Nie chciałam już głosu. Tylko jego, zdaje się, miałam w nadmiarze, choć koniec końców starczyło go ledwie na kilka ponurych manifestacji, pozostałych w rodzinie. Utraciłam tę główną właściwość, jaką jest bycie błaznem, często ponad własne siły. Co teraz, po czasie, mogłabym powiedzieć, okutana w kufajkę flagi państwa, którego - to już wiem - nigdy nie było, że na przykład jest na świecie zło, po czym pozostałoby mi męczyć kogokolwiek o swą starą szczotę do podłogi? Po co mi głos, skoro i zdychanie psa mi go odbierało?
Wydaje mi się, że właśnie tutaj współczesna, na gwizd ojca czy taką kolej rzeczy, jak chamską darowiznę, która mogłaby budzić obawę nawet u najznakomitszych aferzystów corocznych dożynek, mogę spokojnie uczestniczyć... podglądać.
Od kiedy pamiętam tkwiła we mnie chęć rozmowy. Często ćwiczyłam po ciemku, w niemal dziewczęcej gorączce wyobrażając sobie, że prowadzę dialog z kimś, kogo w dzień ujrzałam z okna. Wpierw podanie ręki, a następnie zwykła rozmowa, choćby o zgodnych z aurą dolegliwościach, spędzających nam sen z powiek, może z udziałem jakiejś „dobrej emocji”, nie jak dzika dyskusja z Bogiem, prowadzona chwilami z dewociarskim sprytem, gdy z brodą krótkich, niemych filmów odchodziłam od stołu, by dostać Jego, nie - Jego szkołę. Odchodząc, oglądałam się za siebie pamiętam, by raz jeszcze spojrzeć na stół, który tymczasem stawał się sceną dla pokazówek wszelakich żyjątek. Zawsze jednak wracałam pełna nadziei, że zastanę w domu właśnie stół, a na nim świeży obrus, jak wtedy, gdy ,,znajdywały" się pieniądze.
Teraz zatem - choć mnie nie widać, co zresztą nie znaczy, że nie żyję; od kiedy pamiętam umiałam ruszać się oczami - któryś z kolei raz przytomnej, przystoi mi pokombinować i oćwiczyć nietwarde, nieowłosione serce według porządku drobiu. Całej, jakby mimo zaciągniętej nawiedzoną brwią, by oddać wszystkie, dzienne razy, rozbiegać się z jednego, galaretowato wymykającego się przestrzeni pokoju do drugiego, raz po raz wpadając, w gruncie rzeczy, na nie posprzątane ślady, jakie pozostawiłam po sobie, gdy i ja niegdyś szukałam tego swojego skarbu. Kiedyś jednak, w co wierzę, umrę bardziej zapamiętale. Że ten odruch aż stamtąd będzie, z głowy, jak miało być kuli szpinaku, to wiem. Wiem jeszcze, że zimno i że zostawię za sobą to przebieranie się w znikanie i świętość za karę. Umieram... tak po prośbie mówić tylko poczną inne szufladki - zwierzęta.
Momentami, zdaje mi się, zmierzcha, choć wiatr jeszcze raz przetrząsa puste gniazda orzechówek, skoszone pola skroś pijackich szlaków naraz puszczają ostatnie losy swoich stadeł. Gdzieś motyl, w łobuzerskiej klaustrofobii, bibułkowymi skrzydełkami skreśla to poziome błoto, niby próbując wziąć coś do siebie na jeden sezon. Gdzie indziej stadko gawronów kędzierzawi spiżarkę krat, a para zakochanych wydrapuje serce na scukrzonej huśtawce. I to należy do gwałtownych nowości tego świata, umajonego skądinąd zielono zawieszonymi uczniakami. Co nie pozwala mi nazwać tego swoimi przygodami?
Niegdyś potajemne otwierałam okno w nocy. Ale cóż dziś bym sobie pomyślała, gdybym miała sposobność zobaczenia kobiety, która nocą, zakasawszy spódnicę, próbuje wyjść przez okno? Co dobrego mogłabym rzec o tej babie, która zwisając z okna do góry nogami, palcem gwiazdy, niby oberwane uszy kolibrów sobie wskazuje?
Mimo że wiedziałabym o niej to co teraz, iż nie krzyczy, nie, tylko prosi zmarłych, żeby jej już nie dotykali. Nie krzyczy, nie rzuca się i nie dziwi, że coś się może stać
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt