Niby prosty wiersz (tak niektórzy komentatorzy mówią), a tak naprawdę – nie wiem, o co chodzi narratorowi wygłaszającemu słowa wiersza. Czy on wątpi w siebie? Czy to, o czym mówi jest prawdą? Mam mieszane odczucia.
Początek pierwszego wersu zasugerował mi, że tytuł jest opcją, że mam prawo wyboru - „każda” albo „żadna”.
Opcja pierwsza, znana, o charakterze religijnym (biblijnym): Każda krzywda, którą świadomie wyrządziłeś drzewu, biedronce, psu, człowiekowi – zwróci się przeciwko tobie.
Opcja druga, choć brzmi nieprawdziwie, to jest blisko życia: Żadna krzywda, którą świadomie wyrządziłeś (…) – (nie) zwróci się przeciwko tobie.
Żadna z wymienionych opcji nie jest prawdą absolutną. Obie zawierają fałsz. Pierwsza, opiera się na wierze w Boga. Nawet jeśli nie „zwróci się przeciwko tobie” za życia, to zostaniesz z niej rozliczony po śmierci. Druga opcja opiera się na wierze w człowieka. Możemy wierzyć lub nie, w to, co mówi krzywdziciel. Możemy wątpić w jego brak poczucia winy, nieobecność wyrzutów sumienia. Słowo „żadna”, w drugiej opcji, nie pasuje, bo wiadomo z życia, że są takie krzywdy, które „zwracają się przeciwko tobie”, ale są też takie, o których krzywdziciele zapominają, żyjąc w dostatku i szczęściu do końca swoich dni.
Moim zdaniem – ani „każda”, ani „żadna” nie pasuje do treści wiersza. Być może źle odczytuję tę grę znaczeniową w tytule.
Nie mogę zgodzić się z pouczaniem narratora, że „krzywda, którą świadomie wyrządziłeś” zwróci się nagle, „spadnie jak grom”, „zadławi niespodziewanie”. Zapewne - w niektórych przypadkach - tak właśnie będzie, tak się „zwróci”. Mam jednak wątpliwości. Czasami krzywdziciel męczy się przez całe życie z wyrzutami sumienia, czasami stopniowo (wcale nie nagle) przyswaja poczucie krzywdy, grzęźnie coraz bardziej w przeszłości, szukając jakiegoś ładu, myśląc o zadośćuczynieniu. Upraszczanie dla celów dydaktycznych nie brzmi zbyt dobrze.
Jeszcze jedna wątpliwość. Nie stawiam siebie w roli eksperta, bo nim zdecydowanie nie jestem i nie mogę być.
Tkliwość, wrażliwość, czułość, miłość - to jest coś, co nie jest we mnie raz na zawsze utkane, nie jest skończone, wykształcone do końca.
W szkołach, obok matematyki, fizyki i biologii, nie ma takich przedmiotów jak wrażliwość i tkliwość. To prawda, ale czy w szkole (i w innych miejscach) człowiek nie „uczy się” czułości, serdeczności, delikatności, miłości…? Czy myślisz, że to jest w nas zakodowane przez Boga, i tylko możemy z tego korzystać w bardziej lub mniej uświadomiony sposób? A może jest to utkane ewolucją (i wciąż tkane)? Jeśli tak, to może mamy na to jakiś wpływ, może można się tego w jakimś sensie uczyć?
Trzy pierwsze strofy to w istocie jedno zdanie z nienaganną interpunkcją (jednak bez dużej litery w pierwszym słowie). Zastanawiam się nad kropką po słowie „głupi”. Ona wyrzuca orzeczenie poza to rozbudowane zdanie (rozpięte na trzech strofach). Jak sądzę, orzeczeniem jest czynność „zwróci się”, która jest orzeczeniem następnego zdania z domyślnym podmiotem zdania „krzywda”. Czy zamiast kropki po słowie „głupi” nie powinien wystąpić przecinek? Pewnie nie rozumiem tego przestankowania (połączonego z brakiem dużych liter), modnego kiedyś.
I jeszcze w kwestii zmieszania… Pajęczyna, jak sama nazwa sugeruje – to głównie nici pająków, wzbudza różne skojarzenia. Może być pułapką dla „niewinnych” zwierząt. Metaforyzując, można powiedzieć, że wrażliwość utkana z „niezwykłej nici”, z „najcenniejszego tworzywa”, może zabić. Czyjaś wrażliwość – jak podpowiada to porównanie z wiersza – może być siecią łowną, pułapką dla innych, może wyrządzić krzywdę.
Być może są to zbyt daleko idące dywagacje z mojej strony, ale chyba uprawnione.
Pozdrawiam.