Pokój ucieczki - Carvedilol
Proza » Inne » Pokój ucieczki
A A A

 

                                                              Pokój ucieczki
 
                                                              Teraz, 2018
 
  Jolanta zamknęła drzwi. Odetchnęła z ulgą, że ma to już za sobą. Ireneusz był jej mężem, ale przez ostatnie miesiące miała wrażenie, że opiekuje się dwójką maluchów. I to Ireneusz stanowił prawdziwe wyzwanie, nie Kacper. Pamiętała dokładnie ten dzień sprzed dwóch lat, kiedy wróciła po pracy do domu. Mąż siedział z rękami na udach, wpatrując się tępo w ścianę. Początkowo myślała, że żartuje, ale kiedy żadnym gestem nie zareagował na słowne zaczepki, ani na szturchnięcie, a potem potrząsanie, wpadła w panikę. Później były setki badań, konsultacji, aż trafił do zakładu, jako stan kataleptyczny. Przez dwa lata był żywą kukłą, zastygłą w pozycji, którą mu nadano. Lekarze mówili na to „giętkość woskowa”. Katatonia. Najbardziej znienawidzone przez nią słowo.
 Ulubioną pozycją Irka była ta, w której go znalazła. Przychodziła tak często, jak mogła, karmiła go, rozmawiała z nim, przewijała i myła niczym małe dziecko. Kiedy na świat przyszło ich własne, wizyty siłą rzeczy stały się rzadsze. Czasami nie miała już siły. Zdarzało się jej wykrzyczeć cały ból, żal, a nawet uderzyć go w przypływie gniewu. Ireneusz nawet po tych wybuchach nadal siedział sztywny z nic niewidzącym wzrokiem. A ona pełna wyrzutów sumienia wypłakiwała wszystko w samotności.
 
 Ignacy zamknął za sobą drzwi. Jeszcze tylko dwóch świrów mu zostało i przerwa na drugie śniadanie. Tutaj pójdzie szybko. Irek to przynajmniej spokojny gość. Odkąd go przywieźli, nie wykonał żadnego ruchu. Jak się go położyło na łóżku, leżał w takiej pozycji do następnej zmiany, doktorzy kazali go co rano sadzać na krześle i co godzinę-dwie zmieniać pozycję. Ale personelu było mało, więc mało kto tego przestrzegał. Ani jakoś specjalnie nie pilnował.
 Ignacy zbliżył się do zakratowanego okna. Wpuści trochę powietrza. Kiedy się odwrócił, jego powolny mózg zdołał dostrzec jakąś zmianę na wózku z lekami. Zanim jednak przetworzył informację, igła została mocno wbita w mięsień uda i gwałtownie opróżniona. Wrzasnął i szarpnął się. Pacjent stał obok i zdążył uchylić się przed ciosem. Następnego Ignacy nie zdążył już wyprowadzić, bo runął nieprzytomny na podłogę. Krzyk i hałas nikogo nie zaalarmował. Nie takie wrzaski były tu na porządku dziennym.
 Ireneusz szybko ocenił sytuację. Przebrał się w ciuchy śpiącego pracownika szpitala, szczelnie zapinając kitel. Na szczęście przy kluczach na zawieszce był numer szafki. Zanim się zorientują, powinien być już na wolności. Dobrze, że Jolka i rehabilitanci nie pozwalali mięśniom całkowicie zastygnąć. Da radę wypełnić misję.
 
                                                               Dwa lata przed, 2016
 
  Palce Ireneusza zastygły w powietrzu nad klawiaturą komputera. Poczuł jakby odór zgnilizny i czyjąś obecność w pokoju. Powoli odwrócił się i na widok tego czegoś w rogu ze strachu aż odrzuciło go z fotelem pod regał. Z przerażania nie zdołał wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
  Postać była potężna. Ponad dwa metry wzrostu, prawie sięgała sufitu. W górnej części wyodrębniała się jakby głowa, nieco owalna, wielkości sporej dyni. Poniżej odchodził ciągnący się do ziemi korpus, rozszerzający się nieco na boki, niczym stożek, lub poły płaszcza. W centralnej części głowy znajdowała się szczelina. Niewielka, prostokątna z około dwucentymetrowymi wypustkami, przypominającymi złote i srebrne sztabki, ułożone niesymetrycznie, tworząc groteskowy obraz szczerbatych ust.
  Nie to jednak było najstraszniejsze. Postać nie poruszała się, ale cała tętniła życiem. Stanowiła jedno wielkie kłębowisko robali, przypominających dżdżownice, tylko ciemnoczerwone. Były one w nieustannym ruchu, to zagłębiając się, to wynurzając spomiędzy sąsiednich. Obrzydliwe, i gdyby nie porażający strach, Ireneusz pewnie by zwymiotował.
 Nagle potwór odezwał się. Chociaż szczelina nie poruszyła się, mężczyzna skulony na fotelu usłyszał zrozumiałe słowa.
­– W końcu do ciebie dotarłem – rzekło to „coś”. – Nie mam zbyt wiele czasu, więc przekażę tylko to, co musisz wiedzieć.
 Ireneusz tępo wpatrywał się w poruszające się robale, nie dowierzając własnym zmysłom.
– Pochodzę z odległego układu gwiezdnego. Wasza prymitywna cywilizacja wie bardzo mało na temat wszechświata. Jesteście jeszcze w powijakach. – Głos był głuchy i niski. – Niestety, mieliście pecha i to na waszej planecie ukrył się jeden ze zbiegów z mojej społeczności. Wymaga pilnej anihilacji, jego geny muszą zostać zniszczone. Udało mu się jednak przybrać waszą postać. Rozumiesz to, ludzki robaku?
 Ireneusz kiwnął głową. Potaknąłby chyba odruchowo na każde pytanie.
– Dzieli nas jednak zbyt duża odległość, więc zanim moi niszczyciele dotrą na twoją planetę, będzie za późno. Dlatego ty musisz to zrobić. Musisz zabić wroga.
– Ja? Jak? Kogo? – Plątał się mężczyzna, ciągle nieumiejący zracjonalizować tego, co się działo.
– Wróg przybrał postać ludzką. To twoja ziemska żona. Musisz ją zabić. Inaczej dotknie cię zemsta.
 Ireneusz jakby na chwilę oprzytomniał. Dotarło do niego, czego żąda od niego stwór. Przemógł strach i w nagłym przypływie heroizmu, złapał stojącą obok lampę i zaatakował. Ta pseudo broń przecięła ze świstem powietrze, zagłębiając się w korpus, aż zatrzymała się z hukiem na ścianie za nim.
– He! He! He! – Zabrzmiało ze szczeliny. – Naprawdę jesteście aż tak głupi? Gdybym mógł osobiście stawić się na waszej nędznej planecie, nie potrzebowałbym pomocy. Widzisz tylko moją hologramową projekcję myśli.
 Ireneusz skurczył się ze strachu w pozycji płodowej na podłodze.
– Za tą próbę ataku zostaniesz ukarany. – Padło zimnym głosem od strony istoty. ­– I albo zrobisz, co ci kazałem albo kara będzie dożywotnia. Wrócę za chwilę. Dla ciebie będzie to dwa lata. Dwa lata, a później dostaniesz czas do zachodu waszego słońca, żeby wykonać zadanie. Pamiętaj, dwa lata… Dwa lata…
 
                                                              Dwa lata po, 2020
 
  Mateusz wykonywał zamaszyste ruchy miotłą. Jeszcze jeden poziom i będzie fajrant. Biorąc pod uwagę jego przeszłość, to cud, że udało mu się dostać jakąś pracę. Sprzątanie w psychiatryku to nie był szczyt marzeń, ale żadna praca nie hańbi. Poza tym, to zwyrodnialce z tego piętra powinny być w więzieniu, nie takie płotki jak on. A jakieś konowały orzekły niepoczytalność i teraz trzymają ich tutaj, zamiast wsadzić do prawdziwych cel. Tam sprawy z niektórymi załatwiliby lepiej niż sądy.
 Mateusz zatrzymał się przy jednych drzwiach i zerknął przez wizjer. Ten tutaj to chyba prawdziwy świr. Zamordował własną żonę, a potem podobno zastygł jak posąg. Tak mówią klawisze. I faktycznie, ile razy by Mateusz nie spojrzał i jak długo by nie patrzył, chłop nawet nie mrugnął. Jak kukła jakaś. Manekin, tylko że żywy. Podobno już wcześniej taki był. To znaczy, zanim żonę utłukł.
 Oddalił się, nucąc coś fałszywie pod nosem, gdy nagle stanął jak wryty. Znał tutaj wszystkich, ale ten głos słyszał po raz pierwszy. Dobiegał z celi świra-kukły.
 Rzucił narzędzie pracy i dopadł do wizjera. Faktycznie, facet ożył. Gadał coś, machał rękami, jakby się tłumaczył, a nawet… błagał o litość. Mateusz skierował wzrok w miejsce, do którego przemawiał pacjent. Popatrzył i oniemiał.
 
  Ireneusz po raz drugi wybudził się z katatonii. Pamiętał doskonale każdą sekundę, wszystkie wlokły się niemiłosiernie. A on nie mógł wykonać żadnego gestu. Srał pod siebie, karmili go jak dziecko i traktowali jak debila. A on miał cały czas pełną świadomość. To kara, która go spotkała. Pierwsza za atak lampą, druga za niewykonanie zadania do końca.
– Czy wy ludzie jesteście tak pozbawieni rozumu?! – Grzmiał potwór, a robale zaczęły poruszać się szybciej. – Przecież on już przekazał geny. Trzeba było zabić także dziecko!
– Tak jest. Dziecko. To wszystko jego wina. – Kajał się Ireneusz. – Naprawię to. Tym razem ostatecznie.
– Widzę, że kara poskutkowała. – Kolos brzmiał jak zwykle zimno i głucho. – Następna będzie jeszcze bardziej dotkliwa.
– Nie będzie potrzeby. – Mężczyzna prawie płakał. – Nie będzie potrzeby.
 
                                                   Dwa lata i dziesięć minut przed, 2016
 
 Ireneusz walił w klawisze. Jak ona mogła! Jak mogła być taką idiotką!
  Próbował się uspokoić i skupić na pracy, jednak bezskutecznie. Przecież nie tak to miało wyglądać. Wszystko zaplanował. Najpierw miał wydać książkę. Dziecko za dwa lata. Tak trudno było jej to pojąć? Zawsze trzymał się planu, inaczej dopadał go napad nerwicy. A ona przychodzi uśmiechnięta i mówi, że jest w ciąży. W pierwszym odruchu myślał, że ją udusi. Potem kazał jej usunąć. Przecież ustalili, że dziecko dopiero za dwa lata.
 Teraz terminy go goniły, a on nie mógł się skoncentrować na pisaniu. W głowie miał całe dzieło, ale nie potrafił go przelać na odpowiednie słowa. Nowa saga, coś jak „Gra o tron”, tylko przeniesiona w odległą przyszłość intergalaktyczną. Wyda książkę, to skupi się na rodzinie, teraz nie ma miejsca w jego planie na dziecko. Nie ma i już!
 Ze złością zaczął pisać, ale tylko bełkot pojawiał się na ekranie monitora. Nie chcę! Nie chcę! Nie chcę! A potem przeróżne znaki bez ładu i składu, aż zatrzymał się na trzeciej stronie A4.
  Coś tu jest nie tak. Poczuł odór zgnilizny i zawiesił palce na klawiaturą. Miał wrażenie, że ktoś tu jeszcze jest.
 
                                                      Dwa lata po, 2020
 
 Mateusz przeniósł wzrok na lewo od świra i oniemiał. Jego wzrok trafił na pustkę.
 
 
 
 

 

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Carvedilol · dnia 10.01.2019 13:00 · Czytań: 544 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 12
Komentarze
Marek Adam Grabowski dnia 11.01.2019 11:09
Choroby psychiczne to ciężka sprawa. Temat można by było nieco rozbudować, ale i tak uważam, że fabuła jest ciekawa.

pozdrawiam
Carvedilol dnia 11.01.2019 13:06
Marek Adam Grabowski - dzięki za przeczytanie i komentarz

To taki mój eksperyment z konwencją, początkowo miał być jeszcze krótszy ale jakoś tak się rozciągnął
Cieszę się, że się spodobało

Pozdrawiam
retro dnia 11.01.2019 18:47 Ocena: Bardzo dobre
Cześć, Carvedilol, dobrze wykombinowane i przeskoki czasowe i pętla. Unikam horrorów, ale twoje pisanie jest takie, że zacząwszy nie można nie doczytać do końca. Potrafisz stworzyć klimat grozy. Świetnie sobie poradziłeś ze spójnością fabuły, pomimo retrospekcji. Zakończenie przewidywalne, ale nie ujmuje to zanadto całości.

Pozdrawiam,
R.
Usunięty dnia 12.01.2019 10:26
Jedna uwaga techniczna - o ile się nie mylę, chorujący na schizoidalne urojenia, itp nie może mieć nerwicy, tylko psychozę. To wynika z konstrukcji psychiki. Ale to drobiazg.
A tak mi się tekst podobał, choć osobiście zmieniłbym postać kosmity na bardziej podobnego do ludzi. I przez to, że bohater tak szybko trafia do wariatkowa, końcówka jest mocno przewidywalna.

Pozdrawiam.
Kemilk dnia 12.01.2019 10:33
Opowiadanie można by znacznie rozbudować. Starałbym się także pokazać jego działania, tj zabicie żony. Można by to ukazać urywane, wymieszane z jego myślami,by nie było zbyt brutalne. A koniec zrobiłbym odwrotny.
"Mateusz przeniósł wzrok na lewo od świra i oniemiał. Obok niego widniała sylwetka przerażającej istoty."
Dlaczego twój bohater ma być świrem ?
Pozdrawiam.
Carvedilol dnia 12.01.2019 14:50
retro AntoniGrycuk Kemlik - dzięki za przeczytanie i komentarze
Tradycyjnie jak mój tekst ląduje na dolnej półce dostaję więcej wpisów, heh

Antoni - masz rację, to nie nerwica, raczej jakiś aspergeropodobny zespół - gość ma wszystko poukładane i każde odstępstwo od planu doprowadza do szału, a dlaczego kosmita? Bo Ireneusz sam pisze o kosmitach i tak się na nich ufiksował

Kemlik - końcówka taka, żeby jednak ktoś nie pomyślał, że to sf, tekst pisałem z myślą o zaburzeniach psychicznych, kiedy główny bohater dowiaduje się, że ma zostać ojciec wbrew planom, budzi się w nim zła cząstka, chęć jest żona, jednak ta dobra część podejmuje walkę - stąd symboliczne choć nieskuteczne zaatakowanie potwora, a potem ucieczka przed zbrodnią w katatonię, jednak choroba wygrywa, a cały ten kosmiczny motyw tkwi tylko w jego głowie

dziękuję za opinie i wskazówki

Pozdrawiam
Carvedilol
Darcon dnia 06.03.2019 09:30
Oj, co tu się zadziało… Sam pomysł jest dobry, akurat na miniaturę, jest też dobrze zaplanowany, ale niestety gorzej jest z realizacją.
Podstawowy błąd to rozmowa z samym "obcym", aż prosi się, żeby zakończyć drugi fragment po słowach:
Cytat:
Nagle po­twór ode­zwał się.


Wtedy zostawiasz czytelnika z ciekawością, zarzuconym haczykiem, co też stwór mógł powiedzieć. A tak? Wszystko wyjaśniasz. Pomijam już fakt, że wszelkie rozmowy z "obcą cywilizacją" wypadają na ogół słabo i mało wiarygodnie. I chociaż tutaj miałeś na myśli chorobę psychiczną i stąd taka a nie inna rozmowa, to i tak tekst byłby znacznie lepszy bez niej.
Później sypnął się wątek przyczynowo-skutkowy. Bo z jednej strony geny obcego muszą zostać zniszczone, a z drugiej strony z irracjonalnego powodu bohater zostaje unieruchomiony na dwa lata. To ma zabić, ale jednocześnie obcy świadomie opóźnia zabicie? Jaki w tym sens? Później serwujesz te same, w mojej opinii nieumotywowane, działanie z potomkiem wroga, czyli synem bohatera. Ja wiem, że to choroba psychiczna i z tego powodu możesz wytłumaczyć bezsensowne zachowanie pacjenta, ale w każdej głupocie jest jakaś metoda. Tutaj mi takiej zabrakło. Zbrakło chociażby tego, dlaczego nie mógł zabić od razu?
Dobry jest motyw, tylko to dla mnie za mało.
Najciekawsze są postacie drugoplanowe, ale obyczajówka jest Twoją mocną stroną, więc się nie dziwię.
Pozdrawiam.
Carvedilol dnia 06.03.2019 15:09
Darcon
dzięki za pomocną opinię.

To tylko nieco wyjaśnię - myślałem, że jasno przedstawiłem sprawę. W rzeczywistości główny bohater zapada w katatonię, bo to jest dla niego ucieczka. Gdzieś jeszcze tli się jego normalność, pewne normy postępowania, czuje, że przegrywa z własnym szaleństwem, więc aby nie dopuścić do zbrodni popada w katalepsję, żeby nie wyrządzić nikomu krzywdy - to taki mechanizm obronny. On sam oczywiście nie zdaje sobie sprawy z własnej choroby i przenosi swoje lęki i obsesje na poziom "realny' dla niego. Kosmita wprost mówi dlaczego nie zabił od razu. Bo próbował walczyć z "kosmitą", ne chciał się zgodzić na morderstwo, więc kosmita pokazał mu co go czeka jeśli nie wykona jego woli. Dla kosmity to był moment, dla bohatera dwa lata. Kosmicie potrzebne było narzędzie wykonawcze na Ziemi, więc w ten sposób zmusił człowieka do posłuszeństwa. Warstwa realności i chorych wizji przeplatają się tutaj, więc stąd takie pozornie (przynajmniej taki miałem zamiar) rozbieżności.

Mam nadzieję, że teraz nieco inaczej popatrzysz na tekst.

Dzięki za poświęcenie czasu.

Carvedilol
Darcon dnia 06.03.2019 18:04
Jak mówiłem, pomysł dobry, ale nie do końca dobrze poszła realizacja. Czy można bowiem popaść w katatonię na życzenie, czy to nie jest choroba? I akurat dwa lata? Udawać to i owszem, można, od strzelenia palcami do strzelenia palcami, ale wtedy pacjent nie jest w katatonii tylko udaje. Myślę, że zbyt mocno skupiłeś się na (nietrafionej) rozmowie wewnętrznej, która brzmi jak zewnętrzna i dodatkowo dosyć stereotypowo:
Cytat:
– Po­cho­dzę z od­le­głe­go ukła­du gwiezd­ne­go. Wasza pry­mi­tyw­na cy­wi­li­za­cja

Cytat:
Nie­ste­ty, mie­li­ście pecha i to na wa­szej pla­ne­cie ukrył się jeden ze zbie­gów

Cytat:
– Wróg przy­brał po­stać ludz­ką. To twoja ziem­ska żona. Mu­sisz ją zabić.

Wiesz, dialog nie ma efektu "wow".
Nie to, żebym chciał Cię dołować, ale są zgrzyty w tekście, no nie ma co.
Pozdrawiam.
Carvedilol dnia 07.03.2019 18:53
Darcon dzięki za konstruktywną krytykę

Dodam tylko że bohater nie popadł w katatonię na życzenie To tylko mechanizm obronny w chorobie z którego podobnie jak z choroby nie zdawał sobie sprawy Na tym polega dramat
A że tekst się gryzie to już wina autora, kajam się
Pozdrawiam
Carvedilol
Darcon dnia 09.03.2019 09:31
Wiesz, Carve, mój komentarz wynika częściowo z poziomu, do jakiego przyzwyczaiłem się w Twoich opowiadaniach, stąd też może brzmieć trochę zbyt surowo.
Carvedilol dnia 09.03.2019 16:19
Darcon

Wolę konstruktywną krytykę choćbym i nie do końca się z nią zgadzał bo pozwala mi to zobaczyć własny tekst cudzymi oczami
Ale zawsze jesteś mile widziany pod moimi wypocinami

Carvedilol
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
18/03/2024 19:06
Pliszko, Posłużyłaś się skrótami myślowymi, ale pełnymi… »
Jacek Londyn
18/03/2024 18:15
Trening czyni mistrza. Kolejna okazja, tym razem… »
valeria
18/03/2024 11:41
Piękne, już bielonych rzeczy nie spotykam już:) chyba w… »
mede_a
18/03/2024 10:45
Jak ja kocham te Twoje maluchy! Ajw- poezji pełna - pisz,… »
Kazjuno
17/03/2024 22:58
Ja miałem skojarzenie erotyczne, podobne do Mike 17. Jako… »
Kazjuno
17/03/2024 22:45
Co do Huty masz rację. To poniemiecka huta do końca wojny… »
ajw
17/03/2024 21:52
Zbysiu - piękne miałeś skojarzenia :) »
ajw
17/03/2024 21:50
Tak, to zdecydowanie wiersz na pożegnanie. Na szczęście nie… »
Gabriel G.
17/03/2024 19:52
Nie ukrywam czekam na kontynuację. To się pewnie za trzy -… »
Kazjuno
17/03/2024 16:40
Dzięki Gabrielu za krzepiący mnie komentarz. Piszę,… »
valeria
17/03/2024 15:17
Gotowanie to łatwizna, tylko chęci potrzebne :) »
Gabriel G.
17/03/2024 12:46
Kazjuno Jestem świeżo po lekturze wszystkich trzech części.… »
Jacek Londyn
17/03/2024 10:31
Proszę o chwilę cierpliwości. Zanim odpowiem na komentarze,… »
Kazjuno
17/03/2024 04:17
Czekamy z Optymilianem, ciekawi twojego odniesienia się do… »
Jacek Londyn
16/03/2024 12:26
Drodzy Koledzy po piórze. Dziękuję za komentarze. Jest mi… »
ShoutBox
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:43
  • Nie poezją ja, a prozaiczną prozą teraz, bo precyzję lubię: nie komentarzem, a wpisem w/na shoutboxie zaczęłam, a jak skończę, to nie potomni, a los lub inna siła zdecyduje/oceni.
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:32
  • Pliszko - nie! Dość milczenia! Dopóki żyjemy! A po nas krzyczeć będą "słowa", na karcie, na murze...
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:28
  • To, jak skończysz pozwól, że ocenią potomni. Zaczęłaś komentarzem... pozwól/daj nam możliwość byśmy i Ciebie komentowali - jedno "słowo", póżniej strofy...
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:20
  • ech, Zbigniew Szczypek, fajnie wszystko, wróżba jest, choć niedokończona, ale z tego, co pamiętam, to Makbet dobrze nie kończy ;)
  • pliszka
  • 05/03/2024 22:58
  • A reszta jest milczeniem...
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty