Cztery ściany - Absurdalny prolog groteskowej powieści - Felicjanna
Proza » Przygodowe » Cztery ściany - Absurdalny prolog groteskowej powieści
A A A

Od autora

 

Na pewnym portalu dla twórców, z inicjatywy niejakiego Canulasa, zaistniał rodzaj ćwiczenia nazwany --Trening Wyobraźni--. Polega to na losowaniu tematu w pięciu kategoriach i stworzenie z tych, nierzadko absurdalnych i nie pasujących do siebie części, treści zgodnej z wylosowanymi założeniami. W wyniku tego, powstał twór poniżej, a także pomysł na kontynuację. Chociaż przyznaję, że bardziej na żywioł, a nie z konspektem.

---------- 

Losowanie: 

 

Postać: Masztowy o wysokim IQ 

Wiek/płeć: Chłopiec 

Miejsce: Wyspa 

Zdarzenie: Bardzo cieplutka zima 

Gatunek: Absurd i groteska lub Prolog powieści

 

----------

Absurdalny prolog groteskowej powieści

----------

 

Dracen nie poczuł się dotknięty, ale gdy zaproszono go przed oblicze Królowej, był przekonany, że wreszcie został doceniony i otrzyma upragniony tytuł szlachecki. Powód wezwania okazał się jednak inny. Królowa, wzorem parlamentu, zachorowała na asymilację kulturową i zasugerowała, że jako kapitan i Jej najsławniejszy korsarz, powinien dać głośny przykład, biorąc na pokład swego okrętu imigranta.

----------

Przekroczył mury okalające sierociniec z samego rana, za towarzystwo mając jedynie bosmana. Ktoś niezaznajomiony z tematem pomyślałby, że z nudów, spowodowanych sztormową pogodą uniemożliwiającą wypłynięcie, ale powodem była rada Kanclerza. Lord, mając cichy nadzór nad jednym z wychowanków, zapytał kapitana, czy nie zechciałby się akurat temu chłopcu przyjrzeć. Sugerował, że to może mu pomóc, w wybrnięciu z sytuacji nakazu zabrania na pokład kogoś przypominającego wroga i przynajmniej mieć z niego pożytek. I kapitan zgodzić się musiał; z grzeczności, rozsądku oraz dlatego, że Królowa stała obok i się gapiła.

Wydarzenie, zapowiedziane przez posłańca, wzbudziło w wychowawcach i wychowankach mieszane uczucia. Osobistości podobnego kalibru w takie miejsca nie zaglądały. Odwiedzali je rzadko i zazwyczaj w interesach, innego pokroju ludzie. Dziennikarze, szukający spłodzonych niechcący i ukrywanych przez celebrytów bachorów, politycy, zamartwiający się, kurwa jego mać, losem sierotek, albo klienci, poszukujący taniej siły roboczej: do kopalni, na służbę, do burdelu i tym podobnych. Rzadziej dusza ludzka, zabierająca wychowanka do prawdziwego domu, gdzie czekało na niego... Różnie. Ale Korsarz Królowej?!

Dzieciarnia już go oczekiwała. Stała w rządku, smagana późnojesiennym wiatrem, na co kapitan spojrzał litościwie, postanawiając szybko zakończyć całą tę farsę. Przybył, bo musiał liczyć się z władzą.

Młokosa mu opisano. Nieśpiesznie idąc wzdłuż szeregu, jakby robił inspekcję załogi własnego statku, poszukiwał pasującego do tego opisu i znalazł bez trudu. Chłopiec wyróżniał się wyraźnie na tle bladych Angoli swą ciemną karnacją i tylko niebieskie oczy zdradzały, że przynajmniej jedno z rodziców pochodzi z Wyspy.

— Jak się nazywasz, chłopcze? — zapytał tonem znudzonego przechodnia.

— Jestem Tager, panie kapitanie. James Tager.

— Nie za stary jesteś na sierociniec? — zakpił. — Ile masz lat?

— Siedemnaście, panie kapitanie. Niestety... — Chłopak spojrzał wymownie, na stojącego obok dyrektora przybytku.

— W myśl ustawy z tysiąc dziewięćset... — zaczął pan Bolsen.

— Mamy rok tysiąc pięćset siedemdziesiąty trzeci — przerwał przytomnie Dracen. — Ta ustawa chyba jeszcze nie obowiązuje.

— Tak. Oczywiście. Ale pomyśleliśmy, że powinien skończyć lat osiemnaście, zanim zostanie lokajem — tłumaczył się dyrektor.

James uprzejmie nie przerwał. Kapitan także odezwał się, dopiero gdy tamten skończył mówić. Z premedytacją oczekując przez chwilę sprzeciwu chłopca, odmalowanego widocznie na jego twarzy.

— A ty, co na to? — zapytał, udając zainteresowanie.

— Mam inne plany.

— Jak możesz?! — zaprotestował żywiołowo Bolsen. — Wykształciliśmy cię...!

— Właśnie — przyznał James kwaśno.

— To przydatne przy pracy lokaja — rzucił ze śmiechem kapitan. Dzieci, stojące obok nie poparły go tym samym.

— Czy możemy porozmawiać w środku? — zapytał James grzecznie. — Chyba nie ma potrzeby, abyśmy tu marzli, panie kapitanie? Wiem, że przybył pan po mnie...?

Dzieci Dracena irytowały. Był jedynym kapitanem okrętu, który nie uznawał na pokładzie chłopców okrętowych, gdyż ich obecność powodowała zbyt często podłe zachowania u dorosłych marynarzy. Szczególnie tych sfrustrowanych własnymi słabościami, pierwszych do wykorzystywania i znęcania się nad dzieciakami. No, ale ten chłopiec akurat, na słabeusza nie wyglądał. Ani na dzieciaka, na dobrą sprawę.

Posłuchał, lecz coraz bardziej zeźlony na Królową i jej politykę, a przez to na Jamesa, którego hiszpańskiej gęby wolałby na swoim pokładzie nie oglądać.

Zaczęto się rozchodzić. James wskazał pytająco jedno z bocznych wejść. Bolsen, ciekawy rozmowy, poszedł ku nim przodem.

----------

— Dlaczego uważasz, że przybyłem po ciebie? — Tym razem Dracen nie udawał ciekawości.

Usiedli w malutkiej salce, w której prawdziwi wybrańcy uczyli się gry na pianinie, tańca i śpiewu, i w czym uczestniczył James, jako jedyny z chłopców.

— Patrzył pan na mnie od chwili przybycia, chociaż udawał wybór — odpowiadał. — Ktoś mnie panu wskazał. Tatuś? Mamusia, z wyższych sfer...?

— Pochodzisz z wyższych sfer? — odezwał się wreszcie i kpiąco, bosman Horatio Birt.

— Najprawdopodobniej — James skłonił głowę.

— Nie możesz mieć pewności — wtrącił się dyrektor. — To, że...

— Tak, wiem — tym razem chłopiec przerwał. Pobłażliwie i z uśmiechem. — Pozostawiono mnie pod sierocińcem w bogatej wyprawce, ale to wcale nie oznacza, że czyjaś bogata córunia dała Hiszpanowi. Równie dobrze ojcem mym rzeźnik nienawidzący bachorów i sprytna kurwa złodziejka, z dobrym gustem. — Marynarze po raz pierwszy, szczerze się uśmiechnęli. James kontynuował, i tylko z pozoru nonszalancko. — Ta sama pani, zadbała także o to, bym został dobrze wykształcony, znał biegle trzy obce języki, potrafił tańczyć i grać na pianinie i zapomniałbym niemal — dorzucił ironicznie: — miał za osobistego wychowawcę emerytowanego szpiega, który nauczył mnie jazdy konnej, pływania i wszelkich odmian walki orężem, jak i gołymi rękoma. Taaak. Moja mamusia o mnie dba, choć skłaniałbym się bardziej ku temu, że to dziadziuś. — Uśmiechnął się na widok uniesionych oczu kapitana, kręcąc przecząco głową. — Lord kanclerz nie ma córki i... te zielone tęczówki. Odpada — dorzucił. — Ale zapewne prawdę zna i uważa, że nie wypada, bym był lokajem albo czymś podobnym i stąd panów wizyta. Tak, panie kapitanie...? Od siebie, do panów- mógłbym się przydać, jak sądzę. Jako uczeń pana bosmana...? — podrzucił.

— Mamy już kogoś takiego — odrzekł Birt. Był twardym marynarzem, ale ten przenikliwy młokos go nieco przerażał.

— Widziałem — przyznał James. — Ale panowie najwyraźniej nie — oświadczył.

Słuchacze obrzucili go niechętnym spojrzeniem. James uznał, że musi powiedzieć, co myśli, choćby i narażając się na ich gniew.

— Często wychodzę z sierocińca, a ostatnio dużo bywałem w porcie. Poznałem kilku z panów załogantów, rozmawiałem z nimi. Także tych, którzy pływają z panami od lat. Od początku. Wszyscy, choćby pijani, mają zaszczepione zasady, widać po nich, że dyscyplina jest im chlebem powszednim. — Dracen nie przerywał, a bosman nie chciał. W końcu to on wychowywał tę zgraję, więc miło było posłuchać, że z widocznym i dla cywilów skutkiem. Przypomniał sobie także obraz sprzed kilku dni, na którym Pytton i Jankins, rzeczywiście z tym chłopcem rozmawiali. James kontynuował: — I widziałem także tę nową piątkę obwiesi, których zafundował panom rekruter na ten rejs. W tym drugiego bosmana... — zamilkł na chwilę, pozwalając na zabranie głosu kapitanowi. Ten jednak nie skorzystał. — To tępe, tchórzliwe, ostatnie łajzy, a nie korsarze Jej Królewskiej Mości! Będziecie, panowie, mieć z nimi kłopot...

Dracen zaczął się serdecznie śmiać. Bosman mu zawtórował. James cierpliwie czekał aż im przejdzie. Zależało mu, żeby go stąd zabrali, ale niekoniecznie za wszelką cenę.

— Korsarzem nikt się nie rodzi — usłyszał wreszcie, z dogasającą wesołością.

— Ani nie zostaje, przez gadkę z marynarzami! — dorzucił za kapitanem twardo bosman.

— Wyzutych z zasad kanalii, w człowieka się nie zmieni — nie zgodził się z nimi James. — Przewiduję, że w połowie rejsu albo przy pierwszej posusze w łupach, będziecie zmuszeni, panowie, wyrzucić ich za burtę. A to niestosowne...

Korsarze nigdy by nie przypuszczali, że wizyta w sierocińcu może ich tak ubawić, ale przy tym kapitan zebrał do kupy usłyszane informacje i James tym samym uzyskał, upragniony rozkaz spakowania manatków.

----------

Dotarli do okrętu. Na burcie dumnie widniało, budzące grozę wśród wrogów, jego imię. Jamesa od zawsze intrygowało, skąd się wzięła.

— Dlaczego „Kunta-Kinte"? — zapytał.

— „Tobi”, byłoby niepoprawnie politycznie — odpowiedział, zatrzymujący się przy trapie bosman. Kapitan przebywał już w tym czasie na okręcie. Udał się tam zaraz po zaakceptowaniu Jamesa na załoganta, jego przyprowadzenie zlecając bosmanowi. I nie tylko to. Na pytanie chłopca o funkcję, jaką będzie pełnił, Dracen odpowiedział pytaniem o wiedzę, dotyczącą jego okrętu. James zaczął niefortunnie:

— Wiem, że ma trzy maszty — i zamierzał mówić dalej, o uzbrojeniu, załodze, celach i zasadach, lecz kapitan mu przerwał.

— Masztowy — oświadczył i poprosił dyrektora o wydanie Jamesa bosmanowi wraz z dokumentami.

Chłopiec wiedział, że taka funkcja nie istnieje, ale kłócić się ani myślał. I dopiero gdy kapitan z dyrektorem wyszli, zapytał bosmana o to, co będzie robić rzeczywiście.

— Pilnować porządku wkoło masztów.

Stali dłuższą chwilę, przepuszczając załogantów i robotników portowych, kończących aprowizację okrętu. Pierwszy oficer, zastępujący kapitana na mostku, przekazywał najnowsze wieści. Polak, pływający na okręcie jako trzeci oficer, w rodzinnym kraju pracował w IMiGW i znając się poniekąd na rzeczy, zapowiedział, że pogoda jest w sam raz na wypłynięcie.

— Holowniki już idą — zakończył.

Godzinę później wypływali. Wyjątkowo, w samo południe i z obwiesiami na pokładzie. James czuł podskórnie, że staną się na okręcie problemem i jak przypuszczał, w pierwszej kolejności, jego osobistym. Ale było też wiele innych, lepszych stron nowego i nieznanego. A między nimi- cieplutka zima na Karaibach.

----------

Cdn. w Części I - "Przed" i jej Rozdziale I - "Wycieczka"

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Felicjanna · dnia 18.02.2018 10:17 · Czytań: 360 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 9
Komentarze
Darcon dnia 18.02.2018 10:54
Publikujesz na portalu dopiero od tego roku, ale poziom prezentujesz od początku dobry i co ważne, równy. Przeczytałem wstęp, więc nie oceniam utworu pod względem treści. Wydaje się, że nieźle wybrnęłaś z zadania.
Czekam jednak na coś poważnego, głębokiego i z większym przekazem. Uważam, że stać Cię na napisanie coś zbliżonego poziomem do polecanej przeze mnie na stronie głównej opowieści Joanny "Już zmierzcha, nadchodzi noc".
Czas, Felicjanno, usiąść i zmierzyć się z czymś o większym kalibrze.
Pozdrawiam. :)
Felicjanna dnia 18.02.2018 11:20
Piszę książkę, w której jest mnóstwo treści [z mego punktu widzenia], także niewygodnych, chociaż podać mam to zamiar w sposób lekki raczej.
Kiedyś dużo pisałam, ale wywaliłam i miałam kilka lat przerwy. Muszę ćwiczyć i dawać pod ocenę, a poza tym klimaty absurdu bardzo mi odpowiadają, więc pociągnę trochę ten temat albo i dłużej, ponieważ mnie bawi i mam nadzieję bawić i innych. Świat bywa taki smutny, że jakoś nie mam ochoty dodawać do niego smęcenia od siebie.
Zauważyłeś, jak wielu ludzi wokół nas jęczy? Od rana, k..., do nocy.
Pozdrówka. Mam nadzieję, że będziesz mnie czytał z uśmiechem i nie tylko z obowiązku redakcji.
Takie małe życzonko
Darcon dnia 18.02.2018 11:47
Felicjanna napisała:
Zauważyłeś, jak wielu ludzi wokół nas jęczy? Od rana, k..., do nocy.

Tak, zauważyłem i mam podobne zdanie, ale jeśli ktoś opowiada mi historię, którą wymyślił, wrzuca w nią bohatera, stawia wyzwania, buduje konflikty, to już zupełnie inna sprawa. :)
Powodzenia w pisaniu powieści. Nadal namawiam na wrzucenie czegoś o większym "ciężarze". ;)
Felicjanna dnia 18.02.2018 12:41
a kto powiedział, że w absurdku nie może być psycho-konfliktów B)
Canulas dnia 18.02.2018 18:23
Hello, Mis Fel. Se tak łażę, szukam. Myślę, wejdę, obadam, a tu...
Tekst już oceniałem. Wrażenia znasz.
Maly dnia 19.02.2018 12:30
Wciągnąłem się w opowieść i się skończyła. Dlaaaczego tak krótko? Kiedy następny fragment?
Pozdrawiam :)
Felicjanna dnia 19.02.2018 14:55
Jest w poczekalni.
purpur dnia 20.02.2018 15:11
Witaj Felicjanna!

Zapoznałem się z przygodami, chociaż to właściwie preludium do przygód, młodego Jamesa.

Od razu mogę napisać, że opowiadanie mi się spodobało. Baa! Wręcz zainteresowało, i odczuwam paląco potrzebę dowiedzenia się o kolejnych występach na pokładzie :)

Do tego widzę, że były dodatkowe założenia które należało spełnić - a wyszło to ponownie, bardzo lekko i nieinwazyjnie! Równie dobrze, mogłe nie wiedzieć, że były warunki w treści.

Ciekawe!

Oczywiście były elementy na które bym ponarzekał :) Cóż, jakoś tak wewnętrzenie, przekornie jetem skonstruowany i nic na to nie poradzę.

Moim zdaniem, nawiązania do naszej rzeczywistości zupełnie burzą atmosferę, która bez nich, bardzo miło się sączy. Jest tam ( w tysiąc osiemset... ), a nie tu. Nic by się nie stało, żeby pozbyć się tych fragmentów, bo dla mnie jest to tani chwyt - ani nie śmieszny, ani potrzebny... No ale to Twój tekst :p

Drobiazgi:

Cytat:
że Królowa stała obok i się gapiła.
- fajne zdanie!

Cytat:
Różnie.
- chyba różni...

Cytat:
— W myśl ustawy z tysiąc dziewięćset... — zaczął pan Bolsen.
- no to jeden z tych "elemnetów"...

Cytat:
Zaczęto się rozchodzić.
- zupełnie niepotrzebne, a jakoś tak koślawo brzmi.

Chyba tyle... fajny tekst i na pewno odiwedzę kolejną część.

Pozdrawiam,
Pur

PS No popatrz... czyli jednak potrafisz pisać tak, że da się ciebie zrozumieć, bez analizowania każdego jednego słowa w zdaniu :)
Osobiście się cieszę, że Brunon zaginął bez wieści. To prezentuje zupełnie inną jakość, no przynajmniej dla mnie...
Felicjanna dnia 20.02.2018 20:08
Brunon nie zaginął :)
A co do tych wstawek, to fakt, że mogą być zbędne, ale dla jednych jest głupim, a dla innych dowcipnym dodatkiem.
Staram się, żeby nie była nachalne, a już na pewno, żeby były nieinwazyjne.
Dzięki za rady tutaj - wykorzystam to i owo
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
18/03/2024 19:06
Pliszko, Posłużyłaś się skrótami myślowymi, ale pełnymi… »
Jacek Londyn
18/03/2024 18:15
Trening czyni mistrza. Kolejna okazja, tym razem… »
valeria
18/03/2024 11:41
Piękne, już bielonych rzeczy nie spotykam już:) chyba w… »
mede_a
18/03/2024 10:45
Jak ja kocham te Twoje maluchy! Ajw- poezji pełna - pisz,… »
Kazjuno
17/03/2024 22:58
Ja miałem skojarzenie erotyczne, podobne do Mike 17. Jako… »
Kazjuno
17/03/2024 22:45
Co do Huty masz rację. To poniemiecka huta do końca wojny… »
ajw
17/03/2024 21:52
Zbysiu - piękne miałeś skojarzenia :) »
ajw
17/03/2024 21:50
Tak, to zdecydowanie wiersz na pożegnanie. Na szczęście nie… »
Gabriel G.
17/03/2024 19:52
Nie ukrywam czekam na kontynuację. To się pewnie za trzy -… »
Kazjuno
17/03/2024 16:40
Dzięki Gabrielu za krzepiący mnie komentarz. Piszę,… »
valeria
17/03/2024 15:17
Gotowanie to łatwizna, tylko chęci potrzebne :) »
Gabriel G.
17/03/2024 12:46
Kazjuno Jestem świeżo po lekturze wszystkich trzech części.… »
Jacek Londyn
17/03/2024 10:31
Proszę o chwilę cierpliwości. Zanim odpowiem na komentarze,… »
Kazjuno
17/03/2024 04:17
Czekamy z Optymilianem, ciekawi twojego odniesienia się do… »
Jacek Londyn
16/03/2024 12:26
Drodzy Koledzy po piórze. Dziękuję za komentarze. Jest mi… »
ShoutBox
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:43
  • Nie poezją ja, a prozaiczną prozą teraz, bo precyzję lubię: nie komentarzem, a wpisem w/na shoutboxie zaczęłam, a jak skończę, to nie potomni, a los lub inna siła zdecyduje/oceni.
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:32
  • Pliszko - nie! Dość milczenia! Dopóki żyjemy! A po nas krzyczeć będą "słowa", na karcie, na murze...
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:28
  • To, jak skończysz pozwól, że ocenią potomni. Zaczęłaś komentarzem... pozwól/daj nam możliwość byśmy i Ciebie komentowali - jedno "słowo", póżniej strofy...
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:20
  • ech, Zbigniew Szczypek, fajnie wszystko, wróżba jest, choć niedokończona, ale z tego, co pamiętam, to Makbet dobrze nie kończy ;)
  • pliszka
  • 05/03/2024 22:58
  • A reszta jest milczeniem...
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty