Mówi się, że wszystko zaczyna się od matki, która nas rodzi, potem wychowuje a gdy dorastamy, to wskazuje kierunek w życiu i wspiera w rozwiązywaniu problemów. W moim przypadku działo się podobnie, aż do feralnego dnia, gdy w piękną, wiosenną sobotę przyjechałem do rodzinnego domu na obiad. Ku swojemu zaskoczeniu, oprócz rodziców przy stole siedziała dawna znajoma mamy. Kobieta po pięćdziesiątce, starająca się wyglądać jak trzydziestka, z umysłem piętnastolatki i pieniędzmi wielowiekowego banku. Nie spodobała mi się pod każdym względem, czego nie ukrywałem, unikając spojrzeń i zaczepnych słów.
- Słyszałam Aniu, że wybierasz się w przyszły weekend na bal? – niespodziewanie rzuciła mama znad parującego rosołu, aż ugotowane kawałki kury podskoczyły w talerzu zniesmaczone pytaniem.
Pięćdziesięcioletnia Ania, uniosła naciągnięta twarz niczym terminator, po nałożeniu syntetycznej skóry na stalowy szkielet.
„Nie. Nie idę. Bale nie są dla mnie” – to właśnie chciałem, by tego dnia wyleciało spomiędzy jej lśniących równych zębów. Ale powiedziała to:
- Tak kochaniutka – łypnęła spod czarnej powieki do mamy – szukam tylko partnera do tańca.
Wpatrzony w oka w zupie dostrzegłem nagle jeszcze dwa umalowane. Mrugały do mnie zalotnie. Podniosłem wzrok. Wszystkie głowy, zwrócone były wyczekująco w moją stronę.
- Żartujecie chyba. Ja przecież nie tańczę – odpowiedziałem stanowczo. Tak przynajmniej mi się wydawało, dopóki nie odezwała się mama.
- Jak to Mariuszku nie tańczysz. Młody jesteś, wszyscy młodzi tańczą.
Potem liczyłem oka i falujące jak białe glony pod nimi nitki makaronu. Mama opowiadała jak tańczyła za młodu, w PRL-u, w sukience, latem, no i oczywiście przed ślubem.
- To jesteśmy umówieni kochanieńki – zaśpiewała koleżanka mamy.
Chciałem być tym ugotowanym kurczakiem. Mieć wszystko za sobą.
- Masz taką kiepską pracę. A na balu będzie śmietanka - dodała mama, poczym dała kuksańca tacie. Ten zaczął działać jak automat na napoje i uderzony wypluł z siebie wiązankę:
- Poznasz kogoś. Zagadasz. Pokażesz się. Zaczniesz nowe życie.
Teraz wszyscy potwierdzająco kiwali głowami. Ktoś im naciągnął sprężyny – pomyślałem. Będę się tak wyczekująco gibać aż się nie zgodzę.
- Jestem zadowolony z tego co mam – skromność to moja główna cecha, myślałem. Co prawda wynikająca z biedy, straconych złudzeń i szalejących w głowie myśli samobójczych, ale to zawsze szlachetna skromność.
- Mariuszek zadowolony – czekałem tylko aż mama wstanie, wyrośnie jej biała broda i wyda dźwięk grubego staruszka kochającego dzieci „Ho ho ho”. Ale ona siedząc, ciągnęła dalej – synku, taki jesteś mądry, studia z wyróżnieniem, a ty, w magazynie pracujesz – dosłownie załamała ręce nad rosołem.
Włączył się tato. Maszyna ruszyła:
- Wierzymy w ciebie. Jesteś naszym jedynym synem. Weź się w garść – nie przypuszczałem, że można tak monotonnie się wypowiadać. Mojego ojca musiał ktoś skonstruować, a potem zbudować. Może moja mama?
- Bądź mężczyzną, kochanieńki. Zabierz dziewczynę na dancing – odezwała się przejrzała nastolatka.
Rosół stygł wszystkim. Czułem się jak makaron w zupie. Opadłem na dno i przestałem się ruszać.
- Dobrze. Skoro tak nalegacie – zgodziłem się nie dla kasy, honoru, wydumanej męskości czy dla zabawy, tylko dla spokoju. Zwykłego spokoju. I uśmiechu zawsze zawiedzionej mną mamy.
Troje terrorystów mojej dumy i osobowości eksplodowało radością. Odłamki żartów uderzyły mnie w twarz. Wstrzymałem oddech i przełknąłem łyżkę chłodnego rosołu.
- Mariuszku, mam w szafie twój garnitur z wesela Pawła – zwróciła się do Ani – wyglądał jak James Bond. Wszystkie dziewczyny się za nim oglądały.
- Jaki Bond, jak polski Bond. Płaszczak – dumnie uśmiechnął się tato - Mariusz Płaszczak.
Gdy mama poszła szukać starego, wiszącego na mnie garnituru, a tato pobiegł wygrzebać, jego zdaniem najdroższy, najpiękniejszy krawat, jaki świat widział, kupiony od jakiegoś faceta na ulicy po okazjonalnej cenie, młodo – staro – naciągnięto - obwisło Ania podeszła do krańca stołu gdzie siedziałem, chwyciła mnie konfidencjalnie za dłoń i zaćwierkała:
- Po tańcach pójdziemy na drinka i bliżej się poznamy. Nie będziesz żałował.
W ten właśnie sposób, chcąc zadowolić kochającą mamę, z magazyniera Mariusza, przeistoczyłem się w gorącego, spalonego na brąz Mario, który zarabia zadowalając wszystkie mamy świata, nie tylko dobrym słowem ale i uczynkami.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt