Obudziłem się szybciej od obu dziewczyn. I czułem się potwornie zmęczony, jak jeszcze nigdy. Pewnie dlatego, że każdy ich ruch, każde przewrócenie z boku na bok, czy każde głośniejsze westchnięcie budziło mnie i od nowa musiałem zasypiać. Zapaliłem lampkę i wykorzystałem fakt, że spały, szybko przebierając się w trzeci zestaw ubrań, zaczynając od bielizny, a na bojowym mundurze kończąc. Dwa miałem już do uprania, cztery były jeszcze czyste. Starałem się prać codziennie, pewnie gdyby nie dziewczyny, zrobiłbym to wczoraj. Gdy miałem już na sobie mundur, wraz z kaburą na Glocka i dwoma nożami, popatrzyłem na stary, ręcznie nakręcany zegar. Baterie? Potrzebowałem ich do minimum światła, do licznika Geigera, nie mogłem sobie pozwolić na coś takiego jak zegar zasilany bateriami. Sięgnąłem do niego i szybko nakręciłem go. Miarowe klikanie obudziło Dominikę. Popatrzyłem na nią przelotnie. Na jej lewym policzku była podłużna szrama, pokryta strupem, a zaschnięta krew widniała na jej szyi i dłoni. Przyjrzałem się jej przez moment. Czyżbym wczoraj w nocy nieco za mocno docisnął nóż do jej policzka? Cóż, jej wina, trzeba było się do mnie nie zbliżać.
- Cześć - powiedziała sennym głosem, ale nawet jej nie odpowiedziałem. Była dla mnie obcą osobą i chciałem, żeby wyraźnie to odczuła. Sięgnąłem tylko po niewielki pakiet opatrunków, które przyniosłem kiedyś z wojskowych magazynów i uklęknąłem przed nią. Popatrzyłem na jej policzek po raz kolejny, po czym wyciągnąłem wodę utlenioną i gazę, zapakowaną w jednorazowym, szczelnym opakowaniu. Zauważyła, że przypatruję się jej ranie.
- Tak, to po twoim nożu - warknęła gniewnie.
- Trzeba było się nie łasić - rzuciłem tylko, po czym szybko założyłem jednorazowe rękawiczki.
- Nie łasiłam się, tylko…
- Cicho - rzuciłem oschle. - Zaboli - dodałem, ale tylko prychnęła gniewnie. Wilgotną, antyseptyczną szmatką z jednorazowego opatrunku przetarłem dłonie, po czym zdrapałem jednym ruchem jej strup z całego policzka. Jej długa, wąska rana znów zaczęła krwawić, ale dziewczyna tylko mocniej zacisnęła wargi. Uśmiechnąłem się pod nosem i sięgnąłem po wodę utlenioną. Tym razem już z jej ust dobiegło ciche syknięcie, gdy bezpośrednio na ranę wycisnąłem strumyk utlenionej wody. Zapieniła się i spłynęła na jej szyję, a ja nie mogłem się powstrzymać, by nie podążyć wzrokiem za drobnymi kroplami. Dziewczyna miała piękną szyję. Odłożyłem na moment buteleczkę z wodą, otworzyłem jednorazowy, samoprzylepny opatrunek i zrosiłem go ponownie utlenioną wodą, po czym równo przykleiłem do jej policzka. Wstałem z kolan i podniosłem automat z podłogi.
- Zaraz pójdziemy skorzystać z łazienki oraz z toalety - powiedziałem. - Teraz, raz na cały dzień. Najpierw wyjdę sam, muszę sprawdzić teren.
- Zostawisz nas? - zapytała przerażona i rozejrzała się we wnętrzu pojazdu. - Same, tutaj?
- Tak - powiedziałem cicho. - Jeżeli wszystko będzie w porządku, wrócę do pół godziny. Zegar działa, nie spóźnia się, ale proszę, nie dotykaj go - dodałem. - Najlepiej nie dotykaj w ogóle niczego - rzuciłem i podszedłem do drzwiczek, po czym zdjąłem z wieszaka przy drzwiczkach klucze. Przez chwilę na nią patrzyłem, zastanawiając się. Nie, nie ufałem im. Nie mogły wiedzieć, że drzwiczki dało się otworzyć bez klucza od środka. Trzeba było tylko wiedzieć, jak, w końcu sam je udoskonaliłem. Wiedziałem też, jak dostać się bez klucza również z zewnątrz.
- A jeśli nie wrócisz? - zapytała i jej czarne oczy zrobiły się ogromne. Zauważyłem, że były naprawdę ładne. Pokręciłem głową, odpychając od niej myśli.
- Idę tylko sprawdzić wejście do hali. Muszę wiedzieć, że nikogo i niczego tutaj nie ma. A teraz bardzo proszę, ani słowa - powiedziałem, po czym odbezpieczyłem karabinek i przesunąłem specjalny ogranicznik, blokujący od środka drzwi. Wsunąłem klucz do zamka i przekręciłem cichutko. Dzięki ogranicznikowi drzwi otwierały się w niewielkim zakresie, dając mi szansę, gdyby ktoś lub coś czekało przed nimi. W hali jednak panowała głucha cisza. Powoli, trzymając karabinek gotowy do strzału, otworzyłem drzwi szerzej i wyszedłem na teren hali. Słyszałem znajomy świst wiatru, znajomą ciszę, znajome dźwięki. To mnie uspokojało. Dzisiaj nawet wyjątkowo skuteczniej, niż zwykle.
Jakiś czas później wróciłem i wypuściłem dziewczyny z Rosomaka. Poprowadziłem je przez cały budynek i Dominika powoli, wraz z Teresą, weszła do niewielkiego pomieszczenia na drugim końcu hali. Kiedyś były to sanitariaty dla pracowników, z prysznicami i łazienkami. Teraz to była moja łazienko-pralnia. Byłem z niej naprawdę dumny. Woda, ściekająca z różnych dziur w dachu i wyższych piętrach, była prowadzona do sporego zbiornika, zaliczając po drodze kilkukrotną filtrację zarówno przez liczne filtry wojskowe, jak i takie, które później wykonałem sam. Dzięki mocnym ograniczeniom zużycia wody naprawdę dawałem sobie radę. Cała instalacja filtrująca została wykonana przez wojsko tuż po Katastrofie, gdy działał szpital, a ja teraz tylko dbałem o to, by nic się nie zepsuło. Wprowadziłem dziewczyny do dużej części łazienkowej, gdzie kiedyś były prysznicowe kabiny. Obok położyłem swoje ubrania, które miałem uprać, uznając, że zrobię to później. Wcześniej, przy kontroli pomieszczeń i wejść do hali, zdążyłem tylko na szybko się przemyć.
- Tutaj można się umyć - powiedziałem, szybko napełniając sporą miskę wodą i podałem im niewielki ręcznik. - Woda i ręcznik. Woda jest kilkukrotnie filtrowana, na bieżąco wymieniam filtry. Macie do dyspozycji tylko tą jedną miskę. Mydła nie ma, zresztą miałoby zbyt intensywny zapach.
- Jak mamy się umyć w jednej misce wody? - zapytała zdziwiona. - I jak mydło może mieć zbyt intensywny zapach?
- A myślisz że jak odnalazł was dziki pies w galerii? - odpowiedziałem pytaniem. - Po zapachu zapewne. Ręcznik do miski i wilgotnym musisz się powycierać. Nie ma innej metody - dodałem, po czym ruszyłem do drzwi i przykucnąłem w ich progu, tyłem do dziewczyn, przykładając automat do ramienia.
- Nie zamierzasz wyjść? - Usłyszałem zza pleców. Nawet nie drgnąłem, cały czas obserwując i nasłuchując wnętrza hali. Napięcie i skupienie było ogromne, ale tak naprawdę dawno temu już przywykłem do tego.
- Nie, to dla waszego bezpieczeństwa - powiedziałem, nie odwracając się. - Szybko, kończy się wam czas - dodałem i usłyszałem, jak Dominika szybko zaczęła szeptać coś do Teresy, potem usłyszałem szelest ubrań, wreszcie ciche pluskanie. Wszystkie te odgłosy wydawały mi się piekielnie głośne, odwracały uwagę od wnętrza hali. A przecież dzikie psy miał nie tylko doskonały węch… Zresztą, nie tylko dzikie psy. Szaraki również. Jedyne, czego nie bałem się tutaj, w mojej hali, to gargulce. Nie były w stanie do niej wlecieć. Ale to marne pocieszenie. Powoli przerzucałem wzrok z jednego końca hali na drugi, obserwując całe przedpole. Doskonale wybrałem to miejsce, mogłem obserwować niemal całą halę, mając za sobą drugie, ukryte wyjście, zamknięte i niewidoczne z zewnątrz. Ale wciąż miałem wrażenie, że dziewczyny marnują za dużo czasu. Miałem wrażenie, że lada chwila coś nas zaatakuje. Słyszałem wciąż kapanie i chlupotanie wody, ciche szepty.
- Szybciej! I ciszej! - Rzuciłem przez ramię, nie patrząc nawet w ich kierunku. Po chwili usłyszałem szelest zakładanych ubrań. - W rogu pomieszczenia jest kratka, tam wylej wodę - powiedziałem, wciąż na nie nawet nie zerkając. - Ręcznik połóż na moich ubraniach, i tak muszę tu później wrócić i je uprać. Gotowe? - zapytałem i teraz dopiero odwróciłem na moment głowę w ich kierunku. Obie stały tuż za mną, w bieliźnie. Nie mogłem nie zauważyć, że Dominika ubrała swój stanik wprost na mokre ciało. Na szczęście nie miała białej bluzki, ale i tak skarciłem się w myślach za nieuwagę. Natychmiast wróciłem do obserwacji hali. To się źle skończy. Naprawdę źle. Powoli wstałem z kolan i rozejrzałem się ostrożnie.
- Co teraz? - zapytała Dominika.
- Teraz jeszcze jedna sprawa - powiedziałem, podając im nożyczki i maszynkę do golenia. Popatrzyła na mnie zaskoczona, nie rozumiejąc.
- Masz długie, zaniedbane włosy - wyjaśniłem. - Ja tutaj nie mam szamponu, ani nawet grzebienia. Wszy to ostatnia rzecz, jakiej potrzebujemy. Najpierw obcinasz włosy przy samej skórze, a potem się ogolisz. Do zera. Ty i ta mała.
- Nie - powiedziała Dominika. - Nie będę wyglądać jak… jak…
- Jak ja? - zapytałem, przesuwając dłoń po łysej głowie. - Jeśli nie, to nie będę ryzykował. Możecie odejść choćby dzisiaj. To jest mój dom i moje warunki - warknąłem. Dominika zawiesiła głowę, zachlipała i zrezygnowanym ruchem sięgnęła po nożyczki. Dobrych kilka minut trwało, nim obie ogoliły głowy. Nie obyło się bez kilku zacięć, maszynka była stara. A ja, co gorsza, od dawna już nie znalazłem nowych.
- Teraz ani słowa i za mną, ostrożnie - powiedziałem, czując, jak codzienna adrenalina niemal krąży w mojej krwi.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt