Klątwa Bestii rozdział 5 (czyli fragment nr 4) - StalowyKruk
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Klątwa Bestii rozdział 5 (czyli fragment nr 4)
A A A
Od autora: Oto kolejny kawałek. Fragment nr. 4 zawierający rozdział 5. Myślę, że będzie praktyczniej jeśli w tytule będę umieszczał numer rozdziału zamiast tego całego "fragment któryśtam (rozdział jakiśtam). Mam szczerą nadzieję, że widać jakąś poprawę jeśli chodzi o jakość moich tekstów. Chciałbym też zaznaczyć, że niekiedy występujące w różnych częściach tekstu identyczne zdania, stwierdzenia, czy nawet małe fragmenty to celowy zabieg. Życzę miłej lektury.

Rozdział 5 Jednooki

 

– Pamiętasz mnie? – zapytał jednooki, zachowując kamienną twarz.

– Stracił pamięć przez klątwę – próbował tłumaczyć Atlas, który nagle zrobił się jakby mniejszy.

– Ale widzę, że mnie poznaje. Czyżby pamięć wracała?

Uczucie déjà vu nasiliło się. Do tego Haknira zaczęła boleć głowa. Za dużo tego – pomyślał i powiedział pierwsze słowa, jakie przyszły mu do głowy.

– Powinieneś być martwy.

– Może i powinienem, ale nie jestem i nigdy nie byłem. Nawiasem mówiąc, miło cię widzieć – jednooki wyszczerzył zęby w radosnym uśmiechu, który miał w sobie coś nieludzkiego. Pokazał wnętrze lewej dłoni. – Teraz nosimy takie same łańcuchy.

Haknir spojrzał na własną dłoń. Znak Bestii wciąż tam był.

– To może powiecie w jakim celu przybywacie? – do rozmowy wrócił rudobrody. – Zgaduję że przyprowadziłeś nowych rekrutów? Co Atlas?

Siłacz kiwnął głową. Jego towarzysz w rogatym hełmie nic nie powiedział, przyglądając się jednookiemu. Ten wsadził papierosa do ust i przeszukiwał kieszenie, zapewne szukając źródła ognia. Haknir nie miał ochoty zdradzać mu swoich umiejętności. Osobnik w końcu wyciągnął skądś zawiniątko z nawoskowanego papieru. Gdy je rozwinął, oczom zebranych ukazały się trzy zapałki. Jednooki wyglądał na zmartwionego. Nie ma co się dziwić – stwierdził chłopak. – Zapałki to droga sprawa. Człowiek z opaską wyglądał przez chwilę jakby walczył z samym sobą, jednak w końcu odłożył zawiniątko i schował skręta. Zamarł na chwilę, po czym spojrzał na Haknira. Spojrzenie jego jedynego, ciemnego oka było zmęczone, lecz przenikliwe. W głowie młodego przeklętego chaotyczne myśli zatrzymały się na chwilę, pokazując mu cel świeżo przywrócony z mroków niepamięci.

– Muszę się zobaczyć z waszym dowódcą – oznajmił zdecydowanie.

Atlas i rudobrody strażnik przerwali rozmowę i spojrzeli na niego. Spojrzał za siebie i zobaczył, że starająca się nie okazywać emocji Cyjaneczka też wygląda na zaskoczoną. Gdy z powrotem spojrzał na Jednookiego, ten skinął głową.

– Zaprowadzę was – powiedział.

– Chciałbym pójść, ale muszę dopilnować wart – rzekł jego partner od kart.

Milczący dotychczas osobnik zgarnął części do małej skrzyneczki, wstał i nałożył swój trójgraniasty kapelusz.

– Wilhelm Tod, zwany rusznikarzem – przedstawił się, wyciągając rękę do Haknira. Ten uścisnął ją. Rusznikarz podał rękę też Cyjaneczce, która odmówiła uściśnięcia ręki, zapewne przez brak rękawic u obu stron, a także Atlasowi, który nie omieszkał poklepać go po plecach. Najwyraźniej znali się już wcześniej.

Jednooki bez słowa ruszył ku pobliskiemu, nieźle zachowanemu budynkowi. Pozostali podążyli za nim. Drzwi były niepilnowane. Nie były również zamknięte na klucz. Za nimi znajdował się dość wąski korytarz. Dawny znajomy Haknira poprowadził ich, omijając wszelkie inne drzwi. Skręcili kilka razy, weszli po schodach i przeszli jeszcze kawałek, tym razem bardzo dobrze zachowany. W końcu stanęli przed drzwiami. Jednooki mrugnął porozumiewawczo (choć przez brak oka ciężko było to stwierdzić) i nacisnął klamkę, nie zawracając sobie głowy pukaniem.

W środku nad jakimś planem pochylały się trzy osoby. Od lewej: wysoka młoda kobieta o włosach tak jasnych, że niemal białych, w długiej, prostej i wąskiej sukni, na oko trzydziestoletni mężczyzna o dość krótkich ciemnych włosach i niski, ubrany na czarno, czarnowłosy, ale zupełnie blady również mężczyzna. Ubrany na czarno.

Cała trójka zareagowała na nagłe otwarcie drzwi. Ten pośrodku nawet nie oglądając się na drzwi błyskawicznym ruchem zwinął plan. Przedstawicielka płci pięknej cofnęła, mierząc ich czujnym spojrzeniem, a ubrany na czarno wyciągnął skądś długi sztylet i stanął na ugiętych nogach gotując się do walki. Jednooki wszedł do gabinetu raźno, zupełnie nie przejmując się reakcjami. Haknir nie widział jego twarzy, ale podejrzewał, że Jednooki uśmiecha się w tej chwili.

– Przyprowadziłem interesantów – oznajmił.

Kobieta zmierzyła wzrokiem całą bandę, która wepchnęła się do gabinetu w ślad za Jednookim.

– Nie wydaje mi się, aby raport z misji Atlasa był aż tak ważny. Prawda Centurionie? – ostatnie słowa skierowała do mężczyzny, który kończył wpychać ważne papiery do szuflady. Ten podniósł wzrok na Jednookiego.

– Ona ma rację. Zasady dotyczą wszystkich.

– Mogłeś dobrać sobie doradczynię, która nie jest moją zagorzałą przeciwniczką, Borion. Przepraszam, „Centurionie” Borion.

Centurion przewrócił oczami. Musiał mieć sporo do czynienia z Jednookim.

– Wybaczcie – zwrócił się do reszty, nieco zrezygnowanym tonem. – Skoro już tu jesteście nie wypada was wypraszać. Jak już zostało wspomniane nazywam się Borion z Igfeld i jestem tu centurionem.

– Dowodzącym oddziałem niespełna pięćdziesięciu ludzi – mruknął pod nosem Jednooki. Borion zignorował tę uwagę.

– To są moi doradcy – kontynuował. – Elen i Mortales.

Elen skinęła głową, a Mortales wyprostował się, dyskretnie wsuwając sztylet do rękawa. Haknir dopiero teraz zauważył, że oboje mają symbole na ramionach. Obejrzał się na Jednookiego. Wojownik nosił na ramieniu czarną opaskę, z symbolem czerwonej czaszki, wpisanej w czerwony okrąg. Czaszka miała jeden oczodół zasłonięty przepaską.

– Te symbole oznaczają naszą przynależność do konkretnych drużyn – powiedział ten, odgadując jego myśli. – Czerwony to kolor wojowników, żółty strażników, zielony zwiadowców, niebieski magów, czarny skrytobójców, a biały dyplomatów.

Przy ostatnich dwóch wskazał kolejno Mortalesa i Elen. O ile ten pierwszy ograniczył się do szarej opaski z czarnym symbolem, o tyle rękaw sukni Elen zdobił wymyślny haft przedstawiający dwie gałązki i gołębia siedzącego między nimi.

– Zgaduję, że Jednooki nie przyprowadził was tu bez powodu – głos Boriona wyrwał Haknira z rozmyślań. Młody wojownik wystąpił przed swojego przewodnika i odchrząknął.

– Sprawa jest poważna – zaczął. – Prawdę mówiąc niewiele pamiętam, gdyż nie tak dawno utraciłem pamięć, stając się przeklętym. Ale zyskałem pewność, co do jednej rzeczy - wziął głęboki oddech, zbierając się by to powiedzieć. - Wiem, gdzie znajduje się leże Bestii.

***

Fenrir, wilk legionowy odrzucił na plecy kaptur, odsłaniając przedwcześnie siwiejącą czuprynę. Podążył wzrokiem za człowiekiem prowadzonym przez straż.

– Mają kolejnego – zwrócił się do swojego towarzysza.

– To musi być coś większego – odpowiedział Miedziak, nazywany tak ze względu na miedziany kolor skóry. Wyglądało to dość zabawnie w zestawieniu z kolczą zbroją, z którą nie lubił się rozstawać. Wilk Legionowy nazywał ten stój żartobliwie „żelazną piżamą”.

– Król-szczeniak Nevmir coś knuje – skrzywił się Fenrir.

– Nevmir, Nemir, co za różnica. Wszystko mi się myli.

– Lepiej to sobie zapamiętaj. Król-szczeniak, a Zimny Nemir to spora różnica. Poza tym szczeniak jest siostrzeńcem Nemira. To że ten drugi o tym nie wspomina daje trochę do myślenia.

Miedziak przewrócił oczami (również w kolorze miedzi).

– Wracajmy lepiej do naszego dyplomaty. Czas na wykłady heraldyczne i genealogiczne będzie później.

***

Lyneth stał w katakumbach pod własnym pałacem. Stał i patrzył na sarkofag, skrywający ciało jego żony. Otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, lecz nie znalazł odpowiednich słów. Po tylu latach strata wciąż bolała. Położył na sarkofagu różę. W roztańczonym świetle pochodni kwiat wyglądał, jak skąpany we krwi.

Ten który zaniedbał służbę powinien zapłacić. Lyneth poczuł napływającą falę wściekłości. Zamknął oczy i odetchnął głęboko. Ona nie chciałaby, żeby się wściekał. To i tak by nie pomogło.

**

W przeciwieństwie do pozostałych zgromadzonych, Jednooki nie ekscytował się zbytnio wieścią przyniesioną przez Haknira. Nieszczególnie w to wierzył. Potężna, bliżej nieznana istota miałaby nagle zostać znaleziona przez człowieka, który uciekł przypłacając to jedynie chorobą? Mało wiarygodne, a tak miała przedstawiać się sutuacja.

Bardziej zainteresowała ta część opowieści, którą Haknir mógł przedstawić dokładnie, bo rozgrywała się już po opuszczeniu twierdzy opiekunów chorych.

Elymir. Jednooki znał tylko jednego Elymira i wszystko wskazywało na to, że to ta sama persona. Kiedy widział go po raz ostatni, żałosny magik nie był przeklętym. Ciekawe, czy zaraził się przypadkiem, czy celowo. No i chyba nauczył się nowych sztuczek, jeśli wierzyć w relację obu obecnych tam przeklętych.

– Twoja opowieść jest… hm aż niewiarygodna – powiedział Borion. – Jeśli jednak pragniesz zwalczać bestie, z radością przyjmiemy cię w naszych szeregach.

– Nie kłamię – oburzył się nieco Haknir.

– Zapewne – odparł centurion, – ale to poważna sprawa i musimy to przedyskutować. Zapytam jeszcze raz, chcesz do nas dołączyć?

– Ja chcę – wyrwała się milcząca dotąd, jak jej tam było? Chyba Cyjaneczka. Centurion skinął jej głową i popatrzył na Haknira.

Zgodzi się – pomyślał Jednooki.

– Niech będzie – zgodził się Haknir.

– Przysięga.

Wszyscy podnieśli lewe dłonie z widocznym znakiem bestii. Po chwili Haknir i Cyjaneczka uczynili tak samo.

– Powtarzajcie za mną – poinstruował ich Borion. – Na imię mi legion, bo jest nas wielu.

Powtórzyli trochę nierówno. Teraz najlepsze. Jednooki uwielbiał oglądać wyrazy zaskoczenia na twarzach nowych rekrutów, którzy zadawali sobie sprawę, że nic specjalnego się nie dzieję. Teraz też oboje rozejrzeli się po pomieszczeniu z niedowierzaniem.

– Witamy w legionie – rzucił z ponurym uśmiechem.

– Atlas, załatw im jakieś kwatery – powiedział Borion. – A teraz musimy się naradzić.

To znaczyło, że czas iść. Jednooki razem z resztą skierował się do drzwi, ale zatrzymał go głos centuriona.

– Jednooki, ty zostajesz – rzekł tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Ten obrócił się na pięcie i wrócił przed Boriona. Przywódca wskazał mu krzesło naprzeciwko swojego. Elen i Mortales usiedli po obu stronach centuriońskiego fotela. Jednooki poczuł się trochę nieswojo, mając naprzeciwko siebie trzy osoby. Wyglądało to trochę jak przesłuchanie. Miewał do czynienia z przesłuchaniami i nie były to doświadczenia przyjemne. Atmosfera trochę się rozluźniła, gdy Borion z jednej z przepastnych szuflad biurka wyciągnął paczkę papierosów i poczęstował go jednym. Nie wypadało odmówić, zwłaszcza, że centurion na swoim stanowisku mógł załatwić naprawdę dobre. Nie ma co słuchać paranoicznych nawyków, jeśli chodzi o bądź co bądź starego przyjaciela. Przyjaciela, który chwilę później podsunął mu również paczuszkę zapałek. Wygląda to trochę jak sztuczka psychologiczna na przesłuchaniu – stwierdził Jednooki.  Zapalił i popatrzył z wyczekiwaniem na swojego dowódcę.

– Znasz Haknira. – To było bardziej stwierdzenie niż pytanie. Jednooki rozumiał już do czego dążył centurion.

– Znałem go jakieś trzy lata temu. Teraz gdy nie odzyskał do końca pamięci nie jestem pewien, czy zachowuje się tak samo.

– Wierzysz mu, jeśli chodzi o Bestię?

– Nie.

– Jednak nie wyglądało na to, żeby kłamał – wtrącił się Mortales.

Jednooki wzruszył ramionami.

– Powinniśmy przynajmniej wysłać oddział, żeby sprawdził miejsce, gdzie ma znajdować się leże – zasugerowała Elen. Wyglądało na to, że podchodziła do pomysłu szczególnie entuzjastycznie ze względu na sprzeciw Jednookiego.

­– Możecie, ale to zadanie dla oddziału zwiadowczego, a Haknir zwiadowcą jest żadnym. Swoją drogą nigdy nie widziałem mniej dyskretnego skradania się niż w jego wykonaniu. Nawet Atlas bije go na głowę. W sumie najlepiej pasowałby do czerwonych – klępnął w opaskę na ramieniu.

– Rozważymy to – powiedział Borion. – A ten Elymir?

Jednooki skrzywił się.

– Czyżby pokerowa twarz mnie zawodziła? – zapytał.

– Można tak powiedzieć. Jest niebezpieczny?

– Skoro podbił miasto za pomocą armii wysuszonych trupów, to raczej tak.

– Nie chciałbyś się nim zająć? – zainteresował się ceturion.

– Nie mam pojęcia, gdzie może się znajdować.

– Tak się składa, że możemy się tego szybko dowiedzieć.

Jednooki strząsnął nadmiar popiołu do zdobionej popielniczki.

– Zamieniam się w słuch.

– Według opowieści Haknira, Elymir potraktował go jakimś czarem – mówił Borion. – Śladowe ilości jego magii musiały na nim. Mamy w swoich szeregach dziewczynę, która powinna być w stanie namierzyć tak nasz cel. Jestem gotów przydzielić ją nawet do twojej drużyny, jeśli zagwarantujesz jej bezpieczeństwo.

– Nic nie będzie jej grozić.

– Ze strony twoich również?

Jednooki załapał aluzję.

– Trzymam mój oddział krótko, jeśli chodzi o te sprawy.

– Więc podejmiesz się zadania?

Nie wahał się ani chwili. Długo czekał na taką okazję.

***

Haknir miał mieszane uczucia. Z jednej strony wyglądało na to, że uwierzyli mu. Z drugiej sam sobie nie do końca wierzył. Pozostawało czekać. Prędzej, czy później powiedzą mu co dalej. Prawda? Póki co siedział w stołówce, w której mieli całkiem dobre jedzenie. Chociaż raczej nie chciał znać pochodzenia mięsa.

Podeszła do niego dziewczyna o arystokratycznych rysach i rudawych włosach.

– Ty jesteś Haknir? – zapytała. Mówiła w irytująco egzaltowany sposób.

– To ja – potwierdził.

Nic nie mówiąc przesunęła ręką przed jego twarzą. Do jej palców popłynęły cienkie, czerwone eteryczne strużki.

– Dzięki temu mogę namierzyć Elymira – powiedziała na odchodnym.

Haknir wzruszył ramionami i wrócił do potrawki. Legion widocznie postanowił rozwiązać problem czarnoksiężnika. Powinni skupić się na Bestii.

***

– Powinien być gdzieś tam.

Jednooki  spojrzał w kierunku wskazywanym przez dziewczynę. Raczej wątpił, żeby Elymir ukrywał się za gobelinem. Spojrzał na Rusznikarza. Ten wyciągnął z kieszeni kompas.

– Północ – północny wschód.

Jednooki podszedł do mapy leżącej na biurku centuriona i palcem wyznaczył linię mniej więcej odpowiadającą założeniom.

– Potrafisz wyznaczyć to miejsce na mapie – zapytał dziewczynę. Ta po chwili zastanowienia wskazała jakiś punkt.

– Mniej więcej tutaj – oznajmiła. Mówiła w irytująco egzaltowany sposób.

Jednooki przyjrzał się mapie i zaklął.

– O co chodzi? – zainteresował się Borion.

– Twierdza Skuta Lodem.

– Poważnie? – centurion popatrzył z kolej na dziewczynę.

– Na to wygląda.

Borion zmarszczył brwi.

– Słyszałem o strasznych rzeczach, które się tam działy.

– Ja widziałem je na własne oczy – powiedział Jednooki.

– Dalej zamierzasz wykonać zadanie?

– Dopadnę go, choćbym miał w pojedynkę oblegać tę twierdzę.

– Dobrze to słyszeć – skinął mu Borion, po czym zwrócił się do dziewczyny. – A ty?

– Nikt inny nie namierzy tego czarnoksiężnika.

– Kiedy wyruszacie?

Jednooki udał, że się zastanawia. Miał wcześniej wystarczająco czasu do namysłu.

– Za cztery dni.

***

Nazajutrz, tuż przed południem Jednooki wybrał się na plac ćwiczebny. Oprócz kilku znanych mu z widzenia członków legionu przyuważył Haknira. Dawny znajomy okładał mieczem jakąś nieszczęsną kukłę. Okaleczony wojownik z zadowoleniem zauważył, że zamiast masakrować przyrządy ćwiczebne swoim zębatym ostrzem, korzysta z miecza treningowego.

– Niczego się nie nauczyłeś, przez te trzy lata? – zapytał szyderczo, podchodząc.

Haknir odwrócił się gwałtownie. Na jego twarzy ukazał się szeroki uśmiech.

– Zdziwiłbyś się – odparł.

– To może spróbujmy się w walce? – zaproponował Jednooki przebierając w tępych mieczach treningowych. W końcu znalazł odpowiedni. Machnął kilka razy na próbę. – Ten powinien się nadać.

Haknir złapał w lewą rękę okrągłą, drewnianą tarczę.

– Mam nadzieję, że jesteś tak dobry, jak zapamiętałem – powiedział.

– Pamięć wraca?

Hkanir ustawił się naprzeciwko na ugiętych nogach. Jednooki darował sobie pozycję bojową i opuścił miecz.

– Zapraszam do tańca – zażartował.

Haknir zaatakował pchnięciem z wypadu. Jednooki zszedł mu z drogi i wyprowadził na próbę cięcie, które zostało zatrzymane przez tarczę. Po chwili Jednooki sam musiał odbić cios i uderzył oburącz od góry. Haknir był szybszy. Odbił cios tarczą i ciął na odlew. Szermierz w ostatniej chwili odchylił się do tyłu. Wyszczerzył się. Dawno nie spotkał dobrego przeciwnika. Kolejne odbite uderzenia, kolejne zatrzymane ciosy. Tarczownik zmusił go do wycofywania się. Jednooki szedł powoli tyłem. Nie próbował już atakować tylko się bronił. Chłopak skupił się na ofensywie. To okazało się pomyłką. Jednooki od początku go podpuszczał. Gdy Haknir uderzył tarczą, ten złapał ją od góry lewą ręką, uderzył nią w ziemię i opierając się na ręce przesadził ją obiema nogami, kopiąc przeciwnika w twarz. Chłopak zatoczył się i oszołomiony przewrócił na ziemię. Jednooki stanął nad nim, wyciągając rękę by pomóc mu wstać.

– Nie lubię tarcz – powiedział.

Haknir spojrzał na niego spode łba, ale przyjął pomoc.

– Ładna regeneracja – powiedział Jednooki patrząc na rozcięte usta Haknira. – Jakieś jeszcze ciekawe zdolności?

– A twoje? - odpowiedział chłopak pytaniem na pytanie, poirytowany że tak łatwo dał rozpracować swoje zdolności.

– Jakieś drobnostki zwiększające wytrzymałość i wydolność organizmu. Ciężko to zrozumieć bez wiedzy medycznej. Przed chwilą miałeś demonstrację. Twoja kolej.

Haknir niechętnie wyciągnął rękę, którą spowiły się płomienie. Jednooki pokiwał głową z podziwem.

– Strzelać też potrafisz? – zapytał.

– Tak, trochę gorzej z celnością.

– To da się wyćwiczyć.

Jednooki popatrzył na dziewczynę stojącą nieopodal i wyraźnie na niego czekającą. No tak, miał zaprowadzić ją do oddziału. Przed przyjściem na plac ćwiczebny, kazał Rusznikarzowi wszystkich zebrać.

Skinął głową na pożegnanie Haknirowi i podszedł do dziewczyny.

– Choć za mną – rzucił do dziewczyny i nie oglądając się ruszył w kierunku głównego placu.

Już z daleka dostrzegł znajome sylwetki. Gdy zbliżył się doszły do tego jeszcze znajome twarze. Jego oddział. Towarzysze bojów i wędrówek. Wierni kompani. Widząc, że nadchodzi postanowili nie ryzykować i ustawili się w szeregu. Stanął naprzeciwko i skinął im głową. Nigdy nie lubił przemów i innych dupereli.

– Powitajcie nowego, tymczasowego członka oddziału… W zasadzie to członkinię. To… Chwila mówiłaś, że jak się nazywasz – Jednooki obrócił się do dziewczyny.

– Nie mówiłam – odpowiedziała ta. – Jestem Magnolia Eleonora Tiel de Meirikh.

Jednooki popatrzył na nią jak na wariatkę.

– Poważnie?

– Jestem poważna, jeśli chodzi o moje nazwisko.

Dowódca przejechał ręką po twarzy.

– Nie masz jakiejś ksywy?

Dziewczyna chyba nie zrozumiała.

– Pseudonimu, przezwiska? – dodał od siebie Wesołek, wychylając się z szeregu.

– Nie.

– Trudno – mruknął Jednooki. – Z racji na pełnioną przez ciebie funkcję będziemy cię nazywać Nawigatorką. Nie brzmi źle i jest łatwe do zapamiętania.

Obrócił się do oddziału.

– Wszyscy słyszeli, ale powtórzę: to jest Nawigatorka. Jest teraz jedną z nas. Zaprowadzi nas do celu. Szczegóły omówimy później. Teraz ważniejsze rzeczy. Po pierwsze, łapy trzymać przy sobie. To się tyczy też ciebie Margaj – spojrzał na nią surowo, ale Margaj uśmiechnęła się tylko, udając że nie wie o co chodzi. – Po drugie musimy jak najszybciej utworzyć z nawigatorką zgraną drużynę.

Machnął ręką, żeby szli za nim. Nie musiał się oglądać. Wiedział, że to zrobią. Dzień w którym się postawią prawdopodobnie będzie jego ostatnim.

Gdy dotarli na plac ćwiczebny zaczęła się, z braku lepszego słowa prezentacja.

– Znasz jakieś czary ofensywne? – zapytał Nawigatorkę.

– Coś potrafię – odparła.

Jednooki wskazał jej manekina zrobionego z wypchanych słomą worków na kiju i założył ręce. Nawigatorka stanęła przed fantomem, zdeterminowana, by pokazać na co ją stać. Wyciągnęła rękę przed siebie i przywołała błyskawicę. Wyładowanie wypaliło dziurę w worku udającym głowę. Dowódca podszedł przyjrzeć się uważniej. Krótkie oględziny wystarczyły by stwierdzić, że trafienie czymś takim człowieka byłoby śmiertelne.

– Ciekawa sztuczka, znasz jeszcze jakieś? – zapytał, odsuwając się. Nawigatorka kiwnęła głową i machnęła poziomo ręką. Przed nią pojawiło się kilka małych ogników, które pomknęły w kierunku manekina.

– To chyba wszystko – powiedziała. – Nie uczyłam się nigdy czarów ofensywnych. Mogę się nauczyć jeszcze kilku.

– Byłoby dobrze. No dobra, nasza kolej – powiedział. – Możesz mi mówić Jednooki, albo dowódco. Nie korzystam z magii i nie mam żadnych specjalnie unikatowych zdolności wynikających z klątwy. Jestem jednak niezłym szermierzem.

– Nie bądź taki skromny dowódco – wyszczerzył się Wesołek. – Dokonywał w walce rzeczy, o jakich ci się nie śniło – tym razem mówił do Nawigatorki.

Jednooki spojrzał na niego ponuro, ale po chwili uśmiechnął się.

– Zawsze masz coś do powiedzenia, co Wesołku?

– Przez grzeczność nie zaprzeczę.

– Chodź, ty jesteś następny.

Wesołek posłusznie podszedł do przodu. Z bliska widać było, że jest niski i drobny. I do tego nieustannie się szczerzył. Dobył miecza, zwykłego jednoręczniaka, uniósł go w górę i krzyknął: „Ku chwale dowódcy”, po czym roześmiał się cholernie zaraźliwie.

– Chyba mamy już ochotnika do dźwigania bagaży – stwierdził Jednooki.

– Daj spokój dowódco, tylko żartowałem.

Jednooki ponownie spojrzał na Nawigatorkę.

– Potrafi paraliżować. Ludzie nieruchomieją i dostają szczękościsku. Wygląda to naprawdę paskudnie.

Wesołek uśmiechnął się jeszcze szerzej.

– Dobra, wystarczy. W twoim wypadku odpuścimy sobie prezentację. Rusznikarz, twoja kolej.

Rusznikarz wyszedł przed szereg. Wyciągnął przed siebie dwa dwulufowe pistolety i zmasakrował manekina przy akompaniamencie głośnych huków.

– To w zasadzie tyle – powiedział cicho.

Nawigatorka była zaskoczona. Słyszała o ręcznej broni palnej, ale mało kto potrafił ją wytwarzać.

– Jeszcze popisowy numer – powiedział Jednooki.

Rusznikarz skinął mu i zdjął z pleców arkebuz. Szybko go nabił i uniósł do oka. Strzał urwał głowę manekinowi. Znajdującemu się po drugiej stronie placu. Przeklęty, ćwiczący przy nim starł gniewnie z twarzy resztki słomy i obejrzał się w kierunku drużyny. Gdy Jednooki mu pomachał, wyszedł z placu rzucając miecz na ziemię.

– Ulepszyłeś go. – Stwierdził Jednooki jakby oglądał wyścig nakręcanych zabawek, a nie pokaz siły śmiercionośnej broni.

Rusznikarz skinął głową.

– Mam też pomysł na nowy celownik – powiedział obracając ku nim głowę. Nawigatorka dopiero teraz zauważyła jego oczy, w których tęczówka zajmowała większość miejsca. Jak u zwierząt. Oczy rusznikarza wyglądały jak ślepia drapieżnego ptaka.

– Margaj, twoja kolej – rzucił dowódca.

Dziewczyna wygięła się do tyłu, po czym akrobatycznie w kilku piruetach wskoczyła na „ramiona” nieco już poharatanego manekina. Dobyła dwóch ciężkich noży o jednosiecznych ostrzach, wbiła je w plecy fantoma i wspierając się na nich wybiła się na dobre kilka metrów w dal.

– Wystarczy, Jednooki? – zapytała. Ten machnął ręką, że może wracać do reszty.

– Vlad? – Jednooki spojrzał na kolejnego ze swoich podwładnych.

Potężny mężczyzna wyszedł do przodu. Przewyższał Jednookiego o dobrą głowę. Długie niebieskie włosy i gęsta niebieska broda nadawały mu dziwaczny wygląd, wrażenie potęgowały niebieskie oczy i albinotycznie biała skóra. Prawą rękę opierał na wielkim toporze o drzewcu długim na jakieś dwa metry.

– Moje uszanowanie – odezwał się do Nawigatorki niskim, lecz w pewien sposób kojącym głosem. – Mówią na mnie Niebieski Vlad – Nawigatorka stwierdziła, że jego akcent sugeruje wschodnie pochodzenie.

Vlad tymczasem dobył noża i ciął się po dłoni. Gdy obrócił rękę w jej stronę zobaczyła tylko cienką, przezroczystą strużkę i szybko zasklepiającą się ranę.

– To chyba na tyle – uśmiechnął się lekko Niebieski.

– Vlad robi też za nasze Medium – dodał Jednooki.

Medium, było powszechną nazwą na przeklętych mających szczególnie rozwinięte umiejętności nawiązywania więzi z innymi przeklętymi. Pozwalało to na komunikację na odległość i wyczuwanie innych przeklętych. Nawigatorka sama miała pewien dar w tej kwestii. Byli też tacy, co w ogóle nie byli uzdolnieni pod tym względem. Plusem takich braków była też swoista niewykrywalność tym „szóstym zmysłem”. Na przykład Jednooki… Chociaż stała blisko niego nie byłaby w stanie go wyczuć bez skupiania się, a na dalsze odległości nie pomogłoby nawet wejście w trans.

Ostatni wyszedł niewywoływany. Wyglądał cokolwiek groteskowo. Szara skóra była najmniej dziwną częścią. Z jego głowy, niczym grzywa wystawały długie na jakieś trzydzieści centymetrów i u podstawy grube na jakieś trzy, ni to macki, ni to czułki, falujące powoli jakby znajdowały się pod wodą. Podobne, tyle że mniejsze widać było na jego odsłoniętych przedramionach.

– To Czujny – Jednooki przedstawił ostatniego członka swojej drużyny. – Chyba domyślasz się dlaczego?

Czujny jeszcze dla zasady pazurami, które miał u obydwu rak smagnął manekina i wycofał się.

– To tyle – rzucił dowódca do Nawigatorki, po czym zwrócił się ogólnie do całego oddziału. – Za trzy dni wyruszamy na ciężką misję. Widzicie, nadchodzą przymrozki a my idziemy na północ. Na daleką północ. Czy słyszeliście o Twierdzy Skutej Lodem?

– Nie, ale to pewnie cel podróży? – zapytała Margaj.

– Tak – potwierdził Jednooki. – Na tak dalekiej północy, że morze tam zamarza.

Fala niepokoju przetoczyła się po oddziale.

– I my pchamy się tam na zimę? – upewnił się Vlad.

– Damy radę – uciął dowódca, odruchowo pocierając opaskę. – Byłem już tam.

– I jak? – zainteresował się Wesołek.

Jednooki wsadził sobie do ust szluga i popatrzył znacząco po drużynie.

– Ma ktoś trochę ognia?

– Rzuć to, to trucizna – przewróciła oczami Margaj.

– Zanim zdąży mnie zabić, coś mnie zagryzie – żachnął się Jednooki. – Co, nikt?

Jednooki w końcu wyciągnął skądś zawiniątko z nawoskowanego papieru. Gdy je rozwinął, oczom zebranych ukazały się trzy zapałki. Jednooki wyglądał na zmartwionego.

– Trudno – mruknął i zapalił jedną pocierając o stojący obok drewniany stół. – Od razu lepiej – stwierdził gdy w końcu zapalił papierosa. – No co się gapicie?

– Twierdza Skuta Lodem – przypomniała Margaj.

– Jasne, wysokie mury, ogólny chłód, własne gorące źródła i szklarnie. Nie wiem kto i po co natrudził się by postawić niezdobywalną twierdze w miejscu w którym nic nie ma. Armia zdechnie z zimna zanim domaszeruje, a machin oblężniczych w ogóle nie dociągniesz. Zawsze jak przechodziła z rąk do rąk to na mocy jakiś układów, czy czegoś. Był tylko jeden przypadek, gdy została zdobyta siłą. Miałem pecha być tego świadkiem.

Skinął głową, żeby usiedli. Zapowiadała się długa opowieść.

– To było lata temu, gdy byłem najemnikiem.

Nawigatorkę zastanowiło ile właściwie jej nowy dowódca ma lat. Zapewne mniej niż trzydzieści, ale po cokolwiek zmęczonej i pobliźnionej twarzy ciężko było poznać.

– Razem z wieloma innymi zostałem wynajęty do obrony tego fortu – kontynuował swoją opowieść Jednooki. – Dobrze płatna robota. Jak teraz o tym myślę, to chyba trochę za dobrze. W każdym razie ruszyłem na północ. Dotarłem jeszcze przed najgorszymi mrozami, przyjęli mnie z radością. Przez dwa miesiące nic się nie działo, niektórzy zaczynali się niecierpliwić, ale w końcu warunki i zapłaty były dobre więc siedzieliśmy i czekaliśmy. Gdyby w umowie podali przed czym mieliśmy bronić twierdzę mało kto by się zaciągnął. To wydarzyło się w czasie największych mrozów. Miałem akurat wartę na murach. Myślałem tylko o tym, żeby wrócić do środka, do ognia i do ciepłego posłania. I wtedy zostaliśmy zaatakowani.

Urwał. Na jego twarzy malowało się napięcie.

– I co dalej? – niecierpliwie zapytała Margaj.

Jednooki strząsnął popiół z papierosa.

– Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego. Po murze wspinały się dziwne istoty, wyglądały jakby zrobione były z cienia. Ktoś wszczął alarm, ktoś zaczął panikować. Nawet mu się nie dziwię, nie mogliśmy zranić tych stworów. To nie była walka, tylko rzeź.

– A jednak stoisz tu i z rozmawiasz z nami, dowódco – wyszczerzył się Wesolek.

– Miałem szczęście. Jeden z tych stworów przyłożył mi i wypadłem za mur. Paradoksalnie to jego pobratymcy uratowali mi życie. Obiłem się kilku w drodze na dół i wbiłem w jakąś zaspę.

– To tyle? – zapytała się Nawigatorka, odrobinę zawiedziona.

– Spodziewałaś się, że wyrąbię sobie drogę świecącym mieczem, a potem odlecę na magicznym koniu? – zapytał rozbawiony Jednooki.

– Słyszałam o twoich niesamowitych dokonaniach, jak każdy zresztą.

– Niesamowitych dokonaniach?

– Zaakceptuj w końcu, że stałeś się legendą za życia – wtrąciła się Margaj.

– Legenda, dobre sobie – Jednooki rzucił niedopałek na ziemię. – Muszę iść.

– Dokąd?

– Sprawdzić, czy suka od ognia już nastawiła wszystkich przeciwko mnie.

***

Gdy Jednooki sobie poszedł Haknir uznał że na razie wystarczy ćwiczeń. Przy wyjściu z placu czekała na niego Elen, prawa ręka centuriona jak zgadywał.

– Przynoszę dobre wieści – powiedziała na wstępie. – Poprowadzisz misję celem odnalezienia leża Bestii.

Nareszcie dobra wiadomość. Nie wiedział czy w ogóle mu uwierzyli, ale teraz był pewien, że dotarło do nich to co mówił.

– Dostaniesz własną drużynę – kontynuowała dyplomatka. – Atlas i ta dziewczyna, którą przyprowadziliście tutaj, zgodzili się dołączyć. Udało się nam zebrać też kilku innych ochotników.

Weszli na mały placyk, gdzie czekali już Atlas i Cyjaneczka. Dziewczyna wyglądała znacznie lepiej niż dnia poprzedniego. Może po prostu się umyła i zmieniła strój z pozszywanych szmat na skórzane spodnie i kaftan, uwidaczniający jej wąską talię. Za pas włożyła kilka nowych noży. Wyglądała też na całkiem zadowoloną. Oprócz nich na placu stało, siedziało, lub opierało się o ścianę kilka innych osób.

Drobna dziewczyna ze sztywnymi, skierowanymi w tył niebieskoszarymi piórami zamiast włosów podeszła i wyciągnęła rękę.

– Mówią na mnie Harpia – przedstawiła się. Miała lekko łuskowate palce, a na jej przedramionach również widoczne były piórka.

– Jestem Haknir – odpowiedział Haknir.

Harpia uśmiechnęła się, prezentując garnitur drobnych ząbków.

Ubrany na czarno mężczyzna, dotychczas opierający się o ścianę ruszył w stronę Haknira. Po twarzy nie dało się określić jego wieku, bo mógł wyglądać równie dobrze na zmęczone dwadzieścia, jak i świeże czterdzieści. Czarne włosy nosił związane na karku. Prawą rękę opierał na lasce z ciemnego drewna ze srebrną gałką w kształcie czaszki.

– Nazywam się Malleo Cranius – oznajmił. – Wygląda na to, że będę robił za medium w twojej drużynie.

– Medium?

– Komunikacja z innymi przeklętymi. Na duże odległości. To tak w skrócie.

Więc tak prezentował się jego oddział. Na pierwszy rzut oka, mogło być interesująco.  Został jeszcze jeden członek, ale trzymał się w oddaleniu. Dopiero, gdy Haknir na niego spojrzał, ten pofatygował się do nich. Był niski i wyglądałby raczej zwyczajnie, gdyby nie ostrza wystające mu z przedramion. Wzdłuż przedramienia ostrze niewiele wystawało, ale za łokciem sięgały na dobre pół metra. Zdecydowanie wyglądały na metalowe, ale brzegi miały poszarpane. Nie wyglądało to na dzieło człowieka.

Jak straszne zmiany muszą zajść w ciele człowieka, by wykształciło metalowe ostrza? – pomyślał ze zgrozą Haknir.

Człowiek z ostrzami przedstawił się jako Ostry. Nie wydawał się zbyt przyjazny. On był już ostatni. Jeśli wierzyć słowom Elen, miał do nich dołączyć jeszcze oddział zwiadowczy.

Zbliżał się czas łowów na Bestię.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
StalowyKruk · dnia 30.01.2018 18:28 · Czytań: 379 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 1
Komentarze
Darcon dnia 30.01.2018 19:44
Szczerze mówiąc, nie widzę jeszcze większych postępów. Wiesz, ciężko jest poprawić pisanie dosłownie z dnia na dzień.
Cytat:
Atlas i ru­do­bro­dy straż­nik prze­rwa­li roz­mo­wę i spoj­rze­li na niego. Spoj­rzał za sie­bie i zo­ba­czył, że sta­ra­ją­ca się nie oka­zy­wać emo­cji Cy­ja­necz­ka też wy­glą­da na za­sko­czo­ną. Gdy z po­wro­tem spoj­rzał na Jed­no­okie­go, ten ski­nął głową.


Cytat:
– Wil­helm Tod, zwany rusz­ni­ka­rzem – przed­sta­wił się, wy­cią­ga­jąc rękę do Hak­ni­ra. Ten uści­snął ją. Rusz­ni­karz podał rękę też Cy­ja­necz­ce, która od­mó­wi­ła uści­śnię­cia ręki, za­pew­ne przez brak rę­ka­wic u obu stron, a także Atla­so­wi, który nie omiesz­kał po­kle­pać go po ple­cach. Naj­wy­raź­niej znali się już wcze­śniej.

Stalowy Kruku, czy to ściskanie ręki jest naprawdę takie istotne?

Nadal w tekście jest sporo niezręczności, nie mogę sprawdzać każdego w całości. Zaś Twoje poprawianie "na szybko" chyba niewiele wnosi. Proponuję odłożyć na chwilę historię Hanikira i napisać krótką formę, jakiegoś szorta, ale dopracowanego. Później może drugiego, aż warsztat Ci się poprawi. Później dopiero wrócić do dłuższych opowiadań/powieści.
Ale to tylko sugestia.
Pozdrawiam.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty