Marek cz.I - Asocjacja
Proza » Inne » Marek cz.I
A A A

      Mój ojczym urodził się w październiku 1929 roku w Ulanowie. Pobrali się z Anką w czerwcu tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego szóstego.

      Ukończył Politechnikę Wrocławską. Zdobył tytuł magistra inżyniera. Podjął pracę w Miejskim Przedsiębiorstwie Robót Drogowych. Był świetnym fachowcem, nie wymagano od niego wstąpienia w szeregi popularnej partii, PZPR. Po kilku latach został zastępcą dyrektora. Anka wymusiła na nim rezygnację ze stanowiska, według niej, zbyt często nie przychodził na czas do domu. Spóźnienia nie przekraczały jednej godziny. W drugiej połowie lat sześćdziesiątych przeniósł się do Biura Projektów. Projektował drogi i mosty. Matematykę miał w jednym palcu, często pomagał mi w odrabianiu lekcji z tego przedmiotu.

Jego matka, Stanisława, długo nie mogła się pogodzić z tym, że syn ożenił się z kobietą z dwójką dzieci. Mieszkała w Dorohusku, daleko. Przyjeżdżała raz na dwa, trzy lata. Brat Marka, Adzik, mieszkał w Warszawie, z żoną Jadwigą i synem Pawłem. Nie odwiedzał nas. Siostra Marka, Basia, miła, spokojna dziewczyna, w pamięci mojej pozostała jakby zagubiona, nieobecna. Kiedy dowiedziała się, że była dzieckiem wojny, sierotą adoptowaną przez rodziców Marka, odsunęła się w cień. Miała córkę, rozwiodła się. Ostatni jej adres to Stargard. Ojciec Marka, Jan, zmarł w latach pięćdziesiątych na atak serca. W Dorohusku nie ma już jego grobu. Anka skutecznie ucinała wszelkie kontakty z rodziną Marka.
Odwiedziłam Warszawę. Z Markiem polecieliśmy do należącym do PLL LOT samolotem An-24, dwa miesiące po tragicznej katastrofie samolotu z tej serii w kwietniu 1969 roku na terenie Zawoi. Rozklekotani, ogłuszeni silnym hałasem pracy silników, szczęśliwie wylądowaliśmy. Poznałam stryjostwo. Ciocia, więźniarka obozu koncentracyjnego dla kobiet w Ravensbrück, niedługo potem zmarła.

      Miał poczucie humoru, uwielbiał dowcipy o Wąchocku. Zapisywał je w zeszycie. Mój syn, z każdą wizytą u niego, przywoził ich nieskończoną ilość. "Dlaczego kobiety w Wąchocku zakładają czarne majtki? - Żeby im się błona nie prześwietliła. A dlaczego mężczyźni foliowe gacie? - Bo pod folią szybciej rośnie."
W wolnych chwilach zwykle siedział przy stole w kuchni i godzinami stawiał pasjanse. Stare, brudne i tłuste karty zyskały miano placków. "Gdzie jest Marek, co robi?" "W kuchni, układa placki!" Nie chciał nowych kart. Z Anką, niekiedy miło spędzał czas przy garibaldce. Anka co rusz ustalała wygodne dla siebie zasady gry, oszukiwała. Szachrajce Marek dawał wygrywać.

      "Czy płynąłeś gniłą Obrą"? Już sam tytuł artykułu w tygodniku "Turysta" zachęcił Marka do kajakowania. Przygotowania do spływu spadły na jego barki. W sklepach turystycznych brakowało niezbędnego sprzętu albo, po prostu, koszty zakupu przekraczały przeznaczony na ten cel budżet. Zaczął od materacy. Kupił kilka metrów materiału harcerskiego. Nocami szył tunele, jeden tunel na jedną dętkę rowerową. Pomysł nie z tej ziemi! Wytrzymały kilka sezonów. Jeszcze lniane worki, woreczki, torby. To na sztućce, to na ubrania, to na materace, to na wszystko. Pochłonięty wizją turysty - wodniaka odżył, złapał wiatr. Zaraził mnie swoją pasją. Przez dziesięć lat (od 1959 roku) pokonywaliśmy leniwą rzekę, od Sławy Śląskiej do Skwierzyny, do ujścia Obry do Warty. Nauczył mnie pływać i łowić ryby "na kij", na wędkę zrobioną z leszczyny.
      Lipiec każdego roku odrywał nas od cywilizacji, nie słuchaliśmy radia, nie kupowali prasy. Po powrocie z wakacji pod koniec lipca 1963 roku Wrocław przywitał nas bielą i bandażami. Zaskoczenie. Przecież wychodziliśmy na ląd, robili zakupy, mijali ludzi. Nikt przez dwa tygodnie na Ziemi Lubuskiej nie pisnął słowa o sytuacji we Wrocławiu. Na dworcach stały miski wypełnione chloraminą do odkażania rąk. Kolejarze kierowali do punktów szczepień. Panowała epidemia ospy prawdziwej (czarnej). Bandażami nasączonymi chloraminą owinięto klamki wszystkich budynków użyteczności publicznej. Sklepy i domy mieszkańcy sami zabezpieczali. Punkty szczepień wyrosły jak grzyby po deszczu, gdzie okiem sięgnąć, co rusz, stały stoliki przykryte białymi prześcieradłami czy obrusami, przy których siedziały pielęgniarki i nawoływały do zaszczepienia się. Wydawały również świadectwa szczepienia, bez których nie można było się poruszać po mieście ani z niego wyjeżdżać. Miasto zostało odcięte od reszty kraju kordonem sanitarnym. Epidemię odwołano w połowie września.

      Nie komentował wydarzeń Marca 1968 roku. Przynosił codzienną prasę, "Gazetę Robotniczą" i "Słowo Polskie". Czytaliśmy nazwiska aresztowanych studentów. Na liście znalazł się jeden z moich kolegów, Zbyszek Fastnacht, późniejszy (od 1983 roku) wieloletni gospodarz schroniska PTTK "Na Śnieżniku". Marek nie zalecał mi wychodzenia na uczelnię. Ciekawość przeważyła. Być i nie uczestniczyć? Dołączyłam do ruchu studenckiego. Dostaliśmy ulotki. Zbieraliśmy podpisy pod petycjami do rządu, w których protestowano przeciwko ograniczeniom w kulturze i żądano przywrócenia przedstawień. Po trzy osoby wsiadaliśmy do taksówek. Taksówkarze nie pobierali opłat, wysadzali nas w bezpiecznych miejscach, czekali na powrót z akcji. "Zdejmijcie czapki, milicja bije studentów." - Mówili. Ulice opustoszały, pozasłaniano okna. I ta okropna cisza. Głucha. Chodziliśmy od bram do bram, od drzwi do drzwi. Ci, którzy odważyli się otworzyć, szybko odbierali ulotkę w milczeniu albo ściszonym głosem dziękowali. Nie chcieli rozmawiać, bali się. Kogo? Milicji? Sąsiadów? Aresztowań? Czekali na zmiany, jakie? Na takie, które zaczęły się już na początku stycznia w Czechosłowacji, kiedy to rozpoczął się okres politycznej liberalizacji, zwany później Praską Wiosną? Czy pójdziemy ich drogą reform, zbiorczo nazwanych "socjalizmem z ludzką twarzą"? Czy warto? Jakiego zakończenia oczekiwać, po której stronie stanąć? Czy w ogóle stanąć? Same niewiadome. Płochliwie zamykali drzwi, powoli, bez urazy. Stawaliśmy się niewidzialni. Wszechobecny strach sparaliżował miasto. W drodze powrotnej przywoziliśmy jedzenie, dary od taksówkarzy. Na uczelni, z gorączką organizacyjną, podniośle, hałaśliwie. Marek, z troską w oczach, słuchał moich sprawozdań z ważnych dla historii Wrocławia i kraju wydarzeń, niepokoił się o mnie. Czapki studenckie pokrywał kurz.


Europa Wschodnia przegapiła rewolucję. W nocy z 20 na 21 sierpnia 1968 roku rozpoczęła się operacja Dunaj – ponad 600 tysięcy żołnierzy radzieckich, polskich, węgierskich, bułgarskich i wschodnioniemieckich wkroczyło do Czechosłowacji. Od kwietnia 1969 roku Gustáv Husák, do niedawna zwolennik reform, rozpoczął brutalną neostalinowską „normalizację”.

      Komu są potrzebne wspomnienia, zapisy historii? Nikomu. W tym dniu nie zadaję pytań. Bo i po co? Komu? Plemionom Afryki? Marionetkom za szklanym ekranem? O zdrowych zmysłach Bóg takiego świata nie stworzył. Dziecko, wepchnięte w przedsionek piekła, właśnie kopniakiem wrzucają w ogień.

      Cała ta pisanina mnie wyczerpuje. Dla złapania oddechu, wieczorami czasami oglądam (jak mogę, to nie oglądam) telewizję. TLC, o spartaczonych operacjach plastycznych, CI Polsat, jak zabić z zimną krwią, CBS Reality, jak radzi sobie porucznik Joe Kenda. Jedynym efektem jest to, że chodzę późno spać. W nocy (zaznaczam, że odkąd zaczęłam pisać) biegnące myśli z szufladki do szufladki mózgu nie pozwalają na sekundę zmrużyć oka. Rozkładam przeszłość na czynniki pierwsze, porządkuję, hierarchizuję. Wyrzucam rzeczy, które nie mają wpływu na grawitację i kulistość ziemi. Bez nabrania dystansu coraz trudniej przyjdzie mi układać zdania bez nutki pompatyczności. Koszmar! Dwudziestoczterogodzinny.

      W tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym drugim roku, czwartego marca, w mieszkaniu Marków, grupka osób czekała na sygnał do wyjścia. O, rety! Do Urzędu Stanu Cywilnego. O, nie! Załamałam się. Poczucie bezsensu oddania wolności człowiekowi, którego nie zdążyłam dobrze poznać, przeszło w przygnębienie. Jak wcześniej wspomniałam, przez dwa lata narzeczeństwa widywaliśmy się sporadycznie, na domiar złego, studia ukończył z półrocznym opóźnieniem. Leniuch, homo ludens? Wolałabym zjeść pół kilograma gwoździ, niż dzisiaj wychodzić za mąż! Mój minorowy nastrój tłumaczono sobie zapewne tęsknotą po opuszczeniu domu. Nic bardziej mylnego! Od dawna chciałam wyrwać się ze szponów Anki! A teraz... Teraz patrzyłam na przyszłego małżonka zachowującego się jak pasażer, który zdążył na ostatni pociąg. Triumfował, panował, olśniewał. W takim wydaniu zobaczyłam go po raz pierwszy. Na pięć minut przed ślubem dopadły mnie wątpliwości, natychmiast musiałam wiedzieć, poważny to facet, a może wilk w owczej skórze? Na takie wyjaśnienia potrzebny jest czas a ja już go nie miałam.
      - Tatuś, nie chcę wychodzić za mąż - Marek popatrzył na mnie jakbym urwała się z choinki - rozmyśliłam się.
Moje zniechęcenie nie zrobiło na nim najmniejszego wrażenia.
      - Postanowiłaś o tym dużo wcześniej, od dzisiaj będziesz musiała ponosić konsekwencje wszystkich swoich życiowych decyzji.        - Hip hip hura! - Dodał mi odwagi.
      Spodziewałam się wdzięczności. Dotrzymałam obietnicy i skończyłam studia na jego nazwisko. Biblia nie zawraca sobie głowy wdzięcznością, wdzięczność nie funkcjonuje w żadnych dziedzinach życia, oprócz pustego słowa, a ja wołałam o pomoc, z wdzięczności? Śmieszne. Bóg pomaga tym, którzy sami sobie pomagają.
      Wyrwana z korzeniami z pierwszego gniazda, usuwana z listy obecności drugiego, z własnej woli stanęłam przed urzędnikiem USC. Z bagażem doświadczeń dwudziestotrzylatki, z nadzieją na trwały związek, po sakramentalnym "tak" nieoczekiwanie zobaczyłam jak sunę lotem ślizgowym do miejsca przeznaczenia. Czuj, czuj, czuwaj!
      - Zacznę od halsowania pod wiatr... - Podjęłam pierwszą samodzielną decyzję.
      Zwlekałam z udzieleniem sobie pierwszej pomocy. Ustawiała się kolejka. Życie generowało instrukcję obsługi Majki.


13 grudnia 1981 roku na terenie całej Polski wprowadzono stan wojenny.

26 kwietnia 1986 w elektrowni atomowej w Czarnobylu doszło do wybuchu wodoru, pożaru oraz rozprzestrzenienia się substancji promieniotwórczych.

Kolorowa tęcza nie przeniosła mnie w inny świat. Koziołek Matołek miał więcej szczęścia.

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Asocjacja · dnia 08.10.2018 10:59 · Czytań: 368 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 7
Komentarze
JOLA S. dnia 08.10.2018 14:01
Asocjacjo,
nie rozumiem. Czemu w inne. To po pierwsze. Po drugie mam po przeczytaniu tekstu w głowie bałagan, wydaje mi się, że to jest kontynuacja poprzednich opowiadań.
Rozjaśnij, proszę. :)
Nie spiesz się z odpowiedzią, pośpiech nikomu nie wychodzi na zdrowie.

Serdeczności, :)
Marek Adam Grabowski dnia 08.10.2018 14:56
Sam tytuł mnie zainteresował. Nie muszę chyba wyjaśniać dlaczego. Niestety zawiodłem się. Zarówno temat jak i opis są nudne. I nie każcie mi tu wchodzić w szczególny, czy podawać argumenty, gdyż tu nie ma żadnych konkretnych błędów, po prostu nie wciągnęło mnie to i tyle. I jeszcze jedna uwaga techniczna, która już raz tutaj podałem. Po enterze nie robimy spacji.
Asocjacja dnia 09.10.2018 22:08
Droga Jolu,
zapisuję wspomnienia (nie ma takiej zakładki na PP), chronologiczne ułożenie zdarzeń zajmie mi na pewno dużo czasu, część zapisków wykasuję, inne poprzeplatam rozdziałami, czekam na moment, kiedy pochylę się nad brulionem i krzyknę "Eureka!" albo brulion wyląduje w głębokiej szufladzie. Mam wiele obaw, żyjąca rodzina może nie wyrazić zgody... Jolu, to nie kontynuacja opowiadań, chociaż... Życie składa się z opowiadań... :) Twoje wątpliwości wyzwaniem dla mnie, nie ukrywam, ciężkim.
Pozdrawiam :)
Asocjacja

Miły Marku,
sama nie gustuję we wspomnieniach, zapisuję to dla syna, nie tylko moje przeżycia, staram się mu przekazać w jakich "ciekawych czasach" żyła jego matka. Po wielu latach szukamy wszyscy swojego drzewa genealogicznego, będzie miał jak znalazł.
Uwagi techniczne przyjmuję :)
Pozdrawiam :)
A
JOLA S. dnia 09.10.2018 22:16
Asocjacjo,
od początku było wiadomo, że pomysł jest wielkim wyzwaniem.
Potrzeba czasu i tyle. Znam to męczące uczucie, niedosyt.
Poradzisz sobie, a nam pozostaje uzbroić się w cierpliwość. Nie od razu Kraków zbudowano. :) :)

Pozdrawiam. :)
Asocjacja dnia 09.10.2018 22:23
Jolu, buziaczki, przytulanki, wszystkiego Naj, Naj, Naj! Kolorowych snów! :) :)
Usunięty dnia 12.10.2018 11:48
Przeczytałem, ale podobnie jak Marka nie za bardzo mnie to wciągnęło. Może dlatego, że to właśnie skierowane jest dla syna. I jako taką formę przyjmuję to niemal bezkrytycznie. Bo błędów tu praktycznie nie ma. W zasadzie zauważyłem tylko jeden - brak przecinka przed "a". A poza tym napisane bardzo dobrze.

Pozdrawiam
Asocjacja dnia 12.10.2018 21:33
Drogi Antoni,
dziękuję za wizytę, wkrótce zakończę to przynudzanie...
Zajrzę do Ciebie :)
Serdeczności
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
18/03/2024 19:06
Pliszko, Posłużyłaś się skrótami myślowymi, ale pełnymi… »
Jacek Londyn
18/03/2024 18:15
Trening czyni mistrza. Kolejna okazja, tym razem… »
valeria
18/03/2024 11:41
Piękne, już bielonych rzeczy nie spotykam już:) chyba w… »
mede_a
18/03/2024 10:45
Jak ja kocham te Twoje maluchy! Ajw- poezji pełna - pisz,… »
Kazjuno
17/03/2024 22:58
Ja miałem skojarzenie erotyczne, podobne do Mike 17. Jako… »
Kazjuno
17/03/2024 22:45
Co do Huty masz rację. To poniemiecka huta do końca wojny… »
ajw
17/03/2024 21:52
Zbysiu - piękne miałeś skojarzenia :) »
ajw
17/03/2024 21:50
Tak, to zdecydowanie wiersz na pożegnanie. Na szczęście nie… »
Gabriel G.
17/03/2024 19:52
Nie ukrywam czekam na kontynuację. To się pewnie za trzy -… »
Kazjuno
17/03/2024 16:40
Dzięki Gabrielu za krzepiący mnie komentarz. Piszę,… »
valeria
17/03/2024 15:17
Gotowanie to łatwizna, tylko chęci potrzebne :) »
Gabriel G.
17/03/2024 12:46
Kazjuno Jestem świeżo po lekturze wszystkich trzech części.… »
Jacek Londyn
17/03/2024 10:31
Proszę o chwilę cierpliwości. Zanim odpowiem na komentarze,… »
Kazjuno
17/03/2024 04:17
Czekamy z Optymilianem, ciekawi twojego odniesienia się do… »
Jacek Londyn
16/03/2024 12:26
Drodzy Koledzy po piórze. Dziękuję za komentarze. Jest mi… »
ShoutBox
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:43
  • Nie poezją ja, a prozaiczną prozą teraz, bo precyzję lubię: nie komentarzem, a wpisem w/na shoutboxie zaczęłam, a jak skończę, to nie potomni, a los lub inna siła zdecyduje/oceni.
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:32
  • Pliszko - nie! Dość milczenia! Dopóki żyjemy! A po nas krzyczeć będą "słowa", na karcie, na murze...
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:28
  • To, jak skończysz pozwól, że ocenią potomni. Zaczęłaś komentarzem... pozwól/daj nam możliwość byśmy i Ciebie komentowali - jedno "słowo", póżniej strofy...
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:20
  • ech, Zbigniew Szczypek, fajnie wszystko, wróżba jest, choć niedokończona, ale z tego, co pamiętam, to Makbet dobrze nie kończy ;)
  • pliszka
  • 05/03/2024 22:58
  • A reszta jest milczeniem...
Ostatnio widziani
Gości online:26
Najnowszy:pkruszy