Drzwi otworzyły się z długim, przeciągłym skrzypieniem. Szlag. Na to niestety nie miałam wpływu. To znaczy miałam, tylko jakoś tak samoczynnie ów wpływ odsuwałam w czasie - a przecież puszka WD-40 stała sobie w półce na buty zaraz obok, wystarczyło tylko sięgnąć. Zamarłam w bezruchu, mając nadzieję, że dźwięk nie był dostatecznie głośny. W końcu wsunęłam się bezszelestnie do mieszkania. Tak, to potrafiłam - umiałam poruszać się ciszej niż kot, jak duch płynący w powietrzu. Nikt nie był w stanie mnie usłyszeć. Ale skrzypiące zawiasy to oczywiście inna sprawa. Gdy przekroczyłam próg stając w przedpokoju niewielkiego, dwupokojowego mieszkania, zaczęłam zamykać drzwi. Znów ten pisk, o matko, no! Rano koniecznie muszę użyć tego cudownego środka, co to ponoć sprawia, że nie potrzebujemy w domu nic innego poza nim właśnie i szarą taśmą klejącą. W końcu zamknęłam drzwi, na szczęście klamka nie trzasnęła. Teraz tylko klucze. Wyciągnęłam z kieszeni dżinsów cały pęk, mocno go ściskając, by przypadkiem nic nie zadzwoniło. Wsunęłam powoli klucz do zamka, niemal milimetr po milimetrze i zaczęłam go przekręcać. Oczywiście, jak to martwa, złośliwa rzecz, zaczął - przez ciszę panującą w mieszkaniu, niemiłosiernie głośno trzaskać. Odpuściłam po pierwszym skoku zamka i wysunęłam klucz, po czym odwróciłam się w stronę mieszkania. Teraz już wszystko odbywało się po cichu.
Przepłynęłam bezgłośnie przez korytarz mijając po drodze drzwi, zza których dobiegał mnie powolny, spokojny, rytm oddechu oraz regularne bicie serca. Elwira spała w najlepsze, chyba jednak jej nie obudziłam. Weszłam do swojego pokoju, szybko zrzuciłam swoje ciuchy, wieszając je z powrotem w szafie, wciągnęłam na siebie całkowicie aseksowne spodnie od piżamy z długimi - nieco nawet za bardzo - nogawkami oraz taką samą bluzę, chowając dłonie w przydługich rękawach. Szybko wsunęłam się cała pod kołdrę i przypominając sobie krew tamtego chłopaka zmusiłam się, by wpaść w krótki letarg.
Gdy otworzyłam oczy, doszedł do mnie zapach. Chwilę trwało, zanim poprawnie zidentyfikowałam, co tak naprawdę mnie obudziło. Jajecznica na boczku. A więc domyśliłam się, że Elwira już wstała i rządziła się w naszej skromnej kuchni. Z oczywistych względów niemal tam nie zaglądałam, chociaż nie unikałam obowiązków związanych ze sprzątaniem czy zmywaniem. Szybko ubrałam się w czarne legginsy, wysokie skarpetki oraz t-shirt, na który nałożyłam dresowy płaszcz do kolan z kapturem, chociaż na razie nie naciągnęłam go na głowę. Nie czułam się dobrze; byłam rozdrażniona, bolała mnie głowa i miałam wrażenie, że nie mam na nic siły. No i to ciepło wszędzie wokół mnie. Ostrożnie zbliżyłam się do okna, uchyliłam delikatnie roletę nieznacznie i wyjrzałam na zewnątrz. Była ósma, więc słońce było już na niebie. Na moje szczęście było mocne zachmurzenie. Oczywiście, bezpośrednie słońce nie zrobiłoby mi już krzywdy, a przynajmniej nie od razu i nie tak gwałtownie, jak kiedyś, tym niemniej jednak na pewno nie byłoby to przyjemne. Oceniając stan nasłoneczenienia jako bezpieczny, w końcu zdecydowałam się wyjść z pokoju i ruszyłam do kuchni.
- Cześć siostra - przywitałam się, wchodząc do kuchni. Stanęłam na progu i opierając się o framugę drzwi, patrzyłam, jak Elwira kończy robić sobie śniadanie. Była ładną dziewczyną, teoretycznie dwa lata ode mnie starszą - miała dwadzieścia dwa lata i była na czwartym roku studiów lekarskich na UM-ie we Wrocławiu. Teraz miała jeszcze na sobie krótką nocną koszulkę na ramiączkach, sięgającą ledwie połowy ud i zerknęła na mnie. Jej burza rdzawych, lokatych włosów zafalowała i widziałam uśmiech na jej twarzy.
- Hej, Kamila - powiedziała do mnie. - Herbatka już czeka. Śniadanie też - dodała. No tak, Kamila. Nawet polubiłam to imię. I Elwirę zresztą też. Kojarzyła mi się z Emilią. Teatralnie przeciągnęłam się w progu drzwi i ziewnęłam, po czym popatrzyłam na różowo-złotego smartwatcha na nadgarstku.
- Chyba nie zdążę. Muszę zaraz iść do pracy - westchnęłam. Elwira stanęła przodem do mnie i popatrzyła na mnie krytycznym wzrokiem.
- A nie masz dzisiaj wolnego? - zapytała Elwira i zerknęła przelotnie na dużą lodówkę, na której poza licznymi magnesami, wisiały nasze grafiki.
- Biorę dużo nadliczbówek - odparłam, a Elwira tylko westchnęła i popatrzyła na mnie.
- Przepracowujesz się. - Usłyszałam jej karcący głos. Czasami naprawdę zachowywała się jak starsza siostra. W sumie chyba dlatego, że nie miałyśmy obie nikogo poza sobą. - A poza tym mimo twoich starań i nadziei usłyszałam wczoraj, o której wróciłaś. Albo raczej dzisiaj. O czwartej nad ranem - powiedziała gniewnie.
- Oj daj spokój, Eli - powiedziałam zdrabniając jej imię i usiadłam jednak przy stole. Sięgnęłam po kubek z herbatą dla mnie i wypiłam kilka łyków, by nie zrobiło się jej przykro, a potem aż niemal nie prychnęłam. Ja - istota wyższa mająca w głębokiej pogardzie ludzki gatunek piję herbatę, która nie da mi kompletnie nic, poza chwilowym i nieznacznym podniesieniem temperatury ciała tylko po to, by ten, kto zrobił mi tą herbatę, poczuł się lepiej. Cóż, chyba stałam się nieco sentymentalna.
Elwira tymczasem usiadła na przeciwko i przerzuciła z patelni na talerz porcję jajecznicy dla siebie. Pachniało wspaniale i aż wciągnęłam mocniej powietrze. Zarejestrowałam, że na patelni została jeszcze druga porcja. Wiedziałam jednak, że taki posiłek kompletnie nic mi nie da, nawet smaku, przeleci przeze mnie jak woda, w dodatku wypłukując to, co dała mi krew tamtego chłopaka. Jedynie czułam jego oszałamiający zapach i to akurat było solidnie wkurzające. Coś jak oglądanie słodyczy przez kratę. Widzisz, czujesz, ale nie możesz zjeść.
- Chcesz? - zapytała Elwira. - Zrobiłam więcej z myślą o tobie - dodała, ale tylko pokręciłam głową.
- Dzięki, siostra - powiedziałam. Oczywiście, nie była moją siostrą, ale przez rok wspólnego mieszkania zżyłyśmy się ze sobą. Z jakiegoś powodu moje oczy były dla niej zawsze przygaszone i przyblakłe i mogłam z nią szczerze rozmawiać. No, przynajmniej w pewnym zakresie. Po prostu fajnie było mieć kogoś, kto czeka w domu, gdy się wraca. Albo na kogo można wieczorem poczekać. Albo wspólnie obejrzeć jakiś głupi, romantyczny film. Wiedziałam to jeszcze w tamten wieczór, gdy uciekłam - że będę chciała znaleźć kogoś do wspólnego mieszkania. - Nie martw się, nie potrzebuję dużo snu - westchnęłam.
- Wiem, wiem - westchnęła Elwira, pochłaniając śniadanie. - Ale kiedyś przesadzisz.
- Poradzę sobie, nie bój się - odpowiedziałam z uśmiechem. Elwira tylko krytycznie pokręciła głową.
- Chciałabym poznać twój sekret - westchnęła. Zresztą tak naprawdę to nie wiedziała jeszcze, że gdy nadejdzie odpowiedni czas, pozna moją tajemnicę. Po prostu potrzebowałam zaufanego lekarza, który mógłby w medyczny, naukowy sposób podejść do mnie i do tego, co mi się przytrafiło.
- Więc co, na pewno nic nie zjesz? - zapytała ponownie Elwira.
- Nie, zjem coś po drodze - skłamałam i wstałam. - Muszę iść do pracy - westchnęłam i wstałam z ociąganiem. Wiedziałam doskonale, co to dla mnie oznaczało - wyjście na zewnątrz. Na słońce, na gorąc, na zagrożenie. I na pełne skupienia napięcie, by nigdzie nie odsłonić ani skrawka skóry, by kaptur nie zsunął się z głowy ani na chwilę. Chwilę mojego wahania Elwira zrozumiała zupełnie na opak. Ale nie winię jej za to. Jak każdy człowiek, jest tak naprawdę głupiutka i ograniczona.
- Musisz zmienić tą pracę - powiedziała. - Codziennie widzę, jak się męczysz, wychodząc. - Odwróciłam się w jej stronę z uśmiechem.
- To nie o to chodzi - odparłam. - Ja po prostu nie lubię być na zewnątrz. - Zaśmiałam się, z wieszaka przy drzwiach wzięłam niewielki plecak i ruszyłam do wyjścia.
Gdy otworzyłam drzwi naszego mieszkania, w korytarzu tuż przed wyjściem na ulicę stała moja zielono-biała hulajnoga. No, nie moja, ale ta, którą wczoraj zostawiłam w tym samym miejscu. Hulajnogi były super, skracały znacząco czas dotarcia do pracy a więc i czas ekspozycji na słońce. Chwyciłam elektryczny pojazd, uchyliłam drzwi na ulicę i niemal od razu pomknęłam z maksymalną prędkością, jaką dawał elektryczny silnik i naładowany w trzech czwartych akumulator.
Drzwi łazienki otworzyły się. Nie usłyszałem tego, bo nad poziom wody wystawała mi tylko twarz, ale poczułem, gdy wraz z nimi do środka dostał się podmuch chłodnego powietrza. Gdy usłyszałem, że ktoś podszedł do wanny, w której leżałem, powoli otworzyłem oczy.
- Kim ty, kurwa, jesteś? - Stał nade mną wysoki, młodszy ode mnie facet w garniturze z teczką. Nienagannie skrojony garnitur, o węglowym kolorze pięknie kontrastował z białą koszulą, a intensywnie czerwony kolor przyjemnie wręcz błyszczał. Patrzyłem tylko na niego, zastanawiając się, jak właściwie dobrze wytłumaczyć fakt, że leżę nagi w wypełnionej wodą wannie w jego domu a jego żona była w kuchni i szykowała mi jedzenie. W końcu tylko się uśmiechnąłem i otworzyłem oczy.
- Czasami mam wrażenie, że przyjeżdżasz do mnie tylko po to, by się wykąpać - powiedziała Wioletta patrząc na mnie. Usiadła zgrabnie na krawędzi wanny przodem do mnie, opierając nogę na nogę. Wciąż była naga. I taka śliczna. Oparła dłonie na kolanach i jej obrączka błysnęła odbijając światło lampy. Cóż, ja nie miałem w mieszkaniu takiej zajebistej wanny. Nie dość, że miała ogromne rozmiary - nawet dwie osoby mieściły się w niej bez trudu - to miała jeszcze podgrzewaną wodę. Uniosłem się nieco, by nie leżeć już na dnie, ale siedzieć zanurzony mniej więcej do pępka.
- Nie mam u siebie takiej wanny - powiedziałem. - Ale płacę za to seksem - dodałem, myśląc, że będzie to dobry dowcip, ale gdy tylko usłyszałem własne słowa, od razu doszło do mnie, że przegiąłem.
- Świnia! - Warknęła Wioletta, chlapnęła mi wodą w twarz i chciała wstać, ale zdążyłem złapać ją za rękę.
- Wiolettka, przepraszam. - Chwyciłem ją za nadgarstek. - Przepraszam, to było chamskie. Głupie. Nie pomyślałem - dodałem. - Miałem ciężką noc i nie myślę mózgiem. W ogóle nie myślę - dodałem. Popatrzyła na mnie gniewnie, ale znów przysiadła na wannie. Popatrzyła mi w oczy, a potem na mój brzuch i jeszcze niżej. Gdy ponownie spojrzała mi w oczy, widziałem już na jej twarzy zadowolenie.
- Widzę że nie myślisz mózgiem - powiedziała z szelmowskim uśmiechem. - Ale nie myśl sobie, że… - Urwała nagle, gdy pociągnąłem ją za rękę tak, że wpadła do wanny tuż obok mnie. - Wariat - westchnęła. - Zachlapałeś mi podłogę.
- Oj tam, oj tam - powiedziałem tylko i pocałowałem ją mocno.
Długi czas później, gdy już oboje byliśmy w kuchni, patrzyłem się jak głupi w kubek kawy, którą zrobiła Wioletta. Obok mnie leżał mój telefon komórkowy i co chwilę na niego zerkałem. Moja wewnętrzna walka nie mogła pozostać niezauważona.
- Czekasz na coś? - zapytała Wioletta. - Myślałam, że jak jesteś ze mną, to nie potrzebujesz komórki?
- Nie tylko… - westchnąłem. W sumie tylko ona była w stanie mi chyba pomóc dyskretnie. A przynajmniej miałem taką nadzieję. - Jak długo goją się rany? - zapytałem. - Tak mniej więcej?
- No, to pytanie z bardzo szeroką odpowiedzią - westchnęła. - Zależy jakie. Powinieneś mieć o tym jako-takie pojęcie. Od kilku dni do kilkunastu miesięcy, jeśli będzie problem - powiedziała. - Jak dopadnie zakażenie, jak rana jest głęboka, szarpana, albo gdy jest jeszcze cukrzycowa stopa to nawet w ogóle.
- Okay, rozumiem że może być długo, albo nawet bardzo długo - przerwałem jej. - A jak bardzo krótko może być? - zapytałem i sięgnąłem po telefon, po czym wyszukałem film, który dostałem od ratownika. - Może być kilkanaście sekund? - Położyłem telefon przed Wiolettą i puściłem film.
- Mikołaj, na co ja patrzyłam teraz? - zapytała zaskoczona, gdy film się skończył.
- Na jedyne rany, jakie miał gość, o którego wczoraj cię pytałem - westchnąłem ciężko. - Poza śladami upadku i przytrzymania. Zniknęły z prawego nadgarstka, ze spodu, całkowicie, w ciągu kilkunastu sekund - wyjaśniłem, a Wioletta puściła film jeszcze raz. A potem przewinęła do początku i zatrzymała, gdy rany były najlepiej widoczne.
- O Boże… - Jęknęła. - Przecież to… są…
- Wydaje mi się, że ślady ludzkich zębów. Czterech, tylko i wyłącznie. Kusi się postawić hipotezę, że kłów.
- Weź… - powiedziała z przekąsem, odsuwając telefon. - Wiem, co chcesz powiedzieć. Ale wampirów nie ma.
- Nie ma - skinąłem głową. - Tylko mi wtedy wytłumacz, jak to jest że mniej więcej co cztery, pięć dni znajdujemy gdzieś człowieka na skraju wykrwawienia się, ale bez ran. - Wioletta pokręciła głową.
- Wiem, jak to wygląda. Ale wampirów nie ma - powiedziała twardo i dopiła ostatni łyk kawy. Tak, wampirów nie ma.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt