To tylko człowiek - wariat_egzystencjalny
Proza » Groteska » To tylko człowiek
A A A

— Panie, patrz pan, co ci idioci zrobili! — krzyk sąsiada rozległ się o poranku na całym korytarzu wielorodzinnego bloku.

— Jacy idioci? — zapytałem, nie do końca przebudzony po nocnej pracy nad artykułami do gazety.

— Robotnicy, co naprawiali parking — złapał mnie pod ramię i zaczął prowadzić w stronę klatki schodowej, nie pozwalając mi nawet na zmianę pantofli nocnych na dzienne, choć oczywiście w obecnej chwili najbardziej wskazane byłoby obuwie wyjściowe — Zobacz pan sam!

Wyszliśmy na podwórze. Wzdłuż bloku, w miejscu, gdzie wcześniej był parking dla kilkudziesięciu samochodów, sadzono właśnie drzewa i rozścielano ziemię.

— Miał być remont parkingu, wymiana asfaltu na kostkę tak? — wściekły sąsiad cały czas szarpał mnie za przedramię.

— No tak...

— Od tygodnia obserwuję ich prace. Zdarli asfalt, wywieźli starą podbudowę i gdy dzisiaj mieli przywieźć żwir na nową podbudowę, patrzę, a oni przywożą humus i drzewa sadzą.

— Może oni tylko…

— Panie, ja się znam na budowlance! Wdział pan coś podobnego?

— Rzeczywiście dziwne.

— Ej, panowie! — sąsiad krzyknął w stronę robotników — Czy wyście ochujeli? Drzewa na środku parkingu?

— Jakiego parkingu? — spytał zaskoczony robotnik — Tu nie ma żadnego parkingu.

— To, gdzie ja zaparkuję samochód?

— Będzie tylko teren zielony — dodał drugi zapalając papierosa — Nowe zarządzenie spółdzielni.

— O nie! Ja tak tego nie zostawię— wzburzony sąsiad złapał mnie jeszcze mocniej za przedramię i zaczął prowadzić w stronę budynku administracji spółdzielni.

—Coś podobnego — mruczał do siebie.

—Pozwól mi pan, chociaż zmienić pantofle — próbowałem wyrwać się z jego mocnego uścisku.

Ten jednak nie reagował na moje protesty. Żwawym krokiem zbliżaliśmy się w stronę budynku administracji, mijając kilku przechodniów wyraźnie zaskoczonych faktem, iż jestem prowadzony siłą, jak jakiś urwis, który właśnie coś przeskrobał. Nawet pies wyprowadzany na smyczy, zaczął na nas szczekać. Biedny futrzak o mało nie został kopnięty przez rozwścieczonego sąsiada. 

 

Gdy już weszliśmy do budynku spółdzielni, udaliśmy się od razu w stronę działu technicznego. Na drzwiach dostrzegliśmy kartkę z napisem „Chamstwu wstęp wzbroniony”. Zatrzymaliśmy się na chwilę bez ruchu. Krótka wymiana spojrzeń, cień wątpliwości i nuta zawahania. Po chwili jednak sąsiad złapał za klamkę i energicznie otworzył drzwi, wciągając mnie ze sobą do środka.

— Dobry — odezwą się do siedzącej urzędniczki i od razu przystąpił do ofensywy — Czy wiecie, co wasi pracownicy robią na ulicy Łotrów 12?

— Pracują intensywnie na rzecz rozwoju spółdzielni, czyniąc zadość wszelkim potrzebą rekreacyjnym naszej społeczności i tworząc przestrzeń przyjazną dla wszystkich obywateli — wyrecytowała starsza kobieta siedząca z biurkiem.

— Ale oni sadzą drzewa na parkingu!

Kobieta zaczęła uważnie nas obserwować przenikliwym wzrokiem. Dostrzegłem w jej spojrzeniu jakiś zwierzęcy instynkt, który trochę mnie zaniepokoił.

— Obywatele, proszę się uspokoić.  

— Ja jestem spokojny — odparłem szybko, aby pokazać, iż nie jestem człowiekiem konfliktowym.

— Sąsiad jest literatem — trzymając cały czas za przedramię, wypchnął mnie, abym to ja przyjął na siebie badające spojrzenie urzędniczki— Obywatelu sąsiedzie, powiedzcie coś.

— Tak, zgadza się. Parking…

— Obywatele — spokojnym głosem przerwała mi kobieta — Jaki parking? Czy wy oszaleliście?

— No miał być remont parkingu! —uniósł się sąsiad.

— Żadnego parkingu miało nie być. Będą za to tereny zielone. Nowe rozporządzenie Ministerstwa Ekologii na wniosek Gwardii Ekologicznej.

— Kogo? —zapytałem zaniepokojony.

— Nie czytaliście obwieszczenia na naszej tablicy ogłoszeń?

— Przecież nikt tego nie czyta — z ironią rzucił sąsiad.

— No właśnie, nikt nie czyta — odparła urzędniczka i wróciła do przeglądania dokumentów, dając nam wyraźnie do zrozumienia, że przeszkadzamy jej w pracy.

 

Wyszliśmy i udaliśmy się korytarzem w stronę zbierającego się tłumu, który tłoczył się przy tablicy informacyjnej.

— Nie pchaj się pan — krzyczał jakiś starszy jegomość.

— Idź pan w cholerę — odpowiedział inny.

— Co tu pisze? — spytał ktoś trzeci.

— Raczej jest napisane — dorzucił czwarty.

— Znalazł mi się inteligent wielki, poprawiać będzie.

Korzystając z zamieszania wyrwałem się z uścisku sąsiada i schowałem za jedną z kobiet, która właśnie głośno zawołała:

— Obywatele, uspokójcie się, bo niczego tu się nie dowiemy. Niech ktoś na głos przeczyta obwieszczenie, żeby wszyscy słyszeli.

— Ten pan jest literatem — sąsiad włączył się do dyskusji, wskazując na mnie palcem — Niech on przeczyta.

Kilkanaście ciekawskich spojrzeń skierowało się w moją stronę, patrząc na mnie ni to z szacunkiem, ni z podejrzliwością.  Po chwili, cześć osób zaczęła się odsuwać, tworząc dla mnie miejsce, abym mógł podejść swobodnie do tablicy. Lekko onieśmielony zacząłem czytać na głos:

„Szanowni obywatele i obywatelki naszej wspaniałej Spółdzielni mieszkaniowej! W związku z dostosowaniem się naszej Spółdzielni do Rozporządzenia Ministerstwa Ekologii w sprawie adaptacji przestrzeni miejskiej na specjalny obszar wspólnej koegzystencji człowieka z naturą, stwierdza się, co następuje:

1) Na terenie naszej Spółdzielni wyznaczono obiekty do wyburzenia oraz zaprojektowano tereny zielone w postaci parków, lasów, łąk oraz innych obiektów naturalnych. Szczegółowy zakres przyjętych rozwiązań znajduje się poniżej.

2) Zakres przyjętych rozwiązań adaptacyjnych:

- Ulica Rzeźników 1-25, Treserów 5-35 oraz Łotrów 6-12: likwidacja parkingu,

- Ulica Myśliwych 4: rozbiórka pawilonu handlowego,

- Ulica Drwali 1-11: rozbiórka budynku mieszkalnego,

- Ulica Podłości ludzkiej 8-10  oraz Kłusowników 20…”

Beznamiętnym głosem wyczytywałem wszystkie adresy należące do spółdzielni. Cisza, jaka panowała podczas mego odczytu zmroziła mnie powodując ciarki na plecach. Mając jednak świadomość powagi misji, do jakiej zostałem wyznaczony, z dostojnością i szacunkiem czytałem kolejne punkty:

„3) Powołuje się Gwardię Ekologiczną, która będzie pełnić funkcje kontrolne,  wychowawcze i egzekucyjne wobec tych Obywateli, którzy naruszą powagę przedmiotowego przedsięwzięcia.

4) Uprasza się szanownych Obywateli o zachowanie spokoju i dostosowanie się do obowiązujących przepisów. Tylko wspólnymi siłami jesteśmy w stanie dokonać zmian w naszym postępowaniu w celu poprawy jakości życia naszej wspólnoty mieszkaniowej.

Podpisano

Prezes Spółdzielni

Izydor Wydra”

 Cisza, która przez cały czas panowała na korytarzu stawała się coraz bardziej niepokojąca. Nikt z oczekujących nie odważył się odezwać, a nawet chrząknąć czy nie daj Boże kichnąć. Powoli, tłum zaczął się rozchodzić w milczeniu. Wykorzystałem ten posępny nastrój i opuściłem szybko budynek, aby uniknąć ponownego kontaktu z moim sąsiadem.

 

Powolnym krokiem zmierzałem do swojego mieszkania, myśląc intensywnie o tym, co przeczytałem. Muszę się napić piwa, bo na trzeźwo to ciężko zrozumieć, pomyślałem i zwiększyłem tempo marszu. Po drodze minąłem kilku funkcjonariuszy w zielonych mundurach.

A więc to jest ta Gwardia Ekologiczna. Uśmiechnąłem się, by po chwili spoważnieć, gdyż ostre spojrzenie jednego z gwardzistów o sumiastym wąsie, przeszyło całe moje ciało.

Ze zdziwieniem dostrzegłem jak inny z gwardzistów o posturze hipopotama, ciągnie za ucho jakiegoś młodzieńca, karcąc go za deptanie trawnika oraz wysoką kobietę z dziwnie wydłużoną szyją, grożącą palcem małej dziewczynce, która zerwała jakiś kwiatek z ogródka. Przeszedłem przez ulicę, co nie było łatwym zadaniem ze względu na niezwykły o tej porze ruch, który głównie generowały lawety wywożące samochody i udałem się do drzwi wejściowych mojego bloku.

Zaraz po wejściu do mieszkania, wyciągnąłem z lodówki dwie butelki piwa i usiadłem na kanapie. Trzeba to wszystko spokojnie przeanalizować- myślałem intensywnie, jeszcze intensywniej pijąc. Gdy wypiłem dwa piwa, ponownie poszedłem do lodówki, żeby wziąć trzecie i czwarte, a gdy już i je wypiłem, to wyciągnąłem jeszcze piąte, żeby tak samotnie w lodówce nie stało. Usatysfakcjonowany tym pijaństwem i zmęczony analizowaniem bieżącej sytuacji, położyłem się na kanapie szybko zasypiając.

Obudził mnie ryk maszyn. Wstałem ociężały i obolały jakbym spał cały tydzień. Wyszedłem z mieszkania i udałem się do sklepu, aby uzupełnić piwne zapasy. Idąc ulicą zauważyłem młodego chłopaka, który był ciągnięty na smyczy przez wielkiego jak niedźwiedź gwardzistę.  Ów chłopak na czworakach, podążał za ciągnącym go mężczyzną, usilnie próbując wstać, skomląc przy tym niemiłosiernie. Nie mógł się podnieść z kolan, gdyż siła, z jaką był szarpany uniemożliwiła jakąkolwiek swobodę ruchów. Przerażony podbiegłem do niego, chcąc mu pomóc, jednak szybko drogę zastawił mi inny gwardzista, o wiele starszy, z obwisłymi policzkami, które zupełnie przypominały mi chrapy basseta mojej sąsiadki.

— Obywatel dokąd się wybiera? — spytał ospałym, pozbawionym emocji głosem, wlepiając we mnie smutne, opuszczone oczy.

— Ja do sklepu…

— Sklep nieczynny. W trakcie rozbiórki — odparł i odszedł ociężałym krokiem.

Stałem przez chwilę, przypominając sobie obwieszczenie w spółdzielni. No tak, pawilon handlowy był na liście do wyburzenia- pomyślałem i udałem się w stronę wieżowca na parterze, którego znajdował się inny sklep.

Po drodze usłyszałem krzyk dziewczyny, która kuliła się w zaułku między murem a śmietnikiem. Dwie kobiety w zielonym mundurze, jedna ruda, druga czarna, rzucały kamieniami w swoją ofiarę. Ich twarze były bardzo podobne do siebie, małe noski, chytre spojrzenia i te ich ruchy podczas rzucania kamieniami, takie płynne i zwinne. Znów chciałem zareagować i stanąć w obronie tej dziewczyny, gdyż było to obowiązkiem każdego dżentelmena, jednak myśl nagła przyszła mi do głowy, uniemożliwiając działanie. Bo jeśli agresorem jest inna kobieta, to czy próba obrony tej uciskanej, nie jest jednoznaczna z nie dżentelmeńskim zachowaniem wobec tej drugiej kobiety, a w tym wypadku aż dwóch kobiet? Czy prawdziwy dżentelmen może sobie na to pozwolić na taką interwencję?

Moje rozważania przerwał krzyk jakiegoś staruszka, który był przywiązany do drzewa, a właściwie to drzewo swoimi gałęziami krępowało jego dłonie. Tuż przed nim pojawił się niski gwardzista o utuczonej twarzy z kijem w ręku.

— Ja naprawdę nie chciałem zniszczyć tego krzewu… — lamentował staruszek.

— Nie, na trzeźwo nie da się tego pojąć — zwróciłem się nie wiadomo, do kogo i szybko tego pożałowałem, albowiem tuż za moimi plecami pojawiła się nagle kobieta w zielonym mundurze.

— Milczeć! Nie hałasować! Nie zakłócać porządku naturalnego! — jej ostry, orli nos niemal wbijał się w moją przerażoną twarz — I w ogóle precz!

Ruszyłem szybko w stronę bloku, w którym miałem zamiar kupić piwo. Ryk maszyn i tuman kurzu już z daleka poinformował mnie, iż mój plan nie zostanie zrealizowany. Z oddali dostrzegłem jak masy betonu i stali padają jedna na drugą wprost na ulice Drwali. Wielokondygnacyjny budynek ze sklepem na parterze przestał istnieć.

Gdzie ja teraz kupię piwo? – pomyślałem przerażony i wróciłem zrezygnowany do domu. Na szczęście miałem schowaną butelkę whisky, którą kiedyś dostałem w prezencie i planowałem wypić na szczególną okazję. Nalałem sobie całą szklankę i usiadłem na kanapie.

 

Obudziłem się rześki i pełen energii. Dawno tak długo nie spałem. A więc to był tylko sen- uśmiechnąłem się i wyszedłem na balkon. Piękny widok roztaczał się z mojego mieszkania. Wierzby plączące, lipy, bukszpany, klomby, tuje, w oddali dostrzegłem nawet sporych rozmiarów staw, w których kąpały się chyba jakieś młode dziewczęta, a może łabędzie? Nieważne. Spojrzałem w drugą stronę. Gęsty las świerkowy i biegnące w nim jelenie. Cisza, spokój, lekki wiaterek. Jak tu pięknie. Usiadłem na balkonowym krześle, by po chwili kontemplacji tego piękna uświadomić sobie brutalną prawdę. Gdzie jest blok z naprzeciwka? Gdzie ulica? Gdzie mój samochód? I gdzie sklep z alkoholem? Wychyliłem się przez balkon. Wysoka trawa pozarastała chodniki, a krzewy i bujne drzewa przysłoniły nieliczne zabudowania, które co prawda jeszcze istniały, ale zupełnie nie przypominały tych, które znałem.

Otrzeźwiałem brutalnie i wybiegłem na ulicę, choć w obecnej sytuacji to określenie było zdecydowanie nie współmierne do rzeczywistości. Chaszcze, kicające zające, które w ogóle nie bały się mojej obecności i regularnie przebiegające sarny – oto, co pozostało z ulicy, na której mieszkałem. Czemu te bezczelne zwierzęta się tutaj tak panoszą?

Udałem się w stronę spółdzielni. Mam nadzieję, że chociaż ona jeszcze istnieje i tam otrzymam stosowne wyjaśnienie. Próbując odnaleźć właściwy kierunek, co nie było rzeczą prostą w tym zarośniętym przez dzikie rośliny miejscu, wpadłem nagle do jakiegoś strumyka, który wił się w stronę, która była dla mnie zupełnie obca w tym mieście, choć nie wiem, czy to można było jeszcze nazwać miastem. Wściekły, próbowałem się przedostać, jednakże co chwilę potykałem się o leżące w poprzek drewniane kłody.

—Cholerne bobry — krzyknąłem, by po chwili zobaczyć jednego z nich, który wychylił się właśnie zza jakiejś paproci i patrzył na mnie podejrzliwie.

Zgubiłem się. Wszędzie drzewa, krzaki, wysoka trawa i ten rwący strumyk. Kogo by tu spytać o drogę? Wokół żywej duszy, nie licząc oczywiście tego bobra. Westchnąłem zrezygnowany.

— Ahoj panie bobrze! — wypaliłem bez namysłu, bo tylko taki zwrot, który kiedyś gdzieś usłyszałem, skojarzył mi się z obecną sytuacją.

Bóbr spojrzał na mnie jak na idiotę. Nie dziwię mu się wcale. Pokręcił głową i zaczął się czochrać ignorując moje zakłopotanie. Całkowicie mi już odbiło, żeby gadać z bobrem.

— Obywatelu bobrze, pozwólcie! — spróbowałem bardziej oficjalnie.

Zwierzak spojrzał na mnie z zaciekawieniem i powoli zaczął zbliżać się do mnie. Jego siekacze wydały mi się niepokojące. Co jeśli mnie zagryzie i skonam w tym strumyku wykrwawiając się doszczętnie? Bóbr jednak zatrzymał się i spojrzał na mnie przyjaźnie. A więc jest obywatelem, ucieszyłem się wreszcie, podobnie jak mój towarzysz, który, wystawił jeszcze bardziej zęby uśmiechając się do mnie.

— Czy byłby obywatel tak dobry i wskazał mi drogę do spółdzielni?

Bóbr odwrócił się w prawo i zamachał swoim dużym ogonem wskazując kierunek. Nie są wcale takie złe te zwierzęta, pomyślałem i podziękowawszy bobrowi za pomoc ruszyłem zarośniętą drogą we wskazane miejsce. Przedostałem się wreszcie przez te zarośla i dostrzegłem budynek spółdzielni. Nie było to łatwe, gdyż cały był porośnięty bluszczem. Gdy już chciałem wejść do środka, zamarłem z wrażenia. Przed drzwiami siedział ogromny tygrys. Spojrzał na mnie z politowaniem, pokręcił głową, fuknął i spokojnie odszedł.

Odetchnąłem z ulgą i wszedłem do środka, kierując się od razu do działu technicznego. Drzwi były otwarte, więc wszedłem zdecydowanie. Przy biurku siedziała urzędniczka, którą widziałem wcześniej, jednakże jej małpi wyraz twarzy, tylko nieznacznie ją przypominał. Poza tym była jakaś taka kudłata i pobudzona. Gdy mnie dostrzegła, syknęła i przybrała bojowy wyraz.

— Co tu się dzieję? — krzyknąłem.

— Psik! — fuknęła na mnie —Już cię tu nie ma!

Wstała i zaczęła machać rękami, aby mnie przepędzić. Zszokowany uciekłem na korytarz.

— Kto to był? — usłyszałem jeszcze z oddali niski głos.

— To tylko człowiek — odparła i zaczęła się czochrać.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
wariat_egzystencjalny · dnia 24.09.2019 10:34 · Czytań: 441 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Komentarze
Madawydar dnia 25.09.2019 10:58
Dobre to. Człowiekowi się wydaje,że panuje nad naturą, a tymczasem, może być tak, jak tu opisałeś. Nie dajmy się zwariować z ta ekologią. Wprowadzanie nagłych, nieprzemyślanych zmian w tym zakresie może doprowadzić do utraty człowieczeństwa. Las jest dla zwierząt, osiedle mieszkaniowe dla ludzi, a nie odwrotnie.

Pozdrawiam
wariat_egzystencjalny dnia 30.09.2019 20:31
Dzięki za przeczytanie i opinię :)
Nie jestem jakimś szalonym ekologiem, który chciałby zamienić miasta w lasy- zastanawiałem się tylko jakby to wyglądało, gdyby trochę odwrócić rzeczywistość i zamiast wycinać drzewa w miastach- burzyć bloki i w ich miejsce sadzić zieleń :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty