Gdy weszłyśmy na salę gimnastyczną, wewnątrz panował półmrok i było pusto, najwyraźniej Lesława jeszcze nie było. Liwia zamknęła za nami drzwi, a ja rozejrzałam się.
- Pewnie zaraz się zjawi - powiedziała, po czym zdjęła swój płaszcz, rzucając go byle jak na krzesło stojące pod ścianą. - Chodź, zabawimy się same - dodała i ruszyła do ściany, przy której stały najróżniejsze drążki i kije. W jednym z nich rozpoznałam kij, którym Lesław kilka razy mnie uderzył i moje brwi zbiegły się ze złością. Liwia zabrała właśnie ten i podeszła do mnie, z gracją kręcąc nad głową młynka, dokładnie tak, jak Lesław.
- Co zamierzasz zrobić? - zapytałam, nieco zdziwiona. Roześmiała się tylko.
- Zamierzam ci dołożyć trochę, żebyś się rozruszała, zanim przyjdzie nasz trener - powiedziała i nim się obejrzałam, kij, który trzymała w dłoniach leciał już w moją stronę. Zdążyłam się uchylić i zasłonić ręką, grube drewno uderzyło mnie w przedramię. Poczułam mocne uderzenie. Bez bólu, ale zdawałam sobie sprawę, że musiało być mocne.
- Źle, dziewczyno. Gdybyś była żywa, zwijałabyś się na podłodze z bólu z otwartym złamaniem - syknęła Liwia. - Nie blokuj, ale unikaj, jesteś szybsza niż jakikolwiek inny człowiek. - Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo jej broń znów poleciała w moją stronę. Tym razem posłuchałam i ledwie uniknęłam ciosu. Poczułam na włosach pęd powietrza. Miałam wrażenie, że Liwia była jeszcze szybsza, niż Lesław. Tym razem zaatakowała mnie od razu, nie czekając, aż się przygotuję. Znów ledwo co uniknęłam trafienia, odchylając się do tyłu. Dostrzegłam w jej zachowaniu zmianę, stała się agresywna, miałam wrażenie że naprawdę chciała mnie co najmniej porządnie poobijać. Ledwo unikałam jej kolejnych ciosów i zaczęłam się obawiać, że w końcu solidnie oberwę.
- No, gdzie jest gniewna wampirzyca Maja? - Roześmiała się. - Ja tu tylko widzę worek treningowy do bicia - dodała gniewnie, a kij w jej rękach ponownie skierował się w moim kierunku. Tym razem nie zdążyłam i posrebrzany koniec delikatnie smagnął mnie po policzku. Zapiekło, a ja usłyszałam jej śmiech.
- No, kochanie, co tak kiepsko? Nigdy nie widziałaś żadnego filmu z porządną bijatyką? Naprawdę nie wiesz, co robić? Nie myśl, zdaj się na instynkt - warknęła i nie dając mi ani chwili wytchnienia, zaatakowała. Odchyliłam się jeszcze w tył i nagle zdałam sobie sprawę, że chociaż moje stopy wciąż opierały się o podłogę, a nogi miałam niemal wyprostowane, to między plecami a podłogą był kąt mniej więcej czterdzieści pięć stopni. Przez chwilę utrzymywałam się tak w powietrzu, nad podłogą tylko opierając na stopach. Wystraszona, wychyliłam rękę do tyłu i upadłam na podłogę, chociaż nie mogłam pozbyć się wrażenia, że przez chwilę wisiałam w powietrzu niezgodnie z prawami fizyki.
- No - powiedziała Liwia zadowolona, opierając się o laskę. - I zaliczyłaś pierwszą glebę. Wstawaj, bo ci muszę jeszcze kilka razy przywalić, a nie bije się przecież leżącego - dodała z sympatią w głosie, a ja uśmiechnęłam się. Zmiany w jej charakterze i postawie aż mnie zaskakiwały. Zaczęłam się zbierać, by wstać.
- A z drugiej strony... Nie będziesz mi tutaj podskakiwać - syknęła Liwia i ponownie zaatakowała błyskawicznie, zanim wstałam. Ujrzałam nad sobą szybko opadającą laskę, wymierzoną dokładnie w moją głowę i poczułam prawdziwą furię. Straciłam kontrolę nad tym, co robię. Teraz rzeczywiście zdałam się na instynkt. Błyskawicznie przeturlałam się na bok i podskoczyłam gwałtownie. Gdy kij z całej siły walnął o podłogę tuż obok mnie, w ułamku sekundy wskoczyłam na jego koniec. Przez chwilkę poczułam pieczenie na stopach, gdy stanęłam na posrebrzanym końcu, ale zaraz potem rzuciłam się do przodu. W dwóch krokach pokonałam całą długość laski, którą Liwia wciąż trzymała w dłoniach. Mimo że przecież kij nie miał więcej szerokości niż na dwa, może trzy palce, nie miałam problemów z zachowaniem równowagi. Dobiegłam do drugiego końca laski, na którym wciąż Liwia miała zaciśnięte dłonie, po czym, pełna furii, nie wiedząc już, co robię, z całej siły kopnęłam ją w policzek. Blondynka poleciała daleko ode mnie, kij z hałasem upadł, a ja wylądowałam na podłodze w głębokim przysiadzie. Teraz dopiero doszło do mnie, co właściwie zrobiłam. Popatrzyłam na Liwię. Leżała na boku, plecami do mnie, kilka metrów dalej. Rzuciłam się w jej kierunku. Uklęknęłam przy niej i przewróciłam ją na plecy. Zobaczyłam krew, a obok jej głowy, na podłodze, leżała jej wybita górna dwójka. Otworzyłam szeroko oczy. Wybiłam jej zęba!
- Liwia! - Krzyknęłam wystraszona. - Przepraszam, przepraszam, ja nie chciałam! To... to jakoś tak... nie panowałam nad sobą. To przez to, jak mi dołożyłaś i... przepraszam, nie chciałam - zaczęłam skomleć, ale Liwia tylko wybuchnęła śmiechem. Usiadła na piętach, wciąż nie mogąc się przestać śmiać, po czym rozejrzała się wokół. Znalazła swojego zęba, zdmuchnęła z niego jakiś niewidoczny pyłek, po czym wsunęła go sobie z powrotem w miejsce, skąd go jej wybiłam i przytrzymała chwilę. Dostrzegłam, jak jej rozbite dziąsło szybko się regenerowało.
- Masz szczęście, że to nie kieł - powiedziała, wciąż się śmiejąc. - Oj, ciężko cię było sprowokować, ciężko - dodała i pogładziła mnie po policzku. - Moja mała furia. - Popatrzyłam na nią zaskoczona, słysząc jej pieszczotliwy ton. - Ale wiedziałam, że będzie warto. Musisz tylko nauczyć się wydobywać tą agresję z siebie łatwiej i szybciej. W zasadzie na zawołanie.
- Ty... ty tak specjalnie? - zapytałam zaskoczona i wstałam. Liwa również podniosła się z podłogi sali i starannie wytarła resztki krwi ze swojej twarzy. Krwią na podłodze niespecjalnie się przejęła.
- Oczywiście, że specjalnie! Musisz wiedzieć, jakie drzemią w tobie pokłady możliwości. A co ważniejsze, jak je obudzić. U nas uczucia są organem, czymś bardziej... fizycznym. Musisz nauczyć się nad nimi panować. W stu procentach. Smutek, złość, nienawiść, radość, to wszystko przestało dziać się już automatycznie. Masz wolę, która tym steruje. Jak chcesz, czujesz potworny smutek, jak chcesz, wściekłość, a każda z tych emocji inaczej na ciebie działa. Smutna, popłaczesz się, wściekła, będziesz silna, szybka i agresywna - powiedziała, po czym stopą podrzuciła sobie do ręki kij, którym mnie atakowała. - Masz bardzo dobre wyczucie równowagi. Kolejna zdolność - dodała, odkładając broń na miejsce. W tym momencie drzwi do sali otworzyły się i w ich progu stanął Lesław.
- A więc jesteście - powiedział z satysfakcją. - Będzie łomot - dodał i przeciągnął się, aż zatrzeszczały mu ramiona.
- Będzie łomot - potwierdziła z uśmiechem Liwia, przelotnie patrząc mi w oczy. - Tylko miej odrobinę litości - dodała, a ja odniosłam wrażenie, że tym razem były to słowa skierowane do mnie. - I pamiętaj o furii - wyszeptała, tak, że ledwo jej usłyszałam. - Zezłość się na niego. Pomyśl o tym, jaka jesteś wściekła.
- Co tam sobie szepczecie, gołąbeczki? - zapytał Lesław, kierując się prosto po swój kij. Uśmiechnęłam się złośliwie.
- Liwia jedzie po nowe ciuchy dla mnie. Podawałam jej rozmiar mojego stanika - odparłam zadziornie. Lesław odwrócił się w moją stronę i obrócił kilka razy kijem w dłoni. Zmierzył mnie wzrokiem powoli.
- Hmm... Stanik? Dla ciebie? Nie wiedziałem, że robią rozmiar zero. - Roześmiał się i nie czekając aż odpowiem, rzucił się na mnie, chcąc uderzyć kijem. Tym razem jednak byłam gotowa. Jego kij przeleciał jednak o wiele za wysoko nad moją głową, miałam wrażenie, że wcale nie zamierzał mnie nim trafić na poważnie. Gdy popatrzyłam zaskoczona na niego, postawił kij pionowo na podłodze i wsparł się na nim jak na lasce.
- Taaak... - westchnął. - W dzisiejszych czasach nikt nie walczy na kije. A szkoda, bo to bardzo dobra broń. Ale cóż, nie możesz sobie pozwolić na paradowanie po mieście z kijem czy laską. - Mówiąc to, ruszył w stronę stojaka i odłożył kij na miejsce. Odwrócił się w moją stronę, pokazując mi na dłoni niewielki przedmiot. Z daleka wyglądał jak złożony kijek do robienia selfików. Lesław pozwolił, bym chwilę się przyglądała przedmiotowi, po czym rzucił go w moją stronę. Bez trudu załapałam przedmiot i rzeczywiście na pierwszy rzut oka wyglądał jak teleskopowy selfie-stick, miał nawet niewielką pętelkę na grubszym końcu do nałożenia na rękę oraz płaską, okrągłą końcówkę do przyklejenia telefonu na drugim.
- Selfie-stick? - zapytałam nieco zaskoczona. Mój trener tylko się uśmiechnął.
- Tak ma wyglądać - powiedział zadowolony. - Chwyć go w dłoń, wyczuj pod kciukiem przycisk, naciśnij i machnij szybko w dół - polecił. Popatrzyłam na krótki uchwyt, po czym zobaczyłam faktycznie przycisk z ikonką aparatu. Zgodnie z poleceniem nacisnęłam go i machnęłam ręką. Natychmiast moja nowa broń wydłużyła się do około trzydziestu kilku, może czterdziestu centymetrów. Zrozumiałam, że to była pałka teleskopowa, zbudowana z trzech segmentów chowana jedna w drugą, chociaż sam uchwyt miał za zadanie, całkiem zresztą skutecznie, udawać patyk do telefonu.
- Rozumiesz już, co to jest? - zapytał Lesław. Skinęłam głową, chociaż nie miałam pojęcia, jak miałabym skutecznie tego użyć.
- Pałka teleskopowa. To będzie moja broń? Tego będę używać?
- Tak, a moim zdaniem jest nauczyć cię z tego korzystać tak, żebyś nie zrobiła krzywdy sobie, tylko temu drugiemu - powiedział i pokazał mi swoją dłoń, w której trzymał identyczny sprzęt. Zacisnął na rękojeści dłoń, machnął szybko ręką wysuwając segmenty składanej pałki i ruszył szybko w moim kierunku.
- No dobra - powiedział Lesław dobrą godzinę później. Jego pęknięty łuk brwiowy krwawił, ale najwyraźniej niespecjalnie się tym przejmował. Jak również tym, że czułam zapach jego krwi i zaczynałam być głodna, o czym z pewnością wiedział. Nawet bąknęłam kilka razy o tym. W końcu gdy raz, czy drugi bez trudu uniknęłam kolejnego ciosu jego pałki, zatrzymał się przede mną i cofnął poza zasięg mojej broni. Popatrzyłam na niego i uśmiechnęłam się złośliwie. Widziałam, że jego czarny t-shirt był całkiem przepocony, a on sam lekko dyszał. I ze zdziwieniem odkryłam, że nie zanotowałam u siebie podobnych objawów. Moja skóra wciąż była sucha, jedynie w kilku miejscach, gdzie zdołał mnie sięgnąć swoją pałką, otarta, ale te rany błyskawicznie się goiły. Ale ja też kilka razy skutecznie się mu odgryzłam.
- Co, masz już dość? - zapytałam z ironią. Popatrzył na mnie spode łba.
- Masz już dość... co? - warknął i znów trzymał gruby kij oburącz.
- Czy masz już dość zabawy? Sprawiłam ci wystarczający łomot? - zapytałam. - Liwia wyjaśniła mi zawiłości naszej hierarchii, więc podaruję sobie grzecznościowe formy między nami. - Mężczyzna tylko się uśmiechnął.
- Dobrze, sama się prosiłaś - powiedział, po czym spokojnie ruszył do stojaka, przy którym zwykle stały jego kije. Obserwowałam go spode łba. Odłożył pałkę gdzieś na półkę i wziął coś innego, jakiś mniejszy przedmiot. Schował to w dłoniach i nie widziałam, co to było.
- Widzisz... Czasy się zmieniły. Nikt nie chodzi już z kijami w dłoniach, a pałki też są raczej niespotykane. A szkoda, bo to całkiem niezła broń - westchnął. - Dzisiaj ludzie preferują coś innego. Jak masz szczęście, jest to nóż, jak pecha, nawet pistolet. Znów - na szczęście - nikt nie myśli o tym, by mieć posrebrzane noże czy kule. W zasadzie, to nikt poza nami. I te przechodzą przez ciebie jak przez masło, zostawiając tylko przeciąg i rany, które musisz szybko zagoić. - Patrzyłam jak mówi, wciąż się do mnie zbliżając. Obserwowałam go czujnie. Uniosłam nieco ręce, by być gotową do złożenia blokady pałką, jak mnie uczył.
- Gorzej, jeżeli jakiś zakapior, albo zwyczajny gówniarz z gimbazy wyciągnie nóż. I pomyśli sobie, że fajnie by było taką młodą laskę jak ciebie postraszyć nożem. To jest prawdziwe zagrożenie - powiedział i stanął ledwie pół metra ode mnie.
- Przecież zwykłym nożem, nie srebrnym, nic mi nie zrobi - powiedziałam, ale tylko się roześmiał.
- Nic? Jesteś taka pewna? - warknął nagle i gwałtownie wyprostował w moim kierunku obie ręce. Najpierw poczułam ukłucie i potężny ból, a zaraz potem uderzenie w klatkę piersiową. Poleciałam do tyłu, zatoczyłam się i upadłam na plecy boleśnie, a pałka wypadła mi z dłoni. Usiłowałam się podnieść, ale dostrzegłam, że wprost z mojego brzucha wystawała rękojeść noża. W pierwszym momencie zaczęłam krzyczeć przestraszona, zanim się zorientowałam, że nie czułam... nic. To znaczy, nie całkiem nic. Czułam, że coś mi przeszkadza, przy każdym ruchu, ale... to nie był żaden ból. Powoli i ostrożnie wstałam, czując, jak nóż, tkwiący w moim brzuchu, przeszkadza w ruchach mięśni, ale nic poza tym. Popatrzyłam na broń zaskoczona, a potem z wściekłością na Lesława.
- Zrobiłem to, żebyś się tego nauczyła. Widzisz, problemy są różne, a ty będziesz musiała je rozwiązać. Czasem awanturujący się gość będzie miał okulary i nie wpatrzy się w twoje oczka. Czasem zwyczajnie nie będzie na to czasu, tylko od razu wpakuje ci nóż pod żebro. Czasem będzie chciał dziabnąć kogoś innego i twoim zadaniem będzie go zasłonić własnym ciałem. Czasem podejdzie z tyłu i będzie chciał... Chociaż nie, nawet taka nowicjuszka jak ty nie da się podejść od tyłu zwykłemu człowiekowi. Nieważne. Po prostu czasem zostaniesz zaatakowana nożem - wyjaśnił, nim się odezwałam. Popatrzyłam znów na nóż. Moje spodnie już zaczynały się robić purpurowe od krwi. Krwawiłam cały czas, w dodatku wydawało mi się, że dość mocno.
- I co ja mam teraz zrobić? - zapytałam. Zaczynało mi się kręcić w głowie, czułam się trochę słabo. Całkiem jak wtedy, w wannie. Gdy umierałam. Ale chyba nie mogłam umrzeć drugi raz? Czy jednak mogłam? Zaczynałam mieć mętlik w głowie.
- Teraz? Teraz to umierasz, moja panno. Mimo, że jesteś już martwa. Wykrwawiasz się po prostu. Nie myśl sobie, że jak jesteś Pijawką, to jesteś taka ho-ho-niezniszczalna - powiedział. - Najpierw pozbądź się noża - dodał. Skinęłam głową i niepewnie sięgnęłam do rękojeści, ale mnie powstrzymał.
- Nie, nie tak. Nie ręką. Przecież go czujesz, tam w środku, prawda? - zapytał z uśmiechem. Niepewnie skinęłam głową. - Skup się na swoich wszystkich mięśniach, o jakie się ociera. Rusz nimi i wypchnij go.
- Po co, mogę go przecież wyrwać? - zapytałam, ale tylko się roześmiał. Zaczynało kręcić mi się w głowie.
- Dla wrażenia. Uwierz mi, że każdy, absolutnie każdy gość, który cię zaatakował nożem i nie ma pojęcia, kim jesteś, posra się ze strachu, gdy zobaczy, jak z nożem w brzuchu wstaniesz, popatrzysz na niego, warkniesz i nóż sam wypadnie. Do działania - powiedział.
Popatrzyłam na niego z powątpiewaniem, po czym skupiłam się na tym, co mi przeszkadzało. Zaczęłam delikatnie napinać mięśnie brzucha, te, które opierały się o ostrze noża. Zamknęłam oczy i miałam wrażenie, że coś się przesuwa. Uchwyciłam się tego uczucia i wciąż napierałam mięśniami na obce ciało. W końcu po - jak mi się wydawało - całej wieczności - rozległ się dźwięk upadającej broni, a mi już kręciło się w głowie. Miałam wrażenie, że zaraz upadnę. I czułam charakterystyczne mrowienie dziąseł. Spojrzałam w dół i zobaczyłam, że całe moje spodnie były już we krwi. Lesław ruszył w moją stronę.
- Za wolno. A teraz musisz naprawdę mocno się skupić. Myśl tylko o swojej ranie, Maja. Skup się na jej brzegach, na tym, gdzie wszedł nóż. Musisz przyspieszyć regenerację, bo nie zdążysz zatamować krwotoku i naprawdę się wykrwawisz. - Popatrzyłam na niego półprzytomnym wzrokiem. Czułam się potwornie zmęczona, miałam ochotę zasnąć i już więcej się nie obudzić. Osunęłam się na kolana i pewnie bym upadła na plecy, gdyby mnie nie powstrzymał. Usiadłam na piętach przytrzymana przez niego.
- No dalej, Majka, jeden wysiłek i dostaniesz coś naprawdę dobrego. Skup się na ranie.
- A w dupie cię mam - syknęłam gniewnie i poczułam, jak zamykają mi się oczy. Przez głowę przeszła mi myśl, czy naprawdę znów umieram? Dokładnie tak samo czułam się wtedy, w wannie. Ta cudowna, błoga senność. Podobało mi się to. Zaczęłam odpływać.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt