3. Miejska legenda: Siostry - MarcinD
Proza » Fantastyka / Science Fiction » 3. Miejska legenda: Siostry
A A A
Klasyfikacja wiekowa: +18

3. Miejska legenda: Siostry

Drzwi otworzyły się z długim, przeciągłym skrzypieniem. Szlag. Na to niestety nie miałam wpływu. To znaczy miałam, tylko jakoś tak samoczynnie ów wpływ odsuwałam w czasie - a przecież puszka WD-40 stała sobie w półce na buty zaraz obok, wystarczyło tylko sięgnąć. Zamarłam w bezruchu, mając nadzieję, że dźwięk nie był dostatecznie głośny. W końcu wsunęłam się bezszelestnie do mieszkania. Tak, to potrafiłam - umiałam poruszać się ciszej niż kot, jak duch płynący w powietrzu. Nikt nie był w stanie mnie usłyszeć. Ale skrzypiące zawiasy to oczywiście inna sprawa. Gdy przekroczyłam próg stając w przedpokoju niewielkiego, dwupokojowego mieszkania, zaczęłam zamykać drzwi. Znów ten pisk, o matko, no! Rano koniecznie muszę użyć tego cudownego środka, co to ponoć sprawia, że nie potrzebujemy w domu nic innego poza nim właśnie i szarą taśmą klejącą. W końcu zamknęłam drzwi, na szczęście klamka nie trzasnęła. Teraz tylko klucze. Wyciągnęłam z kieszeni dżinsów cały pęk, mocno go ściskając, by przypadkiem nic nie zadzwoniło. Wsunęłam powoli klucz do zamka, niemal milimetr po milimetrze i zaczęłam go przekręcać. Oczywiście, jak to martwa, złośliwa rzecz, zaczął - przez ciszę panującą w mieszkaniu, niemiłosiernie głośno trzaskać. Odpuściłam po pierwszym skoku zamka i wysunęłam klucz, po czym odwróciłam się w stronę mieszkania. Teraz już wszystko odbywało się po cichu.
   
Przepłynęłam bezgłośnie przez korytarz mijając po drodze drzwi, zza których dobiegał mnie powolny, spokojny, rytm oddechu oraz regularne bicie serca. Elwira spała w najlepsze, chyba jednak jej nie obudziłam. Weszłam do swojego pokoju, szybko zrzuciłam swoje ciuchy, wieszając je z powrotem w szafie, wciągnęłam na siebie całkowicie aseksowne spodnie od piżamy z długimi - nieco nawet za bardzo - nogawkami oraz taką samą bluzę, chowając dłonie w przydługich rękawach. Szybko wsunęłam się cała pod kołdrę i przypominając sobie krew tamtego chłopaka zmusiłam się, by wpaść w krótki letarg.
 
Gdy otworzyłam oczy, doszedł do mnie zapach. Chwilę trwało, zanim poprawnie zidentyfikowałam, co tak naprawdę mnie obudziło. Jajecznica na boczku. A więc domyśliłam się, że Elwira już wstała i rządziła się w naszej skromnej kuchni. Z oczywistych względów niemal tam nie zaglądałam, chociaż nie unikałam obowiązków związanych ze sprzątaniem czy zmywaniem. Szybko ubrałam się w czarne legginsy, wysokie skarpetki oraz t-shirt, na który nałożyłam dresowy płaszcz do kolan z kapturem, chociaż na razie nie naciągnęłam go na głowę. Nie czułam się dobrze; byłam rozdrażniona, bolała mnie głowa i miałam wrażenie, że nie mam na nic siły. No i to ciepło wszędzie wokół mnie. Ostrożnie zbliżyłam się do okna, uchyliłam delikatnie roletę nieznacznie i wyjrzałam na zewnątrz. Była ósma, więc słońce było już na niebie. Na moje szczęście było mocne zachmurzenie. Oczywiście, bezpośrednie słońce nie zrobiłoby mi już krzywdy, a przynajmniej nie od razu i nie tak gwałtownie, jak kiedyś, tym niemniej jednak na pewno nie byłoby to przyjemne. Oceniając stan nasłoneczenienia jako bezpieczny, w końcu zdecydowałam się wyjść z pokoju i ruszyłam do kuchni.
- Cześć siostra - przywitałam się, wchodząc do kuchni. Stanęłam na progu i opierając się o framugę drzwi, patrzyłam, jak Elwira kończy robić sobie śniadanie. Była ładną dziewczyną, teoretycznie dwa lata ode mnie starszą - miała dwadzieścia dwa lata i była na czwartym roku studiów lekarskich na UM-ie we Wrocławiu. Teraz miała jeszcze na sobie krótką nocną koszulkę na ramiączkach, sięgającą ledwie połowy ud i zerknęła na mnie. Jej burza rdzawych, lokatych włosów zafalowała i widziałam uśmiech na jej twarzy.
- Hej, Kamila - powiedziała do mnie. - Herbatka już czeka. Śniadanie też - dodała. No tak, Kamila. Nawet polubiłam to imię. I Elwirę zresztą też. Kojarzyła mi się z Emilią. Teatralnie przeciągnęłam się w progu drzwi i ziewnęłam, po czym popatrzyłam na różowo-złotego smartwatcha na nadgarstku.
- Chyba nie zdążę. Muszę zaraz iść do pracy - westchnęłam. Elwira stanęła przodem do mnie i popatrzyła na mnie krytycznym wzrokiem.
- A nie masz dzisiaj wolnego? - zapytała Elwira i zerknęła przelotnie na dużą lodówkę, na której poza licznymi magnesami, wisiały nasze grafiki.
- Biorę dużo nadliczbówek - odparłam, a Elwira tylko westchnęła i popatrzyła na mnie.
- Przepracowujesz się. - Usłyszałam jej karcący głos. Czasami naprawdę zachowywała się jak starsza siostra. W sumie chyba dlatego, że nie miałyśmy obie nikogo poza sobą. - A poza tym mimo twoich starań i nadziei usłyszałam wczoraj, o której wróciłaś. Albo raczej dzisiaj. O czwartej nad ranem - powiedziała gniewnie.
- Oj daj spokój, Eli - powiedziałam zdrabniając jej imię i usiadłam jednak przy stole. Sięgnęłam po kubek z herbatą dla mnie i wypiłam kilka łyków, by nie zrobiło się jej przykro, a potem aż niemal nie prychnęłam. Ja - istota wyższa mająca w głębokiej pogardzie ludzki gatunek piję herbatę, która nie da mi kompletnie nic, poza chwilowym i nieznacznym podniesieniem temperatury ciała tylko po to, by ten, kto zrobił mi tą herbatę, poczuł się lepiej. Cóż, chyba stałam się nieco sentymentalna.
 
Elwira tymczasem usiadła na przeciwko i przerzuciła z patelni na talerz porcję  jajecznicy dla siebie. Pachniało wspaniale i aż wciągnęłam mocniej powietrze. Zarejestrowałam, że na patelni została jeszcze druga porcja. Wiedziałam jednak, że taki posiłek kompletnie nic mi nie da, nawet smaku, przeleci przeze mnie jak woda, w dodatku wypłukując to, co dała mi krew tamtego chłopaka. Jedynie czułam jego oszałamiający zapach i to akurat było solidnie wkurzające. Coś jak oglądanie słodyczy przez kratę. Widzisz, czujesz, ale nie możesz zjeść.
- Chcesz? - zapytała Elwira. - Zrobiłam więcej z myślą o tobie - dodała, ale tylko pokręciłam głową.
- Dzięki, siostra - powiedziałam. Oczywiście, nie była moją siostrą, ale przez rok wspólnego mieszkania zżyłyśmy się ze sobą. Z jakiegoś powodu moje oczy były dla niej zawsze przygaszone i przyblakłe i mogłam z nią szczerze rozmawiać. No, przynajmniej w pewnym zakresie. Po prostu fajnie było mieć kogoś, kto czeka w domu, gdy się wraca. Albo na kogo można wieczorem poczekać. Albo wspólnie obejrzeć jakiś głupi, romantyczny film. Wiedziałam to jeszcze w tamten wieczór, gdy uciekłam - że będę chciała znaleźć kogoś do wspólnego mieszkania. - Nie martw się, nie potrzebuję dużo snu - westchnęłam.
- Wiem, wiem - westchnęła Elwira, pochłaniając śniadanie. - Ale kiedyś przesadzisz. 
- Poradzę sobie, nie bój się - odpowiedziałam z uśmiechem. Elwira tylko krytycznie pokręciła głową.
- Chciałabym poznać twój sekret - westchnęła. Zresztą tak naprawdę to nie wiedziała jeszcze, że gdy nadejdzie odpowiedni czas, pozna moją tajemnicę. Po prostu potrzebowałam zaufanego lekarza, który mógłby w medyczny, naukowy sposób podejść do mnie i do tego, co mi się przytrafiło. 
- Więc co, na pewno nic nie zjesz? - zapytała ponownie Elwira.
- Nie, zjem coś po drodze - skłamałam i wstałam. - Muszę iść do pracy - westchnęłam i wstałam z ociąganiem. Wiedziałam doskonale, co to dla mnie oznaczało - wyjście na zewnątrz. Na słońce, na gorąc, na zagrożenie. I na pełne skupienia napięcie, by nigdzie nie odsłonić ani skrawka skóry, by kaptur nie zsunął się z głowy ani na chwilę. Chwilę mojego wahania Elwira zrozumiała zupełnie na opak. Ale nie winię jej za to. Jak każdy człowiek, jest tak naprawdę głupiutka i ograniczona.
- Musisz zmienić tą pracę - powiedziała. - Codziennie widzę, jak się męczysz, wychodząc. - Odwróciłam się w jej stronę z uśmiechem.
- To nie o to chodzi - odparłam. - Ja po prostu nie lubię być na zewnątrz. - Zaśmiałam się, z wieszaka przy drzwiach wzięłam niewielki plecak i ruszyłam do wyjścia.
 
Gdy otworzyłam drzwi naszego mieszkania, w korytarzu tuż przed wyjściem na ulicę stała moja zielono-biała hulajnoga. No, nie moja, ale ta, którą wczoraj zostawiłam w tym samym miejscu. Hulajnogi były super, skracały znacząco czas dotarcia do pracy a więc i czas ekspozycji na słońce. Chwyciłam elektryczny pojazd, uchyliłam drzwi na ulicę i niemal od razu pomknęłam z maksymalną prędkością, jaką dawał elektryczny silnik i naładowany w trzech czwartych akumulator.
 
Drzwi łazienki otworzyły się. Nie usłyszałem tego, bo nad poziom wody wystawała mi tylko twarz, ale poczułem, gdy wraz z nimi do środka dostał się podmuch chłodnego powietrza. Gdy usłyszałem, że ktoś podszedł do wanny, w której leżałem, powoli otworzyłem oczy.
- Kim ty, kurwa, jesteś? - Stał nade mną wysoki, młodszy ode mnie facet w garniturze z teczką. Nienagannie skrojony garnitur, o węglowym kolorze pięknie kontrastował z białą koszulą, a intensywnie czerwony kolor przyjemnie wręcz błyszczał. Patrzyłem tylko na niego, zastanawiając się, jak właściwie dobrze wytłumaczyć fakt, że leżę nagi w wypełnionej wodą wannie w jego domu a jego żona była w kuchni i szykowała mi jedzenie. W końcu tylko się uśmiechnąłem i otworzyłem oczy.
- Czasami mam wrażenie, że przyjeżdżasz do mnie tylko po to, by się wykąpać - powiedziała Wioletta patrząc na mnie. Usiadła zgrabnie na krawędzi wanny przodem do mnie, opierając nogę na nogę. Wciąż była naga. I taka śliczna. Oparła dłonie na kolanach i jej obrączka błysnęła odbijając światło lampy. Cóż, ja nie miałem w mieszkaniu takiej zajebistej wanny. Nie dość, że miała ogromne rozmiary - nawet dwie osoby mieściły się w niej bez trudu - to miała jeszcze podgrzewaną wodę. Uniosłem się nieco, by nie leżeć już na dnie, ale siedzieć zanurzony mniej więcej do pępka.
- Nie mam u siebie takiej wanny - powiedziałem. - Ale płacę za to seksem - dodałem, myśląc, że będzie to dobry dowcip, ale gdy tylko usłyszałem własne słowa, od razu doszło do mnie, że przegiąłem.
- Świnia! - Warknęła Wioletta, chlapnęła mi wodą w twarz i chciała wstać, ale zdążyłem złapać ją za rękę.
- Wiolettka, przepraszam. - Chwyciłem ją za nadgarstek. - Przepraszam, to było chamskie. Głupie. Nie pomyślałem - dodałem. - Miałem ciężką noc i nie myślę mózgiem. W ogóle nie myślę - dodałem. Popatrzyła na mnie gniewnie, ale znów przysiadła na wannie. Popatrzyła mi w oczy, a potem na mój brzuch i jeszcze niżej. Gdy ponownie spojrzała mi w oczy, widziałem już na jej twarzy zadowolenie.
- Widzę że nie myślisz mózgiem - powiedziała z szelmowskim uśmiechem. - Ale nie myśl sobie, że… - Urwała nagle, gdy pociągnąłem ją za rękę tak, że wpadła do wanny tuż obok mnie. - Wariat - westchnęła. - Zachlapałeś mi podłogę.
- Oj tam, oj tam - powiedziałem tylko i pocałowałem ją mocno.
 
Długi czas później, gdy już oboje byliśmy w kuchni, patrzyłem się jak głupi w kubek kawy, którą zrobiła Wioletta. Obok mnie leżał mój telefon komórkowy i co chwilę na niego zerkałem. Moja wewnętrzna walka nie mogła pozostać niezauważona.
- Czekasz na coś? - zapytała Wioletta. - Myślałam, że jak jesteś ze mną, to nie potrzebujesz komórki?
- Nie tylko… - westchnąłem. W sumie tylko ona była w stanie mi chyba pomóc dyskretnie. A przynajmniej miałem taką nadzieję. - Jak długo goją się rany? - zapytałem. - Tak mniej więcej?
- No, to pytanie z bardzo szeroką odpowiedzią - westchnęła. - Zależy jakie. Powinieneś mieć o tym jako-takie pojęcie. Od kilku dni do kilkunastu miesięcy, jeśli będzie problem - powiedziała. - Jak dopadnie zakażenie, jak rana jest głęboka, szarpana, albo gdy jest jeszcze cukrzycowa stopa to nawet w ogóle.
- Okay, rozumiem że może być długo, albo nawet bardzo długo - przerwałem jej. - A jak bardzo krótko może być? - zapytałem i sięgnąłem po telefon, po czym wyszukałem film, który dostałem od ratownika. - Może być kilkanaście sekund? - Położyłem telefon przed Wiolettą i puściłem film.
- Mikołaj, na co ja patrzyłam teraz? - zapytała zaskoczona, gdy film się skończył.
- Na jedyne rany, jakie miał gość, o którego wczoraj cię pytałem - westchnąłem ciężko. - Poza śladami upadku i przytrzymania. Zniknęły z prawego nadgarstka, ze spodu, całkowicie, w ciągu kilkunastu sekund - wyjaśniłem, a Wioletta puściła film jeszcze raz. A potem przewinęła do początku i zatrzymała, gdy rany były najlepiej widoczne.
- O Boże… - Jęknęła. - Przecież to… są…
- Wydaje mi się, że ślady ludzkich zębów. Czterech, tylko i wyłącznie. Kusi się postawić hipotezę, że kłów.
- Weź… - powiedziała z przekąsem, odsuwając telefon. - Wiem, co chcesz powiedzieć. Ale wampirów nie ma.
- Nie ma - skinąłem głową. - Tylko mi wtedy wytłumacz, jak to jest że mniej więcej co cztery, pięć dni znajdujemy gdzieś człowieka na skraju wykrwawienia się, ale bez ran. - Wioletta pokręciła głową.
- Wiem, jak to wygląda. Ale wampirów nie ma - powiedziała twardo i dopiła ostatni łyk kawy. Tak, wampirów nie ma.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
MarcinD · dnia 10.10.2019 10:32 · Czytań: 448 · Średnia ocena: 2 · Komentarzy: 5
Komentarze
bruliben dnia 10.10.2019 17:15 Ocena: Dobre
„Tak, wampirów nie ma”. Akurat :)

W tym fragmencie coś mi nie gra:
„Nienagannie skrojony garnitur, o węglowym kolorze pięknie kontrastował z białą koszulą, a intensywnie czerwony kolor przyjemnie wręcz błyszczał.”
Ta czerwień skąd jest? Swoją drogą zgrabny ten fragment z wejściem męża. Prawie sam uwierzyłem, że stary wrócił wcześniej :)
Zwróć również uwagę na pisownie tą lub tę.
Pozdrawiam
PrzemeK155J dnia 10.10.2019 18:27 Ocena: Słabe
Cytat:
To zna­czy mia­łam, tylko jakoś tak sa­mo­czyn­nie ów wpływ od­su­wa­łam w cza­sie

Trochę mi to nie pasuję. Nieco sztuczny opis i przekombinowany. Postaraj się pisać trochę prościej i klaorwniej. Nie jestem do końca pewien, o co w zasadzie ci chodziło, ale moim zdaniem mógłbyś na przykład napisać ,,tylko nie wiedzieć czemu, zwlekałam z jego użyciem''.
Cytat:
Za­mar­łam w bez­ru­chu, mając na­dzie­ję, że dźwięk nie był do­sta­tecz­nie gło­śny.

Tu zauważyłem drobny brak płynności - opisujesz otoczenie, a zdanie później od razu, gwałtownie przechodzisz do opisu zachowań postaci.
Cytat:
Tak, to po­tra­fi­łam - umia­łam po­ru­szać się ci­szej niż kot, jak duch pły­ną­cy w po­wie­trzu.

Kot, jak duch płynący w powietrzu? To tylko drobna pomyłka, ale powinieneś zważać na takie nieścisłości. Radziłbym nieco zmienić szereg zdania.
Cytat:
El­wi­ra już wsta­ła i rzą­dzi­ła się w na­szej skrom­nej kuch­ni. Z oczy­wi­stych wzglę­dów nie­mal tam nie za­glą­da­łam, cho­ciaż nie uni­ka­łam obo­wiąz­ków zwią­za­nych ze sprzą­ta­niem czy zmy­wa­niem. Szyb­ko ubra­łam się w czar­ne leg­gin­sy, wy­so­kie skar­pet­ki oraz t-shirt, na który na­ło­ży­łam dre­so­wy płaszcz do kolan z kap­tu­rem, cho­ciaż na razie nie na­cią­gnę­łam go na głowę


Kolejny drobny błąd - dwa razy w dwóch zdaniach napisałeś ,,chociaż''.
Cytat:
ię­gnę­łam po kubek z her­ba­tą dla mnie i wy­pi­łam kilka łyków, by nie zro­bi­ło się jej przy­kro, a potem aż nie­mal nie prych­nę­łam.

A potem omal nie prychnęłam. ,,Aż'' wyraźnie nie pasuję w tym zdaniu.

Zapowiadało się ciekawie. Jednak po przeczytaniu całej historii, uznaję, że trochę brak tu oryginanlności, w niektóre części opowiadania są również niespójne (za szybko przechodzisz z jednego wątku na drugi), a całe opowiadania jakoś wogóle mnie nie zaciekawiło.
Ale próbuj dalej, bo mogłoby coś z tego być. Oczywiście, zakładam, że włożyłeś w to dużo zaangażowania - to dobrze. Tylko popracuj nad pełnym wykorzystaniem swojego potencjału, bo widać, że go masz. :)
Powodzenia i Pozdrawiam,
Przemek.
MarcinD dnia 10.10.2019 20:00
Bruliben, PrzemeK155J, dzięki za komentarze :-).

Cytat:
Ta czerwień skąd jest?

Z krawata, który miał zawiązany mężczyzna. Uciekło mi słowo "krawata" ;-).

Cytat:
Nieco sztuczny opis i przekombinowany.

Niestety mimo licznych korekt własnych tekstów często zdarza mi się zostawić coś mocno przekombinowane :-/.

Cytat:
Kot, jak duch płynący w powietrzu?

Wampirzyca porusza się ciszej jak kot czyli jak duch, taki jest sens tego zdania.

Ogólnie powtórzenia są niestety moim stałym problemem, chociaż staram się z nimi walczyć ile sił ;-). A jeśli chodzi o przerzucanie się pomiędzy wątkami policjanta i wampirzycy, taki jest zamysł, by akcja przechodziła szybko z osoby na osobę.
Darcon dnia 11.10.2019 07:13
Jest całkiem dobrze Marcinie, łapiesz płynności w pisaniu. Chociaż nadal zdarzają się pewne wpadki. Zaznaczę Ci większy fragment i słowa, na których się potykałem.
Cytat:
Drzwi otwo­rzy­ły się z dłu­gim, prze­cią­głym skrzy­pie­niem. Szlag. Na to nie­ste­ty nie mia­łam wpły­wu. To zna­czy mia­łam, tylko jakoś tak sa­mo­czyn­nie ów wpływ od­su­wa­łam w cza­sie - a prze­cież pusz­ka WD-40 stała sobie w półce na buty zaraz obok, wy­star­czy­ło tylko się­gnąć. Za­mar­łam w bez­ru­chu, mając na­dzie­ję, że dźwięk nie był do­sta­tecz­nie gło­śny. W końcu wsu­nę­łam się bez­sze­lest­nie do miesz­ka­nia. Tak, to po­tra­fi­łam - umia­łam po­ru­szać się ci­szej niż kot, jak duch pły­ną­cy w po­wie­trzu. Nikt nie był w sta­nie mnie usły­szeć. Ale skrzy­pią­ce za­wia­sy to oczy­wi­ście inna spra­wa. Gdy prze­kro­czy­łam próg sta­jąc w przed­po­ko­ju nie­wiel­kie­go, dwu­po­ko­jo­we­go miesz­ka­nia, za­czę­łam za­my­kać drzwi. Znów ten pisk, o matko, no! Rano ko­niecz­nie muszę użyć tego cu­dow­ne­go środ­ka, co to ponoć spra­wia, że nie po­trze­bu­je­my w domu nic in­ne­go poza nim wła­śnie i szarą taśmą kle­ją­cą. W końcu za­mknę­łam drzwi, na szczę­ście klam­ka nie trza­snę­ła. Teraz tylko klu­cze. Wy­cią­gnę­łam z kie­sze­ni dżin­sów cały pęk, mocno go ści­ska­jąc, by przy­pad­kiem nic nie za­dzwo­ni­ło. Wsu­nę­łam po­wo­li klucz do zamka, nie­mal mi­li­metr po mi­li­me­trze i za­czę­łam go prze­krę­cać. Oczy­wi­ście, jak to mar­twa, zło­śli­wa rzecz, za­czął - przez ciszę pa­nu­ją­cą w miesz­ka­niu, nie­mi­ło­sier­nie gło­śno trza­skać. Od­pu­ści­łam po pierw­szym skoku zamka i wy­su­nę­łam klucz, po czym od­wró­ci­łam się w stro­nę miesz­ka­nia. Teraz już wszyst­ko od­by­wa­ło się po cichu.


Nie wiem, czy tak robisz, ale bardzo pomaga drukowanie teksu i czytanie go na papierze. Bardzo szybko wyłapujemy sami własne potknięcia. Często po pierwszym czytaniu mam mocno pobazgrany tekst. :)

Druga sprawa, to pisanie w pierwszej osobie. Wiele osób uważa, że jest to całkiem łatwe i przyjemne, ale łatwo wpaść w pułapkę "am, am", jak to nazywam. :) Weźmy w obroty ten sam, pierwszy fragment.
Cytat:
Drzwi otwo­rzy­ły się z dłu­gim, prze­cią­głym skrzy­pie­niem. Szlag. Na to nie­ste­ty nie mia­łam wpły­wu. To zna­czy mia­łam, tylko jakoś tak sa­mo­czyn­nie ów wpływ od­su­wa­łam w cza­sie - a prze­cież pusz­ka WD-40 stała sobie w półce na buty zaraz obok, wy­star­czy­ło tylko się­gnąć. Za­mar­łam w bez­ru­chu, mając na­dzie­ję, że dźwięk nie był do­sta­tecz­nie gło­śny. W końcu wsu­nę­łam się bez­sze­lest­nie do miesz­ka­nia. Tak, to po­tra­fi­łam - umia­łam po­ru­szać się ci­szej niż kot, jak duch pły­ną­cy w po­wie­trzu. Nikt nie był w sta­nie mnie usły­szeć. Ale skrzy­pią­ce za­wia­sy to oczy­wi­ście inna spra­wa. Gdy prze­kro­czy­łam próg sta­jąc w przed­po­ko­ju nie­wiel­kie­go, dwu­po­ko­jo­we­go miesz­ka­nia, za­czę­łam za­my­kać drzwi. Znów ten pisk, o matko, no! Rano ko­niecz­nie muszę użyć tego cu­dow­ne­go środ­ka, co to ponoć spra­wia, że nie po­trze­bu­je­my w domu nic in­ne­go poza nim wła­śnie i szarą taśmą kle­ją­cą. W końcu za­mknę­łam drzwi, na szczę­ście klam­ka nie trza­snę­ła. Teraz tylko klu­cze. Wy­cią­gnę­łam z kie­sze­ni dżin­sów cały pęk, mocno go ści­ska­jąc, by przy­pad­kiem nic nie za­dzwo­ni­ło. Wsu­nę­łam po­wo­li klucz do zamka, nie­mal mi­li­metr po mi­li­me­trze i za­czę­łam go prze­krę­cać. Oczy­wi­ście, jak to mar­twa, zło­śli­wa rzecz, za­czął - przez ciszę pa­nu­ją­cą w miesz­ka­niu, nie­mi­ło­sier­nie gło­śno trza­skać. Od­pu­ści­łam po pierw­szym skoku zamka i wy­su­nę­łam klucz, po czym od­wró­ci­łam się w stro­nę miesz­ka­nia. Teraz już wszyst­ko od­by­wa­ło się po cichu.


Jak widzisz, dosyć dużo "am" w jednym akapicie. Ten fragment jest zbyt długi do poprawy, ale dam Ci małą sugestię w innym.
Cytat:
- Cześć sio­stra - przy­wi­ta­łam się, wcho­dząc do kuch­ni. Sta­nę­łam na progu i opie­ra­jąc się o fra­mu­gę drzwi, pa­trzy­łam, jak El­wi­ra koń­czy robić sobie śnia­da­nie. Była ładną dziew­czy­ną, teo­re­tycz­nie dwa lata ode mnie star­szą - miała dwa­dzie­ścia dwa lata i była na czwar­tym roku stu­diów le­kar­skich na UM-ie we Wro­cła­wiu. Teraz miała jesz­cze na sobie krót­ką nocną ko­szul­kę na ra­miącz­kach, się­ga­ją­cą le­d­wie po­ło­wy ud i zer­k­nę­ła na mnie. Jej burza rdza­wych, lo­ka­tych wło­sów za­fa­lo­wa­ła i wi­dzia­łam uśmiech na jej twa­rzy.


Można poprawić go tak:
Cytat:
- Cześć sio­stra - przy­wi­ta­łam się, wcho­dząc do kuch­ni. Stojąc na progu i opie­ra­jąc się o fra­mu­gę drzwi, pa­trzy­łam, jak El­wi­ra koń­czy robić sobie śnia­da­nie. Była ładną dziew­czy­ną, teo­re­tycz­nie dwa lata ode mnie star­szą - miała dwa­dzie­ścia dwa lata i była na czwar­tym roku stu­diów le­kar­skich na UM-ie we Wro­cła­wiu. Teraz miała jesz­cze na sobie krót­ką nocną ko­szul­kę na ra­miącz­kach, się­ga­ją­cą le­d­wie po­ło­wy ud i zer­k­nę­ła na mnie. Jej burza rdza­wych, lo­ka­tych wło­sów za­fa­lo­wa­ła, a uśmiech błąkał się po twa­rzy.

I już masz dwa "amki" mniej.
Drukuj i sprawdzaj tekst, nawet po kilka razy, to dobra metoda w poprawie jakości pisania.
Pozdrawiam.
MarcinD dnia 15.10.2019 07:13
Dzięki za komentarz :-). Zdaję sobie sprawę z pułapki przy pisaniu w pierwszej osobie. Wielokrotnie czytam swoje teksty, ale niestety ich nie drukuję, nie mam takiej możliwości, chociaż wiem, że wtedy o wiele łatwiej wyłapać wszystkie nieścisłości.

Dziękuję Ci też za propozycje poprawy tekstu, skorzystam :-).

Pozdrówki :-).
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
18/03/2024 19:06
Pliszko, wprawdzie posłużyłaś się skrótami myślowymi, ale… »
Jacek Londyn
18/03/2024 18:15
Trening czyni mistrza. Kolejna okazja, tym razem… »
valeria
18/03/2024 11:41
Piękne, już bielonych rzeczy nie spotykam już:) chyba w… »
mede_a
18/03/2024 10:45
Jak ja kocham te Twoje maluchy! Ajw- poezji pełna - pisz,… »
Kazjuno
17/03/2024 22:58
Ja miałem skojarzenie erotyczne, podobne do Mike 17. Jako… »
Kazjuno
17/03/2024 22:45
Co do Huty masz rację. To poniemiecka huta do końca wojny… »
ajw
17/03/2024 21:52
Zbysiu - piękne miałeś skojarzenia :) »
ajw
17/03/2024 21:50
Tak, to zdecydowanie wiersz na pożegnanie. Na szczęście nie… »
Gabriel G.
17/03/2024 19:52
Nie ukrywam czekam na kontynuację. To się pewnie za trzy -… »
Kazjuno
17/03/2024 16:40
Dzięki Gabrielu za krzepiący mnie komentarz. Piszę,… »
valeria
17/03/2024 15:17
Gotowanie to łatwizna, tylko chęci potrzebne :) »
Gabriel G.
17/03/2024 12:46
Kazjuno Jestem świeżo po lekturze wszystkich trzech części.… »
Jacek Londyn
17/03/2024 10:31
Proszę o chwilę cierpliwości. Zanim odpowiem na komentarze,… »
Kazjuno
17/03/2024 04:17
Czekamy z Optymilianem, ciekawi twojego odniesienia się do… »
Jacek Londyn
16/03/2024 12:26
Drodzy Koledzy po piórze. Dziękuję za komentarze. Jest mi… »
ShoutBox
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:43
  • Nie poezją ja, a prozaiczną prozą teraz, bo precyzję lubię: nie komentarzem, a wpisem w/na shoutboxie zaczęłam, a jak skończę, to nie potomni, a los lub inna siła zdecyduje/oceni.
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:32
  • Pliszko - nie! Dość milczenia! Dopóki żyjemy! A po nas krzyczeć będą "słowa", na karcie, na murze...
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:28
  • To, jak skończysz pozwól, że ocenią potomni. Zaczęłaś komentarzem... pozwól/daj nam możliwość byśmy i Ciebie komentowali - jedno "słowo", póżniej strofy...
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:20
  • ech, Zbigniew Szczypek, fajnie wszystko, wróżba jest, choć niedokończona, ale z tego, co pamiętam, to Makbet dobrze nie kończy ;)
  • pliszka
  • 05/03/2024 22:58
  • A reszta jest milczeniem...
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty