Jakże to leniwe popołudnie, wszyscy już świętują. I tak jest od wczoraj, jednak gdy dotarłem było już zbyt późno aby włączać się w cokolwiek, pozostały tylko rozproszone dźwięki nadchodzących wolnym krokiem dni rozpusty lub pokuty lub jednego i drugiego. Szkoda, że nie jestem głuchy. Z drugiej strony tutaj, na Wołyniu, kiedy budzi cię o trzeciej rano dźwięk toczącej się chodnikiem flaszki nie oznacza to nic ponad to, że toczy się chodnikiem flaszka. Skoro słyszysz - znaczy więc, że najprawdopodobniej jeszcze żyjesz, nic poza tym. Miasto również żyje i w ten sposób to komunikuje. Nie ma czym i o co się zniesmaczać, czy to Dzień Niezależności czy Zielone Świątki czy też Boże Narodzenie.
Równe, które wcale nie jest równe. Nazwa taka sama trafna jakby nazwać Szczecin Nowym Jorkiem. Swego czasu ważny (choć prowincjonalny) węzeł komunikacyjny i magnacka rezydencja, dziś już tylko dziura gdzieś po drodze do stolicy. Równe, zgodnie z nazwą, położone jest na wzgórzach i pagórach wyłażących nie wiadomo skąd. Nie ma tutaj chyba żadnej drogi prowadzącej z A do B po płaskim: tak naprawdę wszędzie jest pod górkę. Małą ulgę może poczuć taki, co zamieszka w położonym na północno-wschodnim krańcu miasta, posowieckim klocku, zwanym tu hotelem Turyst. Ale tylko wówczas, kiedy swą aktywność zechce ograniczyć do bazaru tuż za rogiem i przybytku nazywającego się "Weranda" parę kroków dalej. Jeśli jednak ów turysta zechce wybrać się gdzieś dalej aby coś zobaczyć, bardzo prędko się przekona co oznacza na Wołyniu "równe". I nie chodzi mi tu tylko o pagóry, które trzeba zdobyć. Nie wiem jak to wyglądało w Drugiej Rzeczypospolitej jednak zmorę posowieckich miast - te cholerne, krzywe płyty chodnikowe lub wylany na chybcika asfalt - znam aż nadto dobrze. Dzisiaj jednak Równe wymieniło koszmar dni Chruszczowa i Breżniewa na swój własny, ukraiński, datujący się na przełom lat dziewięćdziesiątych i obecnych, dwutysięcznych. Krzywe płyty chodnikowe zastąpiła - równie krzywa oraz równie bylejaka - położona wszędzie, straszna kostka Bauma. Duże piwo temu, kto przespaceruje przez to miasto bez jednego choćby fałszywego kroku, szczęku szczęki, bólu atakowanego kręgosłupa albo chociaż ugryzienia się znienacka w język. Gorsze nawet jest schodzenie niż wchodzenie. Gleba murowana temu, kto niedostatecznie był przygotowany na spotkanie z Dziurą.
A na każdym rogu improwizowany bazar, gdzie nabędziesz jajko, parę gaci, złoty sygnet lub kałacha. Plus te nijak się mające do rzeczywistości, rozkrzyczane i majtkowe farby, którym oddał się co drugi parter. Plus ten klub dla "dżentelmenów"; klub z którego słychać ciągły ryk muzyki i wspomnianych dżentelmenów, przetykany odgłosami raptownego pawia i następującym po nim rechotaniem towarzyszy albo towarzyszek nieszczęśników... Mógłbym pastwić się do rana nad nierównym Równym - tylko po co?
No bo sam się sobie dziwię, że tak znęcam się nad tym jałowym miastem. Nie ma ono nic do zaoferowania. Z sentymentów pozostały gruzy, które posłużyły jako teren pod chruszczowki - obrzydliwe, niehumanitarne klatki do mieszkania, dzisiaj również w gruzach. Te chruszczowki budowano od Krystynopola aż po Władywostok, wszędzie takie same, wszędzie równie obrzydliwe. Zastawiono nimi także Równe. Kościół zdekapitowano, usuwając dumne wieże - dzisiaj jego kikut działa jako music hall gdzie zderza się kultura wyższa z przaśną codziennością Ukrainy. Przetrwał stary cmentarz legionistów, co powstrzymywali Budionnego, ze trzy wille i dwie synagogi. Po co komu jednak dzisiaj w Równem synagogi skoro Żydów, których żyło tutaj więcej niż Polaków i Rusinów razem wziętych, wywieziono do Sosenek tuż pod miastem i wymordowano... Z Polakami los nie obszedł się ciekawiej - ci, co uniknęli deportacji i wagonów lat 40 i 41, już dwa lata później stali się zwierzyną łowną dla bandytów z UPA. W Równem właśnie był punkt zborny dla tych, którzy uciekali z wiosek i miasteczek przed niechybną śmiercią. Prawie dwa tysiące z nich wyrżnęła UPA na jesieni tego roku morderstw, większość ocalonych wywieziono zaś do Rzeszy na bezpłatny arbajt. Już rok później kropkę nad tym krzywym "I" dodała Armia "Sprzymierzeńców". Na ruinach sentymentów zbudowano las chruszczowek, które dziś wołają wielkim głosem o pirotechników i zrównanie z ziemią. Zaorano dawne farmy osadnicze, obniżono kościół i wylano asfalt albo położono płyty tam gdzie jeszcze wczoraj krew wsiąkała w ziemię. Pałac Lubomirskich zaś zwyczajnie rozebrano. Tam, gdzie dziś do nieba wznosi dłoń Szewczenko, przez dziesięciolecia straszył Lenin - wymienili się miejscami. Taras wrócił ze śmietnika a Włodzimierz Iljicz na ten śmietnik zasłużenie trafił. Zaś w zatęchłym garnizonie na zachodnich krańcach Przeimperium, gdzie niejaki Suworow nauczył się Akwarium, stacjonują dziś bohaterowie Niezależnej Ukrainy, te chłopaki, które bronią współczesnego świata przed Stalinem naszych czasów. Jakie czasy, taki Stalin lecz mechanizm się nie zmienił: dzisiaj jeszcze włóczą się po mieście, piją wódkę, podrywają chętne do podrywu laski i śpiewają wniebogłosy - jutro będą pewnie już daleko stąd, na wschodzie. Tydzień później będą walczyć a za miesiąc albo dwa już może ich nie będzie wcale.
Równe bardzo jest nierówne.
Chodzę po skażonej ziemi. Ziemi pożądanej i przeklętej. Ziemi, gdzie na każdym kroku woła do mnie krew i zapomnienie. I nieważne, że to miasto jakich wiele, i nieważne, że dziewczyny są tu ładne tak jak wszędzie, i nieważne, że wśród tych chodników i śmietników dzieci bawią się tak samo jak na całym świecie. Nie potrafię się przekonać do Równego. Jest nierówne. Chyba zawsze takie było.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt