W nocy
Ptak samotny świergocze
Winorośl przechadza się tam i z powrotem
Budzi uśpiony kłos żyta, z którego wyrabiają chleb
Biorą się za ręce
I idą razem
Za horyzont, aż na pustynię
By tam zakwitnąć
Na pośmiewisko komarów, much i skorpionów
Ku pocieszeniu wędrowców zakochanych w złudzeniu oazy
Ku oburzeniu ziaren zimnego piasku
Śmiało pną się ku górze
Dążą, aby przebić taflę nieboskłonu
Aby przerwać ostatnią suknię Wszechświata
Za którą rozpościera się czerń niezmierzonej otchłani
Z której wyłania się mleczna biel nowej galaktyki
Spieszą się, aby zdążyć przed Okiem Umysłu
Co swym jasnym światłem zedrze szatę mroku tajemnicy
Ukazując cały nonsens ich istnienia
Bezwstydnie wyjawiając utopijność zamiaru
I nieosiągalność celu
Zetrze na proch ich marzenie egzystencji
Pilne moje oko snu dziś nie zaznało
Czujne moje ucho nie zamknęło wrót dźwiękom
Słyszałem jak nucili pieśń
Podążając ku srebrzystej tarczy księżyca
Jaśniejącej blaskiem bieli delikatnym
Szepczącym czerni nieba i świata baśnie
O błogiej rozkoszy niewiadomego
Ja sam wycisnąłem wino do ostatniej kropli
Ja sam starłem kłos i wypaliłem chleb
Ja sam zniszczyłem sen, którego nie śniłem
Gdyż upiłem się jadem skorpiona
Odurzyłem się pyłem zniszczenia
Pożądałem błogiej rozkoszy bycia pomiatanym
Przez szalejący wicher burzy piaskowej
Zapałałem żądzą hałasu i siły
Ścierającej na miazgę wszystko, a mnie na początku
Bezwzględnie chłoszczącej po twarzy
Piaskiem zimnym i suchym
Ostrymi małymi ziarnami
Słońca, tak Słońca pożądałem
Spalającego upału
Pragnąłem być zdeptany przez jasność
Aby wiedzieć, że wokół nie ma oazy
I rzekłem do wydm: „Połknijcie mnie!”
Zaklinałem je, aby mnie strawiły
Aż stanę się ziarnem piasku
Chłoszczącym innych, jak sam byłem chłostany
Aż wszystko stanie się jasne i gorące, jak dzień na pustyni
I nie będzie już nocy i białego księżyca
Ani wędrówek wśród cichych i wstydliwych marzeń
Szeptem nawet niewypowiedzianych legend
O śmiałym absurdzie winorośli i kłosa żyta
Które razem idą w świat trzymając się za ręce
Nucąc pieśń swą o kwiatach i gwiazdach
Uśmiechając się nieśmiało
Śmiejąc się z napuszonej powagi bezwzględnego Słońca niemającego litości
Podczas gdy ono z nich śmieje się szyderczo
Tak mijają dzień i noc na pustyni
Nie wiem, co to było, ale było to piękne
Trwajcie dalej w ekstazie
Trwajmy dalej w ekstazie
Napęczniałej winorośli
I pełnego kłosa
Nucąc i śmiejąc się w nocy
Z rozkoszą dziką w dzień umierając.
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt