Nie ma ratunku dla mnie, nie ma ratunku dla Ciebie. Widzisz, że pozostał nam już tylko ściek, tylko rynsztok i koryto, tylko chlew i bagno.
Lecz to wszystko kontekst, mówią. To wszystko tylko kontekst. Dzieci w Afryce płaczą i głodne są?! Ach, cóż za wspaniały kontekst, zaiste monumentalny topos, archetyp wręcz klasyczny, sam pan przyzna, taki typowy, tak ładnie można go wykorzystać, tak się nim zabawić, tak go z innym połączyć, w innym świetle ukazać! To tylko kontekst! Wspaniały kontekst! Wybitna narracja! Można się zachwycić tym kontekstem, można podniecić się znów upadkiem świata, znów ponarzekać i zapłakać nad biedą i niesprawiedliwością...
Lecz to, że to jest kontekst, też jest jedynie kontekstem, więc i tym można się zachwycić! I tym można się podniecić, wzruszyć i na to ponarzekać, że współczesny świat takie tragedie jedynie jako kontekst traktuje, tak, widzi Pan jaki upadek obyczajów i moralności, wszystko się kończy, ludzkość, cywilizacja i kultura do zagłady wprost zmierza...I takie czasy Panie, taki Ser! Cóż począć? Po moim przykładzie najlepiej widać, jaki Ser dzisiaj mamy, wszak ja w tym Serze uwięziony jestem, ja z Sera tego pochodzę i widać po mnie jaki to Ser, tak, Panie, Ser ten wszystko jako kontekst każe traktować, nawet cierpienie biednych dzieci w Afryce! Widzi Pan, co za czasy!
Lecz i to kontekst! Tak w nieskończoność można kręcić się w zaklętym kręgu kontekstów, nigdy z niego nie wychodząc! Kontekst to kontekst, lecz i to kontekst! Wszystko to kontekst, narracja, ładny topos i archetyp, wspaniały wręcz materiał na powieść, film, opowiadanie, sztukę, piosenkę, obraz, rzeźbę! No doskonały! O biedzie dzieci w Afryce napisać symbolicznie, metaforycznie, w nowatorskim ujęciu i tak sławnym się stać! To Ci temat. To wielki temat, jak mówił Joe Strombel i dlatego powrócił, bo to ostatni gorący temat, więc nie zawiedź mnie, Sondra!
Bo to gra! Lecz nie prosta, o nie, to zabawa tylko dla obeznanych umysłów, dla wykształconych i zaznajomionych z kontekstami, archetypami i toposami. W co dziś zagramy? W czym odnajdziemy nawiązania do biednych dzieci w Afryce? No tak, bo on tutaj zmieszał biedne dzieci w Afryce z formą wziętą z amerykańskich filmów gangsterskich lat 30., do tego nawiązał jeszcze do Dostojewskiego, Arystotelesa i Nietzschego. Nietzsche jako biedne dziecko w Afryce! Ach, cóż za postmodernizm, wspaniały, cudowny, wybitny wręcz postmodernizm, wspaniały pastisz i parodia! Ale czego parodia? Biednych dzieci w Afryce? Dostojewskiego? Nietzschego? Ach nie, to nie Nietzschego, to niczego nie jest parodia, chodzi tylko o wybitne gry słów, o taniec kontekstów, o festiwal toposów i archetypów, o bal przebierańców, gdzie osioł ma głowę kozy, stopy jelenia, a pazury krokodyla, choć ten ostatni szczegół mogą zauważyć jedynie najbardziej spostrzegawczy, bo pazury krokodyla bardzo podobne do pazurów aligatora i kajmana. A w ogóle to te pazury są wprost nawiązaniem do pazurów z włosko-wiedeńskiej szkoły późnoklasycznego neopazurizmu lat 40., choć jednocześnie stanowią pastisz rozwiązań starogórnoburgundzkich z XVI wieku...
A i ja też sam dla siebie jestem kontekstem. Moje życie – kontekst. Moje uczucia – kontekst. Moje myśli, idee, poglądy – kontekst. Moje zachowania – kontekst. Wszystko to jest tylko jeszcze jedną narracją, wszystko to jest tylko kolejnym puzzlem, który można z innymi połączyć w jakimś dziele, wszystko to jest tematem na film, na książkę, na obraz! Ach, żeby ludzie wiedzieli jak typowo się zachowują! Żeby ludzie wiedzieli, jak czasem w stylu swym aż do przesady się zapędzają, tak, że Rzeczywistość zaczyna przypominać pastisz i parodię Filmu i Książki, tak, że aż trudno uwierzyć, że tak może być naprawdę, że oni tak na poważnie, że oni tak po prostu, zupełnie nie mając świadomości jak bardzo są stereotypowi, jak bardzo toposowi, archetypowi, kontekstowi i stylowi aż do przesady! Któż się bowiem spodziewa, że w życiu realnym film będzie oglądał albo książkę czytał? Któż się spodziewa, że zobaczy bohaterów literackich na żywo, naprawdę i to nie jak aktorów, którzy role wyznaczone grają, którzy udają z pełną świadomością, lecz jako normalnych, zwyczajnych, naprawdę istniejących ludzi, tak typowych w swym typie, tak odpowiadających stylowi, kontekstowi, toposowi i stereotypowi! Tak bardzo, że aż do przesady, tak bardzo, że wydaje się, że to specjalnie, że prowokują, że sami z tego śmiać się powinni, że hiperbolizują aby sparodiować, że nie można, nie można brać ich na poważnie!
A cóż to jest poważnie? Któż dzisiaj poważny jest? Kto poważnie cokolwiek traktuje? Kto na powagę się zdobywa? Jak odróżnić kiedy człowiek poważnie mówi, a kiedy tylko żartuje, parodiuje, przedrzeźnia i prowokuje, kiedy w szaty stylu, kontekstu i Formy się stroi, kiedy pastisz własną swą osobą tworzy? Czy jest jeszcze w ogóle jasna różnica i ostra granica pomiędzy mówieniem i czynieniem „na serio” a „żartem”? Czyż nie raczej do tego doszło, że wszystko jest gdzieś pośrodku, zmieszane, jakoby „pół żartem, pół serio”, że jest czymś trzecim, że nie wiadomo właściwie co jest prawdziwe w człowieku...
A bo jest w nim coś prawdziwego lub kiedykolwiek było? Co jest prawdziwe w człowieku? Który człowiek w człowieku jest prawdziwy, a który sztuczny, kiedy człowiek jest prawdziwy? Gdy wedle uczuć postępuje? Gdy wedle rozumu? Gdy wedle duszy? Gdzie człowiek się podział prawdziwy i naturalny?
Nie ma, nie ma, nie ma i nigdy nie było. Wszystko to sztuczne, wszystko to tylko części w człowieka zespolone. Wszystko to tylko role, maski, Formy i Normy, wszystko to tylko formy na ciasto, ale puste! Puste, gdyż nic w środku nie ma, wszystko to jedynie aktorstwo lepsze lub gorsze, wszystko to udawanie przed innymi i przed sobą samym, wszystko to popadanie w skrajności, aby mnie czasem do drugiej skrajności nie zaliczyli! I fascynowanie się własną radykalnością, podniecanie się odrealnieniem własnej skrajności, brnięcie dalej w absurd aż do parodii siebie samego, aż do parodii, ale jakże słusznej! Wszystko to uzasadnione, wszystko logicznie wynika, wszystko ładnie, pięknie!
I traktowanie siebie samego jako kontekstu, z siebie samego żartowanie, nie przestając jednocześnie sobą być...Dystans do siebie tak wielki, że sam sobą bawić się poczynasz, sam swoim stylem i skrajnością swoją grać, mieszać siebie z innymi kontekstami w tym wielkim filmie życia, w tej wielkiej powieści egzystencji, w tej niekończącej się rzekomo historii, w tej Wielkiej Narracji, w tej baśni, którejśmy bohaterami i autorami zarazem.
I bawienie się życiem swoim, bo cóż nam pozostało? Bawienie się ciałem swoim, bawienie się umysłem, bawienie ideami i stylami, bawienie i granie wszystkim, co nam w ręce wpadnie! Któż by się odważył dzisiaj na powagę? Nikt nie ma od-wagi na po-wagę, nikogo nie stać, żeby tak coś całkiem na serio...Dziś nawet życie oddaje się w kontekście, czyż zresztą zawsze się nie oddawało?
Cóż by z nas bowiem zostało, gdybyśmy nie mieli wszystkich tych masek, wszystkich tych ról narzuconych, wszystkich tych kontekstów podanych, wszystkich tych toposów, archetypów, stylów i typów? W co byśmy się odziali? Kim byśmy byli? Nikim przecież, nie byłoby nas w ogóle, nie wiedzielibyśmy, co robić nie tylko powinniśmy, ale również co robić chcemy. Nie byłoby nas, bośmy tylko worem tych kontekstów, bośmy jedynie zbiorem Form, kontekstów, ról i masek i niczym więcej, niczym więcej...Chyba że tylko ciałem, tym zbiorem atomów, tym marnym cielskiem zwierzęcym, nad którym chcemy mózgiem naszym, jaźnią naszą, umysłem naszym, wolą i duszą panować. Lecz przecież i to ciało to „my”, a raczej - żadna z części naszych nie jest „nami” bardziej niż inna. „Nas” w ogóle nie ma, jest tylko jakiś worek, jakaś zupa, jakaś mieszanka, jakiś wiecznie gotujący się wywar, jakaś kotłowanina nieprzyjaznych sobie sił, tłamszących się, przyduszających, wierzgających, kwiczących, bijących, kopiących, gryzących, drapiących, dziubiących się wzajemnie, nawzajem się wyzywających, poniżających, pogardzających i pogardzanych, nienawidzących się śmiertelnie, walczących ze sobą na śmierć i życie.
I cały świat na nasze podobieństwo, a może to my na podobieństwo świata, taką samą jest bulgoczącą zupą i wierzgającą kotłowaniną, gdzie wszystko ze sobą zmieszane wiecznie się skopuje i poniża, wiecznie jedno drugie sobie podporządkowuje, wiecznie jedno drugie tłamsi, pożera, niszczy i wykorzystuje. Jest więc hierarchia w tej zupie, hierarchia, która ciągle się zmienia, która ciągle jest poddawana próbie, której nieustannie muszą bronić ci, co stoją wyżej, aby mogli zachować swoje miejsce. Nieustająca Władza i nieustająca Nienawiść, wieczna Agresja i ciągła Walka, bezustanny Strach niższego przed wyższym, ale i wyższego przed niższym, ciągła potrzeba udowadniania swojej wyższości nad drugim. Nic innego na tym świecie nie było, nie ma i nie będzie, nic innego być nie może. Możecie to ubierać w piękne słowa i wzniosłe idee, możecie udawać, że to co innego, możecie próbować tworzyć utopie i realizować wspaniale wyglądające i naukowo opracowane projekty, ale Mur Rzeczywistości stać będzie nadal niewzruszony, a trupy śmiałych reformatorów i ich ofiar legną pod nim, zgniją, zbutwieją i znikną i nawet pamięć po nich nie pozostanie, każdy ślad ich w końcu się zatrze, każde ich dzieło zamieni się w kupkę popiołu, którą wiatr rozwieje.
A my tylko śmiać się z tego możemy i śmiechem zakrywać to Przerażenie, ten Strach nasz, tą brutalność świata tego, ale czy się uda? Czy można śmiechem naćpywać się, śmiechem uśmierzać Ból, Strach i Smutek? Czy zdolny jest Śmiech to uczynić? Czy zabawy nasze, wszystkie te gierki i zgadywanki, wszystkie tańce i hulanki są w stanie tego dokonać?
A może Śmiech ten, a może wszystkie te Gry i Zabawy są tylko jeszcze jednym wyrazem tej naszej Nienawiści, tego Bólu, tej Żądzy Władzy, tego Smutku i Strachu?
Ale śmiać się możemy, tak, możemy bawić się wśród kości wyschłych, wśród ruin i pogorzelisk, wśród gór popiołu, które wiatr rozmiata, możemy rzucać się zgniłym mięsem i w piłkę grać psującymi się głowami, wokół których muchy krążą. Możemy śmiać się z tej Brutalności świata, z tych Zasad jego bezwzględnych, z jego okrucieństwa, ze wszystkiego tego, co wzbudza Strach nasz i Smutek...Możemy śmiać się przez łzy, śmiać się śmiechem smutnym w samotni naszej, kipiąc z Nienawiści, ciągle wewnętrznie wierzgając, ciągle wewnętrznie sami siebie nienawidząc, sami z sobą walcząc...Nie, nie sami z sobą, bo nas nie ma! To tylko jedna z części naszych drugą kopie, to jeden kontekst z drugim się gryzie, to jeden kontekst drugi przydusza, to jeden topos drugi roztrzaskuje o ścianę...Tylko tyle i cóż z tego? Cóż można zrobić? Cóż jeżeli nie Śmiechem wybuchnąć na to wszystko, Śmiechem starać się wszystko to zapić, Śmiechem wszystko uleczyć i Ból uśmierzyć, Śmiechem rany zagoić choćby na chwilę, zanim Ból powróci ze zdwojoną siłą, zanim Smutek znów uderzy, a Nienawiść części szarpać Cię zacznie, rozszarpywać, rozrywać na części, zanim poczujesz znów jak jedna część, z której się składasz drugą tłamsi i pokonać się stara...Zanim to się stanie śmiać się możesz, ironizować, kpić i parodiować, możesz bawić się i tańczyć na grobach Twoich idei i złudzeń, na grobach utopii, na grobach świata tego, który nigdy nie był żywy, gdyż ciągle po trupach dąży do celu, którego nie ma...Są tylko trupy, jest Walka, jest Władza, jest Nienawiść, ale cel? Jakiż cel realny? Cel ucieka wiecznie przed Tobą, Cel złapać się nie daje, gdy tylko wydaje Ci się, że już, już go osiągnąłeś, on wyrywa się Tobie i ucieka, i gna do przodu, aż w końcu widzisz, jak w przepaść zlatuje, jak kości jego gniją, jak kolejny grób zapada się i zarasta zielskiem, jak ciało jego robactwo pożera, nie zostawiając nawet kawałeczka, nawet okruszyny...
To też jest kontekst. Kontekst nad kontekstami i wszystko kontekst.
Hola, hola, hola! Żeś się Pan zapędził w tym pesymizmie aż w optymizm! A zaiste wspaniale by było, gdyby wszystko sensu ani celu nie miało, ale tak dobrze to nie ma! Nie ma tak dobrze, żeby było aż tak źle! Nie ma tak dobrze, gdyż właśnie jest jakiś sens i cel i to nie jest pocieszające...Bo jeżeli jest cel, to istnieje też droga do celu, ale istnieją też drogi doń nieprowadzące, bo jeżeli jest sens, to można zrobić coś, co sensu jest pozbawione...Ale jeżeli nie byłoby sensu ani celu nic, to wszystko można by było robić, co się żywnie każdemu spodoba, bo nic by ani sensu, ani celu nie miało, nic by sensownym ani bezsensownym, złym ani dobrym nazwać nie sposób było...Bo jeżeli nic nie ma sensu, to sens ma zarazem wszystko, jeżeli wszystko jest bezcelowe, to nic nie jest bezcelowe, lecz wszystko jest poza sensem i celem, poza dobrem i złem. Ale o tym też już tu było...O, zaiste jakże to ciekawe, że istnienie jest różnicą! Bo gdyby wszystko było takie samo, to przecież nic by istnieć nie mogło! Ale o tym też już było na innym miejscu, nie będę przecież tu powtarzał tego, co gdzie indziej pisałem w innym celu, tonacji i stylu, nie będę, choć przecież już powtórzyłem, powtarzam i siłą rzeczy zapewne jeszcze powtórzę, zaś rzeczą tą, której siłą to się stanie jest to, że części, które na mnie się składają, wzajemnie się przeplatają, mieszają i powtarzają...
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt