Naiwne ćwierkania - Corpseone
Proza » Inne » Naiwne ćwierkania
A A A
Od autora: Pomysł opowiadania zrodzil się kilka lat temu, ale trochę przeleżał.

Był to najzwyczajniejszy w świecie letni poranek. Miasto budziło się ze snu, wybudzeni ludzie wbijali się w wygodne kapciuszki i przeklinali apriorycznie codzienną monotonię. Niezaludnione uliczki rozrośniętego miasta wyczekiwały przechodniów, a brukowane kostki, świeże oznaki triumfu lokalnych samorządowców, niecierpliwie tęskniły do ludzkiej stopy. Dzień dopiero się rozbudzał, nikt nie zdążył jeszcze się narodzić, ani iść na wieczne łowy. Starsze kobiety, wpatrzone w swoich proboszczów jak w święte obrazki nadciągały do kościołów na poranne msze, a pracownicy domów pogrzebowych mogli jeszcze cieszyć się życiem.

Wraz z dzwonkiem budzika Benedykt otworzył oczy i wyrzekłszy jak mantrę krótką frazę „o mój Boże" zwlókł się ze swojego łoża, aby przywdziać na siebie ulubioną i dość już znoszoną dżinsową katanę, połatane spodnie i tanie trampki, a następnie zaparzył sobie życiodajną yerba mate, którą raczył się przez dobrą godzinę, co chwilkę zalewając napar wrzątkiem. Jest młodym człowiekiem, w wieku mniej więcej dwudziestu lat, postury szczupłej, wzrostu wysokiego – jak na razie nie ma sprecyzowanych planów na przyszłość. Matura jakoś tam poszła, do studiów nie pilno, uznał, że spróbuje zarabiać pieniądze grając na „stricie”. W końcu muzyka jest jego wielką pasją, a i od roku usilnie ćwiczył akordy na gitarze akustycznej, toteż nabrał na tyle dużej pewności siebie, by zaprezentować swój talent mieszkańcom ukochanego miasta. Benedykt spojrzał z miłością na jedyną istotę, którą naprawdę kochał, a mianowicie na gitarę akustyczną, która spoglądała zza płótna futerału zdobionego pacyfką, czekając, aż prawowity właściciel okaże jej odrobinę porannych czułości. Po chwili więc ujrzała światło dzienne i po wydaniu z siebie nieczystego skowytu musiała poddać się zabiegowi upiększania brzmienia, aby w rezultacie móc pięknie wyśpiewywać wygrywane nuty.

Bez zbędnych prób, nastroiwszy gitarę, Benedykt przeszedł do kuchni, aby jeszcze nieco się posilić przed wyruszeniem na miasto. Tego dnia akurat miał ochotę na bułkę z dżemem, zresztą dżem zjadał codziennie, wręcz nabożnie traktował zjadanie dżemu. Każdy smak był jego ulubionym, każdy słoik wylizywany był do cna! „Za chwilę mam autobus" odrzekł do siebie nasz młodzieniec i trzasnąwszy drzwiami wybiegł z mieszkania, aby po przebiegnięciu stu metrów znaleźć się na przystanku. Jego transport nadjechał i mógł nareszcie wsiąść do autobusu, który zawiezie go do centrum. Na szczęście nie miał daleko i po kwadransie spędzonym w opustoszałym autobusie znalazł się w przejściu podziemnym lokalnego dworca kolejowego i tak skubiąc podbródek, począł zastanawiać się i układać w głowie harmonogram dnia, najwięcej uwagi poświęcając mającemu się lada moment rozpocząć recitalowi.

Kiedy już zaszedł do tunelu centralnego dworca, odpieczętował futerał i wyciągnął świeżo nastrojoną przyjaciółkę, aby rozgrzać ją przed pierwszym taktem. Nie przygotował obszernego repertuaru, jednak nałóg, uzależnienie od grania nakazywało mu stać i walczyć z gitarą, z samym sobą, z własnymi warsztatowymi nieudolnościami, z przechodniami, z portfelami przechodniów, z ironicznymi spojrzeniami staruszek wracających z kościołów, gdyż miały go za łazęgę i szarpidruta. Staruszki patrzyły na niego z politowaniem, bo skoro młody chłopak przesiaduje w przejściu z gitarą zamiast, jak Bóg przykazał, studiować lub bawić dzieci, to pewnie nic z niego nie będzie, pewnie ćpun, pijak, życiowy przegryw. Chłopak chwycił do ręki kostkę i zaczął grać pierwsze akordy piosenki, którą zawsze zaczynał, i którą zawsze kończył codzienne występy. Nie było zbyt wielu przechodniów, więc można powiedzieć, że śpiewał sobie a muzom. Zdążył zagrać tych kilka utworów znajdujących się w jego repertuarze, kiedy to powziął decyzję, iż trzeba grać dalej. Rozbrzmiały akordy piosenki śląskiej kapeli Konfitury pod tytułem „Naiwne ćwierkania" z nośnym refrenem „Wróble piękne są i gile".

Wraz z każdym wykonaniem ozdabiał tę piosenkę jak mógł, czy to przedłużanymi solówkami, czy ozdobnikami wokalnymi, które nie zawsze wychodziły czysto, gdyż nie jest wykształconym muzykiem, a naturszczykiem, którego miłość do muzyki jest tak silna i niepohamowana, że każe dzień w dzień wychodzić na miasto, dzięki czemu zarabia kilka groszy. Stał tak i grał, grał, grał, i grał, ogrywając repertuar bodajże piętnaście razy, aż nagle, gdy śpiewał już po raz kolejny refren „Wróble piękne są i gile, i motyle!" podszedł nabuzowany, na oko czterdziestoletni mężczyzna, po gestach i timbrze głosu sądzić można, że prawdopodobnie nie najtrzeźwiejszy, po czym szturchnął Benedykta i otwarwszy nie najsympatyczniejszą paszczękę wycharczał:

- Długo tak tu będziesz to rzępolił, do kurwy nędzy? Ja pierdolę, człowiek idzie do roboty i słyszy to wycie: „oo-oo-oo", wraca, słyszy to samo, noż cholera, weź facet kurwa do roboty jakiej idź, zrób coś z sobą. Ja roboty nie mam, bo roboty dla takich jak ja w tym grajdole nie ma, ale powiem ci, żeś jest młody i znajdziesz lepszą fuchę niż darcie mordy na ulicy! Naucz się kurwa jeszcze z pięciu kawałków i daj ludziom żyć, a jak nie to wypierdalaj stąd, bo inaczej sam cię przegonię, słyszysz?

Aspirujący muzyk nie zwracał uwagi na zaczepki zrzędzącego człowieka i wciąż śpiewał swoje „Naiwne ćwierkania" coraz weselej, coraz skoczniej, samemu przemieniając się w opierzonego wróbelka, co nie spodobało się rozmówcy:

- Kurwa, facet, przeginka totalna. Nie wiesz z kim masz do czynienia. Gram na zębach lepiej niż ty na tej swojej chabecie.
- Człowieku, daj mi spokój, nie chcę z tobą wojny, chcę by świat był wolny od wojen, by śpiewały ptaszki, by rosły sobie laski zielone, by kwitły kwiatki, by wszyscy darzyli się miłością – odrzekł idealistycznie, tonem spokojnym, z rączkami złożonymi jak do amen w pacierzu.
- Bujdy na resorach! Kwiatki, laski zielone...- odrzekł ordynarnie pijaczyna.
- Tak, zielone, piękne, najpiękniejsze na świecie. I ja to piękno świata opiewam i wyobrażam sobie, że będzie jeszcze piękniej, że będą nami rządzić mądrzy ludzie, że ludzkość będzie szczęśliwa, oo-oo-oo!
- Słuchaj stary, jak za jakiś czas tu przyjdę, a ty będziesz wciąż śpiewał „tom samom” piosenkę, to nie ma kurwa litości, wpierdol bedzie, jasne? Dotarło? Czy wbić do łeba trzeba?

Benedykt ze spokojem godnym buddyjskiego mnicha odprowadził wzrokiem swojego niedawnego rozmówcę i rozpoczął repertuar od nowa. Dobrze zapamiętał twarz swojego nieprzyjaciela i wypatrywał go co chwila w tłumie, po czym stwierdził, że jest zmęczony i pora napić się kawy i zjeść chleba z dżemem. W pobliskim sklepie zaopatrzył się w to co potrzebował, by zasiąść na ławce i w chwili zadumy uzupełnić siły witalne. Po chwilowym odpoczynku stwierdził, że pora grać dalej, następnie zebrawszy wszystko co miał przy sobie, udał się w podróż powrotną, aby na swojej miejscówce dalej śpiewać, dalej grać, dalej dawać sobie i innym radość w tej smutnej, szarej rzeczywistości. Pech sprawił, że akurat przy swojej ukochanej piosence ujrzał niezadowoloną minę pijaczyny, który już z dala zaczął podwijać rękawy flanelowej koszuli i i przyspieszonym krokiem nacierał ku niemu. „Pora stąd zwiewać", pomyślał Benedykt, i porwawszy gitarę z futerałem i zarobionymi monetami udał się pęd, uciekając tempem sprinterskim przed wyzywającym z daleka pijakiem, który w niepohamowanej złości złorzeczył - „niech no cię dopadnę, gnoju, matka rodzona nie pozna, pies cię jebał, wyjcu". Wystraszony chłopak przystanął i zebrawszy myśli, poruszając kilkukrotnie wysuniętą szczęką, bezgłośnie cedził szyderstwa pod adresem swojego nieprzyjaciela, za co sam do siebie czuł żal, bo przecież marzył o harmonii i miłosierdziu dla wszystkich istot, po czym zaintonował tubalnie refren „Naiwnych ćwierkań", aż ludzie po drugiej stronie przejścia zaczęli oglądać się za siebie:

"Wróble piękne są i gile
i motyle, oo-oo!"

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Corpseone · dnia 20.09.2019 09:29 · Czytań: 607 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 2
Komentarze
bruliben dnia 21.09.2019 00:30 Ocena: Świetne!
A jednak dopiął swego, nie byłby Benedyktem. Ale tylu ich jest. Notabene zazdroszczę
tym grajkom. Przy wjeździe na Pragę w Warszawie grał taki jeden na klawiszach - niczego
sobie. Ale lepszy był chłopak z gitarą - przebojowo i na swój sposób odśpiewywał różne polskie hity i akurat trafiał w nastrój idących do pracy - długi włos i postać schylona nad gitarą. Niepodobny do
Dylana. Dlatego wnoszę, że osoba autora ma swoje lata - tylko starszak tak cierpliwie siorbałby yerba mate. Mam Fendera - elektryka - może ktoś go chce za fryko? Plus wzmacniacz. Piszę poważnie jakem Bruliben - dzwońcie 606855357.
Marek Adam Grabowski dnia 21.10.2019 19:10
Ładnie napisane opowiadanie; zwłaszcza ten naturalistyczny początek. Sama fabuła jednak nie zachwyca; może byłoby ciekawiej, gdyby antagonistą był porządny obywatel; jak w piosence Kukiza.

Pozdrawiam
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
18/03/2024 19:06
Pliszko, Posłużyłaś się skrótami myślowymi, ale pełnymi… »
Jacek Londyn
18/03/2024 18:15
Trening czyni mistrza. Kolejna okazja, tym razem… »
valeria
18/03/2024 11:41
Piękne, już bielonych rzeczy nie spotykam już:) chyba w… »
mede_a
18/03/2024 10:45
Jak ja kocham te Twoje maluchy! Ajw- poezji pełna - pisz,… »
Kazjuno
17/03/2024 22:58
Ja miałem skojarzenie erotyczne, podobne do Mike 17. Jako… »
Kazjuno
17/03/2024 22:45
Co do Huty masz rację. To poniemiecka huta do końca wojny… »
ajw
17/03/2024 21:52
Zbysiu - piękne miałeś skojarzenia :) »
ajw
17/03/2024 21:50
Tak, to zdecydowanie wiersz na pożegnanie. Na szczęście nie… »
Gabriel G.
17/03/2024 19:52
Nie ukrywam czekam na kontynuację. To się pewnie za trzy -… »
Kazjuno
17/03/2024 16:40
Dzięki Gabrielu za krzepiący mnie komentarz. Piszę,… »
valeria
17/03/2024 15:17
Gotowanie to łatwizna, tylko chęci potrzebne :) »
Gabriel G.
17/03/2024 12:46
Kazjuno Jestem świeżo po lekturze wszystkich trzech części.… »
Jacek Londyn
17/03/2024 10:31
Proszę o chwilę cierpliwości. Zanim odpowiem na komentarze,… »
Kazjuno
17/03/2024 04:17
Czekamy z Optymilianem, ciekawi twojego odniesienia się do… »
Jacek Londyn
16/03/2024 12:26
Drodzy Koledzy po piórze. Dziękuję za komentarze. Jest mi… »
ShoutBox
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:43
  • Nie poezją ja, a prozaiczną prozą teraz, bo precyzję lubię: nie komentarzem, a wpisem w/na shoutboxie zaczęłam, a jak skończę, to nie potomni, a los lub inna siła zdecyduje/oceni.
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:32
  • Pliszko - nie! Dość milczenia! Dopóki żyjemy! A po nas krzyczeć będą "słowa", na karcie, na murze...
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:28
  • To, jak skończysz pozwól, że ocenią potomni. Zaczęłaś komentarzem... pozwól/daj nam możliwość byśmy i Ciebie komentowali - jedno "słowo", póżniej strofy...
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:20
  • ech, Zbigniew Szczypek, fajnie wszystko, wróżba jest, choć niedokończona, ale z tego, co pamiętam, to Makbet dobrze nie kończy ;)
  • pliszka
  • 05/03/2024 22:58
  • A reszta jest milczeniem...
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty