SPOTKANIE W BARZE
1
Skończyli pracę wpół do szóstej wieczorem i pojechali razem na piwo. Słońce powoli zachodziło. Rzucało swoje ostatnie promienie na wieżowce, które piętrzyły się wśród ruchliwych ulic miasta, zakrywając je własnymi cieniami. Na dworze było zimno, wiał silny wiatr i do tego padał deszcz. Pogoda nie należała do najlepszych. Wysiadając z samochodu obaj dobrze się o tym przekonali.
Zamknął kluczykiem samochód.
orientując się, że Andrew włożył już kluczyki do kieszeni.
Ruszyli chodnikiem w kierunku baru.
Wewnątrz całe szczęście było cieplej. Usiedli przy oknie i zamówili po jednym piwie i hamburgerze z frytkami. Piwo barman nalał im ręcznie, z prawdziwego kranika. Postawił ciężkie, szklane kufle na spodeczkach. Obaj wzięli po głębokim łyku.
Zaśmiał się i wziął następny łyk piwa.
Bill pokiwał głową i zerknął przez okno, na zalaną deszczem ulicę. Dużo czasu już się znał z Andrew. Dwa lata chodzą do tej samej firmy. Zastanawiał się, czy może nie zaprosić go na grilla z żoną, w następną sobotę. Maggie i Lisa razem by się poznały, a im może udałoby się pograć w golfa. Ale nie chciał teraz mu tego proponować. Najpierw porozmawia z Maggie. Przyjdą wtedy również jej znajomi, a Bill nie chciał, by jego żona poczuła się skrępowana przez nowego gościa.
Po piętnastu minutach kelner przyszedł z tacą, na której leżały talerze z dwoma, ogromnymi hamburgerami. Wśród nich kryły się jeszcze chrupiące frytki. Bill poczuł, jak zaczynają mu działać ślinianki. Rozniósł się zapach świeżej, usmażonej wołowiny, sosu czosnkowego i pieczonych ziemniaków.
nich wziął parę gryzów.
Jedząc, rozmawiali o przeróżnych rzeczach; wydarzeniach z pracy, innych możliwych pracach, ludziach, o przeszłości, świecie, i o całej reszcie tego, o czym zwykle rozmawiali. Śmiali się, żartowali. Nie działo się nic szczególnego, a mimo to Bill bardzo miło spędził czas. Lubił tę prostotę, spokój i śmiech, który towarzyszył im podczas wspólnych lunchów w barze. Od pewnego czasu zrozumiał, że najprostsze chwile są najcenniejsze.
Gdy zjedli i wypili piwo, poprosili kelnera o czek. Andrew znalazł bar, więc Andrew płacił. Kwota jednak nie była wysoka, w przeciwieństwie do jakości spędzonego czasu.
Wyszli z baru i wciąż padało. Andrew zaproponował, by go podwieźć do domu. Bill zgodził się.
powiedział i zaczął prowadzić samochód. Podczas drogi siedzieli w milczeniu. Jedyny dźwięk jaki im towarzyszył to krople, uderzające o szyby samochodu i wiatrak klimatyzacji.
Andrew zatrzymał się na poboczu, niedaleko domu Billa. A potem po prostu pożegnali się i odeszli. Żaden z nich nie wiedział, że jest to ich ostatnie spotkanie. O takich rzeczach nigdy się nie wie.
2
Następnego ranka Billa obudził budzik w jego telefonie. Bill poleżał jeszcze przez jakiś czas, myśląc o czekającym go dniu pracy, a potem zrzucił z siebie kołdrę, wstał i rozciągnął się. Wziął zimny prysznic. Nałożył na siebie jasną koszulę i dżinsy. Spakował sobie jedzenie do pracy, bidon z wodą i włączył ekspres do kawy, stawiając na tacy kubek. Gdy jego żona wyszła z łazienki, zaczął się on wypełniać kawą, która pachniała niesamowicie. Tamtego poranka wszystko wydawało się mu takie niesamowite. Nie wiedział dlaczego. Może to przez fakt, że czeka go ostatni dzień pracy, przed długim weekendem, a może przez to, że po prostu się wyspał.
ziewiając.
Ekspres do kawy wydawał z siebie miarowe, ciche buczenie.
Następnie poszła się ubrać do sypialni.
Razem zjedli na śniadanie owsiankę, popijając ciepłą kawą. Bill zapytał ją o to, czy Andrew mógłby przyjść na wspólnego grilla. Dodał, że będzie towarzyszyć mu dziewczyna, Lisa. Maggie z początku wyglądała na niechętną, ale wystarczyło jej zadać kilka pytań by zgodziła się z uśmiechem.
Wyszli z domu wpół do ósmej i zamknęli drzwi na klucz. Rozstali się w garażu, dzieląc się jednym pocałunkiem. Maggie wsiadła do swojego samochodu, a on do swojego. Potem odjechali.
Bill kierował pojazd przez wąską drogę, wzdłuż której ciągnęły się jednorodzinne domki z równo przystrzyżonymi trawnikami. Myślał o zbliżającym się grillu, pracy, Maggie, o tym, że powinien zwolnić bo żaden z domków nie ma płotu i jakieś dziecko może wybiec na drogę. Zwolnił trochę. Dziś również padało. Wycieraczki samochodu poruszały się po szybie raz w lewo, raz w prawo, a z dworu dobiegał dźwięk wyjącego wiatru. Po jakimś czasie Bill wyjechał na główną drogę i mógł nieco przyspieszyć. Wtedy zadzwonił telefon. Bill przełączył na głośno mówiący. Dzwoniła szefowa jego grupy. Zaniepokoił się. Coś się stało?
pewno coś się stało. Był tego pewien.
mówiła prędko, nie przerywając - jest w stanie krytycznym. Właśnie go operują i jest duże prawdopodobieństwo że…
Zginie? zapytał w myślach Bill, człowiek, z którym znam się od dobrych paru lat, ma zginąć? Nie… to chyba niemożliwe.
machinalnie, po czym się rozłączył.
Jego twarz zalała się potem, więc przetarł ją dłonią. Wziął głęboki wdech i wydech. Próbował sobie uświadomić to, co się właściwie stało. I tego nie rozumiał. Był w szoku. Przecież jeszcze wczoraj się z nim widział. Byli na piwie. Jedli razem hamburgery. Andrew miał przyjść na ich wspólnego grilla. A teraz? Teraz może zginąć.
uspokoić. Ale nie mógł. Wyobrażał sobie co chwilę na nowo, wizję przyszłości, w której Andrew umrze. On, przyjdzie na jego pogrzeb, kładąc kwiaty na trumnie. Będzie stał i patrzył jak spuszczają ją w dół, do podziemi. Do cholery, a mogła być z tego tak dobra relacja, będzie myślał, moglibyśmy spotykać się z żonami na grillu, jeździć wspólnie na jeziora, chodzić co miesiąc do baru na piwo…
Bill zakrył twarz dłonią. Zapomniał o czymś. O czymś bardzo ważnym. Ale gdy sobie już przypomniał, było za późno. To ciężarówka! Usłyszał pisk opon, klakson, głośny trzask, i poczuł jak coś bardzo ciężkiego wgniata się w jego ciało. Wypadek? pojawiło mu się w głowie pytanie. Bał się, że będzie go potem boleć. Jednak bezpodstawnie. Mylił się. Wcale nie bolało.
3
Pogrzeb zaczął się o trzynastej. Padał deszcz. Przyszli wszyscy znajomi, włącznie z grupą z pracy. Maggie bardzo płakała. Andrew widział, jak ktoś obejmuje ją i próbuje pocieszyć. On sam szedł o kulach, blisko szefowej i reszty firmowej grupy. Nie miał jednej nogi, a drugą mu zabandażowali. Przynajmniej zostały mu jeszcze ręce.
Myślał o Billu. O tym, jak ich relacja mogłaby się rozwinąć, jak spotkaliby się z żonami na wspólnych grillach. O tym, że tak naprawdę to on powinien zginąć. Czemu właściwie tak się stało? zadawał sobie pytanie. To ja powinienem… przestał się nad tym zastanawiać. I tak, już nic na to nie poradzi.
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt