Cztery ściany absurdu # 1 - Felicjanna
Proza » Przygodowe » Cztery ściany absurdu # 1
A A A
Klasyfikacja wiekowa: +18

Jest to kontynuacja: `Absurdalny prolog groteskowej powieści`


CZĘŚĆ I-_Przedmurze_

-------------

Rozdział I-_Wycieczka_

-------------

-------------


— Statek!!!

Bocianie gniazdo darło mordę na cały regulator. Jak zwykle, gdy służbę pełnił Gonzo i budząc przez radiowęzeł nocną wachtę. Przeklinali sukinsyna, niezmiennie zarzekając się, że któregoś dnia zrąbią jego miejsce pracy podczas jej trwania i tylko James, obudzony i zaciekawiony, postanowił się przyjrzeć nowince.

Brzmienie meldunku sugerowało, że nie chodziło o Hiszpana, gdyż wówczas ogłoszono by alarm pościgowy, ale i tak po miesiącu pustki stanowiło to jakąś atrakcję.

Oparty o reling obserwował, jak szybko maleje dystans do jednostki. Małego dwumasztowego wycieczkowca, używanego na Karaibach do pływania pomiędzy wysepkami, a tutaj w rejsie po obrzeżach otwartego oceanu. I o mało nie wypadł za burtę z wrażenia, gdy Horatio Birt podał mu lunetę ze słowami:

— A cóż to, za cholerna bandera?!

— Nie wiedziałem, że Szwajcaria ma dostęp do morza — odpowiedział James, zaraz po pierwszym zerknięciu. — Coś mi tu nie pasuje, panie bosmanie...

— Kapitan śpi, Madera...! — zauważył ten groźnie i znacząco, używając Jamesa przydomka. Przezwiska nadanego mu zaraz po pierwszym wejściu na pokład, a związanego ze skrzynką „Madery” kapitana, którą uratował przed wylotem za burtę. Od zderzenia się z mało rozgarniętym stewardem Nickiem Nickiem, po miesiącu rejsu, już niemal nikt nie nazywał go inaczej.

— Wiem, mój „Bohu” — było to wet za wet. — Ale Szwajcarzy nie mają floty i chociaż może to być jakiś bankier z laluniami na wycieczce...

— Z laluniami?! — zdumiał się Birt.

— Naliczyłem pięć — potwierdził James. — Na pokładzie. A kto wie, co tam w czeluściach przepastnych, obleczonych szkarłatem...

— Przymknij się! — wesoło warknął bosman. Jak zawsze, na poetycką manierę stosowaną czasami przez pana masztowego, a będącego w rzeczywistości jego bezpośrednim podwładnym i uczniem. I na odwrót, sam uczył się także od niego, przede wszystkim nieignorowania spostrzeżeń. Podchodząc zaś w pierwszej kolejności do zastępującego kapitana na mostku, porucznika Birko, umożliwił Jamesowi spokojny powrót do obserwacji. Birko, w przeciwieństwie do drugiego z poruczników, nadętego Mardocka, był inteligentny.

----------

Po pięć małych dział na każdej z burt, ludzie na pokładzie uzbrojeni w muszkiety, pistolety i broń białą. Zaledwie, albo aż trzydziestu. Do zdmuchnięcia jedną salwą, ale na walkę się nie zanosiło. Szeregowi marynarze, pod dowództwem kapitana, w nieznanych dla podpływających mundurach, stali w karnym dwurzędzie z muszkietami przy nodze, zwyczajnie przerażeni. „Kunta-Kinte” wyglądał przy ich łupince, jak lotniskowiec przy niszczycielu, a gdy jednostki zetknęły się burtami, z góry patrzyło na nich ponad dwieście par oczu. Lekceważąco i drapieżnie.

James spojrzał z zaciekawieniem na kobiety. Południowa uroda o niczym nieświadcząca, a u jednej nawet zanadto południowa- zapewne przez nieopatrzne, nazbyt długie przebywanie na słońcu. Mogły być Hiszpankami, ale równie dobrze Włoszkami, czy nawet i rzeczywiście Szwajcarkami z południowych kantonów. Elegancko ubrane, chroniące się przed słońcem parasolkami, ochładzały się dodatkowo nerwowo wachlarzami. Trzech młodych mężczyzn w garniturach od Armaniego, towarzyszyło im w nonszalanckich pozach, nie potrafiąc jednakże ukryć strachu. Szczególnie jeden.

— Ciekawe, czy mają „Milkę`? — Stojący obok jamesa Jankins, głośno przełknął ślinę.

— Ja tam bym wolał inną słodycz... — stwierdził nie kto inny jak Larwon. Jeden z piątki, która nie pasowała Jamesowi do załogi, ale którzy, pod wodzą „swego” drugiego bosmana Simonsa, zachowywali się przez miniony okres rejsu wzorcowo.

— Kapitan nie pozwoli — orzekł ktoś z tyłu.

James patrzył na kobiety i myślał o „Milce`. O sierocińcu, w pokrytej już zapewne śniegiem zimnej Anglii i jego mieszkańcach, owładniętych wieczną tęsknotą za słodyczami. Nie odezwał się jednak do tych na dole z myślą o sierotach:

— Macie „Milkę`?! — zapytał tonem szczeniaka-urwipołcia, głośno i po hiszpańsku.

Nie spodziewali się tak idiotycznego pytania, a Dracenowi nie trzeba było meldować, co właśnie się wydarza. Dosłownie wszyscy „Szwajcarzy” unieśli w kierunku Jamesa zdumiony wzrok, a jeden żołnierz, skołowany całkowicie, nawet odpowiedział. Po hiszpańsku:

— „Milki” nie, ale naszą... — i zamilkł spłoszony, gdy po „Kunta-Kinte” rozległ się głośny rechot, rozumiejących dostatecznie język hiszpański, korsarzy. I trwał dobrą chwilę. A gdy wytłumaczono także nieznającym języków obcych wagę zajścia, ci sukcesywnie przyłączali się do wesołości. Ale nie tylko to robili.

Już w chwili odpowiedzi żołnierza i bez rozkazu kapitana, kilkanaście muszkietów zostało wycelowanych w dół. Ten to tylko usankcjonował.

— Moi ludzie wchodzą na pokład! Proszę przygotować do oddania broń i nie robić niczego głupiego! — oznajmił groźnie. — Panie Birt, dwudziestu ludzi! Madera, pan zrewiduje kobiety!

Po pokładzie rozległ się szmer i chichot. Odgłosy zazdrości, pokpiwania, podekscytowania. Kapitan dorzucił:

— W jednej z ich kajut.

Dało się słychać liczne szepty:

— Poradzi pan sobie? Może pana zastąpić? Weź mnie pan do pomocy. — I tak dalej. James nie skorzystał. Jeszcze tego brakowało, aby przy kapitanie pokazał po sobie, że się poczuł niepewnie.

----------

Zanim do tego doszło, wspomógł bosmana. Kapitan zajmowanego okręciku zaczął odgrażać się złożeniem skargi na forum ONZ, na co odpowiedział dość zwięźle i tylko odrobinę naciąganie.

— Nosisz obcy mundur, żołnierzu — poinformował blednącego — w stanie wojny z naszym krajem. Może powinienem zaraportować kapitanowi, że trzeba pana potraktować, jak szpiega...?

— To nie jest mundur angielski — kapitan potwierdził ostatecznie swoją winę i zamilknął, widząc politowanie w oczach chłopca. Zabolało go to i chociaż poczuł się wystrychniętym na dudka, odezwał się nienawistnie. — A pan? Zdrajca?!

— Jeśli mam w sobie waszą krew, to chętnie się dowiem, który łotr zostawił mnie na siedemnaście lat w angielskim sierocińcu. Co przewozicie?

— Nic. To rejs turystyczny.

— Aha — James zauważył popłoch w oczach adwersarza i zwrócił się do Birta. — Moim zdaniem należy wezwać więcej ludzi i porąbać im ściany. — Skłonił głowę i poszedł robić swoje.

----------

Panie i ich towarzysze język angielski rozumieli doskonale. Chwilę także trwało, zanim oba okręty się ze sobą spotkały. Mogli się przygotować i uczynili to. Ich dłonie zdobiło dokładnie po jednym pierścionku na kobietę, a gdy James się przywitał, usłyszał, że dwa z nich są pierścionkami zaręczynowymi. Uśmiechały się do niego nieśmiało, z przebitymi, nagimi uszami, golutkimi szyjami i dekoltami, i stanikami, nerwowo oddychającymi, w uldze zapewne, po pozbawieniu ich ciężaru brosz. Pomyślał, że mają go za kretyna.

— To pani narzeczony, jak sądzę — stwierdził, patrząc w oczy tej, trzymającej rękę przestraszonego najbardziej mężczyzny. Niewiele starszego od Jamesa i bojącego się chyba bardziej o dziewczynę niż o siebie.

Potwierdziła, ostrożnym skinieniem główki.

— Nie chcę pań rozbierać — powiedział. — Nie tak mnie wychowywano. — Co było faktem, gdyż pani Mittick, nauczycielka muzyki i tańca, dbała u niego także o ogładę i już sam fakt powierzonego mu zadania mógł u niej wywołać nieudawany zawał. — Mam jednak rozkazy, a wy kłamiecie — orzekł. — Za chwilę będziemy rąbać ściany i jeśli znajdziemy w nich skrytki z waszymi klejnocikami, każę odrąbać pani narzeczonemu... — zawiesił głos. — Dłoń, dla przykładu. Więc...?

Poczerwieniały niby wszystkie, Jamesowi udało się jednak dostrzec, u trójki z nich, rys kłócący się z jego wyobrażeniem o damach.

Podszedł do całej grupki, leniwie powłócząc nogami, korsarz Dart. Niósł klatki z ptakami. James nie należał do tych, którym się składa meldunki.

— Ich komuni... No, wiadomo, co... — Uniósł do góry gołębie. — Komórek nie majo, spawdzili my. Chyba że te, tutaj...? — Wiercił się w miejscu, przechylony w kierunku kobiet, głośno i bezczelnie wdychając ich zapach. James, połechtany lekko po próżności, pozwolił mu na kilka chwil.

— Dziękuję, marynarzu — zastosował się do tonu korsarza. — Sprawdzę — zapewnił. — A ptaki, kucharzowi!

— To okrutne! — zawołały damy. Ponownie w rozdźwięku tonacji, wskazującym o zróżnicowanym pochodzeniu całej piątki.

Dart zarechotał wesoło, by po chwili wręcz nienawistnie na to odpowiedzieć.

— Delikutaśne. Pewno nie bywajo na ichnych stosach...?

Bywały. Wszystkie. James domyślił się tego po ich rumieńcach.

— Chcesz mi może pomóc, panie Dart...? — zapytał.

----------

Dart był widokiem niepocieszony. Kilkanaście pierścionków oraz pięć pełnych zestawów biżuterii, na które składały się kolczyki, naszyjniki, brosze i bransolety- od przerażonych i wściekłych pań, plus po sygnecie i roleksie, od zbulwersowanych łupieżcością korsarską panów. Ci akurat byli Włochami, ale jak wkrótce wyznał, przyciśnięty do ścian widokiem siekier, kapitan- na okręcie hiszpańskim. Znalazła się także oryginalna bandera.

James sam wziął do ręki siekierę, zdecydowanie wybierając największą z przyniesionych i gdy jego pobratymcy rozbierali okręcik ze wszystkiego, co nadawałoby się do spieniężenia bądź na pamiątkę, sam zajął się „przeszukaniem” kajuty kapitańskiej.

Na pokład „Kunta-Kinte” trafiła cała broń, a nawet działka, które kapitan zamierzał sprzedać w najbliższym z neutralnych portów; prowiant, prócz wody i racji na trzy dni, obrazki, meble z zawartością, w tym biurko z ukrytym w szufladzie laptopem, kobierce oraz pieniądze i błyskotki załogi, i kilkanaście dających się rozmontować części statku. Wszystko to jednak zblakło przy niepozornym łupie Jamesa, którym okazał się wyrąbany z przemyślnej szczeliny liścik.

Przeczytał go na miejscu, odkrywając tym samym cel rejsu zdobytego okrętu i z miejsca zaniósł go bosmanowi, ujawniając dyskretnie treść.

Birt powrócił na „Kunta-Kinte”, a James pozostał, z obawami na karku i zafrasowaną, lecz zdecydowaną i srogą miną, powodując w pojmanych narastające przerażenie. Nadeszły rozkaz z ust kapitana, przyniósł mu jednak pewną ulgę.

— Panie Madera! Proszę przeprowadzić kobiety na nasz okręt!

Hiszpanie i Włosi próbowali zaprotestować, ale kapitan nie zmienił zdania. A gdy James uporał się z tym zadaniem, został posłany z powrotem. Tym razem kierował Simsons, z lubością niszcząc takielunek, rozkazując ze śmiechem Jamesowi, zrąbać też jeden z masztów, a kilku innym uszkodzić poważnie urządzenia sterujące.

— Naprawita w trzy dnia! — śmiał się. — I cieszta się, że kapitan... Bo ja, to bym was...! — mówił po angielsku i James to musiał tłumaczyć, i gdy Simons coś dodał o odpowiednim potraktowaniu zabranych kobiet, był autentycznie zniesmaczony.

Ogólnie jednak decyzja Dracena wydała mu się słuszna i trafna. Okręt wprawdzie udawał Szwajcara, ale nie walczył, więc zatapianie go byłoby nadużyciem. Dopuszczalnym, jak sądził, lecz nierozsądnym, gdyż zamordowanie z zimną krwią nie wchodziło w rachubę, a przeładowanie jeńców do szalup, dawało im większe szanse na szybsze dotarcie do najbliższej z wysepek archipelagu. Pozostawienie na okręcie, zmuszało do jego naprawy. I nie mogli zachować się inaczej. Przynajmniej tak założono.

Na odjezdnym, poinstruowany przez kapitana, zapowiedział im, że jeśli pokrzyżują korsarzom plany, kobiety, jako zakładniczki, zostaną stracone bądź sprzedane w niewolę.

Schodził z wrogiego pokładu ostatni. Z pałaszem na plecach, pistoletem za pasem i wielką siekierą w dłoni.

— Jeżeli ja jestem Bohu, to tyś sam diabeł! — podsumował go bosman.

----------

Cdn.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Felicjanna · dnia 20.02.2018 16:12 · Czytań: 263 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
18/03/2024 19:06
Pliszko, wprawdzie posłużyłaś się skrótami myślowymi, ale… »
Jacek Londyn
18/03/2024 18:15
Trening czyni mistrza. Kolejna okazja, tym razem… »
valeria
18/03/2024 11:41
Piękne, już bielonych rzeczy nie spotykam już:) chyba w… »
mede_a
18/03/2024 10:45
Jak ja kocham te Twoje maluchy! Ajw- poezji pełna - pisz,… »
Kazjuno
17/03/2024 22:58
Ja miałem skojarzenie erotyczne, podobne do Mike 17. Jako… »
Kazjuno
17/03/2024 22:45
Co do Huty masz rację. To poniemiecka huta do końca wojny… »
ajw
17/03/2024 21:52
Zbysiu - piękne miałeś skojarzenia :) »
ajw
17/03/2024 21:50
Tak, to zdecydowanie wiersz na pożegnanie. Na szczęście nie… »
Gabriel G.
17/03/2024 19:52
Nie ukrywam czekam na kontynuację. To się pewnie za trzy -… »
Kazjuno
17/03/2024 16:40
Dzięki Gabrielu za krzepiący mnie komentarz. Piszę,… »
valeria
17/03/2024 15:17
Gotowanie to łatwizna, tylko chęci potrzebne :) »
Gabriel G.
17/03/2024 12:46
Kazjuno Jestem świeżo po lekturze wszystkich trzech części.… »
Jacek Londyn
17/03/2024 10:31
Proszę o chwilę cierpliwości. Zanim odpowiem na komentarze,… »
Kazjuno
17/03/2024 04:17
Czekamy z Optymilianem, ciekawi twojego odniesienia się do… »
Jacek Londyn
16/03/2024 12:26
Drodzy Koledzy po piórze. Dziękuję za komentarze. Jest mi… »
ShoutBox
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:43
  • Nie poezją ja, a prozaiczną prozą teraz, bo precyzję lubię: nie komentarzem, a wpisem w/na shoutboxie zaczęłam, a jak skończę, to nie potomni, a los lub inna siła zdecyduje/oceni.
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:32
  • Pliszko - nie! Dość milczenia! Dopóki żyjemy! A po nas krzyczeć będą "słowa", na karcie, na murze...
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:28
  • To, jak skończysz pozwól, że ocenią potomni. Zaczęłaś komentarzem... pozwól/daj nam możliwość byśmy i Ciebie komentowali - jedno "słowo", póżniej strofy...
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:20
  • ech, Zbigniew Szczypek, fajnie wszystko, wróżba jest, choć niedokończona, ale z tego, co pamiętam, to Makbet dobrze nie kończy ;)
  • pliszka
  • 05/03/2024 22:58
  • A reszta jest milczeniem...
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty