Ciężkie, dudniące kroki rozbrzmiały na korytarzu, jakby ktoś celowo szedł na piętach, by wbić w serca i piersi mieszkańców, jedyną prawdę o tym, kto rządzi w bloku. Maria w socrealistycznym mieszkaniu stała przed wersalką, ściskając narzutę, jej jedyną pamiątkę po matce zmarłej w czasie wojny. Jan obserwował żonę z zapadniętego fotela, gładząc pasiastą piżamę, przypominającą mu ciężar minionych doświadczeń. Skurczony jak wyschnięta śliwka, przyglądał się żonie wsłuchującej się w uderzające kroki. Zastygli w dobiegającym dudnieniu zza cienkich drzwi, milczeli, czekając, by otworzyć wersalkę, wyciągnąć pościel i położyć się spać.
- Nie możemy na to pozwolić. Nie o to walczyłem — wyszeptał Jan.
Maria spojrzała na niego niepewnie. Przyłożyła palec do ust, wypuszczając milczące „ciii” spomiędzy lekko uchylonych warg. Doświadczona w czasie wojny wiedziała, jak ukrywać się i rozpływać w ciszy. Jan pokiwał przecząco głową, wstał z trudem, ostrożnie stawiając bose stopy na ciemnobrązowym dywanie. Ranny w czasie wojny, internowany zaraz po niej, dokuśtykał do Marii. Spojrzał kobiecie głęboko w oczy i zaskakująco sprawnym ruchem podniósł materac. Sprężyny zaskrzypiały.
Kroki na korytarzu ucichły.
Jan uśmiechnął się szyderczo. Szybkim ruchem wyciągnął dwie poduszki i kołdrę, po czym z nadmierną siłą, spoglądając w stronę drzwi, pchnął klapę wersalki. Trzask wypełnił pokój, przecisnął się przez szczeliny drzwi i poleciał pokazać zaciśniętą pięść władzy oraz wszystkim kryjącym się ze strachu mieszkańcom bloku. Przerażony wzrok Marii powędrował za dźwiękiem. Kobieta przemknęła do drzwi i wyjrzała przez wizjer.
Wielka baba w brudnym zielonym kombinezonie roboczym wpatrywała się w stronę Marii. Masywne, tłuste ramiona podparte pod boki, zajmowały całą szerokość korytarza. Jej świdrujące spojrzenie wwiercało się w gładką fakturę drzwi, próbując dosięgnąć stojącej za nimi Marii. Zwaliste nogi, twardo wbijały się w beton posadzki. Niezadowolona kobieta cmoknęła. Splunęła na podłogę i rozmazała plwocinę butem. Odwróciła się ciężkim ruchem. Dudniące kroki wróciły, by powoli cichnąć w sercach mieszkańców.
Maria spojrzała z wyrzutem na męża.
- Widzisz, co narobiłeś? - wyszeptała jak najciszej.
- Mam swój honor. Nie będę wiecznie się płaszczył — twardo odparł Jan.
- Wojna już dawno się skończyła. A ja tylko muszę przed snem do ustępu. Po co ją prowokowałeś?
Zirytowany Jan podszedł do Marii.
- Przepuść mnie. Zobaczę, gdzie poszła.
Zamek zazgrzytał w ciszy.
Jan wyszedł na korytarz. Spojrzał w prawo, w stronę schodów, potem w lewo, w stronę węzła sanitarnego. Nie potrafił jednak dostrzec zwalistej kobiety.
- Dobry wieczór towarzyszu — usłyszał Jan za uchem. Gwałtownie się odwrócił. Naprzeciw niego wyrósł sąsiad Bolesław, pogodzony ze swoim losem i poddany woli większości, nie starał się nigdy rzucać w oczy i wyróżniać w tłumie. Nawet teraz, stojąc na korytarzu, wtapiał się w kolor ścian i podłogi, niczym dopasowany kolorystycznie mały element puzzle.
- Skąd te hałasy u towarzysza? Nie wie, że towarzyszka Jagoda jest bardzo drażliwa.
Jan przyglądał się małej główce, jeszcze mniejszego człowieka.
- Towarzyszka z bratniego kraju nas odwiedza. A towarzysz co? Musimy dbać o porządek ciszy i ład miejsca. To obowiązkiem każdego obywatela. Nawet towarzysz G. się dostosował, to i towarzysz powinien – przemawiał pouczająco Bolesław, podnosząc wskazujący palec.
Jan bez słowa cofnął się do mieszkania, po czym ostentacyjnie zatrzasnął drzwi przed szarą, prawie niewidzialną postacią. Zaskoczony Bolesław odwrócił się i wślizgnął się do swojej klitki.
- Możesz iść — rzucił Jan do Marii — nie będziemy się więcej bać.
Korytarz wydawał się Marii nieprawdopodobnie długi. Każdy jej milczący krok, szelest ubrania, wybrzmiewał jak grzmot w obowiązującej ciszy. Co chwila oglądała się za siebie. Tylko szare ściany i jednakowe drzwi mieszkań. Miała jednak wrażenie, że cały czas jest obserwowana i podsłuchiwana.
Jan siadł na skraju łóżka. Tym razem słyszał delikatne kroki żony. Uśmiechnął się.
W węźle sanitarnym paliło się światło. Maria weszła niepewnie, lekko naciskając mosiężną klamkę. Ktoś brał prysznic. Odetchnęła z ulgą. Toaleta była wolna. Otworzyła drzwi. Cicho weszła do pomieszczenia. Zapaliła światło. Ku swojemu przerażeniu odkryła, że cała muszla i deska klozetowa są obsmarowane fekaliami.
- O boże — wyrwało się Marii. Zakryła usta i nos dłońmi.
Tylko zza ściany, przez kratkę wentylacyjną, słychać było rechot wielkiej towarzyszki z zaprzyjaźnionego kraju.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt