Renta - Felicjanna
Proza » Groteska » Renta
A A A
Od autora: Jest to kolejne ćwiczenie literackie na zadany temat. W tym wypadku:

<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<

Postać: Kominiarz bez nogi

Miejsce: Sala bilardowa

Zdarzenie: Szkatułka

Gatunek: Przepis/poradnik lub Boki zrywać

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Klasyfikacja wiekowa: +18

Zjazd po papie, zakończony upadkiem z dachu nawet by go ucieszył, gdyby przy tym oznaczał koniec kariery. Miał już po dziurki w nosie swojej roboty, a skomplikowane złamanie sugerowało nie tylko odszkodowanie, czy długie leniuchowanie na zwolnieniu lekarskim, ale i rentę. Tyle że właśnie. Jedynie sugerowało.

Młodziutka pani psycholog przyjęła go w malutkim gabinecie, gdzie zza sterty zawalających biurko akt, zdawały się wystawać jedynie jej okulary. Ogromne, różowe, w których, gdyby nie blade skrawki twarzy i przypominające mu o zawodzie włosy, wyglądałaby jak jedna z postaci najnowszych Gwiezdnych Wojen. I wcale nie dlatego, że był ich fanem, ale po prostu.

— Mamy niewielki problem, panie Popijawa — oznajmiła na samym wstępie. — Noga zdrowieje?

— Tak jakby — odpowiedział. — Ale może być gorzej, jak mi pani nie da na czymś usiąść. — Rozejrzał się po pomieszczeniu. — Nie ma pani kanapy?

— Nie, panie Popijawa, nie przyszedł pan tutaj polegiwać — odpowiedziała, dodając na jego głupią minę: — Na kolanka też pana nie wezmę.

— Nie spodziewałem się...

— Właśnie — skwitowała, sama jedynie wiedząc co i znikając za stertą akt.

Przez chwilę nic się nie działo. Dochodziły go jedynie odgłosy otwierania i przeszukiwania szuflad, zakończone lądowaniem na aktach szkatułki. Kobieta ukazała się ponownie.

Wyszła zza biurka i podrapała się w zadumie po policzku.

— Mam orzec przed komisją, czy jest pan osobnikiem skłonnym do symulanctwa — oznajmiła, biorąc do ręki szkatułkę. — Jak się stoi?

— Źle, pani doktor i...

— Ta sterta. — Wskazała pierwszą z brzegu. — Proszę sobie zrobić siedzisko, to trochę potrwa...

Zastosował się, cóż mu innego pozostało. Pani psycholog zdjęła tymczasem okulary, odłożyła je na zwolnione miejsce na stole i otworzyła szkatułkę. Wyjęła z niej mały foliowy woreczek z białym proszkiem, otworzyła i wysypała nieco zawartości na blat. Sięgnęła za biurko, skąd wyciągnęła torebkę, a z niej dowód osobisty, którym uformowała z kopczyka proszku dwie ścieżki. Spojrzała na Popijawę w chwili skręcania z wyjętej z portmonetki „stówki” rulonika.

— Widzę na pańskiej twarzy sporo uczuć — oznajmiła z krzywym uśmiechem. — To, jak będzie, przyznaje się pan bez bicia? — Pochyliła się, głośno wciągając obie ścieżki do nosa. — Ach! — zakrzyknęła. — Jak raz chleba ugryźć! — Naślinionym palcem zebrała resztki proszku i wtarła sobie w dziąsła. — Słucham... — Sięgnęła ponownie do szkatułki, skąd wyjęła owalny przedmiot wielkości gałki ocznej. — Panie Popijawa?! — podniosła głos.

Chciał odpowiedzieć ostro i jednoznacznie, ale nie odpowiedział wcale. Psycholożka wyjęła jedno z oczu i włożyła na jego miejsce wyjęte ze szkatułki. Zamrugała kilkakrotnie i orzekła.

— Ciężko to widzę, ale zobaczymy, co na to komisja. Chodźmy — rozkazała, kierując się do drzwi, nie bacząc na trudności mężczyzny przy podnoszeniu się ze sterty akt.

Zasapany wszedł za nią do dużej salki. Widać było, że na co dzień spełniała raczej funkcje rekreacyjne, gdyż znajdujący się w niej długi stół, był sprzętem do gry w snookera. Siedziała na jego krawędziach grupka kobiet i mężczyzn w białych kitlach. Pani psycholog zajęła ostatni wolny skrawek.

— I jak? — zwrócił się do niej osobnik zajmujący centralne miejsce. W ręku trzymał poradnik zatytułowany: „Jak obierać bezpiecznie ziemniaki".

— Symulant — padła odpowiedź. — A na dodatek nerwus. Wpadł do mnie jak wicher i chciał zaciągnąć do łóżka.

— Co pani...?! — zaprotestował Popijawa.

— Nie zgodziłam się, co oczywiste, na co zareagował zwaleniem na podłogę akt, a to nie wszystko! — Pozostali pochylili się ku niej z zainteresowaniem i współczuciem. — Uwalił na nie tyłek i pierdnął. Co najmniej cztery razy.

— Taaak... — Siedzący najbliżej kobiety Cyfrotyżyński, jak Popijawa wiedział, główny księgowy szpitala pod wyzwaniem Niespożytego Kalafiora, poklepał ją przyjaźnie po ramieniu. — Raz, może dwa, byłoby dopuszczalne, ale czego się można spodziewać po człowieku z takim nazwiskiem...

— Nie wybierałem go sobie! — warknął Popijawa.

— Trzeba było zmienić — przyłączyła się do dysputy stara kobieta, zajmująca skrajne miejsce. — Ja zmieniałam ośmiokrotnie — wyjawiła. — Za każdym zamążpójściem i po zejściu... Panie, świeć im... — Przeżegnała się, a reszta członkiń i członków komisji przyłączyła się do rytuału. Pochylili głowy w zadumie, z wyraźnym zamiarem dłuższej kontemplacji.

— Tak się składa, że nie mogłem wyjść za mąż! — przerwał im to brutalnie Popijawa. Zareagowali obrzuceniem go spojrzeniami pełnymi niesmaku. Padło kilka krótkich zdań:

— Pieprzony seksista!

— Trzeba było przyjąć nazwisko żony!

— Mogłeś, pan, wyemigrować do Kalifornii!

— A co bym tam robił, niby?! — zdenerwował się kominiarz. — Z moim zawodem...?!

— Zmieniał go, nie łaził po dachach i nie skakał z nich, żeby sobie załatwiać rentę inwalidzką! — Mężczyzna, który to powiedział, aż zerwał się z miejsca, z wycelowanym oskarżycielsko palcem w petenta.

— Nie zrobiłem tego specjalnie!

— No, jacha! — Całe, złożone z siedmiu osób gremium, zaryczało nieudawanym śmiechem.

— Co, to ma znaczyć?! — wybuchnął Popijawa. — Śmieszy was czyjeś kalectwo?!

— Stoi na dwóch nogach, ma dwie ręce i drze się na całe gardło! — zabrał głos inny. — Ot i kaleka...!

— Właśnie! — poparło go kilka głosów, a tymczasem pani psycholog wyjęła ze szkatułki drugi owalny przedmiot, dokonując ponownej wymiany. Kominiarz mógłby przysiąc, że wymieniła drugie oko.

— Jak pani to widzi? — zwrócił się do niej Centralny.

— Cóż, panie ordynatorze... — Kobieta zamrugała. — Ja tu widzę niedorzeczną próbę wymuszenia zapisu korzystnego wyłącznie dla petenta, a nie naszego kraju. Ordynarną próbę ingerencji we własne akta, poprzez sprofanowanie naszych ustaleń i zasłanianie się chęcią odpoczynku dla nogi, która, jak widzimy, jest cała, zdrowa i na miejscu, a na dodatek, nie jest nawet protezą.

— To skandal! — poparli ją inni.

— No pewnie, że nie jest! — wrzasnął Popijawa.

— Co przyznaje nawet i sam, hmmm, poszkodowany i już sama nie wiem, co w tym wypadku mam powiedzieć...?

— Niesłychane!

— To jawna próba wyłudzenia!

— Przykładnie ukarać!

— To może mi ją utnijcie?! — zaproponował wrzaskliwie Popijawa.

— I jeszcze sobie kpi...!

Gremium nachyliło się do siebie, skupiając ciasno i naradzając, a Popijawę tak już noga napierdzielała, że miał dość renty i zapragnął wrócić do domu. Albo, żeby mu ją rzeczywiście ta banda szajbusów ucięła. I nawet zjadła. Za rentę.

Uśmiechnął się pod nosem na tę myśl, prosto w twarze bacznie obserwujących go ludzi.

— Nie dostanie pan renty — oznajmił twardo ordynator. — Chyba że przyjdzie pan bez nogi.

Tym razem to Popijawa zarechotał.

— Co polecacie? Pociąg, tramwaj? Może trajzegę? Mam szwagra na wsi to i pod kosiarkę wpaść można... — zamilkł, gdyż towarzystwo jakoś nie łapało jego poczucia humoru.

— W sali naprzeciwko trzymamy przedmioty wyjęte ludziom z tyłków — doradzał inny, z przepraszającym gestem wobec pań. — Może i to niezbyt teges, ale czego to sobie ludzie nie wsadzają, zdziwilibyście się państwo... Proszę zajrzeć, panie Popijawa, może znajdzie pan coś, czym przynajmniej trwale nogę okaleczy. Bo to złamanko... — Cmoknął z politowaniem.

Popijawa miał dość. Wzruszył ramionami i wyszedł. Z zamiarem bezzwłocznego powrotu do domu i zawodu, ale ciekawość wzięła górę i uchylił nieznacznie feralne drzwi.

W oczy rzuciła mu się halabarda.

>>><><<<

— Nie, błagam, nie!!! — Powalona na podłogę psycholożka, zasłoniła się rękami. Prawą, ordynatora Krzyworękiego i lewą, doktora habilitowanego nauk statystycznych, magistra-inżyniera Lewoskrętnego.

— Pani nie — zgodził się z nią Popijawa. — Pani podpisze mi świstek o mojej niepoczytalności.

— Oczywiście!

Pomógł jej wstać i po kilku minutach, nieco tylko wymięty nerwowymi ruchami rąk lekarki i lekko zakrwawiony dokument, znalazł się w jego kieszeni.

— Mam dość krwi — powiedział, a gdy kobieta uśmiechnęła się z ulgą, wbił jej w głowę kolec tylnej części halabardy.. Jeszcze stała, gdy dwoje oczu wypadło z miejscówek i potoczyło się po parkiecie, nieruchomiejąc przy jednej ze ścian. Gdy wychodził, patrzyły na niego oskarżycielsko.

— Kłamałem — odpowiedział im.

>>><><<<

W wariatkowie żyło mu się całkiem nieźle. Żarcie było smaczne i nie za mało, a siostry dokarmiały go dodatkowo alabastrowymi drażetkami, odświętnie zastępowanymi w kolorach: cytrynowym, kardynalskim, rdzawym czy mahoniowym, a już po osiągnięciu pewnego wieku, także lazurowym. Tym ostatnim w chwilach powrotu do zawodu, gdy trzeba było na żądanie coś przetkać.

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Felicjanna · dnia 25.03.2018 12:43 · Czytań: 356 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 5
Komentarze
Darcon dnia 25.03.2018 12:43
:)

Widzę, że jak chcesz, to umiesz.

Pozdrawiam.
Usunięty dnia 25.03.2018 15:04
Hej, Falicjana,

Dobrze napisane, ale mam kilka uwag:

Uśmiechnął się pod nosem na tę myśl, prosto w twarze bacznie obserwujących go ludzi.

W moim mniemaniu uśmiechnięcie pod nosem nie może być komuś w twarz - tak ja to odbieram

A poza tym nie widzę żadnych mankamentów. Może tylko powinnaś sprecyzować zdanie:

Pomógł jej wstać i po kilku minutach, nieco tylko wymięty nerwowymi ruchami rąk lekarki i lekko zakrwawiony dokument, znalazł się w jego kieszeni.

Bo jak dla mnie "trochę" wynika z niego, może sugeruje, że psycholożka to lekarka. A psycholog jest magistrem, a nie lekarzem.

Gratuluję całości.
Pozdrawiam
Felicjanna dnia 25.03.2018 16:17
racja- jak pod nosem, to nie otwarcie.
z drugim zarzutem się nie zgodzę. Wprawdzie psycholog to tytuł, ale tu mamy jakby szpital, więc pełni ona rolę lekarza psychiatry niejako. A nawet, to jest to wariacja na temat zupełnie wyjęty z... halabardy. Niemniej - dzięki za uważne czytanie.
Pozdrówka i zapraszam do mych niedoskonałych czterech ścian absurdu.
mike17 dnia 25.03.2018 17:44
Cytat:
Zjazd po papie, za­koń­czo­ny upad­kiem z dachu nawet by go ucie­szył, gdyby przy tym ozna­czał ko­niec ka­rie­ry.

powinno być - końca kariery.

Cytat:
— Mam orzec przed ko­mi­sją, czy jest pan osob­ni­kiem skłon­nym do sy­mu­lanc­twa

wątpię, czy w języku polskim funkcjonuje słowo "symulanctwo".

Ogólnie poprawnie napisane, ale w żaden sposób mnie nie śmieszy.
Ot, zbiór zdań ładnie podanych, ale bez ikry.
Może mam inne poczucie humoru?
Tekst odbieram jako średniaka, ale nic ponadto.
Ani tematyka, ani podanie mnie nie zachwyciło.

Co nie znaczy, że pasjonatów gatunku nie zachwyci.
To nie jest zły utwór, tyle że nie dla mnie.
Felicjanna dnia 25.03.2018 20:31
mike17 napisał:
Zjazd po papie, za­koń­czo­ny upad­kiem z dachu nawet by go ucie­szył, gdyby przy tym ozna­czał ko­niec ka­rie­ry.

powinno być - końca kariery.

ucieszyłby, gdyby oznaczał koniec kariery, a nie oznaczał. Nie zrozumiałeś zdania. Końca kariery byłoby, gdyby przed "oznaczał" wystąpiło "nie"
mike17 napisał:
— Mam orzec przed ko­mi­sją, czy jest pan osob­ni­kiem skłon­nym do sy­mu­lanc­twa

wątpię, czy w języku polskim funkcjonuje słowo "symulanctwo".

występuje, sprawdź u wujka Google
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty