Uniosła głowę nadzieją, że widok jej podstarzałej twarzy wystarczy zamiast dodatkowych dokumentów. Maria już kilka lat wcześniej przekroczyła wiek uprawniający do darmowego przejazdu liniami komunikacji miejskiej. Kontroler jednak pozostał niewzruszony. Pokazała dowód osobisty. Mężczyzna niedbale spojrzał na okazany do kontroli dokument i przemieścił się do przedniej części autobusu. Często nawet nie prosili jej o bilety, trafnie oceniając jej wiek.
Trasą linii 75 zaczęła podróżować regularnie, odkąd odkryła giełdę kwiatów. Dowiedziała się o tym miejscu od sąsiadki, która swojego czasu, podobnie jak ona, zajmowała się sprzedażą niewielkiej ilości róż w przejściach podziemnych.
W swoim długim życiu, podobnie jak jej maż zawsze pracowała państwowo, aż zasłużonej emerytury, na której przebywała od kilku lat. Niewielki kwoty w pełni zaspokajały ich potrzeby, jednak odkąd na raka żołądka umarł mąż, część ich skromnego budżetu przepadła na zawsze. Maria potrafiła żyć skromnie jej emerytura wystarczała na podstawowe wydatki. Stan zdrowia nie zmuszała do częstych wizyt u państwowych lekarzy, z cienkimi, aczkolwiek regularnymi kopertami, to jednak Bartuś...
Jej ukochany jedynak.
Bartek nie był złym chłopcem. Przyczyną jego finansowych kłopotów była żona, która pod płaszczykiem obowiązku alimentacyjnego zabierał dużą cześć dochodów. W czasie ich małżeństwa Maria nieraz tłumaczyła swojej synowej, że mężczyzna musi się od czasu do czasu się wyszumieć, choćby dla własnego zdrowia. Nie mówiła tego otwarcie, ale była przekonana, iż w obecnych czasach to głównie kobiety są przyczyna częstych rozwodów. Młode żony zamiast zająć się codziennymi obowiązkami, doszukują się dziury w całym. Sama przeżyła z mężem 52 lata, urodziła mu tylko jednego syna (była to jej największa, osobista klęska) i nigdy nie protestowała przeciw jego regularnym, nocnym dyżurom, chodź Staszek pracował na dzienną zmianę.
Podobnie jak w małżeństwie, tak i w życiu życia kierowała się prostymi aczkolwiek w jej mniemaniu skutecznymi zasadami. Dzięki temu jej ścieżki wyboru zawężały się do prostych decyzji. Pozwalało to unikać częstych kłótni, jaki miewały jej koleżanki zarówno w domu jak w pracy. Mąż był dla niej pierwszą i ostatnią wyrocznią. Popularne żartobliwe powiedzenie „mąż mówi, Bóg mówi” było dla niej jedną z prawd życiowych.
Nigdy nie próbowała wprowadzać zmian w życiu prywatnym. Podobnie w kontaktach zawodowych znała swoje miejsce i nie miała potrzeby by coś w nich zmieniać. W pracy, pomimo że jej koleżanki, mogły się pochwalić jedynie wykształceniem podstawowym, lub czysto zawodowym, czasami czuła się „nieobyta”. Działo się tak ponieważ regularnie wysłuchiwała ich opowieści z wypraw do kina czy teatru w których sama nie bywała. Staszek twierdził że najlepszych artystów biorą do telewizji. Swojego czasu była taka dumna, gdy dzięki zaradności męża jako jedna z pierwszych stała się posiadaczką kolorowego telewizora marki „Rubin”.
Mężowi wierzyła bezgranicznie, a skoro twierdził, iż telewizor zastąpi kiedyś przedstawienia, i inne miejskie atrakcje to tak musiało być.
Gdy miał problemy z zajściem w ciąże nie podejrzewała, go o bezpłodność. Całą winę za to wzięła na siebie. Nigdy nie uwierzyła lekarzowi, który stwierdził, iż przyczyną ich problemu jest jak to nazwał niedrożność nasieniowodów małżonka. Gdy któregoś dnia lekarz przekazał je dobra nowinę wzięła to za cud na miarę ciąży żony Abrahama.
Bartuś urodził się bardzo malutki i chorowity. Okres przedszkolny z powodu licznych chorób spędził pod jej czułą opieką w domu. Był takim grzecznym i dobrze ułożonym chłopcem. Maria pragnęła by wyrósł na kogoś wyjątkowego.
57 minut tyle według rozkładu zajmowało jej przejazd z krańcówki na giełdę kwiatów. Jeździła tam bardzo wcześnie, dzięki czemu unikała korków ulicznych. W drodze powrotnej mijała spieszących się do pracy ludzi.
Próbowała sprzedawać na pobliskim cmentarzu, parę razy także pojawiła się z kwiatami w centrum miasta przy ruchliwych ulicach. W obydwu miejscach chuligani wynajęci przez konkurencję niszczyli jej kwiaty pozbawiając ją całotygodniowego utargu. Z doświadczenia wywnioskowała, iż choć utarg na osiedlowym rynku jest mniejszy to jednak pewny i praca mniej stresująca. Dodatkowo miała umowę z pobliską handlarką warzywami. Za niewielką opłatą przechowywała rośliny w jej budce z warzywami, oraz miała dostęp do świeżej wody. Najgorzej bywało w deszczowe dni. Nie było wtedy sensu wychodzić, a kwiaty traciły świeżość. Choć nie znała podstaw ekonomi, była zmuszona w następnych dniach robić promocje.
Od kilku miesięcy, kiedy na jej synku przestał w końcu ciążyć obowiązek alimentacyjny na dziecko, powodziło się jej znacznie lepiej. Nie musiała dokonywać regularnych comiesięcznych wpłat na konto żony Bartka. Ze stałych wydatków pozostało tylko komorne i inne opłaty za mieszkanie swoje i syna. Proponowała mu wielokrotnie, by się do niej wprowadził skoro przebywał u niej regularnie. Odkąd umarł jego ojciec, jeden pokój stał cały czas niewykorzystany. Kalkulowała, by swoją kawalerkę wynajął studentom lub młodemu małżeństwu. On zawsze odpowiadał, że to bezrobocie to chwilowe, przejściowe i nie ma sensu by się do niej wprowadzała, że jak komuś wynajmą, to potem trudno się od tego kogoś uwolnić i tylko by sobie tym najmem kłopotów narobili. Śmiał się też przy tych rozmowach, że jak wygra w toto lotka (grywał w niego regularnie) to kupi im piękny dom i działkę. Maria jakoś nie wierzyła w pieniądze z wygranej, tylko w ciężką pracę.
Bartek ostatnie stałe zatrudnienie miał jako niewykwalifikowany robotnik w konsorcjum budowlanym, ale narzekał na kłopoty z kręgosłupem, więc się zwolnił po przepracowaniu miesiąca.
Ona wierzyła, że brak odpowiedniej pracy dla syna, jak mawiał jej świętej pamięci mąż, to przez Żydów, co to Polskę rozkradli.
Choć Bartek nie zdał matury, to pomimo tego solidne wykształcenie zdobyte w technikum budowlanym zapewniało mu, w starych dobrych czasach, posadę biurową. On tam pasował i tylko na taką zasługiwał. Zawsze taki wygolony, pachnący, zadbane ręce, wypastowane buty. W rozmowie z nim od razu czuć, że to inteligencja, a nie robotnik.
Cóż ona jednak więcej może na to poradzić? Jeśli pogoda jest sprzyjająca przez sześć dni w tygodniu jeździ na giełdę kwiatów a za zrobione pieniądze wspiera swojego syna, od którego odwrócili się wszyscy poza nią.
Czy to jego wina, że nie ma kolegów? Próbował z nimi zakładać małe firmy, ale go oszukali, okradli i sami teraz jeżdżą drogimi samochodami, mieszkają w piętrowych domach. Bartek nigdy nie miał do tego głowy, był za szczery i prawdomówny.
Czy to jego wina, że ta zawistna Mariola zbuntowała syna, by o własnym ojcu zapomniał? Jako katoliczka, za którą się podawała, nie powinna opuścić męża. Przyrzekała „na dobre i na złe”, a na pewno nie powinna sobie układać życia z innym. Kobieta nie jest stworzona do przyjemności, tylko do pracy i służby.
Bartek nie chodzi do kościoła, ale ona go rozumie. Sama była kiedyś na mszy w jego parafii. Ten ksiądz proboszcz to jakoś tak nieciekawie i niewyraźnie mówił.
Ogólnie to nie jest tak źle. Najbardziej martwią ją losy syna, gdy nie będzie w stanie mu już pomagać. Bartuś tak niepotrzebnie traci pieniądze na to piwsko, ale jak tylko znajdzie pracę w biurze...
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt