Chodź! Zobaczymy co dzieję się w domu- odpowiadam, pomagając małej wstać. Tak bardzo boję się otworzyć drzwi żeby to sprawdzić….****
I znowu trzeba biec. Jak ja tego nie lubię. Brakuje mi tego spokoju. Chwili wytchnienia. Ale jeszcze nie teraz. Póki co mogę liczyć na codzienną rutynę. Rano szkoła, potem szpital, szybki obiad w przyszpitalnej stołówce, powrót do domu, lekcje, łóżko. Czasem jeszcze wieczorne rozmowy z mamą. Ale teraz zdarza się to niezwykle rzadko. Rodzice są zbyt zajęci Amelią. To ona teraz zawładnęła całym światem rodziców, zresztą moim też. Odkąd dwa lata temu zachorowała cały nasz świat stanął do góry nogami. Musiałam zaakceptować, że teraz spadłem na drugi plan. Teraz wszystkie moje plany marzenia, muszą poczekać, najważniejsza jest Amelia. Nie jest łatwo, ale czasem trzeba.
Dzisiaj znowu biegnę do szpitala, do mojej siostry, tuż przed szpitalem dzwoni telefon.
- Halo?
- Greta kiedy będziesz, muszę iść do pracy.
- Jestem pod szpitalem, będę za dwie minuty.
- Świetnie, to się pośpiesz, nie chce żeby Amelia była sama. Dzisiaj znowu miała gorączkę.
- Idę, mamo pamiętasz że dzisiaj w szkole jest zebranie?
- Tak mówiłaś, ale nie dam rady przyjść. Muszę załatwić parę rzeczy w pracy. Nie wyrobie się.
- To już kolejne zebranie na którym Cię nie ma. Wychowawczy zacznie się niepokoić.
- Jesteś już prawie dorosła, na następne spotkanie na pewno przyjdę.
- No dobrze- odparłam rozłączając się i otwierając ciężkie szpitalne drzwi. Nigdy nie myślałam że kiedykolwiek będę musiała tak często odwiedzać szpital. Zawsze starałam się omijać to miejsce szerokim łukiem. A teraz jestem tu codziennie, wszyscy mnie znają. Dzisiaj akurat omal nie popycham pani Ewki znajomej sprzątaczki.
- O witam kochanie, lecisz do Amelii?- pyta. Jej pytanie jest zupełnie zbędne, a mimo to codziennie je zadaje. A ja jakoś nie potrafię jej tego zabronić.
- Dzień dobry, tak muszę sprawdzić jak się miewa.
- Pozdrów ją Ode mnie.
- Pozdrowie, do zobaczenia- wolałam i podbiegam do windy tuż przed jej zamknięciem,w środku spotykam Antka, kolegę mojej siostry z pokoju. Wyzdrowiał jakiś miesiąc temu.
- Co ty tu robisz?- pytam.
- Przyszedłem odwiedzić dawne strony.
- Naprawdę?- pytam zdziwiona nigdy nie myślałam, że ktoś będzie chciał wracać do szpitala.
- Spędziłem tu kilka lat, mam tu wiele przyjaciół. Nie chcę ich tak po prostu zostawiać.
- No tak, rozumiem- odpowiadam chociaż takie myślenie jest dla mnie zupełnie obce.
- Ja tutaj wysiadam potem wpadnę do Amelii.
- Dobra, to do zobaczenia- zawołałam patrząc jak chłopak znika za drzwiami windy. Ja też chciałam jechać jak najdłużej,z dala od problemów i tych wszystkich chorych dzieciaków…
****
Nie chcę mi się wracać do domu, nie wiem co tam zastanę. Tylko zakupu sprawiają, że zapominam o moich wszystkich troskach. Dlatego też kupuję na umór. Dobrze, że mama ma kasę. Nie wyobrażam sobie chodzić w jakiś rzeczach z sieciówek. To mnie wyróżnia, zawsze mam coś czego nikt inny nie ma. Podoba mi się to. Idę powoli tą samą, dobrze mi znaną drogą. Dzisiaj pokłóciłam się z Milą. Stwierdziła, że jestem zapatrzona w siebie i na nikogo nie zwracam uwagi, a to nie moja wina że ona nie ma kasy. Ubiera się w rzeczy z lumpeksu i dziwi się, że ją krytykuje. Takie życie, nie masz kasy nie kupujesz.
- Celina dobrze, że cię widzę- słyszę znajomy głos. Upierdliwa sąsiadka w końcu mnie dopadła.
- Dzień dobry, kochanej sąsiadce- mówię że złośliwym uśmiechem.
- Dawno nie widziałam twojej mamy, wszystko u niej w porządku?
- Dziękuję, że pani pyta, mama miewa się świetnie- odpowiadam z trudem powstrzymując złośliwość.
- Może mogłabym was odwiedzić?
- Z tego co wiem to gospodarze zapraszają do siebie- odparłam mając już dość nachalne sąsiadki.
- Ah tak, twoja mama nie potrafiła Cię wychować, to ja będę musiała coś zrobić.
- Żegnam panią- mówię oschle i kieruję się w stronę naszego domu. Idę powoli, wiem że skoro mama nie wychodziła z domu to nie wróży nic dobrego. Od wczoraj nie pojawiałam się w domu. Spałam u Mili, po ostatniej kłótni po prostu wyszłam z domu. Mama nawet nie zadzwoniła zapytać się gdzie jestem, widocznie mało ją to obchodzi. Może to dobrze, dzięki temu mam więcej swobody. Przed wejściem do domu włączam jeszcze snapchata. Chcę pochwalić się zakupami. Wysyłam kilka zdjęć i przeglądam snapy od pozostałych. Jak na złość wszyscy wstawiają zdjęcia z rodzicami.
- Beznadzieja- krzyczę rzucając telefon o ziemię. Wiem, że dostanę Nowy, nie muszę się martwić, jednak to nie jest największy problem. Najbardziej boję się tego co zastanę w domu. A przecież w końcu muszę tam wejść tym bardziej, że moja kochana sąsiadka raczej spokoju mi nie da…