ARCHIPELAG ZNIKNIĘĆ
Statek
Jej oczy były wypłowiałe od radości, jaką kiedyś ze sobą niosły. Radość ta rozweselała mnie, gdy czułem się smutny, rozbawiała mnie, gdy się nudziłem i doprowadzała do śmiechu, kiedy byłem szczęśliwy.
Pocałowałem ją i przez chwilę pomyślałem, że dotykam ustami skalnej skorupy. Leżała na łóżku, z nogami opatulonymi w ciepły kompres. Obok łóżka, na zablokowanym wózku inwalidzkim leżała woda, tabletki, strzykawka i jedzenie. Wiedziałem, że nie uda się jej po nie sięgnąć w razie wypadku, ale mimo tego woliłem je tu położyć. Fakt, że leki są blisko niej uspokajał mnie.
Zostawiłem ją samą i opuściłem sypialnie, zabierając ze sobą plecak i składany rower.
Wyszedłem na taras, skąpany w zachodzących promieniach słońca. Niebo przesiąkało czerwienią, a za wędrującymi, ciemnymi obłokami ujrzałem poświatę księżyca.
Rozłożyłem rower, zszedłem po schodkach i spojrzałem w dal. Szosa ciągnęła się kilometrami, otoczona z jednej strony przez gęstwine lasu, a z drugiej przez rozległe pole.
Nocą świeciły tu plejady gwiazd, ale zwykle oglądałem je albo sam, albo w akompaniamencie mojej córki, która odwiedzała Disimuir raz w miesiącu. Odwróciłem się, a potem mój wzrok utknął w przestrzeni zachodzącego słońca.
Wsiadłem na rower i zacząłem pedałować.
Moja trasa wiodła wzdłuż dróżki wydrążonej w lesie, skręcała na pola, kolejno w głąb puszczy, a kiedy przejechałem już spory kawałek i słońce ukryło się za linią horyzontu, pozostawiając na powierzchni tylko słabe, rozproszone promyki, miałem przed sobą widok na góry i zatokę Arpchipelagu Melba.
Przystanąłem, by odpocząć.
U krańcu zatoki bez trudu widziałem światełka, majaczące na brzegu kolejnej wyspy. Dziwiło mnie, jakim cudem Cisno Blanco zniknął na tym malutkim skrawku czegoś, co ledwo równało się z jeziorem.
Próbowałem też zrozumieć, czemu wcale nie towarzyszy mi w tej chwili smutek. Przecież Jarrod płynął tym jachtem. Powinienem chociaż odrobinę się zamartwiać…, a tu nic. Pustka.
Fanny to zrobiła. pomyślałem.
Zanim zaczerpnąłem głęboki oddech i ruszyłem w dalszą drogę, wytężyłem wzrok, w nadziei, że odnajdę pośród pieniących się fal sylwetkę Cisno Blanco. Jednak wciąż pietrzący się klif przykrywały tylko fale, a całą zatokę wciąż zakrywała ciemność.
Oddalałem się. Szosa zaczęła się zwężać, a szpiczaste gałęzie drzew zbliżyły się do mnie, pożerając łunę księżyca i gwiazd.
Jedynie lampka od roweru isntruowała mnie, którędy mam jechać. W jej żółtawym połysku przez ułamek sekundy zauważyłem coś wbitego w ziemię, coś o białej, surowej barwie. I napis. Czarny, wyblakły, a wokół niego widniały ślady rdzy.
Nienaoliwione, skrzypiące wśród grobowej ciszy koła roweru zamilkły, za to mój oddech stał się głośniejszy i szybszy. Jakieś dziesięć kroków na przeciwko mnie krzyczały wielkie litery ,,Cisno Blanco’’ narysowane na czymś, co, nie mogłem mieć wątpliwości, było statkiem. Czułem i wręcz słyszałem, jak moje serce bije. Zsiadłem z roweru i uświadomiłem sobie, że jeśli ja jestem zdrowy na umyśle, to w takim razie rzeczywistość zwariowała.
Próbowałem skonstruować jakiś spójny zarys tego, co tu zaszło.
W chaszczach, otoczony wiatrołomem drzew spoczywał wpół zakopany ziemią jacht - tego byłem pewien. Jacht nazywał się Cisno Blanco i zaginął na morzu około trzy tygodnie temu - o tym trąbili dziennikarze i to starała się rozwikłać policja.
Więc nasuowało mi się pytanie: Skąd niby wziął się tu, w środku lasu, dwadzieścia kilometrów od jakiejkolwiek cywilizacji?
Zsiadłem z roweru, powoli stąpając po grzązkim gruncie. Siegnąłem po plecak i wyjąłem z niego telefon, który schowałem do kieszeni, oprócz tego jeszcze latarkę i gaz łzawiący. Fannę, kiedy jeszcze potrafiła składać zdania i się śmiać, zawsze rozbawiała moja nadmierna ostrożność - ciągle wolałem dmuchać na zimne.
Zacząłem zbliżać się do Cisno Blanco. Do drewnianej burty i rdzawego zabudowania, zasłaniającego to, co znajdowało się wewnątrz.
Promienie latarki skierowałem w miejsce napisu - drgały i podksakiwały, w tempie mojego chodu.
Zero przebarwień, brak jakichkolwiek rozmyć, czy śladów zniszczeń na kadłubie i burcie. Tylko rdza, która zdobiła ten statek jeszcze zanim informacja o ,,Tajemniczym Rejsie’’ pojawiła się w internecie, gazetach i porannych wiadomościach.
Przeszedłem się wokół burty. Na oknach refleksujących snopy światła dostrzegłem drobiny kurzu i pyłu - poza tym nic więcej. Powierzchnia jachtu nawet nie posiadała rys. Żadnej skazy.
Ciekawe, co czai się za wejściem na pokład.
Owa ciekawość popchnęła mnie dalej, ku wnętrzu.
Minąłem kadłub - żagiel, zwinięty, lekko walował na wietrze. Za nim, obok steru, na krześle kapitana dojrzałem pewien detal i to on spowodował, że przez chwilę postanowiłem zrezygnować z maszru. Utwierdził mnie w przekonaniu, że na pokładzie doszło do czegoś, czego dziadkowie nie opowiedzą wnukom.
Kształtem przypominał czaszkę. Wydrążone w niej ziejące czernią oczodoły, taksowały mnie swoim spojrzeniem, które wdzierało się w mój umysł, jakby uzbrojone było w jakieś ostre szczypce. Zdawało się wrzeszczeć ,,Odejdź i zostaw mnie w spokoju!’’. Odniosłem wrażenie, że owa czerń pochłania którąś część mnie - że te oczy, te ślepia żywią się mną.
Poza nimi, wokół czaszki unosiła się czerwono-niebieska korona, nakuta kolcami i popękana. Niereguralne maźnięcia pędzlem stanowiły ramkę całego tego obrazu.
Uwięziony w zdziwieniu i zarówno nieco przerażony patrzyłem na wprost siebie, usiłując dowiedzieć się od moich myśli (aktualnie
prowadziły wojnę), co powinienem teraz uczynić.
Stanowczo odradzałem wejścia na pokład - lecz, cóż, czasami ciało w sidłach inuicji samo wie, co jest dla niego lepsze. W tym wypadku niebezpieczeństwo przegrało z ciekawością i Jarrodem - choć wtedy zapomniałem o nim. Tak, jak wiele razy, mimo tego, że kiedyś kochałem tego człowieka.
Ale czasem nasze ciało i intuicja również sprawia, że zapominamy o tym, co kiedyś przeżyliśmy.
W taki sposób, ze zwykłej przejażdki, zawędrowałem w głąb Cisno Blanco - statku, który pewnej nocy, na morzu, zniknął z oczu świata i pojawił się na lądzie.
To, co zobaczyłem we wnętrzu Cisno Blanco pragnąłem zarówno zachować na wieczność, jak i spalić, a potem wymazać z pamięci.
CIĄG DALSZY NASTĄPI...
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt