Gdziekolwiek jesteś - mike17
Proza » Miniatura » Gdziekolwiek jesteś
A A A
Od autora: Czy istnieje Przeznaczenie? Czy miłość jest nam pisana z góry? Czy w końcu można zawrócić z danej drogi i stać się innym człowiekiem? Na te pytania odpowie moja miniatura. Zapraszam do dzielenia się refleksjami :)

Odkąd pamiętam, zawsze mi się podobałaś.
Piękne rysy twarzy widziałem w wyobraźni, gdziekolwiek dane mi było być.
Czasem na rybach łapałem się na tym, że gdzieś w jeziorowej toni zamiast spławika spoglądałem na twoje usta, drobne ręce, tylko tę jedną kochaną postać, jakże mi już bliską.
Mieliliśmy po piętnaście lat i całe życie przed sobą, lecz kto wtedy mógł wiedzieć, że nie wszystko pójdzie tak jak powinno, że drogi poplączą się i nasze małe marzenia nie spełnią się.
 
Póki co spacerowaliśmy brzegiem rzeki, marząc o wielkiej miłości i szepcząc słowa kochania.
Ani ja, ani ty nie mieliśmy wątpliwości, że to przetrwa, bo oboje byliśmy pierwszy raz zakochani, a to wiązało się z pewnością, że tak już na pewno pozostanie.
Kiedyś wycięliśmy na pniu dwa serca i nasze imiona i obok napis „na zawsze”.
Gdyby ktoś spytał nas wtedy, jak widzimy swoje życie, radośnie odpowiedzielibyśmy, że razem, po czasu kres, bez względu na cokolwiek, bo to nie była zwykła miłość.
My byliśmy niezwykli, szaleni, spijający pocałunki ze swych ust, szepczący wieczorami o tym, że nic nas nie rozdzieli, może śmierć, ale na tamtym świecie również się spotkamy i nic, co złe nas nie spotka – przeniesiemy tam swoje serca i zachowamy to do końca świata.
Mówiłaś mi, że jeszcze nigdy się tak nie czułaś.
Odpowiadałem, że jesteś moją pierwszą dziewczyną, ostatnią, bo już nikogo nie chcę.
 
Szybko dorośliśmy.
Pewnego, czerwcowego wieczora, kiedy nieopodal pięknie pachniała maciejka, oddałaś mi się, tak lekko, tak naturalnie, jakbyśmy to robili od lat, my dzieci, chcący być już dorosłymi.
My dorośli, choć w ciałach dzieci.
 
Byłaś taka czuła, taka moja, że zapomniałem o całym świecie.
Gdybym został zapytany, jak wygląda moje życie, odparłbym, że jak w niebie.
I ty, Kathy, szeptałaś mi, że było tak, jakby nie było żadnych słów, by to opisać.
Potem leżeliśmy nadzy na łące i całowaliśmy się, jakby jutro miał się skończyć świat.
Ale się nie skończył – nasza miłość trwała, a my zakochani po uszy, spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilę i upewnialiśmy się, że nic tego nie przerwie, nic nie zakończy.
 
Rodzice w międzyczasie kupili ci mieszkanie na przedmieściach miasteczka.
Stało się ono miejscem naszych uroczych schadzek i świątynią kochania.
Umiałaś świetnie gotować, a ja czułem się kimś wyjątkowym, kim kogo spotkało wielkie szczęście, bo posiadł miłość na zawsze, i tysiące czułych słów, miliony pocałunków.
 
Zapraszałaś mnie czasem do mieszkania na peryferiach miasta.
Niezbyt często, czego nie potrafiłem nijak pojąć – przyszło mi to zrozumieć później.
Spędzaliśmy tam upojne chwile i rozmawialiśmy o nas, pijąc czerwone wino i jedząc oliwki.
Lubiłem gładzić twoje długie, jasne włosy i patrzeć, jak tulisz się do mojej dłoni.
Szeptałaś o miłości, co przetrwa każdą nawałnicę – słowa były szczerozłote.
Żadna tak do mnie wcześniej nie mówiła, przy tobie czułem się królem świata.
Spragnieni siebie, zapominaliśmy o czasie, który zdawał się zamierać w bezruchu.
Byłem ja i ty, wieczność zaklęta w teraźniejszości, obietnica jutra.
Jak zapowiedź losu, który pobłogosławi zakochanym.
Potem odprowadzałaś mnie na autobus, bez względu na pogodę, zawsze uśmiechnięta, z błyskiem w oku rozprawiająca o naszym kolejnym spotkaniu i tym, co będziemy robić.
Długo machałaś, kiedy już odjeżdżałem do domu.
Byłaś słodka i czuła, romantyczna, lecz nie miałaś głowy w chmurach.
Cechował cię pewien dystans do świata i ludzi, jakbyś uważała ich za niedorzeczny żart lub powątpiewała w ich realne istnienie.
Twoje spojrzenie było jasne, lecz nie było w nim rozmarzenia – był spokój i kobieca siła.
 
Kiedy nagle przestałaś do mnie dzwonić, lub kiedy ja dzwoniłem do ciebie i nikt nie odbierał, tknęło mnie złowróżbne przeczucie, że stało się coś naprawdę złego.
Podobna sytuacja nigdy dotąd nie miała miejsca, więc cóż takiego mogło się wydarzyć?
Intuicja szeptała mi, że nic dobrego - ten głos rzadko się myli.
Tym razem nie było inaczej – miałem stanąć twarzą w twarzą z najgorszym ze scenariuszy, jakie może ufnemu i beztroskiemu człowiekowi napisać okrutne, przewrotne życie.
 
Zrazu myślałem, że coś ci się stało, że może uległaś wypadkowi i leżysz nieprzytomna gdzieś, w szpitalu i czekasz, kiedy dowiem się o wszystkim i przyjdę cię odwiedzić.
Myślałem także, że zostałaś porwana i niebawem porywacze odezwą się z żądaniem okupu.
Męczyła mnie też myśl, iż może straciłaś przytomność i upadłaś na podłogę – a nuż trwa to już kolejny z rzędu dzień, a ty nadal nie odzyskujesz świadomości?
W końcu zaświtało mi w głowie coś bardziej prozaicznego – może telefon się zepsuł?
Żadna z hipotez nie przekonała mnie.
 
Postanowiłem udać się do mieszkania i zobaczyć na własne oczy, co jest powodem dziwnej ciszy.
 
Wszedłem pewnym krokiem do jej domu i pośpiesznie udałem się na piętro, na którym znajdowało się jej mieszkanie. Przez chwilę, jakby przeczuwając zbliżające się niebezpieczeństwo, stałem pod drzwiami w milczeniu i próbowałem opanować roztrzęsienie.
 
Nagle usłyszałem głosy dobiegające ze środka – nie była sama, a może byli tam jacyś obcy ludzie i rozmawiali ze sobą. To mnie mocno zaintrygowało i przyśpieszyło decyzję – natychmiast zadzwoniłem. Nagle zapanowała grobowa cisza, lecz nie na długo.
 
Po chwili ktoś energicznym szarpnięciem otworzył drzwi i oczom moim ukazał się półnagi, prawie dwumetrowy, bujnie owłosiony na całym ciele mężczyzna w wieku lat około trzydziestu pięciu, o niziutkim, pomarszczonym złością czółku. Mimowolnie wzdrygnąłem się, czując nagły wstręt. Przypominał obrzydliwą małpę, jakiegoś patologicznie rozrośniętego orangutana rodem z dżungli, na widok którego początkowo nie wiedziałem, czy rzewnie zapłakać, czy też wybuchnąć gromkim, zdrowym śmiechem. Wyglądał jakby anatomicznie różnił się od reszty rasy ludzkiej i przeszedł osobliwie odmienny tok ewolucji.
Widocznie wnet zauważył moje zdziwienie i chrapliwym głosem zapytał, dłubiąc grubym paluchem w nosie:
 
- Czego?
- Przyszedłem do Kathy – odparłem z trudem, próbując udawać opanowanie.
- A coś ty za jeden?
- O to samo chciałem ciebie zapytać.
- To ja tu zadaje pytania, jasne? Ja tu mieszkam.
- Że co? – zawołałem w przypływie nagłej wściekłości, wywołanej chamskim zachowaniem człowieka-małpy. – Tu mieszka moja dziewczyna, kolego, a ty co robisz w jej mieszkaniu? Kto ci pozwolił tu włazić?!
- A w pysk dać? – zapytał nagle, a oblicze jego nabiegło krwią, jakby się dusił.
- Gdzie jest Kathy? – czułem, że powoli ogarnia mnie szał.
- A nic ci do tego! Wylatuj stąd, ale to już! – ryknął znienacka małpiszon, groźnie przebierając ogromnymi łapami, które obrastały gęste, czarne kłaki.
- Gadaj, gdzie jest moja dziewczyna! Ale to już, bo wezwę gliny, mutancie zasrany!
 
Z początku nie wiedziałem, czy rzuci się na mnie, czy też zrobi co innego.
Zrobił jednak to drugie.
- Stara, chodź no tu! – zawołał grubiańsko.
 
Poczułem przykry ucisk w gardle i koszmarne kleszcze ścisnęły skronie.
Był moment, kiedy miałem wrażenie, że eksploduje mi czaszka, a oczy wyskoczą z niej jak dwie piłeczki ping pongowe.
Po chwili w drzwiach pojawiłaś się ty.
Wyglądałaś, jakby ktoś bezlitośnie przepuścił cię wielokrotnie przez wyżymaczkę, jak kawał lichej ścierki. Nie przypominałaś niczym dawnej dziewczyny, obraz straszny, odpychający…
 
Spojrzałaś na mnie dziwnie, jakby próbując nieudolnie ukryć zażenowanie, a jednocześnie zachować twarz. Nędznie ci to szło. Widać było, że jestem dla ciebie jak powietrze. Wcale nie dbałaś o to, jak to odbiorę. Miałem wrażenie, że ciebie tam nie ma, że jesteś w jakimś transie.
- Zaraz oddam ci twoje rzeczy – rzekłaś beznamiętnie jak tandetna, plastikowa lalka na baterię.
- Jakie rzeczy? – zapiał nagle orangutan, nerwowo drapiąc się po kroczu.
- Jego rzeczy – odparłaś spokojnie, choć dostrzegłem, że się boisz.
- To on tu miał jakieś rzeczy, kobieto?!
- Tak.
- Gdzie?
- W szafie. Na dolnej półce.
- A niech mnie! – zawołał małpiszon i pognał w głąb mieszkania.
 
Wtedy spojrzałem ci w oczy. Były martwe. Nie wyrażały nic, a na pewno nie było w nich dawnej miłości. Patrzyłaś na mnie jak cmentarny posąg. Zrobiło mi się niedobrze.
- Dlaczego, Kathy? – zapytałem, a głos niemile zawibrował w przestrzeni.
- On ma pieniądze, dużo pieniędzy. Chce się ze mną ożenić. Niedługo. W grudniu. Da mi dobre, wygodne życie. Nigdy nie będę musiała pracować.
- Czy ty?
- Wiem, o co chcesz mnie zapytać. Czy ja z wami spotykałam się jednocześnie, tak na poważnie?
- To.
- Tak. Z nim o parę miesięcy dłużej. Znałam go przed tobą. Potem lawirowałam pomiędzy wami tak, aby żaden o żadnym się nie dowiedział.
- To znaczy, że wtedy, w ciągu tych miesięcy…
- Wtedy powiedziałam mu, że często będę jeździć do chorej ciotki. On jest bardzo naiwny. Uwierzył. Nie miał wyboru. Poza mną świata nie widzi. Chciałam mieć trochę czasu dla siebie, poszaleć, poznać kogoś, no wiesz. Za chwilę miałam przecież mieć męża. Wtedy nie będę już spotykać się z innymi. On by mnie zabił. Nie mówiłam, że go kocham.
- Ale z nim zostajesz.
- Tak. To dla mnie najlepsze. Miłość to czasem nie wszystko.
- A co ze mną? Co ja mam teraz ze sobą zrobić?
- To już zamknięty rozdział. Dasz sobie radę. Jesteś doskonałym mężczyzną.
- Wiesz, że cię kocham. Że nigdy nie przestanę – zawyłem.
- Wiem.
- To cię już nie obchodzi, prawda? – jęknąłem raz jeszcze.
- Nie może. Mam teraz jego. I tak już pozostanie – odpowiedziałaś głosem beznamiętnym.
- Nie mów tak.
- A jak?
- Nie tak. My się przecież kochaliśmy.
- Może sama się nie znałam do końca, może byłam naiwna w tym naszym kochaniu? – powiedziałaś tak lekko, jakbyś jadła loda w piękny, letni dzień.
- Jesteś suką.
- Wiem.
- Puścić się z takim ścierwem to już upadek.
- On ma kasę, więc nie jest ścierwem.
- Bez niej byłby zerem.
 
Po kilku godzinach pojąłem, czym było obecnie moje życie i w jakim jego punkcie się nieoczekiwanie, wbrew własnej woli znalazłem. Stałem się nagle grabarzem samego siebie.
Byłem kimś, kto niegdyś dumnie zwał się człowiekiem. To było dawno, bardzo dawno temu.
Kopałem już grób, pachniała wokół ziemia umarłych, krakały posępne kruki i wrony.
Umierałem wiele razy, wciąż czując w sobie życie, to nowe przekleństwo.
Świat za oknem skonał w niedorzecznym spazmie, skarlały, lichy, nie wart funta kłaków.
Na sen nawet nie liczyłem – nigdy by nie nadszedł, umierałem, bo nie było już ciebie przy mnie.
W pewnej chwili podniosłem się i rozebrałem. Chciałem pozbyć się szybko obarczonego wstrętnym wspomnieniem ubrania. Zedrzeć go z siebie i spalić!
Tak też uczyniłem.
 
Minęło wiele lat, kiedy szukałem swojej drogi, błądziłem w mroku, potykałem się i wstawałem z nadzieją, że nie można wiecznie upadać.
Czasami czułem, że biję głową w ścianę i za chwilę roztrzaskam ją na drobne kawałki.
Przeszedłem szlakami, o których mi się nie śniło, że na nie wejdę.
 
W końcu odnalazłem siebie w ciszy, w ukojeniu zmysłów.
Zmieniłem imię, przeredagowałem całe życie, odszedłem bardzo daleko.
Nie nazywałem się już Mike, nie byłem nim nawet w jednym calu.
Mike dawno temu umarł.
Odszedł do krain prześnionych snów, których może nigdy nie było.
Tam, gdzie odchodzą niespełnione marzenia.
Gdzie sny są tylko snami, niczym innym.
 
I wtedy odnalazłaś mnie tam, gdzie żyłem od lat we względnym spokoju.
Wywróciłaś mój świat do góry nogami, nie pytając o zgodę.
A ja?
O dziwo, nie przerwałem ci, wręcz przeciwnie, patrzyłem jak na barwny film.
Dawna dziewczyno, dawna kochanko, wciąż nie mogłem uwierzyć, że to się dzieje.
Zostawiłaś mnie jak śmiecia dla kasy, dziś na końcu świata pojawiłaś się i już wiedziałem, że nic nie będzie już takie jak dotąd, że będę musiał dokonać wyboru, czy chcę, czy nie.
Rzuciłaś mnie na ziemię i musiałem mocno starać się, by nie utracić siebie.
 
Gdy wieczorem do mnie przyjechałaś, akurat byłem „po”.
Ubrany już w cywilne ciuchy jadłem kolację.
Pani Mary naprawdę dobrze nam gotowała i zawsze ją chwaliliśmy.
Była nieoceniona, a my, wieczne głodomory, dziękowaliśmy Bogu za taki skarb.
Rozciągnąłem się na łóżku i myślałem o tym, co przyniesie kolejny dzień.
Były takie same, więc moje myśli wnet zboczyły na inne tory…
Nagle przypomniałem sobie ciebie i całą, naszą miłość.
Tę nagość nad wodą, to, jak w ciebie wchodziłem na łące, latem, gdy świat obiecywał nam raje niebieskie, i inne słodycze, a zawiódł jak ostatni oszust, parszywy i wredny.
Jak wtedy, tam w tym pieprzonym mieszkaniu potraktowałaś mnie jak ostatniego.
 
Gdy byłaś już w moim pokoju, poczułem się dziwnie: to już tyle lat, a my spotkaliśmy się jakby nigdy nic, jakby wstrętny czas nie rozdzielił nas, jakby twoje okrutne słowa nie poderżnęły mi gardła, kiedy pragnąłem ci dać siebie, aż siebie, a ty to odrzuciłaś.
 
- On mnie bił – powiedziałaś.
- Dlaczego? – spytałem.
- Był zwykłym, bogatym chamem – powiedziałaś.
- I znosiłaś to? – zapytałem.
- Przez rok. Potem go rzuciłam. Wniosłam sprawę o rozwód i dziś mam spore alimenty.
- To sprawiedliwe.
- On był pijakiem.
- To przykre.
- Po pijanemu zmuszał mnie do różnych praktyk.
- To rzeczywiście prostak.
- Kazał mi jeść jego pieniądze.
- Chyba tego nie robiłaś?
- Z nożem na gardle też byś to zrobił.
- Przeszłaś daleką drogę.
- On był dziwkarzem. Rżnął wszystko, co na drzewo nie ucieka.
A potem zabierał się za mnie, jak święty mężulek, cham parszywy. Czy ty wiesz, co czułam?
Jak czuje się kobieta, której mąż chodzi na baby? To jest cios w serce.
 
Czułem każdą cząstką umysłu każde twoje słowo.
Choć pochodziliśmy z różnych światów, ja cię zrozumiałem.
I nie pamiętałem już tego, co mi zrobiłaś – moja obecna kondycja mi na to nie pozwalała.
Jakże zapragnąłem dla ciebie szczęścia, byś miała dzieci i była kochaną żoną.
By gdzieś obok był mały ogródek z warzywami, i stadko kur, wierny pies i miły kot.
By wiosną rodziły się piękne kwiaty, a latem dookoła domu pachniała maciejka.
 
Widząc cię po latach wiedziałem, że dałbym wszystko, byle cię uszczęśliwić.
Choć byłem teraz innym człowiekiem, moja miłość do ciebie nie wygasła.
Przez cały ten czas łapałem się na tym, że o tobie myślę, że jesteś ciągle w mojej głowie.
Nie odeszłaś stamtąd, pozostałaś, a ja musiałem jakoś z tym żyć.
I żyłem, lepiej lub gorzej, ale wciąż bardzo blisko ciebie, bo czasem kocha się tylko raz.
 
- Czy mogę pozostać tu przez parę dni? – spytałaś, jakbyś była małą dziewczynką, która prosi o lizaka.
- Oczywiście – odparłem.
- Nie sprawię kłopotu.
- Wiem.
- O nic nie pytasz?
- A o co niby?
- Czemu tu jestem.
- Pewnie sama mi w końcu powiesz.
- Domyślisz się – powiedziałaś tajemniczo.
- Może potrzebujesz pomocy?
- Może.
- Może się na coś przydam?
- Na pewno.
 
Następnego dnia wieczorem przyszłaś do mnie i przyniosłaś butelkę dobrego wina.
Nawet nie wiem, kiedy wsunęłaś mi rękę pod sutannę.
Nie wiem, czy to ta chwila, czy jej czar, ale nie sprzeciwiłem się.
Poczułem przyjemne pulsowanie i coś, czego nigdy dotąd nie czułem.
Bo są minuty, których nic nie zastąpi, i co gorsza, już nic nie powtórzy.
I wtedy wiedziałem, że to jedna z nich.
- Chodź – szepnęłaś, i mówiąc to, wzięłaś mnie za rękę i powiodłaś do mojego pokoju.
- Czekałaś na to? – spytałem.
- Całe życie – odpowiedziałaś. – Z tamtym to był błąd. Nigdy nie powinnam była ci urządzać takiej sceny. Byłam głupia. Tępa. Dziś wiem, co to miłość, wiem to na pewno.
 
Długo i namiętnie całowałaś mnie, tak, jakbyś chciała pobić rekord świata.
A ja w całej czułości oddawałem się niemej pieszczocie.
Było mi dobrze, i gdybym miał cofnąć czas, nie znalazłbym podobnej chwili.
Bo są rzeczy, które dzieją się tylko raz albo nigdy.
I warto to poczuć.
 
Rozebrałem cię i siebie i wszedłem w ciebie mocno i pewnie.
Jęknęłaś, wijąc się namiętnie, delikatnie gryzłaś moje uszy.
To była ta chwila na wieczność, gdy pojawia się prawda o nas.
Moment w czasie, kiedy można na zawsze utrwalić kochanie jak na fotografii.
Szczerozłote minuty, co jawią się szczęściem bez nazwy.
Czułem cię i byłem szczęśliwy, jak nigdy dotąd, jakby czas cofnął się do momentu, kiedy kochaliśmy się w trawie jako dzieci, kiedy świat odkrywał przed nami swe czary.
Kiedy to się działo, działo się też coś w mojej głowie.
Już wiedziałem, że nie ma dla mnie życia bez ciebie, że moje kapłaństwo było oszustwem.
Ucieczką od miłości, która mnie zawiodła, albo ja tak przynajmniej myślałem.
Za wszelką cenę chciałem zapomnieć cię, Kathy, ale miłość nie zna barier.
Po prostu przekonałem się o tym tego wieczora, kiedy przestałem być księdzem.
 
Potem wyjechałaś, ale nic między nami się nie zmieniło – dzwoniliśmy do siebie i zapewnialiśmy się, że między nami wszystko gra, że cuda to rzeczywistość.
Ja poprosiłem o wykluczenie mnie ze stanu kapłańskiego, kiedy pewnego dnia dowiedziałem się, że zostanę ojcem.
Kościół zawsze idzie na rękę w takich przypadkach, więc wróciłem „do cywila”.
Nigdy nie odwróciłem się od Boga, dziękując Mu za znak – za jasny przekaz do czego jestem stworzony, bowiem  to nie wśród księży było moje miejsce, ale wśród zwykłych ludzi.
I wiem, że On pobłogosławił nam na naszej drodze życia.
Bo Bóg to dobry tata, nie starotestamentowy okrutnik, i dlatego czułem Jego oddech na swoim ramieniu i Dobro, które od Niego emanowało.
Czułem, że obrałem naprawdę dobrą drogę, że nie popełniłem błędu.
 
Kiedy pięć lat później przyjechaliśmy do kościoła, u bram przywitał nas proboszcz Johnny:
- Mike, kopę lat! – zawołał radośnie.
- Niech będzie pochwalony! – odparłem, radośnie się z nim witając.
- Dokonałeś dobrego wyboru, synu – powiedział serdecznie.
- Jak dotąd Pan Bóg błogosławi.
- I oby tak dalej.
- Wie, ksiądz, czasem trzeba iść za głosem serca, nie rozumu.
- Wiem, przyjacielu, czasem trzeba wręcz zaprzeczyć samemu sobie.
- Dokładnie.
- I tylko wtedy można poczuć się człowiekiem.
- I chwała ci za to. Dziś możesz śmiało się nim nazwać. Tak, możesz to zrobić, bez dwóch zdań. I liczyć na to, że Pan nie da ci upaść i da ci szczęście, o jakim nie śniłeś.
- Możemy spędzić tu kilka dni? – spytałem, znając odpowiedź.
- Oczywiście, siedźcie, ile chcecie.
 
Poszliśmy do mojego dawnego pokoju, tam, gdzie to wszystko się zaczęło.
Praktycznie nic się nie zmieniło – na ścianach wciąż te same ikony, zdjęcia matki i ojca, zrobione w dniu ślubu, i maleńka fotografia siostry z dnia Pierwszej Komunii.
Teraz mieszkał tam młody ksiądz, z którym przez chwilę porozmawialiśmy.
Nazywał się Teddy i niedawno jego siostra urodziła bliźniaki.
Właśnie czytał Psalmy i na nasz widok bardzo się ożywił.
Był taki sam jak ja kiedyś, tyle, że pewnie miał prawdziwe powołanie.
W jego oczach ujrzałem to, czego mi niegdyś zabrakło.
Emanował własnym światłem, i widząc to, poczułem, że byłem już bardzo blisko.
Jednak zabrakło mi tego „czegoś”, by spełnić się do reszty w kapłaństwie.
 
Razem z naszą córeczką ruszyliśmy później nad rzekę na mały spacer.
Pod pachą niosłem wielki pomarańczowy materac, taki w sam raz do pływania.
Wtedy powiedziałaś jakże czule, tak jak mówi się w najważniejszych chwilach życia:
- Znalazłabym cię na końcu świata, Mike, to było silniejsze ode mnie. Nie było dnia, żebym o tobie nie myślała. Byłam pewna, że założyłeś rodzinę. Bałam się tego. I kiedy dowiedziałam się, że wybrałeś Boga, poczułam dziwną ulgę. Nie potrafię tego określić, ale coś mi szeptało, że musze cię zobaczyć.
- Intuicja cię nie zawiodła.
- I tylko ta myśl, że może… ty i ja… znowu.
- To teraz ty posłuchaj uważnie, Kathy: kiedy codziennie budziłem się rano, widziałem twoją twarz i pragnąłem cię znów ujrzeć, bez względu na konsekwencje. To trwało wiele lat. Czułem, jakbym na ciebie wiecznie czekał. Że pewnego dnia przekroczysz próg mego pokoju.
I wszystko wróci na swoje miejsce. Czyżby tak silna intuicja? A może to telepatia?
Przecież zapragnęliśmy tego samego.
- I nasz sen się spełnił.
- Bo na miłość zawsze warto jest czekać.
- Zwłaszcza na taką.
- Wracajmy już, Kathy, proboszcz Johnny zaprasza na obiad. Na pewno będą jakieś smakołyki. Mary umie gotować jak nikt. To specjalistka.
- Oczywiście, kochanie, chodźmy – powiedziałaś, i trzymając się za ręce, niespiesznie ruszyliśmy w kierunku kościoła.
 
 
3 sierpnia 2019
 
 
Cykl: Bo kiedyś kochałem

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
mike17 · dnia 15.10.2019 15:12 · Czytań: 929 · Średnia ocena: 4,6 · Komentarzy: 46
Komentarze
Yaro dnia 15.10.2019 20:38 Ocena: Bardzo dobre
Budka Suflera śpiewa:

nie wierz nigdy kobiecie,
nic gorszego na świecie
nie zdarza się nam.

Wiele trzeba przejść by osiągnąć gram szczęścia i cudowną miłość o której każdy marzy '
Takie scenariusze nie sa mi obce.

Pozdrawiam z :) południa
mike17 dnia 15.10.2019 21:25
Yaro, bo kobietom nie zawsze można wierzyć :)
Ilu już się na tym przejechało.

Ale są też wyjątki.

Jak w tej opowieści, które potrafią zejść ze złej drogi i odnaleźć siebie.
Mój bohater dzięki temu dowiedział się, że wybrał źle, że nie w kapłaństwie jego miejsce.

A kobieta okazała się w końcu prawa i wiedząca, gdzie jej miejsce.

Yaro, raz jeszcze dziękuję i miło mi, że się podobało :)
Lilah dnia 17.10.2019 13:49
No, namieszałeś nieźle, Mike, ale dobrze się skończyło. Lubię historie, które się kończą happy endem, smutków mamy dość na co dzień.
Różnych wyborów dokonujemy w życiu i nie wszystkie są dobre, ale m.in. i na tym polega to nasze życie. Zawsze też możemy spróbować coś zmienić i to jest budujące.

Pozdrawiam :)
mike17 dnia 17.10.2019 14:17
Tak, Lilu, to była opowieść o wyborach, naszych, mniejszych lub większych, ale ciągle naszych.
I to od nich zależeć będzie nasze życie.
Czasem musimy przejść daleką drogę, by się przekonać, że było warto.
Jak w przypadku moich bohaterów.

Bardzo dziękuję za to, że byłaś ze mną i moimi bohaterami :)

Pozdrawiam :)
al-szamanka dnia 18.10.2019 18:31 Ocena: Świetne!
Michale, tego tekstu nigdy Ci wybaczę.
A to dlatego, że kazałeś wybaczyć Mike'owi.
Wiem, że wierzysz, iż miłość może wszystko, Twoje opowiadania o tym świadczą.
Ale nie dam się przekonać, nie dam! że działa to i w takim przypadku.
Najskrajnieszym ze skrajnych!
Ona zniszczyła przepiękną, młodzieńczą miłość.
Zniszczyła marzenia, zauroczenie, dobro.
Sprzedała się ordynarnemu prymitywowi, bo miał forsę.
To nic, że traktował ją jak szmatę, pomiatał nią i obrażał.
Sprzedała się, bo nie chciało jej się pracować - dla czegoś takiego z premedytacją poświeciła swoje lepsze ja i chłopaka, dla którego była wszystkim.
A po latach właśnie jemu przyszła się skarżyć, jaki sama sobie zgotowała los.
Na miejscu Mike'a wykopałabym ją za drzwi.
I to nie dlatego, że jestem okrutna, o nie, raczej dlatego, że jestem sprawiedliwa.
Ale wiem, Mike zareagował tak, jak Ty byś zareagował... i to mnie powala, bo zaczynam się zastanawiać, czy trochę tego zła jednak we mnie nie siedzi... ufff.

pozdrawiam ciepło :)
mike17 dnia 18.10.2019 19:28
Wiem, Aldonko, o co Ci chodzi - wiem to bardzo dobrze.
Bo może sam bym wybaczył, brałaś to pod uwagę?
Może można tak kochać, że po latach uraza ulatuje jak ptak?
Czy pomyślałaś, że można samemu sobie zaprzeczyć w imię miłości?
Wybrać fałszywą drogę byle zagłuszyć ból?

Chciałem też ukazać miłosierdzie.
Choć dziewczyna okazała się suką, bohater jej wybacza.

Chciałem pokazać, że można wznieść się ponad upadek.
Dlatego on przyjął ją jakby nigdy nic i uświadomił sobie, że był lipnym księdzem.

Bardzo lubię Twoje dogłębne komenty.
Nie czytasz po łebkach, ale do szpiku kości.
To wielki dar i umiejętność.

Dlatego raz jeszcze kłaniam się nisko i dziękuję :)
bruliben dnia 18.10.2019 20:08 Ocena: Bardzo dobre
Poniżej drobny błąd, tylko to znalazłem.

Umiałaś świetnie gotować, a ja czułem się kimś wyjątkowym, kim kogo spotkało wielkie szczęście, bo posiadł miłość na zawsze, i tysiące czułych słów, miliony pocałunków.

Rozumiem rozgoryczenie Al-Szamanki, jednak jako mężczyzna poczułem podobnie, że miłosierdzie w tym przypadku jest do przyjęcia. Zwłaszcza, że mimo wszystko coś specjalnego, jakaś predyspozycja do kapłaństwa tkwiła w duszy Mike'a. Historia bardzo klasyczna, ale która mogła mieć miejsce. Jak przewrotna i zarazem szlachetna potrafi być dusza ludzka. Zmienność jest kluczem do szczęścia. Jednocześnie niewygaszone, wciąż silne uczucia pozwalają odbudować niegdysiejsze szczęście. Pozdrawiam, Bruliben.
mike17 dnia 18.10.2019 20:37
Piotrze, w tym opko kierowałem się wyborami ludzi i miłosierdziem.
Wybaczeniem.
Bo jeśli ktoś kocha, wybaczy wszystko.
Tak jak mówi Pismo Święte.
I Mike rzucił za siebie żal i ból i przyjął ją jakby nigdy nic.
Jakby się spotkali po raz i zakochali.
Wierzę w takie rzeczy.
Wierzę w miłość, która nie umiera.

Która po latach obudzona, wzrasta :)

Dzięki wielkie za mądry koment i garść refleksji.
To dla mnie wiele znaczy.
Kobra dnia 19.10.2019 16:50 Ocena: Bardzo dobre
Ptaki ciernistych krzewów... z dobrym wyborem. Boga można wielbić będąc w małżeństwie, podobnie i tą drogą się nawzajem zbawiać. Ale mnie zaskoczyłeś tematem :) Zaczęłam się zastanawiać ile prawdy jest w tekście Mike? ;)
Zawsze trwa walka pomiędzy sercem i rozumem. Jako kobieta powtarzam: "patrzaj" w serce... choć dziś, kiedy doświadczenie na plecach, dodaję, serce i rozum w parze.
Dobry tekst.
mike17 dnia 19.10.2019 18:26
Koberko, bardzo się cieszę, że zawitałaś :)
Nasze wybory są czasami naprawdę trudne.
Jak między Bogiem a kobietą i małżeństwem.

Pytasz o prawdziwość tej opowieści?

Znałem kiedyś kolegę, który był księdzem, ale się zakochał i porzucił kapłaństwo.
Wiem, że było ono dla niego tylko ucieczką od życia, ale kiedy poznał tamtą kobietę, zrozumiał, że jest zdolny być ojcem i mężem.

Poszedł za drogą serca, i Bóg mu pobłogosławił dziećmi i dobrą żoną :)

Bardzo mi miło, że czytałaś, że byłaś w moim świecie :)

Pozdrawiam wesoło!
Ania_Basnik dnia 21.10.2019 09:41
O kurcze, nieźle namieszałeś! Moje odczucia są takie jak Al-szamanki. Postawa dziewczyny jest odrażająca i potem chyba juz nie ma przebacz. Ale coż to Twoja licencja poetica. Ale przyznaję, opisałeś to świetnie. Pozdrawiam
mike17 dnia 21.10.2019 13:36
Aniu, dziękuję za wizytę i koment :)
W zupełności rozumiem Twoje odczucia, ale ja lubię pisać o skrajnych zachowaniach, stąd taka a nie inna postawa Mike'a.

Poza tym był księdzem, więc kimś pełnym miłosierdzia, choć najprawdopodobniej wynikało to z tego, że był po prostu za dobrym człowiekiem.
Dlatego wybaczył, bo nie przestał kochać.

Lubię, jak w moich opkach dużo się dzieje - stąd znów mnie poniosło w pisaniu :)

Nic gorszego jak sztywna, statyczna opowieść :upset:
Quentin dnia 22.10.2019 00:14 Ocena: Bardzo dobre
Kimkolwiek jesteś

Trzeba przyznać, że zrobiłeś zwrot akcji, że ho ho. Czego jak czego, ale księdza bym się w tej historii nie spodziewał, choć czy można się w ogóle czegokolwiek spodziewać, jeśli idzie o miłość...?

Czytam twoje miłosne cykle i dopiero teraz w sumie złapałem się na jednej rzeczy. A mianowicie na tym, że czekam do momentu aż coś się spieprzy, bo przecież musi się spieprzyć. Przecież ktoś musi zrobić salto i upaść przy tym na twarz. Przeważnie dzieje się tak, że upadają dwie strony, jako że w miłości nigdy nie jest się samotnym, choć brzmi to paradoksalnie.

Tak więc musi się spieprzyć, ale na końcu i tak wiadomo, kto/co zwycięży. To trochę jak opowiadanie ludziom bajek o złym i dobrym. Jeśli miłość jest dobrem, a wierzę, że tak właśnie jest, to gdziekolwiek się nie znajdziemy, ona nas "dopadnie". Tak to widzę.

Świetny cykl. Tyle w temacie.

Pozdrawiam
Q
Usunięty dnia 22.10.2019 00:50
Twist fabularny w postaci księdza to bardzo dobre i zaskakujące zagranie. Tekst jest życiowy. W przeciwieństwie do poprzedników, jestem w stanie uwierzyć, że mógł jej wybaczyć. Minął jakiś czas, a on jednak wciąż ją kochał, a stan duchowny uspokoił jego duszę. Oby wszystkie historie miłosne się tak kończyły.
Pozdrawiam.
mike17 dnia 22.10.2019 13:32
Quentinie, witaj w moim kramiku z miniaturami :)
W moich opowieściach często coś się chrzani, tylko po to, by się później wyprostować :)
Bo wierzę w miłość i jej potęgę.
Dlatego już od 5 lat piszę miniatury miłosne (przeważnie) i spalam się w tej dziedzinie.
Jak wiesz, kładę nacisk na happy endy - nie lubię smutaszenia.
U mnie miłość zawsze zatriumfuje i to się nie zmieni.

Dzięki wielgaśne za bycie z całym moim cyklem i mądre, wartościowe komenty - masz klasę, chopie, i nie ma to tamto!

Trzym się zdrowo, Kamilu :)

Ustiuszo, bardzo dobrze odczytałaś moje intencje - tak dokładnie było, jak napisałaś :)
Zawsze bardzo się cieszę, kiedy ktoś w 100% odczyta moje przesłanie.
A tu chodziło mi o triumf miłości i miłosierdzia.
Lata czynią swoje, lecz czas nie jest dobrym lekarzem - Mike nie przestał kochać.

Bardzo Ci dziękuję za ten koment i pozdrawiam wesoło :)
Lenix dnia 22.10.2019 21:29
Cały Mike. ;)
Nie uświadczysz tutaj fabuły rodem ze skandynawskich kryminałów, ale historia zachęca do wspomnień.
Tak mi się skojarzyło: https://www.youtube.com/watch?v=-gHZXbhIWv4
Wydaje mi się, że Twoja opowieść nie jest o miłości, raczej o dziwnych układach zaburzonych osób, co oczywiście jest bardziej chwytliwe i wzruszające podczas czytania, a w realnym życiu mimo wszystko wyniszczające.
W temacie bycia księdzem polecam film "Boże Ciało".
Miło tu czasem wpaść, choć doba za krótka. :)
mike17 dnia 22.10.2019 22:07
Witaj, Przemku, po latach niewidzenia :)

Twój koment jest na fali, w pełni oddaje istotę rzeczy.

Jeśli zachęciłem Cę do wspomnień, tom rad :)

Masz rację - dobrze się to czyta, ale w życiu jest to wyniszczające...

I znów masz rację - to opowieść o sztuce wyborów.
Co z nimi zrobimy.
Kim będziemy "po".

Choć bardziej zaburzoną była kobieta, i o dziwo, to ona podała pierwsza rękę do zgody nie wiedząc nawet, że Mike tylko na to czekał.

Rozchwiane są drogi miłości...
Nieodgadnione...

Wielkie dzięki, Przemku, za pamięć przede wszystkim, i za garść refleksji :)

Pozdro!
Kazjuno dnia 23.10.2019 22:03 Ocena: Świetne!
Język jakim się posługujesz, Mike17, paluszki lizać: wzór godny naśladowanie dla adeptów literatury pięknej. Ta ilość precyzyjnie użytych przenośni i metafor, cóż, mogę pozazdrościć.
Wspaniale budujesz narrację.
Przez tekst przeleciałem cwałem, jakby chwilami smagany wichrem pędu, przypominającym o własnych bolesnych uczuciowych porażkach. A zaliczałem niejedną. Bywałem rogaczem i cóż...
Nie wstąpiłem do stanu duchownego, a jednak wybaczałem. Kiedyś nawet w małżeństwie. Wprawdzie po powrocie z trzyletniego pobytu w Niemczech okazało się, że żoneczka miała przystojnego gacha, wziąłem rozwód, ale dylemat, co z piętnastoletnim synem, pomógł dokonać wyboru. Pochodzę z katolickiej rodziny i przeważyło dobro dziecka. Gachowi dwukrotnie spuściłem łomot, żoneczka się opamiętała, odechciało się jej amorów, wróciła na łono rodziny, a amant wywietrzał z urodziwej głowy.
Czy odpiłowałem z głowy poroże? Nie tak hop, hop... A że mam mściwy charakter, zapragnąłem odwetu. Wola zemsty za krzywdę czaiła się w głowie gotowa do kontrataku. No i po czasie skoczyłem w bok. Pieczołowicie czekałem na odpowiednią okazję, cierpliwość została nagrodzona. Znalazła się atrakcyjna rozwódka.
Ale zdradę popełniłem dyskretnie, Nic o niej nie wie ex żoneczka, ani nikt kto mógłby jej donieść. Więc kobiecie z którą dzielę dach oszczędziłem upokorzeń podobnych do swoich. Wydaje mi się, że okazałem się wielkoduszny, a satysfakcję z podrywu i konsumpcji zdobyczy osiągnąłem.
Tę opowiastkę o zdradach załączam jako uzupełniający suplement do Twojej Mike opowieści. Jakby chcąc dopowiedzieć, że wybaczanie ma nie jedną odmianę.

Muszę jeszcze coś wtrącić. Jako osobnik węszący wokół spiskową teorię dziejów, zacząłem się zastanawiać dlaczego ta piękna miniatura wylądowała na dolnej półce?
Czy to możliwe, że w redakcji PP mamy kreta?
Przecież ktoś z redakcyjnych ważniaków napisał do mnie, coś w rodzaju, jakobym cierpiał na manię prześladowczą. A to z racji moich podejrzeń, że mogło się zdarzyć, wyrzucenie jakiegoś utworu niesłusznie na niższą półkę. Chodzi o dzieła "niepoprawne politycznie".

A tu? Z jakiego powodu ten piękny utwór wylądował na dolnej półce? Czyżby Mike17 czymś się naraził?
No i ciśnie mi się do głowy wyjaśnienie. Mike jest jak ja "katolem", a tych pewna część nowoczesnych intelektualistów uważa za ciemnogród. No bo jakże? Mike pozytywnie wypowiada się na temat stanu duchownego. Nie pisze, że tylko w tym środowisku rozpleniła się pedofilia. Opowiada, że w gronie księży zawiązują się normalne przyjaźnie,
Czyżby jakiś autorytet(?) uznał, że takie przesłanie jest niedopuszczalne. Autor zasłużył na delikatnego kopniaka?
Ale wybaczcie, jeśli rozkręciła się w mojej głowie nadmierna podejrzliwość Bądźcie wyrozumiali, W końcu nie każdy jest katolikiem, a ci - jak twierdzą intelektualne tuzy z wybiórczej - mają nie tak pod sufitem.

Pozdrawiam, Mike
mike17 dnia 23.10.2019 23:02
Kaziu starałem się ukazać ingerencję Boga w życie człowieka.
Jego drogi pisane Jego palcem.
Bo człek idzie przez życie a nie wie gdzie dojdzie i co mu pisane.

I to mnie właśnie fascynuje.

Przeznaczenie, z góry ułożone karty...

Brutalna prawda objawiła się w najmniej oczekiwanym momencie.
Choć od lat żył w oszustwie...
Kochał.

I wielka siła Przeznaczenia zderzyła się z nim jak pędzący pociąg.
Zrozumiał.
Już nie musiał udawać.

Wrócił do tego, do czego był powołany - do małżeństwa.
Kapłaństwo okazało się pomyłką i ucieczką od życia.

Kończę scenką z dzieckiem, a więc miał być też ojcem :)
Tak zapisano jego los w gwiazdach.
Jego posłannictwo miało się właśnie tak objawić.

I coś jeszcze, bardzo ważnego - księża odchodzący ze stanu kapłańskiego mają rok na namysł i kiedy wybiorą małżeństwo, Kościół przez jakiś czas zapewnia im fundusze i pomaga się zaaklimatyzować.
Robi to nawet bardzo długo.

I czyż nie jest to czyste miłosierdzie?

Kościół ich nie potępia, zakłada, że wybrali inną drogę, nie kolidującą wcale z Jezusem.


Wielkie dzięki za ooooobszerny koment i wczucie się w ten temat.
Zależało mi na pewnym przesłaniu.
Jeśli trafnie został odczytany, tom rad :)

Pozdro, brachu, do poczytania z mojej strony za parę miesięcy :)
marzenna dnia 24.10.2019 05:42
"A kobieta okazała się w końcu prawa i wiedząca, gdzie jej miejsce." Pozwól ocenić mi merytorycznie przeczytaną historię i zadać jedno pytanie ?
Co to znaczy, wiedząca gdzie jej miejsce ?
Wolałabym wybrać życie w niebycie, niż utożsamiać się z wyborem bohaterki :) która niestety jest przewrotna i niewiele ją kosztują wybory, których dokonuje. Raczej wygodna, doskonale manipuluje naiwnością swojego partnera. Mamy dwie skrajne postawy w życiu-"Ptaki ciernistych krzewów"
lub "Zimna wojna". Jak różne są losy bohaterów i miłości ?
Twoja miniaturka bardziej przypomina serial, jest za bardzo przewidywalna. Chciałabym przeczytać historię, która zwali mnie z nóg, bardziej namiętną i wywołującą dreszcz emocji, jak to w opowieści o miłości :) :) :)
pozdrawiam i czekam :)
Usunięty dnia 24.10.2019 06:04 Ocena: Świetne!
dobrze sie czyta, choć długie teksty na ekranie monitora męczą strasznie, ale nie ten; ponieważ dałam się wciągnąć w te opowieść jak stara plotkara oglądająca telenowelę, a mówiłam sobie, ze nie będę komentować długich tekstów, bo się nie znam na tym, to powiem tylko tak, że ona go nigdy nie kochała, bo jakby kochała, to by nie zostawiła, to nie miłość była, a wróciła do niego, bo go potraktowała jak koło zapasowe, ratunkowe, w momencie kiedy sie topiła. Amen. Pozdrawiam.
mike17 dnia 24.10.2019 13:38
Marzenno, nie mogę zgodzić się z twierdzeniem, że opowieść jest przewidywalna.
Na pewno nie mogłaś przewidzieć, że bohater zostanie księdzem i cała ta "wolta" z nim w tej roli pod koniec opka.

Uważam, że ta historia zaskakuje.
Poszczególne jej części są trudne do przewidzenia.
Może dlatego jest pełne akcji i dynamiki.

Ludzie stworzeni są do małżeństwa, kapłaństwa lub samotności.
Nigdzie nie piszę o jednoznacznym miejscu kobiety, bo równie dobrze może być matką i żoną, osobą konsekrowaną lub żyć w samotności.

Dzięki za ciekawy koment i garść refleksji :)

PS.
Nie chodziło mi tutaj o opisywanie namiętnych chwili, a o sekwencję wydarzeń.

Pozdrawiam wesoło!

Kamilo ciekawe są Twoje rozmyślania.
Chciałem ukazać cały rozmiar kobiecej przewrotności, ale czy największy grzesznik nie zasługuje na wybaczenie?
Gdyby tak było nie byłoby św.Pawła czy św.Augustyna.
Ja myślę, że ona przeszła głęboką przemianę, ale najpierw musiała się sparzyć.
Takie rzeczy się dzieją.
Przewartościowała swoje życie i odnalazła Mike'a.

Ale Twoja interpretacja też jest prawdopodobna.

Dziękuję Ci za wizytę i porcję refleksji :)

Pozdrawiam z uśmiechem jesiennym!
Usunięty dnia 24.10.2019 14:57 Ocena: Świetne!
Wiesz, ja myśle, że to jest kobieta, która po pierwsze nie potrafi kochać, po drugie nie potrafi być sama. Żeby doznać nawrócenia potrzeba znaleźć się w pustym i te pustkę przeżyć. Szaweł oślepł i trzy dni trwał w samotności, medytacji, zanim ponownie przejrzał. Ona nigdy nie przeżyła pustki, zawsze wybiera tak jak jej wygodnie. Najpierw była z nim, ale porzuciła, jak tylko znalazła lepszą opcję ku wygodzie materialnej. Ponieważ jednak cena za te wygodę była zbyt duża i okazała się wręcz patologiczna (o ile po prostu nie zmyśliła sobie więcej niż faktycznie było) to po zapewnieniu sobie stabilności (alimenty) jak najszybciej wróciła tam gdzie wiedziała, że nie zostanie odrzucona (został księdzem, a wiec nie związał się z żadna inna, bo wtedy byłoby trudniej) a wiec znów wygoda, znów myślenie o sobie, jak sobie zrobić dobrze. bo i w pewnym wieku kobieta ma mniej opcji do wyboru. Ale to nie jest miłość. Pewnie jest z jakiś powodów osobą, w której jest taki jakiś lęk, ale ona tego w sobie nie odnalazła i nie przepracowała. Wiec nie ma mowy o nawróceniu.
A kiedy kobieta naprawdę kocha, to poza przypadkiem skrajnej nędzy, nie ma znaczenia czy jest budowlańcem czy zamożnym biznesmenem.
Kobieta nie odchodzi jeśli kocha.
Co do niego uważam, że się od niej niezdrowo, niedojrzale uzależnił i kierował się przede wszystkim silnym sentymentem. Raczej ułuda i seks, niż miłość.

Ale jeśli tekst zmusza do dyskusji i refleksji, to znaczy, że jest Ok. Wiec tak czy inaczej, nie widzę problemu.
Również jesiennie :)
Kamila.
mike17 dnia 24.10.2019 15:11
Ten medal ma wiele stron i na wiele sposobów można to wszystko interpretować.
Mnie bardzo cieszy, że pobudziłem Cię do dyskusji, i co więcej, sam gdzieś z tyłu głowy miałem to, co napisałaś, ale jako idealista nie chcę przyjąć tego do wiadomości.
Wiem, że tak dokładnie mogło być, ale to za ciężka prawda jak dla mnie.

Jest wiele mądrości w tym, co piszesz, dlatego nie jestem uparty.
Czułem, że miniatura zostanie odebrana różnorako, dlatego mając własne zdanie, jestem także otwarty na zdania innych.

Tajemnicą pozostanie psychika bohaterki.
Wiem, że może budzić odrazę, ale...
Ja sam jej nie znam do końca :)
marzenna dnia 24.10.2019 17:46
mike17 w dniu 15.10.2019 21:25
"A kobieta okazała się w końcu prawa i wiedząca, gdzie jej miejsce." cytuję słowa z twojego komentarza, który sam napisałeś. Zachęcając do lektury miłosnej niekoniecznie musisz opisywać namiętność. Nadal uważam, że sekwencja wydarzeń to za mało, aby poczuć emocje, tego najbardziej mi brakuje :)

pozdrawiam wesoło
mike17 dnia 24.10.2019 18:00
Cytujesz mój komentarz, a ja napisałem, że w tekście nigdzie nie padły takie słowa.
Komentarz to co innego - tu możemy już swobodnie interpretować.

Wesoły pozdrowczyk ślę :)
marzenna dnia 24.10.2019 20:27
"Choć bardziej zaburzoną była kobieta, i o dziwo, to ona podała pierwsza rękę do zgody nie wiedząc nawet, że Mike tylko na to czekał." Tak cytuję komentarze, wiele w nich się dzieje, jest akcja i niebywała interpretacja autora :) "Choć dziewczyna okazała się suką, bohater jej wybacza"
Wspaniała miłość, to twoja miniaturka, twoja interpretacja, moje są tylko spostrzeżenia :)
Właśnie tak sobie swobodnie interpretuję, bo to komentarz.

wesołe pozdrowienia ślę :)
mike17 dnia 25.10.2019 12:45
Zawsze czekam na takie spostrzeżenia jak Twoje, wiele mi to daje, człek uczy się całe życie.
Bardzo mi miło, że tak wciągnęła Cię ta miniaturka :)
W duchu na to liczyłem.
Nawet nie wiesz, jak mnie raduje taki oddźwięk.

A przy okazji lubię też dać moją interpretację :)

Pozdrawiam jesienią suchych liści :)
Arkady dnia 17.11.2019 18:37 Ocena: Świetne!
Mike, znam parę podobnych sytuacji, nie zawsze się aż tak szczęśliwie kończyły... Raczej zaczynały się w innym miejscu a później była równia pochyła, niezrozumienie itd, ale... Wiara jest wiarą i nie można się jej ot tak pozbyć, wiara jest nie tylko w głowie, ale przede wszystkim w sercu, a może przede wszystkim w sercu. Napisałeś piękną miniaturkę, życiową, o dobrych ludziach i z odważnym tematem... Pozdrawiam CS
ps bardzo podobała się również mojej żonie
mike17 dnia 17.11.2019 19:32
Arkady kłaniam się nisko i dziękuję :)
Tak, wiara jest najważniejsza.
Odejście od niej zawsze wiąże się z czymś nieczystym.
Trzeba mieć ją słabą, by tak po prostu odejść.

Piękny jest Twój koment :)
Ciesze się, że trafiłem w Twój gust, i że Twojej żonie się podobało.
To dla mnie wielka nagroda :)

Kolorowych snów!
Arkady dnia 17.11.2019 19:35 Ocena: Świetne!
I wzajemnie... Wiesz lubię jak ktoś czyta mi przez ramię... ;)
mike17 dnia 17.11.2019 19:47
To bezcenne :)
Czuły głos kochanej osoby czyni cuda.
marzenna dnia 18.11.2019 06:14
Arkady, mike17 nie mogłam spać, z powodu waszych komentarzy (pies mnie zbudził, jest stary i wył, że nie może wejść na fotel) to przykre, co sądzicie o rozstaniach. Tak, brak wiary jest oznaką słabości. (nieczyste?) Ale subiektywne są wasze odczucia. Bywa, że mężczyzna, zachowuje się jakby nie miał "jaj", wtedy kobieta dokonuje wyboru. Cóż poradzić, większość zachowuje się jak małe dziecko, które biega z latawcem. Taki związek jest bez szans. Miłość potrzebuje gwarancji, że zostanie spełniona, z każdej strony. Serce kobiety jest wielkie, ale ile można prosić o czułość i spotkanie. (wczoraj przygarnęłam czwartego psa, także mam sporo obowiązków) Nieporozumienia, niezrozumienie, można wyjaśnić, wystarczą dobre chęci i wiara
w miłość, ale nie wszyscy posiadają w sobie tyle mocy.
pozdrawiam czule
ClakierCat dnia 18.11.2019 06:42
Tekst opublikowany jako proza jest praktycznie wierszem, a na pewno prozą poetycką, nie!? - to wiersz! – proszę aby przeczytać poniższą redakcję:

Odkąd pamiętam, zawsze mi się podobałaś.
Piękne rysy twarzy widziałem w wyobraźni,
gdziekolwiek dane mi było być.
Czasem na rybach łapałem się na tym,
że gdzieś w jeziorowej toni zamiast spławika spoglądałem na twoje usta,
drobne ręce,
tylko tę jedną kochaną postać,
jakże mi już bliską.
Mieliliśmy po piętnaście lat i całe życie przed sobą,
lecz kto wtedy mógł wiedzieć,
że nie wszystko pójdzie tak jak powinno,
że drogi poplączą się i nasze małe marzenia nie spełnią się.

Póki co spacerowaliśmy brzegiem rzeki,
marząc o wielkiej miłości i szepcząc słowa kochania.
Ani ja, ani ty nie mieliśmy wątpliwości,
że to przetrwa,
bo oboje byliśmy pierwszy raz zakochani,
a to wiązało się z pewnością, że tak już na pewno pozostanie.

Kiedyś wycięliśmy na pniu dwa serca
i nasze imiona i obok napis „na zawsze”.
Gdyby ktoś spytał nas wtedy, jak widzimy swoje życie,
radośnie odpowiedzielibyśmy,
że razem, po czasu kres, bez względu na cokolwiek,
bo to nie była zwykła miłość.

My byliśmy niezwykli, szaleni, spijający pocałunki ze swych ust,
szepczący wieczorami o tym, że nic nas nie rozdzieli,
może śmierć, ale na tamtym świecie również się spotkamy i nic,
co złe nas nie spotka – przeniesiemy tam swoje serca i zachowamy to do końca świata.

Mówiłaś mi, że jeszcze nigdy się tak nie czułaś.
Odpowiadałem, że jesteś moją pierwszą dziewczyną,
ostatnią, bo już nikogo nie chcę.

(…)


Ślicznie zostało napisane – można tylko powiedzieć, TAK dalej!

CC :)

PS.

.. więc wiele komentarzy to .... bełkot, GRATULACJE, MIKE.

CC
marzenna dnia 18.11.2019 07:35
ClakierCat dnia 18.11.2019 11:31
dancing on the moon light - and by body ... everybody .. feeling body.

Śliczna kompozycja Marzenno.

and whole by great ... on by fire - and by on tonight .... core tomorrow. And core to see me, I dont know ... and you by me. Dancing at the moonlight. Everybody ...

:) CC

To też jest świetne:


https://www.youtube.com/watch?v=22bK0C2obFc

https://www.youtube.com/watch?v=EaKDOYTZbJg

https://www.youtube.com/watch?v=5xxQs34UMx4
mike17 dnia 18.11.2019 13:55
Marzeno i Clakierze, kłaniam się nisko i bardzo mi miło i w ogóle jestem w skowronkach :)

Marzeno, jest tyle zdań na ten temat, że można by dyskutować do końca świata.
Wiara to podstawa zdrowego kręgosłupa moralnego.
I wiara w miłość po czasu kres - to dopiero piękne!
Zgadzam się, że wielu facetów to chłopcy w przykrótkich spodenkach, a wiele kobiet to królewny z muchami w nosie.
Tak zawsze było, jest i będzie.

Dziękuję bardzo za piosenkę - "Dancing in the Moonlight" było muzo weną w którejś z poprzednich edycji :) zatem tym bardziej się cieszę :)

Clakierze, celowo korzystam z zabiegów prozy poetyckiej, zwłaszcza że piszę głównie o kochaniu.
Pięknie się to razem komponuje.
Cieszę się, że wychwyciłeś tę subtelność.

I Tobie dziękuję za fajne piosenki :)

Miło było mi Was gościć!

Pozdrawiam
ClakierCat dnia 18.11.2019 14:41
Mike,

moje piosenki były zanurzone w źródle Marzenny muzyki, jest Ona nieokieznałym muzycznym ONAMATOPEJEM, hm, kiedy wysłuchałem JEJ "Dancing in the Moonlight", zanurzyłem i siebie w muzykę wieczną i przytoczyłem trzy przykłady, ale czekam, że Marzenna będzie kreować moją rozmowę w muzyce na PP. Marzenno, więc czekam ....

Teraz napiszę poważnie, że piszesz wspaniałe teksty - publikujesz, jako prozę, ale to są wiersze i proza poetycka. Więc powinieneś odsapnąć od subtelności komentarzy, jakie są pisane - tylko niezależność powinna dać wytchnienie ... a ten jest niezależny, kto pisze swoją literaturę, tak jak TY piszesz - życzę Tobie, aby to trwało dalej....

Dołączam się do Marzenny "Dancing in the Moonlight".

Pozostaję z szacunkiem,
CC

:)
Hubert Z dnia 18.11.2019 15:22 Ocena: Świetne!
Witaj Mike, miałem trochę przestoju w bywaniu na portalu a jak już się zjawiałem to tylko na chwilę.Teraz staram się trochę nadrobić.
Cieszy mnie to, że pierwszy dłuższy tekst jaki przeczytałem, to ten powyżej.
Dzięki językowi jaki używasz, czytało mi się go lekko i przyjemnie. Sama historia ciekawa, momentami kojarzyła mi się, z miłością Foresta i Jenny.
Zakończenie tak jak to w Twoich historiach, prawdziwa miłość.
Pozdroeionka ;)
mike17 dnia 18.11.2019 18:09
Clakierze Twoje słowa to miód na moje serce artystyczne :)
Dla takich odbiorców jak Ty warto pisać.
To, co mi napisałeś jest niesamowite - dzięki :)
Nawet nie wiedziałem, że mnie czytasz - tym bardziej jestem szczęśliwy.

Hubercie,

Bardzo mi miło, że tak to odebrałeś.
Że się podobało i nie zmarnowałem Ci czasu.
To bezcenne.
A jak to u mnie bywa - miłość zawsze wygrywa!

Pozdrawiam obu Panów i życzę miłego wieczoru :)
ClakierCat dnia 20.11.2019 12:28
Mike,

zaglądam i Ciebie czytam, a Twoja proza nabiera innego wymiaru, jesli zapisać ją w redakcji wiersza, to wtedy jest bardzo ładne, kiedy przyczytałem pierwszy raz to dostałem gęsiej skórki !

Pozdrawiam serdecznie,
CC

:)
mike17 dnia 20.11.2019 13:23
Bardzo mi miło to słyszeć :)
Jak już Ci pisałem, lubię wplatać elementy poetyckie do mojej prozy, bo pisana jest na sercem.
Stąd taki wydźwięk.

Naprawdę sprawiłeś mi wielką przyjemność!

I cieszę się, że przybył mi taki miły czytelnik :)

Pozdrawiam wesoło!
ClakierCat dnia 23.11.2019 01:47
Mike,

piszmy więc sercem, i niech serducho nas ubogaca! I niech serducho nas zaboli, kiedy nie dalibyśmy rady.

Do usłyszenia, Mike, jako nie tylko czytelnik, ale poważny analityk - tego co szumi na falach i nas wyzwala, i nas ubogaca. Niech nas ubogaca zawsze czas... czas literatury...


Miło Ciebie czytać, będę analizował i będę przemyśleniem, hm, ale do tego wymagana jest współpraca, nie "wesoła" - ale na poważnie.

Życzę Weny, i radości z pisania,

CC

:)
mike17 dnia 23.11.2019 13:32
Clakierze,

Zapraszam Cię kiedy dusza zapragnie :)
Każdy Twój wpis utwierdza mnie, że jestem na dobrej drodze.
I już z niej nie zejdę.

Zaglądaj do mnie, ja zajrzę też do Ciebie :)
Bardzo się cieszę, że Cię poznałem.

Zdrówka!
mlodepioro dnia 02.03.2020 23:18 Ocena: Świetne!
Owszem, przeznaczenie istnieje! I wierzę w nie, wierzę, że wszystko każdy z nas ma zaplanowane na Górze. Jak się rodzimy dostajemy takie grube oprawione w skórę księgi, czyste, zapełniamy je naszym życiem. Co do przeznaczenia w miłości, też jest możliwe i jestem tego żywym dowodem ;)

Piękny tekst! Życzę dalszych sukcesów i powodzenia!
mike17 dnia 03.03.2020 14:11
Młodepióro, w zupełności się z Tobą zgadzam - nasze życie zostało ustalone zanim się narodziliśmy i nic tego nie zmieni.
Tak samo jest z miłością - jeśli nie my, to ona nas znajdzie.
Bo przeznaczenie jest wszechobecne i to jest ta siła sprawcza, kierująca naszymi losami.

Bardzo Ci dziękuję za odwiedziny i życzenia :)
Miło że nadajemy na tych samych falach :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
18/03/2024 19:06
Pliszko, Posłużyłaś się skrótami myślowymi, ale pełnymi… »
Jacek Londyn
18/03/2024 18:15
Trening czyni mistrza. Kolejna okazja, tym razem… »
valeria
18/03/2024 11:41
Piękne, już bielonych rzeczy nie spotykam już:) chyba w… »
mede_a
18/03/2024 10:45
Jak ja kocham te Twoje maluchy! Ajw- poezji pełna - pisz,… »
Kazjuno
17/03/2024 22:58
Ja miałem skojarzenie erotyczne, podobne do Mike 17. Jako… »
Kazjuno
17/03/2024 22:45
Co do Huty masz rację. To poniemiecka huta do końca wojny… »
ajw
17/03/2024 21:52
Zbysiu - piękne miałeś skojarzenia :) »
ajw
17/03/2024 21:50
Tak, to zdecydowanie wiersz na pożegnanie. Na szczęście nie… »
Gabriel G.
17/03/2024 19:52
Nie ukrywam czekam na kontynuację. To się pewnie za trzy -… »
Kazjuno
17/03/2024 16:40
Dzięki Gabrielu za krzepiący mnie komentarz. Piszę,… »
valeria
17/03/2024 15:17
Gotowanie to łatwizna, tylko chęci potrzebne :) »
Gabriel G.
17/03/2024 12:46
Kazjuno Jestem świeżo po lekturze wszystkich trzech części.… »
Jacek Londyn
17/03/2024 10:31
Proszę o chwilę cierpliwości. Zanim odpowiem na komentarze,… »
Kazjuno
17/03/2024 04:17
Czekamy z Optymilianem, ciekawi twojego odniesienia się do… »
Jacek Londyn
16/03/2024 12:26
Drodzy Koledzy po piórze. Dziękuję za komentarze. Jest mi… »
ShoutBox
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:43
  • Nie poezją ja, a prozaiczną prozą teraz, bo precyzję lubię: nie komentarzem, a wpisem w/na shoutboxie zaczęłam, a jak skończę, to nie potomni, a los lub inna siła zdecyduje/oceni.
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:32
  • Pliszko - nie! Dość milczenia! Dopóki żyjemy! A po nas krzyczeć będą "słowa", na karcie, na murze...
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:28
  • To, jak skończysz pozwól, że ocenią potomni. Zaczęłaś komentarzem... pozwól/daj nam możliwość byśmy i Ciebie komentowali - jedno "słowo", póżniej strofy...
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:20
  • ech, Zbigniew Szczypek, fajnie wszystko, wróżba jest, choć niedokończona, ale z tego, co pamiętam, to Makbet dobrze nie kończy ;)
  • pliszka
  • 05/03/2024 22:58
  • A reszta jest milczeniem...
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty