- Miiiroooon - wymruczał mu do ucha zmysłowy głos. Głos, który poznał by nawet martwy, na krańcu piekła.
Otworzył oczy i przekręcił się na plecy. Twarz muskały mu kosmyki włosów koloru świeżej krwi, spomiędzy których wystawały dwa małe, czarne rogi. Niebieskie oczy przeszywały go wzrokiem.
- Ria. - powiedział zdziwiony, widząc twarz, którą był w stanie narysować z pamięci o każdej porze dnia i nocy. Twarz jego jedynej miłości.
- Miron. - pochyliła się nad nim, prezentując w uśmiechu rząd ostrych zębów. - Coś się stało? - zapytała, widząc jego minę.
- Miałem… dziwny sen. - odpowiedział, obejmując ją.
- Straszny? - położyła się na nim i oparła brodę na jego mostku.
- Hmm… nie pamiętam. - spojrzał na sufit. Na brudnych kamieniach tańczyły pomarańczowe odblaski. “Ktoś robi ognisko?” pomyślał.
- Hej, słońce. Oczy mam tutaj. - powiedziała, przeciągając się i prężąc drobny, kształtny biust.
Miron uśmiechnął się i przyciągnął ją do siebie. Całowali się namiętnie, jakby nie robili tego od…
- Płaczesz? - zapytała, patrząc mu w oczy i ocierając łzę z policzka.
- Tak. Ja… nie wiem czemu… - odpowiedział, wpatrując się w nią intensywnie, jakby chciał wypalić sobie ten widok na siatkówce.
- Chodź do mnie. - przycisnęła sobie jego głowę do piersi. - Boisz się czegoś? - zapytała, głaszcząc go czule po głowie.
- Tak. Coś złego wydarzyło się w moim śnie… ale nie pamiętam co. Powinienem wiedzieć, powstrzymać to, ale nie mogę sobie przypomnieć. - odpowiedział, wdychając zapach jej skóry. Pachniała jak zwykle, jałowcem i miodem. Przez chwilę miał wrażenie, że przebija się spod tego zapachu inny - smród krwi, potu i dymu, palonego mięsa i śmierci.
- Przypomnisz sobie. - pocałowała go w czoło. - A teraz weź się wreszcie za mnie, co? - oparła mu ręce na ramionach i spojrzała na niego z góry. - Leżę na tobie naga, a ty w ogóle nie reagujesz. Czyżby coś przestało działać jak należy? - zapytała zadziornie.
- Może po prostu nie jesteś tak atrakcyjna, jak myślisz, co? - przekręcili się na łożu tak, że teraz to on opierał się na jej ramionach.
- No proszę, co ci się niby nie podoba? Jestem zbyt płaska? - wysunęła długi język i polizała go po sutku. - A może chodzi o rogi? - wsunęła palce w jego włosy i przejechała paznokciami po skórze głowy.
- Nieee, po prostu cię nie lubię. - uśmiechnął się, dotykając wargami jej ust.
- Mmm… ja ciebie też - namiętnie oddała pocałunek, poruszając biodrami zachęcająco. Wszedł w nią powoli, by po chwili przyspieszyć. Kochali się jak zwykle - na przemian delikatnie i dziko, szybko i namiętnie - i jak zwykle było niezwykle. Każde z nich myślało o tym, żeby spełnić swoje pragnienia, ale było dobrze - ich jedyną chęcią było oddać się w całości drugiemu. Drapali się, całowali, gryźli i głaskali.
- Ria… Ria… - wydyszał, całując ją w szyję. Nie odpowiedziała, ale nie zwrócił na to uwagi - całował ją coraz mocniej i mocniej, drapiąc zębami bladą jak alabaster skórę. Nagle poczuł w ustach smak krwi. Była słodka jak zwykle, uderzająca do głowy niczym drogi szampan. Pił i pił, zatracony w smaku. Smaku szlamu i rozkładu, od którego zbiera się na wymioty.
- Co do… - oderwał usta od jej szyi. Był w lochu, w niewielkiej celi oświetlonej jedynie odblaskiem szalejącego pożaru. Powietrze śmierdziało dymem, potem, krwią i palonym ludzkim mięsem. Ria leżała przed nim, brudna, pokryta siniakami i świeżymi bliznami.
- Nie… to się nie dzieje… - wyjęczał, chwieją się na nogach. Otępiały, patrzył na jej ciało. “Sądząc po plamach opadowych jest martwa co najmniej od kilku godzin.” Powoli obszedł ją dookoła. W brzuch miała wbitą rurę, zakończoną czymś na kształt lejka. Przejechał po nim palcem i roztarł osad między opuszkami.
- Prawdopodobna przyczyna śmierci - rozległe obrażenia wewnętrzne, spowodowane dostaniem się płynu o wysokiej zawartości soli, srebra i miedzi bezpośrednio do otrzewnej. - rzucił nieswoim głosem w pustkę.
- Czemu… czemu czuję w… - przetarł ręką usta. Na dłoni został mu ślad ciemnej, gęstej krwi. Spojrzał na ciało. Szyja Riasviel była rozszarpana, czarny płyn błyszczał na kamieniach.
- Ria… nie… nie, nie nie… Boże nie… - cofał się, nie mogąc oderwać od niej wzroku, aż w końcu trafił na ścianę. Zwymiotował, mieszając krew kobiety, którą kochał z krwią Radziejowskich, w której dosłownie był skąpany.
- Miałeś… miałeś tak kiedyś? Wymiotowałeś po krwi? - usłyszał znajomy głos, dobiegający nie wiadomo skąd.
Czuł, jak ból zaczyna ustępować miejsca bezbrzeżnej wściekłości, płonącej w jego duszy jak czarne słońce, spalające wszystko...
- NIEEEEEEE! - Eren zerwał się z krzykiem z łóżka, upadając na podłogę. Nie był w stanie się podnieść, więc na czworakach podpełzł do okna. Sztywnymi palcami chwycił parapet i z trudem stanął na nogi. Otworzył okno, wychylił się i zwymiotował krwią. Przewrócił się, nie mogąc dłużej ustać na nogach. Drżąc i ciężko dysząc leżał na podłodze. Z ust kapała mu krew. Z oczu łzy.
* * *
- Aaanaaaa… - wymruczał jej do ucha zmysłowy głos. Skądś go znała.
- Aaanaaaa… - ktoś delikatnie ugryzł ją w ucho. Natychmiast wyskoczyła z łóżka, łapiąc leżący pod poduszką nóż.
- No no no, spodziewałem się, że pod poduszką trzymasz raczej innego rodzaju zabawki. - powiedział Eren, przyglądając jej się z rozbawieniem.
Ana zarumieniła się i odwróciła głowę.
- Idiota. Czemu zawdzięczam tę wizytę? - zapytała, krzyżując ręce na piersi. Noża nie odłożyła.
- Czy muszę mieć jakiś powód żeby tu przychodzić? Może po prostu chciałem cię zobaczyć, co?
- I musiałeś w tym celu zakraść mi się do łóżka i mnie gryźć? - zapytała - Jakoś ci nie wierzę.
- Nie to nie. - wzruszył ramionami i podszedł do drzwi. - Nie będę się narzucał.
Ana zacisnęła usta patrząc, jak wychodzi z pokoju.
- Czekaj! - powiedziała tuż przed tym, jak zamknęły się drzwi. - Jeśli faktycznie chciałeś po prostu wpaść to dobrze, możesz zostać.
Eren zatrzymał się i spojrzał przez ramię.
- Poproś.
Usta Any zacisnęły się w wąską szparkę.
- Proszę. - odpowiedziała po chwili.
- Grzeczna dziewczynka. - powiedział, podchodząc do niej i głaszcząc ją po głowie. - Zasłużyłaś na nagrodę.
* * *
Chelsea, jak co rano, krzątała się po kuchni.
- Co by im dzisiaj zrobić, hmm… - powiedziała, przeglądając zawartość
olbrzymiej lodówki. A było z czego wybierać - oprócz normalnych rzeczy, takich jak ser, szynka czy mleko, w lodówce można było też znaleźć woreczki z krwią, surowe mózgi, serca i wątroby wołowe, kilka gatunków ryb powszechnie uznawanych za zabójczo trujące i pół ośmiornicy. Elfka zdecydowała się jednak na bardziej konwencjonalną kuchnię. Wyjęła całą wytłoczkę z trzydziestoma sześcioma jajami i kilogram sera - cała drużyna miała nieludzki wręcz apetyt. Biorąc pod uwagę, że Placide był jedynym człowiekiem, całkiem dosłownie.
- Do tego jeszcze kanapki z serem i szynką… - mruczała, grzebiąc coraz głębiej w czeluściach lodówki. - Może jeszcze z miodem? Nieee, dzisiaj dżemik z twarożkiem… - nagle usłyszała kroki Erena na korytarzu. Wiedziała, że jest źle - normalnie skradał się jak kot.
- Co się… - wyjrzała zza drzwi lodówki i zobaczyła go stojącego w progu. Tak jak sądziła, było źle. A nawet gorzej.
- Na bogów, Miron, co ci się stało? - krzyknęła, podbiegając do niego.
Skóra Erena była szara i matowa, a na brodzie miał zacieki zakrzepłej krwi. Podkrążone oczy o przekrwionych białkach patrzyły na nią niewidzącym wzrokiem, a do tego ledwo stał na nogach.
- Muszę się napić. - wychrypiał, sięgając do barku po whiskey. W głowie zakręciło jej się od zapachu alkoholu, kiedy przeszedł obok niej.
- Czy ty wypiłeś wszystko, co miałeś w pokoju, w jedną noc? - podeszła do niego. - Co się stało, Miron? Wyglądasz jak zwłoki.
- Nic. - powiedział, po czym przyssał się do szyjki butelki i w kilka sekund wypił połowę. - Poza tym *hik!* teraz jestem Eren, pamiętasz? Mirona już nie ma…
- Miron, zazwyczaj znoszę twoje narzekania i autodestrukcyjny styl życia, ale tego już za wiele. - oczy Elfki błysnęły jadowitą zielenią, a butelka wyleciała z ręki Erena.
- Przecież mówię, że… - zaczął, gdy jakaś siła pchnęła go na najbliższe krzesło, wypychając mu przy okazji całe powietrze z płuc.
- Jeśli chcesz... żebym się porzygał... to jesteś na dobrej drodze… - wydyszał, gdy udało mu się odzyskać oddech.
Elfka zignorowała go i przystawiła sobie krzesło, siadając obok.
- Mów do mnie, Eren. Co się stało? - powiedziała, biorąc jego rękę w swoje drobne dłonie.
- Ja… śniła mi się Riasviel. - powiedział cicho po długiej chwili.
- “Ta” Riasviel? - zapytała Chelsea, gwałtownie blednąc, choć przy jej jasnej karnacji ciężko to było zauważyć.
- Tak, ta. - powiedział Eren i wyciągnął rękę. Wisząca pod sufitem butelka poszybowała wprost do jego dłoni. - Dokładnie ta sama. - przystawił butelkę do ust i duszkiem wypił resztę bursztynowego płynu.
- Oh… - Chelsea wstała i podeszła do kuchenki. - Nigdy mi o niej nie mówiłeś, wiesz? - powiedziała po chwili, gotując mleko na kakao. - Podałeś tylko imię, reszty musiałam się dowiedzieć albo domyślić sama. No, spalenie kasztelu i wymordowanie całej wioski z powodu jej śmierci było dość jasną wskazówką, co was łączyło, ale nadal… - podała Erenowi parujący kubek.
- Nie ma o czym mówić. - powiedział, dmuchając na ciemnobrązowy płyn.
- Jaka była? - zapytała, siadając wampirowi na kolanach i mocno go obejmując. Eren westchnął i odchylił się na krześle, zamykając oczy.
- Idealna. - odpowiedział, uśmiechając się. Jedną ręką trzymał kubek, a drugą gładził włosy elfki. - Była idealna. Moja pierwsza i jedyna prawdziwa miłość, wiesz? Śmiałem się, że jest jak burza - majestatyczna, ale bezpieczniej nie wychodzić z domu kiedy jest w pobliżu. No i bały się jej wszystkie psy. Ha ha… - zaśmiał się do swoich wspomnień. - Chociaż tak naprawdę... była jak ogień. Dzika i piękna, mogąca zniszczyć każdego, kto nie będzie uważał. Ale kiedy raz udało ci się ją okiełznać, nie wyobrażałeś sobie bez niej życia. No i była ruda.
- A ha ha ha… To od tego wziął ci się ten fetysz? - zapytała Chelsea, puszczając Erena.
- Tak, tak sądzę… Pod pewnymi względami, Ana jest do niej bardzo podobna. Nie tylko z wyglądu, ale też… w każdej z nich jest dużo więcej, niż można by się spodziewać.
- A właśnie. - Chelsea zmarszczyła brwi. - Dzisiaj zajmuje się nią Rafi, prawda?
- Nie, przecież mówiłem ci, że ty masz ją szkolić. Rafi wydaje się za nią nie przepadać, chciałem im dać jeszcze trochę czasu na dotarcie się. Skąd takie pytanie?
- Czekaj, bo czegoś tu nie rozumiem… - odpowiedziała elfka. - Rafi była u mnie z samego rana i mówiła, że jednak kazałeś jej zająć się Aną…
* * *
- A teraz zajmę się tobą tak, jak powinienem był gdy tylko się spotkaliśmy. - powiedział Eren, obejmując Anę w talii i przyciągając ją do siebie.
Serce Any galopowało jak Rosjanie pod Austerlitz. “Co tu się kurwa dzieje? Nie żebym narzekała, ale czemu tak nagle?”
- Eren, czekaj, o co… - ledwo zaczęła mówić, zamknął jej usta pocałunkiem. Serce Any zatrzymało się jak ofensywa Wehrmachtu pod Kurskiem. Po chwili sama objęła Erena i oddała pocałunek.
Stali na środku pokoju, spleceni w namiętnym uścisku. Ana gładziła jego ciało, czując pod palcami twarde jak stal mięśnie i pulsujące naczynia krwionośne. Spięła się w oczekiwaniu na dreszcz ekscytacji, kiedy ich języki zetknęły się ze sobą, ale…
“Dziwne. Kiedy wcześniej go dotykałam był jak przewód pod napięciem. Teraz w ogóle nie czuję tej energii, którą zawsze emanuje, a chyba powinnam nawet bardziej, biorąc pod uwagę okoliczności.” pomyślała. Skupiła się na jego aurze, próbując znaleźć jakieś wskazówki.
“Zaraz zaraz… na pierwszy rzut oka, w tym przypadku chyba trzeciego, aura wydaje się być jego. Ale...”
Ana gwałtownie odsunęła się od Erena i odepchnęła go od siebie. Błysnęło złote światło i wampir poleciał w stronę drzwi, które otworzyły się w tym samym momencie.
Eren zatrzymał się w locie, stękając.
- Czemu mnie rzuciłaś? - dobiegł zza pleców wiszącego w powietrzu Erena głos… Erena. - Przecież było nam razem tak dobrze. - powiedział, wchodząc do pokoju. W wyciągniętej ręce trzymał za kark swoją wierną kopię.
- Wybacz Eren, to nie chodzi o mnie, tylko o ciebie. - opowiedziała. - To Rafi, prawda? - wskazała na wiszącego w powietrzu z naburmuszoną miną Erena.
- Mhm. Co od ciebie chciała?
- Aaa… nic. Rozmawiałyśmy tylko. - odpowiedziała szybko, rumieniąc się.
- Taaak, Ana świetnie włada językiem. - powiedziała Rafi, wracając do swojej zwykłej formy i oblizując się. - Możesz mnie już puścić?
- Pewnie. - Eren rozluźnił chwyt, a zmienna poleciała w dół. Spadła na cztery łapy i natychmiast skoczyła na Anę, transformując się w locie. Zaskoczona Ana nie zdążyła zrobić uniku i obie dziewczyny wylądowały na podłodze.
- Ana! - krzyknął Eren. Z miejsca w którym stał nie widział co się dzieje na podłodze, bo zasłaniało mu łóżko.
- Nic mi nie jest. - powiedziała Ana, unosząc się tak, że znad łóżka wystawała jej głowa.
- Wszystko w porządku. - bliźniacza głowa uniosła się obok pierwszej. Obie głowy spojrzały na siebie z mordem w oczach.
- Nie słuchaj jej, to ja jestem Ana! Wcale nie, to ja! - krzyknęły unisono.
- Hmmm… - Eren usiadł na krześle i zamyślił się. - Już wiem! Będę zadawał wam pytania i dzięki temu ustalę, która z was jest prawdziwa. Pytanie pierwsze: jaki masz rozmiar biustu?
- 75 C na D! - odparła szybko pierwsza Ana.
- Ej! Co to za pytanie! - odpowiedziała szybko druga, zasłaniając pierwszej usta.
- Po prostu tego nie wiesz, bo dopiero co ukradłaś mi ciało! - odparła, wyrywając się.
- Ehh, dobra, zrobimy to inaczej. - powiedział Eren, chowając twarz w dłoniach. “I tak wiem już to co chciałem.” - Ana! Wstawaj! - powiedział ostro, używając hipnozy.
Pierwsza Ana zerwała się natychmiast na równe nogi, a druga poszła w jej ślady chwilę później.
- Leżeć!
- Hę? - zanim Ana numer dwa zdążyła zapytać, czemu to ma służyć, Ana numer jeden leżała już na łóżku, patrząc na Erena roziskrzonym wzrokiem.
- Kto jest grzeczną dziewczynką, co? No kto jest? - Ana Dwa patrzyła z rosnącym zdziwieniem, jak Eren mizia pierwszą Anę po brodzie. Dziewczyna wydawała się być wniebowzięta.
- A pomerdaj ogonkiem, co? No, pomerdaj dla pana. - Eren z brody przeniósł swoje czułości na brzuch dziewczyny.
Druga Ana stała patrząc na tą scenę z rosnącą w oczach zazdrością.
- Co do… - wykrztusiła z siebie, kiedy pierwsza Ana faktycznie zaczęła merdać ogonem, który nagle wyrósł jej spod pleców.
- Dobra Rafi, koniec zabawy. Wracaj do swojej postaci. - Eren wstał od łóżka i podszedł do Any. - Wszystko w porządku? - zapytał.
- T-tak, ale… co tu się stało? A właściwie czemu się stało? - wykrztusiła.
- Cóż, żeby ustalić, która z was jest prawdziwa, użyłem hipnozy. Ty wydajesz się być na nią całkowicie odporna, ale na Rafi zadziałało. Ogon to ostateczny dowód. - wzruszył ramionami.
- I naprawdę nie było prostszego sposobu? - zapytała Ana.
- Oczywiście, że był. Nawet kilka. Ale ten był jednym z zabawniejszych. - mrugnął do niej. Ana westchnęła i przewróciła oczami. - A teraz, Rafi. Chcesz nam coś powiedzieć?
- Owszem. - dziewczyna, już w swojej postaci, wstała z łóżka i otrzepała się z godnością. - Ana, nie zdałaś.
- Co? - Ana i Eren zapytali w tym samym momencie.
- Normalnie. Przyszłam tu pod postacią Erena żeby sprawdzić, czy Ana wykryje podstęp. Do samego końca grałam na niej jak na skrzypcach, więc nie zdała. - zmienna wzruszyła ramionami z triumfującym uśmieszkiem.
- A jakie były zasady, co? Zakaz zmieniania się w członków drużyny! - powiedział Eren, łapiąc Rafi za ucho.
- Aj, aj, aj! To boli! Poza tym, w uzasadnionych okolicznościach ta zasada nie obowiązuje! A to były uzasadnione okoliczności!
- Twoja złośliwość to żadne uzasadnione okoliczności! I nie udawaj, że cię boli, wystarczy, że sama sobie wydłużysz to ucho.
- To nie był złośliwość, Kapitanie! Tylko trening! I dobrze wiesz, że mogę zmieniać się tylko w ludzi i stworzenia, które widziałam więc nie potrafię wydłużyć sobie ucha!
- Ehhh, za co mnie to spotyka… - westchnął Eren, puszczając Rafi. - Dobra, oto moja decyzja! Rafi - za karę sprzątasz cały dom.
- Nieee… - zmienna padła na kolana, unosząc błagalnie ręce.
- Ha ha! Dobrze ci tak! - powiedziała Ana i wystawiła do niej język.
- Jeszcze nie skończyłem. - Eren pacnął ją w głowę. - Ty jej pomożesz.
- Co?! - Ana opadła na kolana obok Rafi. - Za co?
- Nie odróżniłaś marnej kopii od prawdziwego mnie. - teraz Eren pokazał Anie język. - Lepiej szybko skończcie, bo potem zrobicie sobie jeszcze trzygodzinny treningu walki wręcz.
- Nieee… Prosimy! Daruj nam, będziemy grzeczne! - dziewczyny błagały jedna przez drugą.
- W takim razie trening będzie trwał cztery godziny. I dopilnuję, żeby faktycznie tak było!
- Tak jest, Kapitanie. - odpowiedziały cicho.
- No. A, jeszcze jedno Ana. Mam nadzieję, że to się więcej nie powtórzy. - mrugnął, wychodząc z pokoju.
- Czasami mam ochotę go zabić. - westchnęła wampirzyca, patrząc jak zamykają się drzwi.
- Słyszałem to! - dobiegł przytłumiony krzyk z korytarza.
- Mogę zmienić się w jakiegoś maga z Wieży i powiedzieć mu, że jest wzywany natychmiast do ich głównej siedziby. - zaproponowała zmienna.
- To też słyszałem!
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt