Gra trzecia część - Kazjuno
Proza » Historie z dreszczykiem » Gra trzecia część
A A A
Od autora: Może to wina mojego komputera. Nie wiem dlaczego pogrubia się początek
następnego fragmentu.
Bardzo proszę redakcję o odchudzenie tego kawałka. Jak się nie da to trudno.

Tu dalsza część, w której pokazuję działania służb PRL w akcji Żetony.
Wprawdzie nie zadebiutowała w niej jeszcze Monika, lecz najął mnie do niej
mój aktor - oficer bezpieki.
W następnych rozdziałach, będzie się trochę działo, a mam nadzieję, że poniższe Was też nie zanudzą.
Zastanawiam, czy malowanie tak obszernego tła wydarzeń tamtych lat
jest potrzebne, bo osią wydarzeń ma być Monika, ja i Romek Waszkiewicz.
Tymczasem rozwijam wątki poboczne i sam nie wiem, czy potrzebnie(?).
Może krytycznie odniosą się do tego koleżanki i koledzy z PP, o co uprzejmie proszę.

Cóż, zajmującego czytadełka, życzę jako autor, wasz przyjaciel, Kaz
Klasyfikacja wiekowa: +18

 

 

Rozdział 5 Defloracja i znajomość z dziewczyną z miasta

 

Nastało lato 1971 roku i piętnastoletnia Monika nie bała się już matki, lecz jej sytuacja zmieniła się na niekorzyść. Jeszcze przed dwoma miesiącami należała do wyróżniających się juniorek klubu strzeleckiego Legii. Mając za sobą starty w niejednych zawodach, przyczyniła się do zdobycia przez swoją drużynę mistrzostwa oraz pucharu generała Krzemienia – dowódcy Warszawskiego Okręgu Wojskowego.

– Gdzie podziała się twoja błękitnooka sokoliczka, która wystrzelała nam tyle pucharów? – zwrócił się generał do trenera Mutyni w czasie uroczystego wręczania nagród.

– Nie mogłem jej włączyć w skład drużyny, towarzyszu generale. Mam z nią pewne kłopoty wychowawcze – odpowiedział Mutynia zakłopotany, biorąc do ręki pomalowaną na złoto paterę za zdobycie trzeciego miejsca przez juniorki.

Szkoda zmarnować taki talent, kolego. Myślałem nawet o włączeniu jej do kadry nadziei olimpijskich na igrzyska w Monachium – wyraził rozczarowanie honorowy patron zawodów i zarazem prezes Polskiego Związku Strzeleckiego.

Na razie jest dyscyplinarnie zawieszona, towarzyszu generale – odpowiedział trener, nie potrafiąc ukryć grymasu niezadowolenia.

Nie miał ochoty nikomu z klubu Legia zwierzać się z osobistych problemów, a tym bardziej tak ważnej osobistości, jak stojący przed nim generał w galowym mundurze.

 

Już od dwóch miesięcy, od chwili wyprowadzenia się od matki, Monika miała do niego żal.

Sam namówiłeś ją do picia. – Pamiętał jej słowa. – Nie wiesz, że alkoholiczka, jak tylko posmakuje wódy, to musi pić dalej? – mówiła, gdy pakował swoje rzeczy, a matka spała zamroczona alkoholem.

Dziewczyna miała rację. Po bankiecie w oficerskiej kantynie, odbywającym się rokrocznie dziewiątego maja z okazji dnia zwycięstwa nad faszyzmem, przyszedł do domu na chwiejnych nogach. Zaproponował konkubinie wspólne wypicie przyniesionej ćwiartki wódki. Następnego dnia, po powrocie z przedpołudniowych zajęć na strzelnicy, zastał Leokadię pijaną. Na nic zdały się jego prośby i perswazje, by pohamowała się w piciu. Przez dwa tygodnie znosił coraz gorszy bałagan w mieszkaniu, lecz najbardziej bolały wykrzykiwane przez pijaną Leokadię obelgi pod jego adresem.

– Wiem, chamie, że chcesz pierdolić moją córkę! – wrzasnęła kiedyś na całą klatkę schodową, gdy wychodził z Moniką na trening.

Po tym zdarzeniu powiedział Monice, że przebrała się miarka. Nazajutrz, wynosząc do czekającej taksówki dwie walizki ze swoim dobytkiem, zobaczył wracającą ze szkoły córkę kochanki. Spotkali się przed bramą bloku. W tym czasie Leokadia piła wódkę z sąsiadem, którego wielokrotnie wcześniej nie wpuszczał do mieszkania, gdy ten przynosił alkohol.

Zostawiasz nas? – zwróciła się dziewczyna do Mutyni.

Jej oczy iskrzyły się od nienawiści.

Na razie wyprowadzam się do siostry na Żoliborz. Ale poczekaj – zwrócił się do dziewczyny, stawiając walizki. – Dam ci stówę – dodał, po czym wyjął z portfela banknot. – W lodówce są parówki i żółty ser. Przyjdź dzisiaj na trening. Pomyślimy, co dalej…

 

Tego popołudnia Monika nie pojechała na strzelnicę, a nazajutrz nie poszła do szkoły. Przez kolejne parę dni, kiedy jej matka wreszcie trzeźwiała, chodziła na wagary. Po wydaniu ostatnich złotówek z pieniędzy od trenera zaczęły z matką i siostrą głodować.

 

Jedyną osobą, która mogłaby jej coś pożyczyć, był znajomy Mutyni, młody kapitan WSW Ulwecki. Do niedawna była w nim zadurzona. Kiedy Mutynię wysyłano na delegacje, podjeżdżał granatowym Oplem-Kapitanem w ustalone miejsce na rogu ulicy Wery Kostrzewy z Grójecką i zabierał Monikę na strzelnicę. Lubiła te przejażdżki. Kilka razy poczuła się szczęśliwa, słysząc z jego ust komplementy na temat swojej urody. Asystował też Monice podczas strzelania do tarczy. Wtedy przeżywała dreszcze emocji z powodu jego bliskości, kiedy korygował jej pozycję strzelecką. Raz poprosił o przetestowanie karabinu snajperskiego Mosin z teleskopowym celownikiem. Potem masował dziewczynie obolały bark spowodowany odrzutem tej broni. Zauważył to Mutynia.

Co, kapitanie, bierzecie się już za piętnastolatki? Przecież macie żonę i dzieci w jej wieku? – sarkastycznie przyciął Ulweckiemu w pobliżu generała Krzemienia.

Przez pewien czas kapitan zdawał się unikać Moniki. Mimo to spoglądali na siebie ukradkiem, a raz nawet puścił do niej oko. Myśl o upieczeniu dwóch pieczeni na jednym ogniu podekscytowała ją. Mogła zwrócić się do niego o pożyczkę i byłaby to okazja do spotkania. Chciała też zemścić się na Mutyni za pozostawienie jej i siostry na pastwę losu. Prawdopodobnie pogłoski o jej romansie mogłyby go zaboleć. W notesiku znalazła numer telefonu. Stojąc w budce telefonicznej, wyciągnęła jedną z ostatnich monet i wrzuciła do szczeliny aparatu.

Mówi Monika Jabłońska, zawodniczka z klubu strzeleckiego – powiedziała, słysząc w słuchawce dziecięcy głos. – Czy mogę rozmawiać z panem Ulweckim?

Minęła chwila, gdzieś po drugiej stronie linii dobiegło do niej.

Co, znowu któraś z twoich kurewek? Monika już chciała rzucić słuchawkę. Wtedy odezwał się kapitan.

Ulwecki, słucham.

Tu, Monika Jabłońska. Ostatnio nie byłam w klubie, ponieważ mam trudną sytuację w domu i chciałabym porozmawiać o tym osobiście. Czy moglibyśmy się spotkać na rogu, tam gdzie zwykle?

W słuchawce zapanowała cisza, jakby kapitan stłumił mikrofon dłonią.

Jeśli to takie pilne powiedz generałowi, że będę w tym miejscu za czterdzieści minut.

Przez chwilę Monika była zdezorientowana. Jaki generał? Ale użył słowa „w tym miejscu”, więc musi to być gdzie zawsze. Domyśliła się, że „generał” to tylko fortel, by oszukać żonę.

Pół godziny później stała na rogu, rozglądając się za oplem Ulweckiego. Letni wiatr łopotał powiewną, kolorową sukienką oplatającą jej szczupłe ciało. Jednak tym razem, zamiast wcześniejszego poczucia dumy, że to właśnie z powodu jej uroku przystojny kapitan woził ją samochodem, dominowało uczucie głodu i upokorzenia. Zdawała sobie również sprawę, że jeśli kapitan zaprosi ją gdzieś na posiłek i zgodzi się pożyczyć trochę pieniędzy, będzie musiała iść z nim do łóżka. Z powodu bolesnych skurczów żołądka marzenia o bliskości muskularnego ciała kapitana opuściły ją już wiele dni temu. Poza tym wciąż była dziewicą. Jej dotychczasowe doświadczenia ograniczały się do pocałunków i pieszczot z chłopcami w jej wieku. Bez względu na walory partnerów zawsze konsekwentnie broniła dostępu do najbardziej intymnej części ciała. Ulwecki nigdy nie próbował się do niej dobierać, choć zapewne był wytrawnym kochankiem i Bóg jeden wie, ile dziewczyn pozbawił niewinności.

Dwie godziny później siedziała przy stole w przydrożnej gospodzie. Podczas kolacji wypili po dwie pięćdziesiątki wyborowej. Poczuła euforię, jej problemy rozproszył rozchodzący się po ciele alkohol. Nawet zaczęło się jej podobać początkowo obce wnętrze gospody, jakże inne od znanych pomieszczeń. Zdobiły ją stare akcesoria kuchenne, ludowe gobeliny i wiejskie pejzaże. Na drugim końcu karczmy kończyła posiłek tylko jedna para, po czym wspięła się na piętro po skrzypiących schodach. Niedługo potem i ona poszła z Ulweckim do wynajętego na piętrze pokoju.

 

Minęły trzy dni i Monika była zdecydowana na następne spotkanie z kochankiem.

Myśli o nocy w łóżku z nagim mężczyzną wzbudzały dreszcze rozchodzące się po całym ciele. W pewnym sensie była z siebie dumna; dzięki pieniądzom otrzymanym od kapitana, lodówka była pełna jedzenia. A zostało jej jeszcze dwadzieścia złotych. Po szóstej, kiedy wiedziała, że Ulwecki będzie w domu, wybiegła z mieszkania, żeby do niego zadzwonić. Chętnie okazałaby mu wdzięczność. Na półpiętrze prawie wpadła na Mutynię. Kipiał z wściekłości.

Przyszedłem ci powiedzieć, że zrobiłaś z siebie szmatę. Cała Legia wie, że cię pierdolił.

Jak to?

Ty, głupia, nie wiesz, jak to jest? Wystarczy pochwalić się przy kielichu.

 

 

Po tygodniu lodówka świeciła ponownie pustką. Tym razem postanowiła odwiedzić starszą koleżankę z sąsiedniej bramy. Monice imponowała piękna blondynka Mariola. Zachwycała się jej seksowną figurą i drogimi ciuchami. Osiemnastoletnia sąsiadka mieszkała sama. Sądząc po garderobie, sprawiała wrażenie osoby dobrze radzącej sobie w życiu. Jej młodszy brat, kiedyś inicjator zabaw w Warszawskich Powstańców, siedział od roku w poprawczaku. Także ich matka rzadko odwiedzała pozostawione mieszkanie. Żyła podobno z bogatym rencistą, właścicielem kiosku warzywnego na Pradze. Przed dwoma laty Monika zaimponowała Marioli. Do piwnicy ich bloku przyniosła wiatrówkę i blaszane pudełko ze śrutami. Zorganizowała konkurs strzelecki dla chłopaków z sąsiedztwa. Razem z bratem pojawiła się urodziwa Mariola. Jej obecność ożywiła młodocianych uczestników. Trzynastoletnia Monika całkowicie zdeklasowała starszych wyrostków, ledwo trafiających z dziesięciu kroków w tarczę.

Długonoga piękność z sąsiedztwa wygłosiła wtedy zjadliwy komentarz pod adresem umizgujących się do niej chłopców.

– Strugacie chojraków, ale jakby była wojna, to taka panienka wystrzelałaby was jak kaczki.

Zapytała też Monikę, czy nie nauczyłaby ją strzelać. Spotkały się w piwnicy parę razy, lecz Mariola nie okazała się cierpliwą uczennicą. Albo się gdzieś spieszyła, albo sprawiała wrażenie nieobecnej. Często odkładała pneumatyczny karabin i podchodząc do piwnicznego okienka, patrzyła, czy pod jej bramę podjechał na skuterze przystojny elegant, z którym miała romans. Później się okazało, że właściciel lśniącej lambretty, którego wypatrywała starsza koleżanka, był żonaty i miał dwójkę małych dzieci. Niezapomnianym wydarzeniem sprzed ponad roku stał się pożar przed bramą Marioli.

Monika właśnie sprawdzała miękkość gotowanych ziemniaków, gdy dobiegł ją z zewnątrz trzask pękającego szkła. W chwilę potem zatrzęsły się szyby od dwóch głuchych detonacji i pojaśniało w kuchni. Podbiegająca do okna piętnastolatka zobaczyła płomień sięgający drugiego piętra. Z bramy naprzeciwko wyskoczył rozpaczliwie wzywający pomocy kochanek Marioli. Paliła się jego lambretta, a on usiłując opanować ogień, sam doznał oparzeń. Jednoślad ugaszono dopiero po akcji straży pożarnej. Właściciel zgliszcz skutera prezentował się żałośnie; z nadpalonego garnituru pokrytego gaśniczą pianą unosiła się mgiełka pary. Do karetki pogotowia wsadzili go przemocą strażacy. Parę dni później, przy zaczernionym jeszcze od spalenizny chodniku, zatrzymał się milicyjny radiowóz i z bramy wyprowadzono skutego kajdankami brata Marioli.

 

Od tego czasu w życiu atrakcyjnej blondynki zaszło wiele zmian. Wielokrotnie przyjeżdżała pod dom taksówką.

– To zwykła kurewka, co puszcza się za pieniądze – stwierdziła jedna z sąsiadek.

Monika poczuła się dotknięta. Była właśnie w sklepie, czekając na swoją kolejkę, gdy zza pleców plotkary zauważyła niecodzienną w ich dzielnicy scenę. Mariola, oparta biodrami o błyszczący kabriolet ze szwedzką tabliczką rejestracyjną, rozmawiała z siedzącym obok kierowcy mężczyzną. Na tle bezbarwnych przechodniów wyróżniał ją wygląd filmowej gwiazdy, która przez przypadek znalazła się w niewłaściwym miejscu. Ten widok wywołał w Monice skojarzenie z kolorowymi zdjęciami w zagranicznych magazynach mody lub brukowcach publikujących artykuły o życiu celebrytów. Zafascynowała ją starsza koleżanka. Miała rację, pozbywając się wymuskanego cwaniaka ze spalonym skuterem – pomyślała z uznaniem o sąsiadce. Wzdrygnęła się, przypominając sobie noc z Ulweckim. Bydlak jak ten od skutera. Zamiana poprzedniego amanta na towarzystwo zagranicznych przystojniaków wcale nie dowodziła, jej zdaniem, że Mariola była dziwką.

 

* * *

 

– Odbiło ci? Czemu mnie tak wcześnie budzisz? Chcesz, żebym poszła z tobą postrzelać? – zdziwiła się nazajutrz Mariola na widok Moniki.

– Nie chodzi o strzelanie. Nie masz czegoś do jedzenia? – zapytała piętnastolatka.

– Wejdź. Nie będziemy rozmawiały na korytarzu.

Wprowadziła Monikę do pokoju mogącego uchodzić za elegancki salonik. W kącie pomieszczenia stał nieosiągalny w owym czasie dla przeciętnych obywateli telewizor Panasonic, obok dwie kolumny głośników i adapter Grundig.

– Usiądź – powiedziała – a ja przygotuję parę kanapek.

Mimo rozrzuconych części garderoby, wnętrze zrobiło na Monice wrażenie luksusu. Blat stolika, stojącego przy kanapie, był z grubej szyby ołowiowej. Podobne stoliki widziała tylko raz w życiu, gdy w towarzystwie Mutyni, szukającego jakiejś ważnej osobistości weszła do kawiarni przy Hotelu Europejskim. Panujący w pomieszczeniu aromat, podobny do zapachu w sklepie Peweksu, potęgował jeszcze to wrażenie.

– Nie wiedziałam, że tak ci się dobrze powodzi – zauważyła nieśmiało, gdy koleżanka weszła z talerzem pełnym kanapek.

– Trochę pomaga mi matka, ale na życie zarabiam sama – z dumą zaznaczyła Mariola.

– Czy wiesz – dodała po chwili – że jesteś bardzo ładną dziewczyną?

Monika uśmiechnęła się do Marioli, po czym zaskoczyła ją pytaniem:

– Nie poradziłabyś mi, jak zarabiać pieniądze? Mogę robić wszystko. Byle nie klepać biedy. Chciałabym pracować – dodała, widząc w oczach koleżanki cień podejrzliwości.

– Sąsiedzi mówią, że zarabiam dupą. Ty też tak myślisz?

– Nie wiem, co robisz, ale zawsze mi imponowałaś.

Mariola zaciągnęła się papierosem i spojrzała wnikliwie na Monikę.

– Jeśli chcesz, to pojedziemy dzisiaj do miasta. Poznam cię z kilkoma kolegami. Jednak uważaj, paru z nich to bezwzględne typy. Mogą chcieć cię wykorzystać – ostrzegła.

Monika poczuła mocne bicie serca.

– Przyjdź po południu, gdzieś koło trzeciej – zachęciła ją Mariola. – Pomogę ci zrobić coś z włosami. Przydałoby się też trochę makijażu, bo wyglądasz jak pensjonarka z przyklasztornej szkółki.

– Ale ja nie mam nic ładnego do ubrania – wyrzuciła z siebie Monika.

– Coś dla ciebie znajdę. Jesteś zgrabna, we wszystkim będzie ci do twarzy – pocieszyła ją koleżanka.

Rozdział 6 Kozioł ofiarny

 

Lolo stał się typowym i odstraszającym przykładem esbeckiego agenta, który sprzeniewierzył się zasadom instrumentalnego traktowania cichodajek. Jego oficerem prowadzącym był Adam Łukomski. Lola wytypowało SB po jego brawurowej ucieczce z więzienia w Rawiczu, podczas której wykazał się niezwykłym sprytem i odwagą. Pojmany przez milicję, dał się zwerbować jako tajny współpracownik. Organom władzy zależało na werbowaniu odważnych i przedsiębiorczych tajnych agentów, tacy łatwiej penetrowali środowiska przestępcze i zalążki rodzącej się opozycji. Latem 1971 roku, mającemu za sobą pięcioletni pobyt w zakładach karnych szpiclowi, przydzielono zadanie wprowadzenie esbeka Adama do kręgów warszawskiego światka przestępczego. Po pewnym czasie i kilku wspólnych akcjach, między Adamem i odważnym kryminalistą nawiązała się nić przyjaźni. Ku niezadowoleniu bezpieczniackich mocodawców, Lolo, wydający się twardzielem, rozczarował Adama oraz nadzorującego resortowe przedsięwzięcia majora MSW Piwnika. Pracujący dla bezpieki kryminalista zakochał się w Marioli – sąsiadce nieletniej Moniki. Mariola, jako dewizowa prostytutka, także wówczas zaczynała współpracę z peerelowskimi służbami. Starszą koleżankę piętnastolatki włączono do akcji o kryptonimie ŻETONY. Seksowna blondynka odwzajemniła miłość Lola. Jednak ich wzajemne uczucie kolidowało z zadaniem narzuconym przez mocodawców Marioli. Akcja Żetony, obok innych esbeckich działań, miała otworzyć śluzę, przez którą wpłynęłaby dla wywiadu PRL pokaźna ilość twardej waluty.

 

Wiosną 1971 roku, po grudniowej masakrze dokonanej przez milicję i wojsko na bezbronnej ludności Wybrzeża, w polityce wewnętrznej Polski zaszły duże zmiany. Nowa ekipa komunistycznych przywódców pod wodzą Edwarda Gierka przystąpiła do realizacji obiecanego narodowi postulatu o bardziej ludzkim obliczu socjalizmu. Zmieniono politykę gospodarczą, zawierając niefortunne umowy handlowe z krajami zachodniej Europy. Przedsięwzięciem, na które zwróciła uwagę Służba Bezpieczeństwa, stało się otwarcie dziesiątków salonów gier hazardowych. Do sieci lokali rozrywkowych w całej Polsce sprowadzono parę tysięcy amerykańskich automatów, zwanych jednorękimi bandytami. Amatorzy hazardowych profitów wrzucali do nich setki tysięcy oryginalnych żetonów. Takie same żetony wrzucano w podobnych salonach w krajach położonych za żelazną kurtyną. W Polsce żeton kosztował trzy złote, a w krajach zachodnich około dolara. Przelicznik więc był prosty: czarnorynkowa cena dolara wynosiła w Polsce około stu złotych, więc zysk po sprzedaniu żetonu wymienionego na przykład w Szwecji, był ponad trzydziestokrotny. O takim przeliczniku cinkciarze mogli tylko pomarzyć. Uknuty plan był prosty, należało żetony wykupić i przemycić na zachód, następnie wymienić w kasach salonów szwedzkich, zachodnioniemieckich, holenderskich, lub w innych spoza żelaznej kurtyny.

 

Jako jednego z wielu kozłów ofiarnych, przeznaczonego do transportu żetonów z Warszawy do Sztokholmu major Piwnik wyznaczył Wacka Jóźwika, młodego Warszawiaka, zamieszkałego na stałe w Szwecji, który planował przyjazd do Polski. Major MSW, dane personalne figuranta otrzymał szyfrem z polskiego konsulatu w Sztokholmie. Uzyskane zostały podczas formalności, jakie dopełniał, załatwiając wizę wjazdową do Polski Ludowej. Ten nieświadomy rozgrywającej się wokół niego intrygi były pensjonariusz zakładu poprawczego, rówieśnik Adama Łukomskiego, miał być przejęty w Warszawie.

Wacek Jóźwik znalazł się w Szwecji przed ponad dwoma laty dzięki ożenkowi z Żydówką, która opuściła Polskę po masowym wydaleniu Żydów w 1968 roku. Już od dawna pragnął odwiedzić swoją rodzinę i spotkać się z kolesiami z ulicy Targowej na Pradze. Do Świnoujścia płynął promem Skipper Clement zaopatrzony w szwedzki paszport z pieczęcią peerelowskiej wizy. Ekscytowała go perspektywa zaprezentowania dwóm młodszym siostrom, kuzynom oraz szemranym kolesiom, nowego nabytku, trzynastoletniej limuzyny Mercedes Sedan. Możliwość pokazania się znajomym z dzielnicy w nowej skórzanej kurtce i ciemnych okularach marki Gucci, w dodatku za kierownicą niemożliwego do osiągnięcia przez kolegów mercedesa, rozpierała go dumą. Przy okazji chciał udowodnić ojcu alkoholikowi – szmalcownikowi z czasów okupacji – że był w błędzie, potępiając wybraną przez niego żonę.

 

– Żydówa w mojej rodzinie? Po moim trupie! – brzmiały mu w głowie zapamiętane słowa rodzica, gdy wyznał mu plan emigracji na zachód razem z potajemnie poślubioną sympatią.

Młoda żona, Żydówka, za własne pieniądze kupiła pomarańcze i ananasy dla jego sióstr, ponadto, dwadzieścia tabliczek bakaliowych czekolad Ritter oraz trzy swetry z szetlandzkiej wełny. Te drogocenne dary dla biednych Jóźwików z trudem wiążących koniec z końcem (oczywiście z winy ojca alkoholika), spoczywały w bagażniku lśniącej limuzyny. Auto błyszczało wypolerowane pastą, kupioną specjalnie na tę okazję. Granatowy mercedes stał unieruchomiony podłożonymi pod koła klockami, tak by nie przesunął się w trakcie kołysania promu. Ulokowany był w ładowni, na pokładzie transportowym wraz z innymi samochodami, których większość stanowiły ciężarówki. Wacek, wysoki blondyn wyelegantowany zgodnie z panującymi w stolicy Szwecji kanonami mody, parokrotnie wymykał się na pokład samochodowy. Wsiadał do nowego nabytku i przeglądając się w lusterku umieszczonym nad przednią szybą, stroił uwodzicielskie miny, by sprawdzać doskonałość rysów twarzy.

 

– Napijesz się koleś kielicha? – zagadnął go, siedzący przy barze w restauracji promu, podobnie do Wacka modnie ubrany młody mężczyzna. – Jurek jestem – przedstawił się współpracujący ze służbą bezpieczeństwa cinkciarz ze Szczecina. – Chodź, jebniemy po jednym głębszym – zwrócił się śmielej, do wahającego się Wacka.

– Jestem kierowcą – odpowiedział Warszawiak. – Muszę dojechać do rodzinki na Pragie, aż do stolicy.

– Kładź chuja na jebaną milicję. Jak po secie dmuchniesz w balonik, to nawet nie zobaczą.

 

Po trzeciej szklaneczce Finlandii, zabarwionej pomarańczowym sokiem z kostką lodu, Wacka ogarnęła euforia:

– Targam, kurwa, do Polski mercedesa! Kumasz koleś? Będę panem na dzielnicy. Zanim wyjechałem na zachód, byłem zwykłą łajzą. A teraz? Jak mnie zobaczą dziwki, to się poszczają na widok mojej fury.

– Ja mam, Wacek, inny problem – przerwał przechwałki rozmówcy cinkciarz ze Szczecina. – Jak masz jaja, to dupy możesz zmieniać jak rękawiczki, a matkę ma się tylko jedną. Moja jest chora i potrzebuję waluty na jej zagraniczne leki – dodał, przybierając dramatyczny wyraz twarzy. – Mógłbyś mi pomóc i sprzedać parę setek koron. Zapłacę jak na czarnym rynku.

 

Z faktu, że został oszukany jak dęty frajer, Wacek zdał sobie sprawę, gdy płacił za ropę do mercedesa na stacji benzynowej w Międzyzdrojach. W złożonym na pół pliku banknotów, które cinkciarz odliczał, kładąc na swój portfel nominały pięćsetzłotowe z wizerunkiem górnika, były tylko dwie pięćsetki1. Reszta, trzymanej w dłoni sterty pieniędzy zamieniła się, jakimś niepojętnym sposobem w pięćdziesiątki, a nawet nominały dwudziestozłotowe.

– Jak ten, chuj, to zrobił?! – krzyknął Wacek przy kasie stacji paliwowej. – Jak go dopadnę, to skurwysyna zabiję! – wrzasnął, przeklinając szczecińskiego cinkciarza.

Wystraszył patrzącą na niego z niepokojem kasjerkę w fartuchu opatrzonym parcianą naszywką ze spranym napisem CPN.

Proszę się tak nie wyrażać – zaatakowała kasjerka zrozpaczonego młodego mężczyznę. – Czuć od pana alkohol. W takim stanie prowadzić samochód? Mogę zaraz wezwać milicję.

1„Wajcha na portfel” - tak nazywa się trik użyty przez szczecińskiego cinkciarza. Polega na kładzeniu na portfel banknotów o dużych nominałach równych kwocie ustalonej w czasie dogadywania transakcji. Tymczasem cinkciarz-oszust ma pod spodem przygotowaną podobną co do grubości warstwę banknotów i tylko na wierzchu parę banknotów o wysokich nominałach. Sztuka polega na odwróceniu uwagi, tego, kupującego złotówki. Na przykład słowami: Zobacz, czy ktoś się nie patrzy. Widząc, że frajer się rozgląda. Cinkciarz przekręca portfel i wręcza wielokrotnie pomniejszoną kwotę.

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Kazjuno · dnia 19.06.2019 02:43 · Czytań: 645 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 28
Komentarze
Usunięty dnia 20.06.2019 10:02
Jeśli to ma być część książki, to się obroni ta ilość drobiazgów, ale jeśli krótszy tekst, to moim zdaniem nie. Za dużo szczegółów. Ot, choćby ten przykład:
Cytat:
Ulokowany był w ładowni, na pokładzie transportowym wraz z innymi samochodami, których większość stanowiły ciężarówki.

Po co komu taka informacja? Do treści, akcji czy klimatu nic nie wnosi. I takich drobiazgów jest mnóstwo.

Znalazłem jeden błąd inny niż interpunkcja: (pewnie było ich więcej)
Cytat:
Przedsięwzięciem, na które zwróciła uwagę Służba Bezpieczeństwa, stały się dziesiątki salonów gier hazardowych,

w pierwszej części masz liczbę pojedynczą, a w drugiej mnogą.


Pozdrawiam.
Kazjuno dnia 20.06.2019 10:37
Dzięki Antosiu za przeczytanie.
To jest bardzo długie opowiadanie - już mam 11 rozdziałów - ale czy to będzie książka? Chyba nie, a może książeczka, bo przewiduję około 100 stron i dopisać muszę jeszcze 4, a może 5 rozdziałów.

Jednak chcę bronić (choć nie jestem pewien, czy w pełni zasadnie) poniższego cytatu:
Cytat:
Ulokowany był w ładowni, na pokładzie transportowym wraz z innymi samochodami, których większość stanowiły ciężarówki.

Opisuję tu wprowadzoną do epizodu "Żetony" postać Wacka, chcąc przedstawić jego stan ducha. Maluję scenę, gdy natchniony życiowym sukcesem (wszak targa do Warszawy mercedesa) popada w narcystyczne samouwielbienie. W tejże okrętowej ładowni, siedząc za kierownicą wiezionego "skarbu", we wstecznym lusterku zachwyca się doskonałością własnego odbicia. Nie wyrzucałbym tego opisu, dużo mówi o "bohaterze".

Także broniłbym drugiego cytatu:
Cytat:
Przedsięwzięciem, na które zwróciła uwagę Służba Bezpieczeństwa, stały się dziesiątki salonów gier hazardowych,

Jednym przedsięwzięciem władz Gierka (a może to i jego osobisty pomysł) było stworzenie sieci salonów gier. Więc jedno przedsięwzięcie w efekcie powstaje wiele salonów. (Liczba pojedyncza i w tym samym zdaniu mnoga).
Czy to jest błąd?
Co do interpunkcji, za co Ci jestem bardzo wdzięczny, to przepuściłem ją przez podarowany mi przez Ciebie elektroniczny korektor. Powinna być OK.

Serdecznie pozdrawiam, życząc świątecznego relaksu.
Usunięty dnia 20.06.2019 10:50
Z drugim przykładem masz rację.
A co do interpunkcji to Ci mówiłem, że LT nie jest idealny. To, co u Ciebie występowało najczęściej, to brak przecinków przy oddzielaniu wołaczy, np: To jest, Staszku, cukier.
I poza tym:
Cytat:
Przez dwa ty­go­dnie zno­sił coraz gor­szy ba­ła­gan, pa­nu­ją­cy w miesz­ka­niu.

niepotrzebny przecinek. Nie zawsze go dajemy przy imiesłowach przymiotnikowych - poczytaj o tym.

Pozdrawiam.
Kazjuno dnia 20.06.2019 11:58
Dzięki Antosiu za wyjaśnienia i propozycję pogłębiania wiedzy o języku literackim.

Miłego dnia
d.urbanska dnia 21.06.2019 16:58
Witaj miły autorze :) Tekst ciekawy i bogaty. Ale... Na początek cytat : "Po tej obeldze powiedział Monice, że przelała się miarka."" Miarka się przebrała, zaś przelać może się czara goryczy - takie są kanony. Poza tym masz nieustającą tendencję do ogromnej ilości zbędnych szczegółów, które niepotrzebnie zaciemniają tekst. Cytat: "Po chwili z bramy naprzeciwko wyprowadzono brata Marioli. Sprawca detonacji koktajli Mołotowa miał zaciśnięte bransoletkami kajdanków ręce, spięte z tyłu, na wysokości pośladków." Spokojnie wystarczyłoby "Po chwili z bramy naprzeciwko wyprowadzono skutego kajdankami brata Marioli" Albo cytat: "– Nie wiedziałam, że ci się tak dobrze powodzi – nieśmiało odezwała się przybyła dziewczyna do wchodzącej koleżanki z talerzem zawierającym kanapki z wędliną, ubarwioną drogimi o tej porze roku plasterkami pomidora." = – Nie wiedziałam, że ci się tak dobrze powodzi – nieśmiało odezwała się przybyła do koleżanki z talerzem kanapek z wędliną, ubarwioną drogimi o tej porze roku plasterkami pomidora. Przybyła dziewczyna to za dużo, podobnie jak gospodyni mieszkania (spokojnie wystarczy gospodyni). To tylko niektóre uwagi stylistyczne, ale sztuka opowiadania ok. Sorry, że nie mogę się powstrzymać przed poprawianiem, ale tak już mam. Jakaś purystka we mnie siedzi :) Pozdrawiam.
Kazjuno dnia 22.06.2019 06:51
D.Urbanska,
Twoje wizyty mnie nobilitują, a spostrzeżenia są tak celne, że byłbym głupcem, gdybym nie wziął ich pod uwagę.
Poprzednie Twoje i Antoniego krytyki skłoniły mnie do przeróbek i naniosłem je do zgromadzonego poza PP tekstu Gry. Tu w Portalu Pisarskim jakoś nanosić mi się nie chce, choć technicznie jest to możliwe.
Także przerobię tekst powyższy i jestem przekonany, że po wprowadzeniu korekt w duchu Twoich uwag, te dwa rozdziały zyskają na jakości.
Więc mimo rumieńca wstydu, że z taką łatwością obnażyłaś kalectwo mojego warsztatu, jestem Ci wdzięczny i kłaniam się z pokorą.
Kończąc, całuję Twoją dłoń Madame i serdecznie pozdrawiam, życząc miłej niedzieli.
Kj
PS Odpisałem z opóźnieniem, bo wczoraj przemieszczałem się z Wałbrzycha do stolicy.
Marek Adam Grabowski dnia 22.06.2019 11:43
No i mamy trzecią część. Cenię w twej twórczości umiejętność oddania PRL-wskiego klimatu. Jednak sama fabuła tym razem mnie zawiodła. Nie widzę tutaj związku logicznego z poprzednimi częściami. A to co napisałeś też nie zachwyca. Najpierw mamy (może miły, ale na pewno nie porywający) opis życia jakiś małolaty, a potem ni z gruszki ni z pietruszki przechodzimy do historycznego felietonu.

Pozdrawiam
Ps. 100 stron to książka. Mała, ale książka.
al-szamanka dnia 22.06.2019 18:15 Ocena: Świetne!
A ja Ci daję świetne, bo ani nie rażą mnie detale, wręcz przeciwnie, a na interpunkcję przestałam zwracać uwagę.
Masz bardzo soczysty i barwny styl, potrafisz wciągnąć czytelnika.
Akcja toczy się wartko i łatwo wyczuć, że to nie jakieś zmyślone powiastki, ale że rzeczywiście wszystko to się działo.
W związku z tym mam pytanie.
Czy nazwiska osób są prawdziwe?
Bo jeżeli tak, to wiesz... prawo, ochrona wizerunku itp.
Czekam na cdn.

pozdrawiam :)
Kazjuno dnia 22.06.2019 18:55
Urocza, Al Szamanko
Przede wszystkim bardzo dziękuję za przeczytanie, miły wpis i wspaniałą ocenę.

Przyznam się, że wdepnąłem na grząski grunt. Najpierw pisałem ad muzom, czyli tak dla siebie, nie myśląc, że będę to publikował. No i coś mnie podkusiło. Nie zmieniłem części nazwisk. Oczywiście przewiduję kłopoty, ale istnieje techniczna możliwość usuwania tekstów. I chyba skorzystam z tej opcji, a puki co "hulaj dusza piekła nie ma"... W wersji papierowej, którą mam w planie zamierzam pozmieniać wszystkie nazwiska i imiona.

Ponadto wysoko oceniam Twoją spostrzegawczość. Ta opowieść jest rzeczywiście do bólu oparta na faktach. Coś tam musiałem sobie wyobrazić. Na przykład podróż Wacka promem ze Szwecji i jego stany emocjonalne. Jednak osobiście go poznałem w czasie akcji Żetony, o czym będzie wkrótce.

Pozdrawiam, Kj
Madawydar dnia 24.06.2019 11:42 Ocena: Świetne!
Witaj Kaz

Powiem krótko. Temat mnie wciągnął i teraz czytam jak powieść w odcinkach. To zresztą dla mnie nic nowego, bo w PRL-u takie fragmenty powieści, czy dłuższych opowiadań często pojawiały się w różnych gazetach i czasopismach, ba nawet na niektóre z nich czekało się z niecierpliwą ciekawością do następnego wydania numeru niczym na kolejny odcinek ulubionego serialu. Rzeczywiście sporo tu wątków i wciąż pojawiają się nowe. Boję się, że z czasem się tu pogubię kto jest kto i kto kiedy i gdzie....Może dobrze by było co jakąś szpaltę wstawić czytelnikowi jakieś przypomnienie?
Czekam następnego numeru zatem.

Pozdrawiam .

Madawydar
Kazjuno dnia 24.06.2019 12:48
Cześć Szacowny Madawydarze
Wiesz, jestem Ci podwójnie wdzięczny. Poza komplementami - nie oszukujmy się, każdy autor jest na nie łasy - dołożyłeś mi bardzo cenną podpowiedź!
Tak, Ty nie pierwszy zwróciłeś mi uwagę, że kreowana w Grze dramaturgia, jest coraz to bardziej nie przejrzysta.
I tak zrobię.
W tej chwili nie mam czasu, bo powinienem taką wstawkę już tu instalować. Chwilowo jestem w Warszawie, ale jak wrócę do swojego ciemnogrodu naszpikuję poprzednie kawałki i najnowsze wstawkami.
Brawo, Madawydarze! Poza literackim talentem, jesteś bardzo bystrym facetem.

Pozdrawiam, Kj
Madawydar dnia 25.06.2019 11:18 Ocena: Świetne!
Dzięki Kaz. :)
Miladora dnia 24.04.2020 19:07
Przyszłam w celach zwiadowczych, Kaziu. :)

Napisałeś:
Cytat:
Zastanawiam, czy malowanie tak obszernego tła wydarzeń tamtych lat
jest potrzebne, bo osią wydarzeń ma być Monika, ja i Romek Waszkiewicz.
Tymczasem rozwijam wątki poboczne i sam nie wiem, czy potrzebnie(?).

Tło wydarzeń na pewno jest potrzebne, bo daje czytelnikowi pojęcie o czasach, w których żył narrator. Tyle tylko, że nie trzeba od razu pisać całej historii Polski. ;)
Wątki poboczne także można wplatać w tekst, bo przybliżają osoby i zdarzenia związane z bohaterem. Jednak - gdy nagle czytelnik przestaje rozróżniać, co jest osią tekstu, a co dygresjami, to znaczy, że autor przedobrzył.
Skutek jest taki, jak w przypadku szwedzkiego stołu, na którym zapobiegliwi gospodarze umieścili nadmiar potraw - bardzo szybko traci się apetyt.
Nie stosuj więc niemądrej polskiej zasady "zastaw się, a postaw się", bo konsumenci wyjdą z bólem żołądka, a Ty z pustą kieszenią, czyli bez kolejnych chętnych. ;)

Cytat:
My­śla­łem nawet o włą­cze­niu jej do kadry na­dziei olim­pij­skich na igrzy­ska w Mo­na­chium – wy­ra­ził roz­cza­ro­wa­nie ho­no­ro­wy pa­tron za­wo­dów i za­ra­zem pre­zes Pol­skie­go Związ­ku Strze­lec­kie­go.

To jeden z nadmiernie rozbudowanych przez Ciebie dialogów. A jest ich cała masa.
Powiedz mi, jakie znaczenie dla opowiadanej historii i jej czytelników mają tego typu szczegóły?
Żadnego, prawda?

Kaziu - nie możesz folgować swojej chęci opowiedzenia w s z y s t k i e g o. ;)
Ścinaj takie szczegóły, bo cierpi na tym konstrukcja opowieści, jej przejrzystość i tempo.

Cytat:
opa­trzo­nym par­cia­ną na­szyw­ką ze spra­nym oleo­dru­kiem CPN.

Nadrukiem. Oleodruk to zupełnie coś innego. ;)

No to do następnego razu. :)
Kazjuno dnia 24.04.2020 23:30
Jest, Milu, późny wieczór i jestem w trakcie nanoszenia Twoich poprawek.
Generalnie, gdy idzie o Twoje odchudzanie tekstu zgadzam się prawie w pełni. Ale prawie. W poprzednich rozdziałach trochę bolało mnie amputowanie wątku snajperskiej przeszłości Mutyni. Ale pewnie miałaś rację. Tu razi Cię Moniki sportowa przeszłość - zawodniczki sekcji strzeleckiej. W dalszej części to będzie miało znaczenie. Znałem Monikę i ta dziewczyna mimo przywar miała żyłkę sportowca, do jej strzelectwa będę jeszcze wracał w dalszym rozdziale. Ponadto jestem przekonany, że jej sportowa przeszłość wzmocniła ją psychicznie, nabrała pewności siebie, nie dała się złamać życiowym przeciwnościom. Fakt, że po kozacku wspięła się na wysokie szczeble kariery modelki, dowiódł siły jej charakteru, co zawdzięczała strzeleckiej spostrzegawczości i odwadze.
Stanowczo upieram się, że to ważny wątek, którego nie chcę pominąć. Pamiętam jej mieszkanie i matkę (ojciec siedział za kratami) - niziny społeczne. A jednak się przebiła do high life'u.
To tyle na razie. Wracam do poprawek. Trochę dzisiaj zawaliłem pracę przy tekstach. Czułem, że po paru dniach braku ruchu flaczeją mi mięśnie, Byłem na 2 godzinnej zaprawie (pojutrze gram z młokosem mecz na korcie).

Dzięki Milu za komentarz, w ogromnej mierze przyznaję Ci rację.

Serdecznie pozdrawiam, do jutra.

PS Rażą mnie te pogrubienia na początku. To kiks którego nie potrafiłem naprawić. Dzisiaj szkoda mi czasu.
Miladora dnia 24.04.2020 23:49
Kazjuno napisał:
Tu razi Cię Moniki sportowa przeszłość - zawodniczki sekcji strzeleckiej.

A gdzie napisałam, Kaziu, że mnie razi? :)
Ja tylko przestrzegałam Cię przed nadmiernym rozbudowywaniem pobocznych wątków.
Temat Moniki nadawałby się na osobne opowiadanie - co może kiedyś i zrobisz.

Kazjuno napisał:
W poprzednich rozdziałach trochę bolało mnie amputowanie wątku snajperskiej przeszłości Mutyni.

Samo pączkujące opowieści zwykle kończą się na znajomym znajomego znajomego znajomego znajomego znajomego głównego bohatera. ;)))
Mutynia jest znajomym matki dziewczyny znajomego głównej postaci. To chyba zbyt odległe pokrewieństwo, by trzeba było umieszczać w tekście jego pełny życiorys. ;)

Do miłego jutra. :)
Kazjuno dnia 25.04.2020 07:35
Znowu jeśli idzie o pryncypia masz rację. Może i trochę burzę paroma zdaniami o Mutyni tempo rozwoju akcji, ale tam było (bo zgodnie z Twoim życzeniem umniejszyłem znaczenie kochanka Moniki matki) parę zaledwie słów więcej.
Pewnie zapytasz: "po co mi one były"?
Odpowiedź: To powieść wielowątkowa, w której buduję obraz epoki wraz z jej tłem.
Osobiście mam sentyment do snajperów, bo sam miałem pewne dane na snajpera. Od dziecka uczyłem się strzelać. Ojciec z koksownianej Ligi Przyjaciół Żołnierza przynosił do domu wiatrówki. Potem na obozie wojskowym dla studentów, fajny instruktor strzelectwa (chyba były snajper) wykorzystał mój talent(?) jak zobaczył, że na 100 metrów w dziesiątce umieściłem trzy pociski z kałacha. Załadował mi 12 naboi do magazynka i powiedział, żebym zrobił zaliczenie dla czterech studentów, którzy nie trafiali w tarczę. Marni strzelcy leżeli obok na stanowiskach i nie oddali jednego strzału. Ale "załatwiłem" im zaliczenia. Snajperzy to nieprzeciętni żołnierze, muszą sobie radzić w nietypowych warunkach. Wymyśliłem grochówkę na boczku, bo i moim hobby jest gotowanie. Zupełnie "poza kadrem" GRY pozostawiam wojskową przeszłość Mutyni - tu już rzeczywiście uciekłbym od głównego tematu, ale wysłałem paru zdaniowy sygnał "snajper", a potem instruktor w sekcji Legii więc w domyśle nie byle kto, musiał mieć jakieś bojowe zasługi skoro Legia - klub wojskowy najważniejszy do dzisiaj - dała mu fuchę trenera i możliwość obracania się wśród generałów, przecież był co najwyżej podoficerem.
Tu w komentarzu, mając możliwość dawania upustu gadulstwu, (za Mutynię skażę Cię" na wysłuchanie już zupełnie nieistotnej dla tematu anegdoty).
Przesiadywałem trochę na kortach Legii, grywając też tam z Zanussim i przyjaźniąc się z reprezentantem Polski w tenisie (Jackiem Niedźwiedzkim). Przy okazji bywałem w klubowej kawiarni. Zajrzałem tam też ostatnio odwiedzając syna tenisowego trenera. Na parkingu, przy kawiarni zobaczyłem wyjątkowo drogie limuzyny, a w środku dawno temu odwiedzanego lokalu siorpali kawusię faceci wyglądający na wpływowe osobistości z kręgów najważniejszej w Polsce mafii - jak się domyśliłem - to musieli być wysocy oficerowie WSI.
Ale to tak już zupełnie na marginesie.

Miłego dnia i litości/wyrozumiałości dla kalekiego autora, Kazia

PS. Czas na poranną zdrowotną pigułkę, przerzucam się do Twojego dossier.
Miladora dnia 25.04.2020 14:32
Kazjuno napisał:
i litości/wyrozumiałości dla kalekiego autora, Kazia

Jak najbardziej, Kaziu. :)
Wyrozumiałość dla autora, ale no mercy dla tekstu.
Ale nie przejmuj się - zobaczymy, jak będzie wyglądał po wykarczowaniu, a wtedy, jeżeli zajdzie taka potrzeba, zawsze można go jeszcze dopełnić kilkoma zdaniami. Bo przecież to nie jest ostateczna wersja. Tekst szlifuje się wielokrotnie.
W każdym razie nie martw się tak o swoje czesane na wszystkie strony dziecko - wyjdzie z tego cało i zdrowo.

Do miłego. :)
Kazjuno dnia 26.04.2020 23:02
Zamiast ulubionego gadulstwa wziąłem się za poprawki i staram się trzymać Twoich wytycznych.
Efekty moich samodzielnych korekt zobaczysz wkrótce.

Moc wdzięczności pomieszanej z sympatią.

Do zobaczenia, Kazio
Miladora dnia 30.04.2020 00:06
Odnośnie rozdziału piątego - nie poprawiłeś całej interpunkcji, Kaziu. : )
Pominąłeś też inne rzeczy.
Na przykład - notorycznie opuszczasz przecinki w wołaczu, chociaż Ci je wypunktowałam.
Cytat:
włą­czyć w skład dru­ży­ny(,) to­wa­rzy­szu ge­ne­ra­le.


No i nadal zostawiłeś nadmiernie rozbudowane pewne fragmenty. Zrozum, że szpikowanie opisów nic nieznaczącymi szczególikami może być nużące dla czytelnika. Dla mnie w każdym razie jest.
Cytat:
, tylko dwa były pra­wie w cen­trum za­czer­nio­nym na pa­pie­ro­wej tar­czy – jeden w „dzie­wiąt­ce” a drugi w „ósem­ce”.

Po co czytelnikowi takie informacje?

Cytat:
Wył gło­sem ran­ne­go psa,

A to po prostu zgrzyta.

Gdybym miała użyć kucharskiego porównania - tekst powinien być jak bulion, a nie wasser zupka.
Nadmierne rozwodnienie sprawia, że przestaje być smaczny. Niby jest w nim mnóstwo przypraw, ale... no właśnie. Zamiast podkreślać smak, stępiają go. ;)
Spójrz na swój tekst z boku - jak na dzieło literackie, od którego wymaga się pewnej kompozycyjnej harmonii. I przyznaj - nie zniecierpliwiłoby Cię w cudzym, rozdmuchanym jak balon tekście milion niepotrzebnych szczególików?

No to na razie. :)
I nie bądź zły, że Cię tak ścinam. Musisz wybrać - albo książkę, albo swoje ego. ;)
Kazjuno dnia 30.04.2020 00:53
Dobrze, dobrze, Milu, wywalę detale strzelectwa, choć wiesz, że lubiłem strzelanie do tarczy.
Też zmienię głos wyjącego psa, to już przyjdzie mi łatwo, bo teraz sobie przypomniałem bardzo przykre wydarzenie. Sąsiedzi mówili, że mój kochany śp. pies wył, jak uciekłem od żoneczki na wakacje. Ścisnęło mi się serce. A ten alfons od Marioli to mógł najwyżej beczeć jak baba za skuterem, który stanowił przedłużeniem jego penisa. Interpunkcję też poprawię.

Dzięki serdeczne za ponowne pochylenie się nad tekstem.

Jest mi wstyd, że kiepsko poprawiłem.

Do miłego, pozdrawiam.
Miladora dnia 02.05.2020 14:38
Nie stresuj się, Kaziu - to głównie kosmetyka. :)
Czyli coś, co potrafi umknąć nawet najlepszym.

Cytat:
pewne kło­po­ty wy­cho­waw­cze – od­po­wie­dział za­kło­po­ta­ny (Mutynia), bio­rąc

Cytat:
– Szko­da zmar­no­wać taki ta­lent(,) ko­le­go.

Cytat:
za­wie­szo­na, to­wa­rzy­szu ge­ne­ra­le – od­po­wie­dział (trener), nie po­tra­fiąc

Cytat:
tak waż­nej oso­bi­sto­ści(,) jak sto­ją­cy przed nim ge­ne­rał

Cytat:
wy­krzy­ki­wa­ne przez pi­ja­ną Le­oka­dię obe­lgi pod jego ad­re­sem.
– Wiem(,) cha­mie, że chcesz pier­do­lić moją córkę! – krzyk­nę­łana klat­kę scho­do­wą, gdy wy­cho­dził

– Wiem, chamie, że chcesz pierdolić moją córkę! – wrzasnęła kiedyś na całą klatkę schodową, gdy wychodził z Moniką na trening.
Cytat:
Po tej obe­ldze po­wie­dział Mo­ni­ce, że

Po tym zdarzeniu - obelgę masz już powyżej.
Cytat:
Po wy­da­niu ostat­nich zło­tó­wek z od pie­nię­dzy tre­ne­ra

Kosz.
Cytat:
Pierw­szą osobą, która mo­gła­by jej coś po­ży­czyć,

Jedyną osobą, która...
Cytat:
coś po­ży­czyć, był zna­jo­my Mu­ty­ni(,) młody ka­pi­tan

Cytat:
pod­jeż­dżał gra­na­to­wym Oplem-Ka­pi­ta­nem w usta­lo­ne miej­sce

Oplem Kapitanem...
Cytat:
Wtedy prze­ży­wa­ła dresz­cze emo­cji z po­wo­du jego bli­sko­ści, a cza­sem i dotyk mę­skie­go ciała, kiedy ko­ry­go­wał jej po­zy­cję strze­lec­ką.

Niegramatyczne.
- z powodu jego bliskości, a czasem i dotyku, kiedy korygował -
Cytat:
o prze­te­sto­wa­nie ka­ra­bi­nu snaj­per­skie­go (M)osin z te­le­sko­po­wym

Cytat:
– Co(,) ka­pi­ta­nie, bie­rze­cie się już za pięt­na­sto­lat­ki?

Słowa w wołaczu zawsze oddzielamy przecinkami.

Cytat:
Praw­do­po­dob­ne po­gło­ski o jej ro­man­sie mo­gły­by go za­bo­leć.

Prawdopodobnie pogłoski...

Cytat:
sły­sząc w słu­chaw­ce dzie­cię­cy głos. – Czy mogę roz­ma­wiać z panem Ulwec­kim?
Mi­nę­ła chwila, gdzieś po dru­giej stro­nie linii usły­sza­ła.
– Co, znowu któ­raś z two­ich ku­re­wek?

Minęła chwila i gdzieś z drugiej strony linii dobiegło do niej:

Cytat:
Mo­ni­ka chcia­ła rzu­cić słu­chaw­kę. Wtedy ode­zwał się ka­pi­tan.
– Ulwec­ki, słu­cham.

Mo­ni­ka już chcia­ła rzu­cić słu­chaw­kę, gdy ode­zwał się ka­pi­tan:

Cytat:
Czy mo­gli­by­śmy się spo­tkać na rogu, gdzie zwy­kle?
W słu­chaw­ce za­pa­no­wa­ła cisza, jakby ka­pi­tan stłu­mił mi­kro­fon dło­nią.
– Jeśli to takie pilne po­wiedz ge­ne­ra­ło­wi, że będę za czter­dzie­ści minut. Pa­mię­taj, na miej­scu za czter­dzie­ści minut.

Czy mo­gli­by­śmy się spo­tkać na rogu, tam gdzie zwy­kle?
W słu­chaw­ce za­pa­no­wa­ła cisza, jakby ka­pi­tan stłu­mił mi­kro­fon dło­nią.
– Jeśli to takie pilne, po­wiedz ge­ne­ra­ło­wi, że będę w tym miejscu za czter­dzie­ści minut.

Cytat:
Ale użył słowa „na miej­scu”, więc musi to być gdzie za­wsze.

Ale użył słowa „w tym miej­scu”, więc musi to być tam, gdzie za­wsze.

Cytat:
Letni wiatr ło­po­tał po­wiew­ną(,) ko­lo­ro­wą su­kien­ką opla­ta­ją­cą

Cytat:
Ale była na to zde­cy­do­wa­na.

Kosz. Nie współgra z następnym zdaniem.
Cytat:
Je­dząc go­lon­kę z puree ziem­nia­cza­nym i bu­racz­ka­mi z chrza­nem, zarów­no ona, jak

Po co ten dokładny opis? Ujmij to krócej:
Podczas kolacji oboje wypili po dwie pięćdziesiątki wyborowej.

Cytat:
Na­stęp­ne­go ranka opu­ści­li sy­pial­nię. Mo­ni­ka pod­cho­dząc do scho­dów, za­trzy­ma­ła się.
– O co cho­dzi? – za­py­tał ka­pi­tan, wi­dząc, jak twarz dziew­czy­ny wy­krzy­wia się z bólu.
– Wie­czo­rem łatwo było wejść na górę, ale go­rzej bę­dzie zejść – po­wie­dzia­ła, za­kry­wa­jąc dłoń­mi kro­cze i wska­zu­jąc źró­dło bólu.

Ten fragment zdecydowanie do kosza.
Zostawienie finału tamtej sceny w niedopowiedzeniu jest znacznie lepszym zabiegiem literackim.

Cytat:
Nie tylko ona, też sio­stra i matka już nie gło­do­wa­ły.

Do kosza - z faktu pełnej lodówki czytelnik sam się tego domyśli.

Cytat:
– Ty(,) głu­pia, nie wiesz, jak to jest?

Cytat:
Cią­gle się spie­szy­ła i nie wsłu­chu­jąc porad Mo­ni­ki, takich samych jakie udzie­lał w cza­sie tre­nin­gów Mu­ty­nia, wy­da­wa­ła się my­śla­mi nie­obec­na.

Do skrócenia.
Albo ciągle się gdzieś spieszyła, albo sprawiała wrażenie nieobecnej myślami.

Cytat:
Czę­sto od­kła­da­ła pneu­ma­tycz­ny ka­ra­bin i pod­cho­dzi­ła do piw­nicz­ne­go okien­ka, by sprawdzić, czy pod jej bramę pod­je­chał na sku­te­rze przy­stoj­ny ele­gant, z któ­rym miała ro­mans.

Żeby to zdanie współgrało z poprzednim, powinno brzmieć tak:
Czę­sto od­kła­da­ła pneu­ma­tycz­ny ka­ra­bin i pod­cho­dząc do piw­nicz­ne­go okien­ka, patrzyła, czy pod jej bramę pod­je­chał na sku­te­rze...

Cytat:
Mo­ment potem za­trzę­sły się szyby

W chwilę potem...
Cytat:
Pa­li­ła się jego lam­bret­ta, a on usiłując zga­sić ogień, sam do­znał opa­rzeń. Jed­no­ślad uga­szo­no do­pie­ro po akcji stra­ży po­żar­nej.

...a on, usiłując opanować ogień, sam doznał...

Cytat:
roz­pacz­li­wie wzy­wa­ją­cy po­mo­cy ko­cha­nek Ma­rio­li. (...) Wrzesz­cząc, wzy­wał po­mo­cy, a z nad­pa­lo­ne­go gar­ni­tu­ru ocie­ka­ją­ce­go od ga­śni­czej piany, uno­si­ła się mgieł­ka pary.

Właściciel zgliszcz skutera prezentował się żałośnie; z nadpalonego garnituru pokrytego gaśniczą pianą unosiła się mgiełka pary.

Cytat:
Ocze­ku­jąc na zakup ka­wał­ka ka­szan­ki, scho­wa­na za ple­ca­mi ko­bie­ty pa­sjo­nu­ją­cej się plot­ko­wa­niem, za­uwa­ży­ła nie­co­dzien­ną w ich dziel­ni­cy scenę.

Monika poczuła się dotknięta. Była właśnie w sklepie, czekając na swoją kolejkę, gdy zza pleców plotkary zauważyła...

Cytat:
Ma­rio­lę widać było przez szybę wy­sta­wo­wą, opie­ra­ła się bio­dra­mi o błysz­czą­cy ka­brio­let ze szwedz­ki­mi bla­cha­mi re­je­stra­cyj­ny­mi. Roz­ma­wia­ła z sie­dzą­cym obok kie­row­cy męż­czy­zną.

Mariola, oparta biodrami o błyszczący kabriolet ze szwedzką tabliczką rejestracyjną, rozmawiała z siedzącym...

Cytat:
Na tle bez­barw­nych, mi­ja­ją­cych ją prze­chod­niów wy­róż­niał ją wy­gląd – pre­zen­cja nie­omal fil­mo­wej gwiaz­dy, która przez przy­pa­dek zna­la­zła się w nie­wła­ści­wym miej­scu o nie­od­po­wied­niej porze.

Na tle bez­barw­nych prze­chod­niów wy­róż­niał ją wy­gląd fil­mo­wej gwiaz­dy, która przez przy­pa­dek zna­la­zła się w niewłaściwym miej­scu.
Kaziu - musisz się nauczyć skracać zbyt długie zdania.

Cytat:
Ten widok wy­wo­łał w Mo­ni­ce sko­ja­rze­nie z ko­lo­ro­wy­mi zdję­cia­mi, z za­gra­nicz­nych ma­ga­zy­nów mody albo ilu­stro­wa­nych bru­kow­ców, któ­rych na­kład po­więk­sza­ły skan­da­li­zu­ją­ce ar­ty­ku­ły o życiu ce­le­bry­tów.

Ten widok wy­wo­łał w Mo­ni­ce sko­ja­rze­nie z ko­lo­ro­wy­mi zdję­cia­mi w za­gra­nicz­nych ma­ga­zy­nach mody lub w bru­kow­cach publikujących artykuły o życiu ce­le­bry­tów.

Cytat:
„Miała rację, po­zby­wa­jąc się wy­mu­ska­ne­go cwa­nia­ka ze spa­lo­nym sku­te­rem” – po­my­śla­ła z uzna­niem o są­siad­ce. Wzdry­gnę­ła się, przy­po­mi­na­jąc sobie noc z Ulwec­kim. „By­dlak jak ten od sku­te­ra”.

Bez cudzysłowów.

Cytat:
te­le­wi­zor pana­so­nic, obok dwie ko­lum­ny gło­śni­ków i ad­ap­ter grun­dig.

Panasonic, Grundig.
Cytat:
Mimo pa­nu­ją­ce­go nie­ła­du; raj­stop zwi­sa­ją­cych z opar­cia fo­te­lu po­kry­te­go obi­ciem przy­po­mi­na­ją­cym praw­dzi­wą skórę, le­żą­ce­go na dy­wa­nie biu­sto­no­sza, wnę­trze po­ko­ju wy­da­ło się luk­susem.

Mimo rozrzuconych części garderoby, wnętrze zrobiło na Monice wrażenie luksusu.

Cytat:
Blat sto­li­ka, sto­ją­ce­go przy ka­na­pie z po­dob­ną do fo­te­la skó­ro­po­dob­ną ta­pi­cer­ką, był z gru­bej szyby oło­wio­wej. Po­dob­ne sto­li­ki wi­dzia­ła raz w życiu, kiedy w to­wa­rzy­stwie Mu­ty­ni szu­ka­ją­cym ja­kie­goś waż­ne­go puł­kow­ni­ka we­szła do ka­wiar­ni przy Ho­te­lu Eu­ro­pej­skim.

Blat sto­li­ka, sto­ją­ce­go przy ka­na­pie, był z gru­bej szyby oło­wio­wej. Po­dob­ne sto­li­ki wi­dzia­ła tylko raz w życiu, gdy w to­wa­rzy­stwie Mu­ty­ni, szu­ka­ją­cego ja­kie­jś waż­ne­j osobistości, we­szła do ka­wiar­ni przy Ho­te­lu Eu­ro­pej­skim.

Cytat:
z dumą za­zna­czy­ła Ma­rio­la. –

Usuń myślnik.
Cytat:
Mo­ni­ka, prze­żu­wa­jąc spory kęs, uśmiech­nę­ła się do Ma­rio­li, po czym za­sko­czy­ła ją py­ta­niem:

Kosz.
Cytat:
– Nie po­ra­dzi­ła­byś (mi)(,)jak za­ra­biać pie­nią­dze?

Uzupełnij.
Cytat:
Po­znam Cię z kil­ko­ma ko­le­ga­mi.

- cię -

Jeżeli poprawisz zgodnie z uwagami, niczego już nie kombinując, ten rozdział będzie gotowy.
Rozdział szósty przeglądnę trochę później.
I nie łap się za głowę - to normalna praca nad tekstem. :)

Miłej zabawy. :)
Kazjuno dnia 02.05.2020 23:22
Dzięki, Milu, serdeczne za masę świetnych poprawek.

Cytat:
o prze­te­sto­wa­nie ka­ra­bi­nu snaj­per­skie­go (M)osin z te­le­sko­po­wym

Tu nie wiem, czy chcesz, żebym markę napisał dużą literą? Bo zdaje się marki pisze się małymi(?). W tekście było mosin przez małe "m".

Cytat:
Je­dząc go­lon­kę z puree ziem­nia­cza­nym i bu­racz­ka­mi z chrza­nem, zarów­no ona, jakPo co ten dokładny opis? Ujmij to krócej:podczas kolacji oboje wypili po dwie pięćdziesiątki wyborowej.

Zgódź się, Milu, na golonkę z chrzanem, akuratnie pociekła mi ślinka. Może pocieknie i czytelnikom. Właśnie leniwa żoneczka szykuje na obiad umiarkowanie smaczne, fabryczne pierogi z grzybami z Biedronki. (Pojutrze kupuję apetyczną goloneczkę; mniam, mniam).

Kolejna sprawa, Milu, zachęcasz mnie do maksymalnego ścinania, różnych dopisków. Czasem bardzo celnie. Ale czy nie za wiele tych skrótów?
Na przykład masz 100% racji, każąc mi wyrzucić poniższy cytat i to uzasadniasz.
Cytat:
Nie tylko ona, też sio­stra i matka już nie gło­do­wa­ły.Do kosza - z faktu pełnej lodówki czytelnik sam się tego domyśli.

Jestem pełen szacunku dla Twojego pisania, bardzo zwięzłego i oszczędnego w detale.
Ty jednak tworzysz mistrzowskie miniatury. Czasem jednym zdaniem skracasz historie dziejące się przez wieki. Bo to ma dla Ciebie sens. Dążysz do precyzyjnego prowadzenia czytelnika po linii swojej dramaturgii.
Nie tworzysz obszernej konstrukcji powieściowej.
I tak na przykład dla Ciebie poniższy cytat w całej rozciągłości nie ma sensu.
Cytat:
Cią­gle się spie­szy­ła i nie wsłu­chu­jąc porad Mo­ni­ki, takich samych jakie udzie­lał w cza­sie tre­nin­gów Mu­ty­nia, wy­da­wa­ła się my­śla­mi nie­obec­na.

Dla mnie ma. Mariola jest tu dla mnie mniej istotna. Byłaś sportmenką i wiesz, że wysokiej klasy zawodnik, czerpiący z własnych doświadczeń (i nie tylko) ma czasem mimochodem smykałkę trenerską. Monika tu daje upust wiedzy, która ją zbudowała - czuje się kimś, jest w swoim mniemaniu ważna. Więc przy okazji poszerzam przed czytelnikiem wiedzę, że główna bohaterka urosła w siłę.

Wracając natomiast do gospody i smacznej golonki. Ja maluję epokę lat 70-tych. W tym czasie na tzw. gierkówce (obecnie drodze szybkiego ruchu) Katowice - Warszawa powstało kilka pseudo starodawnych karczm krytych słomą. W sposób naciągany stylizowano je: starymi narzędziami i wyciągniętymi z lamusa obrazami, co miało udawać wnętrza starodawnych karczm. Obsiano nimi całą Polskę. Przeważnie spełniały rolę domów schadzek dla partyjniaków z sekretarkami, tudzież esbeków z dziewczątkami. Bowiem nie tylko salony hazardowe stanowiły po-gierkowską spuściznę. W niektórych z tych przybytków była niezła kuchnia.
Ja i tak pisałem oszczędnie, odpuściłem słomiane strzechy, zostawiłem samo wnętrze i wygłodniałą Monikę z przyschniętym z niedożywienia do kręgosłupa brzuchem. Więc wrzuciłem parę słów o jej szczęściu zaznanym najpierw w podniebieniu. Czy rzeczywiście tak zwolniłem akcję?
Anegdotę o bolącym kroczu zaczerpnąłem też z życia. Jeden z bokserów chełpił się dużym penisem i aby „dodać sobie chwały”, opowiedział nam raz o atrakcyjnej kelnerce, która obsługiwała nas w knajpie po treningach. Przywołał dokładnie te słowa, które zamieściłem. Opowiadał o całonocnym seksie z kelnerką na swoim poddaszu, po czym jako konkluzję przytoczył jej słowa: „wejść tu było łatwo, zejść będzie gorzej”. Miała powiedzieć, pokazując na krocze. Może to nawet niesmaczne, ale pamiętam, że wywarło na nas wrażenie.
Więc przyszło mi do łba, że może poruszę i czytelników. Czy aż tak bardzo zahamowałem tempo? Ale dobra. Niech będzie kosz.
Tylko tych ścinek całkiem dużo. Planowałem dwustu stronicową książkę. Zaczynam się bać, że zostanie stu-stronicowa broszurka.
Teraz kończę czytać uznanego niemieckiego pisarza Hermanna Hesse, Tam prawie pół książki to opisy przyrody i inne domalowanki nie wiele mające wspólnego z główną dramaturgią. Niedawno skończyłem Jemes’a Johnes’a (autora „Stąd do wieczności”) powieść Pistolet u niego też masa malowań tła i analiz wnętrz bohaterów.
Doprawdy Milu, czasem się zamartwiam.

Serdecznie ściskam, dobrej nocy, do jutra.

PS Ponad połowę poprawek naniosłem. Popołudnie musiałem spędzić na kortach. Jutro dokończę poprawki.
Miladora dnia 03.05.2020 00:39
Kazjuno napisał:
Tu nie wiem, czy chcesz, żebym markę napisał dużą literą?

W ten sposób oznaczam poprawki, Kaziu - w nawiasach. :)
Przecinek (,), dużą literę (M)osin, (P)anasonic, (G)rundig albo jeszcze coś innego.

Kazjuno napisał:
Zgódź się, Milu, na golonkę z chrzanem, akuratnie pociekła mi ślinka. Może pocieknie i czytelnikom.

Mowy nie ma - nie piszesz karty dań, tylko książkę. ;)))

Kazjuno napisał:
Cią­gle się spie­szy­ła i nie wsłu­chu­jąc porad Mo­ni­ki, takich samych jakie udzie­lał w cza­sie tre­nin­gów Mu­ty­nia, wy­da­wa­ła się my­śla­mi nie­obec­na.

To niepotrzebne dopowiedzenie, skoro czytelnik wie, że Monikę uczył trener strzelectwa.
Nie należy powtarzać tego samego, Kaziu. Nie należy też podawać wszystkiego jak na tacy, bo czytelnicy mają wyobraźnię i potrafią z niej korzystać. Książka nie może być papką wkładaną odbiorcom łyżeczką do ust - ma zaciekawiać, wzbudzać refleksje i emocje, a nie nużyć.

Kazjuno napisał:
Wracając natomiast do gospody i smacznej golonki. Ja maluję epokę lat 70-tych.

Malujesz ją wystarczająco wyraźnie, by móc pozwolić sobie na pominięcie detali, które nie mają większego znaczenia. Wiem, że rozpiera Cię chęć, by opisać dosłownie wszystko, ale niestety, jako autor, musisz dokonywać selekcji. Bo jeżeli można coś powiedzieć jednym dobrym zdaniem, to należy rezygnować z trzech słabych.

Kazjuno napisał:
Anegdotę o bolącym kroczu zaczerpnąłem też z życia.

To napisz o tym opowiadanie, a nie wrzucaj do wspólnego worka z książką.
Poza tym nie sądzę, by tak młoda dziewczyna, i to po pierwszej nocy, była skłonna do podobnego zachowania.

Kazjuno napisał:
Doprawdy Milu, czasem się zamartwiam.

Tych skrótów wcale nie jest tak dużo, Kaziu, żebyś miał powody.
I nie chodzi tylko o to, co piszesz, lecz i jak piszesz. Jeżeli coś jest niezgrabne stylistycznie i wyraźnie przegadane, to każdy dobry redaktor to zetnie.
Książek nie pisze się na ilość stron, tylko na jakość. Jeżeli czegoś będzie brakowało, to zawsze można dodać, uzupełnić, rozszerzyć, widząc gotowy już materiał.
Więc traktuj to jako trening, a nie armagedon. ;)

Spokojnej nocy. :)
Kazjuno dnia 03.05.2020 09:20
Przed chwilą, Milu, naniosłem wszystkie Twoje sugestie kropa w kropę, nic nie zmieniając.
Rzeczywiście widzę, że dołożyłaś wiele staranności i w sumie jest lepiej.

Ciekaw jestem jakie będą losy rozdziału szóstego. Może poradziłabyś mi, czy mógłbym coś dopisać?
Może rzuciłabyś jakiś pomysł?
Bo na razie mam w głowie trochę niepokojący mętlik. Chodziłoby mi o zniwelowanie strat objętościowych.

Wprawdzie z lekka pochlipując, jestem Ci bardzo wdzięczny za udoskonalenie tekstu.

Życzę miłej niedzieli. K
Miladora dnia 04.05.2020 13:55
No to następna wizja lokalna, Kaziu, i nie chlip. :)
Pójdzie szybko i łatwo (albo prawie łatwo).

Do uzupełnienia - trochę przecinków. Na przykład wciąż jeszcze zapominasz o oddzielaniu przecinkami słów w wołaczu.
Cytat:
– Ja mam(,) Wacek(,) inny pro­blem – prze­rwał


Do ścięcia - trochę powtórzeń i ponadwymiarowych słów.
Na przykład:
Cytat:
na­stęp­nie wy­mie­nić w ka­sach sa­lo­nów szwedz­kich, za­chod­nio­nie­miec­kich, ho­len­der­skich, lub w in­nych kra­jach eu­ro­pej­skich spoza że­la­znej kur­ty­ny.
Jako jed­ne­go z wielu ko­złów ofiar­nych, ma­ją­cych być uży­tym do trans­por­tu że­to­nów z War­sza­wy do Sztok­hol­mu i in­nych miast eu­ro­pej­skich

- lub innych spoza żelaznej kurtyny.
- Jako jednego z wielu kozłów ofiarnych, przeznaczonych do transportu żetonów, major Piwnik wyznaczył...
Sprawdź tekst pod kątem takich niepotrzebnych dopowiedzeń.

Do poprawki:
Cytat:
mło­de­go War­sza­wia­ka, pla­nu­ją­ce­go przy­jazd do Pol­ski

- warszawiaka -
- ...major Piw­nik wy­zna­czył Wacka Jóź­wia­ka, mło­de­go war­sza­wia­ka za­miesz­ka­łe­go na stałe w Szwe­cji, który planował przyjazd do Polski.
Gdybyś mu zmienił nazwisko na Jóźwik, nie rymowałoby się z warszawiakiem.

Cytat:
trzy­na­sto­let­niej li­mu­zy­ny mer­ce­des – sedan.

- Mercedes Sedan - podajesz markę, więc duże litery. Potem już może sobie jechać mercedesem.

Kazjuno napisał:
Chodziłoby mi o zniwelowanie strat objętościowych.

Nie są wcale takie duże, więc nie masz się czym martwić.
A jeżeli chciałbyś pisać na objętość, a nie na jakość, to weź się za książkę telefoniczną i do każdego numeru dopisz życiorys jego posiadacza. ;)

Miłej zabawy. :)
Kazjuno dnia 04.05.2020 18:42
Dzięki serdeczne, Milu, za, mam nadzieję, ostatnie w tym rozdziale poprawki. Jest ich naprawdę mało. Hurrrra!
Wczoraj spotkała mnie także uszczypliwość. Bo Ty, sympatyczna Koleżanko. Ba! Nieoceniona Przyjaciółko, na końcu poprawek zdradziłaś, że ktoś z twoich antenatów przekazał Ci geny szczypawki. /Może i był szczypawką(?)/
Otóż po 2-godzinnej grze w tenisa zostałem zaproszony przez mojego wychowanka trenera i jego nowobogackie towarzystwo na parę szklaneczek wina. Odbywała się dyskusja na tematy kulturalne, a konkretnie o filmie. Nudziły mnie ich dyletanckie wypowiedzi o warsztacie Tarantino. Chciałem się urwać i posiedzieć przy poprawkach. Wtedy żona nowobogackiego (zaliczyła lekturę "Kłamać, aby żyć";) zadała pytanie.
- Pisze pan coś teraz?
- Tak, właśnie się spieszę, bo koleżanka - wybitna redaktor - robi mi poprawki, które muszę nanieść.
Nowobogaccy zasypali mnie serią pytań dotyczących pracy redaktorskiej. Dęte snoby zapragnęły wzbogacić wiedzę o czymś innym niż gromadzenie kapuchy i wyczytywane w reklamach zachęty do powiększania własnych luksusów. Chyba zmęczenie i wino sprawiły, że zacząłem biadolić o pisarskich bolączkach.
- No, bo ta koleżanka (TY) każe mi odchudzać książkę.
- Odchudzać? - zapytał nowobogacki.
Opowiedziałem o scenie, kiedy Monika podżera w gospodzie przed utratą cnoty.
- Jestem podłamany. Koleżanka, każe mi wyrzucić ten opis, mówiąc, że nie piszę jadłospisu, a powieść akcji.
Rozległ się chamski rechot snobów, patrzących na mnie od początku jak na dziwoląga. (Tak, udając kulturalne pasje, zdradzili, że z ich nowiutkich Nike'ów i Reebok'ów sterczą wiechcie słomy). Po raz drugi chamskie he, he, he rozległo się, gdy wyjęczałem, że nie chcę, abyś zamieniła dwustu stronicową powieść na cienką broszurkę.
Trudno, swoim kosztem poprawiłem nowobogackim nastrój. Też wychowankowi, który komentując moje wypowiedzi dyskretnym chichotem, siedział dumny, że ma wujka pisarza.

Sorry za upust gadulstwa, choć może Cię nie zanudziłem, bo anegdotka dotyczy i Ciebie.

Milu, życzę miłego wieczoru, Kazio

PS, Już naniosłem poprawki na rozdziały 7, 8 i 9. Jeszcze nie wstawiłem do PP. Muszę jeszcze je poprzeglądać. Na pewno coś udoskonalę.
Miladora dnia 04.05.2020 21:48
Hahaha... przynajmniej masz co opowiadać. :)))

A co do szczypawki - kiedyś, w wiedeńskim sklepie, wstrzymałam całą kolejkę do kasy, usiłując uratować szczypawkę, która wylazła z kupowanych jarzyn. Chyba nie wątpisz, że patrzono na mnie jak na dziwadło. Ale cóż... szanuję każdą formę życia.
No więc jak mogłabym nie szanować pewnego Kazia, nawet jeżeli ma wybitne inklinacje do przegadywania wszystkiego, za co się zabiera. ;)))
Kazjuno dnia 04.05.2020 23:09
Osobiście boję się szczypawek. Tylko raz w afekcie jedną rozdeptałem.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty