Przed szarymi oczami 2 - Kerad
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Przed szarymi oczami 2
A A A
Klasyfikacja wiekowa: +18

W mieście było cicho, nikt nie pracował, każdy zaryglował się w domu, według zaleceń strażnika. Do zabudowań wjechały dwa pancerne wozy, przejechały przez rondo i zatrzymały się dopiero przed urzędem. Tak jak myślałem.

Wysiedli z aut pewnie, machając rękoma w każdą stronę i skierowali się do środka. Nawet nie zwrócili uwagi na brak ludzi oraz samochodów. Obserwowałem ich z bezpiecznej odległości.

Kiedy weszli, podbiegłem do drzwi z ryglem. Metalowe urządzenie przyłożyłem na środek szpary między dwoma skrzydłami i wcisnąłem przycisk. Ten się rozłożył i przyczepił do nawierzchni blokując otwarcie. Teraz mogli wyjść tylko przez okna.

Potem przyciskiem na kluczu uruchomiłem wcześniej rozstawioną wieżyczkę. Od razu usłyszałem dźwięk zza drzwi automatu i krzyki konających, których naboje porozrywały ciała. Następnie głośne trzaskanie w drzwi i krew wypływającą na dole przez szparę. Odsunąłem się o dwa kroki.

Klucz to wielofunkcyjne urządzenie, służące do rozmowy, internetu, zdjęć, płatności. W tych czasach każdy to miał. Wyglądał jak płaska prostokątna kafelka. Swój zawsze trzymałem wpięty w karwasz.

Czekałem tak długo, aż przestałem słyszeć dźwięk wystrzału naboi oraz wrzaski, czyli jakieś dziesięć sekund.

Zdjąłem rygiel i wszedłem do środka. Cztery trupy, wszędzie krew, na podłodze, ścianach, nawet suficie. Jeden z nich leżał na schodach, tędy pewnie próbował uciec.

Jeden tylko żył trzymany na muszce przez wieżyczkę. Ustawiłem ją, żeby oszczędziła jednego.

- Dobrze się spisałaś – powiedziałem jak do partnerki.

- To twoja sprawka? - zapytał bandzior. - Wiesz z kim kurwa zadarłeś? Jesteś już trupem.

- Porozmawiamy trochę.

Wyciągnąłem kajdanki i skułem mu ręce. Potem podszedłem do wieżyczki i wyłączyłem ją. Ta się złożyła w kulę, którą wczepiłem w pasek.

- Gotowy? - zapytałem.

- Na co? - warknął.

- Na rozmowę.

Był stosunkowo młody, pewnie tak koło dwudziestu pięciu lat, chudy z długimi włosami i z wrednym wyrazem twarzy. Na sobie miał pełne uzbrojenie w fioletowym kolorze, a na piersi widniał znak krwawej róży.

- Nie powinieneś był wyłączać wieżyczki.

Pobiegł do mnie i spróbował uderzyć mnie z główki. Nie zdążył, dostał w zęby, upadł na podłogę brudząc ją krwią, a dwa zęby zaraz za nim.

- Pierdol się kurwa – znowu warknął.

Kopnąłem go jeszcze raz, bo czemu nie. Niech będzie za pyskowanie.

- Czyli nie jesteś jeszcze skłonny do rozmowy – westchnąłem.

Wysunąłem z pochwy nóż długości uda i wbiłem go w jego kolano. Krzyknął opętańczo, nie był przyzwyczajony do bólu.

- Dobrze. - Rozpłakał się. - Tylko mnie nie krzywdź.

Wyciągnąłem ostrze i strząchnąłem krew, po czym schowałem z powrotem do właściwego miejsca. Złapałem go gwałtownie za kołnierz i przeciągnąłem do ściany opierając o nią. Sam przykucnąłem przed nim.

- To najpierw opowiedz jak tu dojechałeś. Podobno nie macie dojazdu.

- Pod ziemią jest.

Jak ja nie lubię takich gości. Wozi się, macha ramionami na każdą stronę zajmując jak największą powierzchnię. Myśli, że jest kimś. Kiedy dochodzi co do czego mazgai się i prosi o litość.

Jak ja kurwa nienawidzę takich ludzi.

- Duża straż? Jak działają patrole?

- Sporo nas tam jest. - Opuścił wzrok. - Przy wjeździe jest dziesięciu strażników i co pół godziny przechodzi patrol składający się z pięciu. Tam wszędzie ciągle chodzą.

- A mury?

- Całe obstawione. I tam też cały czas jacyś wartownicy, jak jedni odchodzą to drudzy przychodzą.

Rozumiem. Ta armia nie miała być do walki tylko na pokaz, chodziło o strach i dominację, oni nie chcieli wojny. Więc na samych obrzeżach było ich więcej.

- A w środku?

- Raczej nie ma tak wielkiej straży.

Czyli jak już będę wewnątrz, to już z górki. Tylko jak? Potem jeszcze zostaje powrót.

- Przydasz mi się jeszcze.

- Co? - Spojrzał na mnie wielkimi zdziwionymi oczami. Potem przełknął głośno ślinę.

- Wprowadzisz mnie tam. Pojedziemy razem twoim samochodem.

- A jeśli się nie zgodzę? - zapytał z płaczącym wzrokiem.

- To nie jesteś mi dłużej potrzebny.

Wstałem i przystawiłem do jego czoła spluwę.

- Zgadzam się.

Odłożyłem broń i schowałem do kabury. Patrzył na nią, aż do końca.

*

Jechaliśmy tylko we dwóch jednym wozem. On prowadził, ja siedziałem obok. Wcześniej z trupów pozbierałem nieprzedziurawione ubrania i przeprałem na szybko. W końcu nie mogły być we krwi, kiedy miałem je na sobie. Czułem się chujowo w tym stroju.

Mojemu nowemu przyjacielowi założyłem kamizelkę samobójczą pełną bombowych artefaktów. Przykleiłem ją do jego ciała, nie ma szans żeby ją zdjął, chyba, że razem ze skórą. Dodałem jeszcze jedno zabezpieczenie. W jednym z obwodów pomiędzy przednią i tylną częścią znajdował się włącznik, który po zbytnim rozciągnięciu przełączy się na „bum”. Jeśli będzie próbował ją zdjąć, umrze. Oczywiście detonator miałem ja.

To teraz pytanie. Skąd miałem taką kamizelkę, przecież nie przywiozłem jej tu ze sobą. Owszem, miałem ją, ale została w innym mieście na statku. Zrobiłem kilka mniejszych bombek i przymocowałem je na innej kamizelce. Taka prowizorka.

- Jak masz na imię? - zapytałem w trakcie jazdy.

- Domamir.

Miałem też torbę przełożoną przez prawy barek, a w niej wymagany arsenał.

Droga ciągnęła się, zjechaliśmy w końcu w las po nierównej drodze i dotarliśmy do jaskini. Ciemno było w niej, żadnego oświetlenia ani jakiegokolwiek znaku bytności ludzi. Jeśli to właściwa droga, to naprawdę dobrze się ukryli.

- Jedziemy tak, jak trzeba?

- Tak.

Spojrzałem na niego, skóra Domamira zrobiła się cała czerwona, do tego zobaczyłem na niej wiele kropel, które spływały po policzkach i nosie. Pocił się przez strach.

W końcu zatrzymaliśmy się przed płaską ścianą, po chwili mocne światło oślepiło mnie, przysłoniło wszystko. Kiedy efekt minął, zobaczyłem, że stoimy przed bramą. Dwóch ludzi podeszło do nas, byli ubrani tak samo jak my. Jeden z nich zajrzał przez szybę i zobaczyłem parchatą mordę.

- Czemu tylko dwóch wraca? - zapytał.

- Musieli na razie zostać - wyrecytował na szybko jak zapamiętaną kwestię.

- Czemu? Co się stało?

Na moment zapadła cisza, następnie wszyscy usłyszeli głośne przełknięcie śliny. Dźwięk rozniósł się z gardła Domamira.

- Za dobrze się zabawili – dodałem w końcu.

- W trakcie pracy? - dopytywał dalej strażnik. - Mają przejebane.

- Tak, ale lepiej nie zgłaszaj tego. Chłopacy po prostu trochę przesadzili.

- Ja będę miał przejebane jak tego nie zrobię.

Co to za miejsce? Taki rygor, jakbym był w wojsku. Największy gang jednak rządził się swoimi zasadami, innymi niż reszta.

- Ale wiecie co - dokańcza dalej – przysługa, za przysługę. Następnym razem zabieracie mnie ze sobą.

- Dobrze – znowu odezwał się „przyjaciel” jakby chciał, a nie mógł.

Parchaty odszedł i dał znak otworzenia przejścia. Metalowa brama otworzyła się, powolnie, leniwie. Pokazywała za sobą metalowy korytarz. Tak swoją drogą to ciekawe, czy wykopali ten tunel, czy tak przystosowali jaskinie.

Przed nami pojawili się kolejni strażnicy, tak jak mówił nowy kolega.

Domamir nacisnął gaz i ruszyliśmy tym razem w świetle. Reflektory nad nami szybko znikały i dawały miejsce kolejnym tworząc białą, ciężko do obserwowania linię.

Niedługi czas jechaliśmy, zaraz przywitała nas wielka wolna przestrzeń, niebo łagodne i piękne, dające ukojenie po tamtym miejscu. W środku rzeczywiście było dużo mniej straży, większość została poustawiana na murach. Miejsce przypominało miasteczko, białe domki pokrywały cały obszar. Każdy z nich wyglądał tak samo. Dalej, na samym środku widziałem inny, wyróżniający się, wysoki na trzy piętra. To musiał być pałacyk szefa.

Skręciliśmy w prawo i zaraz wjechaliśmy do warsztatu.

- Jak skończę spotkamy się tutaj i wyjedziemy razem.

- Poczekaj – krzyknął w przerażeniu – ale nie możemy. Żeby wyjechać potrzebujemy rozkazu szefa.

- Jakiś pomysł jak możemy to zmienić?

- Mógłbyś – Zastanowił się jeszcze przez moment. - Wysłać meila z jego komputera.

To w zasadzie żaden problem. I tak muszę do niego iść.

- Czekaj tu na mnie – rozkazałem – chyba nie muszę ci przypominać co masz na sobie?

- Nie musisz – przełknął ślinę.

Wysiadając trzasnąłem za sobą mocno drzwiami. Nazwał to miejsce warsztatem, ale to zwykły parking przykryty dachem, nie miał nawet żadnej bramy, tylko trzy ściany. Może w ten sposób brzmiało bardziej profesjonalnie, a parkingowi czuli się mechanikami.

Nieważne. Było tu kilka osób, w zasadzie nic nie robili, chodzili w tą i tamtą, gadali ze sobą. Przedarłem się między innymi samochodami i wyszedłem na zewnątrz. Dzień powoli zbliżał się do wieczora.

Opuściłem głowę w dół niby zamyślony i poprawiłem torbę. Była dosyć ciężka.

- Gol! - ktoś krzyknął.

Hmm, mieli tu nawet boisko, aż mnie korciło aby spojrzeć. Nie mogłem, musiałem wykonać robotę.

To trochę dziwne. Te miasteczko nie było aż tak małe, żeby przestraszyć się tak bandytów. Nie było ich wystarczająco dużo i przyjeżdżali tylko dwoma wozami. Więc czemu? Jakaś część układanki mi uciekła. Kurwa, nie wiem jaka. Im dłużej nad tym myślałem, tym bardziej wydawało mi się to nielogiczne.

Dotarłem do centrum, przed drzwiami stało dwóch gości. Nie mogłem tędy wejść. Zacząłem okrążać budynek, znalazłem uchylone okno na pierwszym piętrze. Zawsze takie okno jest. Szczególnie w miejscach strzeżonych i względnie bezpiecznych. Trzeba przewietrzyć dom albo coś.

Rozejrzałem się jeszcze, czy ktoś mnie nie widział. Podskoczyłem do okna i złapałem się krawędzi. Podciągnąłem się bez wysiłku.

Pokój był pełen obrazów, a na środku leżał drogi dywan. Do tego mały stolik i wszędzie jakieś wazony. Bycie szychą wśród świata przestępczości zawsze było opłacalne. Tylko szkoda, że nie działało to na dłuższą metę, zawsze umierali za wcześnie.

W sumie strażnicy też. Eh... psi los. Tacy jak oni chociaż sobie pożyją.

Panowała cisza, jakby nikogo nie było w domu. Nie mogłem przecież wydać rozkazu póki on żył, jeszcze wpadłby w najmniej odpowiednim momencie i wszystko popsuł. A ja bym zrobił za kamikaze. Jak odejść to z hukiem, nie?

Po za tym miałem do niego kilka pytań.

Wyszedłem z pokoju i udałem się na wyższe kondygnacje, zajrzałem do wszystkich pomieszczeń. Było tu schludnie, jakby nikt z nich nie korzystał, ale jednocześnie nieustannie sprzątał. W końcu dotarłem do jego biura... chyba. Tylko tutaj zobaczyłem komputer i tonę papierów na biurku.

Zajrzałem do niego, był włączony, nawet nie wpisywałem hasła. Pewnie niedawno ktoś go używał. Popatrzmy, kilka gier i to samych sportowych, piłka nożna, samochody. Czyli rzeczy, które powinien lubić każdy facet.

Spojrzałem w wiadomości, było kilka do warsztatu, każdy z jakimś rozkazem. Jeszcze inne do jego przełożonego. Znalazłem też prywatne do kogoś kto nazywał się Gogo. Kim był Gogo? Musiałem to sprawdzić, przejrzałem ich korespondencję, coraz dalej wstecz.

Skurwiel, pozwalał na to, dostawał nawet profity. Pierdolony skorumpowany burmistrz. Kurwa, on mu sprzedawał ludzi ze swojego miasta. Był jeszcze gorszy niż ci bandyci. Tylko czemu wynajął Strażnika? Gdyby to była pułapka, to już bym w nią wpadł, chciał żebym pozbył się gangu.

Zabiję go, ale wszystko po kolei. Najpierw tutaj, potem tam.

Teraz zajrzałem na parter. Dotarłem do jeszcze bardziej luksusowego salonu. Tutaj było najlepsze miejsce. Położyłem torbę na podłodze i rozpiąłem zamek. Z niej wyciągnąłem bombę.

Odpowiadając na pytanie, to nie, nie nosiłem jej zawsze przy sobie, jak to było z kamizelką samobójczą. Spakowałem w motocykl tylko najważniejsze rzeczy, broń, amunicję i skarpetki na zmianę. Jednak co za problem taką bombę zbudować? Przed przyjazdem tutaj przygotowałem się i szedłem wedle planu. Ciężko byłoby ich tu wszystkich wystrzelać, taka bomba załatwiłaby sprawę.

Może nie wyglądała profesjonalnie, w końcu użyłem dwóch wiader, żeby to wszystko ze sobą sklecić, ale ważne, że działała.

Wszystko tutaj wyglądało, jakby niedawno ktoś tu przebywał. Zostawiony włączony komputer, do tego ten porządek, wszystko poukładane na swoim miejscu i brak kurzu. Ale gdzie on mógł być. Po mleko to chyba nie wyszedł.

Rozejrzałem się wszędzie. Na parterze w przedpokoju znalazłem jeszcze ciężkie metalowe drzwi prowadzące do piwnicy. Były niedomknięte, musiał się śpieszyć. Co można tak długo robić w piwnicy?

Wyciągnąłem spluwę i wszedłem na schody.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Kerad · dnia 23.03.2018 11:14 · Czytań: 244 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 1
Inne artykuły tego autora:
Komentarze
Usunięty dnia 24.03.2018 00:08
Hej, Kerad,

Co do tematu to się nie wypowiem, bo to nie moja bajka.
Natomiast:

Wy­su­ną­łem z po­chwy nóż dłu­go­ści uda i wbi­łem go w jego ko­la­no.

Ja napisałbym: ... i wbiłem mu go w kolano. Unikasz w ten sposób go-jego.

Mia­łem też torbę prze­ło­żo­ną przez prawy barek, a w niej wy­ma­ga­ny ar­se­nał.

To chyba literówka ten barek?

Zo­sta­wio­ny włą­czo­ny kom­pu­ter,

Nie podoba mi się zestawienie dwóch pierwszych słów. Oczywiście według mnie.

Poza tym sporo do poprawy w interpunkcji. Ale ja też nie mam jej idealnej.
Jeszcze jedna uwaga. Ja na przykład staram się unikać, aby kilka zdań pod rząd zaczynało się od tej samej formy - na przykład: Wyszedłem... Spojrzałem... Uderzyłem... Oczywiście nie zawsze to się da, jeśli się chce, aby akcja była dynamiczna. Ale u Ciebie nie ma tego aż tak dużo.

A poza tym całkiem dobrze napisane.

Pozdrawiam
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty