Teresa
Pochodziłam z biednej rodziny i kiedyś mieszkałam w małym miasteczku. Ojciec za wcześnie odszedł. Zginął przy budowie linii kolejowej koło Rzeszowa, zostawiając mamę z trójką dzieci. Ja byłam najstarsza, brat Marek miał dwanaście lat i był niepełnosprawny oraz siedmioletnia siostra Zuzia.
Po Szkole Podstawowej rozpoczęłam edukację w Zawodowej Szkole Gastronomicznej. Chciałam jak najprędzej zacząć zarabiać, by odciążyć rodzinę finansowo. Zaraz po ukończeniu zawodówki wyjechałam na trzy miesiące do ośrodka wczasowego nad morzem do pracy, jako pomoc kuchenna. Cieszyłam się na samą myśl, bo był to mój pierwszy wyjazd nad Bałtyk. Byłam dziewczyną o perłowych włosach jak z piosenki zespołu Omega, wysoką, zgrabną i dobrze zbudowaną nastolatką. Atrybutem moim była skóra o oliwkowym odcieniu. Tylko bieda ukrywała moją urodę, bo nie miałam, w co ją oprawić.
Kiedy stanęłam przed domem wczasowym o nazwie Bryza, zaniemówiłam z wrażenia. Zobaczyłam piękny obiekt, a po wejściu do środka, ujrzałam ogromny hol. Kolorowy pełen przepychu niczym obrazy z filmu. Pewnie wyglądałam jak typowa dziewczyna z prowincji, bo zwróciłam uwagę wszystkich, nawet pojawiły się ironiczne docinki i uśmiechy. Potem było jeszcze gorzej? Nie umiałam się odnaleźć w komunikacji z ludźmi i z nowoczesną technologią. Była to dla mnie czarna magia i poniekąd porządna lekcja na przyszłość. Obudził się we mnie bunt i chęć walki... ja wam jeszcze pokażę? — pomyślałam.
Gdy się zakwaterowałam i dopięłam wszystkie papierkowe sprawy, miałam czas wolny do jutra. Wybrałam spacer. Darłówek mnie oczarował, a kiedy stanęłam na piasku i fale zaczęły uderzać o moje stopy poczułam się jak w bajce. Wróciłam do pokoju, tam zastałam swoją współlokatorkę, która już ponad miesiąc pracowała, jako kelnerka.
— Dobry wieczór, Teresa Karkowska — przywitałam się podając dłoń.
— Cześć, Karolina Madej — odpowiedziała, uśmiechając się przy tym uroczo. — Robię herbatę, napijemy się i porozmawiamy — uśmiechnęła się ponownie.
— Bardzo chętnie — odpowiedziałam.
Przegadałyśmy prawie pół nocy. Karolina pochodziła z Krasnegostawu i była po Technikum Gastronomicznym, starsza o trzy lata ode mnie. Poznałam pewne tajniki pracy i sposób funkcjonowania całego ośrodka. Od razu przypadłyśmy sobie do gustu, chociaż Karolina była już wpisana w ten morski klimat, ja dopiero uczyłam się tego życia.
Nazajutrz zaczęłam pracę w kuchennych podwojach. Szef kuchni okazał się miłym, ale bardzo wymagającym pracodawcą.
Bardzo szybko wbiłam się w rytm obowiązków. Przygotowywałam stanowiska i produkty do gotowania potraw, zmywałam naczynia, sprzątałam, przy tym byłam bardzo bystra, dokładna i obowiązkowa. Chociaż było czasami trudno, nie podawałam się i mocno szłam do przodu.
Po miesiącu otrzymałam pierwsze zarobione moje pieniądze w życiu, za ciężką, acz fascynującą pracę. Zaraz udałam się na pocztę i połowę wypłaty wysłałam przekazem dla matki.
Kiedy wracałam w wystawie sklepu zobaczyłam sukienkę granatową w białe grochy. Weszłam, a kiedy ubrałam to nic już mnie nie powstrzymało od kupienia jej. Pani jeszcze namówiła mnie na sandały w kolorze écru, które razem z sukienką wyglądały przecudnie. Obniżyła mi nawet cenę na połowę, bo miały ledwie widoczną rysę na obcasie.
Sukienka była trafiona, moje włosy ze słońca pojaśniały i wyglądały jak pszeniczne kłosy, z granatem stanowiły piękny duet. Na dodatek opalenizna jeszcze bardziej podkreślała ich blask.
Po powrocie do pokoju zaprezentowałam się Karolinie. Kiedy wyszłam z łazienki...
— Łał — jak ty cudnie wyglądasz — krzyknęła.
Wystrojone poszłyśmy do dyskoteki na plażę. Sączyłyśmy sok pomarańczowy, Karolina z pięćdziesiątką czystej wódki, kiedy do naszego stolika podeszli trzej mężczyźni.
— Dobry wieczór, czy możemy się dosiąść — zapytał jeden z nich.
— Bardzo proszę — szybko odpowiedziała Karolina.
Potem już było tak romantycznie, bawiłam się z przystojnym szatynem. Andrzej był przewodnikiem górskim, mieszkał na południu Polski w Bielsku-Białej. Miał dwadzieścia pięć lat, czyli osiem lat starszy. Przyjechał nad morze na dziesięć dni i za dwa miał już wyjeżdżać.
Odprowadził mnie pod ośrodek, pocałował na pożegnanie i szepnął do ucha.
— Mała, jaka ty jesteś ładna — odwrócił się i odfrunął niczym wiatr.
Zostałam z pocałunkiem na ustach, stałam jak zaczarowana, patrzyłam jak znika razem z cieniem. Tej nocy nie mogłam usnąć, Karolina nie wróciła, nie miałam, komu powiedzieć, że się zakochałam. Serce bilo tak mocno, a myśli były chore od nadmiaru wrażeń.
Budzik dzwonił, a ja nie mogłam podnieść głowy, ból i brak snu sprawiły, że po raz pierwszy w życiu nie chciało mi się wstawać i wychodzić. Jednak musiałam tym bardziej że nie wiedziałam, co się dzieje z Karoliną. Wzięłam prysznic włożyłam ubranie i wyszłam z domku. Karolina spóźniła się, ale szef jakoś nie robił z tego dramatu, tylko powiedział.
— Odpracujesz to kiedyś — popatrzył po nas i pogroził palcem.
Mrugnęła do mnie i pobiegła na salę. W przerwie na posiłek trajkotała jak nakręcona katarynka. A ja myślami byłam gdzie indziej.
Po pracy wróciłyśmy do siebie, planowałam się położyć, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłam i zaniemówiłam w progu stał on, Andrzej chłopak, który nie pozwolił mi spać.
— Zabieramcięnarejsstatkiemapotemspacerizachódsłońcainiemównie — jednym tchem.
Było cudownie, noc na plaży, ciepły piasek i zachód słońca, szum fal i my obydwoje, rozmowy, pocałunki i... oddałam mu się cała. Kochaliśmy się, był to mój pierwszy raz, ale Andrzej był bardzo delikatny, nie natarczywy, prowadził mnie do stanu namiętności powoli i bardzo delikatnie. Wiedział, że jestem dziewicą, obydwoje pragnęliśmy, aby ten akt był dla mnie miłym wspomnieniem.
Wyjechał, ja pozostałam już nie taka sama, byłam inna, dorosła, straciłam dziewictwo i wcale tego nie żałowałam.
Czas upływał już w innym tempie, pracowałam i myślałam o nim. Karolina pocieszała mnie, ale też się śmiała ze mnie. Miała w sobie taką lekkość bytu, chłopaków traktowała, jako dodatek do życia.
— Przestań, jeszcze nie raz zakochasz się — mówiła.
Czy kiedykolwiek spotkam go, czy to będzie tylko wakacyjna miłość? — zadawałam sobie pytanie. Praca w kuchni zagłuszała emocje i wspomnienia.
Już tylko pozostał tydzień do końca, cieszyłam się, że zobaczę bliskich, ale dręczyła mnie myśl, minął już tydzień, a ja nie dostałam okresu. Karolina pocieszała mnie, mówiąc, że to zmiana klimatu, współżycie, hormony i takie tam różne rzeczy.
Nic nie wiem o tym człowieku, jedynie, że ma na imię Andrzej jest przewodnikiem górskim i mieszka w Bielsku-Białej, ale tego też nie wiem na pewno. Co ja zrobię mam dopiero siedemnaście lat i sytuacja mojej rodziny nie wygląda najlepiej.
Wróciłam do domu i już byłam pewna, że ten piękny, ale przelotny romans zakończył się ciążą. Wszystkie objawy świadczyły o tym... nudności, bolesność piersi, drażliwość i płacz na poczekaniu.
Postanowiłam odszukać go, pojechałam do Bielska, aby odnaleźć chociaż jakiś ślad i poznać na czym stoję. Zatrzymałam się w nędznym hoteliku i szukałam. Niecałe trzy dni starczyło mi na odnalezienie domu, w którym mieszkał ojciec mojego przyszłego dziecka. Z bijącym sercem zadzwoniłam do drzwi otworzyła mi przystojna pani, poznałam od razu, że to jego matka. Był do niej podobny, zwłaszcza oczy były takie same, lecz inaczej patrzyły.
Byłam w jego domu, to dobrze, ale wielkość i bogactwo, jakie ujrzałam mówiło mi w duchu, że się coś stanie niedobrego.
— Czy ty dziecko jesteś z ogłoszenia? — zapytała.
— Nie proszę pani, ja szukam Andrzeja — powiedziałam ledwie słyszalnym głosem.
— Andrzeja, a co ty od niego chcesz? — zadziwiona moim pytaniem.
— Czy mogę wejść, nie będziemy rozmawiać tutaj? — zapytałam.
Odwróciła się zostawiając otwarte drzwi, weszłam do salonu i zobaczyłam na komodzie fotografię Andrzeja na tle gór. Poczułam dreszcze na skórze. Był, ale tylko na zdjęciu, a ja nie czułam jego obecności.
— No, co masz mi takiego do powiedzenia dziewucho? — mów szybko, bo za chwilę przychodzi manicurzystka — dosyć oschle zabrzmiały jej słowa.
— Proszę pani ja przyjechałam do Andrzeja — wydukałam.
— A co ty możesz chcieć od mego syna, kopciuchu, Andrzej wyjechał w Alpy i wróci dopiero za dwa miesiące — oznajmiła.
— Bo ja...ja proszę pani, ja jestem z nim w ciąży — wydusiłam to z siebie, po czym pękłam w środku i zaczęłam łkać.
— Co takiego? Co ty mówisz, Andrzej nawet by nie chciał spojrzeć na ciebie — oburzona krzyknęła — wynoś się stąd oszustko jedna, majątku ci się zachciało, co? — otworzyła drzwi i wyrzuciła mnie na zewnątrz.
Zobaczyłam na bramce tabliczkę z napisem Adrianna Wolanin – Zarzycka, adwokat.
Zapisałam adres, nazwisko i powiedziałam głośno, że ostatni raz ktoś mnie tak upokorzył. Wróciłam do domu. Musiałam wszystko przemyśleć, powiedzieć mamie i zacząć nowe życie, wziąć odpowiedzialność za siebie i swoje dziecko.
Napisałam po dwóch miesiącach list do Andrzeja na adres domowy, lecz nie otrzymałam odpowiedzi. Po urodzeniu syna prawnie załatwiłam alimenty dla dziecka, na rozprawie był Andrzej ze swoim adwokatem matką. Tłumaczył, że nic nie wiedział, być może matka wszystko ukryła. Jednak nie próbował naprawić lub coś zadecydować.
Łożył na wychowanie syna i po jakimś czasie odwiedził nas, ale tylko tyle, albo aż tyle. Ja kochałam go i przyrzekłam sobie, że pokażę wszystkim, na co mnie stać i postanowiłam, że będę z nim. Nie wiem kiedy? Ale będę. Andrzej nie ożenił się, ja też byłam daleko od zamążpójścia. Z pomocą mamy i siostry zdałam maturę, ukończyłam studia i podjęłam dobrą pracę. Z kopciuszka przeobraziłam się w królewnę.
Ja z tytułem magistra psychologii i Tomasz mój syn, kiedy ukończył jedenaście lat, podjechaliśmy taksówką pod dom przy ulicy Magnoliowej, zadzwoniłam po raz drugi do tych drzwi, otworzył Andrzej i zamarł z zachwytu.
— Mówiłem ci mała, że jesteś ładna — powiedział.
— Wiem o tym — odpowiedziałam może zbyt ostentacyjnie.
— Z kim Andrzeju rozmawiasz? — usłyszałam głos, który był jak zadra w moim życiu.
Weszliśmy do salonu, nic się nie zmieniło od tamtego czasu, może jakieś bibeloty z podróży zostały przywiezione, chłód, jaki panował był odczuwalny nadal.
— Mamo to jest Tomasz twój wnuk, a to Tomku jest twoja babcia Ada — powiedział trochę niepewnie Andrzej.
— Boże, jaki on jest do ciebie podobny, chodź Tomku niech cię uścisnę — zobaczyłam łzy w jej oczach.
Zrobiło mi się żal tej kobiety, bo była taka biedna w tej swojej wyniosłości i nie umiała ujrzeć ile szczęścia dookoła niej się znajduje. Skrzywdziła mnie, ale najbardziej swojego syna. Wybaczyłam jej i zapomniałam o tych wszystkich latach.
Dzisiaj jestem z nim i tworzymy szczęśliwe małżeństwo moja siła i determinacja potrafiła zdziałać cuda.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt