Wilk - Marian
Proza » Przygodowe » Wilk
A A A

   – Wczoraj zastrzelili w górach wilka – powiedział sklepikarz do Mikołaja, wydając mu resztę. – Zima idzie, więc wilki będą ściągać bliżej wsi – dodał.

   – Jak to było pod wieczór, na Jodłowej, to ja słyszałem ten strzał – powiedział Mikołaj. – A duży był ten wilk?

   – Normalny, ale chyba stary, bo łeb miał biały – odpowiedział sklepikarz.

   – O! To był mój znajomy – powiedział Mikołaj.

   – E! Nie pieprz! Ty masz znajomego wilka? – zadrwił sklepikarz.

   – A mam – obruszył się Mikołaj i wyszedł ze sklepu.

   Mikołaj był miejscowym pijaczyną mieszkającym w starym, drewnianym domu na skraju wsi. Odziedziczył go po rodzicach i strzegł przed zakusami siostry mieszkającej podobno gdzieś na Pomorzu. We wsi nigdy jej nie widziano i wątpiono nawet w jej istnienie, ale Mikołaj mówił, że jest to „chytra franca” i że domu jej nie odda. Mikołaj był podobno rozwiedziony. Pracował przez kilka lat na Śląsku i podobno tam ożenił się, i miał nawet córkę. Na ojcowiznę wrócił jednak sam i żadne kobiety nigdy go nie odwiedzały. Listonosz też nie pamiętał, żeby nosił do Mikołaja jakieś listy od kobiet. Mikołaj znał się na elektryce i mógłby pracować, i mieszkać w mieście. Mieszkał jednak w swoim starym domu i pracował dorywczo na budowach lub pomagał sąsiadom w polu. Pracował też w lesie oraz zbierał grzyby, jagody i poroża. Miał niewiele pieniędzy, ale radził sobie i nie zadłużał się. Po pracy pił lub spał i przez to spanie dorobił się przezwiska "Borsuk". Jego nazwiska nie znał chyba nikt, imię niewielu, ale Borsuka znał każdy. Borsuk nigdy nie pił sam i pił niewiele, bo miał słabą głowę. Pił dopóki mógł, potem zostawiał kompanów, zwijał się gdzieś w kącie i zasypiał. Kolegów do picia miał dużo, bo chętnie stawiał, nie był agresywny i opowiadał nieprawdopodobne historie. Wystarczyły mu dwa kieliszki, by snuć opowieści o zdarzeniach, których ponoć był uczestnikiem lub świadkiem. Kumple znali już te historie na pamięć, ale zawsze chętnie słuchali ich kolejny raz. Nalewali mu wódki i zagadywali:

   – Opowiedz nam Borsuk, jak to było z tym boleniem.

   – Jak było, tak było – złościł się trochę, ale zaczynał opowieść.

   Podobno, będąc w wojsku, poszedł Borsuk któregoś dnia z kolegami nad Wisłę, wykąpać się. Skoczył do wody, uderzył w coś głową, stracił przytomność i omal nie utonął. Na szczęście w porę go wyłowiono i ocucono. Okazało się, że uderzył głową prosto w bolenia, który tego uderzenia nie przeżył i wypłynął tuż obok.

   – A duży był ten boleń? – pytali zawsze koledzy na końcu opowiadania.

   – No, z metr miał – odpowiadał Borsuk.

   – Ostatnio mówiłeś, że miał pół metra – drążyli koledzy.

   – No, może metra nie miał, ale na pewno więcej niż pół – upierał się Borsuk.

   – Bolenie takie duże nie rosną – mówili co więksi znawcy ryb.

   – W potokach nie, ale w Wiśle tak – upierał się Borsuk.

   Jeszcze dziwniejsza była opowieść o spotkaniu z Gomułką. Borsuk podobno służył w wojsku w Warszawie, w jednostce ochraniającej rząd i rządowych dostojników. Kiedyś latem razem z kolegą dostali przepustkę na dwanaście godzin. Było to za mało czasu, żeby pojechać do domu, ale wystarczająco dużo, żeby pójść w miasto i upić się. Kupili więc butelkę wódki i poszli do Parku Łazienkowskiego. Usiedli w ustronnym miejscu na ławce i zaczęli pomalutku raczyć się wódką, wolnością i słońcem. Nagle na alejce pojawił się, idący w ich kierunku... Gomułka, prowadząc na smyczy pieska. Było już za późno na ucieczkę, więc schowali niedopitą butelkę w trawie za ławką, poprawili mundury i zasalutowali jak należy.

   – Co chłopaki? Odpoczywacie? – zagadnął pierwszy sekretarz i przysiadł się.

   – Odpoczywamy towarzyszu pierwszy sekretarzu – odpowiedział Borsuk, bo kolega zaniemówił z wrażenia.

   – I wódkę sobie popijacie – Gomułka wskazał na źle ukrytą butelkę. – Jaka to jest wódka?

   – Strażacka – odpowiedział Borsuk.

   – Strażacka, to znaczy jaka? – pytał dalej sekretarz.

  – Zwykła, taka z czerwoną kartką. Dlatego mówi się na nią strażacka – wyjaśnił Borsuk. – Chce towarzysz sekretarz spróbować – zaproponował i od razu spocił się ze strachu.

   – Spróbuję – zgodził się Gomułka.

   – Ale my nie mamy kieliszków. Pijemy z butelki – usprawiedliwił się Borsuk.

   – Nie szkodzi. Dawajcie – odpowiedział sekretarz.

Pociągnął trochę, pochwalił smak, podziękował i ruszył dalej.

   – Tylko uważajcie, żeby jakiś oficer was tu nie złapał – powiedział na pożegnanie.

Po tej opowieści słuchacze zawsze dopytywali:

   – Jak był Gomułka ubrany?

   – Miał taki jasny, szeroki płaszcz z gabardyny – odpowiadał Borsuk.

   – Z gabardyny? W lato? Na spacerze? – nie dowierzali.

   – Zawsze taki nosił, bo pod nim miał kamizelkę kuloodporną – wyjaśniał fachowo Borsuk.

   Ludzie śmiali się z borsukowych opowieści o jego służbie w wojsku, zachęcali go do opowiadania kolejnych, ale nie wiedzieli, na ile były one prawdziwe. Coś jednak prawdy w nich było, bo każdego lata przyjeżdżał do Borsuka autem na warszawskich numerach starszy pan i gościł przez kilka dni. Borsuk nie pokazywał się wtedy we wsi, światła w jego domu nie gasły do późna, a przez uchylone okna słychać było głośne rozmowy i stare wojskowe piosenki. Potem gość wyjeżdżał, a Borsuk wracał do wiejskich kolegów i swoich opowieści.                  Sklepikarz, pokpiwając z Borsukowej znajomości z wilkiem, nie mógł więc być pewny, czy on nie mówił prawdy. Borsuk znał las jak nikt i niejednego wilka spotkał, więc może i tego z białą głową też. Prawdopodobnie sklepikarz rozpowiadał o tej rozmowie, bo za kilka dni zaczepiło Borsuka przed sklepem dwóch drwali.

   – Cześć, Borsuk! Zrobimy jakąś flaszeczkę?

   – Zawsze możemy zrobić – zgodził się Borsuk. – Ale ja forsy nie mam przy sobie.

   – No, co ty! Nie obrażaj nas! – odpowiedzieli i zaraz jeden z nich przyniósł ze sklepu butelkę.

Puknął dłonią w denko, odkręcił nakrętkę i pociągnął łyk.

   – Twoje zdrowie Borsuk! – powiedział i podał mu butelkę.

   – Zdrowie – odpowiedział Borsuk, łyknął wódki i podał butelkę dalej.

   – Ty Borsuk podobno znałeś tego wilka, co to go tydzień temu zastrzelili – zagaił fundator wódki. Borsuk jakby nie dosłyszał pytania i siedział na przysklepowym murku gmerając patykiem w piasku. Fundator znowu przepił do Borsuka i nie dawał za wygraną:

   – No jak to było z tym wilkiem? Znałeś go czy nie, bo sklepowy mówi, że to bajki.

Alkohol i zaczepka zadziałały i Borsuk zapytał:

   – Pamiętacie, jak dwa lata temu w lutym nasypało tu ponad metr śniegu?

   – No pewnie! Chyba ze dwa tygodnie żadne auto tu nie dojechało – potwierdzili.

   – Jak śnieg trochę osiadł, poszedłem na Bukową Górę za rogami – ciągnął swoją opowieść Borsuk.

   Poszedł więc Borsuk w rozpadliny Bukowej Góry, szukać jelenich poroży. Chodził cały dzień, ale znalazł tylko jeden mały róg. Zapędził się za daleko i zmierzch złapał go w lesie. Na dodatek nadciągnęła gęsta mgła i każdy kolejny krok stawał się jakby krokiem w pustkę. Zdecydował się więc nocować w lesie. Znalazł dawno nieużywany przez drwali schron, odwalił śnieg od wejścia i wymościł grubo jedliną. Rozpalił ognisko, ale mokre gałęzie dawały więcej dymu niż ognia. Noc zapowiadała się ciepła, więc zrezygnował z ogniska, wsunął się do schronu, zastawił wejście gałęziami i usnął. Przez sen zdawało mu się, że coś chodziło w pobliżu i przez moment zawiało do środka chłodem, ale potem od nóg objęło go ciepło i spał spokojnie. Obudził się nad ranem i poczuł, że jest mu ciasno. Próbował się obrócić i wtedy coś cicho warknęło i poruszyło się przy jego nogach. Borsuk myślał, że śni i ponowił próbę. Drugie warknięcie było już głośne i na tle wejścia do schronu pokazały się uszy. Borsuk zamarł. Zrozumiał, że już nie śpi, że dzieli leże z czymś, co warczy, ma uszy i blokuje mu wyjście. Bardzo powoli, starając się oszukać nieproszonego gościa podniósł głowę i wytężył wzrok. Prawie na jego nogach, zwinięte w kłębek leżało duże zwierzę.

   – Pies czy wilk? – przebiegło Borsukowi przez myśl.

Zwierzę poruszyło się znowu, odwróciło łeb i teraz Borsuk widział już wyraźnie wpatrzone w niego żółte oczy... wilka. Patrzyli na siebie przez chwilę, która Borsukowi wydała się wiecznością. Potem wilk wyszczerzył wielkie kły, warknął czy szczeknął człowiekowi prosto w twarz i wyskoczył na zewnątrz. Borsuk bezwiednie też wyskoczył ze schronu. Wilk stał w pobliżu. Był wysoki w kłębie, szary, ale łeb miał prawie biały. Znowu patrzyli na siebie przez chwilę. Potem wilk jeszcze raz wyszczerzył zęby i pobiegł pomiędzy drzewa w dół stoku. Wtedy z Borsuka odpłynęły wszystkie siły. Usiadł tam gdzie stał i siedział tak długo, aż zimno ciągnące od ziemi przywróciło go do rzeczywistości. Wstał, otrzepał się ze śniegu i ruszył w drogę do domu. Szedł jak w malignie, a przed oczami przesuwały mu się obrazy dzisiejszego poranka. Uszedł już daleko, gdy przypomniał sobie, że nie zabrał znalezionego wczoraj rogu. Zatrzymał się, ale strach nie pozwolił mu wrócić.

   – Po powrocie do wsi kupiłem zaraz flaszkę wódki i wypiłem ją po drodze do domu. Upiłem się i spałem do następnego rana – zakończył Borsuk swoją historię.

   – Borsuk! Ta historia o wilku jest tak samo nieprawdziwa jak ta o boleniu. Ani boleń nie miał metra, ani ty z wilkiem nie spałeś – zakpił fundator wódki.

   – Jak nie wierzysz, to nie musisz – obruszył się Borsuk i odszedł bez pożegnania.

   Historia o wilku z białym łbem nie poszła jednak w zapomnienie i któregoś dnia sąsiad niby to przypadkiem zaszedł do Borsuka. Zapalili, porozmawiali trochę o tym i o owym, aż w końcu sąsiad zapytał:

   – Prawdę mówiłeś przy sklepie o tym wilku?

   – Prawdę – odpowiedział Borsuk. – A jeszcze ci powiem, że widziałem tego wilka i drugi raz.

   – Gdzie? Kiedy? – zainteresował się sąsiad.

  – Tu niedaleko, przy drodze do Białego. To było zeszłej jesieni. Akurat szedłem do Antka pomóc mu przy świniobiciu. Wtedy ten wilk wyskoczył z parowu, stanął na drodze, popatrzył na mnie i posznurował do lasu. To był ten sam wilk, z białym łbem – zakończył Borsuk.

   –Ty Borsuk chyba wtedy szedłeś już od Antka i pewnie przy tym świniobiciu nieźle pociągnęliście samogonu – zakpił sąsiad. – Ja chodzę po lesie od dzieciaka i wilka widziałem tylko jeden raz z daleka, a ty widujesz go co chwilę jak kumpla.

   – Jak nie wierzysz, to po co pytasz? – odburknął Borsuk.

   – No, nie złość się – powiedział sąsiad na pożegnanie.

   Po tej historii ludzie ze wsi zaczęli traktować Borsuka jak niegroźnego głupiego. Znali jego opowiadania o boleniu, o Gomułce i wiele innych, ale to były historie z dawnych lat, działy się gdzieś daleko i dlatego traktowali je jak bajki. Opowiadanie o wilku było nowe, dotyczyło ich świata i brzmiało jeszcze bardziej nierealnie niż wszystkie poprzednie. Rozmawiali więc z Borsukiem niby to normalnie, a jednak zawsze w końcu zagadywali o wilka i docinki na ten temat były na porządku dziennym. Borsuk nie odpowiadał na zaczepki, ale z czasem zaczął unikać ludzi i przestał popijać z byle kim.                                                                                               Tymczasem nadszedł kolejny sezon na zbieranie rogów. Borsuk jak co roku chodził po sobie tylko znanych miejscach i któregoś dnia zajrzał w rozpadliny Bukowej Góry. Schodząc po zboczu, poczuł nagle, że nie jest sam. Rozejrzał się i miedzy skałami zobaczył... wilka z białym łbem. Był o kilkanaście kroków i stał z pochylonym łbem, z położonymi uszami, gotowy do ataku. Borsuk znieruchomiał i nie wiedział, co robić. Stał i patrzył. Wilk powoli podniósł łeb, położone uszy też się podniosły, a jego pysk przybrał jakby wyraz zdziwienia. Przestał wpatrywać się w Borsuka i powęszył w śniegu.

   – No co? Nie poznajesz mnie? – wyszeptał Borsuk i zrobił krok do przodu.

Wilk znowu znieruchomiał, położył uszy i wyszczerzył ostrzegawczo kły. Stali tak chwilę bez ruchu, potem wilk warknął i jak przed laty pobiegł pomiędzy drzewa w dół stoku.

   – To nie ciebie zastrzelili! Są na to za chudzi w uszach! – krzyknął za nim Borsuk.

Postał jeszcze chwilę, popatrzył na świeże wilcze tropy i ruszył w drogę do domu.

  – Gdzie to łaziłeś? Za rogami? – zaczepili go drwale próbujący uruchomić zdezelowany traktor na leśnej drodze.

   – Za rogami – odpowiedział.

  – I co? Nic nie znalazłeś? Starzejesz się – dogadywali. – A może spotkałeś tego wilka z białym łbem? – przygadał któryś i wszyscy wybuchli śmiechem.

   – E tam! Przecież wiecie, że go jesienią zastrzelili – odpowiedział Borsuk i poszedł dalej.

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Marian · dnia 07.08.2018 09:09 · Czytań: 657 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 8
Komentarze
Usunięty dnia 07.08.2018 12:41
Mimo iż historia jest prosta, niemal banalna, to czytało się wyjątkowo dobrze. To zasługa stylu.
W zasadzie nie mam wiele do powiedzenia na temat tego tego, że jest dobry. Może ze dwa razy zauważyłem brak przecinka i to w zasadzie tyle. Tylko że czytałem naprędce i mogłem sporo przegapić.
Kiedyś wcześniej czytałem jakiś Twój tekst i tamten, z tego, co pamiętam, nie za zachwycił mnie. Z tym jest inaczej. Może nie tyle mnie zachwycił, co dostrzegłem kunszt.
Zobaczymy, jaki będzie następny.

Pozdrawiam
Usunięty dnia 07.08.2018 14:44
Fajne opowiadanko i wbrew pozorom to nie takie proste, napisać proste i ciekawe opowiadanie.
Milena1 dnia 08.08.2018 22:06 Ocena: Bardzo dobre
Mówiąc szczerze - wciągnęło mie. Lubię taki styl, trochę siermiężny ale przez to bardzo naturalny.
Coś w stylu Stachury.
Pozdr. :)
Marian dnia 09.08.2018 09:59
Dziękuję Wam wszystkim za odwiedziny i komentarze.

Cieszę się, że mój tekst sie Wam podobał.
Do Stachury to mi daleko, ale postaram się jeszcze coś napisać. :)
Pozdrawiam.
Carvedilol dnia 11.08.2018 22:38
Marian

Podoba mi się gawędziarski sposób narracji. I tzw. [i]swojskie klimaty[i].
Pozdrawiam
Carvedilol
Marian dnia 12.08.2018 10:40
Dziękuję Carvedilol za wizytę. Czasem lubię sobie tak pogawędzić.
Pozdrawiam.
JOLA S. dnia 12.08.2018 11:43
Witaj Marianie,
ruszasz na szlaki, bo monotonię codzienności pragniesz zastąpić czymś niezwykłym, Szczepan napisał w komentarzu i miał rację.

Dobry tekst, przeczytałam z przyjemnością.

Serdecznie pozdrawiam. :)
Marian dnia 14.08.2018 19:42
Jola, co za spotkanie!
Dzięki za wizytę i pozdrawiam.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
18/03/2024 19:06
Pliszko, Posłużyłaś się skrótami myślowymi, ale pełnymi… »
Jacek Londyn
18/03/2024 18:15
Trening czyni mistrza. Kolejna okazja, tym razem… »
valeria
18/03/2024 11:41
Piękne, już bielonych rzeczy nie spotykam już:) chyba w… »
mede_a
18/03/2024 10:45
Jak ja kocham te Twoje maluchy! Ajw- poezji pełna - pisz,… »
Kazjuno
17/03/2024 22:58
Ja miałem skojarzenie erotyczne, podobne do Mike 17. Jako… »
Kazjuno
17/03/2024 22:45
Co do Huty masz rację. To poniemiecka huta do końca wojny… »
ajw
17/03/2024 21:52
Zbysiu - piękne miałeś skojarzenia :) »
ajw
17/03/2024 21:50
Tak, to zdecydowanie wiersz na pożegnanie. Na szczęście nie… »
Gabriel G.
17/03/2024 19:52
Nie ukrywam czekam na kontynuację. To się pewnie za trzy -… »
Kazjuno
17/03/2024 16:40
Dzięki Gabrielu za krzepiący mnie komentarz. Piszę,… »
valeria
17/03/2024 15:17
Gotowanie to łatwizna, tylko chęci potrzebne :) »
Gabriel G.
17/03/2024 12:46
Kazjuno Jestem świeżo po lekturze wszystkich trzech części.… »
Jacek Londyn
17/03/2024 10:31
Proszę o chwilę cierpliwości. Zanim odpowiem na komentarze,… »
Kazjuno
17/03/2024 04:17
Czekamy z Optymilianem, ciekawi twojego odniesienia się do… »
Jacek Londyn
16/03/2024 12:26
Drodzy Koledzy po piórze. Dziękuję za komentarze. Jest mi… »
ShoutBox
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:43
  • Nie poezją ja, a prozaiczną prozą teraz, bo precyzję lubię: nie komentarzem, a wpisem w/na shoutboxie zaczęłam, a jak skończę, to nie potomni, a los lub inna siła zdecyduje/oceni.
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:32
  • Pliszko - nie! Dość milczenia! Dopóki żyjemy! A po nas krzyczeć będą "słowa", na karcie, na murze...
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:28
  • To, jak skończysz pozwól, że ocenią potomni. Zaczęłaś komentarzem... pozwól/daj nam możliwość byśmy i Ciebie komentowali - jedno "słowo", póżniej strofy...
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:20
  • ech, Zbigniew Szczypek, fajnie wszystko, wróżba jest, choć niedokończona, ale z tego, co pamiętam, to Makbet dobrze nie kończy ;)
  • pliszka
  • 05/03/2024 22:58
  • A reszta jest milczeniem...
Ostatnio widziani
Gości online:31
Najnowszy:pkruszy