Wielość materii mnie przeraża
Gdy kurczę siebie w monolicie
By spojrzeć co też mi zagraża
Na moim własnym satelicie.
Krąży on wokół mnie jak osa
Jak pająk sieć swą tka mi w głowie
I przezroczysty jest jak rosa
A ja – jak mętna woda w rowie.
Grawitacja umysłu mego
Nie daje mu podążyć w próżnię
I ciągle szuka tylko tego
Czym się odeń wciąż jeszcze różnię.
Gdy patrzą nań inne planety
Mówią że zbyt jasny, zbyt twardy
Lub z czystej zazdrości niestety
Wykrzykują słowa pogardy.
A ja lubię mój księżyc własny
Choć nigdy go złapać nie mogę
Bo światło od Gwiazdy odbija
I tak pokazuje mi drogę.
Droga ta jest z samych diamentów
Twarda wprawdzie lecz jakże cenna
Nie jak drogi z błota odmętów
Miękkie – ta jest twarda, kamienna.
A księżyc – czym ja go sam stworzył?
Nie – choć do mnie należy jeszcze
Nie jam nań kratery ułożył
Nie ja też spuszczałem nań deszcze.
To jest dar od bóstw z mlecznej drogi
I od gwiazd świecących na niebie
I od dziur czarnych co jak rogi
Pokazują ciągle na siebie.
Wisi mi księżyc ponad jaźnią
Światłem swym do okna zagląda
Lubię go i darzę przyjaźnią
Chociaż świat przez kraty oglądam.
Patrzę na wszytkoświat i próżnię
W planety dalekie i bliskie
Choć tak bardzo się od nich różnię
Daj Boże bym kochał je wszystkie.
Niechaj czarne dziury wciągają
Nasze wszystkie meteoryty
Niech gwiazdy w nocy oświecają
Nas – planety i satelity.
Wyznaczcie wszystkie satelity
Swoim planetom drogę wokół
Jednej Gwiazdy tak by orbity
Końca nie nabić na ostrokół.
A wy planety – cóż wam radzę?
Nie wpadnijcie do czarnej dziury
Wybierajcie z powietrza sadzę
Meteorom postawcie mury.
Grzejcie się w Gwiazdy cieple miłym
I nie wypadajcie z orbity
Choćby inne gwiazdy się skrzyły
Pójdźcie za śladem satelity!
O satelitę swego dbajcie
By was złą nie zniszczył orbitą
Nawzajem się wszyscy kochajcie
Miłością kamieniem uszytą!
Nie wpadajcie w błotne pułapki
Które kuszą barwą i wonią
Pokażą nawet stare mapki
Nawet kamieniami zadzwonią.
Ale gdy w nie wejdziesz, planeto
Nie wyjdziesz i w błocie utoniesz
Nie pojeździsz sobie karetą
Zginiesz, nim choć trochę ochłoniesz.
Nim prawdę zobaczysz w całości
Rozpadniesz się w paszczy czardziury
Nie zostanie z ciebie ni kości
Ni mięśni, ni krwi ani skóry.
Wypruje ci jądro doszczętnie
Potarga skorupę jak kartę
Na której mapy twe tak chętnie
Kreślono, gdy były coś warte.
Uważnie więc patrz na swój księżyc
Nie zagub się w próżni bezkresie
Twoja jaźń się nie nadwyręży
Aż znajdziesz się w przedwiecznym lesie.
I żyć tam będziesz wiekuiście
Bez pułapek i bez czarnych dziur
W świetle, które grzeje gwiaździście
Z Gwiazdy, co śpiewa Jej gwiezdny chór.
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt