Night Hunters cz. 3 - TomaszPruffer
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Night Hunters cz. 3
A A A
Klasyfikacja wiekowa: +18

Równonoc

 

noc równonocy; kilka minut przed trzecią

 

Eren leżał na skórzanej sofie, ubrany w lnianą bluzkę i czarne spodnie, pijąc powoli whiskey z trzymanej w dłoni szklanki. Z sięgających do samej podłogi okien penthouse`u rozlegał się piękny widok na nocne Los Angeles, który odbijał się w lustrach wiszących za zajmującymi całą ścianę półkami z bogatą kolekcją alkoholi. Wnętrze było urządzone z klasą, w lekko rustykalnym stylu, a wzdłuż jednej z bocznych ścian biegł długi, marmurowy bar.

Na hokerze przy barze siedział Eren w jeansach i koszulce z logiem AC/DC, pijąc wódkę z colą ze stojącej przed nim szklanki. Za barmana robił Eren we flanelowej koszuli. Obok niego stała wysoka szklanka z piwem.

- To już wszyscy? - Zapytał Eren z sofy. Kostki lodu w jego szklance prawie się roztopiły. 

- Nie, jednego brakuje. - Eren za barem skończył polewać Erenowi w koszulce AC/DC. - Zaraz powinien być. 

- Już jestem panowie, wybaczcie że musieliście czekać. - powiedział Eren ubrany w czarny, szyty na miarę garnitur wychodząc z windy. Pod pachą targał zabytkowy projektor i kilka szpuli z filmem.

Po chwili rzutnik był już ustawiony, a trzech Erenów siedziało na sofie. Eren w garniturze stał przed nimi z pilotem do projektora w dłoni. Pilot, o dziwo, był nowy.

- Dobrze, zebraliśmy się w celu przeanalizowania naszej wiedzy na temat niejakiej Any, z naciskiem na jej magię oraz możliwe pochodzenie slash rasę. Zaczniemy od materiałów filmowych. - nacisnął przycisk na pilocie, a na wiszącym na ścianie ekranie pojawiła się niezwykle realistyczna wizualizacja Any, leżącej na łóżku w niezwykle wyzywającej pozie, ubranej tylko w cienką koszulę nocną. Szczególnie dokładnie odwzorowane były jej oczy i burza rudych włosów rozrzuconych na prześcieradle.

  - Przepraszam panów bardzo, to tylko takie… nieważne. - powiedział Eren w garniturze, szybko przełączając naciskając guzik na pilocie. Obraz zniknął i zaczął się wyświetlać właściwy film. Były to urywki z ostatnich dni widziane oczami Erena. Kilka ujęć, na których widać było aurę Any, ich spotkanie na schodach, moment, w którym zasłoniła go przed atakiem Złodzieja Dusz, a  w końcu film zatrzymał się na chwili tuż przed tym, jak została trafiona Piorunem Alzura. Wokół jej wyciągniętej dłoni z pistoletem widać było blady, złoty krąg - słabą, ale jednak, magiczną barierę.

- Podsumujmy co już wiemy, panowie. Po pierwsze, ma aurę, manifestującą się jako “kłęby srebrno-czarnego dymu, podświetlonego złotym światłem.” Czy któryś z was jest w stanie zidentyfikować, jakie istoty mogą mieć tego typu aury?

Ereni siedzący na sofie w skupieniu przeszukiwali obszary pamięci, za które odpowiadali. Po chwili wszyscy razem pokręcili głowami.

- Dobrze więc, note to self: sprawdzić, jakie byty mogą charakteryzować się podobnie wyglądającymi aurami. Punkt drugi - mimo naszych czarów osłonowych i maskujących, była w stanie śledzić nas cały czas, aż do kryjówki maga, jednocześnie nie będąc przez nas ani razu dostrzeżoną. Jakieś pomysły jak jej się to udało?

Trójka Erenów znowu zaprzeczyła.

- Note to self: sprawdzić, jakie istoty mają zdolność stosowania i przełamywania silnego kamuflażu magicznego. Ostatni punkt: tarcza. W ciągu ułamków sekundy udało jej się postawić tarczę, która - nawet nie w pełni rozwinięta -  osłabiła Piorun Alzura o około 80%. Tego typu umiejętności można by się spodziewać po doświadczonym magu, a tymczasem ona nie zachowuje się jak mag nawet w najmniejszym stopniu. Czy któryś z was widzi to inaczej?

Kolejne synchroniczne zaprzeczenie.

- Jedyny logiczny wniosek jaki się nasuwa to to, że Ana zwyczajnie nie zdaje sobie sprawy ze swoich zdolności. Zgadzacie się ze mną panowie?

Tym razem Ereni pokiwali głowami na znak, że się zgadzają.

- Odbieramy niepokojące sygnały magiczne! - wykrzyczał Eren w poplamionym fartuchu laboratoryjnym, wybiegając z windy. - Wygląda na to, że przemiana Any właśnie się zakończyła.

Eren otworzył oczy, cicho wstał ze szpitalnego łóżka i wyszedł na korytarz.

 

* * *

Kilka godzin temu minęła trzecia doba, którą spędzała w szpitalu. Całą pierwszą przespała płytkim, nerwowym snem, budząc się co kilka godzin. Wydawało jej się, że o czymś śniła, ale tuż po przebudzeniu o wszystkim zapominała. 

Drugiego dnia przyszedł jej chłopak i przyniósł jej rzeczy.

- Cześć, słoneczko. - powiedział, stając w progu.

- Daniel! - krzyknęła, prostując się gwałtownie na łóżku i niemal wyrywając przy tym wenflon.

- Nie sądziłaś chyba, że tak łatwo ode mnie uciekniesz, co? - uśmiechnął się, siadając na krześle przy jej łóżku.

- Gdybym naprawdę chciała, myślisz że zdołałbyś mnie dogonić? - nachyliła się w jego stronę.

- Pewnie, że tak. A kiedy bym cię już złapał, czekałaby cię sroga kara diablico. - odpowiedział, całując ją.

Spędzili razem kilka godzin rozmawiając, śmiejąc się albo po prostu milcząc razem. W końcu jednak pielęgniarki zaczęły delikatnie wyganiać Daniela z pokoju.

- Przyjdziesz też jutro, słońce? - zapytała Ana, kiedy zbierał się już do wyjścia.

- Oh, nie. Przepraszam, nie dam rady. - zrobił przepraszający wyraz twarzy. - Ale pewnie jeszcze trochę tutaj posiedzisz, więc na pewno zdążę to nadrobić. Kocham cię, pa! - krzyknął, zamykając drzwi.

* * *

 

Wczoraj, kiedy doszła już do siebie, odwiedził ją sam szef LAPD w towarzystwie innych wysoko postawionych oficerów. Chcieli wiedzieć, jak znalazła kryjówkę nieuchwytnego zabójcy i czemu od razu nie poinformowała o tym zespołu.

- Przepraszam, sir, ale naprawdę nie pamiętam. - bezradnie rozłożyła ramiona. - Moje ostatnie wspomnienie z tamtego dnia to przesłuchiwanie mieszkańców budynku. - kłamstwo gładko przeszło jej przez usta. Tak naprawdę ostatnim, co pamiętała, był Eren wysyłający ją do łazienki. Intuicja jednak podpowiadała jej, żeby o tym nie mówić. - Następne co pamiętam, to już szpital.

- Dobrze, jak tylko sobie przypomnisz to natychmiast mnie poinformuj. Mnie bezpośrednio, rozumiesz? - podał jej teczkę z logiem LAPD. - Tutaj jest pełen raport z tamtej nocy. To oficjalna wersja tego, co się wydarzyło. Jeśli ktokolwiek z zewnątrz będzie cię pytał o cokolwiek związanego z tą sprawą to mów, że jest tajna. Zaczynając od dzisiaj, zaczynasz pół roku płatnego urlopu rehabilitacyjnego, dostaniesz też odszkodowanie.

- Medal prześlemy pocztą. - dodał, wychodząc wraz ze swoją małą świtą.

Ana miała przeczucie, że ten urlop ma służyć raczej odsunięciu jej na bok dopóki sprawa nie przycichnie, ale cóż - darowanemu koniowi i tak dalej.

Potem zadzwoniła Theo i opowiedziała jej o telefonie, prośbie o wysłaniu posiłków i o tym, jak znalazła ją postrzeloną obok Erena.

 

* * *

 

Z Erenem przez cały ten czas praktycznie nie miała okazji porozmawiać. Leżał w innej sali niż ona i nie widzieli się jeszcze ani razu. Wiedziała tylko, że policja jego również przesłuchiwała, ale nikt nie powiedział jej nic więcej. Miała za to sporo czasu, żeby o nim myśleć. 

- Dziwny człowiek. - rozmawiała sama ze sobą. - Kim on właściwie jest? Theo mówiła, że pięć lat temu ktoś taki nie istniał. Co to ma niby znaczyć? Zmienił tożsamość? Emigrował tutaj? Gdybym miała strzelać powiedziałabym, że pochodzi gdzieś z Europy.

- Naprawdę to jest najistotniejsze w tej historii? - zapytała się siebie. - Koleś jest ewidentnie podejrzanym typem, a mimo to pracuje z policją przy dochodzeniu takiej wagi.  No i ta akcja z Joshem - co on właściwie mu zrobił? Nie wspominając o tym, że jego też znaleźli w kryjówce zabójcy. Śledził mnie? A może ja jego?

- NIe miałabym nic przeciwko temu, żeby śledził mnie taki przystojniak. Te jego oczy… Czarne jak studnia bez dna w której zginęło bez śladu wiele dusz niewieścich… 

- Mam chłopaka.

- Ale nie tak przystojnego. Na pewno jest też miły. No i przecież obiecał…

“Obiecał? Eren mi coś obiecał?” zamyśliła się. “Śniło mi się coś takiego? Sama nie wiem. Poza tym, to praktycznie obcy człowiek. Czemu czuję, że powinnam mu zaufać? I że… i że coś mnie z nim łączy?”

 

* * *

 

Jako że czuła się bardzo dobrze, a rana zagoiła się nad wyraz szybko, już wczoraj rano prosiła lekarzy, żeby szybciej ją wypuścili. Jedyną pamiątką po przestrzelonym płucu była tylko blizna pod prawą piersią, więc ostatecznie zgodzili się zwolnić ją jutro, zaznaczając że to na w jej własną odpowiedzialność. 

Jednak im bliżej było zmroku, tym mniej była pewna, czy to dobry pomysł. Wraz ze zniżaniem się słońca rosło w niej pragnienie, a nieprzyjemne mrowienie w kościach zmieniało się w promieniujący na całe ciało ból.

“Czemu wszystko mnie tak boli? Mam wrażenie, jakby moje mięśnie i wnętrzności zmieniły się w płonący piach. Dodatkowo cały czas chce mi się pić.” Myślała, przewracając się z boku na bok na szpitalnym łóżku. “Czyżbym była chora? Według lekarzy jestem okazem zdrowia, co też jest bardzo dziwne - szwy musieli mi zdjąć już wczoraj, bo zaczynały wrastać.”

“Cholera, skąd to pragnienie? Wypiłam dzisiaj już chyba pięć litrów wody, ale to nic nie daje, tylko latam co pół godziny do toalety. To przez to, że odłączyli mnie od kroplówki? Bez sensu.” 

Chciała nawilżyć językiem spierzchnięte usta ale poczuła, że coś jej w tym przeszkadza. 

- Huh? A to co znowu? - zdziwiła się.

 Dotknęła warg palcami, nie znalazła na nich jednak nic dziwnego Otworzyła więc usta, dotknęła zębów i aż usiadła ze zdziwienia. 

- Czy ja… Czemu ja mam kurwa kły?!

Sprawdziła jeszcze raz, ale nie ulegało to wątpliwości - zamiast normalnych trójek miała ostre, dwucentymetrowe kły. 

Brała właśnie do ręki telefon, żeby dokładnie przyjrzeć się swoim zębom,  gdy cały pokój skąpał się w czerwonym blasku. Zdziwiona, podeszła do okna i zobaczyła na bezchmurnym niebie księżyc koloru krwi. Była pełnia. 

- Choć z nami!

- Biegnij przez miasto, od drzwi do drzwi! 

- Zanurz się w cudownej kąpieli!

- W ciepłej, słodkiej krwi tryskającej z rozerwanych tętnic! - usłyszała w głowie chór głosów.

Nagle wszystko zrobiło się szare jak popiół. Przez ściany widziała pulsujące czerwienią naczynia krwionośne innych pacjentów. Wystarczyło tylko podejść i zanurzyć zęby w odżywczym strumieniu, zabić to cholerne pragnienie!

- Pij, pij!

- Nasyć swój głód!

- Pij z nami!

Przed oczami zaczęły przebiegać jej obrazy. Widziała, jak wbija zęby, rozrywa tętnice i pije ciepłą krew tryskającą z rozszarpanych szyj. 

- Oddaj się uczcie!

- Zyskaj potęgę i moc!

- Choć, tańcz z nami na płonących ruinach świata!

W jej głowie migały wykrzywione w wyrazie bólu i przerażenia twarze znajomych ze studiów, innych policjantów, Theo, Daniela, Erena...

- Choć, zdobądź…

Całą wolą odcięła się od wizji masakry i mordu wirujących w jej głowie. Upadła na podłogę, ciężko dysząc i powstrzymując się od wymiotów. Pragnienie, które do tej pory czuła, jeszcze bardziej przybrało na sile. Głosy w jej głowie nawoływały do niej coraz głośniej, głośniej i głośniej...

- Już dobrze, moje dziecko. Wstań. - usłyszała nagle inny głos za sobą. Obróciła się i zobaczyła stojącego na środku sali Erena w szpitalnej koszuli. Jego oczy, zamiast zwykłej, głębokiej czerni, miały barwę krwi, z pionowymi szparkami źrenic. 

Opierając się na parapecie wstała i ledwo trzymając się na nogach podeszła do niego.

- Pij - powiedział, wyciągając do niej odkryte przedramię.

Pij.

 

* * *

 

Rano obudziła się jak na ciężkim kacu. Głowa bolała ją, jakby ktoś walił w nią młotkiem, a gardło miała suche jak pustynia. Lekkie światło świtu kłuło ją w oczy jak reflektor, a przytłumione dźwięki dochodzące zza drzwi brzmiały jak zespół metalowy grający pod jej czaszką. Jedyne, co odróżniało ten poranek od większości wcześniejszych razy w jej życiu, kiedy budziła się po ostrej imprezie, to metaliczny posmak zaschniętej krwi w ustach. Zamglone wspomnienia z nocnych wydarzeń powoli dochodziły do jej świadomości.

- Powiedzcie, że to był tylko sen. Błagam, niech to będzie sen - wycharczała, podnosząc palec do ust. Kły, które nadal sterczały jej ze szczęki, nic nie robiły sobie z tych błagań.

Tępo patrząc się przed siebie, zaczęła liczyć pęknięcia linoleum pod przeciwną ścianą pokoju. Kiedy doliczyła się trzydziestu, zdała sobie sprawę, że te pęknięcia mają po kilka milimetrów długości i z tej odległości nie powinna być w stanie w ogóle ich zobaczyć, o liczeniu nie wspominając. Zdziwiona, zamrugała kilka razy i rozejrzała się po sali. Jej oczy były w stanie dostrzec niewyobrażalną ilość szczegółów. Zdecydowanie zbyt dużą dla zwykłego ludzkiego oka. 

Zamknęła oczy i wsłuchała się w otaczające ją dźwięki. Słyszała bicie serca pacjenta śpiącego za ścianą, szum automatu z napojami na korytarzu i stuk kroków lekarza piętro niżej. Świergot ptaków mieszał się z dźwiękami śmieciarki, odbierającej śmieci 5 kilometrów dalej i samochodów z ludźmi jadącymi do pracy.

“Nie wiem o co chodzi, ale zaczyna mnie to trochę przerażać.” pomyślała. Nagle przypomniała sobie widok Erena stojącego z wyciągniętą w jej kierunku ręką. Pamiętała, jak otwiera usta i przykłada zęby do jego skóry, a potem…

“Czy to się wydarzyło naprawdę czy tylko mi się śniło? Co to właściwie oznacza? Czy jestem…”

- Wampirem. - jej głos zabrzmiał głucho - Jestem wampirem. Kły - check. Nadludzko ostre zmysły - check. Superszybka regeneracja - check. Piłam krew - check.

Spojrzała na swoją rękę, na której tańczyły cienie, rzucane przez rosnące za oknami drzewo. 

- Zaraz zaraz, czy światło słoneczne nie powinno mnie zabić? Albo chociaż parzyć? - wychrypiała w przestrzeń.

Podeszła do okna i otworzyła je. Powoli wystawiła rękę na zewnątrz, czekając na ukłucie bólu. Nic się jednak nie stało. Wróciła do łóżka i usiadła na nim po turecku, opierając głowę na dłoni. Paznokciami palców drugiej ręki w zamyśleniu pukała w kły.

“Co właściwie wydarzyło się w tamtym domu zanim przybyła Theo ze wsparciem? I jaką rolę w całej tej historii gra Eren? Czy to on zmienił mnie w.. to?”

Z każdą chwilą nabierała przekonania, że odpowiedzi na wszystkie nurtujące ją teraz pytania może udzielić jej właśnie Eren i miała zamiar je od niego uzyskać, choćby siłą. “Z drugiej strony jeśli mam rację i naprawdę jest wampirem, rozwiązania siłowe raczej się nie sprawdzą… Mogłabym go uwieść, zaciągnąć do łóżka i tam, kawałek po kawałku, dowiedzieć się wszystkiego co chcę…” Zaświtało jej w głowie.

- Ano Seras, przypominam ci, że masz niemalże narzeczonego, z którym mieszkasz od prawie roku. Nie będziesz zaciągać nikogo do łóżka, bez względu na to jak ważne by to nie było i jak atrakcyjny by ten ktoś nie był. - skarciła się.

Drgnęła, kiedy usłyszała kroki na korytarzu. Po kilkunastu sekundach (dłużej niż się spodziewała, ale teraz kroki mogła usłyszeć ze znacznie większej odległości) rozległo się pukanie do drzwi.

- Proszę! - krzyknęła i do sali wszedł lekarz.

- Dzień dobry panno Seras. Już chcemy się wyrwać do domu, co?

 

* * *

 

dzień po równonocy; późny ranek

 

Wyszła ze szpitala, próbując dodzwonić się do chłopaka. Daniel nie pracował, utrzymując się z pieniędzy bogatych rodziców, dlatego liczyła, że zawiezie ją do domu. Niestety, mimo czterech prób nadal nie udało jej się do niego dodzwonić. Na SMSy też nie odpowiadał. Znała go już ponad pięć lat, z czego razem byli dwa i nie pamiętała, żeby kiedykolwiek wcześniej zdarzyła się taka sytuacja.

“Gdyby mu coś wypadło to dał by mi znać, że nie będzie z nim kontaktu.” Myślała, idąc w stronę postoju dla taksówek. “Cholera, czyżby coś złego się stało? Czy to ma jakiś związek z tym, że nie mógł odwiedzić nie w szpitalu?” rozważała. “Nie panikuj Ana, na pewno wszystko jest w porządku. Może po prostu zapomniał wziąć ze sobą telefonu i poszedł do sklepu. Tak, to na pewno to. Przecież wiesz, jaki z niego czasem gamoń.” Uśmiechnęła się i zdusiła głos w jej głowie krzyczący, jak bardzo naciągane jest to wytłumaczenie. Mimo bycia gamoniem, z telefonem Daniel nie rozstawał się praktycznie nigdy. Postanowiła nie zamartwiać się tym na razie.

Zamiast tego skupiła się na wymyśleniu, jak skontaktować się z Erenem. Kiedy rano chciała z nim porozmawiać okazało się, że zdążył się wypisać jeszcze przed nią. Nie miała jego numeru telefonu, adresu, ani nawet nazwiska. Z drugiej strony, Theo wyraźnie go znała, więc pewnie będzie mogła jej pomóc.

Patrzyła zamyślona przez okna taksówki wiozącej ją do domu. Teraz, w pełnym świetle dnia, wydarzenie z poprzedniej nocy wydawały się tylko dziwnym snem. Jedynym co nie pozwalało jej uznać, że nigdy się nie wydarzyły, były kły i nadludzko czułe zmysły. Powoli się jednak już do nich przyzwyczajała.

 

* * *

 

Po wyjściu ze szpitala, Eren poszedł się najeść. Szpitalne żarcie nie było złe, w swoim dość długim już życiu jadał dużo, dużo gorsze rzeczy, ale jak mówi Pismo “nie samym chlebem żyje człowiek.” Eren wątpił wprawdzie, żeby którykolwiek z  Ewangelistów pochwalił to, co właśnie zamierzał zrobić, ale pewności nie miał. Żadnego z nich akurat nie spotkał.

Zastanawiał się, którym rodzajem głodu zająć się najpierw. Z jednej strony, gdyby zaczął od krwi, to potem w “Słodkim Obżarstwie” wytrzymałby pewnie dłużej. Z drugiej, część dziewczyn mogłaby wyczuć zapach krwi w jego ustach, a to był bardzo wątpliwy afrodyzjak. 

“Życie jest sztuką wyborów.” pomyślał, postanawiając zacząć jednak od wizyty u Romana. Krew, którą przetoczyli mu w szpitalu, była jak błoto w porównaniu do tego, co mógł mu zaserwować stary wampir. Do tego część oddał w nocy Anie, więc to była bardziej nagląca potrzeba.

“Poproszę Madame Serenity o dziewczynę, której nie będzie to przeszkadzać.” podjął decyzję, łapiąc przejeżdżającą taksówkę. Wczoraj David przyniósł mu jego rzeczy, więc teraz mógł od razu skierować się do gniazda Romana.

Nazwa “gniazdo”, określająca zwyczajowo leże wampira, nie mogła być bardziej myląca. Roman był właścicielem całej kamienicy w bogatszej części miasta, a jego komnat mieszkalnych zdecydowanie nie można było nazwać obskurnymi. W prawdzie według Erena automatyczne systemy żaluzji przeciwsłonecznych i ciężkie kotary zasłaniające okna psuły trochę efekt, ale cóż, necessity over style. Dla większości jego gości światło słoneczne było zabójcze.

Zapukał ciężką, mosiężną kołatką w kształcie głowy nietoperza. Za każym razem zastanawiał się, czy to forma autoironicznego żartu ze strony gospoarza, czy wybrał ją ze śmiertelną powagą. Miał tylko nadzieję, że Roman jeszcze nie śpi. Było jeszcze wcześnie rano, czyli jak na standardy wampirów późny wieczór.

Po chwili jednak kamera umiejscowiona nad drzwiami poruszyła się i zmierzyła gości wzrokiem elektronicznego oka. Rozległ się metaliczny szczęk, a drzwi zaczęły się otwierać. Eren wszedł do małego przedpokoju, czekając aż zamkną się za nim ponownie, a kolejne przed nim się otworzą. “Śluza słoneczna”, zbudowana przez Jacko, była nowym nabytkiem w rezydencji wampira.

Przeszedł przez bogato wystrojony korytarz do pokoju gościnnego. Znali się z Romanem jeszcze z Rumunii, więc nie musiał czekać na zaproszenie.

- Miron, stary druhu, słyszałem że znalazłeś tego maga? - Odezwał się gospodarz, gdy tylko Eren przekroczył próg. Siedział w skórzanym fotelu przed kominkiem, ze szklanką schłodzonej krwi w dłoni. Wyglądał dokładnie tak, jak można by wyobrazić sobie wampira - był wysoki, miał niemalże białą skórę, długie, wąskie palce i nosił staromodny, trzyczęściowy garnitur. Siwe włosy miał zaczesane do tyłu i zebrane czarną kościaną spinką.

Roman prowadził swego rodzaju stację dystrybucyjną krwi, jedyny tego typu obiekt na terenie Los Angeles i okolic. Miał jakieś kontakty w służbie zdrowia, więc krew która nie nadawała się do transfuzji, lub miała zostać zutylizowana z innych przyczyn, po cichu trafiała do niego. Oprócz tego prowadził swego rodzaju skup krwi i podobno całkiem dobrze płacił donatorom. Dzięki temu wampiry, które nie chciały lub nie mogły same zdobywać pożywienia miały szeroki wybór napojów. Ludzcy czarodzieje, potrzebujący krwi do niektórych zaklęć, również bywali tu gośćmi. Ceny krwi, w zależności od gatunku i jakości, wahały się od śmiesznie niskich do niebotycznie wręcz wysokich.

- Mówiłem ci, że teraz mam na imię Eren. Miałeś przestać mnie tak nazywać, jeszcze zacznie mi się mylić.

- Ha ha ha! Myślałem, że masz sporą wprawę w zmienianiu imion. Które to już, co? Czwarte?

- Piąte. Szóste, jeśli liczyć moje prawdziwe. - Eren stanął przy kominku wpatrując się w płomień.

- Co cię sprowadza? Bo zakładam, że nie chęć powspominania starych czasów, co? Ile krwi potrzebujesz? I jakiej? Wczoraj przyszła jedna taka dziewczyna, w połowie driada. Co za bukiet, mówię ci! Metaliczna słodycz z nutką owoców leśnych i jałowca. Polać ci?

- Nie dziękuję, wiesz że żaden ze mnie koneser. Daj mi litr czegoś mocnego, a dwa wyślij do mnie, muszę załatwić coś jeszcze na mieście. David ci zapłaci, powiedz że to dla mnie.

- Ehhh, rozumiem że nie jesteś tak do końca wampirem, ale w krwi nie liczy się tylko zawartość energetyczna, wiesz? Mógłbyś kiedyś skupić się też na smaku, wiele tracisz z takim podejściem. - gderał Roman, podchodząc do rzędu lodówek stojących pod ścianą, w której plastikowe woreczki z krwią kiwały się na specjalnych tacach, żeby dłużej zachowały świeżość. - masz, w połowie elf w połowie mag, lana dzisiaj w nocy. Powinna dać ci kopa na kilka dni co najmniej.

- Dzięki wielkie - powiedział Eren, przebijając worek kłami i w kilka sekund wysysając zawartość. Otarł usta chusteczką podaną przez gospodarza. - Ponawiam propozycję - powiedział, wrzucając chusteczkę w płomienie - zostań moim dostawcą. W "Boar Hat" bywa sporo wampirów, więc popyt jest duży. Do tego u ciebie jest tylko i wyłącznie krew, a w naszym barze wybór jest olbrzymi, ale jakość naszej krwi nie umywa się do twojego towaru. Razem moglibyśmy dużo zarobić.

- Ha ha ha… zastanowię się, obiecuję. Swoją drogą, wracając do tego maga… - nalał sobie nową porcję krwi z woreczka leżącego na stole. - Krążą plotki, że był członkiem stowarzyszenia magów, ale zrobił się zbyt chciwy. Uciekł, żeby realizować swój własny plan, zabierając ze sobą część ksiąg. Zabezpieczyłeś je, mam nadzieję?

- Tak, są bezpieczne, nie ma powodu do obaw. Wiesz coś więcej o tym stowarzyszeniu?

- Niewiele, oprócz tego, że nie cieszą się dobrą opinią. Kilka lat temu, zanim jeszcze przyjechałeś do stanów, niemal udało im się przyzwać wyższego demona w Nowym Yorku.

- Mmmm, uroczo. Dobra, jakbyś dowiedział się czegoś więcej, to daj znać. - powiedział, idąc w stronę drzwi. - a, i jeszcze jedno… mógłbyś wysłać mi też trochę krwi dla młodych wampirów, świeżo po przemianie? Wiesz, coś lekkostrawnego, dopóki organizm w pełni się nie przystosuje.

- No no no, czyżbyś przygarnął jakiegoś osieroconego wampirka? - uśmiechnął się Roman. - nie ma problemu, jeszcze dzisiaj będzie.

- Tak, można tak powiedzieć. Dzięki, trzymaj się i dobrej nocy! - krzyknął Eren, wychodząc.

 

* * *

 

Co do jednego Roman miał rację - krew pił tylko dlatego, że była paliwem dla jego wampirzej magii. Z powodów osobistych nie odczuwał żadnej przyjemności pijąc ludzką krew, a traktowanie jej jako przysmaku uważał za niemalże obrzydliwe. Może miało to jakiś związek z tym, że wampirem był tylko w połowie, ale po tym co przeżył wątpił, że jego pochodzenie coś zmienia.

Od Romana udał się do “Słodkiego Obżarstwa”, z pozoru normalnego baru w centrum miasta. Tylko nieliczni wiedzieli, że bar jest prowadzony przez sukkuby, a w piwnicach znajduje się najbardziej luksusowy zamtuz w stanach, a może i na kontynencie. Był to cały podziemny kompleks, z pokojami, łaźniami, lożami dla VIPów, własnym szpitalem, restauracją, kinem, kasynem i sceną teatralną. W samym środku znajdowała się dużą, wysoka sala z kilkuosobowymi stolikami, służącymi równocześnie za podesty dla tancerek i długim barem biegnącym wzdłuż dwóch sąsiednich ścian. Eren mógł się tylko domyślać, w jaki sposób dziewczynom udaje się utrzymać to wszystko w tajemnicy przed zwykłymi śmiertelnikami.

O ile picie krwi traktował czysto instrumentalnie, tutaj miał zamiar dobrze się bawić. Wiedział też, że dziewczyna z którą pójdzie do łóżka, również nie będzie narzekać. Był w jednej czwartej sukkubem, co oznaczało że w łóżku był o niebo lepszy niż zwykły człowiek, ale też nie powodował ryzyka utraty przytomności lub zgonu partnerki. Nadal potrzebował energii duchowej wysysanej podczas seksu, ale w jedynie śladowych ilościach, nie zagrażających zdrowiu.

Kiedy wyszedł z windy w podziemnej sali, wyłowił kilka uśmiechów posyłanych przez pracownice w jego stronę. Wiedział, że Madame Serenity, właścicielka tego przybytku rozkoszy, kazała im witać tak wszystkich stałych klientów. Nie zmieniało to faktu, że potrafił rozpoznać szczery uśmiech.

- Eren! Jak miło cię znowu widzieć w naszych skromnych progach! - powiedziała srebrnowłosa kobieta w eleganckiej sukni podkreślającej jej boską figurę, wychodząc zza kotary. Jak Eren wiedział, skrywała ona drzwi na zaplecze i do całej części logistycznej obiektu.

- Witaj, Madame. - powiedział, całując wyciągniętą dłoń kobiety. Madame Serenity wyglądała na bardzo zadbane trzydzieści pięć lat, ale podobno karierę kurtyzany zaczynała jeszcze na dworze francuskiego króla Karola VII.

- Słyszałam, że miałeś jakieś przygody ze zbuntowanym magiem? Wypościli cię w tym szpitalu, co? - jak każda dobra burdelmama, Serenity wiedziała niemal o wszystkim, co działo się w mieście. - a, jak usłyszę jakieś plotki o tym tajemniczym “stowarzyszeniu”, od którego się odłączył, poślę do ciebie dziewczynę z informacjami. Tylko masz się nią dobrze zaopiekować! - pogroziła mu żartobliwie palcem. Oprócz tego, że miała u niego olbrzymi dług wdzięczności, zwyczajnie lubiła Erena. Nie na tyle żeby nie pobierać opłaty za oferowane usługi, ale biorąc pod uwagę ile musieli płacić zwykli klienci i tak nie miał powodu do narzekania.

- Dziękuję bardzo, madame. Niczego jej nie zabraknie, obiecuję.

- No no no, nie rzucaj słów na wiatr. Wiesz jaka jest teraz ta młodzież, tylko jedno im w głowach. Nigdy byś jej nie wygonił z łóżka. - puściła do niego oko.

W teorii był odoprny na urok, którego sukkuby używały do wabienia ofiar, ale przy Madame Serenity ledwo powstrzymywał cieknącą z ust ślinę. Erekcji już nawet nie próbował.

- Co możemy dla ciebie dzisiaj zrobić? Jakieś specjalne pomysły?

- Nie, niestety dzisiaj szybko, bez żadnych fantazji. - odpowiedział, spuszczając głowę w akcie udawanej skruchy.

- Masz na myśli szybko szybko, czy szybko jak na ciebie?

- Tym razem szybko szybko. Tempus fugit, aeternitas manet, obawiam się.

- No dobrze, dziewczyny będą musiały obejść się smakiem. Masz w głowie jakąś szczególną?

- Hmmm… przybyła ci może jakaś rudowłosa?

 

* * *

 

dzień po równonocy; południe

 

Ana wysiadła z taksówki, wzięła swoje rzeczy i szukając po kieszeniach klucza, podeszła do drzwi na klatkę schodową. Blok znajdował się na ładnym, wybudowanym kilka lat temu osiedlu. Rodzice Daniela wynajęli mu to mieszkanie siedem lat temu, kiedy przeniósł się do Los Angeles w celu “cieszenia się młodością.”

Weszła po schodach na czwarte piętro, do mieszkania numer dziewiętnaście. Zapukała, ale odpowiedziała jej tylko głucha cisza. “Gdzie on się, do cholery, podziewa?” Nadal nie mogła skontaktować się z chłopakiem i teraz była równie zaniepokojona, co wkurzona. Weszła do domu, szukając jakiejś kartki z informacją albo innych wskazówek. Nic nie znalazła, choć ich łóżko wyglądało, jakby nikt w nim nie spał tej nocy. Wysłała do kilku znajomych wiadomość z pytaniem, czy nie wiedzą co robi Daniel, po czym uznała że więcej teraz i tak nie zrobi i poszła wziąć długą, gorącą kąpiel. Zadzwonić do jego rodziców postanowiła tylko w ostateczności.

Dokładne umycie się i doprowadzenie do stanu używalności po postrzale i pobycie w szpitalu zajęło jej prawie trzy godziny. Po raz kolejny dziękowała bogom, że oprócz bujnych, rudych włosów na głowie, całe jej ciało było pozbawione nawet jednego włoska, więc nie musiała martwić się depilacją. Zapewne miała to w genach, ale nie znała nikogo, kogo mogłabym zapytać - była sierotą, całe dzieciństwo spędziła w domach dziecka i rodzinach zastępczych. Twarzy swoich prawdziwych rodziców nawet nie pamiętała.

“Nadal żadnych wieści od Daniela. Powinnam dzwonić na policję?” myślała, odkładając telefon i zakładając stringi. “Zaraz, przecież ja jestem z policji.” uświadomiła sobie absurdalność tej sytuacji, szukając w szafie wygodnych dresów.

Oto ona, policjantka która (w jakiś sposób) znalazła i zabiła najbardziej poszukiwanego zabójcę od lat, nie mogła znaleźć swojego chłopaka. Erena też jeszcze nie namierzyła - z tego wszystkiego zapomniała zapytać Theo.

Zakładała właśnie bluzę, kiedy usłyszała dźwięk kroków na schodach. Po chwili ktoś przekręcił klucz w drzwiach. Po cichu wyszła z pokoju i stanęła twarzą w twarz ze swoim jednak-nie-zaginionym chłopakiem.

Twarz Daniela przybrała wyraz bezgranicznego zdziwienia. Ana częściowo usłyszała, częściowo wyczuła jak jego serce gwałtownie zaczyna bić szybciej, a przez tętnice prowadzące do mózgu zaczyna płynąc dużo więcej krwi.

- Kochanie! Czemu ty… co ty tu robisz? Myślałem że jesteś w szpitalu?

- Oh, też się cieszę że cię widzę, słońce. - nie była pewna czy powinna rzucić mu się na szyję czy dać mu w pysk. - Jak widzisz, wyszłam wcześniej. Bardziej mnie ciekawi, gdzie ty byłeś? Od rana dzwonię i piszę a ty nie odbierasz! Nikt nic nie wie, żadnej wiadomości! Wiesz jak się martwiłam?! I co to za zdziwienie? Przeszkadzam ci w czymś, przepraszam?!

- Nie nie, skądże misiaczku, po prostu nie spodziewałem się, że tak szybko znowu cię zobaczę. Wczoraj wpadłem na znajomego, jeszcze z podstawówki i jakoś tak się zgadaliśmy i poszliśmy do niego popić i porozmawiać. Telefon mi padł, a on miał inną ładowarkę więc nie miałem jak go naładować, to dlatego nie odbierałem. Tak się cieszę że już jesteś! - podszedł i przytulił się do niej. Uśmiechnęła się i oparła głowę na jego ramieniu. Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Pachniał wodą po goleniu, winem, potem i… 

- Mówisz, że byłeś z kolegą, tak? U niego w domu czy balowaliście na mieście? - zapytała, starając się przybrać możliwie miły i naturalny ton.

- U niego, było trochę piwa, jakaś wódka, więc nie mieliśmy po co wychodzić.

- No to jego żona musiała być przeszczęśliwa, że sprowadził jakiegoś obcego faceta i chlali cały dzień.

- Ha ha ha, nie, on nie ma żony. Mieszka sam.

- A, ha ha ha. To dobrze, bardzo dobrze… - powiedziała, sięgając dłonią do jego pasa i powoli rozpinając mu spodnie.

- Ho ho ho, ktoś tu się nudził w szpitalu, co? Jak rozumiem, moje winy są mi wybaczone? - wymruczał, błądząc dłonią po jej pośladkach.

- To zależy, co tam znajdę. - odpowiedziała figlarnie, zrywając z niego T-shirt. Pociągnęła go za bokserki do sypialni i pchnęła na łóżko.

-Nie marnujesz czasu widzę? - powiedział, ściągając spodnie i bieliznę. Nabrzmiały penis pulsował od krwi. Sprawiało by to większe wrażenie gdyby był dłuższy, ale nauczyli się już robić dobry użytek z tego, co mieli.

Usiadła mu na biodrach, nadal w ubraniu, i wodziła paznokciami po jego klatce piersiowej. Kiedy obejrzała całą, zdecydowanym ruchem przekręciła go na plecy. Pochyliła się całując jego ramiona i delikatnie obejmując go przedramieniem za szyję.

- Czyli mówisz, że odkąd trafiłam do szpitala, nie patrzyłeś nawet na inne kobiety, tak? Tylko ty i twój kolega ze szkoły? - delikatnie ugryzła go w ucho uważając, żeby nie przebić go kłami.

- Nie patrzyłem na inne odkąd cię poznałem kochanie. 

- Mmmmm, to w takim razie… - wyszeptała, muskając ustami jego ucho. - Kim jest ta zdzira, którą dymałeś dzisiaj w nocy, co? - zapytała drżącym z wściekłości głosem, łapiąc drugą ręką za swoje przedramię i zaczynając dusić Daniela. - Ta której perfumami pachniesz i ta, która wbijała ci pazury w ramiona kiedy ładowałeś w nią swojego małego chujka, huh? KIM ONA JEST, ŚMIECIU! ODPOWIADAJ! KTO CI OBCIĄGAŁ PODCZAS GDY JA LEŻAŁAM W SZPITALU, NIE MOGĄC SPAĆ I MYŚLĄC O TOBIE!?! - sama nie wiedziała, kiedy zaczęła płakać, ale łzy płynęły jej po policzkach, kapiąc na poduszkę.

- Ekhhh… dusisz…. mnie… khrrrr. - wycharczał Daniel, próbując rozluźnić jej chwyt.

Ana puściła go i wstała z łóżka.

- Wstawaj. Wstawaj i lepiej żebyś miał dobre wytłumaczenie.

- Kochanie, wszystko ci wyjaśnię, to nie tak… - jęczał, wstając z łóżka.

Przestraszony, nagi i ze śladami podduszania wyglądał żałośnie. “Co ja widziałam w tej gnidzie?” pomyślała.

- Ja… bo… - zaczął dukać.

- Nie kręć! Proste pytanie: zdradziłeś mnie czy nie? Odpowiedz!

Powietrze przeszył impuls mocy, a twarz Daniela nagle przybrała nieobecny wyraz.

- Tak. Tak, zdradziłem cię. - zabrzmiało głucho w jej uszach.

- Z kim? - zapytała zimno.

- Z Nataszą. Nataszą Rose.

- Adres. - warknęła.

- Clifton Way 201, Beverly Hills.

Ana stała w milczeniu, nie wiedząc co zrobić. W końcu odwróciła się na pięcie, chcąc wyjść z domu. W połowie drogi do drzwi zawróciła, wzięła klucze od samochodu i uderzyła Daniela z całej siły w twarz. Padł na podłogę jak długi, a trzask pękających kości zabrzmiał jak muzyka w jej uszach. Wyszła, nie oglądając się za siebie.

 

* * *

 

dzień po równonocy; popołudnie

 

Eren wysiadł z taksówki przed okazałą rezydencją na przedmieściach. Pięć lat temu sam wybrał ten dom i jeszcze ani razu nie pożałował zakupu. Działka była na tyle duża, że zapewniała prywatność nawet przed sąsiadami zza płotu. Sam dom był duży i elegancki, z jasnokremową fasadą i czerwonymi dachówkami. Z tyłu miał rozległą werandę i duży basen, a od frontu prowadziła do niego żwirowa ścieżka i podjazd do garażu na trzy samochody.

Przeszedł przez trzy niezależne kręgi ochronne i otworzył drzwi frontowe.

- Eee-looooo! - krzyknął w progu.

- Ee-lloooooo! odpowiedziała mu z głębi domu Chelsea.

- Kapitanie! Wróciłeś! - Rafi rzuciła mu się na szyję, machając ogonem.

- Ha ha ha, starczy, już wystarczy. - powiedział, łapiąc ją pod pachę i niosąc korytarzem. 

- Aaaaaaa, ahahaha! - śmiech dziewczyny rozlegał się echem w całym domu.

Eren wszedł do salonu, w którym siedzieli Chelsea, David i Placide. Jacko zapewne siedziała w swoim warsztacie. Małe szanse, żeby wyszła przed kolacją.

- Masz, to dla ciebie. - powiedział do Rafi, sięgając do przewieszonego przez ramię plecaka i wyciągając z niego dużą, żółtą piłkę. - Tylko nie baw się w domu, bo wszystko pobijesz!

- Jaaaaaa… dziękuję Kapitanie, dziękuję bardzo! - wzięła piłkę z rąk Erena i ruszyła w stronę drzwi. Nagle zawróciła, dała Erenowi soczystego buziaka w policzek i wybiegła na dwór, śmiejąc się.

- Hahah, szalona dziewczyna… - powiedział kapitan, patrząc jak zamykają się za nią drzwi. Nie martwił się o jej bezpieczeństwo, mimo ciała drobnej nastolatki potrafiła zabić dorosłego mężczyznę w kilka sekund.

- W zachowaniu Rafaeli nie widzę oznak szaleństwa, Kapitanie. - powiedział David, siedzący z książką przy stole. 

- Co czytasz, przystojniaku? - zapytał go Eren, przyzwyczajony do tego typu uwag ze strony przyjaciela. Mimo wielu zalet, David ani trochę nie rozumiał uczuć i emocji innych. Ani metafor.

- “Anię z Zielonego Wzgórza” autorstwa Lucy Maud Montgomery, Kapitanie. Dziękuję za komplement.

- Nie ma za co. Czytałeś już “Dzieci z Bullerbyn”?

- Nie Kapitanie, jeszcze nie.

- To przeczytaj jak skończysz tą. Bardzo dobra książka. - powiedział, nalewając sobie whiskey ze stojącego pod ścianą barku. - Przegapiłem coś ciekawego?

- Nic szczególnego. Słyszałeś plotki o tym “stowarzyszeniu” do którego należał Złodziej Dusz? - zapytał Placide znad krzyżówki.

- Tak, obiło mi się o uszy. Wiemy cokolwiek konkretnego?

- Jeszcze nie, ale rozpuściłem wici. Niestety, nie udało się nam uzyskać dostępu do zwłok maga, więc nie dało się go przesłuchać.

- Ja też mam pytanie, jak już przy tym jesteśmy. - odezwała się nagle Chelsea. Miała dziwne przeczucie, że świetny humor Erena służy maskowaniu czegoś, o czym nie chciał myśleć. Znała go na tyle dobrze, żeby wyczuwać takie rzeczy. - Gdzie jest ta ruda którą przemieniłeś? Nadal w szpitalu?

- Nie wiem. Pewnie tak, choć słyszałem, że chciał się wypisać dzisaj rano. - odparł Eren radośnie, patrząc w szklankę.

- Nie wiesz? Ale zamierzasz ją tutaj przyprowadzić, prawda?

- Nie. Nie zamierzam. 

- A możesz mi właściwie wyjaśnić, skąd wziął ci się ten idiotyczny pomysł?

- Stąd, że oboje dobrze wiemy, jak by się to skończyło. Been there, done that.

- Miron, jeśli to żart, to średnio mnie bawi. - oczy elfki zalśniły złością. - czy ci już do reszty rozum odjęło? Chcesz ją zostawić samą z tym wszystkim? Bez żadnego wyjaśnienia? Przecież ona nie będzie miała pojęcia, co się z nią dzieje!

- Da sobie radę. W szpitalu oparła się żądzy krwi i nie oszalała, dostała też trochę mojej krwi, więc będzie w porządku. Jest wampirem w jeszcze mniejszym stopniu niż ja, także nie rozumiem, w czym masz problem, Elaine.

Placide, słysząc, że zaczynają używać swoich prawdziwych imion, a nie tych które noszą teraz, westchnął cicho zamykając krzyżówkę i wychodząc z pokoju. Znał ich na tyle żeby wiedzieć, że zaraz zrobi się tutaj głośno.

- TY DURNY GÓWNIARZU, nie możesz jej tak po prostu porzucić uznając, że “na pewno będzie wszystko dobrze, luz.” Czy ty się w ogóle słyszysz?

- Mogę to zrobić i zrobię, rozumiesz! Ostatnim razem zrobiłem po twojemu i nie muszę mówić, jak to się skończyło!

- Po mojemu? Ochujałeś już do reszty? Sam o tym zadecydowałeś! I wtedy i teraz! Poza tym to nic nie znaczy! Wiesz już, na co musisz uważać, więc skąd pewność, że teraz będzie tak samo!

- Nie mam pewności, ale to zbyt duże ryzyko, wiesz o tym!

- Miron, na Boga, ona jest teraz jak twoje dziecko! Nie możesz jej porzucić w obawie, że będziesz złym rodzicem! To najgorsze, co mógłbyś zrobić! Przecież przyrzekałeś jej, że jej nie porzucisz, pamiętasz? Przyrzekałeś!

- Elaine, do kurwy nędzy, nie jesteś moją matką!

- Nie, ale oboje dobrze wiemy co by powiedziała, gdyby tu była!

- ALE JEJ NIE MA! - krzyknął Eren, wychodząc z pokoju i trzaskając drzwiami. Chelsea usiadła, zrezygnowana.

- Myślisz, że ją przyprowadzi? - Zapytał David, który do tej pory przyglądał się tylko ich kłótni.

- NIe wiem. Szczerze nie wiem. Cokolwiek zdecyduje mam tylko nadzieję… mam nadzieję, że nie będzie tego potem żałował.

 

* * *

 

Eren siedział w swoim pokoju, próbując skupić się na zarekwirowanych w domu Złodzieja Dusz księgach. Nie było to łatwe, bo cały czas miał przed oczami przerażoną twarz Any. Niemalże czuł jej zakrwawioną dłoń zaciskającą się na jego ręce i słyszał jej łamiący się głos.

“Nie zostawiaj mnie, proszę, nie chcę być sama…”

“Nie opuszczaj mnie... ”

“Błagam…”

- Przyrzekam. - usłyszał swój własny głos. - Przyrzekam, że cię nie zostawię.

- Ja-pier-do-lę, Chelsea będzie mi przez tydzień truła, że wyszło na jej… - westchnął, narzucając płasz i przyciągając do dłoni klucze od samochodu.

 

* * *

 

dzień po równonocy; popołudnie

 

Ana zatrzymała samochód przed podjazdem domku w samym środku Beverly Hills. Jeszcze raz sprawdziła na Google Maps, czy to ten adres i wysiadła z samochodu. Nie była pewna, po co tu właściwie przyjechała, ani czy był to dobry pomysł.

- Co jej niby powiem? “Cześć, nazywam się Ana, ruchasz mojego chłopaka”?

Westchnęła ciężko. Z drugiej strony, skoro już tu przyjechała… nie zaszkodzi sprawdzić, na jaki to kwiatuszek skakał sobie Daniel. Podniosła dumnie głowę i ruszyła w stronę drzwi. Efekt psuły trochę szary dres i wciąż wilgotne włosy na jej głowie, ale nie miała już siły się tym przejmować. Nacisnęła dzwonek.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
TomaszPruffer · dnia 30.09.2019 13:49 · Czytań: 348 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
18/03/2024 19:06
Pliszko, Posłużyłaś się skrótami myślowymi, ale pełnymi… »
Jacek Londyn
18/03/2024 18:15
Trening czyni mistrza. Kolejna okazja, tym razem… »
valeria
18/03/2024 11:41
Piękne, już bielonych rzeczy nie spotykam już:) chyba w… »
mede_a
18/03/2024 10:45
Jak ja kocham te Twoje maluchy! Ajw- poezji pełna - pisz,… »
Kazjuno
17/03/2024 22:58
Ja miałem skojarzenie erotyczne, podobne do Mike 17. Jako… »
Kazjuno
17/03/2024 22:45
Co do Huty masz rację. To poniemiecka huta do końca wojny… »
ajw
17/03/2024 21:52
Zbysiu - piękne miałeś skojarzenia :) »
ajw
17/03/2024 21:50
Tak, to zdecydowanie wiersz na pożegnanie. Na szczęście nie… »
Gabriel G.
17/03/2024 19:52
Nie ukrywam czekam na kontynuację. To się pewnie za trzy -… »
Kazjuno
17/03/2024 16:40
Dzięki Gabrielu za krzepiący mnie komentarz. Piszę,… »
valeria
17/03/2024 15:17
Gotowanie to łatwizna, tylko chęci potrzebne :) »
Gabriel G.
17/03/2024 12:46
Kazjuno Jestem świeżo po lekturze wszystkich trzech części.… »
Jacek Londyn
17/03/2024 10:31
Proszę o chwilę cierpliwości. Zanim odpowiem na komentarze,… »
Kazjuno
17/03/2024 04:17
Czekamy z Optymilianem, ciekawi twojego odniesienia się do… »
Jacek Londyn
16/03/2024 12:26
Drodzy Koledzy po piórze. Dziękuję za komentarze. Jest mi… »
ShoutBox
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:43
  • Nie poezją ja, a prozaiczną prozą teraz, bo precyzję lubię: nie komentarzem, a wpisem w/na shoutboxie zaczęłam, a jak skończę, to nie potomni, a los lub inna siła zdecyduje/oceni.
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:32
  • Pliszko - nie! Dość milczenia! Dopóki żyjemy! A po nas krzyczeć będą "słowa", na karcie, na murze...
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:28
  • To, jak skończysz pozwól, że ocenią potomni. Zaczęłaś komentarzem... pozwól/daj nam możliwość byśmy i Ciebie komentowali - jedno "słowo", póżniej strofy...
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:20
  • ech, Zbigniew Szczypek, fajnie wszystko, wróżba jest, choć niedokończona, ale z tego, co pamiętam, to Makbet dobrze nie kończy ;)
  • pliszka
  • 05/03/2024 22:58
  • A reszta jest milczeniem...
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty