Złodziej dusz - Niczyja
Proza » Długie Opowiadania » Złodziej dusz
A A A
Od autora: Nie ma w tym opowiadaniu nawet jednego słowa dialogowego, mimo wszystko jednak zachęcam do czytania :)
A tekst niech będzie niespodzianką.

 

 

„Nikt nie ma prawa przywłaszczać sobie cudzych zdjęć,

                                                                                                    chyba że dostał je w prezencie,

kiedy bowiem nosimy w kieszeni czyjeś zdjęcie,

to tak jakbyśmy nosili cząstkę jego duszy”.

Jose Saramago

 

 

 

Alex Wachocky był światowej sławy recenzentem sztuki filmowej. Nie mogło go zabraknąć na żadnym festiwalu, ani imprezie towarzyszącej. Wielkiej gali, czy pomniejszej prywatce. Wszędzie go zapraszano, licząc na pozytywny artykuł w prasie lub Internecie. Jednym słowem liczono się z nim, jednak on sam owiany był wielką tajemnicą.

Jego dom zbudowany na wzór staro-rosyjskich zamków stał na skalistym wzgórzu otoczonym gęstym lasem. W lesie panowała ciemność nawet w środku dnia, gdy słońce tkwiło w zenicie, a wszystko za sprawą wysokich drzew o rozłożystych koronach oraz gęstego poszycia porastającego wilgotną ziemię.

Do zamku wiodła jedna tylko droga – ciemny korytarz wykuty w skale, którego początek znajdował się u podnóża wzgórza, a koniec łączył się z podzamczem, w jego głębokich piwnicach. Tylko Alex potrafił odnaleźć w ciemnym lesie miejsce, w którym znajdowały się sekretne odrzwia. On jeden posiadał klucz, którym mógł otworzyć wrota. Również on tylko mógł zamknąć górne drzwi zwieńczające długi korytarz. Nikt nie dostąpił zaszczytu dzielenia z nim tej tajemnicy.

Na dachu zamku znajdowało się lądowisko dla helikopterów. Dwa razy w tygodniu dostarczano tam niezbędne artykuły spożywcze i przemysłowe, których rozdysponowaniem dyrygowała Amfora. Niegdyś niania, obecnie kucharka i gospodyni w jednym, dbająca aby pod nieobecność i obecność Alexa w domu niczego nie zabrakło.

W zamczysku nie było żadnych zwierząt, ani roślin. Żadnych barwnych kolorów. Tylko biel i czerń, czasem szarość. Podobnie ubierał się sam właściciel.

 

*****

Nikt nie znał jego marzeń i myśli. Pasji, którym oddawał się w zaciszu odludnego zamku. Nikt nie wiedział jak spędza czas wolny. W jakieś atmosferze tworzy recenzje, które czasem brzmiały jakby pochodziły z innego świata. Tak zapalczywe, jakby pisał je sam diabeł. Nikt nie znał jego wnętrza, tylko skórę, wierzchnią warstwę, którą przyodziewał zależnie od sytuacji w jakiej się znajdował.

Gdy wracał ze swoich rozlicznych podróży lub kulturalnych wypadów, szofer zatrzymywał się u podnóża ciemnego lasu. Alex zamykał wtedy za sobą drzwi samochodu i cicho, jak kot znikał w gęstwinie, zwinnie przeskakując z kamienia na kamień. Odchylał krzaczaste zarośla i niedługo już manewrował kluczem przy drzwiach wejściowych, po czym natychmiast je zamykał i włączał światło, którego blada jasność oświetlała mu drogę do zamku.

Z każdej ze swoich podróży wracał niezwykle podekscytowany. Jak najszybciej chciał dotrzeć do domu i zamknąć się w sekretnej komnacie, do której dostęp miał tylko on. Nie inaczej  było tym razem.

Gdy wrócił po północy, Amfora już spała. Nawet nie zajrzał do kuchni, gdzie w lodówce czekała na niego sałatka. Uwielbiał zimne sałatki, zimne napoje, zimne dania i przystawki. Prawie wbiegł na półpiętro, gdzie znajdował się gabinet. Otworzył drzwi i natychmiast je zamknął. Podszedł do wielkiego, pokrytego zielonym suknem biurka i usiadł na fotelu obitym ciemną skórą. Prawa ręka trafiła do lewej, wewnętrznej kieszeni płaszcza i wyciągnęła papierowe zawiniątko. Alex niecierpliwie rozdarł kilka warstw białego papieru, by już po chwili trzymać w dłoniach… duszę. Obracał ją, gładził. Przykładał do twarzy, do serca, aż w końcu położył na stole. Oparł się o oparcie fotela, odchylił i patrzył na nią z ukontentowaniem.

Gdy przyspieszony oddech nieco się uspokoił, Alex wstał i  podszedł do ściany z książkami. Nacisnął grzbiet wiadomego tomu, a ściana przesunęła się, ukazując inny regał. Na kilku półkach tkwiły dusze. Drżącymi rękoma położył nowo przybyłą na oczekującym ją miejscu i odstępując kilka kroków do tyłu w milczeniu przyglądał się swojej kolekcji. Nawet mały uśmiech nie przemknął po jego twarzy. Nawet jedno drgnięcie mięśnia, czy zmarszczenie czoła. Doskonale potrafił maskować każde emocje, złe i dobre, czasem nawet przed samym sobą.

Każdy umysł ma własne tajemnice i strawę, którą się żywi. Im mroczniejszy, tym mroczniejsze i mniej zrozumiałe są jego pragnienia. Gdy po wielu tygodniach, czasem miesiącach właściwa dusza trafiła w jego posiadanie, Alex był wreszcie zaspokojony. Wtedy mógł pisać. Tworzyć arcydzieła, które rozchwytywały media. Przed którymi drżeli reżyserowie i aktorzy. Jeden artykuł potrafił zachwiać stabilną pozycją znanego reżysera, aktora, czy aktorki, a jednocześnie zerwać pajęczynę zapomnienia z minionej, zdawałoby się, gwiazdy kina. Dzięki niemu na postumencie Wielkiej Sztuki pojawiały się nowe gwiazdy i gwiazdeczki, a gasły stare, świecące jaskrawym dotychczas światłem. Alex był Diabłem i Bogiem jednocześnie. Nosił w sobie wszystkie oblicza. Nienawidzono go i kochano, nikomu nie był obojętny, dlatego tak szczelnie skrywał prywatność przed światem.

 

*****

Zazwyczaj po serii artykułów w mediach, choć czasem wystarczył tylko jeden, ale za to jaki…Alex dostawał mnóstwo zaproszeń na mniejsze lub większe imprezy filmowe lub spotkania zamknięte, gdzie nie brakowało używek i innych atrakcji, a wszystko ku chwale gwiazd i kariery, która dla niektórych dopiero się rozpoczynała, a dla niektórych, tych nie zaproszonych, kończyła.

Każdy światek ma swój początek i koniec. Jest jak obieg zamknięty.

Alex uwielbiał piękne kobiety. Nie odmawiał sobie również przyjemności patrzenia na przystojnych mężczyzn. Od tego zachwytu czasem niby przypadkiem, a może celowo znikała w przepastnej kieszeni marynarki lub płaszcza skradziona fotografia. Narkotycznym gestem, jak w transie wysuwał ją z albumu właściciela i szybko chował za pazuchę.

Zjawiał się na imprezy ubrany w stonowane kolory i tam zawsze był otoczony wianuszkiem wielbicieli lub fałszywych umizgiwaczy w krzykliwych barwach. Słuchał, uśmiechał się samymi tylko wargami, resztę twarzy pozostawiając w bezruchu, jak martwa istota. Nigdy nie ulegał pokusom ciał ponętnych kokietek bardziej rozebranych, niż ubranych. Nie dawał się też uwodzić specjalnie nasyłanym gejom, których tajną misją było wybadanie orientacji seksualnej Alexa. Unikał sytuacji sam na sam. Nikt nie wiedział jaki naprawdę jest.

Czasem, chcąc odpocząć od hałasu prosił gospodarza o udzielenie mu krótkotrwałego schronienia służącego zebraniu myśli. A gospodarz lub gospodyni imprezy w te pędy prowadzili go do prywatnych apartamentów lub wręcz sypialni, gdzie nawet gdyby nie chciał natknąłby się na galerię zdjęć lub album z mniejszymi fotografiami. Jednak Alex nie tylko chciał, ale pragnął dotykać fotografii pięknej twarzy właściciela domu. Aktora czy aktorki, reżysera czy scenarzystki. Wodził palcem po gładkich rysach, które zastygły na zdjęciu. W spojrzeniu szukał czegoś nieuchwytnego, co zauważył gdzieś wcześniej. Kiedyś u kogoś.

Zupełnie nieświadomie jego palce delikatnie odchylały folijkę i wysuwały fotografię. Te same palce po chwili chowały ją w kieszeni marynarki. Nigdy nie był zachłanny. Nie działał grupowo. Za każdym razem z domu właściciela znikało tylko jedno zdjęcie.

Wyjątkiem była księżna Bi. Nie pochodziła ze świata filmu, była tylko daleką kuzynką wyleniałej z biegiem lat aktorki, która zapraszała Alexa na każdą imprezę, licząc na wzajemność. Że poruszy temat jej osoby przy okazji kolejnego artykułu lub recenzji, choćby przypadkiem. Odpoczywając od zgiełku i tłumu, zauważył kilka zdjęć na komodzie w salonie podstarzałej damy i nie mógł się oprzeć pokusie, żeby jednego sobie nie przywłaszczyć.

Księżna Bi nie była piękna pięknem klasycznych piękności. Była tylko szczupła, zadbana i oczywiście elegancko ubrana. Im dłużej jej się jednak przyglądał, tym bardziej pochłaniały go jej oczy. Było w nich coś kuszącego. Coś jak toń oceanu, straszliwa i niebezpieczna, gwałtowna i żarliwa, a jednak nie pozwalająca oddalić się choćby na metr. W ten sposób ginęli najodważniejsi pływacy i nurkowie, poddając się bezwolnie sile żywiołu.

Spojrzenie księżnej Bi porwało Alexa bez opamiętania, bez namysłu skradł jej fotografię. Nie była to nawet cała postać, twarz zaledwie. Zbliżenie na usta i oczy. Inne fotografie starannie odłożył, tę jedną musiał posiąść. Z bezcennym nabytkiem w kieszeni szybko ulotnił się z imprezy, wezwawszy wcześniej szofera, który zawsze, o każdej porze dnia i nocy musiał czekać gotowy na wezwania swego pana. W strugach deszczu, czekając na trotuarze myślał o chwili kiedy znajdzie się wreszcie w swojej komnacie. Tymczasem musiał jeszcze dotrzeć do zamczyska oraz przejść przez ciemny las prowadzący do długiego skalnego korytarza. Wszystko po to, aby w tajemnicy swojego pokoju oddać się kontemplacji oczu księżnej Bi. Choć nigdy nie spotkał jej na żywo, tej nocy pochłonęła go całkowicie. Nie mógł się opamiętać, musiał na nią patrzeć. W jej oczy. Pragnął przeszyć ją na wskroś. Wejść w jej myśli i uczucia. Musiał posiąść jej duszę. Im dłużej się w nią wpatrywał, tym lepiej ją poznawał. Tajemnice jej przeszłości, bolączki i chwile, kiedy upodlała się dla rozkoszy, tracąc godność i zmysły. Wiele potrafił wyczytać z samej tylko twarzy. Jeszcze więcej z ruchów ciała, całej postaci żyjącego człowieka. Był jak chodzący rentgen. Niebezpieczny i cholernie inteligentny.

Zmęczony zasnął na zielnym suknie pokrywającym stół. Lewa dłoń spoczywała na twarzy księżnej. Na prawej dłoni położył głowę. Obudziło go ciche pukanie do drzwi, których nikt poza nim nie miał prawa przekroczyć. To pewnie Afmora chciała mu dać do zrozumienia, że zaparzyła kawę. Jedyną ciepłą potrawę, choć w sumie napój, na który sobie pozwał. Tylko ona rozgrzewała żołądek recenzenta. Tylko na taką słabość sobie pozwalał. Twierdził bowiem, wśród wielu dziwactw, którym się oddawał, że tylko słabe istoty, bez charakteru ulegają pokusie jadania ciepłych posiłków i picia ciepłych napojów. On był twardzielem. Zimnym jak kostka lodu. Sprawiedliwe jednak obdarzał chłodem siebie i innych. Nigdy nie ulegał słabościom. Nigdy nikogo nie rozpieszczał. Nie lubił. Nie kochał. Nie wyróżniał. Nigdy nie posiadł umiejętności wyrażania uczuć. Nikt go tego nie nauczył. Nie był świadom swojej ułomności, biorąc ją za mocną stronę. Był emocjonalnym kaleką, a jednocześnie geniuszem słowa.

Ciche stukanie do drzwi nie milkło. Podniósł głowę, spoglądając na swoją ostatnią zdobycz i  wszystkie niewypowiedziane myśli z sennych pejzaży wróciły do niego z siłą wodospadu. Nie mógł teraz pozwolić sobie na chwilę przerwy. Teraz musiał spisać to, co narosło nocą w jego głowie. Podszedł do drzwi i powiedział Amforze, że zejdzie później na kawę. Po czym uruchomił komputer i zaczął pisać…

Czas płynął. Daleko w zamkowych korytarzach niosło się echo kukułki. To zabytkowy zegar, pamiątka po dziadku, wybijał równą godzinę. Kilka razy. Alex słyszał te dźwięki, jakby kątem ucha, cały dom bowiem tonął w grobowej ciszy. Amfora nauczona doświadczeniem, wiedziała, że skoro Alex nie zszedł na kawę, nie można mu przeszkadzać nawet najmniejszym hałasem. Żaden dźwięk nie mógł go rozpraszać, gdy był skupiony na pracy.

Dopiero, gdy artykuł był gotowy, Alex poczuł głód. Nie jadł kilkanaście godzin. Czasem potrafił zapomnieć o posiłkach nawet na dłużej. Wiedział, że tekst będzie dobry. Że będzie w mediach rozchwytywany, a w ślad za nim pojawią się nowe zaproszenia na imprezy. Nowe intrygi. Nastąpi roszada wśród gwiazd i gwiazdorów. Niektórzy wzniosą się ku górze, inni spadną do głębokiej studni zapomnienia.

Alex pisał namiętnie, czując na sobie spojrzenie niebieskich oczu księżnej Bi. Sam też niekiedy musiał na nią spoglądać. Jakby tworząc, wydzierał z niej cząstkę duszy. Dla bezpieczeństwa zapisał jeszcze raz dokument i wyłączył komputer. Potem spojrzy na tekst świeżym okiem, zrobi to na pewno kilka razy. Jak prawdziwy talent. Nigdy nie przesyłał do publikacji żywcem napisanych tekstów. Wszystko potrzebuje czasu. Nawet geniusz. Nawet sam czas.

Alex wstał i podszedł do sejfu. Wstukał szyfr i otworzył drzwiczki. Jeszcze raz przeciągle spojrzał w oczy księżnej Bi i delikatnie umieścił jej zdjęcie na wierzchu innych fotografii. Były poukładane w kilka stosików, według znanej tylko jemu hierarchii. Następnie starannie zamknął sejf i przekręcił klucz w drzwiach komnaty, po czym udał się w kierunku kuchni, na zimny posiłek, który z pewnością przygotowała Afmora. W czasie posiłku zadzwoni po nią żelaznym dzwonkiem przy stole, aby mu zaparzyła świeżą kawę. Tamta z rana była zimna. Za nic w świecie nie wypiłby zimnej kawy. Byłaby to profanacja świętości.

 

*****

Kilka dni później w mediach ukazał się reportaż dotyczący ostatniego festiwalu filmowego w Cytryksie, kultowym mieście na wybrzeżu Morza Czarnego. Alex szlifował go dniami i nocami, szukając natchnienia w oczach księżnej Bi. Gdy tekst wreszcie był gotów natychmiast osiągnął rekordowe ilości przeczytań w papierowej i internetowej prasie.

W efekcie stara znajoma, dzięki której ‘spotkał’ księżną Bi powstała z martwych, co zwiastowało jej powrót na wielki ekran. Pan Xenon Osnicky, światowej sławy amant i uwodziciel, w którym nie było krzty talentu, czy aktorskiego kunsztu spadł nagle z najwyższego szczebla kariery na drabinie aktorskiej i nie zapowiadało się, żeby kiedykolwiek miał na nią wrócić. Choć cuda czasem się zdarzają…w światku filmowym również.

Delicja Psunx, chuderlawa dzieweczka, której tatuś był grubą rybą w branży konserw rybnych nagle wypełzła z otchłani nieistnienia, czemu przysłużyła się jej suknia ukazująca całe plecy wraz z kawałkiem rowka między pośladkami oraz maleńkie piersi, prześwitujące przez abażurowy przód ubrania. Nagle posypały się propozycje filmowe, oczywiście większość w sesji rozbieranej. Jednak pozbawiona doświadczenia anorektyczka nie odrzucała niczego, wszystko zachłannie akceptowała, ustalając terminarz z nowym menagerem, któremu  na razie mogła płacić tylko własnym ciałem. Była jednak dumna, że nie musiała o nic prosić tatusia. Stała się niezależna tylko dzięki sobie.

I dużo było takich przykładów, jak zazwyczaj po każdym arcydziele Alexa. W całym tym zamieszaniu w światku artystycznym umknęła uwadze mała wzmianka na jednej z poślednich stron gazet. Księżna Bi, uwielbiająca wyścigi i przejażdżki konne na jednej z takich wypraw, przeskakując przez szeroki rów z wodą została przygnieciona przez upadającego konia. Ten się wkrótce podniósł, ona jednak nie mogła wstać. Ciężkie cielsko ogiera strzaskało jej obie nogi. Mimo czynionych prób lekarzom nie udało się uratować kończyn. Księżna została kaleką i odtąd poruszać się mogła tylko na wózku inwalidzkim. Alex przeczytał tę wzmiankę, nie czując absolutnie nic. Ani żalu, ani litości. Ani nawet małego wspomnienia, czy ponownej chęci zobaczenia jej niebieskich oczu.

Jako istota ułomna nie był w stanie odczuwać niczego. Był martwy w środku. Tylko czasami zalewała go fala natchnienia, wywołana niespodziewanymi bodźcami. Czasem zaglądał jeszcze do ukrytych w sejfie fotografii, ale raczej w celu ich uporządkowania i posegregowania w nowe kupki, niż poszukiwania czegoś, co dawno umarło.

Jako pan siebie samego miał mnóstwo pasji, i jeszcze więcej czasu na spełnianie własnych zachcianek i upodobań. Potrafił wsiąść w samolot i polecieć na drugi koniec świata na wystawę prac egocentrycznej malarki. Czy rzeźbiarza, który tworzył iście pornograficzne stworzenia imitujące ni to ludzi, ni zwierzęta. Mixy natury. Karły, skrzaty i tym podobne dziwolągi.

Podczas jednej z takich podroży, w Sao Paulo, poznał Delfinę Prezbiterię – współczesną malarkę. Dla świata była ekscentryczna, nie z powodu swoich obrazów, tylko płci. Kiedyś była mężczyzną, zawsze jednak czuła się kobietą i w końcu podjęła decyzję o zmianie płci. Powoli zaczęła stawać się kobietą nie tylko duszą, ale i ciałem. I tylko ktoś nie znający jej przeszłości mógłby doszukiwać się w niej cech mężczyzny. Zawsze miała delikatny głos i niewieście dłonie.

Na punkcie tych dłoni oszalał Alex. Widział je kilkukrotnie na wystawach obrazów, które zawsze kumulowały niemałe grono odwiedzających. Niewielu przychodziło dla samych tylko obrazów, większość by zaspokoić płytkie uczucie sensacji. Alex przychodził by uważnie śledzić ruchy malarki, gdy czasem zjawiała się w galerii. Nawet rozmawiając z nią, co mu się zdarzyło kilka razy, zawsze patrzył na jej dłonie. Stały się jego fetyszem.

W ramach nowego upasjonowania napisał artykuł o jej malarstwie. Był to wyjątek, bo do tej pory imał się tylko sztuki filmowej, w ten jednak sposób chciał złożyć jej hołd. Za sprawą słowa geniusza, sława malarki wzrosła nie tylko w kręgach znawców sztuki w obu Amerykach, lecz na całym świecie, także w Europie, gdzie mieszkał Alex.

Nie posiadając się z wdzięczności Delfina posłała Alexowi zaproszenie na jubileuszową imprezę w jej willi nad brzegiem oceanu. Przybył na nią z nad jeziora Tahoe, gdzie zwykle spędzał wakacje. Letnie, zimowe, o każdej porze roku upodobał sobie ten uroczy zakątek.

Na imprezę u Delfiny zaproszonych było wiele osób, w tym adeptów i koneserów sztuki. Alex zjawił się jako jeden z pierwszych, był też jednym z najznamienitszych gości. Przynajmniej dla gospodyni. Pozwoliła mu na wszystko, z czego skwapliwie korzystał. Najbardziej jednak pragnął nawiedzić prywatne apartamenty na piętrze i zapomnieć o zgiełku panującym na dole. Delfina wręczyła mu albumy do oglądania, o co prosił oraz zleciła podanie zimnych napojów. Gdy tylko drzwi zamknęły się za gospodynią, Alex zaczął wertować albumy, dłużej zatrzymując się przy fotografiach pokazujących dłonie. Śledził je, dotykał, gładził, pieścił… Coraz bardziej się nakręcał i wreszcie szybkim gestem złowił niezbędny klejnot do swojej kolekcji. Zdjęcie Delfiny, na którym dłońmi oplatała kolana, siedząc na wiklinowym fotelu pod palmami. Te dłonie przemawiały do niego. Mamiły go swoim czarem. Czuł, że płynie z nich siła sprawcza mogąca ożywić jego wewnętrzną martwotę. Był jak suche drzewo, jak zimny kamień. Nie nosił w sobie żadnych uczuć za wyjątkiem chwil uniesienia, których źródłem były skradzione cząstki dusz.

Szybko wykręcił się z imprezy, mimo gorących namów Delfiny, by został. A następnie z fotografią w kieszeni marynarki wyszedł na placyk, na który wkrótce podjechała taksówka i zawiozła go do hotelu. Tam zamknął się w pokoju i zachłannie przyglądał smukłym dłoniom artystki. Wyobrażał sobie jak nimi maluje, jak dotyka pędzli, miesza farby. Jak nakłada krem na twarz, jak trzyma kubek, jak… i wkrótce odpłynął. Przeniósł się do świata, do którego nikt poza nim nie miał dostępu. Do świata jego mrocznych myśli i diabolicznych pragnień. Był gotów.

Wyciągnął tablet, który był nieodłącznym towarzyszem jego podroży i zaczął pisać…

Pisał do białego rana, nie zdając sobie sprawy, że nastał nowy dzień. Story były zasłonięte. Pisząc nigdy nie liczył czasu. Dopiero, gdy kelner zapukał do drzwi i spytał, czy podać śniadanie do łóżka podniósł wzrok znad klawiatury. Poprosił tylko o podanie gorącej kawy i aby mu nie przeszkadzano. Niebawem nadjechał na stoliku dzbanek z parującą kawą, mlekiem i cukrem. Alex oschle podziękował i wrócił do pisania. Spod  jego palców wykwitało opowiadanie. Nie była to ani recenzja, ani reportaż. Po raz pierwszy napisał coś innego.

 

*****

Opowiadanie dokończył i pedantycznie dopracował nad jeziorem Tahoe. W domku, który wynajął całorocznie. Zjawiał się tam kiedy chciał, nie musząc się nikomu zapowiadać. Nie lubił żadnych ograniczeń. Twierdził, że ograniczenia ludzie tworzą sobie sami, a one stają się ich słabością.

Wracając do domu, po kilku tygodniach pobytu nad jeziorem wiedział już co zrobi. Zostawi opowiadanie dla siebie, a jeśli kiedyś napisze kilka kolejnych wyda je drukiem. Na pewno wydawnictwa będą toczyć między sobą boje, które z nich ma wydać książkę jego autorstwa.

Amfora przygotowała pyszny zimny obiad z okazji powrotu pana. On jednak najpierw bezpiecznie zdeponował zdjęcie Delfiny w sejfie, dopiero potem zjawił się w salonie. Wyjątkowo długo, jak na niego, rozmawiał z Amforą. A raczej słuchał. Dowiedział się o nieszczęśliwym wypadku, który spotkał Delfinę Prezbiteria. Amfora opowiadała ze szczegółami, jakiego bestialskiego czynu dokonali na niej rodacy płci męskiej. Byli nimi podpici młodzieńcy, których poznała na drodze, gdy zepsuł jej się samochód.

Chcieli ją zgwałcić, by była ładną kobietą, lecz gdy zobaczyli u niej jedyną pozostałość po byciu mężczyzną bestialsko pozbawili ją męskości. Dwóch ją trzymało, a trzeci odciął nożem penisa. Byli pijani, ale na tyle przytomni, że szybko uciekli z miejsca zbrodni, pozostawiając Delfinę przy drodze. Gdyby szczęśliwie nie przejeżdżał tamtędy kierowca tira i nie wezwał policji, mogłaby się wykrwawić na śmierć.

I tak kolejna cząstka duszy dokądś odeszła, a wyjątek stał się regułą.

Odtąd Alex wykradał zdjęcia przypadkowych osób, w których coś mu się spodobało. Żadna z nich nie była jednak związana bezpośrednio ze światem filmu. Nadał pisywał recenzje z wydarzeń filmowych, było to stałym źródłem utrzymania. Nową pasją zaś, stało się pisanie opowiadań.

 

Jedną z wielu ofiar była Lizabeta Rachel. Piękna kobieta o kruczoczarnych włosach, które lśniły fioletowym blaskiem. Była żoną i matką trojga dzieci peruwiańskiego reżysera, który otrzymał Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny. Pierwszy raz zobaczył ją na gali wręczenia nagród, gdy wzruszony reżyser ze statuetką  w ręku wrócił do żony i pocałował ją, zanurzając dłonie w pięknych czarnych włosach. Jej włosy zawładnęły umysłem Alexa na tyle mocno, że musiał je posiąść.

Zadanie nie należało do łatwych, z pomocą przyszło mu jednak napisanie bardzo pozytywnej recenzji peruwiańskiego filmu, któremu poświecił więcej miejsca niż pozostałym wyróżnionym statuetkami filmom. Wkrótce przyszło zaproszenie od reżysera, aby odwiedził ich w peruwiańskim domu. Alex nie zastanawiał się długo nad odpowiedzią. Już nazajutrz leciał do Limy, gdzie na lotnisku czekał na niego szofer filmowca.

W wielkiej willi przyjęto go, jakby był królem. Lizabeta ubrana była w turkusową suknię, z którą pięknie kontrastowały lśniące czarne włosy. Dzieci w różnym wieku, od pięciu do dwunastu lat odziane były odświętnie. Reżyser zaś uwijał się, aby wszystko było doskonałe, nie odstępując recenzenta na dłużej niż minutę. Alex grzecznie i z dystansem przyjmował adorację ze strony reżysera, głowiąc się jak w tej sytuacji mógłby zdobyć to, po co tu przybył. Fotografię pani domu, a raczej najlepsze ujęcie jej włosów.

Podczas obiadu Alex prawie nic nie zjadł, tłumacząc, że nie jest głodny. Skubnął tylko kilku zimnych przystawek, popijając je białym winem. Po obiedzie wszyscy poszli na mały spacer, wzdłuż cienistej alei wiązów. Dzieci trzymały Lizabetę za ręce lub za sukienkę. Alex szedł z tyłu, rozmawiając z reżyserem, cały czas studiując strukturę włosów idącej przed nim kobiety. Tak bardzo chciał ich dotknąć, poczuć je, ich delikatność i puszystość. Skraść połysk i zapach.

Okazja nadarzyła się w momencie, kiedy stracił już wszelką nadzieję. Zachęcone przez Lizabetę dzieci zabrały go do domu, by pokazać im swoje pokoje. Alex zgodził się, kryjąc zadowolenie. Oglądał po kolei pokój najstarszej córki, potem syna, a koniec najmłodszej – pięciolatki. Tam został najdłużej. Jego uwagę przykuło zdjęcie stojące na komódce niedaleko łóżka. Była na nim Lizabeta trzymająca w ramionach niemowlę. Miała na sobie bladoniebieską suknię, może była to koszula nocna, a lśniące włosy, jak korona otaczały jej głowę. Alex poczuł już opanowujące go demony, które rozbudziły żądzę posiadania. Szybko poprosił o wodę. Wszystkie dzieci, jak na wyścigach, pognały do kuchni, a on natychmiast zaczął manewrować przy ramce. Już słyszał powracające kroki i zdyszane oddechy dzieci na korytarzu, gdy wyjmował zdjęcie i chował je, zgięte w pół do kieszeni marynarki. Miał sekundę na zastanowienie się, co zrobić z pustą ramką. Wsunął ją pod komodę stojącą na nóżkach, jak najbliżej ściany i szybko oparł się o mebel. Gdy pierwsze z dzieci wbiegło, trzymając szklankę w ręku, Alex wziął wodę i wypił ją jednym haustem. Naprawdę chciało mu się pić.

Później wypił jeszcze wodę od kolejnego dziecka i od ostatniego. Gdy zeszli do ogrodu, tam czekał już deser i kawa. Na szczęście gorąca, żadne frappe, mimo że dzień był upalny. Alex powolutku pił ulubiony napój, delektując się jego peruwiańskim aromatem. Teraz myślał już tylko o tym, by jak najprędzej wrócić do hotelu i zacząć studiowanie fotografii. Czuł, że parzy go w pierś, tak bardzo pragnął jej dotknąć.

Grzecznie pożegnał się z peruwiańską rodziną i odjechał do hotelu. Tej nocy, po długim studiowaniu włosów Lizabety powstało nowe opowiadanie. Jeszcze dłuższe niż poprzednie i jeszcze lepsze, tak przynajmniej uważał Alex. Był wyczerpany wielogodzinnym pisaniem, rozpalony namiętnością, głodny i spragniony, jednak przede wszystkim spełniony. To było najważniejsze. To było celem, początkiem i końcem wszystkich jego dążeń. Spełnienie dające upragniony spokój, chwilę przerwy przed kolejną pogonią.

Już w Europie, we własnym zamku odebrał list od peruwiańskiego reżysera, że Lizabeta poroniła. Była w bliźniaczej ciąży, w trzecim miesiącu.

 

*****

Kolejną fascynacją Alexa stała się Istelle Kravitz. Poznał ją w Afryce Południowej, jadąc słynnym błękitnym pociągiem z Johannesburga do Kapsztadu. Była śliczną, niewinną siedemnastolatką podróżującą z rodzicami, którzy jako prezent urodzinowy podarowali jej tę wyprawę. Twarz miała bladą, otoczoną długimi ciemnymi włosami. Usta zaś koloru purpury, róży nasączonej deszczem, z której wszystkie krople nie zdążyły jeszcze spłynąć. Ciągle zwilżała usta językiem, robiła to zupełnie nieświadomie, nie zdając sobie sprawy jak silnie oddziałuje tym gestem na Alexa. Nie mógł oderwać od niej wzroku, jak urzeczony patrzył na wciąż wilgotne usta.

Czyhał na nią podczas posiłków, żeby niby przypadkiem usiąść przy stoliku obok. Był w pobliżu, gdy jako usłużne dziewczę zamawiała i niosła rodzicom do przedziału wymyślne frykasy. Stawał obok, choć w pewnej odległości, gdy przypatrywała się dzikiej przyrodzie z okien jadącego pociągu.

Alex czuł, że opanowało go coś zupełnie nowego. Nie była to szalona żądza budząca najmroczniejsze instynkty, lecz coś czego nie mógł określić słowami. Starał się być jak najbliżej dziewczyny, chłonąc jej zapach, wodząc wzrokiem po purpurze wilgotnych ust.

Nawiedzała go w snach, nie pozwalając zasnąć, wciąż była w jego myślach. Gdy budził się zlany potem, wychodził na opustoszały korytarz i patrzył w ciemną noc lub stał pod drzwiami przedziału, nasłuchując jej oddechu. Może liczył, że podobnie jak on nie będzie mogła spać i wyjdzie na korytarzową przechadzkę. A pociąg jechał przez śpiący świat cicho stukając po szynach…

Podczas safari jego szaleństwo sięgnęło kulminacji. Szedł obok niej trzymając parasolkę słoneczną nad jej głową. Niewiadomym sposobem odnajdywał w sobie niezmierzone pokłady żartów, którymi rozśmieszał dziewczynę do łez, iż ta w odruchu łapała go za ramię. Jego ręka szukała tylko sposobności, by objąć Istelle w talii. Dotknąć pleców, czy odkrytego ramienia.

Tego samego wieczora, po safari, rodzice urządzili imprezę urodzinową dla ukochanej jedynaczki. Na miejscu był również zawodowy fotograf, który na bieżąco uwieczniał trwającą uroczystość. Dawnym sposobem wywoływał zdjęcia, nieudane niszczył, wyjątkowe układał  na stoliku państwa Kravitz.

Alex rozbudził już zło, które w sobie nosił. Z jednej strony chciał jak najwięcej czasu spędzić z dziewczyną, z drugiej musiał koniecznie zdobyć jedno z jej zdjęć, zanim znikną schowane w bagażu. Nazajutrz podróż miała dobiec końca, pociąg docierał do Kapsztadu i ich drogi na zawsze się rozdzielą.

Musiał działać szybko, a zarazem ostrożnie. Los mu sprzyjał, bowiem przyniesiono tort z iskrzącymi na nim siedemnastoma świeczkami. Dziewczynie wręczono wielki nóż i przystąpiła do krojenia piętrowego ciasta. Robiła to niezręcznie, nieumiejętnie, roztaczając jednak słodki urok niewinności. Goście otoczyli Istelle, czekając na tort, zaś Alex znalazł sposobność by nie tylko skraść jedno ze zdjęć, ale także dobrze przyjrzeć się im wszystkim i wybrać to najlepsze.

Szybko zaniósł je do swojego przedziału, schował na dnie walizki i czym prędzej wrócił na imprezę. Odnalazł w sobie znajome uczucie zaspokojenia, chociaż nadal nie odstępował dziewczyny. Był przy niej możliwie jak najczęściej i najbliżej, dopóki pociąg nie zatrzymał się na stacji w Kapsztadzie. Tam ich drogi rozdzieliły się. Państwo Kravitz wsiedli do czekającej przy dworcu limuzyny, która zawiozła ich do domu w głębi lasu. Istelle podczas safari opowiadała mu o własnym pokoju na poddaszu, skąd roztaczał się widok na gęsty las. Alex zaś wsiadł do pierwszej z brzegu taksówki i pojechał na lotnisko, skąd za kilka godzin miał lot powrotny do Europy.

Już w samolocie był niespokojny. Nie mógł zasnąć. Niecierpliwie przyglądał się zdjęciu Istelle, chował je do wewnętrznej kieszeni kurtki, by po chwili znów wyciągnąć i wpatrywać się w usta, które na zdjęciu wydawały się równie wilgotne, jak w rzeczywistości. Dopiero kilka kieliszków wina sprawiło, że zasnął.

W Europie szofer odebrał go z lotniska i zawiózł na skraj mrocznego lasu, otaczającego wejście do wydrążonego w skale korytarza. Alex był roztargniony, gubił drogę, myśli czarne jak kruki krążyły wciąż gdzieś obok. Drżącą ręką przekręcił klucz, zamek zazgrzytał i drzwi otworzyły się. Alex szedł najszybciej jak się dało, choć nie był głodny, ani spragniony. Pot zraszał mu czoło i zalewał oczy. Koszula przesiąknięta była iście zwierzęcym potem, bo strach wydziela najgorszy smród.

Zziajany jak uciekający przed pogonią zwierz, dopadł schronienia własnej komnaty. Zamknął drzwi od środka i usiadł przy stole. Na zielonym suknie położył zdjęcie Istelle i długo się w nie wpatrywał. Nagle krzyknął, zrozumiał bowiem, że grozi jej straszliwe niebezpieczeństwo. Dotarło do niego, że w najbliższym czasie przydarzy się jej nieszczęście, tak jak spotkało to wszystkie osoby, którym skradł zdjęcia. Musiał natychmiast je oddać i odwróć klątwę.

Zimny pot zraszał mu skronie. Zerwał z siebie mokrą koszulę i chodząc po pokoju myślał gorączkowo co zrobić. Jak zapobiec nieszczęściu, jak ustrzec dziewczynę przed zbliżającą się nieuchronnie katastrofą.

Zaczął szukać w Internecie numeru telefonu do domu państwa Kravitz, chciał wykrzyczeć w słuchawkę żeby stamtąd uciekali. Natychmiast. Nie wiedział dokąd, czuł jednak podskórnie, że właśnie tam czyha najgorsze. W miejscu, w którym ukryli się przed  światem, chcąc chronić córkę przed złem.

Nie znalazł kontaktu telefonicznego, nie znalazł nawet adresu email. Niczego. Żadnych poszlak, które naprowadziłyby go na ślad Istelle. Nie zastanawiając się dłużej pojechał na lotnisko i wsiadł w pierwszy samolot lecący do Afryki Południowej. Nie ważne było do którego miasta, ważne żeby być tam, na miejscu. Dotrzeć jakoś do Kapsztadu, a tam wypytać się o adres państwa Kravitz. Byli bogaci, na pewno znani w mieście.

W samolocie miał dziwne duszności, dławił się śliną, nie mógł oddychać. Nerwowo rozerwał koszulę, gubiąc guziki na pokładzie. Nagle został wygłoszony oficjalny komunikat, że z przyczyn niezależnych samolot będzie miał lądowanie na innym lotnisku, niż zaplanowane w rozkładzie. Pot zrosił czoło Alexa. Przekrwione białka oczu niespokojnie wpatrywały się w stewardessę, podchodzącą do pasażerów i próbującą ich uspokoić.

Przyczyną zmiany kierunku lotu były pożary lasów otaczających miasto Kapsztad i gęsty dym unoszący się w powietrzu. „Miasto, w którym mieszkała Istelle” – powtarzał do siebie Alex - „Las, który otaczał jej dom”. Prawie zemdlał. Niepokój zalał mu duszę, z której istnienia teraz dopiero zdał sobie sprawę. Zrozumiał powód swojego niepokoju. Był zakochany. Do szaleństwa.

Gdy tylko wylądowali w Pretorii, natychmiast złapał lot krajowy do Port Elizabeth. Miał szczęście w nieszczęściu. Był bezpośredni pociąg jadący do Kapsztadu, jednak odjeżdżał dopiero za kilka godzin. Tak długo nie mógł czekać. Nie miał chwili do stracenia. Wybrał taksówkę. Podróż nią przypominała gorączkowy wyścig z czasem. Obiecał zapłacić kierowcy tyle, ile zażąda, byle tylko zdążyć. Kierowca zwielokrotniał stawkę, nie licząc się z portfelem szaleńca, którego wiózł.

Alex był zdesperowany. Musiał ją zobaczyć. Musiał ją ustrzec, choć zdawał sobie sprawę, że mogło już być za późno. Nocą dotarli na zgliszcza dopalającego się domu. Wokół unosiły się  wątłe smużki dymu, z ziemi sterczały czarne kikuty wypalonych drzew.

Za późno” – powiedział do siebie – „Wszystko na nic”.

Pierwsza i ostatnia miłość w życiu Alexa zjawiła się za późno i nie miała szans. Nie płakał, nie potrafił, czuł jednak, że ból rozrywa mu serce. Upadł na kolana i dłońmi rozgarniał czarną ziemię.

 

 

 

KONIEC

 

 

(czerwiec – lipiec 2018) w zachwycie nad Saramago

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Niczyja · dnia 07.07.2018 10:32 · Czytań: 698 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 6
Komentarze
Usunięty dnia 07.07.2018 20:16
Hej,

No więc tak. To będzie subiektywna opinia i pewnie nie wszyscy ją podzielają. Szczególnie z zakończeniem.
O dziwo, tekst mnie wciągnął, mimo iż nie było w nim prawie akcji. Czytałem z zaciekawieniem. Ale... Końcówka... O co właściwie chodzi? Bo całość pisałaś, tworząc tajemniczość, a końcówka ni przypiął, ni przyłatał. Mam wrażenie, jakby Ci się w pewnym momencie odechciało pisania i zakończyłaś całość w kilku zdawkowych zdaniach. Mogłabyś bardziej się rozpisać na temat zbieżności ukradzionych-zdjęć/opowiadań i nieszczęść osób ze zdjęć. A tak mamy dwa zdania podsumowujące i tyle.
Ale ogólnie podobało mi się, poza końcówką. Jego postać też ciekawa, z zainteresowaniami i upodobaniami.
A teraz błędy. Nie wspominam o interpunkcji, bo byłoby tego zbyt dużo.

Cytat:
tylko ko­rzy­sta­jąc ze zna­nych tylko sobie spo­so­bów na­by­wał je

2 x TYLKO
Cytat:
Jeden ar­ty­kuł po­tra­fił za­chwiać sta­bil­ną po­zy­cją zna­ne­go re­ży­se­ra, ak­to­ra, czy ak­tor­ki. Po­tra­fił też ze­rwać pa­ję­czy­nę za­po­mnie­nia z mi­nio­nej

W dwóch zdaniach z rzędu jest "potrafił".
Cytat:
A go­spo­darz lub go­spo­dy­ni im­pre­zy w te pędy pro­wa­dzi­ła go do pry­wat­nych apar­ta­men­tów lub wręcz sy­pial­ni

Tu mogę się mylić, ale wydaje mi się, że w tym zdaniu powinno być: "w te pędy prowadzili", bo wymieniasz dwoje.
Cytat:
za­uwa­żył kilka na zdjęć na ko­mo­dzie w sa­lo­nie pod­sta­rza­łej damy

Niepotrzebne "na".
Cytat:
Księż­na Bi nie była pięk­na pięk­nem kla­sycz­nych pięk­no­ści.

piękna - pięknem - piękności... Uffff... masło maślane.
Cytat:
Nigdy ni­ko­go nie roz­piesz­czał. Nie lubił. Nie ko­chał. Nie wy­róż­niał. Nie po­tra­fił. A może nigdy nie po­siadł umie­jęt­no­ści wy­ra­ża­nia uczuć.

O co chodzi z tym: "Nie potrafił"?
Cytat:
Jed­nak po­zba­wio­na do­świad­cze­nia ano­rek­tycz­na nie od­rzu­ca­ła ni­cze­go, wszyst­ko za­chłan­nie ak­cep­to­wa­ła, usta­la­jąc ter­mi­narz z nowym ma­na­ge­rem, któ­re­mu  na razie mogła pła­cić tylko wła­snym cia­łem.

chyba powinno być: anorektyczKA.
Cytat:
W całym tym za­mie­sza­niu w świat­ku ar­ty­stycz­nym umknę­ła uwagi mała wzmian­ka na jed­nej z po­śled­nich stron gazet

Chyba powinno być "uwadze", a nie "uwagi".
Cytat:
Szyb­ko wy­mó­wił się z im­pre­zy, mimo go­rą­cych namów Del­fi­ny, by zo­stał i z fo­to­gra­fią w kie­sze­ni ma­ry­nar­ki wy­szedł na pla­cyk, na który wkrót­ce pod­je­cha­ła tak­sów­ka i za­wio­zła go do ho­te­lu.

Po pierwsze wymówił-namów, a po drugie popraw to zdanie, bo jest niezjadliwe.
Cytat:
Wsu­nął ją pod ko­mo­dę, na szczę­ście była na nóż­kach, jak naj­bli­żej ścia­ny i oparł się o mebel.

To zdanie też nie jest najlepsze.

To tyle.

Pozdrawiam
Niczyja dnia 07.07.2018 23:54
Dziękuję Antoni za Twój precyzyjnie męski komentarz :)
Masz rację, śpieszyłam się i chciałam jak najszybciej zakończyć historię i zacząć nową.
Dobrze, że tekst jednak ogólnie Ci się podobał.

Co to wymienionych uwag, to stokrotnie dziękuję. W wolnej chwili skorzystam z nich w praktyce.
Twoje zdrowie ;)
Niczyja
skroplami dnia 14.07.2018 01:05
Ech Niczyja, dziwne opowiadanie :). Do połowy w oczy rzucają się sprzeczności. Bohater jest zimny jak głaz, lód nawet, jednocześnie przeżywa jak ktoś o szalonym i pełnym namiętności sercu. Samo narodzenie się pragnienia posiadania zdjęcia z przyciągającą go "częścią" danej osoby, które ciągłe bo powracające i od "zawsze" jakby :), to nie zimno a gorąco :).
Zaprzeczasz zdaniem wcześniejszemu zdaniu :(.
Na koniec rodzi się w bohaterze miłość, nieznane mu wcześniej uczucie, połączone ze znanym mu pragnieniem posiadania zdjęcia. Pomimo, wciąż jest zimny, aż dociera do niego co czuje :).
No dobra, serce a umysł inaczej odczuwają :). Chociaż czy na pewno, no nie wiem :). Na pewno na umysł wpływa serce, oczy też inaczej widzą z "winy" uczucia :). Nic o tym nie wspominasz, nie podajesz przyczyny. Chociaż to naturalne w konwencji którą wybrałaś czyli narratorki obserwatorki :), pozostawienie nagłej miłości w kilku zdaniach ponownie nie pasuje do całości :(.
Wrócę jeszcze do początku. Bohater kradł duszę, części duszy? Czyli nie do końca był człowiekiem? Pytanie bez odpowiedzi, ale tak można, oczywiście :). Możemy wybierać :).
Jednak za dużo jak dla mnie sprzeczności, aż się kłębią chwilami.
Brak dialogów to żaden minus, tu nic nie przeszkadza :).
Jednak ponieważ czekałem aż poprawisz, nie widziałem "pierwszego razu" :), żal w sercu że tyle minusów się pojawia po poprawie :(. Dlatego bez oceny ale z pozdrowieniami :).

Pytania dlaczego ponownie "wystawiłaś" na widok wciąż nie dopracowane opowiadanie - nie było go za pierwszym razem gdy tu zajrzałem :) a tylko info., że w opracowaniu - nie postawię ;). Ale odbieram tak jak AntoniGrycuk przed dopracowaniem: dopracowania wciąż brak i to w wielu miejscach. I to nie gramatycznych czy stylistycznych, lecz logicznych.
Dlatego bez oceny ;). I pozdrowienia jeszcze raz, bo wcześniejsze gdzieś się zagubiły pod słowami :).
Niczyja dnia 14.07.2018 19:58
Skroplami, dziękuję za komentarz i również pozdrawiam dwukrotnie, jak jak Ty :)
Skoro twierdzisz, że opowiadanie nadal, mimo zmian, jest niedopracowane, to nie mogę się z Tobą nie zgodzić. Widocznie tak jest, a Ty wiesz na pewno lepiej, bo ja jestem tylko nieprofesjonalną Niczyją, która chce za szybko coś skończyć.
Przypomniała mi się piosenka, której treść nieświadomie zawarłam w moim komentarzu i ją dodam. Ot tak ;)
https://www.youtube.com/watch?v=nqJy_sva8ms
Pozdrawiam,
Niczyja
skroplami dnia 16.07.2018 22:27
Nie spiesz się, pisanie bywa jak miłość, przecież wiesz:).
Niczyja dnia 16.07.2018 22:42
Wzruszyłeś mnie, skroplami, coś w serduszku nagle zakuło. Zabiło mocniej :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
18/03/2024 19:06
Pliszko, Posłużyłaś się skrótami myślowymi, ale pełnymi… »
Jacek Londyn
18/03/2024 18:15
Trening czyni mistrza. Kolejna okazja, tym razem… »
valeria
18/03/2024 11:41
Piękne, już bielonych rzeczy nie spotykam już:) chyba w… »
mede_a
18/03/2024 10:45
Jak ja kocham te Twoje maluchy! Ajw- poezji pełna - pisz,… »
Kazjuno
17/03/2024 22:58
Ja miałem skojarzenie erotyczne, podobne do Mike 17. Jako… »
Kazjuno
17/03/2024 22:45
Co do Huty masz rację. To poniemiecka huta do końca wojny… »
ajw
17/03/2024 21:52
Zbysiu - piękne miałeś skojarzenia :) »
ajw
17/03/2024 21:50
Tak, to zdecydowanie wiersz na pożegnanie. Na szczęście nie… »
Gabriel G.
17/03/2024 19:52
Nie ukrywam czekam na kontynuację. To się pewnie za trzy -… »
Kazjuno
17/03/2024 16:40
Dzięki Gabrielu za krzepiący mnie komentarz. Piszę,… »
valeria
17/03/2024 15:17
Gotowanie to łatwizna, tylko chęci potrzebne :) »
Gabriel G.
17/03/2024 12:46
Kazjuno Jestem świeżo po lekturze wszystkich trzech części.… »
Jacek Londyn
17/03/2024 10:31
Proszę o chwilę cierpliwości. Zanim odpowiem na komentarze,… »
Kazjuno
17/03/2024 04:17
Czekamy z Optymilianem, ciekawi twojego odniesienia się do… »
Jacek Londyn
16/03/2024 12:26
Drodzy Koledzy po piórze. Dziękuję za komentarze. Jest mi… »
ShoutBox
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:43
  • Nie poezją ja, a prozaiczną prozą teraz, bo precyzję lubię: nie komentarzem, a wpisem w/na shoutboxie zaczęłam, a jak skończę, to nie potomni, a los lub inna siła zdecyduje/oceni.
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:32
  • Pliszko - nie! Dość milczenia! Dopóki żyjemy! A po nas krzyczeć będą "słowa", na karcie, na murze...
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:28
  • To, jak skończysz pozwól, że ocenią potomni. Zaczęłaś komentarzem... pozwól/daj nam możliwość byśmy i Ciebie komentowali - jedno "słowo", póżniej strofy...
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:20
  • ech, Zbigniew Szczypek, fajnie wszystko, wróżba jest, choć niedokończona, ale z tego, co pamiętam, to Makbet dobrze nie kończy ;)
  • pliszka
  • 05/03/2024 22:58
  • A reszta jest milczeniem...
Ostatnio widziani
Gości online:37
Najnowszy:pkruszy