Przystanąwszy, oparła się na drżących nogach. Dysząc ze zmęczenia, rozejrzała się w
popłochu, szukając jakiegoś miejsca, w którym mogłaby się schować. Kątem oka zauważyła, że
była przy skrzyżowaniu dróg Nowej i Starej Alei Leśnych Gór – cztery przecznice od swojego
mieszkania. W tych szpilkach nie da rady tyle przebiec. Jedynym wyjściem był zaułek, a w nim
cuchnący na kilometr śmietnik, który na sam widok ją odrzucał.
Usłyszała za sobą głośne czknięcie. Nie było czasu na kombinacje. Czując ogień w stopach,
przez głupie szpilki, które wspaniałomyślnie postanowiła założyć, wbiegła w zaułek i z sercem w
gardle, schowała się za śmietnikiem. Przywarła do zimnego kontenera plecami, myśląc
gorączkowo jak wybrnąć z tej sytuacji, przy okazji modląc się, żeby ten facet jej tutaj nie szukał.
Na szczęście ciemność działała na jej korzyść – a przynajmniej miała taką nadzieję.
Serce waliło jej jak młotem, świszczący oddech wydobywał się z krtani. Położyła dłoń na
sercu, oczywiście to niczego nie zmieniło. Przez chwilę była pewna, że ten napalony pijak usłyszy
walenie niczym w dzwon, ale to tylko strach podsuwał czarne scenariusze.
- Hej, kotku... - głos, który chwilę wcześniej zaczepił ją na ulicy i nie dał się zignorować,
rozbrzmiał u wylotu pułapki. Wstrzymała oddech. – Wiem, że tu jesteś, ślicznotko! - zaśmiał się
obleśnie. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł jej po plecach. - No daj spokój! Dlaczego nie chcesz się
zabawić? Będzie przyjemnie! - znowu się zaśmiał.
Kręciła głową, choć nie mógł tego zobaczyć. W każdym razie jeszcze jej nie znalazł, ale to
chyba było oczywiste, że schowała się dokładnie tutaj. Za jedynym przedmiotem mogącym
schować kogoś wielkości człowieka. Miała nadzieję, że bogowie nad nią czuwali inaczej ten dzień
będzie bardzo nieudany...
Mężczyzna, który ją gonił był może przystojny, ale jego zachowanie było poniżej oczekiwań.
Stał oparty o mur jakiegoś budynku i zaczepiał wszystko, co się poruszało. Kiedy go mijała,
bezczelnie złapał ją za tyłek, mrucząc coś o zaliczaniu bramek. Niewiele myśląc, przywaliła mu
między oczy prawy sierpowy. I to był błąd. Facet zachwiał się, był zaskoczony. Najpierw patrzył
na swoją dłoń, którą odsunął od twarzy, a potem skierował oczy na nią.
Zamiast ją zostawić, stwierdził, że „lubi takie ostre laski”, widziała w jego oczach, że zamierzał
się do niej dobierać. Przerażona kopnęła go w czułe miejsce kolanem zanim zbliżył się bardziej
naruszając jej przestrzeń osobistą i uznając, że bójka mogłaby jeszcze bardziej go podniecić,
czym prędzej uciekła.
Tak oto znalazła się w ślepym zaułku schowana za dużym, śmierdzącym śmietnikiem.
Przełknęła ślinę, że też akurat dzisiaj i akurat, kiedy dostała awans musiało przydarzyć się jej coś
takiego, żeby przypomnieć, iż życie nie jest usłane różami.
Pokręciła głową. Całe ciało zaczęło ją mrowić, oczy zaczęły jej opadać. Coś się działo. Coś,
co od bardzo dawna nie miało miejsca w jej życiu: poczuła senność. Odkąd pamiętała, nie
musiała spać. Ów senność przychodziła tylko wtedy, kiedy przychodził TEN czas. Łóżko w jej
niewielkim mieszkaniu było tylko piękną, niezwykle drogą i wygodną atrapą, żeby jej znajomi nie
uznali ją za dziwadło, jakim w gruncie rzeczy była. I chociaż senność wcale nie oznaczała tego, co
powinna, poczuła ukłucie podniecenia. Przytrafi się to jej po raz siedemset osiemdziesiąty drugi,
ale tym razem będzie z tego pożytek.
- Dobrze, chowaj się! Chętnie się zabawię w chowanego, a jak cię już znajdę... - nie
dokończył, pozostawiając zdanie w zawieszeniu, pozwalając jej na dopowiedzenie sobie ciągu
dalszego. Nie chciała mieć z nim nic wspólnego. A już na pewno nie zamierzała bawić się z tym
obleśnym, nieprzyjemnie cuchnącym facetem. Dobrze pamiętała jego za dużą, czarną bluzę,
podarte spodnie dresowe i zniszczone adidasy. Na samo wspomnienie ta pyszna i niezwykle
droga kolacja zjedzona półtorej godziny wcześniej dała o sobie znać.
Wzięła głęboki wdech. Uczyła się samoobrony. Potrafiła się zatroszczyć o siebie. Zawsze
była sama, nawet w poprzednich wcieleniach. To nie był problem. A jeśli przedwcześnie zginie,
to i tak w ciągu tygodnia się odrodzi. Zbierając w sobie całą odwagę, na jaką jej pozwalał
charakter, wyszła zza śmietnika, przygotowana na skopanie tyłka temu osiłkowi. Nie widziała
innej drogi, chociaż zdawała sobie sprawę, że dokładnie tego chciał.
Miała to w głębokim poważaniu.
- Zostaw mnie w spokoju! - warknęła. - Ostrzegam cię...
Mężczyzna się roześmiał. To była oczywista reakcja. Była drobną kobietą w kardiganie,
białej koszuli, ołówkowej czarnej spódnicy i czarnych czółenkach. Ponadto jasne włosy spięte w
kok i okulary w czarnych oprawkach nadawy jej wyglądu stereotypowej sekretarki.
- A cóż takie maleństwo może mi zrobić, co? - zapytał, mierząc ją spojrzeniem. Ogarnęła ją
fala gniewu i ekscytacji na myśl, że jeszcze chwila, a skopie mu cztery litery i facet nigdy więcej
nie spojrzy na żadną „ślicznotkę” o blond włosach i piwnych oczach ani na żadną inną kobietę...
Powoli zaczął się do niej zbliżać zygzakiem. Niemal widziała w jego obłąkanym rządzą
spojrzeniu, jak rzuca ją na ścianę i robi to, co mu chory umysł podsuwa. Dreszcz obrzydzenia
przebiegł jej po plecach. Czuła pod skórą nasilające się mrowienie. Ciepło rozchodziło się po
jej ciele, przyjemnie muskając skórę. Wokół jej postaci zaczęły tworzyć się ogniste kręgi.
Mężczyzna przystanął, zamrugał kilka razy. Pewnie wydawało mu się, że miał zwidy,
ale uznając najwyraźniej, że to tylko halucynacje po prochach znów ruszył w jej stronę.
Uniosła obronnie ręce zaciśnięte w pięści, co wyrwało z jego ust zadowolony, gardłowy
śmiech. Zebrało się jej na mdłości, kiedy dotarło do niej, że dla niego to nie pierwsza sytuacja, w
której zapędził biedną ofiarę w kozi róg. Jednakże tym razem źle trafił.
Nagle usłyszała jęk bólu, a następnie facet osunął się na ziemię. Za nim stał inny
mężczyzna, który wyglądał... znajomo, ale nie był tym samym, który próbował ją "poderwać" na
ulicy i zdecydowanie nie był jego kumplem. Ten tajemniczy wybawiciel miał na sobie zgrabnie
leżące jeansy, do tego koszule w kratkę, a na to skórzaną kurtkę. Całkiem przystojny i wysoki,
miał na nosie ciemne okulary. Przez moment miała wrażenie, że wyciągnie ten taki „dynks”
przypominający długopis i pstryknie, by zapomniała jak ci z „Faceci w czerni”, ale on tylko
patrzył na nieprzytomnego z mieszanką pogardy i obrzydzenia.
Otrząsnęła się, starając się uspokoić. Wokół niej płomienie wirowały spiralami. Wzięła
kilka powolnych wdechów, by uspokoić ogień. To jeszcze nie był odpowiedni moment.
Nieznajomy obserwował ją niewzruszonym spojrzeniem, uważnie się przyglądając. Po chwili
ciepło zniknęło całkowicie. Podparła się pod boki.
- Coś ty za jeden? - burknęła.
Mężczyzna się roześmiał.
- Nie ma za co. - odpowiedział wzruszając ramionami.
- Poradziłabym sobie... – warknęła. Ponownie się roześmiał. No dobrze, to była oczywista
reakcja, zważywszy na jej drobną budowę aktualnego wcielenia. Zmierzył ją spojrzeniem,
jednakże coś w tym wzroku mówiło, że wiedział, iż nie kłamała. Ogarnęła ją fala irytacji.
Znajomej. Zmarszczyła brwi, w jej głowie formowało się jakieś wspomnienie, ale było tak stare,
że trudno było je przywołać w nienaruszonym stanie.
- Nie pamiętasz mnie? - pytanie padło z zaskakująco bliskiej odległości. Zdziwiona
zamrugała. Musiała unieść nieco brodę, by móc spojrzeć na tajemniczego mężczyznę. Powolnym
ruchem ściągnął okulary. Jego oczy były koloru złota. Całkiem jak jej...
- Chcesz mnie zabić? - wymsknęło się jej pytanie.
Wyszczerzył się szeroko.
- Jest wiele rzeczy, których bym od ciebie chciał, ale nie ma na tej liście twojego pogrzebu...
Uniosła brew.
- Mam rozumieć...
- Tak, nie zamierzam cię zabić. - uniósł dłoń, jakby chciał dotknąć jej twarzy, ale się
rozmyślił. Wzrok miał nieobecny. Zdawało się jej, że coś wspomina. Nie pojmowała tej
niezręczności, która ją dopadła. Znała go, acz pojęcia nie miała skąd. Za długo żyła, by móc
pamiętać wszystkich...
Nic nie rozumiała. Przez wszystkie swoje życia, które nie były zbyt długie, borykała się z
samotnością. Nigdy nie pozwoliła sobie na coś więcej niż kilka randek z tym samym facetem. No
dobrze, może raz się jej zdarzyło, ale skąd znała tego mężczyznę? Zmrużyła groźnie oczy, widząc
w jego tęczówkach wyzwanie. Ogarnęła ją ekscytacja pomieszana z frustracją. Facet miał jaja,
żeby igrać z ogniem... Z jakiegoś powodu podobało się jej, że nie bał się z nią flirtować.
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt