Teraz już wiem, że to był jakiś powód, ale zupełnie ciekawy, nawet ciekawski, jak niepowody. Pewnego dnia powód się rozwiązał i rozsypał jak worek z kartoflami, niby bezpowrotnie. A wiem, że był powód, że nie było tylu kanałów telewizyjnych, tylu programów i tylu gwiazd. Teraz to nie sposób się połapać, nie podobna wspólnie ze wszystkimi z grona dzielić wspólnie emocje, bo każdy o innym kartoflu ...innym, a jakże mało wyjątkowym, niegwiezdnym, a szarym, umorusanym w błocie, choć zdeformowanym, bo ewolucja w akcie utrzymania obdarza kolejne kartofle deformacjami mającymi przyciągać emocje, choćby właśnie w taki sposób.
Jadę tam, jest to jakieś za każdym razem, bo niedookreślone, wzbudzające niepoukładane emocje, niepasujące do żadnych szufladek. Jest tak zawsze, że oprócz wszechobecnej, permanentnej dla tego miejsca gęstej i lepkiej agresji jest wyczuwalny jakiś głód, niedosyt, ciągota. Gdy właściwie się wpisać w to wszystko, wczołgać, co nie bywa trudne, mimo tego całego wszechobecnego syfu, wzrusza się ambicja, szargana jest motywacja. Chciałoby się tak jak za młodu, być kimś dla innych, w oczach innych i to tak jakby bardziej niż wymaga tego potrzeba akceptacji, nawet skrajnie silna. Jednak bez specjalnych zdolności, bez dobrego towarzystwa, trzeba nieźle się nakombinować, aby znaleźć ujście dla swych marzeń, świetlejąc się jako niewariat. Wizualizacje.
Próbuję zajrzeć do tu, nawiązać do teraz. Nie, nie jest tak, jak było. Tutaj też, możliwe już od wcześniej. Podwórza opustoszałe, zasłony w oknach się nie ruszają, nikt nie jest ciekawy, każdy chce być obciekawianym. Nikt nie jest realny, każdy na tamten świat zabrany. Tamten lub tamten, bo dwa tamte mamy... Pamiętam tylko, że mi się tak kotłuje, tak jakby, w każdym razie coś się dzieje. Coś, czego nie zawrą żadne słowa ze znanego mi słownika. A, już wiem kiedy – gdy ktoś mnie pochwali, jak Lukrecja na zajęciach z Angielskiego. A na chuj mit to? Nie wiem! Co i po co?... Internet. Komentujcie kochani. Pracuję, chodzę na siłkę, nosze białe skosy a jak mam wolne to lecę Boingiem tak gdzie mnie jeszcze nie było... Mam milion friendsów, przyjaciół, no wiecie, zajebisty jestem przecie. Czasem zajeżdżam na wiochę z dziurami w spodniach i góglach przyciemnionych, ale wracam z tęsknem do siebie, by smakować wykwintnych dań kuchni świata.
Nie czaruj, pot gorzki wciąż jest, ukradkiem płacz, niech nikt nie patrzy już się. Przeciągasz ten moment, nie mówisz, a wiesz. Destrukcji czas. Nieliczni, nieufni, coraz starsi, a starsi lepiej wiedzą, od pewnego wieku w ogóle nie zmieniają zdania. Nie słuchają wtedy w ogóle, krzyczą, złorzeczą. Nie słuchają nawet wcześniej niż wiedzą. Ale niekiedy, nieznanymi mi drogami czuję posłuch jednych do drugich, rzadziej z rozumieniem, jeszcze żadziej ze zrozumieniem. Posłuch, aby żyć? Aby w sytuacji krytycznej uzyskać odwzajemnianie? Dal
Dal jest z przodu, ale też z tyłu, to nie tylko co widzisz daleko przed sobą, ale równie to, czego nie widzisz za sobą. Jak to jest, jaka przewrotność to losu, że niektórzy widzą bardziej z tyłu niż z przodu, a niektórych jest więcej. Złudzenie, bo wbrew pozorom sprawa jest otwarta, nie jest tak, jakby mogło się wydawać, że przód to przyszłość a tył to przeszłość. Przecież tył zawiera wszystko, co niewiadome, a przód jest w sporym stopniu znany. Może to właściwa percepcja niektórych.
Muzykę słyszysz w kroplach wody, zapachy czujesz wszechobec, widzisz, gdy nie widzisz. Spadanie jest rozwiązaniem. Nabierasz wykwintności muzycznych, poczucia smaku, dostrzegasz piękno, nie śnisz. Chuj, że takie realia, skoro ku doskonałości. Spadaj.
Śpiewali, że dla tych, co zgodzić się nie mogą, serce ważniejsze jest od głowy, że podobno, gdy umierasz, lecisz, sobie lecisz... Ja się pytam, gdzie jesteś taki. Coś o mnie. Mówią, że jestem, podobno nie podobno, a naprawdę. Czasami zawierzam, choć nikt nie dostrzegł moich ponownych narodzin. Dorota zaniosła moje L4 do pracy, czas się rozmył, w ogóle wszystko się rozmazało … i tak z niczego, nie wiadomo kiedy pora była wstać, poczuć jeszcze raz, że pachnie, ach jakże, patrzeć na niby znane i rozdziawiać gębę z zachwytu, ach jakże. Intensywność. Tylko jakaś dziwna nić zaciągała mnie daleko wstecz, a im dalej wstecz się udawało zajść, tym wrażenia były bardziej podobne.
Piękne i intensywne to wszystko. Z reguły tak jest raz, na samym początku, w poznawaniu. Potem te poznania, odkrycia, sukcesy są tylko namiastką, takim swoistym dogorywaniem, mglistym wspomnieniem, niezgodą i buntem. Zobacz, zobacz, jaki jestem szczęśliwy. To nie prawda. Względność.
Nie chcę mieszać tych dwóch światów. Mam skorupę. Mimo wszystko unikam. Jestem gdzieś pod spodem, czy dlatego mnie nie ma? Czy nie mogę się zdeformować, by zaistnieć? Czy mimo dwukrotnych narodzin, mimo wędrówek po tym i dwóch tamtych światach ograniczam sobie intensywność? Czy dal jest mi nieznana? Jak spadam? A jestem? Nwm.
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt