5
Schronisko
Między fortem Conaight a Małą Wolą, niedaleko drogi łączącej jedno z drugim, znajdował się nieduży cmentarz, pamiętający jeszcze czasy sprzed magii. Ostało się tylko kilka nagrobków, a nawet na nich napisy były już nieczytelne. Miejsce to było już zapomniane, powstał nowy cmentarz - dużo bliżej wioski. O istnieniu tego smutnego skrawka ziemi wiedziało tylko kilka osób. Dlatego też miejsce to było idealne dla ludzi na bakier z prawem. Na przykład dla apostatów.
Na środku cmentarza stała mała kaplica, z resztkami ołtarza i mocno sfatygowanym posągiem Boga Śmierci. Był przedstawiony jako potężny mężczyzna, z szeroko rozłożonymi skrzydłami wyrastającymi mu z ramion (jedno dawno temu odpadło i leżało roztrzaskane smętnie na posadzce) i kamienną koroną z szeregiem wyrzeźbionych na niej ludzkich czaszek. Za posągiem umiejscowione były schody, w górę i w dół. Z tych prowadzących kiedyś na wieżę zostało tylko kilka schodków, wieża dawno runęła, jej kawałki leżały między nagrobkami. Schody skierowane w dół były w dobrym stanie, a prowadziły do pomieszczenia, gdzie znajdowały się sarkofagi po jakichś ważnych personach, o których już nikt nie pamiętał. Takich pomieszczeń było kilka, wszystkie zagospodarowane. Między leżącymi w spokoju zmarłymi krążyli ludzie, niczym udręczone dusze szukające odkupienia. Byli w różnych wieku - dzieci, starcy, osoby płci obojga.
W jednej z krypt na rozciągniętym płótnie leżał wielki mężczyzna z prowizorycznym opatrunkiem na ręce. Nad nim pochylała się młoda kobieta, pojąc go wodą. Trójka dzieci stała naokoło niego, zaciekawiona niecodziennym wydarzeniem. Nie mogły mieć więcej niż 12 lat. Po drugiej stronie tego pomieszczenia na drewnianym stole siedział starszy już człowiek, wywijając w zamyśleniu nogami. Obok niego stała flaszka jakiegoś mętnego płynu, z której popijał co jakiś czas. Oprócz tego w pomieszczeniu stało jeszcze kilka krzeseł, na których porozstawiane były świece, tlące się nikłym blaskiem. Nie licząc dzieciaków i krzątaniny na korytarzu łączącym te kilka krypt, panowała cisza. Jedno z pociech ruszyło w pogoń za przemykającym szczurem.
- Nie może tak być, Hycel. - zaczął rozmowę stary, biorąc kolejny łyk z błogim wyrazem twarzy, kiedy płyn rozgrzewał go od środka. - Następnym razem nie pójdę za tobą. Nie licz, że poświęcę wszystko co zbudowałem na twoje wielkie, nieobliczalne dupsko.
- Przynudzasz. - odrzekł leżący, podpierając się zdrową ręką i próbując usiąść. Skrzywił się, kiedy poczuł dreszcz płynący mu po całym kręgosłupie. Skutki magicznej regeneracji rzadko kiedy bywały przyjemne. - Należało im się i dobrze o tym wiesz, Staruszku. A z Allem od dawna miałem do pogadania. Wiem, że go lubiłeś, ale nie mogłem tego tak zostawić. Dobrze o tym wiesz. - Powtórzył, odgarniając zatłuszczone włosy sprzed oczu.
- Tak, te wasze gówniarskie porachunki – rzucił gniewnie Staruszek, zeskakując żwawo jak na swój wiek i podchodząc do Hycla. - Wiem, wszyscy wiedzą. Ale mówiliśmy Samowi, żeby siedział z nami. Teraz, przez tą twoją skrzywioną moralność, możemy ucierpieć wszyscy. I nie waż się więcej wspominać Nahalla. - syknął mu prosto w twarz. Ten nie wytrzymał jego wzroku, po chwili spuścił oczy.
- Zresztą, nieistotne. - Powiedział już łagodniejszym tonem. - Teraz musimy się skupić na zgromadzeniu zapasów i twojej kuracji. Myth głupi nie jest, ale został przydzielony stosunkowo niedawno, wątpliwe, żeby nas znalazł. Jednakże, musimy być gotowi na każdą okoliczność.
- Od nas zdolnych do walki jest pięciu, z tobą sześciu. W forcie jest dziewięciu Packów, dodatkowo okoliczni wsiowi. W razie bezpośredniej konfrontacji będzie ich co najmniej 2 razy więcej. Chyba, że Niebiescy pomogą.
- Nie pomogą. Wyruszyli za granicę jakiś czas temu, możemy liczyć tylko na siebie.
- W takim razie miejmy nadzieję, że dobrze zatarłeś ślady.
Zamilknęli. Hycel, zmęczony, opadł na leże. Kobieta troskliwie otarła mu twarz mokrą ścierką. Starzec, uznając konwersację za zakończoną, wstał, wziął resztki płynu i wyszedł z pomieszczenia. Z korytarza skręcił w prawo, wszedł po schodach do resztek kaplicy, zasłaniając oczy przed światłem słonecznym. Pogoda była dzisiaj zaskakująco łaskawa, jak na tą porę roku. Wyszedł i przeciągnął się, zatrzeszczały stawy. Jego wzrok przykuło dwóch ludzi, grających w kości. Bracia, Owen i Bart. Jeden z nich był Władającym, drugi udał się na dobrowolne wygnanie za nim. Mimo dołączenia do grupy Zielonych, trzymali się z daleka od reszty, deklarując jednak pomoc, gdy była potrzebna. machnął ręką na przywitanie. Kiwnęli mu głowami i wrócili do gry. Owen zdecydowanie wygrywał, przed nim, na położonym bokiem nagrobku, leżał spory stosik miedzianych monet. Bart, przystojny mężczyzna z bujną czupryną, był wyśmienitym myśliwym, dlatego też robił za zwiadowcę. Bardzo mu się ta fucha podobała.
- Witaj, Bart, dobrze, że wróciłeś!- krzyknął. - widziałeś jakieś ślady?
- Nie, nie w najbliższej okolicy. Szukają nas w okolicy chaty Dobromira i przy granicy, nawet nie podchodzą w te rejony. Z rana widziałem, jak sam lord z obstawą jechali podziwiać robotę tego idioty. Poza tym nic.
Do przewidzenia. Stary podziękował, dopił resztki zawartości butelki, włożył pustą do sakwy. Przeszedł przez pozostałości niskiego murku okalającego cmentarz i skierował się w stronę drogi.
Nudził się. Nie mogąc za bardzo poruszać się o własnych siłach, dla zabicia czasu wyjaśniał dzieciakom przeróżne zastosowania magii, a te obserwowały go z niesłabnącym zaciekawieniem. Gdy dzieci znikały, z braku innych źródeł, czytał pożółkły już tomik poezji, zaiwaniony przez kogoś od kupca pomieszkującego w Małej Woli. Jednak najbardziej podobały mu się rozmowy z Annie, młodą kobietą o przepięknych, błękitnych oczach, opiekującą się nim. Była bardzo inteligentna jak na swój wiek, mimo że dało się jeszcze zauważyć u niej tą młodzieńczą naiwność, cechującą osoby bez obycia w świecie. Gdy pierwszy raz ją spotkali, była przestraszonym podrostkiem w podartej sukni. Utrzymywała, że jest córką chłopki i ucieka z powodu najazdu na jej wieś. Wtedy jeszcze nie znali prawdy, zaakceptowali jej wersję wydarzeń. Później dowiedzieli się, że jest córką zagrodowego szlachetki, który miał swoją posiadłość kilka dni drogi od fortu. Tak się złożyło, że przez niedopatrzenie mag odpowiadający za badanie dzieci na tamtym terenie, zapomniał, że jest tam dziewczynka w wieku, w którym mogą się objawiać pewne... symptomy. Pech chciał, że odkryła te fascynujące zdolności na własną rękę, goszcząc akurat w wioseczce przyległej do dworku. Zirytowało ją coś, czy może ktoś ją sprowokował, i impulsywnie użyła mocy, a jako że miała jej niemało, to pół wioski poszło z dymem. Ona sama, przerażona, zaczęła uciekać przed siebie. I trafiła na Hycla z jego wesołą gromadką obszarpańców, którzy wtedy jeszcze błąkali się bez celu po królestwie. Widząc w niej apostatkę uciekającą przed prawem, zabrali ją ze sobą. Nigdy jej nie zdradzili, że wiedzą o jej kłamstwie. Jej rodzice próbowali ją odnaleźć, ale dali sobie spokój po kilku miesiącach, spisując ją na straty. Wioskę odbudowano, a Annie spodobało się życie wśród tych ludzi, którzy stali się jej nową rodziną. Nie chciała wracać, a oni nie pytali o powody. Grupie Hycla też przypadła szybko do gustu, była pracowita i nie narzekała na swój los. Aczkolwiek od kiedy dołączyła do Zielonych ani razu nie odważyła się świadomie użyć magii.
Dlatego też ochrzaniła go, kiedy dowiedziała się, co zrobił. Mimo powagi sytuacji, cała grupa nie mogła się nie uśmiechać na widok niskiej dziewczyny, z burzą jasnych jak zboże świeżo po żniwach włosów, która ruga dwa razy większego od niej mężczyznę, nie dając mu dojść do słowa. Brutalnie przełamała jego linię obrony, defensywa zawiodła z kretesem. Oparty o ramię starego, spuścił wzrok i skruszony patrzył na swoje buty, czekając na koniec kazania. Doczekawszy się, został oddany w jej troskliwą opiekę. No i kurował się, dla zabicia czasu opowiadając dziewczynie różne anegdotki z czasów, kiedy jeszcze robił dla kondotierów z północy. Trwali tak, wielki człowiek leżący bezsilnie na przepoconym płótnie i mała dziewczyna, z tymi swoimi wielkimi, niebieskimi oczami, chłonąc jego historie niczym gąbka, otoczeni oceanem mroku, z nielicznymi woskowymi latarniami morskimi.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt