15. Duch: Znów musiałem walczyć. - MarcinD
Proza » Fantastyka / Science Fiction » 15. Duch: Znów musiałem walczyć.
A A A

 Duch

15: Znów musiałem walczyć.

Granat, niczym wahadło, na łańcuszku, który kiedyś przymocowałem do sufitu poleciał wprost w stronę Rosomaka, a ja szybko schowałem się za osłonę z najróżniejszych rupieci. Przez sekundę, może dwie, które rozciągnęły się do upiornie długiego czasu była kompletna cisza, a zaraz potem wszystko potoczyło się błyskawicznie - rozległ się odgłos rozbijanego szkła, stuknięcie upadającego granatu, krzyki przerażenia, gwałtowne kroki i eksplozja, od której aż zapiszczało mi w uszach. Zaraz potem podniosłem się na klęczki i z karabinkiem przy ramieniu popatrzyłem na miejsce przed moim Rosomakiem. Znów musiałem walczyć, chociaż tak bardzo tego nie chciałem. Dwaj mężczyźni leżeli na plecach, z wyraźnymi ranami na nogach, jęcząc głośno, zaś dwaj pozostali gdzieś zniknęli. Zmrużyłem gniewnie oczy. Nagle z boku dostrzegłem ruch i instynkt uratował mi życie - nie sprawdzałem nawet, co i dokładnie gdzie się ruszyło, tylko rzuciłem się na podłogę i odturlałem na bok. Dzięki temu seria Kałasznikowa przeszła tuż ponad moją głową.
- Duch! Nie żyjesz już, cholerny tchórzu! Zabiję cię jak psa! - Rozległ się krzyk. Oczywiście, nie odezwałem się ani słowem, tylko wsłuchałem w ciszę. Słyszałem tylko głosy dwóch rannych ludzi. Krzyczeli coś o nogach i tym, co zrobią jak mnie dopadną. Widocznie pocharatał ich granat, chociaż nie mógł zrobić tego poważnie, nie był zaczepny. Niestety musiałem się śpieszyć, czas działał na moją niekorzyść. Ostrożnie uniosłem głowę i spojrzałem w dół.
- Duch! Chcę opatrzyć moich ludzi! Krwawią przez twój cholerny granat. A krew ściągnie drapieżniki. Mogę wyjść bezpiecznie?! - Usłyszałem krzyk, ale znów nie odezwałem się słowem. Ktoś jednak widocznie uznał to za moją zgodę, bo zza sterty złomu powoli wysunął się jeden z obcych mężczyzn. Wciąż trzymał karabin, ale w taki sposób, żeby mi pokazać, że chce go odłożyć. Podszedł do pierwszego z rannych po czym uklęknął przy nim, kładąc Kałasznikowa obok. Gdy otworzył wojskowy medipak, przestałem zwracać na niego uwagę. Nie był zagrożeniem, za to nie wiedziałem, gdzie był ten drugi. Obserwowałem parter, starając się ruszać w jak najmniejszym stopniu. W tym czasie polowy sanitariusz podszedł do drugiego z rannych, ciągnąc za sobą karabin. Teraz już powoli przesunąłem lufę mojego karabinka za nim i wymierzyłem w niego. Szybko zdezynfekował kilka najgroźniejszych ran na nogach towarzysza i zakleił je plastrami. Wciąż tyłem do mnie powoli i ostrożnie sięgnął po leżący tuż obok karabin, myśląc że tego nie widzę. Nagle jednym ruchem poderwał się na nogi z karabinem przyłożonym do ramienia i wymierzył mniej więcej w miejsce, w którym byłem. Ja byłem jednak przygotowany - mój karabinek był wymierzony. Jednak w ostatnim momencie zmieniłem zdanie, przestawiłem bezpiecznik na ogień ciągły i nieco obniżyłem lufę. To kosztowało mnie cenny czas i strzeliliśmy niemal w tym samym czasie. Moje trzy pociski uderzyły w betonową podłogę tuż przed jego nogami i nim skuliłem się cały, słysząc, jak tuż za mną grzechoczą pociski Kałasznikowa, dostrzegłem krwawe obłoczki na wysokości jego łydek. Upadł z krzykiem i na hali znów zapadła cisza, nie licząc ciągłych jęków rannych mężczyzn. Gdzie był czwarty? Tego nie wiedziałem. Ale musiałem się dowiedzieć. Nie musiałem jednak długo czekać na odpowiedź - kilka chwil później zza starych, pordzewiałych szaf wysunęła się… policyjna gazowa maska wraz z wojskowym hełmem. Serio?! Sztuczki z wysuwaniem wojskowego hełmu zza osłony wymyślono chyba zaraz po tym, jak w ogóle ktoś wpadł na pomysł by się schować. Maska - widziałem wyraźnie, że pusta - nawet rozglądała się na boki, aż w końcu zamarła w bezruchu. Popatrzyłem na Dominikę i chwilę musiałem czekać, aż złapała mój wzrok. Wskazałem na moje oczy, potem na maskę, a potem pokazałem jej na palcach gest strzelania z pistoletu. Skinęła głową i przyłożyła do ramienia strzelbę. Odbezpieczyła ją, wymierzyła w maskę i rozległ się strzał. Maska spadła za osłonę, chociaż wiedziałem że z tej odległości prawdziwego przeciwnika raczej tylko by wkurzyła, niż poważnie zraniła. W tym momencie jednak zza innej osłony wyskoczył czwarty mężczyzna. Szybko przesunąłem lufę karabinka i opuściłem ją, by ponownie trafić w krótką serią po nogach mężczyzny. Niestety gdy karabinek kopnął mnie trzykrotnie, spostrzegłem, że popełniłem błąd. A raczej popełnił go on - mężczyzna wyskoczył rzeczywiście zza osłony, ale od razu upadł na kolana, mierząc w moją stronę. Trzy pociski trafiły go w uda i brzuch, wyrzucając w powietrze kolejne krwawe  obłoczki. I w hali zapadła całkowita niemal cisza. Podniosłem się z kolan ostrożnie, szybko zlustrowałem całe przedpole, omiatając je lufą karabinka, po czym popatrzyłem na wejście do hali. Musiałem szybko je zamknąć, bo na hałas wystrzałów i zapach świeżej krwii na pewno zaraz zlecą się drapieżniki. Zwłaszcza, że była przecież noc. Znów kazałem dziewczynom zostać na górze i szybko zszedłem na dół. Wycofałem się do wyjścia i zamknąłem je starannie, a potem ruszyłem w stronę czwórki mężczyzn. Teraz mogłem z nimi porozmawiać.
 
Gdy tylko zbliżyłem się do czwórki mężczyzn, przewiesiłem karabinek przez ramię i wyciągnąłem Glocka, po czym szybko, kopnięciami, odsunąłem od nich karabiny. Na szczęście nie mieli innej broni. Wtedy popatrzyłem dokładnie na napastników. Jeden z nich - ten, który dostał trzema pociskami w klatkę piersiową już nie żył. Szybko odwróciłem od niego wzrok. Kolejny obficie krwawił z rozszarpanej łydki i mój żołądek zasygnalizował chęć wyrzucenia z siebie wszystkiego, co mu podarowałem dzisiaj rano. Udało mi się opanować i tylko przełknąłem głośno ślinę. Dwaj pozostali byli chyba w najlepszym stanie; ich pojedyncze rany po resztkach granatu były opatrzone i niemal nie krwawili. Byli jednak nieprzytomni. 
- Duch... Już nie żyjesz, psie. Naprawdę. Zabijemy cię - warknął ten ranny w łydkę, ale gdy tylko zwróciłem w jego stronę pistolet, zamilkł.
- Jesteś po niewłaściwej stronie broni - odpowiedziałem przez maskę, po czym chwyciłem go mocno za ramię i jednym ruchem z kieszeni moich spodni wyciągnąłem kilka plastikowych opasek. Szybko spiąłem jego nadgarstki i kostki. Popatrzył na mnie wściekłym wzrokiem, a potem gdzieś za moje plecy.
- A więc jesteś - warknął. - Brawo. Dotarłaś do niego. Myśleliśmy, że zjadły was dzikie psy. - Nie odezwałem się słowem, tylko szybko spiąłem nogi i ręce pozostałych opaskami. Domyślałem się, że pewnie jutro rano kumple ich uwolnią. Zerknąłem dopiero teraz na Dominikę, ale ona stała tylko wyprostowana, ze strzelbą w dłoni, nad mężczyzną. I nie odezwała się słowem.
- Jutro pewnie reszta waszych ludzi was uwolni - powiedziałem spokojnie. Cofnąłem się o krok i schowałem broń do kabury i spiąłem kajdankami pozostałych. Przez wizjer maski popatrzyłem w jego oczy, po czym zerwałem mu maskę z twarzy.
- Zostaw mi maskę, dupku! Powietrze tutaj…
- Powietrze tutaj jest w porządku - przerwałem mu gniewnie. - Myślisz że to tam jest hermetyczne? - zapytałem, wskazując głową na Rosomaka. - A jednak żyłem tutaj od kilku lat. I zakładałem maskę tylko wychodząc na zewnątrz. A wy żyliście w swojej galerii. Czemu ten układ się popsuł? Regularnie dostawaliście towary na wymianę. Dlaczego?
- Takie przyszły rozkazy. O układy we władzy naszego obozu pytaj się... - urwał na moment, a jego oczy strzeliły na ułamek chwili za moje plecy, gdzie stała Dominika. - ...pytaj się Mariusza. To jest nasz przywódca, na pewno o nim słyszałeś. On ci to dokładnie wyjaśni, tuż przed twoją śmiercią. Będziesz umierał całymi godzinami, błagając o koniec - warknął, tym razem dłużej patrząc na Dominikę. Ta bez słowa podeszła, stając zaraz przed nim i przesunęła nieco lufę strzelby, mierząc wprost w niego.
- Rozkazy... Nie żartuj. Po prostu pytam, dlaczego musieliście mieć więcej i więcej. No dlaczego? Było wam mało? - zapytałem. - Nie wierzę, że tak bardzo powiększała się wasza liczba.
- Naprawdę, Dominika, ładnie wyglądasz, tak gładziutko ogolona. On cię tak obciął? Na swoje podobieństwo? Czy po prostu woli chłopców i taka łysa bardziej mu się podobasz? - warknął mężczyzna, a ja tylko westchnąłem. Domyśliłem się już, że nie dowiem się od niego nic więcej. A on kontynuował swój monolog. - To było takie proste... Przeleźć te pół kilometra pod osłoną. Przeleźć, sprawdzić, wystawić. Proste. A Tereska jest z tobą, czy zdechła jednak gdzieś po drodze? Jak zawsze mówiła? Domiś, tak? Jej, jak słodko - syknął jadowicie mężczyzna. - Jeśli jej już nie ma, to szkoda. Czekałem aż stanie się kobietką. 
- Grzegorz. Zamknij. Się. Już. - Dominika wypluła niemal każde słowo, wypełniona nienawiścią. Popatrzyłem na nią, nieco zaniepokojony, po czym uklęknąłem na przeciwko mężczyzny. Znała jego imię? Wzruszyłem mimowolnie ramionami. Cóż, pewnie z obozu. W końcu stamtąd uciekła przecież.
- Grzegorz, tak? Spoko. Słuchaj, przecież ja chcę tylko odpowiedzi i spokoju. Odpowiedzi, dlaczego...
- Ty? - przerwał mi. - Odpowiedzi? Ech, Duch. - Mężczyzna westchnął. - Ty za głupi jesteś na odpowiedzi. Albo za ślepy. Mariusz faktycznie miał dobry  pomysł. Dałeś się tak... - Potężny huk rozległ się w całej hali, w pierwszej chwili wypełnił moje uszy rozdzierającym piskiem, a ułamek sekundy później głowa mężczyzny dosłownie eksplodowała, tak, że aż na wizjerze mojej maski pojawiły się krwawe smugi. Dopiero teraz odskoczyłem gwałtownie w tył i podskoczyłem na nogi. Z lufy strzelby, którą trzymała Dominika, wciąż unosił się dym, a ona patrzyła na ciało mężczyzny zupełnie pozbawionym emocji, martwym wzrokiem. W całkowitej ciszy, przerywanej jedynie przez ciągły pisk w moich uszach, słychać było wyraźnie jak ze strzelby wypadła pusta łuska i wylądowała na podłodze, gdy Dominika przeładowała broń.
- Chodź - powiedziałem do niej, zupełnie zaskoczony. - Musimy uciekać - dodałem. Dominika teraz dopiero popatrzyła na mnie, jakby sama była zaskoczona moją obecnością.
- Tak. Musimy - powtórzyła za mną i jak robot, ruszyła szybko.
 
Ruszyliśmy do wyjścia z hali, po drodze zabierając ze sobą Teresę. Zamknąłem za sobą drzwi wejściowe, po czym szybko, ale z zachowaniem maksimum bezpieczeństwa, ruszyliśmy w stronę czteropasmowej drogi wypełnionej wrakami samochodów. Mimo późnej nocy dotarliśmy bezpiecznie do istnego karambolu, jaki zostawiły za sobą wojskowe spychacze przesuwając jak klocki liczne, porzucone samochody i wsłuchując się w nocną ciszę, szybko odnaleźliśmy wśród wraków aut policyjne Ducato. Otworzyłem tylne drzwi moim kluczem, po czym wślizgnęliśmy się do środka. Miałem w nim karimatę, jeden koc i tyle przestrzeni, by dało się spokojnie w nim odpocząć. Oczywiście, wszystkie drzwi były dodatkowo zabezpieczone, by nie dało się ich tak łatwo otworzyć. Tereska padła niemal od razu i zasnęła głębokim snem, ale Dominika tylko usiadła skulona na podłodze, opierając się o sufit leżącego na boku Ducato. Położyła strzelbę obok, starannie ją blokując. Usiadłem naprzeciwko niej, zsunąłem maskę na szyję i tylko patrzyłem na nią zaskoczony. Na mojej masce, na wizjerze, na moim ubraniu, wciąż była krew. I nie tylko zresztą krew, ale w tej chwili wolałem się nad tym nie zastanawiać. W moim Ducato miałem zapasowy strój, zapasową maskę, trochę jedzenia i wody. Mogłem się przebrać. Było gdzieś tutaj nawet kilka plastikowych butelek i ze dwa ręczniki, mogliśmy się umyć. Ale to później. Teraz musiałem przemyśleć to, co się stało.
 
- Byłam nietykalna. - Dominika odezwała się nagle, patrząc w podłogę, dużo później, gdy, odwróceni plecami do siebie, szybko przetarliśmy nasze ciała mokrymi ręcznikami. - Byłam pielęgniarką. Potrafiłam opatrywać rany, przemywać je, zszywać. Przestałam liczyć, ilu ludziom uratowałam życie czyszcząc najdrobniejsze skaleczenia i całkiem poważne rany dzięki wojskowym medycznym pakietom. Więc wszyscy traktowali mnie trochę inaczej. Moja mama, która przed Katastrofą była pielęgniarką, nauczyła mnie tego, co tylko potrafiła. Więc… miałam nieco lepsze warunki. Ale widziałam, jak dziewczyny w moim wieku i starsze… i młodsze… Bite, gwałcone. Potem już oddawały się same, z takim martwym wzrokiem. Doskonale pamiętałam, jak Grzegorz odgrażał się, że gdy tylko Tereska dostanie pierwszą… - urwała i po raz pierwszy drgnęła, patrząc na śpiącą siostrę. - W kółko opowiadał, co jej zrobi.
- Wiem - powiedziałem cicho. - Nie musisz się z niczego tłumaczyć. Do poranka mamy tylko pół nocy. Prześpij się, bo to jeszcze nie koniec - dodałem. - Musimy… musimy coś z tym zrobić.
- Maciek… - powiedziała cicho i uniosła głowę, patrząc mi w głęboko oczy. - Zabierz mnie stąd. Ja tutaj nie chcę żyć - dodała.
- Nie bój się - powiedziałem. - Damy sobie radę. - Dominika skinęła głową. Położyła się na boku, zwijając koc pod głowę i dosłownie chwilę później już spała. Ja tylko usiadłem na wyrwanym z mocowań i ustawionym wygodnie policyjnym fotelu, po czym spokojnie patrzyłem na obie dziewczyny. Zanim przegrałem walkę ze snem, po głowie bez przerwy kołatały mi się ostatnie słowa zastrzelonego przez Dominikę mężczyzny: "Ty za głupi jesteś na odpowiedzi. Albo za ślepy.". Nie lubię być głupi. Ani ślepy. I czułem teraz strach. Tym bardziej, że przecież nie wiedziałem, kto miał przejść pół kilometra pod osłoną, ani nawet skąd i dokąd.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
MarcinD · dnia 24.10.2019 14:10 · Czytań: 560 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 4
Komentarze
al-szamanka dnia 04.11.2019 18:44
Nie dziwię się reakcji Dominiki.
Na pewno w takich warunkach sama bym strzeliła.
I to natychmiast, nawet nie czekając na początek wywodów tego palanta.
Wygląda na to, że Maciek ma teraz u boku dobrego pomocnika.
Tylko czy nadal będzie to walka bez końca, czy może ktoś z drugiej strony zdoła wyeliminować Mariusza i zaproponuje prawdziwą współpracę.
Dla dobra wszystkich tych, którzy przeżyli.
Wszystko zależy od Ciebie :)

pozdrawiam :)
MarcinD dnia 05.11.2019 07:16
Tak, to prawda, że wszystko zależy ode mnie... :-). Ale pamiętaj też, że ludzie są wredni, okrutni i źli. Nie będzie tak łatwo ;-).
bruliben dnia 08.12.2019 19:01 Ocena: Dobre
Bezbłędnie napisane. I szybko zeszło, widocznie z powodu zbliżającego się końca. Bo koniec, jaki by nie był już stoi za rogiem. Czuję go na skórze. Historia jednak się powtarza: on naiwny i rycerski, ona prawdopodobnie niezłe ziółko. I to hollywoodzkie: zabierz mnie stąd, nie chcę tu być chwili dłużej. On ulega... i zobaczymy co z tego będzie. Pewnie nic dobrego :).

Pozdrawiam,
Bruli
MarcinD dnia 08.12.2019 19:33
Cytat:
Czuję go na skórze.


Oj, dobrze czujesz B)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
18/03/2024 19:06
Pliszko, Posłużyłaś się skrótami myślowymi, ale pełnymi… »
Jacek Londyn
18/03/2024 18:15
Trening czyni mistrza. Kolejna okazja, tym razem… »
valeria
18/03/2024 11:41
Piękne, już bielonych rzeczy nie spotykam już:) chyba w… »
mede_a
18/03/2024 10:45
Jak ja kocham te Twoje maluchy! Ajw- poezji pełna - pisz,… »
Kazjuno
17/03/2024 22:58
Ja miałem skojarzenie erotyczne, podobne do Mike 17. Jako… »
Kazjuno
17/03/2024 22:45
Co do Huty masz rację. To poniemiecka huta do końca wojny… »
ajw
17/03/2024 21:52
Zbysiu - piękne miałeś skojarzenia :) »
ajw
17/03/2024 21:50
Tak, to zdecydowanie wiersz na pożegnanie. Na szczęście nie… »
Gabriel G.
17/03/2024 19:52
Nie ukrywam czekam na kontynuację. To się pewnie za trzy -… »
Kazjuno
17/03/2024 16:40
Dzięki Gabrielu za krzepiący mnie komentarz. Piszę,… »
valeria
17/03/2024 15:17
Gotowanie to łatwizna, tylko chęci potrzebne :) »
Gabriel G.
17/03/2024 12:46
Kazjuno Jestem świeżo po lekturze wszystkich trzech części.… »
Jacek Londyn
17/03/2024 10:31
Proszę o chwilę cierpliwości. Zanim odpowiem na komentarze,… »
Kazjuno
17/03/2024 04:17
Czekamy z Optymilianem, ciekawi twojego odniesienia się do… »
Jacek Londyn
16/03/2024 12:26
Drodzy Koledzy po piórze. Dziękuję za komentarze. Jest mi… »
ShoutBox
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:43
  • Nie poezją ja, a prozaiczną prozą teraz, bo precyzję lubię: nie komentarzem, a wpisem w/na shoutboxie zaczęłam, a jak skończę, to nie potomni, a los lub inna siła zdecyduje/oceni.
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:32
  • Pliszko - nie! Dość milczenia! Dopóki żyjemy! A po nas krzyczeć będą "słowa", na karcie, na murze...
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:28
  • To, jak skończysz pozwól, że ocenią potomni. Zaczęłaś komentarzem... pozwól/daj nam możliwość byśmy i Ciebie komentowali - jedno "słowo", póżniej strofy...
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:20
  • ech, Zbigniew Szczypek, fajnie wszystko, wróżba jest, choć niedokończona, ale z tego, co pamiętam, to Makbet dobrze nie kończy ;)
  • pliszka
  • 05/03/2024 22:58
  • A reszta jest milczeniem...
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty