Wizyta pod latarnią... - RafalSulikovski
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Wizyta pod latarnią...
A A A
Od autora: Trening twórczy codziennie.

I

Idąc ulicami dawnego królewskiego miasta, widziałam te wszystkie szyldy, banery, reklamy i inne bajery ponowoczesności. Tu ktoś szedł ubrany jak na wybiegu agencji modelek, a zaraz za rogiem kościoła św. Marka siedział żebrak, obok którego ustawiono puszkę. Minęłam jednego i drugiego obojętnie, bo moje serce ktoś zamieniał właśnie w lodowaty kamień. Brama przy Sławkowskiej ozdobiona niebieskimi tabliczkami – jakiś prawnik, fryzjer, a na I piętrze, do którego szło się ciemnym korytarzem dyżurował psychiatra. Weszłam schodami solidnymi, ściany czyściutkie, wszędzie pachniało pastą do podłogi. Zamiast dzwonka staromodna kołatka w kształcie głowy lwa z mosiądzu. Drzwi otwarły się chyba same, nikogo w przedpokoju, więc idę dalej, a na końcu pokój, gdzie dyżurowała sekretarka. Ubrana niezbyt modnie, chyba panna starej daty, brakowało jej tylko rogowych okularów i naszyjnika z pereł.

Weszłam z pewnym… takim… ociąganiem. W końcu przebywałam w miejscu udręki, owianym tajemniczą osłonką mgielnych wyziewów, gwałtownych erupcji nastroju, to znów dolinnych klimatów. Usiadłam na krześle, które przypominało spokojną, leciwą i leniwą secesję. Obok wielki stół, na nim lampa naftowa, kałamarz z piórem, wielkie koperty z lakowymi pieczęciami, na ścianach obrazy z pól bitewnych i portrety jakichś ważnych person. Umeblowanie jak retro – wielkie szafy gdańskie, głęboki fotel, kozetka, a w oknach ciężkie story, które chyba trudno ściągać do prania i z powrotem zawieszać. W kącie dostrzegłam ebonitową laskę, a na stojaku ciemny płaszcz i kapelusz o niedzisiejszym kroju.

Dziwne uczucie, jakby ten cały gabinet był bladą kalką tamtych dawnych gabinetów, gdzie pacjenci leżeli na kozetce, opowiadając swoje mroczne historie. Skojarzenia moje pobiegły naraz w tereny wiedeńskie, małomiasteczkowe, jakby średnia klasa nadal świetnie prosperowała. Gdzieś w półmroku dostrzegłam nareszcie starszego mężczyznę z brodą i lenonkami, w dobrze skrojonym garniturze i nienagannym krawacie koloru szarego. Wcale nie wiedziałam, jak się zachować. Z kłopotu wybawił mnie doktor, który sam odezwał się pierwszy.

II

- Zatem co Pannę sprowadza w moje progi? - Panie doktorze, nie mogę spać, dręczą mnie własne myśli, uczucia mam rozbiegane, a w życiu brak celu.

- W tym, co Pani powiedziała czuć smutek osoby, która zaczynając dorosłe, lecz nadal młode życie stoi na rozdrożu…nie wie, w którą stronę pójść, chce się przekonać...

- Pochodzę ze średniej klasy, moi rodzice są inteligentami.

- Pani Ojciec?

- Pracuje w PAN.

- Przepraszam, w czym?

- W Polskiej Akademii Nauk, dawniej Polska Akademia Umiejętności…

- Obecna nazwa.

- Że co?

- Nazwa, którą Pani wymieniła brzmi niedokładnie. Mamy PAU, nie jakiś PAN.

- Nie wiem, słyszałam od Ojca…może źle zapamiętałam.

- Kłopoty z pamięcią, kojarzeniem?

- Od wielu tygodni, miesięcy…nie mogę skupić się na zajęciach.

- Pani studiuje?

- Tak, teologię na PAT.

- Przepraszam, na czym?

- Papieska Akademia Teologiczna, działa od 1981 roku.

- Hmm, Pani wspomina, by tak rzec, hmm… odległą przyszłość…czyżby wiedziała, co się zdarzy za lat 80…?

- Nie rozumiem, PAT działa już 20 lat, zakładał go sam Papież, Jan Paweł II.

- Papieżem jest Pius X moja droga panno…a to wszystko, co Pani mówi, niestety, nie odpowiada rzeczywistości. Podejrzewam przedwczesne otępienie, dementia praecox…w rozumieniu Kraepelina.

- Ja znam inną nazwę, mieliśmy to przedwczoraj na konwersie z psychologii – „schizofrenia”, wprowadził ją w 1911 Bleurer…

- Mamy rok 1902, a Bleurer nigdy publicznie ani w prywatnej korespondencji do mnie nie wspominał o nazwie, jaką raczyła pani wymienić…skąd Pani wie o jego badaniach?!

- Który rok?! Przecież żyjemy w początkach…w 2001 roku, panie doktorze, nie rozumie mnie Pan?!

- Uważa Pani, że mamy rok 2001?

- Dlaczego zadaje mi pan takie „proste” pytania…?!

- Bo nie mamy roku 2001…

- Niemożliwe, urodziłam się w 1978, proszę, tu jest mój dowód osobisty?

– Dowód jaki?!

- Proszę zobaczyć.

– Oo, Pani ma zdolności artystyczne? Dziwi mnie tylko awangardowa forma dokumentu…

- To jakaś paranoja…

- Droga Panno Magdo, pani jest, niestety, w obłędzie…no ale terapia Pani pomoże…

- Czy Pan zapisze mi leki?

- O jakich lekach mówi Pani?

- No, na przykład antydepresyjnych, uspokajających…boję się, nie mogę spać, mam depresję…

- Depresję?!

- Czuję bezsens tego wszystkiego dookoła…to się nazywa chyba depresja, pan jest lekarzem…

- Ja widzę w Pani melancholijny smutek, nie żadną jak to Pani nazwała, tworząc nowe słowo, którego nie znam, „depresję”…Droga panno, terapia Pani, dziś szczęśliwie rozpoczęta, będzie bardzo długa i trudna. Medycyna nie przynosi nikomu szczęścia, ale pozwala żyć nieco lepiej. Od tej chwili Pani musi być spokojna, chodzić na terapię i ufać w mądrość natury. Widzimy się za tydzień.

III

Wyszłam czym prędzej. Byłam w wielkogabarytowym szoku. Ten dziwny lekarz, który grał kogoś innego niż był naprawdę nie zapisał mi żadnych leków, lecz zaproponował długą terapię, pewnie psychoanalizę, aby odkryć pokłady emocji projektowanych z nieświadomości, wszelkie lęki z dzieciństwa, wszystkie kompleksy. Tyle to i ja wiem, lecz nie mam czasu na długie terapie. Przecież są coraz lepsze leki, a ten doktor nawet nie wie nic o ich istnieniu! Jakbyśmy rozmawiali różnymi językami, jakby dla niego świat stanął w miejscu ponad sto lat temu…

IV

Poszłam prosto do domu, w ogóle nie zwracając uwagi na to, co się dookoła mnie działo. Na szczęście nie miałam daleko. Wybrałam spacer, żeby uniknąć oceniających mój wyzywający styl teologiczny spojrzeń gapowiczów. Kiedy przekręcałam klucz „Gerda” w zamku mieszkania studenckiego na os. Handlowym 6, wiedziałam, że wracam jakby z jakiegoś innego świata. Nie, nie tego z obozami śmierci, lecz ze znacznie bardziej odległego, świata, którego jedynym znakiem była gazowa latarnia, która mignęła, dam na to całą głowę, za oknem gabinetu psychiatry, a która - przez moment miałam to mocne wrażenie - była naprawdę na gaz.

V

Dokładnie tydzień później wchodziłam w tą samą bramę. Od razu dojrzałam smutny fakt, że ktoś przez ten czas zdemolował ściany, przed siedmioma dniami nie były tak popisane, tak wymalowane jakimś prymitywnym graffiti, które mnie razi. Ba, nawet schody już nie skrzypiały, bo były już z innego drewna. Coś się widocznie zdarzyło, jeju, jak oni zdążyli przez jeden jedyny tydzień coś takiego zrobić z tak zabytkową kamienicą. Dziwne, ale sekretarki sprzed tygodnia dziś nie było. Zamiast niej za biurkiem siedział jakiś młody yuppie, stukając coś szybko, niczym socjalistyczna stenotypistka, w swoim laptopie. Weszłam z nową, lecz znaną obawą połączoną z nadzieją, że może wreszcie poczuję się choć trochę lepiej.

- Witam, pani pierwszy raz?- powiedział młody lekarz, widać ukochany, wierny zmiennik.

– No, drugi…Byłam wszak tydzień temu…

- Nie przypominam sobie…nigdzie nie ma Pani karty.

- Przyjmował mnie jakiś pana kolega, taki starszy szpakowaty pan…ale widzę, że międzyczasie był remont gabinetu…wszystko jest takie inne.

- Droga Pani, zacznijmy od początku. Widzę panią pierwszy raz w życiu, już nie takim krótkim, a tę oto praktykę prowadzę od jakiegoś czasu sam, czyli w pojedynkę.

- Niemożliwe, Jezu, co się dzieje? Ja tu byłam…

- Proszę mi opowiedzieć więcej o tej „wizycie”.

- Przyszłam przed siedmioma dniami, dokładnie 2 września, mam 24 lata, studiuję teologię. Przyszłam, bo nie mogę spać, nie mam apetytu, wszystko jest takie bez sensu…no i w tym…hmm, gabinecie przyjął mnie bardzo miły doktor, nie pamiętam nazwiska, aha chyba dr Polewka, no tak, to on mi powiedział, że na moją chorobę nie ma żadnych lekarstw…

- Droga pani, żaden lekarz nie ma prawa tak mówić. Dziś, w XXI wieku mamy coraz więcej leków, także na dolegliwości natury psychiatrycznej…ale proszę dalej.

- Mówiłam mu o sobie, ale on nie chciał słuchać, ciągle powtarzał, że jest rok 1902, że nie istnieje żadna „schizofrenia”, bo ja opowiedziałam mu o Eugene Bleurerze i jego badaniach…powiedział, że uroiłam sobie, że żyję w XXI wieku i kazał przyjść za tydzień.

- Pani mi opisze wygląd tego doktora – powiedział zmienionym nagle głosem lekarz. – Dokładnie - dodał. Kiedy to zrobiłam, lekarz długo myślał, spuszczając nieznacznie głowę i wzrok.

– Pani przyjdzie za tydzień – rzekł cicho dziwnym głosem. Wyszłam tedy, lecz nie wiedząc, co to wszystko właściwie ma znaczyć.

Tymczasem zaraz po wyjściu Magdy młody lekarz wstał i z wolna, dostojnie, uroczyście i majestatycznie podszedł do szafy. Wyjął z niej teczkę. Znajdowała się tam stara, pożółkła fotografia, przedstawiająca starszego, szpakowatego pana z brodą, a w rogu na rewersie widniały inicjały A.P. Między stertą papierów znalazła się też mocno podniszczona odręczna notatka, zrobiona pięknym, wyuczonym zapewne na lekcjach kaligrafii, pochyłym pismem ręcznym. Jej treść brzmiała następująco: „Dziś, 2 września 1902 r. zjawiła się nowa pacjentka. Twierdzi, że jest rok 2001. Objawy sprzeczne, diagnoza niejednoznaczna. Nietypowa postać „dementia praecox”? Nie zjawiła się na umówioną tydzień później wizytę.” 

 

***

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
RafalSulikovski · dnia 22.08.2019 10:17 · Czytań: 579 · Średnia ocena: 3,5 · Komentarzy: 10
Komentarze
JOLA S. dnia 22.08.2019 10:39
Cytat:
We­szłam z pew­nym… takim… ocią­ga­niem. W końcu prze­by­wa­łam w miej­scu udrę­ki, owia­nym ta­jem­ni­czą osłon­ką mgiel­nych wy­zie­wów, gwał­tow­nych erup­cji na­stro­ju, to znów do­lin­nych kli­ma­tów. Usia­dłam na krze­śle, które przy­po­mi­na­ło spo­koj­ną, le­ci­wą i le­ni­wą se­ce­sję. Obok wiel­ki stół, na nim lampa naf­to­wa, ka­ła­marz z pió­rem, wiel­kie ko­per­ty z la­ko­wy­mi pie­czę­cia­mi, na ścia­nach ob­ra­zy z pól bi­tew­nych i por­tre­ty ja­kichś waż­nych per­son. Ume­blo­wa­nie jak retro – wiel­kie szafy gdań­skie, głę­bo­ki fotel, ko­zet­ka, a w oknach cięż­kie story, które chyba trud­no ścią­gać do pra­nia i z po­wro­tem za­wie­szać. W kącie do­strze­głam ebo­ni­to­wą laskę, a na sto­ja­ku ciem­ny płaszcz i ka­pe­lusz o nie­dzi­siej­szym kroju.


Rafale,

znowu stoję z nożyczkami i nie wiem, od czego by tu zacząć. Maniera, czy niestaranność?
Wściekam się, gotowa dać drapaka, ale ...
pomysł na opowiadanie dobry:)
Potem, jakby Autora puściły wewnętrzne sprężyny.
Dziwię się złudnym wyobrażeniom: tak ma być, czy się komuś podoba, czy nie. Najważniejsze, że ja jestem zadowolony, trening twórczy codziennie.
Głos grzęźnie mi w gardle.
Koniec rozmowy

Pozdrawiam :|
Kazjuno dnia 22.08.2019 15:24 Ocena: Bardzo dobre
RafaleSulikovski
SF nie jest moim ulubionym gatunkiem, ale przeczytałem, bo wciągnęło. Pomysł, powiedziałbym, oryginalny. Klimat także stworzyłeś nastrojowy.
Więc nie pozostaje mi nic innego jak wyrazić pozytywną opinię.
Pozdrawiam, Kj
Darcon dnia 23.08.2019 06:51
Bardzo dobry finał, właśnie on broni to krótkie opowiadanie. Mam wrażenie, że pierwsza część jest zbyt długa względem drugiej. Drugi, młodszy psychiatra mógłby pojawić się w tekście na dłużej. Tak, aby zbudować go bardziej jako osobę, a nie tylko tło.
Poza tym, podobało mi się. Ma swój klimat.
RafalSulikovski dnia 23.08.2019 11:34
:-) Dzięki! Ja dopiero jestem stale "zapowiadającym się"...
Karen Lety dnia 23.08.2019 13:52 Ocena: Dobre
Zgadzam się z Darcon, że drugi psychiatra mógłby zagościć na trochę więcej czasu, ale być może wtedy zakończenie straciło by trochę na dynamice.
Czytało się bardzo przyjemnie i z tym specyficznym wewnętrznym wyczekiwaniem "co za chwilę się stanie?".
RafalSulikovski dnia 23.08.2019 14:09
:-) :) :)
PrzemeK155J dnia 23.08.2019 17:59 Ocena: Dobre
Historia jest naprawdę ciekawa. Jedna z najciekawszych, jaką przeczytałem na Portalu Pisarskim. Oczywiście, znalazłem w niej dużo błędów, które w przyszłości na pewno poprawisz, jeśli będziesz więcej pisał i czytał - bo radzę ci, abyś zaczął włożył w to więcej zaangażowania.
Cytat:
We­szłam

W twoim tekście znalazłem naprawdę wiele tego typu literówek i błędów gramatycznych. Piszę się ,,wszedłam''.
Cytat:
Tym­cza­sem zaraz po wyj­ściu Magdy młody le­karz wstał i z wolna, do­stoj­nie, uro­czy­ście i ma­je­sta­tycz­nie pod­szedł do szafy. Wyjął z niej tecz­kę. Znaj­do­wa­ła się tam stara, po­żół­kła fo­to­gra­fia, przed­sta­wia­ją­ca star­sze­go, szpa­ko­wa­te­go pana z brodą, a w rogu na re­wer­sie wid­nia­ły ini­cja­ły A.P. Mię­dzy ster­tą pa­pie­rów zna­la­zła się też mocno pod­nisz­czo­na od­ręcz­na no­tat­ka, zro­bio­na pięk­nym, wy­uczo­nym za­pew­ne na lek­cjach ka­li­gra­fii, po­chy­łym pi­smem ręcz­nym.

Postaraj się opisywać jakąkolwiek sytuację, obiekt, czy osobę, nie używając tak ogromnej liczby przymiotników. ,,piękny'' ,,starszy'' ,,szpakowaty'' ,,stara'' ,,podniszczona'' ,,majestatycznie'' ,,uroczyście''. Tego typu ,,zabarwienia'' bardzo mało pokazują i w większości są po prostu pustymi zapychaczami. Jeśli wrzucasz do głowy czytelnika tyle przymiotników, to wtedy on sam nie wie, którędy wogóle powinien podążać.
Spróbuj na przykład napisać ,,Oblepiona kurzem fotografia'' ,,Wstał z krzesła i podszedł do szafy, ostrożnie stawiając kroki, jakby w szafie, do której się zbliżył, znajdowało się coś wyjątkowego''. Coś takiego. A nie ,,dostojnie'' ,,przepięknie'', czy ,,majestatyczne''. Oczywiście, nie mówię, żebyś wogóle zaprzestał korzystać z przymiotników - jednak dysponuj nimi z uwagą i rozważnie, tak jak dodajesz przyprawy do dań.
Cytat:
Za­miast niej za biur­kiem sie­dział jakiś młody yup­pie, stu­ka­jąc coś szyb­ko, ni­czym so­cja­li­stycz­na ste­no­ty­pist­ka, w swoim lap­to­pie.

Często piszesz zdania i używasz wyrażeń, które moim zdaniem są napisane trochę na siłę. Oprócz tego nie pasują i również odgrywają rolę zapychaczy.
,,Yuppie'' ,,socjalistyczna stenotypiska''. Nie umiem sobie jakoś wyobrazić (może to tylko mój błąd?) jak młody człowiek klikający coś na klawiaturze komputera może przypominać, ,,Socjalistyczną Stenotypiskę'' Okej, może i wyszłoby z tego jakieś dobre porównanie, ale musiałbyś je naprawdę pożądnie przeredagować.
Jeszcze raz powtórzę - sama historia jest niezwykle interesująca. Ale powinnieneś postarać się, zwrócić uwagę na to, o czym piszesz i jak piszesz. Wzbogacić styl i zredukować błędy. Odnoszę wrażenie, że napisałeś to trochę ,,na szybkiego''. Następnym razem, radziłbym, żebyś przyłożył się do pisania, bo wymyślanie historii, a samo pisanie, to już dwie różne rzeczy.

Życzę powodzenia i Pozdrawiam :)
Marek Adam Grabowski dnia 23.08.2019 19:16
Masz dobry warsztat pisarski; czyta się ciebie bardzo płynie. Jako błędy podałbym brak didaskaliów przy dialogu, i niepotrzebne kolokwializmy. Sama fabuł bardzo ciekawa.

Pozdrawiam
RafalSulikovski dnia 24.08.2019 10:26
Dziękuję wam wszystkim moi drodzy. :-) Postaram się pisać lepiej. :)
Madawydar dnia 27.08.2019 14:19 Ocena: Bardzo dobre
Ciekawe, co będzie za kolejny tydzień? Szaman czarownik plemienny, czy komputerowy psychograf analityczny?
Dałbym "świetne", ale faktycznie, błędy na to nie mi nie pozwalają. Gratuluję pomysłu.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
18/03/2024 19:06
Pliszko, Posłużyłaś się skrótami myślowymi, ale pełnymi… »
Jacek Londyn
18/03/2024 18:15
Trening czyni mistrza. Kolejna okazja, tym razem… »
valeria
18/03/2024 11:41
Piękne, już bielonych rzeczy nie spotykam już:) chyba w… »
mede_a
18/03/2024 10:45
Jak ja kocham te Twoje maluchy! Ajw- poezji pełna - pisz,… »
Kazjuno
17/03/2024 22:58
Ja miałem skojarzenie erotyczne, podobne do Mike 17. Jako… »
Kazjuno
17/03/2024 22:45
Co do Huty masz rację. To poniemiecka huta do końca wojny… »
ajw
17/03/2024 21:52
Zbysiu - piękne miałeś skojarzenia :) »
ajw
17/03/2024 21:50
Tak, to zdecydowanie wiersz na pożegnanie. Na szczęście nie… »
Gabriel G.
17/03/2024 19:52
Nie ukrywam czekam na kontynuację. To się pewnie za trzy -… »
Kazjuno
17/03/2024 16:40
Dzięki Gabrielu za krzepiący mnie komentarz. Piszę,… »
valeria
17/03/2024 15:17
Gotowanie to łatwizna, tylko chęci potrzebne :) »
Gabriel G.
17/03/2024 12:46
Kazjuno Jestem świeżo po lekturze wszystkich trzech części.… »
Jacek Londyn
17/03/2024 10:31
Proszę o chwilę cierpliwości. Zanim odpowiem na komentarze,… »
Kazjuno
17/03/2024 04:17
Czekamy z Optymilianem, ciekawi twojego odniesienia się do… »
Jacek Londyn
16/03/2024 12:26
Drodzy Koledzy po piórze. Dziękuję za komentarze. Jest mi… »
ShoutBox
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:43
  • Nie poezją ja, a prozaiczną prozą teraz, bo precyzję lubię: nie komentarzem, a wpisem w/na shoutboxie zaczęłam, a jak skończę, to nie potomni, a los lub inna siła zdecyduje/oceni.
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:32
  • Pliszko - nie! Dość milczenia! Dopóki żyjemy! A po nas krzyczeć będą "słowa", na karcie, na murze...
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:28
  • To, jak skończysz pozwól, że ocenią potomni. Zaczęłaś komentarzem... pozwól/daj nam możliwość byśmy i Ciebie komentowali - jedno "słowo", póżniej strofy...
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:20
  • ech, Zbigniew Szczypek, fajnie wszystko, wróżba jest, choć niedokończona, ale z tego, co pamiętam, to Makbet dobrze nie kończy ;)
  • pliszka
  • 05/03/2024 22:58
  • A reszta jest milczeniem...
Ostatnio widziani
Gości online:33
Najnowszy:pkruszy