mężczyzna jest w jakimś procencie gejem, podziwiają sportowców, bokserów, nieraz znajomych. Myślę, że ci wszyscy faszyzujący młodzi atakujący gejów robią to ze wstydu przed samym sobą, że podziwiają mężczyzn,  im bardziej się siebie wstydzą, tym są bardziej brutalni.

            No więc jestem na wybiegu. Podchodzi znajomy klient, ale obok stoi chłopak. Młodszy i  miesza ręką w spodniach, jest podniecony i widać, że pała bardzo duża. No to na ciotę nie ma siły, pędzi jak mucha do miodu. A kiedyś, to ja byłem zawsze pierwszy w wyborach. Ale teraz mam kłopoty ze wzwodem. Ach ta hera.

            Wreszcie podchodzi jakiś mi nieznany gość. Krótka rozmowa, czy ze mną można. Oczywiście można. Zaprasza mnie do domu, bo podobno nie ma teraz nikogo. Jedziemy. Ciekawy jestem ciotowskich mieszkań. Niektóre są super, bardzo ciekawie urządzone i można sobie coś z nich zabrać „na pamiątkę” albo pożyczyć na wieczne nie oddanie. Ale to zależy, jaki klient. Stałych nie okradam, bo by mnie już nie zaprosili.

            W jednym z pokoi willi, do której przywiózł mnie nowy znajomy, rozbieramy się i zaczynamy robotę. Wtem do pokoju wchodzi chłopak, jakiś trzynastolatek a za nim jakaś siedemnastoletnia dziewczyna, która krzyczy:

            - Ty zboczeńcu jeden –Krzyczy na klienta – Znowu zaczynasz.

I bije mnie. Szybko się ubieram, jest mi wstyd, czuję się upokorzony, totalny dół.

            - Zostaw go – Krzyczy klient i wypycha dziewczynę chłopaka za drzwi.

- Dawaj forsę – Mówię do klienta.  - Byliśmy umówieni na 80 złotych – I

  spadam stąd.

- Mam tylko stówę, a dwie dychy mi są potrzebne. Wyjdź z domu i

  poczekaj na mnie.

- Nigdzie nie pójdę bez forsy – Krzyczę, bo mógłbym się go na dworze nie

  doczekać. 

Daje mi stówę. Wychodzę, w przedpokoju chłopak płacze , a dziewczyna krzyczy na mnie:

            - Jak ty się nie wstydzisz, to nasz ojciec.

Do przedpokoju wchodzi matka, uspokaja ją, mówi, że to  nie moja wina tylko jej ojca. Obiecuje, że go wypędzi z domu. A mnie jest naprawdę wstyd. Biegnę do autobusu z całych sił.

            Po jakimś czasie znowu gościa spotykam.

            - To co, robimy numerek?

            - Nie – Odpowiadam.

Wciąż mam wyrzuty sumienia. Pytam go

            - A u Ciebie w domu?

            - Nic, w porządku. Znowu mi wybaczyli

            - Czyli ze mną to nie było pierwszy raz?

            - Nie.

Zastanawiałem się, czy ten gościu nie robi tego specjalnie,  aby go rodzina przyłapała. Może ma jakieś problemy z żoną i chce jej coś udowodnić, a może rozgrywa jakieś inne sprawy.  Nie spotkaliśmy się już.

            I znów czekam. I znów kolejny dzień czekania na kogoś, kto da kasę. Ale i tak zarabiam grosze. Rzadko stać mnie na herę i muszę zadowolić się marihuaną lub polskim kompotem. Ale to nie to samo. Jestem bardzo nieszczęśliwy, rozpaczam.

            Ja już z tej hery nie wyjdę. Zastanawiam się, czy nie popełnić jakiegoś przestępstwa, żeby mnie zamknęli. Ale boję się poniewierania w więzieniu. Robią tam z młodymi chłopakami straszne rzeczy, podobno nawet każą jeść odchody i pic mocz. Najlepszy byłby „złoty strzał”, przedawkować. Ale muszę się do tej możliwości przekonać i  trzeba na to ze dwa gramy hery, to wielka suma, a ja cokolwiek zarobię od razu przeznaczam na ćpanie. I jak tu zaoszczędzić?

            Ale kiedyś się uda i to będzie piękny dzień. Pójdę na łąki nad odrą, posłucham ptaków i świerszczy, powącham trawę i pstryknę. Ostatni raz.

 

 

 

 

 

 

           

 

           

           

 

 

                       

             

 

           

 

[1] Stoi do dziś, a jest rok 2018, przyp. autora

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
zemski · dnia 10.01.2018 17:18 · Czytań: 331 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 1
Inne artykuły tego autora:
Komentarze
zemski dnia 10.01.2018 19:27
To nie jest miejsce na Twoją reklamę.

przyp. red. EF
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marek Adam Grabowski
29/03/2024 13:24
Dziękuję za życzenia »
Kazjuno
29/03/2024 13:06
Dzięki Ci Marku za komentarz. Do tego zdecydowanie… »
Marek Adam Grabowski
29/03/2024 10:57
Dobrze napisany odcinek. Nie wiem czy turpistyczny, ale na… »
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty