Jeśli kochasz, kochasz naprawdę - mike17
Proza » Miniatura » Jeśli kochasz, kochasz naprawdę
A A A
Od autora: Wracam z kolejnym letnim cyklem miłosnym, który powstał w to lato. W tym opowiadaniu zadaję pytanie, ile człowiek może znieść dla miłości i jak może ona zmienić jego życie. Zapraszam do lektury i dzielenia się refleksjami :)

Byłem niskim, niezbyt dobrze wyglądającym chłopakiem, kiedy znalazłem się w jednej klasie z nią, z Angie, i od razu rzuciła mi się w oczy do tego stopnia, że nie mogłem po nocach spać, kupowałem papierosy i paliłem je, myśląc tylko o niej do białego rana.
Ona była wysoką brunetką o pięknych rysach twarzy, o aksamitnym głosie, o figurze modelki, i do tego stopnia jej fizyczność mnie opętała, że na każdej przerwie wodziłem smętnym wzrokiem za nią i czułem, że jeszcze tydzień, może dwa, a nie wytrzymam.
Tonąłem w marzeniach, w snach o niej, gdzie byliśmy razem, nierozłączni, połączeni tym, co człowiek szumnie nazwał miłością, nie bacząc na to, co może wydarzyć się po drodze.
 
Po dziewięciu miesiącach niemej adoracji zdobyłem się na akt odwagi.
Poprosiłem ją o numer telefonu i zaproponowałem, że wieczorem porozmawiamy.
Zdawała się wcale nie być zdziwioną moją propozycją – chętnie zgodziła się i zrozumiałem, że jestem najszczęśliwszym chłopakiem na ziemi, bo będę mógł jej powiedzieć, co do niej czuję, czym dla mnie była przez te wszystkie miesiące, kiedy ją w milczeniu obserwowałem.
 
I zadzwoniłem, choć sam w duszy nie wiedziałem, jak to się potoczy.
 
- To ty, Angie? – spytałem, zebrawszy się na sztuczną pewność siebie.
- Tak, to ja – odpowiedziała delikatnie, jakby chciała mnie zaprosić do domu.
- Nie powiem ci od kiedy, ale patrzę na ciebie z radością. Nie jesteś mi obojętna. Chciałbym z tobą chodzić. Chciałbym mieć taką dziewczynę jak ty. Bardzo mi się podobasz. Kiedy przychodzi noc, ja nie śpię, myślę o tobie. O byciu z tobą. O wspólnych spacerach. O tym, by mieć cię przy sobie, czuć cię całym moim małym jestestwem.
- A umiesz się całować?
- Chyba nie.
- Ale ja umiem.
- Nigdy nie byłem zakochany, aż do teraz.
- Ja też nie. Nigdy nie miałam chłopaka.
- Ale są lepsi ode mnie, wyżsi, lepiej zbudowani. Jeszcze nie wiesz, czy ci się spodobam.
- Mike, ja mam dopiero siedemnaście lat. Nie patrzę tak daleko w przyszłość.
- To gdzie nauczyłaś się całować?
- Całowałyśmy się z siostrą dla żartów.
- Chciałaś w końcu poczuć, jak to będzie z chłopakiem, czy tak?
- Dokładnie. I ja liczyłam na to, że ktoś się mną zainteresuje.
- Chodzimy do tej samej klasy. Czy na przerwach pozwolisz mi być ze sobą? Z kolegami nie mam zbytnio po drodze, a dla ciebie poświęcę każdą małą chwilę.
- Dobrze. Jesteś bardzo inteligentnym gościem. Ja nie patrzę na wygląd, a na to, co w środku.
Czy dobrze będzie nam się ze sobą rozmawiało, czy dobrze będziemy się czuć razem. To jest najważniejsze. A nie te byczki z III c, którzy pomiatają dziewczynami jak kopkami siana.
- Ja widzę tylko ciebie.
- Miło mi.
- I nie chcę niczego więcej. Jeśli pozwolisz mi spacerować ze tobą po plaży, będę w siódmym niebie. Chcę czuć twoją dłoń w mojej, chcę, byś nauczyła mnie całowania.
Chcę być twoim mężczyzną, przyjacielem, kimś, z kim będzie ci dobrze, Angie.
- Też bym tak chciała. Nie jesteśmy już dziećmi, nie jesteśmy jeszcze dorośli, ale na pewno umiemy kochać, i zbliżyć się do siebie. Zostanę twoją dziewczyną, i nauczę cię pocałunku.
 
Każdego dnia odprowadzałem ją na autobus.
Przedtem długo całowaliśmy się i przytulaliśmy, szepcząc słowa najczulsze.
Przede mną otwierał się zupełnie nowy świat – świat z nią, z jej namiętnością, i z jej kochaniem, bo mnie o tym zapewniła pewnego dnia, gdy spacerowaliśmy plażą  - jakże lekko, jakże prosto powiedziała, że nie obchodzi ją, że jestem niski, powiedziała, że mnie kocha i nic  i nikt tego nie zmieni – pozostaniemy razem na zawsze, w miłości i czułości.
Coś ścisnęło mnie za gardło, ale nie dałem nic po sobie poczuć.
 
Od tej pory staliśmy się parą, i w szkole, i poza nią.
 
Ludzie zazdrościli nam i patrzyli na nas jak na zjawisko.
A my płynęliśmy ponad chodnikiem, zakochani, wolni, szczęśliwi.
 
Lecz był chłopak, na którego wołano Pleban, i który rzucił w naszą stronę złą aurę.
 
Skądinąd wiedziałem, że Angie mu się podoba, że wodzi za nią smętnym wzrokiem.
Ale okazał się większym bydlakiem niż myślałem.
Przyjaźniłem się z nim tylko na tej prostej zasadzie, że pisałem mu wypracowania i prace zaliczeniowe za pieniądze, a on, poza mną nie miał żadnych kolegów w klasie.
Był młodocianym psychopatą, strzelającym z wiatrówki do gołębi.
Mnie przy nim trzymały tylko pieniądze, bo mając zamożnych rodziców mógł pozwolić sobie na to, by mnie opłacać i olewać normalny tok nauki.
A ja, wywodząc się z biednej rodziny, nie gardziłem żadną forsą.
I ignorowałem jego zaczepki, kiedy na szkolnym korytarzu próbował nawiązać rozmowę z Angie i popisać się, kim to on nie jest i że może zaprosić ją na drogi obiad w dobrej knajpie.
 
Pewnego dnia, ohydnego jak twarz Cygana o poranku, doszło do apogeum.
Najpierw zażądał ode mnie, abym mu napisał cztery wypracowania, a potem, kiedy oddaliłem się do ubikacji, złapał Angie i zaczął ją obleśnie całować, tak, żeby cała szkoła widziała, jakby chciał pokazać, że jestem już nikim i teraz ona jest z nim.
 
Nie wiem, ile to trwało, ale z tego, co mi potem opowiedziano, to kilka minut.
Kiedy wybiegłem z łazienki, ujrzałem ich.
Wnet dostał w twarz, potem parę razy w szczękę, na koniec rzuciłem nim o ziemię.
- Hrrrr….
Zrozumiałem, że stracił głos.
Mnie to nie przeszkadzało – biłem jego łbem o ziemię, aż stracił przytomność.
Potem poszedłem do klasy jakby nigdy nic, i co dziwne, nikt mnie nie zakapował.                            
Podobno sprowadzono pielęgniarkę i ona go zabrała.
I było tak, jak na co dzień – zwykły, szkolny dzień.
 
- Dowaliłeś mu? – spytała Angie. – Bo podobno zemdlał.
- Musiałem.
- Dziękuję.
- Każdy na moim miejscu zrobiły to samo.
- Był obleśny.
- Teraz nieprędko wróci do nas. Dostał solidny łomot.
- On ci nie podaruje. Takie typy są mściwe.
- Nie dbam o to. Jak będzie trzeba, będzie drugi łomot.
- Uważaj na siebie. Nie wiesz, na co go stać.
- Mnie też na wiele stać.
- Ale nie przeginaj.
- Zrobię tylko tyle, ile zrobi on.
- Proszę.
- Dobrze.
- Nie narażaj się. Nie masz budowy atlety.
 
Kiedy Pleban wyszedł ze szpitala, okazało się, że miał wodę pod czaszką i wstrząs mózgu.
Jego pojawianie się w klasie wzbudziło nie lada sensację.
- No, jak tam, Pleban, znów będzie rwać laski innym chłopakom? – wołano.
- No, jak tam, Pleban, znów ci ktoś będzie pisał wypracowania za kasę? – mówili tak, bo im powiedziałem, jakie były nasze chore układy.
 
I stało się najgorsze.
 
On podszedł do mnie i jakby nigdy nic zagadał.                   
Nie wydał mnie, co bardzo mocno mnie zdziwiło, bo przecież powinien.         
Nie pisnął nawet słowem, kto mu wtedy przywalił, co wydało mi się niejednoznaczne.
Poczęstował co gorsza gumą do żucia.
Rozmawialiśmy tak, jakby nasza bójka w ogóle nie miała miejsca.
Byłem w szoku, bo nie takiej reakcji się przecież spodziewałem po tym, co się wydarzyło.
On był wesoły i roześmiany, mówił, że już z nim dobrze, że nie ma żalu, bo może sam coś pokręcił i musiał za to zapłacić skórą, choć do końca w to nie wierzyłem.
Miał parszywy wzrok i to się wyczuwało natychmiast.
W jego oczach czaił się fałsz, i jeśli można by określić zło jako takie, to było tam.
 
- Nie wierz mu – mówiła Angie. – To szuja. On wykorzysta każdą okazję, by ci dokopać.
- Możliwe, ale ja się nie boję – odparłem.
 
Potem znów prosił mnie, prosił bardzo, bym mu pisał wypracowania.
Ja jednak stanowczo odmówiłem.
On dalej prosił i proponował coraz to więcej kasy.
Zaciąłem się i powiedziałem „nie”.
Zrozumiałem, że sprawy zawszy za daleko, już nie mogłem tego robić, teraz musiałem wyzwolić się od tego chama i żyć tylko i wyłącznie miłością do mojej Angie.
 
On jednak nie odpuszczał.
Ponieważ znałem jego dom bardzo dobrze, wiedział, jak szaleńczo kocham psy.
I uderzył w tym kierunku.
Jeśli dziś miałbym powiedzieć, kto w moim życiu był największym skurwysynem, to śmiało powiem, że był nim on, bo był tak przebiegły i cwany, że bił na głowię moją inteligencję.
Cała jego aktywność umysłowa szła w stronę szwindli i kantów, nie potrafił przeżyć jednego dnia uczciwie, kręcąc i matacząc jak ostatni oszust, bo czyż tak naprawdę nim nie był?
 
Pewnego dnia, po lekcjach zaprosił mnie do siebie, bo jak to stwierdził, miał dla mnie niespodziankę, coś, czego nigdy w życiu nie mógłbym się spodziewać.
Trochę mnie to zaintrygowało, bo czego mogłem spodziewać się od niego?
Człowieka, który źle mi życzył i ucieszyłby się, gdybym się w życiu potknął.
Jak głupi dałem się zwieść.
 
Poszedłem.
Jak głupi…
 
- Mam dla ciebie spaniela – powiedział, uśmiechając się głupawo.
- Jakiego spaniela? – spytałem.
- A szczeniaka. Wiem, że go chcesz – dodał pewny siebie.
- No, a pokaż go – powiedziałem zaintrygowany.
- A oto on – i to mówiąc, pokazał mi psa.            
 
Był piękny i tym samym uśpił moją uwagę.
Od razu zaczął łasić się do mnie, co bardzo mnie uradowało.
Potem Pleban powiedział:
 
- To oblejmy to. Piłeś kiedyś whisky?
- Nie, nigdy nie piłem alkoholu.
- To dziś będzie twój debiut. Nigdy go nie zapomnisz.
- A może nie chcę?
- To nie dostaniesz psa – zaśmiał się bezczelnie.
- No dobra, polej – powiedziałem.                      
- Poczekaj, pójdę do salonu i przygotuję wszystko. Zaraz się napijemy.
 
Co było dalej, nie pamiętam.
Mówiąc dość kolokwialnie – urwał mi się film.
Mroki opanowały mój umysł i nie wiem, co robiłem i mówiłem.
Musiał mi czegoś dosypać do whisky, bo nie wiem nawet, jak znalazłem się w domu.
W pewnej chwili, o godzinie 21.33, zauważyłem, że siedzę na łóżku kompletnie nagi.
Rodzice oglądali telewizję, a ja patrzyłem się tępym wzrokiem w sąsiednią ścianę.
Ubranie i buty leżały na parapecie, co było do mnie niepodobne, bo nigdy ich tam nie kładłem, co więcej, mój tornister leżał na balkonie, co wydało mi się rzeczą dziwną.
Najdziwniejszą rzeczą wydało mi się to, że tata i mama nie zwrócili uwagi na moje nienormalne zachowanie – czyżbym pozornie zachowywał się jakby nigdy nic?
Tak zapewne było, bo jak wytłumaczyć ich spokój i brak reakcji?
 
Nie umiałem tego ogarnąć, i jakoś ze skrawków pamięci stworzyłem sobie obraz, ale w mojej biednej głowie nic nie powstało – była jeno pustka i nic poza nią.
Odzyskując świadomość, zacząłem rozumować logicznie – wnet pojąłem, że coś musiało się po drodze wydarzyć, coś stać, skoro tak wielkie spustoszenie wywołało to w mojej jaźni.
 
Poszedłem spać, a kiedy rano obudziłem się, czułem się, jakby przejechał po mnie czołg.
Dzień poprzedni wydawał się odległym wiekiem, historią starożytną.
Nie miałem żadnego związku emocjonalnego z tym, co przeżyłem.
Jakby się śniło, jakby nie było to częścią mojego małego, ale prawdziwego życia.
Jakieś wyspy pamięciowe, jakieś wyrywki z logicznego myślenia…
Bo i czułem, że z myśleniem nie było tęgo – musiało został solidnie zaburzone.
Wszystko to było jak powrót z zaświatów, jak z innej orbity, gdzie nie ma myślenia, jest za to niebyt, pusta i marazm, i z tego składać się mogą tylko wspomnienia.
 
Pewnego dnia przyszedłem do szkoły, zbliżał się koniec roku, a ja miałem zaliczenia z trzech przedmiotów, co zamierzałem uzupełnić lada moment, by zdać do następnej klasy.
 
I wtedy to się stało.
 
Pleban przyniósł magnetofon i puścił przy całej klasie kasetę, którą nagrał, kiedy u niego byłem.
Na niej ja mówiłem, co robiłem z Angie:
 
Wiesz, co Pleban, sterczały jej sutki, lizaliśmy się godzinami. Masowałem jej rozporek. Był wilgotny. Ale nie pozwoliła tam zajrzeć. Położyłem jej dłoń na mojego małego, ruszała nim.
W końcu rozebrałem ją i całowałem jej cycki. Były piękne. Ugniatałem je i to było to!
Nie wytrzymałem i wyjąłem mojego wacka i wzięła go do ręki. Było bosko.
Wiedziałem, że rodziców nie będzie w domu do wieczora, więc nago wykąpaliśmy się w wannie, pieszcząc się i całując, to było to, to było coś!
Potem wytarłem ją ręcznikiem i raz jeszcze dałem mojego małego do ręki.
Eksplodowałem.
Była szczęśliwa, że mnie dała radość.
Ale ja nie mogłem tego powiedzieć, bo przecież zabroniła mi dostępu do siebie…
A miałem na nią taką chęć.
 
Wybiegłem ze szkoły i pobiegłem do domu, płacząc.                                  
Czułem, że moje życie się kończy, że coś jest nie tak, że skręciłem w lewą stronę.
Czułem, że słońce nie świeci już jak dotąd, że coś się pozmieniało.
Miałem pewność, że mnie przekreśliła po tym, co usłyszała w klasie.
Jakiś głos w sercu szeptał mi, że już na mnie nie spojrzy.
Ojciec miał zapas Aspiryn i jednym łykiem połknąłem sześć opakowań.
Ojciec zauważył, że coś niedobrego dzieje się ze mną i zabrał mnie do szpitala.
Tam stwierdzono próbę samobójczą, i to, że jeszcze godzina, dwie, a byłoby po mnie.
Pod kroplówką spędziłem tydzień.
Bracia wariaci prowadzali mnie do sracza i karmili, szeptali że jeszcze będzie dobrze.
Rozmawiali ze mną, i w tym momencie upadku byli mi bliscy.
Już dziś wiem, że łatka „schizofrenia” przypinana jest na wyrost.
 
Miałem drobne, więc zadzwoniłem do kolegi i powiedziałem, co się stało.
Następnego dnia było u mnie piętnastu gości, i każdy z nich dopytywał się: „Kto ci to zrobił?”
 
Powiedziałem.
Już wiedzieli, że mi coś dosypał do whisky.
Byli wściekli, tak dziko wściekli, że powiedzieli, że nie podarują.
Byli naprawdę wkurwieni i wiedziałem, że sprawa jest już przyklepana.
- Ciebie mogło już nie być, Mike, mogłeś tak głupio umrzeć – rzekł mój kumpel Chico. – Przez tępego skurwysyna, który pozazdrościł ci dziewczyny i chciał ci się odgryźć, że mu nie piszesz już wypracowań. To nie jest mężczyzna, to gnój, bogaty gnój.
 
Wciąż miałem przed oczyma obraz Plebana i czułem, jak narasta we mnie gniew.
Nie miałem litości dla tego ścierwa.
 
Przecież nie wiedziałem, jak odbierze to Angie, może mnie skreśli, a może da szansę?
 
- Chico, porozmawiajcie z Angie, ale tak od serca i zasugerujcie, że spuścicie mu łomot. Jeśli ona to kupi, to mnie kocha, jeśli nie, to musiałem ją bardzo mocno urazić, i ma do tego prawo, w końcu po narkotykach, ale nie powinienem tak gadać. Choć sam już nie wiem. Kto wie, co mi wtedy dał, skoro zrobiłem z siebie takiego idiotę.
 
Kiedy wróciłem że szpitala, szła już za mną fama samobójcy.
Gdy po wielu dniach leżenia w łóżku szedłem szkolnym korytarzem, podchodzili do mnie jacyś ludzie i coś gadali.
Niektórzy śmieli się, szydzili i urągali, inni przybijali piątkę i poklepywali po ramieniu.
Dla niektórych byłem bohaterem miłości, dla innych skończonym fajansem miłości.
 
Zdałem do trzeciej klasy, mając trzy poprawki, i byłem kimś, kto budzi jeno współczucie.
Lecz zanim zdałem moje egzaminy, wydarzyło się coś, co utwierdziło mnie w wierze w człowieka, w to, że gdy wszystko się będzie walić, pojawią się ludzie, którzy pomogą.
 
Chico i jego koledzy złapali Plebana i wywieźli do lasu, ciemnego i mrocznego.
Takiego, do jakiego trafia się tylko raz w życiu albo nigdy.
Z którego wraca się z cierpieniem, wiecznym i nieukojonym.
Co przepełnia duszę bólem i trucizną na wieki wieków.
Po tym spotkaniu wylądował na wózku inwalidzkim, kończąc okres bezkarności.
Na zawsze, nieodwracalnie płacąc za swoje błędy.
Ze wspomnieniami swojej kaprawej przeszłości.
Już nie był groźnym ścierwem, był teraz kaleką na własne życzenie, skończonym idiotą.
Kimś, kto jednym, głupim posunięciem przekreślił całe swoje młode życie.
Bo zemsta potrafi uderzyć w mściciela, kiedy się będzie tego najmniej spodziewał.    
Skądinąd wiem, że jego matka osiwiała w jeden dzień, a ojciec odgrażał się, że wyrówna rachunki – to był nonsens, bo one już zostały wyrównane.
 
Jakże wyła moja dusza, że tak ośmieszyłem Angie, mówiąc takie rzeczy.
Publicznie za sprawą tej świni.
Jakże chciałem jej to wynagrodzić, cofnąć czas, wrzucić do kosza każde, moje słowo.
 
Leżałem w domu, bo nadal się nie czułem najlepiej, i myślałem o niej, co robi, co myśli, czy mnie zrozumie, czy mam jeszcze jakiekolwiek szanse.
Przepłakałem wiele nocy, marząc o jej pocałunkach, o cieple jej dłoni.
Nie wiedziałem w jakim punkcie życia się aktualnie znajduję, może warto zapomnieć o niej, bo bardzo ją zraniłem, ale przecież nie zrobiłem tego celowo.
Każdy dzień i każda noc upływały mi w ucisku.
Cały czas myślałem tylko o niej i wspominałem piękne chwile, które dane nam było przeżyć.
Nadal nie wiedziałem, jak ta szuja mnie podeszła – był bardzo mściwy i pamiętliwy, i cwany przy okazji, co czyniło bardzo groźną mieszankę, której stałem się ofiarą.
Spędziłem w łóżku jeszcze tydzień, aż nagle…
 
- Ktoś do ciebie – powiedział ojciec, wchodząc do pokoju.
 
I wtedy to się stało – ujrzałem Angie i jej matkę z pękiem przepięknych kwiatów.
Zerwałem się z łóżka i skoczyłem ku nim, nie wierząc własnym oczom.
Były uśmiechnięte i pogodne, nie było na ich obliczach złości czy żalu.
To mnie mocno zdziwiło, bo spodziewałem się zerwania znajomości.
Jednak tak się nie stało – Los po raz kolejny zaskoczył mnie i to bardzo.
 
- Mike – rzekła matka – musiałyśmy cię odwiedzić i porozmawiać. Było to silniejsze niż cokolwiek. To, co się stało, było straszne, ale chłopcy Chico powiedzieli nam, że on ci coś dosypał do drinka. To zaćmiło twój umysł. Nie byłeś wtedy sobą, miałeś zmienioną świadomość. Jestem lekarką i coś o tym wiem. Narkotyki zmieniają człowieka nie do poznania, i ty byłeś tego przykładem. Nie możemy cię za to winić, pamiętaj o tym.
Tego nie mówił ten dobry, kochany przez nas Mike, a Mike patologiczny, którego rozumowanie przyćmiły prochy. Nawet nie wiesz, jak cieszymy się, że żyjesz . Przecież połknąłeś tyle tego, że konia by zabiło. Mike, dziękuj Bogu, że dał ci drugie życie. Gdyby nie twój ojciec, który na czas zabrał cię do szpitala, już by cię dziś między nami nie było – zakończyła.
- Naprawdę? – powiedziałem, i poczułem, że coś ściska mnie za gardło. – Przepraszam, ale nie wiedziałem, co robię. On to obmyślał na pewno od bardzo dawna, szykował każdy ruch.
Nie mógł przeboleć, że zerwałem z nim kontakty, że przestałem pisać mu wypracowania.
- Początkowo byłam wściekła na ciebie – odezwała się Angie – ale coś mi szeptało, że ty, właśnie ty, nie mógłbyś się nigdy tak zachować. Coś musiało się stać, co pomieszało ci w głowie. Kobiety mają szósty zmysł i kiedy on puszczał tamtą kasetę w klasie, ja płakałam, bo czułam się podle, ale gdzieś z tyłu głowy miałam tę pewność, że każdy, ale nie ty.
- Bo tak było – rzekłem. – To nie byłem ja. Nic nie pamiętałem z tamtych chwil.
- Chłopcy mi powiedzieli.
- To było najgorsze doświadczenie w moim życiu. Czułem się, jakbym umierał.
- Domyślam się – rzekła matka. – Oby ci się to już nigdy nie przytrafiło.
 
I mówiąc to, położyły kwiaty na moim łóżku, Angie pocałowała mnie, a ja ucałowałem dłoń jej matki, wszak nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że coś takiego nastąpi.
Życzyły mi rychłego powrotu do zdrowia i bezszelestnie opuściły mój pokój.
 
Kiedy już wstałem z łóżka, natychmiast zadzwoniłem do Angie i umówiłem się z nią.
Była bardzo szczęśliwa, że stanąłem już na nogi, że w żaden sposób nie ucierpiałem.
Wtedy odezwał się ojciec:
 
- Nie wypuść jej z ręki, to dobra dziewczyna. Inna kopnęłaby cię w tyłek. Bądź jej niebem i uszczęśliwiaj ją. Czy słowem czy gestem. Nie odstępuj jej na krok. Między mną a mamą tak było, i teraz, kiedy jesteś już dorosły, chciałbym, byś miał tak udane życie jak my.
- Wiem, tato, to najlepsza dziewczyna, jaka mogła mi się przytrafić.
- To, że przełknęła tę gorzką pigułkę, świadczy o niej tylko jak najlepiej.
- Nie zawiodę. Obiecuję.
- To dobrze, synu, bo straciłbyś szansę życia.
 
Potem, trzymając się za ręce, szliśmy z Angie ciepłą plażą, śmiejąc się i żartując.
Wiatr rozwiewał jej włosy, a twarz promieniała szczęściem.
Nigdy nie widziałem takiego widoku, nigdy tak spełnionej kobiety.
Patrzyłem na nią z boku i własnym oczom nie wierzyłem, że tak mi zaufała.
Inna kopnęłaby mnie w tyłek i w mig o mnie zapomniała.
Kobiety bywają okrutne, nie wdają się w to, co sprawiło, że mężczyzna zrobił to lub tamto.
Mszczą się i idą krok po krok za mężczyzną tylko po to, by go zgnoić.
Unoszą się fałszywym honorem, zabijają miłość jednym pociągnięciem palca.
Po latach tego żałują, ale w chwili, gdy to robiły, były wyrocznią.
 
Nie kupiła bredni Plebana, do końca była mi wierna jak Penelopa.
I jak ona oczekiwała mojego powrotu.
A ja w duchu wierzyłem, że zostanie mi wybaczone.
 
- Angie, zostaniesz ze mną na zawsze? – zapytałem. – Może głupio pytam… Może jestem zwykłym, naiwnym chłopakiem, ale chciałbym wiedzieć. Może nie mam wyglądu, ale cię naprawdę kocham. Wiem, że już nigdy nie będę się tak czuł. Nie będzie drugiego razu.
- Tak – odpowiedziała pewnie. – Nie jesteś zwykłym, naiwnym chłopakiem. Masz to „coś”, czego prawie żaden z was nie ma. Ty nie musisz mi niczego udowadniać.
- A kiedy poproszę cię o to, bym był twoim na wieki, nie odmówisz?
- Nie. Jesteś moim kochanym. Moim jedynym. Światełkiem w mroku. I nie obchodzi mnie to, że jesteś niski. Długość kości to nie wartość sama w sobie. Chcę poznać twoje serce.
- Więc jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
- Ale i ja chciałabym ci coś powiedzieć.
- A co?
- Że gdybyś mówił to, co puszczał Pleban na trzeźwo, ja połknęłabym te prochy.
Zmieszałbyś mnie z błotem, stałabym się kompletnym zerem. Moja dziewczęca duma by tego nie zniosła. Nie wiem, co bym zrobiła, ale na pewno coś złego.
- Ale tak nie było.
- Wiem, i za to ci dziękuję.
- Gdy pójdziemy na studia, pobierzemy się, dobrze?
- Im szybciej, tym lepiej.
- Zamieszkamy u moich rodziców, tam jest sześć pokoi, a ich jest tylko dwoje.
- O, to naprawdę dużo.
- Nikt nikomu nie będzie wchodził w paradę. Będziemy żyć jak dotąd, w harmonii i szczęściu. Wiesz, jak moi rodzice cię lubią.
- A moi ciebie. Mama też nie wierzyła, że mógłbyś się tak zachować.
- Angie, w przyszłym tygodniu dostaniesz ode mnie to, co dostaje zakochana kobieta.
- Kocham cię. Jesteś odpowiedzią na wszystkie moje marzenia.
- Za chwilę kończymy liceum, coś się kończy, coś zaczyna. Kochanie nie zna granic.
- A czy nie moglibyśmy przyśpieszyć tego ślubu? – spytała rozogniona.
- O tym samym pomyślałem – odpowiedziałem radosny.
- Więc oznajmijmy całemu światu, że się żenimy!
- Dobrze, tak właśnie zrobimy – zakończyłem, całując ją w policzek.
 
 
Cykl: Bo kiedyś kochałem
 
 
11 lipca 2019

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
mike17 · dnia 11.09.2019 10:36 · Czytań: 700 · Średnia ocena: 4,33 · Komentarzy: 22
Komentarze
Lilah dnia 11.09.2019 19:44
No, odetchnęłam z ulgą - pięknie się skończyło, a mogło być różnie.

Gratuluję pomysłu i pozdrawiam serdecznie, :) Lilah
mike17 dnia 11.09.2019 20:07
Moje miniatury zazwyczaj dobrze się kończą, więc Lilu, i tym razem nie mogło być inaczej.

Bardzo dziękuję za wizytę i pozdrawiam :)
Lilah dnia 11.09.2019 21:49
mike17 napisał:
Moje miniatury zazwyczaj dobrze się kończą

Wiem, bo czytam, ale zawsze jakaś doza niepewności musi być, jak to w dobrym czytadle. :)
mike17 dnia 11.09.2019 22:17
Właśnie Lilu dlatego tego się trzymam :)
Kushi dnia 14.09.2019 21:21
Oj Michałku Michałku... tym razem jako wierna czytelniczka, bądź ujmijmy to inaczej ... czytelniczka często zaglądająca, pozwolisz, że tutaj jednak troszkę Ci pomarudzę ;):) ... Kocham romantyzm, uwielbiam Twoje miniaturki, ale tutaj pomimo paru brutalnych momentów było za słodko... Tak jak przeważnie uwielbiam Twoich bohaterów tak tutaj Mike i Ange byli dla mnie... ciut przesłodzeni... Cieszę się, że wszystko dobrze się zakończyło, że ogłosili światu swoją miłość... ale czegoś mi w tej miniaturce brak... może tej iskry którą zawsze czułam u Ciebie przy czytaniu...
Mam nadzieję, że się nie pogniewasz Michałku, wierzę, że następna miniaturka przyspieszy bardziej bicie mojego serca... bo wiem jak pięknie potrafisz pisać:):) Bardzo wielu Twoich bohaterów pamiętam, bo przypadli mi do gustu, bądź podobały mi się ich charaktery... o tej parze chyba jednak nie będę długo pamiętała... ;) Czekam na kolejną Michałku i uśmiech zostawiam :):)
mike17 dnia 14.09.2019 21:40
Nie gniewam się, Kasiu, wiem, że wyszło słodko, ale ja tak to chciałem :)
Chodziło mi o taki happy end.
Taki idealny.
Ale jednocześnie rozumiem, że może to być za idealne.

Mam nadzieję, że kolejna miniatura bardziej przypadnie Ci do gustu.
Zwłaszcza że jest w innym stylu.

Całuski ślę :)
al-szamanka dnia 18.09.2019 17:28 Ocena: Świetne!
Potknięcia, które rzuciły mi się w oczy:

Cytat:
na pewno umie­my ko­chać, i zbli­żyć się do sie­bie. Zo­sta­nę twoją dziew­czy­ną, i na­uczę cię po­ca­łun­ku.

moim zdaniem niepotrzebne przecinki
Cytat:
Był mło­do­cia­nym psy­cho­pa­tą, strze­la­ją­cym z wia­trów­ki do go­łę­bi

jw
Cytat:
kiedy na szkol­nym ko­ry­ta­rzu pró­bo­wał na­wią­zać roz­mo­wę z Angie i po­pi­sać się, kim to on nie jest(,) i że może za­pro­sić ją na drogi obiad w do­brej knaj­pie.

bez pierwszego przecinka
Cytat:
Zro­zu­mia­łem, że spra­wy za­wszy za da­le­k

zaszły
Cytat:
mój tor­ni­ster leżał na bal­ko­nie, co wy­da­ło mi się rze­czą dziw­ną.
Naj­dziw­niej­szą rze­czą wy­da­ło mi się to

Cytat:
Wiesz, co Ple­ban,

przesuń przecinek za "co"
Cytat:
Oj­ciec miał zapas Aspi­ryn(y)


Prawdziwa miłość nie zna granic i jest też bezgranicznym zaufaniem.
Tych dwoje, tak pozornie różnych ludzi (on niski i przeciętny, ona piękna i wyjątkowa), miało szczęście odkryć siebie nawzajem i tym samym wspólne przeznaczenie.
Być może czasami tak się dzieje, być może nigdy - u Ciebie jednak zawsze :)
I to jest tak bardzo pozytywne - miłość, przebaczenie, zrozumienie...
Lubię takie piękne odskocznie, odskocznie od realnego życia, gdzie nieczęsto słyszy się o szczerych uczuciach, szczególnie u tak młodych ludzi.
A przy okazji młodości - uważam, że praktycznie w 99% udała Ci się stylizacja tekstu na wspomnienia nastolatka.
Prostolinijne, bez udziwnień, nieskomplikowane i prawdziwe, tak, jak prawdziwa i szczera była jego miłość.

pozdrawiam :)
mike17 dnia 18.09.2019 18:07
Zależało mi na tym, by ukazać coś, co może się nigdy nie zdarzyć.
Ludzie jakże inni, jakże odmienni.
A jednak miłość jest siłą, którą łączy niemożliwe.
Jak tu, u mnie.

I też chciałem, by tekst był prosty, nieudziwniony, prostolinijny.
Trafiający w punkt.

To miała być jego siła i wydźwięk.
Kocham takie teksty i spalam się w nich.

Dziękuję Ci, Aldonko, za wyłuszczenie potknięć.
W wolnej chwili je poprawię.

Miło było mi Cię gościć i zapraszam wkrótce pod kolejnym opkiem :)
BasiaL dnia 19.09.2019 12:49
Ciekawa historia, subtelna i emocjonalna :)
Tylko czy to nie jest trochę za długie jak na miniaturę?
mike17 dnia 19.09.2019 13:56
Bardzo dziękuję, BasiuL za wizytę i czytanie :)
Masz racje - trochę za długie jak na miniaturę, ale ja piszę opowiadania na 30 000 znaków, więc coś co ma 15 000 jest dla mnie jeszcze miniaturą, takie zboczenie twórcze :)

Pozdrawiam już jesiennie :)
wiosna dnia 19.09.2019 18:29
Jeszcze raz spróbowałam się z Twoją prozą i przeczytałam od deski do deski, ale niestety znów mnie nie ująłeś narracją i dialogami. Moim zdaniem nastolatki tak nie mówią, nie używają takich słów jak jeno*, nie bacząc* czy rychło* albo małe jestestwo*, czy że będę twój na wieki*. Moim zdaniem jest też wiele innych potknięć. Na przykład:
Cytat:
Ona była wy­so­ką bru­net­ką o pięk­nych ry­sach twa­rzy, o ak­sa­mit­nym gło­sie, o fi­gu­rze mo­del­ki, i do tego stop­nia jej fi­zycz­ność mnie opę­ta­ła, że na każ­dej prze­rwie wo­dzi­łem smęt­nym wzro­kiem za nią i czu­łem, że jesz­cze ty­dzień, może dwa, a nie wy­trzy­mam.

Zrezygnowałabym z wytłuszczonego i rozbiła na dwa zdania. Poza tym nie wytrzymam* i co? Dla mnie to niejasne. Nie wytrzymam i coś zrobię.
Cytat:
Coś ści­snę­ło mnie za gar­dło, ale nie dałem nic po sobie po­czuć.

raczej poznać*
Cytat:
Wy­bie­głem ze szko­ły i po­bie­głem do domu, pła­cząc.   

wybiegłem, pobiegłem*
Cytat:
Czu­łem, że moje życie się koń­czy, że coś jest nie tak, że skrę­ci­łem w lewą stro­nę.Czu­łem, że słoń­ce nie świe­ci już jak dotąd, że coś się po­zmie­nia­ło.

No raczej mógł być pewien, że coś jest nie tak:)
Cytat:
Oj­ciec miał zapas Aspi­ryn i jed­nym ły­kiem po­łkną­łem sześć opa­ko­wań.

Z opakowaniami mógł mieć problem:)

Na tym poprzestanę, bo jeszcze chcę poczytać inne teksty, a czas ucieka i mam nadzieję, że nie wpadniesz w złość na mój komentarz. Takie są moje odczucia.
Pozdrawiam:)
mike17 dnia 19.09.2019 18:43
wiosna napisała:
Jeszcze raz spróbowałam się z Twoją prozą i przeczytałam od deski do deski, ale niestety znów mnie nie ująłeś narracją i dialogami. Moim zdaniem nastolatki tak nie mówią, nie używają takich słów jak jeno*, nie bacząc* czy rychło* albo małe jestestwo*, czy że będę twój na wieki*. Moim zdaniem jest też wiele innych potknięć. Na przykład:


Pewnie nie wiesz, ale moje wszystkie opka dzieją się w latach 50 i 60.
Stąd celowa stylizacja językowa.
Robię to specjalnie, by oddać dawny klimat.

Z resztą spostrzeżeń się nie zgadzam.

Może jedynie z "wybiegłem, pobiegłem" - rym.
Tu zgadzam się.

Dziękuję Ci za wizytę i garść sugestii.

Pozdrawiam :)
wiosna dnia 19.09.2019 18:55
W latach 50 i 60-tych moim zdaniem też nie używano jeno i rychło. Oglądałam "Wojnę domową":) i Tolka Banana, Wakacje z Duchami i tak dalej. Nawet w Dzieciach z Bullerbyn tak nie mówią.
Nie zgadzasz się, że połyka się zawartość opakowań, a nie opakowania? :)
Ale OK. To Twój tekst i jedno mnie cieszy, że zareagowałeś na moją krytykę normalnie. :)
mike17 dnia 19.09.2019 19:00
Może i oglądałaś "Wojnę domową", ale ja mówię o amerykańskim slangu.
Gdzie na pewno znaleźlibyśmy "jeno" itd.
Jak w każdym języku, i w tym istnieją archaizmy.
Jak choćby - "Shall we dance?" :)
wiosna dnia 19.09.2019 19:10
Powiadasz, że w amerykańskim slangu tak mówiono w tych latach? Nie będę się sprzeczać, ale trudno mi w to uwierzyć. "Shall we dance?" też oglądałam:)
Dobrego wieczoru:)
mike17 dnia 19.09.2019 19:17
W każdym języku istniały/istnieją archaizmy.
Pozdrawiam Cię, ciesząc się, że oglądałaś "Shall we dance" :)

:)
wiosna dnia 19.09.2019 19:38
Mike wiem, że istnieją, ale nie wiem, czy się nimi akurat w tamtych latach posługiwano. Jasne, że czasem i dzisiaj mówimy dla żartów jeno* czy rychło*, ale nie używamy tego na co dzień.
A tak na marginesie to podobał mi się ten film, bardzo sympatyczny i dobrze zagrany:)
mike17 dnia 19.09.2019 19:48
I miałaś w nim archaizm "shall" a nie "will" :)

Miłej nocki :)
Yaro dnia 19.09.2019 21:40 Ocena: Bardzo dobre
To od Mike Jagger https://youtu.be/K5_EBAzIPJM.

Jakbym czytał o sobie , piszesz wymiatające miniatury :)
mike17 dnia 19.09.2019 22:14
He he, miło mi to słyszeć :)
Dobre słowo wszystkiego warte :)
Quentin dnia 15.10.2019 19:05 Ocena: Bardzo dobre
Angie

Ze Stonesami mi się kojarzy. A to już dobre skojarzenie.
Przyjemnie wrócić do twojego cyklu i w ogóle na PP po dłuższej nieobecności.

W miłości jak na wojnie. Wiadomo. Zawsze mnie to zastanawiało, ile człowiek jest w stanie zrobić, ażeby dopiąć swego. Mówi się, że o miłość trzeba walczyć, o miłość trzeba dbać, trzeba ją podlewać, doglądać itd. Swoim tekstem zdajesz się powiedzieć, że jeśli to co jest między dwojgiem ludzi jest w rzeczywistości miłością, to wszystko jakoś się ułoży. A dlaczego ułoży? Bo tak musi być? Bo tak było/jest zapisane w gwiazdach? Kwestia podejścia.

Spodobało mi się, że ukazałeś swych bohaterów jako nastolatków. W pewnym sensie taka teenage love idealnie wpisuje się w tezę, że jeśli to naprawdę miłość, musi przetrwać wszystko.

Dobra rzecz, dobry cykl i taki blisko nas. Czasem tego brakuje.

Z góry dzięki, Maestro i zabieram się do kolejnych części.

Pozdrawiam
Q
mike17 dnia 15.10.2019 19:52
Stary, kłaniam się nisko i dziękuję za Twój wypasiony koment :)

Czytasz w moich myślach jak we własnych.
Wiem, że jeśli coś napiszesz, to jest to szczerą prawdą, bo potrafisz wniknąć w moją pisaninę jak rzadko kto.
I chwała Ci za to!
Masz niezwykły zmysł literacki - umiesz czytać między wierszami.
Ja to wiem, bo czytamy się już 7 lat, a to szmat czasu i można się poznać.
Jestem Ci bardzo wdzięczny za każde słowo pod tą miniaturą.
Bo wiem, że odczytałeś ją tak, jak ja chciałem.
Masz wyjątkowy zmysł.
Wiem, że dla takich ludzi jak Ty warto pisać, zatem przyjmij moje podziękowanie.

Ahoy, brachu!
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
18/03/2024 19:06
Pliszko, Posłużyłaś się skrótami myślowymi, ale pełnymi… »
Jacek Londyn
18/03/2024 18:15
Trening czyni mistrza. Kolejna okazja, tym razem… »
valeria
18/03/2024 11:41
Piękne, już bielonych rzeczy nie spotykam już:) chyba w… »
mede_a
18/03/2024 10:45
Jak ja kocham te Twoje maluchy! Ajw- poezji pełna - pisz,… »
Kazjuno
17/03/2024 22:58
Ja miałem skojarzenie erotyczne, podobne do Mike 17. Jako… »
Kazjuno
17/03/2024 22:45
Co do Huty masz rację. To poniemiecka huta do końca wojny… »
ajw
17/03/2024 21:52
Zbysiu - piękne miałeś skojarzenia :) »
ajw
17/03/2024 21:50
Tak, to zdecydowanie wiersz na pożegnanie. Na szczęście nie… »
Gabriel G.
17/03/2024 19:52
Nie ukrywam czekam na kontynuację. To się pewnie za trzy -… »
Kazjuno
17/03/2024 16:40
Dzięki Gabrielu za krzepiący mnie komentarz. Piszę,… »
valeria
17/03/2024 15:17
Gotowanie to łatwizna, tylko chęci potrzebne :) »
Gabriel G.
17/03/2024 12:46
Kazjuno Jestem świeżo po lekturze wszystkich trzech części.… »
Jacek Londyn
17/03/2024 10:31
Proszę o chwilę cierpliwości. Zanim odpowiem na komentarze,… »
Kazjuno
17/03/2024 04:17
Czekamy z Optymilianem, ciekawi twojego odniesienia się do… »
Jacek Londyn
16/03/2024 12:26
Drodzy Koledzy po piórze. Dziękuję za komentarze. Jest mi… »
ShoutBox
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:43
  • Nie poezją ja, a prozaiczną prozą teraz, bo precyzję lubię: nie komentarzem, a wpisem w/na shoutboxie zaczęłam, a jak skończę, to nie potomni, a los lub inna siła zdecyduje/oceni.
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:32
  • Pliszko - nie! Dość milczenia! Dopóki żyjemy! A po nas krzyczeć będą "słowa", na karcie, na murze...
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:28
  • To, jak skończysz pozwól, że ocenią potomni. Zaczęłaś komentarzem... pozwól/daj nam możliwość byśmy i Ciebie komentowali - jedno "słowo", póżniej strofy...
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:20
  • ech, Zbigniew Szczypek, fajnie wszystko, wróżba jest, choć niedokończona, ale z tego, co pamiętam, to Makbet dobrze nie kończy ;)
  • pliszka
  • 05/03/2024 22:58
  • A reszta jest milczeniem...
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty