Otaczała mnie muzyka i gęste, ciepłe powietrze. Czułam wokół siebie mnóstwo najróżniejszych zapachów, czułam liczne przypadkowe dotknięcia tłumu wokół mnie i tańczyłam. Tańczyłam do ostrej, rytmicznej muzyki, której uderzenia czułam aż gdzieś w głębi mojego ciała. W którymś momencie poczułam wibracje mojego zegarka. Na moment przestałam tańczyć i uniosłam rękę do góry. Zobaczyłam tylko ikonę koperty, a gdy ją dotknęłam, pojawiło się jedynie słowo "bar". Rozejrzałam się i zobaczyłam, że Liwia była już przy ladzie. Gdy spojrzałam na nią, uniosła szklankę z czerwonym drinkiem w geście pozdrowienia. Nagle poczułam, jaka byłam głodna. Machinalnie ruszyłam w jej stronę, z trudem przebijając się przez tańczący tłum.
- Jak się bawisz? - zapytała Liwia, gdy razem z Darkiem podeszliśmy do niej. Usiadłam na wysokim, barowym krześle tuż obok niej i westchnęłam cicho. To była chyba jedna z nielicznych jak dotąd chwil, w których mogłam poczuć się fajnie. Od zawsze lubiłam tańczyć, ale krępowało mnie jakieś dziwne uczucie, że wszyscy wokół patrzą i oceniają, czy robię to dobrze. Wystarczyło, bym złapała jakieś jedno przypadkowe spojrzenie skierowane w moją stronę i już uciekałam gdzieś poza parkiet. Lubiłam tańczyć sama, w moim pokoju ze słuchawkami na uszach, gdzie miałam pewność, że nikt mnie nie widzi. Teraz jednak kompletnie się tym nie przejmowałam. Uśmiechnęłam się więc do Liwii szczerze.
- Super. Dawno nie miałam okazji tak się wytańczyć.
- Widziałam - odparła z uśmiechem. - Obserwowałam cię. Pięknie się ruszasz - dodała i wskazała dłonią na ladę baru. - Dla ciebie. - Skinęłam głową i sięgnęłam po kolejną Krwawą Mary. W moich ustach rozszedł się ten sam, rozkoszny smak, aromatycznej krwi. Chwilę później odstawiłam puste naczynie na ladę.
- Tutaj zawsze, gdy poczujesz głód, dostaniesz takiego drinka. Tylko pamiętaj o limitach. Generalnie dwie takie szklaneczki w zupełności powinny ci wystarczyć na noc. Oczywiście, nie będziesz niestety miała aż tak luźno, jak dzisiaj. Będziesz miała tutaj swoje obowiązki.
- Jakie? - zapytałam zaintrygowana.
- Cóż, jak wy doskonale się bawiliście, to ja ciężko pracowałam. - Roześmiała się Liwia.
- Co ja będę tutaj robiła? - zapytałam w końcu.
- Będziesz węszyć - powiedziała z uśmiechem Liwia. - Czasami chłopaki przemycają tutaj coś więcej, niż Alfred na to pozwala i rozdają młodszym dzieciakom, albo wręcz sprzedają. Czasem dziewczyny zamkną się w łazience i postanowią wyjaśnić sobie, która przyszła z którym chłopakiem, albo z którym chłopakiem chce wyjść. Nie tolerujemy żadnej nie kontrolowanej przez nas chemii i awantur. To dość zabawne, że dziewczyny zwykle wolą to załatwić w łazience, a chłopaki wolą wyjść przed dyskotekę. Generalnie gdy dwójka ludzi zamknie się w jednej kabinie w toalecie, to też nie do końca się nam to podoba, ale wtedy zajmuje się tym ochroniarz, nie ty. Tu ma być tylko zabawa.
- Rozumiem - powiedziałam z ironią. - Wasza chemia jest dobra, inna jest zła - warknęłam, ale Liwia pokręciła głową.
- Rozejrzyj się - nakazała. Zrobiłam to i po chwili zobaczyłam, jak do lady podchodzi młody chłopak, coś mówi do barmana i ten podaje mu plastikową butelkę z wodą. Na kilku stolikach też widziałam takie butelki. Generalnie było ich sporo w różnych miejscach sali. Po chwili dostrzegłam, jak Darek wita się z kimś przez podanie ręki. Wyraźnie dostrzegłam, jak pomiędzy dłońmi przeskoczył woreczek w dwoma tabletkami.
- Woda? - zapytałam zdziwiona. Liwia skinęła głową. - I prochy?
- Czyste prochy - powiedziała Liwia. - I darmowa woda dla wszystkich w nieograniczonych ilościach. Żadnych dopalaczy, półśrodków, chemii z niepewnego źródła. Jeżeli w naszym klubie kupujesz narkotyk, masz pewność, że jest bezpieczny. - Prychnęłam tylko, słysząc ten oksymoron, a potem wzruszyłam ramionami. - To jest twoje pierwsze zadanie. Pilnować dobrej atmosfery.
- A na czym polega drugie? - zapytałam, zmieniając temat.
- Zwykle tylko chodzisz między tłumem i wczuwasz się w emocje. Jesteśmy na to bardzo wrażliwe. Na skrajne emocje. Szybko nauczysz się ignorować wszechobecną euforię, a zaczniesz wyłapywać inne rzeczy. Strach, zazdrość, nienawiść, czy niepokój. Najpierw to cię otoczy zewsząd, potem będziesz umiała wyczuć emocje poszczególnych ludzi. Czasem od razu dostaniesz wezwanie na zegarek, tak, jak ja wezwałam ciebie. Wtedy oznacza to, że jest duży problem i ochrona cię potrzebuje. Drugie zadanie, to też jest kwestia spadających obrotów - powiedziała Liwia, a ja zerknęłam przelotnie na ochroniarza, wypuszczającego już ostatnich gości z pustoszejącej sali. - Chodzi o to, by ciągle pilnować, by ludzie zamawiali drinki, najlepiej te najdroższe. Ale dzisiaj jest już za późno, żeby ci to pokazać. Zobaczysz następnym razem - wyjaśniła.
- Nie umiem sobie wyobrazić, jak facet postury tamtego ochroniarza może potrzebować mojej pomocy - powiedziałam, patrząc na mężczyznę przy wejściu, ale Liwia tylko się roześmiała.
- Och, Maja. Jeżeli dzieciak wyciągnie nóż, to oczywiście nasz ochroniarz go obezwładni. Strzeli mu pięścią w łeb tak, że ten nakryje się nogami. Albo zablokuje, łamiąc ręce. Ewentualnie strzeli gazem po oczach. Przyjedzie karetka, sprawa skończy się na policji, może w sądzie. Tylko po co, skoro chłopak może równie dobrze popatrzeć w twoje oczy i samowolnie paść na kolana, prawda? A teraz czekamy już na nasz transport do domu.
- Nie odwozi nas Darek? - zapytałam zaskoczona i rozejrzałam się. Teraz dopiero dostrzegłam, że chłopak gdzieś zniknął.
- Nie, on tylko nas przywozi. Odbiera nas ktoś z ludzi Alfreda, być może sam Mariusz - powiedziała Liwia, ale ja wciąż się rozglądałam, aż wreszcie dostrzegłam go. Po drugiej stronie sali tańczył wolny kawałek z jakąś dziewczyną. Widziałam, że przylgnęła do niego całym ciałem i całowali się namiętnie. Obserwowałam chwilę, jak jego dłonie krążą po całym jej ciele. Patrząc na nich spodziewałam się poczuć... coś, ale znów było to tylko rozczarowanie dotyczące wyłącznie mojej własnej reakcji. Przecież Darek był ze mną pół nocy, nawet zaczął w jakimś stopniu mi się podobać, czułam się niemal jak kiedyś, jak zwykła dziewczyna która poszła z chłopakiem na disko a teraz... Teraz on z inną dziewczyną... Wsłuchałam się mocno we własne odczucia ale nie... Ani odrobiny zazdrości. Liwia popatrzyła na mnie, a potem poszła za moim wzrokiem i roześmiała się.
- Zapomnij, kochanie - powiedziała. - On jest wyżej. Wiesz, o czym mówię. W zasadzie nawet najwyżej. I przede wszystkim jest człowiekiem - dodała, kładąc mi dłoń na udzie. Zignorowałam ten gest.
- Liwia - powiedziałam. - Opowiedz mi swoją historię - poprosiłam.
- Jaką moją historię? Co masz na myśli?
- Och, no wiesz... Jak się stałaś tym, kim... no wiesz.
- Nie bój się i nazwij to. Jak stałam się wampirzycą? Jak umarłam, by powstać jako potwór żądny krwi? O to ci chodzi? - zapytała.
- Tak - powiedziałam. - Ale jeżeli to dla ciebie zbyt...
- Nie - przerwała mi. - To nie jest zbyt trudne. Moja historia... - zamyśliła się. A po chwili zaczęła opowiadać.
- Moja historia, to historia, jakich wiele. Pracowałam w korporacji, nie ważne, jakiej. Byłam typowym korposzczurem. Byle do przodu, po trupach. Nie byłam lubiana, ale cóż, sumiennie na to zapracowałam moimi nieczystymi zagraniami - mówiąc to Liwia się uśmiechnęła nieznacznie. - Kilka osób przeze mnie straciło pracę, a ja poszłam dalej po ich ścieżce. Dla mnie liczył się efekt. Razem ze mną pracował też Michał. Miał podobny charakter. Zero kompromisów. Wynik, zysk, nieważne jakim albo co gorsza czyim kosztem. Ciągle konkurowaliśmy ze sobą o osiągnięcia. Aż któregoś razu, po jakiejś imprezie po tym, jak przejęliśmy udziały w innej, mniejszej firmie, po alkoholu, poszliśmy ze sobą do łóżka, pijani. Było świetnie. - Zachichotała i zamilkła na chwilę a ja uśmiechnęłam się samymi kącikami ust. Po chwili kontynuowała swoją opowieść.
- Rano, gdy się obudziliśmy, zrobiliśmy to jeszcze raz, lecząc kaca, pod prysznicem. A potem jeszcze kilka razy. I uznaliśmy, że w zasadzie dlaczego by nie być razem, prawda? Tylko powinnam wiedzieć, że to się nie udaje. Ja się wtedy zmieniłam. Zdałam sobie sprawę, że byłam taka, bo nie miałam nikogo. Teraz był Michał, więc coś mi się przestawiło. Nagle zachciałam mieć rodzinę, dom, dziecko. Okazało się, że Michał też. On szczególnie chciał mieć dziecko. Dwa pierwsze przyszły szybko bo kasy było w bród. Ślub i dom, nawet z pieprzonym przysłowiowym drzewem, które zasadził Michał. Jednak potem po dwóch latach starań o dziecko poszliśmy do lekarza. I dowiedziałam się, że nie mam szans na dziecko. Nie było metody. In vitro też by nie pomogło. Nie mogłam dać mu dziecka. Odpuściliśmy i pogodziliśmy się z tym.
- A adopcja? To też rozwiązanie...
- Nie - powiedziała Liwia. - Michał chciał swoje. Rozumiałam go. Temat stał się tabu między nami. Nie rozmawialiśmy o tym. Ale nasze małżeństwo w jakiś sposób zaczęło umierać. Tak, jak ciepło, które ucieka z ogniska, w którym został tylko żar. I rok później pojawiła się ona.
- Ona? Córeczka? - zapytałam z nadzieją i szerokim uśmiechem.
- Nie bądź naiwna. - Liwia roześmiała mi się prosto w twarz. - Kochanka. Okazało się, że spotkał jakąś tam dawną miłość ze studiów. Zrobiłam awanturę. Przepraszał, obiecywał, że to było głupie i że nigdy więcej. Głupie było jednak tylko to, że mu uwierzyłam. Ale obiecałam, że jak się powtórzy, odejdę z połową majątku. I wydam wszystko na prawników, by odebrać mu to, co zostało.
- Powtórzyło się? - zapytałam. Liwia skinęła głową.
- Oczywiście. Niespełna pół roku później. Pojawiła się w firmie nowa dziewczyna. Zaraz po studiach. Karierowiczka. Przypominała mi mnie na początku, chociaż ja nie poszłabym do łóżka za posadę, ja wolałam innym podkładać nogi. Ona poszła, z moim mężem. Wiesz, jak to jest, nie? Wiedzą wszyscy wokół, tylko nie żona. Szeptają, śmieją się za plecami, ale nikt nie powie prosto w oczy. Zresztą, nie dziwię się, sama bym nie powiedziała, byłam w pracy straszną suką. Ale wydało się na imprezie noworocznej. Sylwester w pracy. Małe przyjęcie w biurze, z szampanem, przekąskami, dobrą zabawą do północy. Zauważyłam, że mąż zniknął znalazłam go piętro wyżej, z nią. Wymknęli się na szybki numerek w biurowej kuchni. Poczekałam, aż skończą ze sobą i odkryłam, że można bezgłośnie łkać. Naprawdę mnie to zabolało - powiedziała i na moment zwiesiła głowę, a ja poczułam od niej falę potężnego smutku. Nim jednak zdążyłam zareagować, spojrzała na mnie z uśmiechem i jej fala emocji zniknęła.
- On wyszedł szybciej, ona na chwilę została. Akurat robiła sobie herbatę w socjalce, gdy weszłam. Nigdy nie zapomnę jej miny, gdy słysząc za plecami otwierające się drzwi zaczęła mówić coś w stylu "Michaś, czego zapomniałeś?", a potem zobaczyła mnie. Nim zdążyła zareagować, uderzyłam ją w twarz, otwartą dłonią, z całej siły. Został jej na policzku mocny, czerwony ślad. Była zdecydowanie drobniejsza ode mnie. Wciąż pamiętam te wszystkie szczegóły z tamtej nocy. - Liwia westchnęła cicho. Zamilkła na moment, tym razem dłuższy.
- I co było dalej? - zapytałam w końcu, nieco zniecierpliwiona.
- Och, po prostu ją wtedy zabiłam.
Liwia roześmiała się, gdy popatrzyłam na nią szeroko otwartymi oczami.
- Co?! - zapytałam zaskoczona. - Jak to... zabiłaś?
- Ta suka zaczęła się śmiać. Głośno i wyraźnie. Zaraz po tym, jak kazałam się jej odczepić od mojego męża. Z uśmiechem na ustach powiedziała, że na to trochę za późno i podała mi swój telefon. Pokazała mi SMS-y. Poznałam numer Michała. - Liwia westchnęła, popatrzyła gdzieś w salę z tańczącymi ludźmi i znów przez chwilę milczała.
- Dowiedziałam się, że podpisałam intercyzę, z której wynikało, że dom, samochody, w ogóle cały majątek był tylko i wyłącznie jego. Oszukał mnie, podstawił mi do ją podpisania, wmawiając, że to ubezpieczenie domu. Te sprawy zawsze były na jego głowie. Więc machinalnie podpisałam, przeglądając na szybko kilka pierwszych stron. Tak, to było ubezpieczenie. Ale ostatnie kartki były już intercyzą. Włożył ją pomiędzy ubezpieczenie. Straciłam wszystko. Ale tak naprawdę nie to było najgorsze. Najstarszą wiadomością było zdjęcie. Wiesz, co na nim było? - zapytała Liwia.
- Tak - odparłam, domyślając się już. - Dwa paski.
- Dokładnie. Zdjęcie ciążowego testu z dwoma czerwonymi paskami. Nigdy nie zapomnę jej ostatnich słów, tak jadowicie rzuconych. Położyła sobie dłonie na brzuchu i powiedziała: "Wiesz, co tutaj mam? Dziecko twojego męża. Urodzę mu je, bo ty nie potrafiłaś". Te słowa prześladują mnie do dzisiaj. I nigdy się nie dowiem, co by było, gdyby nie czajnik.
- Czajnik? - zapytałam zaskoczona, nie rozumiejąc.
- Tak. Przecież ona robiła sobie herbatę. Gdy powiedziała to o dziecku, elektryczny czajnik akurat głośno kliknął, wyłączając się. Był duży, na półtora litra, cały metalowy. I był tuż obok, pod ręką. Chwyciłam go za rączkę i z całej siły przywaliłam nim prosto w jej skroń. Wystarczyło jedno uderzenie, by zabić, bo straciła przytomność i poleciała do tyłu. Upadając, trafiła jeszcze głową w krzesło. Tylko chrupnęło. Złamała kark na miejscu. - Liwia znów popatrzyła gdzieś przed siebie, a ja zasłoniłam usta. Zabiła. Widziałam to w wiadomościach, w filmach. A teraz rozmawiałam z kimś, kto zabił i w dodatku zrobił to specjalnie. Poczułam autentyczne przerażenie. Musiała to wyczuć, bo gwałtownie zwróciła wzrok w moją stronę.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt